Recenzja: Dynaudio Focus 340

Odsłuch

 

Dynaudio_Focus_340_01

Czas rozpocząć wielki spektakl!

 Kiedy się te Focusy odpala, dwie rzeczy docierają do świadomości bardzo prędko. Pierwsza z nich natychmiast – że dźwięk jest bardzo dobry. Druga, po chwili – że nisko się ten dobry dźwięk ściele.

To drugie wrażenie jest nietuzinkowe, bo w przypadku głośników mamy bardzo często do czynienia z sytuacją, kiedy źródła dźwięku okazują się zbyt duże, a cały przekaz ulatuje do góry i trzeba go łapać niczym uciekający latawiec. A tu przeciwnie, dźwięk ścieli się nisko, toteż dobrze jest przed głośnikami zająć pozycję nisko siedzącą, tym bardziej, że jest czego posłuchać. Nie od rzeczy będzie też ustawić je na podwyższających antywibracyjnych platformach. Co ciekawe, dźwięk ten unosi się coraz wyżej wraz ze zwiększaniem głośności i w ogóle głośniki kochają głośne granie, przy którym spisują się zdecydowanie lepiej. Dwa inne poza podnoszeniem wysokości zawieszenia estrady czynniki o tym decydują. Nie tylko bowiem w miarę zwiększania głośności dźwięk z takiego w całości ulokowanego poniżej linii oczu się podnosi, ale także scena pogłębia się, a także nabierają kultury soprany, do czego wrócę za chwilę.

Dynaudio_Focus_340_09

Wyjątkowo przekonywujący pokaz możliwości rodem z Danii

W materiałach producenta możemy przeczytać, że kluczowe dla brzmienia modelu 340 było dodanie głośnika średniotonowego, dzięki któremu średni zakres zostaje wydobyty z tła i podkreślony. To jednak nie do końca okazuje się prawdą, bo zarówno regiony basowe co najmniej dla średniego zakresu były równorzędnym partnerem, jak i soprany pełniły eksponowaną rolę.

Zacznijmy od sopranów. Słuchałem głośników w trzech zestawieniach i za każdym razem były te soprany odmienne. W pierwszym przypadku użyty został odtwarzacz Sony 222ES z będącymi na etapie wprowadzania na rynek przedwzmacniaczem i wzmacniaczem marki Divaldi spiętymi z głośnikami  kablem Acrolinka, a między sobą i ze źródłem interkonektami Tary i Vovoksa. Zagrało to popisowo. Nie było nawet czasu na wyszukiwanie gdzie się w tym wszystkim soprany podziewają, bo przekaz brylował koherencją i całościową klasą. Klasyczne świetne granie. Nie takie świetne przez zdawkową grzeczność, tylko poprzez bezdyskusyjność. Cały wieczór tego z dużym zaangażowaniem słuchałem, przerabiając cały repertuar od fortepianu solo po wielką symfonikę i od rocka po jazz, z wszystkich muzycznych okazji czerpiąc satysfakcję i zadziwienie, że mój leciwy Sony aż takiej klasy sygnał podawać potrafi, że ani bym pomyślał, bo początkowo tylko na próbę został podłączony, a w efekcie na cały wieczór pozostał. Jego dźwięk ocenić należy jako naturalny i pozbawiony jakichkolwiek podbić czy podbarwień. Stara, dobra szkoła, można powiedzieć. Dla słabej aparatury jego sposób grania może się okazać zbyt czerstwy, ale z taką wysokiej klasy wypada znakomicie.

Dynaudio_Focus_340_10

Wystarczy wpiąć i już zachwyca!

Drugim systemem był mój Cairn z integrą Cary SLI-80, której recenzja dopiero się kroi, toteż nie chcę wybiegać przed orkiestrę z bardziej przenikliwymi dociekaniami odnośnie tego dźwięku. Odsłuch odbył się w oparciu o kable głośnikowe Vovoksa i interkonekt Ear Stream, a napiszę o nim raptem tyle, że bardzo był przyjemny, naturalny i sympatyczny jednocześnie; z bardzo dobrze uchwyconą tonacją, mocnym basem i ładnie uspokojonymi sopranami. Takie klasyczne dobre brzmienie w szerokim rozumieniu tego słowa.   

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

1 komentarz w “Recenzja: Dynaudio Focus 340

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy