Recenzja: EMM Labs XDS1 SE V2

Odsłuch: Ze słuchawkami cd.

Gradient_Helsinki_1.5_01 HiFiPhilosophy

I była by to wielka strata – stanowczo za mało jest urządzeń prezentujący tak wysoki poziom całościowy prezentowanego spektaklu.

   Z tego co napisałem powyżej można wyciągnąć wniosek, że odtwarzacz EMM Labs nie jest szczególnie udany gdy chodzi o walory przestrzenne. Faktycznie, oczyszczony z pogłosów nie stwarza tej atmosfery dziwności i zawieszenia w bezkresie, jaką otrzymujemy na przykład od słuchawek Grado GS1000. Nie stwarza także wrażenia dodanej przestrzenności, jaka towarzyszyła odtwarzaczowi Audio Research z filtrem SLOW. Potrafi za to w tej mierze coś innego; i to takiego, że czapki z głów.

Od wielu już lat trwają kpiny z formatu SACD. Ta niespełniona nadzieja audiofilii stała się okazją do odreagowywania własnych słabości poprzez krytykę czegoś innego. Zwykło się przeto na tym SACD przy każdej okazji psy wieszać i się z niego naigrywać, okraszając te drwiny uwagami w tonie znawców, jak to się w porównawczym badaniu okazało, że warstwa SACD ani trochę nie była lepsza od zwykłej CD, a niektórym wypadło wręcz na to, że była gorsza. Nie wykluczam, że tak faktycznie być mogło, bo rzecz zależy od odtwarzacza. Niektóre są SACD jedynie z nazwy, rzeczywistą optymalizację mając dla warstwy CD, a gęstszy format odczytując byle jak – tak aby, żeby. W związku z tym kiedy chcemy usłyszeć faktyczną przewagę SACD, musimy się udać po naukę do odtwarzacza rzeczywiście potrafiącego taki format prawidłowo odczytywać, na przykład do Accuphase DP-900. Wówczas rozwieją się wszelkie wątpliwości a przewaga gęstszego próbkowania i lepszej konwersji ujawni się z bolesną dla zwykłych płyt CD oczywistością. Jednak odtwarzacz dr Meitnera potrafi coś jeszcze – potrafi odczytywać płyty SACD w formacie wielokanałowym, i to nawet wówczas kiedy sygnał wychodzi poprzez tradycyjne złącze stereofoniczne. Niewiele odtwarzaczy SACD to potrafi, a on na panelu przednim posiada mały guziczek, po którego naciśnięciu (tylko w pozycji STOP dla odtwarzania), zmieniają się warstwy odczytu w kolejności: SACD 2-CHANNEL– SACD M-CHANNEL– CD. Bardzo mało jest płyt trójwarstwowych, albo takich z warstwą SACD dla wielu kanałów; przeważnie płyta SACD ogranicza się teraz do formatu dwukanałowego i zwykłej warstwy CD. Pierwotny plan twórcy formatu, koncernu Sony, był jednak inny. Zakładano, że SACD całkowicie wyprze zwykłe płyty CD i że samo będzie wyłącznie wielokanałowe. Wiemy dziś, mądrzy jak zawsze po szkodzie, że tak się nie stało, ale osobiście uważam, że jest czego żałować.

EMM_Labs_XDS1_V2_18 HiFiPhilosophy

Aż ciężko na duszy ściągając słuchawki, bądź odchodząc od kolumn.

Posiadam dwie płyty mające warstwę SACD multi-channel, pochodzące z czasów kiedy SACD było jeszcze nadzieją a nie już porażką. Obie odtworzyłem w EMM Labs XDS1 V2 SACD, przy czym nie zakładałem początkowo, że odczyta on warstwę wielokanałową; że jak większość odtwarzaczy SACD tego nie potrafi. Ponieważ, jak mówiłem, pozbawiona jest jej większość płyt SACD, brak umiejętności takiego odczytu przestał być wadą i nie potrafią tego urządzenia nawet tak sławnych marek jak dCS i Accuphase. Jednak naciskając przycisk przełącznika SACD/CD, ku memu zaskoczeniu wyświetliła się na panelu urządzenia dr Meitnera jako druga opcja odczytu wielokanałowego. Popatrzyłem z niedowierzaniem. – No patrzcie, patrzcie, ale kombinator. Ale czy da się usłyszeć różnicę? – przeleciało mi przez głowę. Dało się. Dało się tak bardzo, że aż mi szczęka opadła, a uszy stanęły na baczność podczas odsłuchu. To było zupełnie inne granie, a różnica tej miary jak między mono a stereo. A nawet większa. Różnica zasadnicza.

Rozpisanie na większą ilość kanałów skutkowało dwoma efektami: drastycznym poszerzeniem i uporządkowaniem sceny oraz zupełnie inną klasą poszczególnych źródeł dźwięku. Oczyszczone z wzajemnego nakładania, zarówno ludzkie głosy jak i partie instrumentalne, ukazały zupełnie inny wymiar jakościowy. Do tego stopnia, że głos Marka Knopflera należał jakby do innego człowieka, w nieznacznym tylko stopniu będąc podobnym do tego słuchanego z dwukanałowego SACD oraz CD. Ale największa różnica dotyczyła sławnej wokalizy zawartej na The Dark Side of the Moon. Słuchając jej w wydaniu wielokanałowym chciało mi się i śmiać, i płakać. Co ja się kiedyś – i ile razy! –  nawalczyłem z tym, by nie brzmiała za ostro. Jak ona strasznie, nawet z wysokiej klasy aparaturą, potrafiła ciąć po uszach. Choćby takie Grado RS1 z tym starego typu kablem – nie dało się słuchać. Gwizdek, nic tylko gwizdek. Zupełnie jak na lekcji WF-u. A tutaj? Powiem wam, że tej wokalizy to w ogóle żeście jeszcze nie słyszeli. A ona jest zupełnie inna – całkowicie naturalna, kompletnie pozbawiona ostrości i mająca składowe na zwykłych płytach CD i dwukanałowych SACD zupełnie nieobecne, jak na przykład pewne westchnienia, nabieranie oddechu, swoistą i jakże przyjemną całościową wibrację, precyzyjną lokalizację w przestrzeni. Wszystko to razem składa się na doskonały realizm a nie jakieś wycie w tle, nie wiadomo skąd się biorące, zawieszone wszędzie i nigdzie, obejmujące cały muzyczny firmament i sprawiające wrażenie rzeczy dodanej, sztucznie doklejonej i mocno, jak się okazuje, przerobionej. Na wielokanałowym SACD to zupełnie inny muzyczny świat. Byłem w szoku.

EMM_Labs_XDS1_V2_15 HiFiPhilosophy

Zwłaszcza jeśli posiadamy wielokanałowe płyty SACD – to całkiem inny świat, z którego nie ma ucieczki.

Najsławniejsza płyta w całych dziejach rocka, której tyle razy słuchałem i która tak wiele razy mi się nie podobała, okazała się zupełnie inna, okazała się być kompletną terra incognita. I to samo okazało się w odniesieniu do niewiele mniej sławnej Brothers in Arms Dire Straits. Te solówki, akordy gitary basowej, głosy wokalistów, wokaliści na tle instrumentacji, efekty przestrzenne, pink-floydowe bicie zegarów i sypanie pieniędzy, całościowe rozplanowanie przestrzenne – wszystko to było zupełnie inne i nie da się ukryć, że o klasę lepsze. O dwie klasy. Dużo, naprawdę dużo straciliśmy wraz z upadkiem wielokanałowego SACD. Szlag by to trafił.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

1 komentarz w “Recenzja: EMM Labs XDS1 SE V2

  1. Tomek pisze:

    Przeczytałem z przyjemnością. Jak zwykle ciekawie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy