Recenzja: FiiO K19

   Szanowni mają apetyt? Apetyt na coś audio? Doskonale się składa, bo ten K19 to nie sowiecki okręt podwodny, złowrogo przezywany „Hiroszimą” od ilości awarii jądrowych, jednostka spopularyzowana dzięki hollywoodzkiemu thrillerowi z Harrisonem Fordem za kapitana. Nasz K19 to najnowszy, naziemny przetwornik cyfrowo-analogowy z wyjątkowo mocnym, bez mała atomowym słuchawkowym wzmacniaczem.

   FiiO K19 został zwodowany, a nie używając metafor spuszczony na blaty, przez Electronics Technology Company, Ltd., właściciela marki handlowej FiiO; firmy stworzonej w 2007 przez inżynierów starszego o parę lat OPPO (2001), największego dziś w Chinach producenta smartfonów.

   Rozpracowywanie nazwy nie wiedzie nią wiedzionych do staropolskiego „fijoł”, oznaczającego łagodnego wariata, tylko do Fi wziętego z końcówki branżowego skrótu, początku słowa „fidelity”, oraz przetworzonego symbolu 1&0 – znacznika technologii binarnej, zwanej potocznie cyfrową. (Ściśle to zatem Fidelity1&0, ale to gorzej by się sprzedawało.)

   Firma posiłkuje się hasłem „Born For Music” i przywołuje dwa pozytywy. Pierwszy, taki cokolwiek mojszy, powstały u posiadacza odtwarzacza OPPO 105D, który od lat się świetnie sprawuje. I drugi, już więcej ogólny: rynek to FiiO bardzo lubi; szanuje za jakość przejętą od OPPO (przeciwieństwo jakości podwodnego K19); lubi tym bardziej za przystępne ceny, idące pod prąd powszechnej drożyźnie.

   Ale FiiO K19 to wyrób flagowy – najlepszy przetwornik i najlepszy słuchawkowy wzmacniacz marki – on całkiem tani być nie może. Kosztuje 6995 PLN, a więc dosyć konkretnie, choć jakże tanio w porównaniu do niedawno recenzowanej pary AURALiC VEGA G2.2 i LEO GX. 1, z wyceną dziesięć razy wyższą. A tymczasem stanowi jej funkcjonalną analogię i też ma femtosekundowy zegar, choć nie aż taki precyzyjny. Lecz również, i to w pojedynkę, może być zaawansowanym przetwornikiem poprzedzającym dowolny wzmacniacz i może jakościowym przedwzmacniaczem, a własny słuchawkowy wzmacniacz ma takiej jakości i mocy, że niestraszne mu żadne słuchawki – po jakościowe osiem watów wypluwa w każdym kanale. Natomiast nie jest prawdą, że może obsługiwać wszelkie, jak stoi mu w papierach, gdyż nie należy do tych, niezwykle rzadkich, zdolnych napędzać też elektrostaty. Ale pozostałe z łatwością, ponieważ – rzecz niespotykana – dano mu aż pięć wstępnie dostrajających poziomów wzmocnienia.

Architektura i funkcjonalność

    Zacznę może od cechy najbardziej rzucającej się w oczy: urządzenie jest płaskie i po wzięciu do ręki okazuje się niewiele ważące (1,8 kg), a dwa dołączone komplety podstawek pozwalają na wybór orientacji poziomej lub pionowej. Cztery płaskawe nóżki możemy przytwierdzić do boku, który stanie się spodem, uzyskując klasyczny naleśnik, albo dwie zmyślnie rozkraczone i zabezpieczone przed poślizgiem przykręcić do lewej ścianki, uzyskując pozycję pionową; która sądząc po kierunku napisów na siłą rzeczy małym wyświetlaczu, jak również tych umieszczonych przy tą samą siłą małych gałkach, jest uważana za standardową, jako zabierająca mniej miejsca. Z pewnością też zapewnia o wiele skuteczniejszą wentylację, bo urządzenie na wszystkich ściankach ma ażur dużych wywietrzników – bowiem w środku upchnięto niemało i to niemało się rozgrzewa.

    Zaraz do tego „niemało” przejdziemy, ale zostańmy na powierzchni, skoro już od niej zaczęliśmy. Obsługę dostajemy dwojaką – tymi gałkami lub z pilota; i są też dwa wykończenia – srebrzyste albo czarne. Czarne jest także tło małego wyświetlacza, na którym białe i rubinowe znaki pozwalają wybierać jedną z siedemnastu equalizacji, jeden z pięciu poziomów wzmacniania i jeden z siedmiu filtrów cyfrowych. Też rodzaj cyfrowego wejścia i pożądane aktywne wyjścia, stopień jasności ekranu i czas jego wygaszenia, język, tryb aktualizacji i parę innych rzeczy. Wszystko to za pośrednictwem gałki bliższej ekranu, a dalsza (w spionizowaniu wyższa) to ON/OFF trybu czuwania i potencjometr krokowy o wolnym narastaniu, słusznym w obliczu takiej mocy.

     Na półkoliście po obu stronach zakończonej pleksiglasowej witrynie z pośrodku małym ekranikiem ulokowano również gniazda słuchawkowe i przednie łącze USB; te gniazda to 4-pin, Pentacon i duży jack, a USB jest typu C.

     Na powitanie ekran wyświetla rubinowe FiiO, by zaraz przejść w tryb informacji, zdecydowanie za małymi cyferkami informując o poziomie wzmocnienia (max. 120), niewiele większą czcionką o sposobie działania (sam przetwornik, czy więcej), znacznie większą, czerwoną wers niżej, o aktywnym wejściu cyfrowym, w kolejnym wersie błękitną o typie próbkowania, a w ostatnim na powrót białą o wyborze equalizacji.

     Bardzo dużo dzieje się z tyłu, gdzie przy orientacji pionowej na samym dole trzybolcowe gniazdo zasilania z poniżej włącznikiem głównym, nad nim skobelek przełącznika rodzaju zasilania i obok niego wtyk dla zasilacza DC 15V/3A, stanowiącego alternatywę mającą wg producenta dawać inne wrażenia audialne. (Zasilacza nie ma w zestawie, poszukujemy sami.) Powyżej komplet wejść XLR i nad nim dwa komplety RCA, a dalej gniazda cyfrowe (osobne we/wy koaksjalne i we/wy optyczne, RS-232 i USB). Jeszcze wyżej Trigger 12V, przyłącze uziemienia, HDMI IN oraz HDMI OUT i równolegle do nich podłużna, niestercząca antena Bluetooth.

   Zestaw gniazd umożliwia podpięcie do PC lub MAC i ekranowe ustawianie precyzyjnego, 31- pasmowego equalizera, który ma siedem stanów predefiniowanych i udostępnia użytkownikowi aż dziesięć jego własnych, a może też być dezaktywowany wyborem opcji OFF.

     Finalizując kwestie zewnętrzne pozwolę sobie uznać urządzenie za zgrabne i wyrazić zdumienie, że aż tyle jakości i mocy udało się pomieścić w tak małych gabarytach i przy tak niskiej wadze. Co niewątpliwie jest zasługą postępu technologicznego i sprytu chińskich inżynierów, którzy opracowali jednobryłowy (unibody), wysokociśnieniowo odlewany korpus ze stopu aluminium; korpus o bardzo dużej sztywności pomimo małej wagi. Ten korpus ładnie wykończono frezarką CNC, a bycie ażurowym dobrze do niego pasuje. Kluczowy dla wyglądu front jest dopieszczony estetycznie, a dwie wyfrezowane z tego samego aluminium gałki mogą być, stylem kart graficznych, wieloma barwami podświetlane; ale też mogą nie być, do pary z wygaszeniem ekranu. Może więc być kolorowo lub bez efektów świetlnych; tak czy tak będzie finezyjnie, bo obudowa jest finezyjna. Okablowanie ciągnie ją w tył, lecz mimo to jest stabilna, a to okablowanie prowadzi zainteresowanych do wnętrza, gdzie w głównej roli dwie – po jednej dla L-R ścieżek stereo – ośmiokanałowe kości D/A ESS Sabre ES9039SPRO z 32-bitową architekturą HyperStream czwartej generacji, zapewniającą dynamikę 132 dB i 122 decybelowy odstęp od szumów i zniekształceń.

     Kości te współpracują z procesorem quad-core FPGA i pozostają pod globalną kontrolą dwóch femtosekundowych zegarów, osobnych dla potoków 44,1 i 48 kHz. Dalsze etapy to symetryczny przedwzmacniacz na OPA 1602 i symetryczny wzmacniacz słuchawkowy na OPA2211 i OPA1602, przypisanych do dwóch (L-R) 8-kanałowych modułów THX AAA 788+, co gwarantuje każdej wiązce sygnału stereofonicznego 8000 mW pozbawionej zniekształceń mocy.
      Wszystko to wstępnie czerpie energię z niskoszumnego wewnętrznego zasilacza 40 W klasy przemysłowej, obsługującego napięcia 85 – 305 V AC, albo alternatywnie z zewnętrznego 15V/3A DC, który zapewnia sam użytkownik.

    W komplecie przewód zasilający, adapter USB-C/USB-A, adapter 6,35 mm, śrubokręt, śruby i podstawki, kabel USB 2.0, przewód audio 3,5 mm, podwójny kabel transmisji danych USB typu C, wielofunkcyjny pilot, instrukcja i karta gwarancyjna. Całość elegancko zapakowana i ze wspomnianą wyceną prawie siedmiu tysięcy złotych, która może się okazać korzystna, jednakże pod warunkiem odpowiedniej jakości. Jakości nieprzeciętnej, bowiem też chińskie Aune i liczna pozostała konkurencja nie przysypiają z zaawansowaniem i też się nie srożą cenami.

Odsłuchy

    Dwie tak naprawdę rzeczy należało poddać sprawdzeniu: osobno jakość przetwornika i słuchawkowego wzmacniacza. Co oznaczało słuchanie z podpiętym zewnętrznym wzmacniaczem i przełączanie wte i wewte.

    Kontrolnym wzmacniaczem Phasemation, jako też mogący obsłużyć dowolnie prądożerne słuchawki, tak samo symetryczny i przede wszystkim stawiający twarde warunki jakościowe – szczycący się nieużywaniem wzmacniaczy operacyjnych OPA, znamionującym wysoką klasę. Przy tym kosztujący niewiele więcej, czyli żadnych przepaści cenowych, ale brak przetwornika to jasna sprawa, że droższy wzmacniacz.

   Przebrnąłem przez kolekcję słuchawek szlakiem od najtańszych ku szczytom, a com usłyszał, opowiem.


AudioQuest NightHawk (kabel FAW)

    Jedne z niewielu w historii tanich a wyczynowych, prawdziwy klejnot i ewenement, a już zwłaszcza gdy z lepszym kablem.

    Ich próby z FiiO K19 wprost i poprzez symetrycznie podpięty Phasemation ukazały niewielkie różnice. Przez Phasemation śladowo wyższe brzmienie, trochę mniej głębi i nasycenia, jak również zaznaczające się srebrzenie dźwięku, nie tylko bardzo przyjemne i pieczętujące jakość, ale także poszerzające scenerię i dodające świeżości. Tyle zrobił przetwornik dla zewnętrznego wzmacniacza, natomiast własnemu dał głębokie, ciemne, nasycone, masywne, a przy tym trochę cieplejsze brzmienie i – co w kontekście tej ciepłoty zaskakujące – także bardziej echowe. Zwykle bowiem echowość chadza w tę samą stronę z chłodem, a chociaż nie pod rękę, a szybszym najczęściej krokiem (a zatem pogłębione echo nie musi koniecznie oznaczać proporcjonalnego przyrostu chłodu), niemniej kierunek odwrócony – cieplej i jednocześnie bardziej pogłosowo – nie zdarza się często.

       Tymczasem tu tak było, a za sumę stwierdzenie, że oba brzmienia więcej niż dobre i jakościowo na tym samym poziomie. W ostateczności mogłem uznać, że dłużej wybrzmiewające, delikatniejsze i misterniejsze dźwięki via Phasemation wywierały wrażenie minimalnie wyższej jakości, ale zarazem były bardziej rzewne, a nie wszyscy to lubią. Więc generalnie prawie równo i generalnie high-endowo, bo pasowanie do słuchawek nic nie pozostawiało do życzenia, zwłaszcza że w obu przypadkach trudne do uczynienia na wskroś transparentnym medium NightHawk okazało się transparentne. Przy Phasemation trochę bardziej, lecz i w K19 solo bez uwag, pomimo że dźwięk zgrubniejszy, ale w stopniu tak małym, że bez porównań trudno wyczuć; i w ogóle nie było się czego czepiać – słuchanie przez samo FiiO dawało pełne zadowolenie. Tym bardziej, że też trójwymiarowość, duże sceny i mocne, przekonujące jakością brzmienia o lekko obniżonej, ale przyjemnie gęstej konsystencji w ozdobie strzelistych i dźwięcznych sopranów. A rzecz charakteryzując najkrócej – granie na pełny regulator, aż szkoda było te NightHawk wypinać.

FiiO FT5 (kabel własny)

    Nie mając innych aktualnych ze średniej półki, sięgnąłem po niezrecenzowane jeszcze flagowe FiiO, i okazało się, że to na pewno nie słuchawki klasy NightHawk, tym niemniej dobre, z wyróżniającą się przestrzennością. Niezdolne do wytworzenia takiej brzmieniowej finezji i tej miary autentyzmu, ale rzetelnie neutralne w sensie wypośrodkowania wszystkiego i dzięki podkręconej przestrzenności mogące się podobać. (Być może z lepszym kablem zdolne do czegoś więcej, ale odpowiedniego nie miałem.) Nieznacznie płytsze u nich wnikanie w melodykę i atmosferę koncertową było rzeczywiście nieznaczne i sprowadzające się z grubsza do tego, że finezyjność Phasemation pozwalała niemalże osiągać poziom NightHawk przy K19 solo. Troszkę to brzmienie pary FiiO było w porównaniu stępione, ale zarazem prostodusznie szczere – zwykłe aż do lekkiej przesady, ale bez żadnej jawnej wady poza deficytem artyzmu. Przy wyższej, ale nie jakoś specjalnie, cenie dwie pierwsze wersje Beyerdynamic T1 pozwalały słuchającemu przenikać w dużo bardziej zdumiewający świat brzmieniowy, ale tak samo jak i NightHawk to słuchawki minione. Jednak też MOONDROP Venus, z pamięci przywołując, oceniłem wyżej, tyle że one to taka nowość, która w mig stała się przeszłością: MOONDROP produkuje dziś inne flagowe, tych jeszcze nie słyszałem. Ale nie naszą sprawą porównywanie teraz słuchawek.

    Także w przypadku FiiO FT5 wzmacniacz wbudowany w K19 okazał się bardziej pogłosowy, chociaż już nie cieplejszy. (Może nawet nie bardziej, ale ta pogłosowość bardziej na tle zredukowanej gamy innych przymiotów się wyróżniała.) Trochę też wbudowany okazał się niższy tonalnie i słabiej akcentujący niuanse, ale brzmieniowo zdrowy, rzetelny i mocny. Pogłosami dobrze operujący, ukazujący je tylko wówczas, kiedy same w nagraniu; i tak na przykład klasyczne „Scarborough Fair” Simona & Garfunkla wypadło przy nim bardzo dobrze, aczkolwiek dłużej ciągnione i bardziej tajemnicze brzmienia płynące z Phasemation dawały mu jakościową przewagę. Z czego natychmiastowy wniosek, że przetwornik w K19 jest lepszy niż jego wzmacniacz.

Dan Clark Audio E3 (kabel własny)

   Nie sięgnąłem po Ultrasone T7, bo to od dawna niedostępna, limitowana efemeryda. Moja, ale co komu po tym? Miast tego aktualne Dan Clarki za równe dziesięć tysięcy – tak samo jak flagowe FiiO planarne, lecz cztery razy droższe.

      W mig okazało się, że bycie gorszymi od NightHawk to dla tych FiiO żadna ujma; E3 podążyły za nimi, jako tak samo nazbyt przaśne, by zaangażować słuchacza który właśnie zdjął NightHawk. Ale brzmienie obu planarnych tak samo było uczciwie i masywnie przyjemne; przy K19 solo bez artystycznych zapędów, trochę z nimi przy Phasemation, jako nieustępliwie raz po raz dostarczającym dźwięk żywszy, migotliwszy i dłużej podtrzymany, a przede wszystkim wyczuwalnie bardziej melodyjnie rozkołysany i całościowo rozedrgany. Na jego tle ten od wzmacniacza w K19 brzmiał odrobinę głucho; żadna wielka różnica, no ale jednak.
      Z Phasemation flagowe FiiO i E3 spisywały się w artystycznych kryteriach lepiej, odnośnie zaś różnicy między nimi, to droższe okazały się lepsze o jeden, ale kluczowy czynnik – ich brzmienie było podobne stylistycznie, lecz całościowo bardziej trójwymiarowe i wraz z tym z dużo bardziej holograficznym rozkładem scenicznych planów. (Porównywałem na oryginalnych u obu kablach i E3 to porównanie wyraźnie wygrały, co przy takiej różnicy cenowej byłoby czymś oczywistym, gdyby nie to, że NightHawk były kiedyś pięć razy tańsze i nawet użyty tu kabel FAW zbytnio tego nie zmieniał, jako kosztujący poniżej tysiąca.)

HEDDphone Two (kabel Tonalium – Metrum Lab)

    To słuchawki szczególne, zaraz słychać, że inne. Niesamowicie realistyczne, lecz tylko pod warunkiem mocnego i jednocześnie wysokiej jakości wzmacniacza. A nie mocnego tylko trochę, a mocnego naprawdę. To samo względem jakości.

    Wzmacniacz w K19 był bez wątpienia dość mocny, jego 2 x 8W bezproblemowo załatwiało sprawę. Ale czy dość jakościowy?

    Uważnie się wsłuchiwałem i rodził się dylemat. To na pewno nie było brzmienie stuprocentowo wyzyskujące potencjał niezwykłych HEDDphone, ale nie na zasadzie, że tor nie dosyć jakościowy. To wędrowało dawno wydeptaną ścieżką spod znaku audiofilskiej prawdy: „Potrzebna też synergia”. Sytuacja krzyczała tym, że zalety HEDDphone Two pokrywały się zaletami wzmacniacza w K19, zabrakło mu natomiast tego, czego dużo potrzeba, żeby się dopełniła jakość HEDDphone. Identycznie jak same słuchawki sprzedawał duże, gęste i melodyjne dźwięki, ale nie oferował wystarczającej dawki sopranowych tryli, melodycznego rozkołysania i vibrato, finezyjnego dopieszczania każdego dźwięku. I on, i słuchawki, oferowali przede wszystkim dbałość o duży rozmiar, postawność oraz bliskość masywnego, gęstego, ciemnego dźwięku, co jako brane w dwójnasób nie tyle trąciło przesadą, co niedostatkiem reszty. Zbyt było jednostronne, a przecież te HEDDphone potrafią być realistyczne, że tak powiem, na wszystkich frontach. Ale potrzeba do tego dużej porcji finezji, a wzmacniacze operacyjne nie należą do takich, które mają tego najwięcej. Dlatego w przypadku HEDDphone Two po raz pierwszy pokazała się spora różnica pomiędzy K19 solo, a wspieranym przez Phasemation, w którego repertuarze znalazło się więcej tego, czego tym HEDDphone Two potrzeba. – Większa dawka delikatności, misterności, zaśpiewu, uduchowienia i złożoności stanów emocjonalnych. Ale tym samym K19 przetwornik i jego nieustająco aktywny przedwzmacniacz dowiodły nieprzeciętności własnej, im niczego nie mogłem zarzucić.

Dan Clark Audio STEALTH (kabel własny)

    Zróbmy sobie naprawdę drogo; STEALTH to jeszcze dwa razy drożej niż E3 czy HEDDphone. One znów z oryginalnym kablem, żeby względem E3 było sprawiedliwie. Zakładając na głowę przeleciała mi myśl, że ich większy nacisk na ozdobniki i szeroko pojmowany artyzm, a ogólnie niezwykłość, dobrze powinny uzupełniać prostoduszność bardzo silnego, ale właśnie prostodusznego wzmacniacza K19 na OPA. I nic się nie pomyliłem, to właśnie były słuchawki najlepiej pasujące.

    Po raz pierwszy pokazał się dźwięk bardziej złożony niż u NightHawk, wyraźnie głębiej przenikający w muzyczną strukturę. Dopasowany tonalnie i tą pasującą, wyższą tonalność wyzyskujący na rzecz przenikania i obfitszego, rewelacyjnego co do rezultatów, operowania pogłosem. Wszystko nabrało większej złożoności, trójwymiarowości i miało dużo większą zdolność angażowania kogoś wybrednego. To już był high-end bez taryfy ulgowej, choć z NightHawk też był taki, ale ten bardziej. Do tego jeszcze bas, zawsze u STEALTH wyjątkowo rozdzielczy, ale niekoniecznie dość głęboko schodzący, również nie wykazywał żadnych braków i mocno przytupywał. No tak, to już był dźwięk, z którym mógłbym na co dzień, tym bardziej, że na ozdobę dużo powietrza, przestrzennej swobody i długo w dal wędrujących dźwięków, których najbardziej nawet złożone układy pozostawały czytelne. I to godne podkreślenia, że nastrojowość, na której zbytnią jednostronność w ciążeniu ku optymizmowi poprzednio narzekałem, także nabrała skali, nareszcie też w melancholiach można było się taplać.

Odsłuchy cd.

    Co na to Phasemation? On też coś po raz pierwszy – po raz pierwszy nie wydał mi się na pierwsze ucho lepszy, po raz pierwszy grał cieplej i dużo bliższym, pełniejszym dźwiękiem. Powiedziałbym (choć to na wyrost), że K19 solo do tych STEALTH lepiej pasował, bardziej uderzał niezwykłością. 

HiFiMAN Susvara (kabel Tonalium – Metrum Lab)

    Na finał taka drożyzna, że aż trzeszczą stawy. Poczytywane, nie bez racji, przez wielu za planarną referencję, Susvary pokazały z K19 solo w dużym przybliżeniu to samo, co STEALTH z Phasemation. Ale przy różnicy gładszego, bardziej płynnego i bardziej rozfalowanego dźwięku, który był też cieplejszy i przez to bardziej optymistyczny. Ciepła kąpiel brzmieniowa niczego nie pozostawiała krytyce odnośnie walorów melodycznych, przekaz był gramofonowy. I jako taki nabity energią oraz przejawiający wysoką kulturę, zwężaną jedynie w wachlarzu emocjonalnych stanów o zakątek ze smutkiem. Żadnej rzewności, żadnych cyfrowych obcości generowanych przez pogłosowe nadbudowy, mimo pogłosów dobrze słyszalnych, ale nie tych gotycko tajemniczych i katedralnie chłodnych. Równocześnie biologizm w rozkwicie i bardzo bliski plan pierwszy, jeszcze potęgujący żywy kontakt. Niebywale udane brzmienie w kryteriach analogowości, tym razem w odniesieniu nie tylko do przetwornika i przedwzmacniacza. Ponownie także wzmacniacz okazał się świetny, a patrząc z szerszej perspektywy w trzech próbach spełnił zakres wysokich oczekiwań – z NightHawk, STEALTH i Susvarą zagrał imponująco. Tym samym nie jest w pełni, tym niemniej dość uniwersalny; od czystego, trójwymiarowego sopranu, przez biologiczną średnicę, po pulsujący potęgą bas – wszystko składało mu się z wymienionymi w udaną całość odnośnie sceny i samego dźwięku. Ten wzmacniacz potrafi wszystko, a w każdym razie bardzo dużo, jednak tylko ze słuchawkami mającymi „to coś”.

    Co na to Phasemation? Phasemation zapodał chłodniej, znajdując zapodziany smutek. Troszeczkę srebrzył, z lekka dłuższymi wybrzmieniami studził optymistyczną atmosferę i wyczesywał z dźwięków chmurki sopranowych punkcików. Mniej było wypełnienia i nasycania kolorem, a więcej światłocienia wplatającego nić tajemnicy. Czy to było prawdziwsze, uczciwsze wobec nagrań? Nawet jeżeli było, to nie miało znaczenia. To był inny styl i klimat – nie lepszy i nie gorszy. Czy prawdziwsza jest twarz z uśmiechem, czy ta bez uśmiechu? Nie mają sensu takie pytania, obydwie są prawdziwe.

Wypadkowa

    Oceniając FiiO K19 oceniamy trzy urządzenia – przetwornik, przedwzmacniacz i słuchawkowy wzmacniacz. A już ocena przetwornika to w dzisiejszych czasach zadanie nader skomplikowane. Siedem filtrów cyfrowych oznacza siedem podejść, lecz z doświadczenia wiem, że sam wybieram zawsze „Slow”. Siedem predefiniowanych equalizacji? Wszystkie sprawdziłem i najbardziej uniwersalna okazała się „Dance”, ale jak ktoś słucha głównie muzyki poważnej, to można użyć „Classic1”, która wysmukla dźwięki i powiększa scenerię. Sam podczas porównań nie używałem żadnej, co mi najbardziej odpowiadało i było najobiektywniejsze. Przetwornik i współpracujący z nim przedwzmacniacz od startu uznałem za świetne, a mnogie późniejsze podejścia z różnym repertuarem i słuchawkami ocenę umocniły. W tych pieniądzach taki przetwornik to rzecz trudna do powtórzenia, ale nie warto się zarzekać, bo nikt nie zna całego rynku, a iFi, Chord, Aune czy Fidelice by Rupert Neve też oferują znakomite przetwarzanie, przykłady można mnożyć. Ogólnie biorąc nabieram zdania, że dużo łatwiej trafić na nie dość dobry przetwornik w strefie urządzeń drogich niż tanich i ze średniej półki.

    Przetwornik, do tego tak wyposażony oraz wspierany wewnętrznym femtosekundowym zegarem, nie powodował żadnych wahań, należała mu się najwyższa nota. To samo w przypadku nic nie zakłócającego jego pracy przedwzmacniacza, którego jedyną wadą za mały cyfrowy wskaźnik ustawienia głośności. Co zaś się tyczy wzmacniacza, który w momencie imponuje tym swoim 2 x 8W nie jako papierową przechwałką, ale zdolnością jakościowego napędzania nawet najtrudniejszych planarów, to zrazu miałem zastrzeżenia, gdyż tak się akurat złożyło, że pierwszymi z nim użytymi słuchawkami były HEDDphone Two. O których napisałem w ich recenzji, że moc jest dla nich kluczowa – dosłownie i w przenośni otwiera ich harmonię – lecz te słuchawki okazują się woleć wzmacniacze kładące nacisk na czarowność, a nie na prostoduszność. Moc, owszem, jest kluczowa, ale przydają się im też czary: mienienie kolorytu, światłocień, finezyjne nutki, brzmieniowe wirki, miriady drobin, rozfalowane do maksimum frazy. A wzmacniacz w FiiO K19 woli słuchawki mające to w sobie, na swych membranach i w swych muszlach. Takie z natury tajemnicze, z własnym klimatem, własnym czarem, szczególną własną modulacją. Wtedy swój trafia na swego, tworzy się dobrze zgrany zespół. Natomiast dwa razy prosto z mostu okazuje się zbyt zwyczajne, nie dosyć interesujące. Ale ta kontekstowość nie zepsuje tego, że mocarny i wielostopniowo dostrajalny wzmacniacz FiiO K19 potrafi zagrać pierwsza klasa, że z Susvarami to gramofon, a z Dan Clark Audio STEALTH brzmienie cyfrowe w najlepszym wydaniu.

Podsumowanie

    Kombajny do zbierania z pól mają teraz nawigację satelitarną i programowe sterowanie, potrafią same jeździć i same zbierać. Kombajny do słuchania muzyki też nie zostają z tyłu, same zbierają cyfrowe dane i zamieniają w analogowe brzmienia, na koniec je wzmacniając i upiększając, co może dziać się na wiele sposobów dzięki eqalizerom i filtrom. Ale ważne jest znalezienie jednego brzmienia – tego rzucającego czar na słuchacza. A w kontekście rynkowym ważny dodatkowy parametr – żeby nie było bardzo drogo. I taki sposób, i ten parametr FiiO K19 oferuje, wśród morza konkurencji pływa z wysoko podniesioną banderą cenowo-jakościową. Co przy tym też niebagatelne – kupując nie wpadamy w ograniczenia; nie ma takich słuchawek (poza osobną grupą elektrostatów), które pod jego napęd by nie podpadały. A pisząc „podpadały” nie mam na myśli czegokolwiek, co wydobywa dźwięki, tylko brzmienia najlepsze w tych a nie innych realiach finansowych. Ale, jak napisałem wyżej, warto to FiiO K19 parować z takimi słuchawkami, które mają muzyczną magię tego czy innego rodzaju, która wzbogacająco złoży się w świetną całość z energią, dynamiką, gęstością, dużą posturą i analogowością dźwięków ośmiowatowego wzmacniacza. Za mniej niż siedem tysięcy dostaniemy tor zdolny przywoływać muzykę o naprawdę wybitnej jakości, a że okablowanie i same słuchawki niemało tym siedmiu dołożą, to taki już mamy świat, jakość od zawsze kosztuje. A gdy czasem się zdarzy, że jak w przypadku NightHawk zjawi się jako niedroga, od razu niewidzialna siła rynkowi ją odbiera. Bywają jednak wyjątki, na przykład Koss Porta Pro, czy Grado SR60, a wyżej Grado RS1. (Chociaż nie wiem czy te dzisiejsze Koss i Grado wciąż są tak dobre jak kiedyś.) W obecnym zaś sprawdzeniu najważniejsze dla czytających, że dobry i relatywnie niekosztowny okazał się FiiO K19, spokojnie mogę go polecić, do niektórych słuchawek szczególnie.

W punktach

Zalety

  • Wszechstronny.
  • Wszystko wg najnowszych standardów.
  • Niespotykanie u takich urządzeń potężny słuchawkowy wzmacniacz.
  • A przy tym jakościowy i z wstępnym, pięciopoziomowym dopasowaniem do każdej skuteczności słuchawek.
  • Wyjątkowo zaawansowany technicznie z przełożeniem na jakość dźwięku przetwornik.
  • Dopasowany jakościowo do tego przedwzmacniacz.
  • Sumą dźwięk analogowy w najwyższych kryteriach.
  • Finezyjny i zarazem potężny.
  • Szybki i odpowiednio podtrzymany.
  • Kładący szczególny nacisk na wielkość, gęstość i masywność.
  • Bliskość pierwszego planu potęguje siłę kontaktu i poprzez to wżywanie.
  • Bardzo dobre operowanie pogłosem.
  • Wybitnie analogowe brzmienie oznacza także ciepłe.
  • A ciepłe z kolei oznacza przewagę optymizmu.
  • I taki jest całościowy styl – bardziej optymistyczny niż rzewny.
  • Ale to nie oznacza, że powściągnięto soprany – pasmo po obu stronach jest na pełną skalę rozwarte.
  • Nie ma w tym brzmieniu słabszych stron, są najwyżej słabsze dopasowania do stylu którychś słuchawek.
  • Lecz tak, znacząco, się składa, że te o najwyższej jakości najlepiej pasują.
  • Trzy wyjścia słuchawkowe, w tym dwa symetryczne.
  • Wyjątkowo rozbudowany equalizer z ekranową obsługą.
  • Siedem do wyboru filtrów cyfrowych o wyjątkowo intensywnym działaniu i możliwość ich wyłączenia.
  • Symetryczna architektura obwodów, w tym dwie najnowszej generacji kości przetwornikowe.
  • Femtosekundowe zegary, osobne dla potoków 44,1 i 48 kHz, sprawujące globalną kontrolę.
  • Wyjątkowe bogactwo przyłączy.
  • Wielofunkcyjny pilot.
  • Barwne podświetlenie pokręteł, a dla lubiących świetlną ciszę możliwość wygaszenia wszystkiego.
  • Do wyboru orientacja pionowa lub pozioma.
  • Praktyczna plastikowa nakładka, w przypadku orientacji pionowej pozwalająca zawieszać słuchawki.
  • Możliwość zasilania prądem zmiennym lub stałym.
  • Ładny wygląd.
  • Bardzo staranne wykonanie.
  • Aluminiowa obudowa typu „unibody”.
  • Dobry, a nawet bardzo dobry, stosunek jakości do ceny.
  • Znany i lubiany producent.
  • Sprawdzona polska dystrybucja
  • Ryka approved.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Ciepło i wraz z nim brzmieniowy optymizm w przypadku podobnych cech u słuchawek mogą skutkować przedobrzeniem.
  • Trzeba cierpliwie przeczekać dość długi proces wygrzewania.
  • Jak u każdej dobrej aparatury wrażliwość na okablowanie.
  • Zasilacz prądu stałego nabywamy oddzielnie.
  • Wskaźnik wysterowania dźwięku powinien być zdecydowanie większy.

W zestawie:

  • Skrócona instrukcja obsługi
  • Karta gwarancyjna
  • Przewód zasilający
  • Adapter typu C na USB-A
  • Adapter 6,35 mm
  • Stojak (kolor dopasowany do jednostki głównej)
  • Pionowy stojak na słuchawki (kolor dopasowany do jednostki głównej)
  • Śrubokręt
  • Metalowa osłona przeciwpyłowa XLR4 (wstępnie zainstalowana)
  • Stopki
  • Śruby
  • Kabel do transmisji danych USB2.0
  • Podwójny kabel do transmisji danych typu C
  • Przewód audio 3,5 mm
  • Pilot na podczerwień

Dane techniczne

  • Kolory: czarny, srebrny
  • DSP: ADI SHARC+ ADSP-21565
  • DAC: 8-kanałowy ES9039SPRO*2
  • Wzmacniacz słuchawkowy: 8-kanałowy THX AAA 788+
  • Układ USB: XMOS XU316
  • Obsługa dekodowania USB: 768 kHz/32 bity, DSD512, pełne dekodowanie MQA
  • Interfejs USB: typ C *3
  • Układ Bluetooth: QCC5125, Bluetooth 5.1
  • Obsługa kodeków Bluetooth: SBC/AAC/aptX/aptX LL/aptX HD/atpX Adaptive/LDAC
  • Wyświetlacz: w pełni laminowany ekran o przekątnej 1,30 cala (240*240)
  • Moc wyjściowa 1: L+R≥2300mW+2300mW (32Ω, single-ended, THD+N<1%, tryb ultrawysokiego wzmocnienia)
  • Moc wyjściowa 2: L+R≥8000mW+8000mW (32Ω zbalansowane, THD+N<1%, tryb ultrawysokiego wzmocnienia)
  • Moc wyjściowa 3: L+R≥270mW+270mW (300 Ω single-ended, THD+N<1%, tryb ultrawysokiego wzmocnienia)
  • Moc wyjściowa 4: L+R≥1100mW+1100mW (300 Ω zbalansowane, THD+N<1%, tryb ultrawysokiego wzmocnienia)
  • Moc wyjściowa 5: L+R≥1250mW+1250mW (32Ω single-ended, THD+N<1%, tryb bardzo wysokiego wzmocnienia)
  • Moc wyjściowa 6: L+R≥5000mW+5000mW (32Ω zbalansowane, THD+N<1%, tryb bardzo wysokiego wzmocnienia)
  • Stosunek sygnału do szumu: ≥128dB (ważony A)
  • Poziom szumów 1: LO < 1,6 μV (ważony A); PO<3,5μV (ważony A)
  • Poziom szumów 2: BAL LO < 2μV (ważony A); BAL<6μV (ważony A)
  • Impedancja wyjściowa: <0,6 Ω (32 Ω)
  • THD+N: <0,0002%(1 kHz/-6 dB przy 32 Ω)
  • Waga: około 1800g
  • Wymiary: około 250x225x36,7mm
  • Inteligentne systemy zabezpieczeń: Przegrzanie, przeciążenie, ochrona DC
  • Inteligentne oszczędzanie energii

Cena: 6995 PLN

Pokaż artykuł z podziałem na strony

9 komentarzy w “Recenzja: FiiO K19

  1. Sławek pisze:

    Bardzo ciekawa recenzja. Szkoda tylko, że nie ma choć jednego wejścia liniowego, gramofonowe pre można by podłączyć i cieszyć uszy winylami. Szkoda tym bardziej, że kosztujący o połowę mniej Fiio K9 AKM takowe wejście ma – ciekawe jak brzemieniowo by wypadł skonfrontowany z przedmiotem recenzji.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Ten jest najwyraźniej przewidziany dla komputera. I dobrze mu z tym idzie.

      1. Sławek pisze:

        Podobno te nowe kosteczki ES9039SPro są bardzo muzykalne i recencja to potwierdza.
        Tym niemniej ja osobiści jak to dej pory unikałem ESS Sabre – w moim DAC są BB 1704UK, a słyszałem też Gustarda z AKM i grał świetnie. Chętnie posłucham tego K19 jak będzie okazja, z zaznaczeniem że i tak bym go nie kupił ze względu na brak wejścia analogowego i cyfrowego I2S.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Różnice między kośćmi DAC są słyszalne, ale bardziej stylistyczne niż jakościowe. Pokazał to ładowany czterema różnymi ich zestawami, wymienialnymi jak pistoletowe magazynki, DAP od A&K. Ale dawne Burr Brown i Analog Devices ciągle uchodzą za bardziej od najnowszych melodyjne – i trochę się z tym zgadzam, a trochę nie, bo są przykłady potwierdzające i zaprzeczające.

          A tu wyczerpujący zestaw danych, co w czym siedzi: https://www.dutchaudioclassics.nl/the_complete_d_a_dac_converter_list/

          1. Sławek pisze:

            Lista zaiste imponująca, zapisałem sobie i serdecznie dziękuję.

  2. Marek S. pisze:

    Do FT5 musi Pan koniecznie wymienić kabel. Z oryginalnym one nie grały. Mam je od początku z nowym FAW Hybrid, na tyle długo, że zapomniałem już jak słabo grały z firmowym.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie uda mi się, bo producenci rozjechali się na wakacje, a pasujące wtyki kabla od Susvar mają szerokie kołnierze i nie pozwalają się dostatecznie głęboko wciskać w tulejkowate wloty FT5. A pół recenzji już napisane i ta będzie z kablem oryginalnym. Ale nie jest źle, pozbierały się.

      1. Marek S. pisze:

        Trochę szkoda, bo różnica jest zauważalnie słyszalna. Słuchawki się otwierają, grają spektakularniej z większą ogładą. Uważam, że akurat na kablu Producent zaoszczędził. Z drugiej strony nigdy nie będą to słuchawki super przejrzyste i rozdzielcze. Mi przypominają pierwszą wersję Emperyan-ów, które bardzo lubiłem ale niestety były awaryjne.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Wiem że się otwierają, bo kabel Susvar łapie sekundowe kontakty kiedy go mocno dociskać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy