Recenzja: Final Audio Design – porównanie modeli Piano Forte X IX i VIII

Odsłuch

Final_Audio_Design_Piano_Forte_007_HiFi Philosophy

A jak bardzo odmienne brzmieniowo są nasze podopieczne, przekonamy z użyciem kilku równie drobnych urządzeń.

   iPoda nie kupiłem ani nie pożyczyłem, bo kupować nie mam ochoty, a firma Apple stanowczo odmawia dostarczania swoich produktów recenzentom. Polityka ta okazuje się nadzwyczaj skuteczna w przełożeniu na sukces rynkowy, pozwalając niczym nie wyróżniającym się produktom Appla sprzedawać się po wyższych cenach i uchodzić za lepsze. Akurat można właśnie na którymś z filmowych kanałów satelitarnych oglądać fabularyzację jej dziejów i postaci Stevena Jobsa, według której scenariusza wniosła nieoceniony wkład w wynalazczość i postęp cywilizacyjny, co jest w odniesieniu do postaci samego Jobsa wierutną bzdurą; jak jednak powielokroć w historii wynalazczości, odkryć i idei bywało, prawdziwy promotor postępu – Steve Wozniak – i tym razem poszedł w zapomnienie. Nie to wszakże jest przedmiotem naszej uwagi. Darujemy sobie applowskie produkcje muzyczne, skrzętnie skrywane przed zakusami recenzentów, i raz jeszcze, tak jak w przypadku dokanałowych AKG, skorzystajmy z bytności odtwarzaczy plikowych Astell & Kern AK100 II oraz HiFiMAN HM-901.

Przekopałem bardzo rozległy materiał muzyczny, sięgając po wszelkiego typu popularne pliki i wszelki repertuar, a wnioski z tego wypłynęły dwojakie; dotyczące zarówno całościowo wszystkich modeli o identycznej konstrukcji a jedynie z różnych metali wykonanych obudowach, jak i indywidualne, do efektów tych różnych surowcowo obudów odniesione.

Zacznijmy od konstatacji ogólnych. Wszystkie Piano Forte grają dźwiękiem otwartym, zgodnym z ich nazwą, a także dobrze dociążonym i świetnie wyważonym. Całkowicie brak ich prezentacjom oschłości, charakterystycznej dla niemal wszystkich słuchawek dokanałowych – a już szczególnie grających ze słabszą aparaturą albo słabszym muzycznym materiałem. W Piano Forte wszystko płynie, posiada pełnię, konsystencję, naturalną postać i masę. Żadnego samego obrysu uzupełnianego pogłosem, żadnych brzmień rachitycznych, osuszania, odchudzenia, gołej techniczności. W każdych warunkach jest to muzyka, choć u każdego modelu nieco inna. Nawet więcej niż nieco inna, kiedy się nauczyć je rozróżniać i wyłapywać odmienności. U wszystkich dominuje jednak znakomite połączenie dociążenia i pełni z otwartością i swobodą. Nie ma brzmień przyciężkich, ospałych, ani nic się nie zamazuje. Każdy z trzech modeli ma wszakże własne podejście do szczegółowości i wypełniania, i o tym będzie za chwilę. Przejrzyste są natomiast wszystkie i wszystkie w podejściu do brzmienia nie tylko otwarte i muzykalne, ale także z nutą optymizmu, bez żadnego dosmucania.

Final_Audio_Design_Piano_Forte_019_HiFi Philosophy

Nowy Astell&Kern będzie jak znalazł.

W pochodzącym z lat 60-tych Kabarecie Starszych Panów Jeremi Przybora z łagodną ironią wprowadził postać Dosmucacza, jako zawód przyszłościowy, kiedy to nastaną czasy tak piękne, że pałający na wszystkich frontach całkowitym szczęściem obywatele wymagać będą dosmucenia, by nie popaść w szczęśliwość patologiczną. Dosmucaczy na razie nie widać, o ile nie liczyć normalnych smutasów – I czyżby znaczyć to miało, że nie doczekaliśmy się jeszcze tych szczęsnych czasów? – nie brak natomiast słuchawek i innej aparatury muzycznej noszących znamiona smutku, nostalgii i melancholii. Tego rodzaju nastrojów słuchawki Piano Forte nie oferują, choć nie można zarazem powiedzieć, że są skrajnie optymistyczne. Po stronie optymizmu są jednak wyraźnie, zarówno poprzez swą pełnię, jak i brak wzmożonego pogłosu, a więc ucieczkę od poczucia obcości, czemu w sukurs przychodzi mocno zaznaczający się region basowy, analogowo i naturalnie brzmiąca średnica, a nade wszystko przestrzenne i nie pozbawione ciała soprany. Żadnych nie ma igieł, uszczypnięć, anoreksji, sybilantów. Płynna tkanka muzyki ma przyjemną temperaturę, ładne, naturalne podświetlenie i doskonałe odejście od ograniczania czegokolwiek. Nie jest duszno, nie jest ciasno, nie jest chłodno. Nie jest też smutno, a choć powiadają, że smutek ogranicza, to sam tak go nie postrzegam, o ile tylko nie jest dojmujący, ale ma postać łagodną, refleksyjną. Tego smutku gratis jednak tu nie otrzymamy, jednakże swym lekkim optymizmam słuchawki Piano Forte nie odbierają rzeczom posępnym posępności, tak więc uczuciowość znajduje u nich całościowy wyraz, z lekka tylko przetoczona jest na optymistyczną stronę. Stoją za tym wszystkim także wyjątkowo duże jak na słuchawki dokanałowe dźwięki, pozbawione kruchej delikatności i chudych paluszków andersenowskiej dziewczynki z zapałkami. To sporych rozmiarów muzyka. Nie tak atletyczna jak u Audeze LCD-3 albo Ultrasonów Edition9, ale całkiem spora i od przeciętnej z konstrukcji dokanałowych pokaźniejsza. A jednocześnie, jak już  wspominałem, bardzo dobrze wyważona, bez żadnego przegięcia w stronę basu, jak ma to miejsce u AKG K3003, ani też w stronę sopranów, jak dzieje się u wielu innych, zwłaszcza tych jakościowo słabszych.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: Final Audio Design – porównanie modeli Piano Forte X IX i VIII

  1. Ewa pisze:

    Przyznam szczerze, że jestem zaskoczona tą serią i taką dużą rozpiętością modeli w tej serii. Jest ogromny wybór dla każdej kieszeni tak na prawdę:)

  2. Piotr Michalak pisze:

    Miałem okazję nabyć X i VIII, a także pożyczyć na dłuższy czas IX. Generalnie potwierdzam większość wniosków. VIII są najbardziej zrolowane i średnicowe, natomiast technicznie i przestrzennie i tak dają radę. Są uboższe od IX i X brzmieniowo, aczkolwiek to wychodzi dopiero w porównaniu bezpośrednim; same z siebie brzmią świetnie, choć może przeszkadzać brak ostrości osobom tak jak ja przyzwyczajonym np. do brzmienia marki Beyerdynamic czy Ultrasone.

    IX jest najbardziej zwyczajna, można powiedzieć, że to „studyjna wersja piano forte”. Przez to ma najmniej w moim odczuciu „tego czegoś”, jest zwykła, ale bardzo dobra technicznie. Może to jest takie „pianoforte” dla fanów Beyerdynamica? Wizualnie moim zdaniem też pozostałe dwie wyglądają lepiej (miedź i złoto lepiej się prezentują niż stalowe pianoforte), choć wszystkie są oczywiście pięknymi słuchaweczkami, unikalnymi wizualnie.

    X przede wszystkim wizualnie wygląda najlepiej. To absolutnie śliczna słuchawka. Połączenie połyskującego się, żółtego złota z czarnym kablem daje jednocześnie ekstrawagancję, a przy tym i subtelną elegancję. Brzmieniowo faktycznie jest delikatny pogłos i wynikające stąd rozmycie dźwięku, ale przestał mi przeszkadzać, odkąd porównałem X ze „studyjnymi” IX. Odkryłem w ich brzmieniu magię, zrozumiałem je.

    Lab2 brzmieniowo są bogatsze od nich wszystkich, aczkolwiek… mimo tego, co sugerują ich śliczne zdjęcia, X wyglądają w praktyce lepiej. Pianoforte jako seria jest też wygodniejsza niż lab2, które mogą wypadać z uszu przez połączenie słuchawki z lekkiego tytanu oraz relatywnie cięższego, sztywnego, srebrnego kabla.

    Trudno wybrać, która z tych słuchawek jest najlepsza, to fakt. Warto przed zakupem posłuchać wszystkich, zobaczyć je na własne oczy i wybrać pod swoje oczekiwania wizualne oraz brzmieniowe. U mnie zostały jednak X, a VIII wędrują na sprzedaż, bo jednak i wizualnie, i brzmieniowo X są bogatsze. Komplementują natomiast Lab2 pod względem wygody użytkowania i innego, bardziej oddalonego charakteru brzmienia.

    Pozdrowienia dla wszystkich:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy