Recenzja: Divaldi AMP-05 SE

    Jesienią 2014 pisałem recenzję Divaldi AMP-01, praszczura i protoplasty rodu. Opisując pierwszy element ciągu doszłego obecnie do pozycji AMP-05, zwracałem uwagę na różnice pomiędzy wzmacniaczami słuchawkowymi wywodzącymi się z twórczości przydomowej, a pochodzącymi od producentów przemysłowych. Pierwsze mogą brzmieć bardzo dobrze, ale zawsze pytaniem, czy spełniają kryteria bezpiecznych urządzeń i służyć będą długo. Częstokroć w ich przypadku dzieje się bowiem tak, że coś zrobiono na skróty i z czasem to wychodzi, nierzadko dość brutalnie. Ale umówmy się – to w sumie nie aż tak istotne, bo w moim domu paliły się już trzy urządzenia od bardzo znanych producentów i raz naprawdę mało brakowało do pożaru z prawdziwego zdarzenia; zdarzyło się też, że bardzo drogi wzmacniacz dzielony[1] renomowanego producenta poczęstował składową stałą bardzo kosztowny głośnik innego, co słychać było aż na ulicy. Umówmy się, lub może lepiej – przyjmijmy do wiadomości – że branża audio to nie przemysł samochodowy ani lotniczy, a i tym przecież przytrafiają się makabryczne wpadki w rodzaju samozapłonów, zawodzących hamulców czy pękających poszyć.  

      Cały ten passus mógłbym pominąć, ale samo Divaldi zwraca uwagę, że jego wzmacniacz nie jest konstrukcją przydomową, a spełniającym najwyższe standardy i uzyskującym międzynarodowe atesty produktem przemysłowym. Od swojej strony mogę dodać, że żadna awaria tego akurat wzmacniacza u mnie nie wystąpiła, a od startowego dla słuchawkowych 2014 roku cały czas mam w użyciu któregoś przedstawiciela klanu słuchawkowych Divaldi.

     Parę słów przypomnienia, jako że czasu zbiegło niemało. Marka Divaldi starowała rynkowo w 2010 od serii produktowej Burgund, obejmującej gramofon, przedwzmacniacz, końcówkę mocy i zestaw głośnikowy. Wszystkiego tego miałem okazję słuchać zarówno całościowo jak na wyrywki i powiem, że naprawdę szkoda, iż nie weszło to bractwo do dużej produkcji, mimo iż urządzenia nie były tanie. Gdzieś to migało na AVS, cały czas miało już, już ruszać szerszym frontem na rynek, ale faktyczną mocną obecność rynkową zaznaczały się dopiero kolejne wersje słuchawkowych Divaldi AMP. Małe wzmacniacze tranzystorowe, szczycące się mimo mikrych gabarytów przynależnością do najwyższej ligi high-end i wyróżniające powierzchownością niemożliwą do zapomnienia, zaznaczyły obecność rynkową i odcisnęły się wizyjnie. Kto raz zoczył słuchawkowego Divaldi AMP, z pewnością go zapamiętał, swój niecodziennie efektowny wygląd wzmacniacz zawdzięcza światowej klasy designerowi, Piotrowi Jagiełłowiczowi.

      Mały ale masywny stworek z dużym, podświetlanym potencjometrem na płaskim wierzchu, odznacza się byciem nietuzinkową mieszaniną płaszczyzn, kół i łuków – formą bez przesady rzeźbiarską na użytek architektury zewnętrznej. Wewnętrzna nie chce być gorsza, to tranzystory w czystej klasie A układu dual-mono, dające dużą moc wyjściową. Stop jednak, bo za chwilę nie będzie o czym pisać w rozdziale o technice, więc tylko jeszcze rzucę, że małe cacko poprzez zewnętrzny zasilacz osiąga dużą moc, zdolną napędzać do maksymalnych prędkości niemalże każde słuchawki, do średnio dużych każde.

 

[1] Nie ma jego recenzji, nie ma więc co się domyślać wertując teksty zrecenzowanych.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: Divaldi AMP-05 SE

  1. Sławek pisze:

    Na ostatnim AVS rzuciłem uchem i naprawdę dawał radę. Zapytałem Pana od producenta (ale nie Pana Waldemara, bo go tam nie widziałem) ile za to cudo, odpowiedział, że 10 000 PLN. No widzę, że cena uległa aktualizacji 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      No cóż – ceny wzmacniaczy słuchawkowych są dziwne, są dziwne, są dziwne…

  2. Alucard pisze:

    12 000 za tę popielniczkę? Heh 😛

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie opowiadaj. Wzmacniacz ma zewnętrzny zasilacz, a ten może być bardzo duży. To analogia z Naim Headline, który też był malutki, a z wielkim zasilaczem kosztował 32 tys. PLN.

  3. Piotr+Ryka pisze:

    Przepraszam za czasową dziurę, ale karta graficzna padła, a kupno nowej bezgłośnej nie jest niestety kwestią udania się do sklepu. W dzisiejszych czasach, jak chodzi o podzespoły komputerowe, na półkach nic nie ma.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy