Recenzja: Divaldi AMP 01

Divaldi_AMP_01_025_HiFi Philosophy   Jak już niezliczoną ilość razy pisałem, słuchawki i wzmacniacze do nich są teraz na fali, toteż wysyp jednych i drugich jest ogromny i wciąż narastający. Na fali tej surfują zarówno wyroby tanie, nawet groszowe, jak i bardzo drogie. Najtańsze coś mogącego uchodzić za dobry słuchawkowy wzmacniacz, na przykład Rega Ear albo iCAN, to wydatek rzędu tysiąca złotych, a znakomite słuchawki Beyerdynamic DT990 PRO możemy mieć za niecałych siedemset. Na przeciwnym biegunie najdroższe wzmacniacze Apex Pinnacle i Woo Audio WA-234 MONO kosztują odpowiednio dziesięć i prawie szesnaście tysięcy dolarów, a flagowe słuchawki Staxa, Abyssa i Final Audio tysięcy dolarów pięć i jeszcze trochę. W szerokim nawiasie tego rozrzutu lokuje się cała armia słuchawek i wzmacniaczy, w tym także niemało wzmacniaczy polskiej produkcji. Wzmacniacz, a w szczególności wzmacniacz słuchawkowy, to bowiem dość charakterystyczne urządzenie audiofilskie, mające wyróżnik w postaci szeregu przykładów konstruowania przez pojedyncze osoby nie mające zaplecza produkcyjnego. O wiele rzadziej zdarza się, by ktoś taki wymodził przedwzmacniacz bądź przetwornik, a jeszcze rzadziej odtwarzacz lub gramofon, choć i takie przypadki bywają. Zupełnym ewenementem jest zaś, by ktoś w środowisku przydomowym stworzył słuchawki, aczkolwiek i na to są pojedyncze przykłady.

Takie domorosłe wzmacniacze mogą być bardzo w sensie brzmieniowym udane, jednak stworzenie produktu całkowicie profesjonalnego, odpowiadającego pod każdym względem wymogom współczesnej inżynierii, to zadanie trudniejsze niż się może wydawać sądząc po zalewie konstrukcji przydomowych. Co innego bowiem stworzyć rzecz dobrze grającą doraźnie, a co innego taką, która przez długie lata będzie swemu nabywcy służyła, spełniając wszystkie kryteria sztuki projektowania. Dotyczy to zwłaszcza wzmacniaczy tranzystorowych, jako że obwody lampowe potrafią, a nawet powinny być stosunkowo proste. Im prostsze, tym nawet lepiej, jakkolwiek prostota nie oznacza w tym wypadku łatwości, jako że najwyższej klasy prosty obwód lampowy wymyślić jest bardzo trudno. Inaczej ma się rzecz w przypadku tranzystorów, gdzie zapewnienie odpowiedniego chłodzenia czy wyeliminowanie składowej stałej na słuchawkowym wyjściu nie jest proste nawet w sensie prostoty konstrukcyjnej. Rzut oka na wnętrze takiego Phasemation czy Sennheisera HDVD 800 uzmysławia skalę problemu. Co gorsza, niejednokrotnie lepsze brzmienie przydomowych konstrukcji wynika z faktu, że pominięte zostały jakieś niezbywalne składowe sztuki inżynieryjnej metodą niedozwolonego pokonywania trudności na skróty. W efekcie po roku czy dwóch ulegają one awarii, przy okazji potrafiąc uszkadzać podpięte słuchawki. Bo tak to już jest na tym świecie, że nic nie jest proste, nawet prostota. Patrząc na wynalazek koła można odnieść wrażenie, że był czymś prostym, chociaż okrągłym, a jednak historycy oceniają, że był jednym z najtrudniejszych. Nie mówiąc o tym, że wchodzące w skład nowoczesnych urządzeń kołowych łożyska kulkowe są bardzo inżynieryjnie wyrafinowane i trudne w produkcji. Podobnie wzmacniacze – sprawić by dobrze brzmiały, to jedno, a sprawić by działo się tak niezawodnie przez wiele lat, to nieco inny poziom sztuki i zaawansowania. Tym razem jednak nie mamy do czynienia z konstrukcją przydomową, tylko pełnokrwistym projektem wykonanym przez profesjonalną firmę.

Divaldi_AMP_01_001_HiFi Philosophy

Tak, tak, ten maluszek już u nas był od jakiegoś czasu…

Divaldi – jak to się zaczęło

Jak wspomina Włodzimerz Duval, twórca i wizjoner marki Divaldi, pierwsze własne konstrukcje opracował jeszcze w latach 80-tych, były to jednak w głównej mierze systemy przeznaczone do odtwarzania muzyki w klubach, a także autorskie projekty indywidualnych systemów AV i oświetlenia efektowego.

Po ponad 30 latach doświadczeń Pan Duval postanowił przenieść swoje wizje i doświadczenia na coś seryjnego, bardziej szerokiemu odbiorcy dostępnego; materialnie uchwytnego, a jednocześnie posiadającego duszę. Tak zrodził się pomysł by były to urządzenia High-end najwyższej klasy, niewidzialnie łączące człowieka z technologią.

W 2010 roku powstały pierwsze konstrukcje wzmacniacza, przedwzmacniacza, zestawów głośnikowych i gramofonów z serii BURGUND, których głównym autorem był współpracujący z Panem Włodzimierzem od wielu lat Waldemar Łuczkoś. Urządzenia te były wielokrotnie prezentowane wybitnym audiofilom i na Audio Show, budząc uznanie za walory akustyczne i za rzadko spotykaną technologię gramofonu z dwoma ramionami.

Wspomniane walory akustyczne nie pomogły jednak w rozwoju marki, gdyż urządzenia wykonane zostały nieco domowym sposobem, z zastosowaniem prostych, ogólnie dostępnych technologii, co spowodowało, że system nie przebił się przez inne podobne rozwiązania na rynku. Trzeba więc było zmienić dotychczasowe podejście, przy czym głównym celem stało się połączenie nowoczesnego, ekskluzywnego designu z najwyższą jakością dźwięku. W ramach tych starań powstało wiele projektowych koncepcji, nie spełniających jednak do końca oczekiwań. W poszukiwaniu odpowiedniego wyglądu zwrócono się zatem o pomoc do znanego projektanta, Piotra Jagiełłowicza, który wkrótce po pierwszym spotkaniu przedstawił koncepcję spójnej linii wzorniczej dla nowego zestawu urządzeń Divaldi. Koncepcja ta okazała się tak atrakcyjna, że oczarowała wszystkich; wznowiono zatem prace nad prototypami, opracowano nowe zawieszenie gramofonu, zwrotnice głośnikowe, aplikacje wzmacniaczy, i … po kilku miesiącach wstrzymano prace…

Powód tego wstrzymania był prozaiczny – pozostające w ofercie Mediamu, czyli firmy dystrybucyjnej marki Divaldi, wzmacniacze słuchawkowe produkowane przez Ortofona przestały być dostępne. Należało zatem co rychlej uzupełnić wcześniejsze dokonania o projekt własnego wzmacniacza słuchawkowego, tak by oferta mogła być całościowa i by można było wypełnić zaistniałą lukę. Przy okazji postanowiono udoskonalić oferowany przez siebie wzmacniacz, to znaczy wyprodukować własny – lepszy i bardziej funkcjonalny. Cały wysiłek twórczy przeniesiono zatem na obszar projektowy nowego urządzenia, a w ramach podjętych prac PIiotr Jagiełłowicz opracował nową bryłę, dopasowaną wzorniczo do przewidzianej na przyszłość pełnej serii Divaldi, a Waldemar Łuczkoś opracował schemat wzmacniacza w czystej klasie A o dwóch całkowicie niezależnych kanałach dźwięku, mający sprostać najbardziej wygórowanym oczekiwaniom. Opracowaniem przestrzennym projektu, czyli ulokowaniem go w przewidzianym kształcie wzorniczym i odpowiednim projektem płytek PCB, zajął się z kolei sam Włodzimierz Duval.

Największym wyzwaniem było zmieszczenie w niewielkiej bryle dwóch niezależnych torów audio i dwóch zasilaczy, co sprowadziło się do wykonania kilkunastu kolejnych wersji PCB i architektury wewnętrznej. Kiedy wszystko było na koniec gotowe, chcący nadać projektowi cech zupełnie wyjątkowych, Włodzimierz Duval raz jeszcze przeprojektował wnętrze, wzbogacając je o wejście gramofonowe. Po drodze, jak zawsze w takich razach, pojawiło się szereg problemów, poczynając od znalezienia wykonawcy obudów, a na doborze odpowiednich podzespołów kończąc. Ostatecznie rzecz dobiegła jednak szczęśliwego finału i oto wzmacniacz słuchawkowy Divaldi, jako pierwszy z linii produktów swego twórcy, wkracza właśnie na rynek. Stanowi opatrzoną stosownymi certyfikatami pełną, dojrzałą ofertę, w postaci trzech do wyboru wzorów kolorystycznych oblekających niecodziennego kształtu bryłę, a z jego brzmieniem i walorami użytkowymi zapoznać się będzie można już na najbliższym Audio Show – a więc dosłownie na dniach. Będzie tam wystawiony wraz z drugim debiutującym produktem marki Divaldi, kolumnami frontowymi Divaldi FS-01, a na przyszłoroczny High-End Show w Monachium przewidziane są kolejne debiuty, w postaci monitorów RS-01 i głośnika centralnego CS-01. Od siebie mogę tutaj dorzucić, że sam szczególnie niecierpliwie oczekuję w ramach serii Divaldi debiutu przedwzmacniacza, bowiem jego prototyp wywarł na mnie znakomite wrażenie, a przewidziany stosunek jakości do ceny zapowiada się rewelacyjnie.

Budowa

Divaldi_AMP_01_004_HiFi Philosophy

Tym razem zaczniemy od demontażu, gdyż naprawdę jest co podziwiać!

   Wzmacniacz jest nietypowy. Kształt ma niespotykany, a funkcje niezwykłe. W sensie projektowym stanowi jednolity blok wyfrezowanego aluminium, co od razu przywodzi na myśl bardzo kosztowne urządzenia Jeffa Rowlanda, a kształt tego bloku patrząc od góry przypomina stadion, z centralnym wyżłobieniem w postaci koła, pośrodku którego umieszczono także okrągłe, sporej wielkości pokrętło potencjometru. Stadion ten po przerzuceniu skobelkowego włącznika na tyle obudowy w pozycję ON okazuje się podświetlany, a od zewnątrz na frontonie widnieje jedynie napis DIVALDI i pod nim pojedynczy wtyk słuchawkowy. Całość jest niewielka, masywna, elegancka wzorniczo i bardzo oryginalna. Pomimo niewielkich gabarytów waży swoje, jednoznacznie dowodząc bycia tym aluminiowym monolitem, a wszystkie sprawy obsługowe poza regulacją głośności i podpinaniem słuchawek dzieją się z tyłu. Jest tam wspomniany włącznik główny i drugi, przy pomocy którego możemy przełączać się między zwykłymi gniazdami wejściowymi RCA a takimi umożliwiającymi bezpośrednie podawanie sygnału z gramofonu; nietypowość konstrukcyjna polega tu bowiem na jednoczesnym byciu wzmacniaczem słuchawkowym i przedwzmacniaczem gramofonowym, co jest fuzją spotykaną bardzo rzadko, jeśli nie całkiem wyjątkową. Nie ma się jednak co dziwić, zważywszy że pierwowzorem był wzmacniacz słuchawkowy Ortofona, a Ortofon to największy na świecie producent wkładek gramofonowych. Prócz tej umiejętności od strony technicznej uwagę zwraca moc, szacowana na 800 mW w trybie ciągłym i 3,5 W szczytowo, pozwalająca bez problemu napędzać nawet słuchawki ortodynamiczne.

Divaldi_AMP_01_010_HiFi PhilosophyDivaldi_AMP_01_013_HiFi PhilosophyDivaldi_AMP_01_016_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Sam Divaldi pobiera ze ściany 15 W, a czyni to za pośrednictwem nagniazdkowego, zewnętrznego zasilacza, pracując w czystej klasie A, przy skali dynamicznej sięgającej 80 dB, paśmie obejmującym 20 Hz – 20 kHz (- 0,5 dB) i minimalnej zalecanej impedancji słuchawek 30 Ω. We wnętrzu znajdujemy obwód scalony, tranzystory sterujące oraz mocy i stabilizowane zasilanie osobne dla każdego kanału. Elementy o kluczowym znaczeniu zostały wyselekcjonowane i sparowane z dokładnością do 0,3%, co dotyczy także potencjometrów. Poza dwoma parami wejść i dwoma przełącznikami na ściance tylnej jest jeszcze zacisk uziemiający dla gramofonu, a wszystko ląduje w eleganckim, tekturowym opakowaniu i kosztuje 3900 PLN. Do wyboru są trzy wersje kolorystyczne: biała, czarna i srebrna, a co poza kolorem i niepospolitym wyglądem każda z nich oferuje, to nadszedł właśnie czas by przebadać.

 Odsłuch: Przy komputerze

Divaldi_AMP_01_009_HiFi Philosophy

A teraz od początku. Nawet opakowanie AMP 01 robi świetne wrażenie – tylko brać przykład!

   Jak zawsze startujemy od komputera, bo to najpopularniejsza teraz lokalizacja słuchawkowych wzmacniaczy. A ponieważ wzmacniacz Divaldi jest wyłącznie wzmacniaczem słuchawkowym i przedwzmacniaczem gramofonowym, w przypadku innego źródła niż gramofon wymaga zastosowania zewnętrznego przetwornika, którym był w tym wypadku obecny już od jakiegoś czasu, znakomicie za każdym razem się spisujący Phasemation HD-7A192. By jednak nie zaburzać testu jego nadzwyczajnymi umiejętnościami związanymi z obecnością procesora K2, dezaktywowałem ten atut, upodobniając urządzenie do przeciętnego DAC-ka, jednocześnie ustawiając wyrównawczo transfer na popularne 192 kHz/24bit, którego procesor K2 nie akceptuje. Sygnał czerpany był po kablu koaksjalnym Tellurium Black z konwertera M2Tech HiFace Two, a przetwornik ze wzmacniaczem zostały spięte znakomitym a niespecjalnie kosztownym interkonektem Acoustic Zen Matrix Reference II. Ruszajmy tedy traktem dobrych, lepszych i coraz lepszych słuchawek.

 

AKG K712

Do niedawna flagowe i przysposobione w tym wypadku do zadań profesjonalnych AKG zagrały przede wszystkim dynamicznie i z lekko wyczuwalnym naprężeniem, tak jakby były krewnymi Beyerdynamiców DT 990 Edition. Atakowały przy tym nie zalewem szczegółów i iskaniem wszystkich pchełek z tła podkładu, tylko linią melodyczną, wypełnieniem i drajwem. Dół pasma mocniej był zaznaczony od góry, a brzmienie balansowało na granicy pomiędzy aktywnym relaksem a stylem już całkiem sportowym, bardzo dynamicznym. Szczegółowość, pomimo tego nie akcentowania podkładu, nie była ani mała, ani schowana, tylko zepchnięta na drugi plan zdarzeń – wycofana za melodykę i doznania sceniczne. Te natomiast były bardzo satysfakcjonujące, bo zarówno scena duża i starannie umeblowana, jak i linia melodyczna oraz cechy samego dźwięku ukazane nader korzystnie; bez przeciążania zalewem drobiazgów, bez jakiegokolwiek odchudzania i bez kłopotów z prezentacją góry pasma.

Divaldi_AMP_01_012_HiFi Philosophy

Już prawie: jest mały, biały i nazywa się…

Dominowało wypełnienie, melodyka, duża scena i dynamizm. Pogłosy nie miały żadnego własnego życia, a wyłącznie to czerpane od nagrania, tonacja pastelowa, zupełnie bez podkolorowań ani narzucania nastroju, a ludzkie głosy bardzo naturalne; bez żadnej sztucznej egzaltacji czy nerwowości. Słowo „nerwowość” jest tutaj ważne, bo właśnie cała prezentacja była spokojna i cieleśnie obfita, a jednocześnie dynamiczna i ze spektakularnym basem, którego jak na te słuchawki wyjątkowa okazała się ilość. Nie było to granie tak bogate harmonicznie jak niedawno ze wzmacniaczem Little Dot MK VI+, ale niewątpliwie bardzo muzycznie sycące i ze wszech miar godne słuchania. A przecież te słuchawki potrafią grać okropnie i właśnie za to nie bardzo je lubię. Ale nie z Divaldi.

 

Sennheiser HD 600 (kabel FAW Claire)

O ile popularne AKG w jednym ze swoich wcieleń ukazały specyficzny styl, łączący własną prężność i sopranową łagodność z obiektywnie ukazaną tonacją i pełnią brzmienia, to jeszcze popularniejsze dawne flagowe Sennheisery, grające tutaj z kablem wyraźnie lepszym od oryginalnego, dającym im więcej światła i kontrastu, zdradziły już zakusy w pełni high-endowe, a przy tym styl znacznie silniej przejawiający własną aktywność emocjonalną w postaci skłonności do smutku. Te same nagrania całkowicie pozbawione były naprężeń, a za to ukazane z mocniej akcentowanym pogłosem; a ciemniejsza tonacja, więcej wysokich tonów, mocniejsze przejścia pomiędzy światłem a cieniem i mniej akcentowane wypełnienie na rzecz większej szczegółowości dawały obraz bardziej refleksyjny i uczuciowy. To nie był relaks biegania o poranku, tylko refleksja wieczoru. Zapadająca w duszę refleksja.

Divaldi_AMP_01_018_HiFi Philosophy

…Divaldi AMP 01.

Nieco posępna, zadumana, darząca muzycznym bogactwem. Zasłuchałem się, sposępniałem, i było mi z tym dobrze, zwłaszcza że wokale były delikatniejsze, bardziej drobiazgowo odzwierciedlone i bardziej nastrojowe, a całość prezentacji na bardzo wysokim poziomie.

 Odsłuch: Przy komputerze cd.

Pandora Hope VI

Divaldi_AMP_01_015_HiFi Philosophy

Jak widać, w tym wypadku małe jest naprawdę piękne.

Te słuchawki impedancyjnie nie pasowały, gdyż mają oporność wynoszącą zaledwie osiem Ohm, podczas gdy wzmacniacz zaczyna swą akceptację od trzydziestu. Dawało to słyszalny syk tła, który jednak podczas odtwarzania muzyki prawie zupełnie ustępował, niczemu niemal nie przeszkadzając. Sama zaś muzyka rozbłysła dużo potężniejszą dynamiką, wielkim obszarem scenicznym i wyważeniem uczuciowym pośrednim pomiędzy tym od AKG a tym od Sennheiserów. Wypełnienie okazało się podobne jak u tych pierwszych, a szczegółowość i maestria detalu jeszcze lepsze niż u drugich. Podejście do ludzkiego głosu było na poziomie pozwalającym perfekcyjnie przenikać profesjonalne zawiłości nagrań, z prawdziwym mistrzostwem oddając indywidualność tembru, sposób frazowania i strukturę melodyczną. Masa towarzyszyła temu sopranów, ale bez żadnych podostrzeń, tylko pieniście i popisowo, a bas był mocny, wyrazisty i z piękną, bardzo stanowczo uwypukloną formą przestrzeno-akustyczną. Słowem – high-end na pełną skalę i całościowy popis, z akcentami na bogactwo treści i wielkość sceny.

 

Sennheiser HD 800 (kabel FAW Noir Hybrid HPC Mk2)

Flagowe Sennheisery ukazały dla odmiany styl niezwykle wyważony, a zarazem ze wspaniale oddaną akustyką. Nie samymi pogłosami, jak w przypadku sztuczek z pogłosem, bo tych było tylko tyle co w nagraniu, bez żadnych własnych pomysłów na ich rozmnażanie, ale ze świetnym oddaniem akustyki pomieszczeń. Wszystko działo się gdzieś, w jakimś określonym miejscu, pomiędzy istniejącymi naprawdę a nie tylko każącymi się domyślać swego istnienia ścianami; tak więc sceny nie tylko były duże i uporządkowane, ale miały też metraż, sufity i podłogi. Także relacje pomiędzy źródłami znakomicie były oddane, a cała ta akustyczna popisowość znakomicie współgrała na zasadzie lekkiego kontrastu z naturalnością głosów, niczym nie podbarwionych emocjonalnie, nie wzbogaconych żadną łazienkową echowością, tylko branych jak prosto z życia.

Divaldi_AMP_01_027_HiFi Philosophy

Sam wzmacniacz jest niewiele większy od własnego zasilacza!

Dawało to poczucie pełnej uczciwości przekazu – z jednej strony wiernego akustycznie, z drugiej uczuciowo. Nie było w efekcie ani tak pogodnie jak z AKG, ani tak smutno jak z Sennheiserami, ani też tak ekscytująco i drobiazgowo jak z Pandorą. Było dokładnie, wiernie, na wielkiej i opisanej ze szczegółami scenie. Bardziej prozaicznie niż poetycko, ale w stylu wybitnej prozy, doskonale osadzonej w realiach. Do tego bas mocny, przestrzenny, całkiem szybki i rytmiczny, a soprany w stylu głośnikowym i koncertowym – bez żadnej agresji, bez specjalnego akcentu, tylko w sposób otwarty ale lekko cofnięty za średnicę.

 

Audeze LCD-3 (kabel FAW Noir)

Te Audeze, ten konkretny egzemplarz o wyższym numerze seryjnym, grają inaczej niż te z recenzji, co sporo mnie martwi, no ale takie życie. Być może jeszcze zmienią styl, bo cały czas pomalutku go zmieniają, ale mają już te słuchawki kilkaset godzin przebiegu, a różnica cięgle pozostaje wyraźna.

Względem HD 800 i wszystkich pozostałych pokazały wyraźnie bliższy pierwszy plan, dający bardziej bezpośredni kontakt z muzyką, a także popisową dynamikę i jednocześnie neutralność całego przekazu; bez żadnego ocieplania, przyciemniania, dosładzania. To właśnie bardzo je różni od poprzednich, bo nie są gorące, pełne słodyczy, swoistości i chropawe, tylko gładkie i przejrzyste. Dominowała właśnie przejrzystość, potężny bas i masa świetnie podawanych sopranów, bez żadnego ich wycofywania, o które często słuchawki Audeze się oskarża. Średnica też podkreślała się bardzo mocno, tak więc przekaz operował trzema podbiciami, coś jak u dawnych wzmacniaczy z predefiniowanymi equalizerami albo u współczesnych odtwarzaczy plikowych ustawionych na trzy podbicia. Uwagę przykuwała jednak przede wszystkim szczególna przejrzystość towarzysząca dziennemu oświetleniu, bez żadnej nosowości, światłocienia, chropowatości, czy swoistego aromatu, tak charakterystycznych dla poprzedniego, nieco starszego egzemplarza.

Divaldi_AMP_01_024_HiFi Philosophy

Ale jakoś zupełnie mu to nie przeszkadza łykać sygnał gramofonowy bez jakiekolwiek pomocy.

Wokale, podobnie jak u HD 800, były bez żadnej nerwowości czy nostalgii, żadnego też kompletnie naprężania i z mniejszą akustyką niż u Pandor czy HD 800. Z dawnego stylu pozostał bliski pierwszy plan, potężny bas i podkreślona średnica, a reszta się zawieruszyła i podmieniona została przejrzystością; cenną niewątpliwie, ale bardziej pospolitą. Próżno też było szukać takiego jak poprzednio wypełnienia. Okazało się dobre, ale nie jakieś zupełnie nadzwyczajne. Oczywiście wszystko to sprawdziłem zawczasu także na innych wzmacniaczach, tak więc nie są to cechy charakterystyczne dla grania z Divaldi, tylko tego pochodzącego z najnowszej produkcji egzemplarza.

Odsłuch: Z gramofonem

Divaldi_AMP_01_008_HiFi Philosophy

Czego nie omieszkamy sprawdzić.

   Przenieśmy się teraz pod gramofon, bo jego towarzystwo jest dla wzmacniacza Divaldi szczególnie pożądane, pozwalając mu zaprezentować pełnię walorów. Gdy inni potrzebować tu będą podnoszących koszty przedwzmacniaczy gramofonowych, Divaldi AMP 01 użyje własnego, a jest on naprawdę nielichy.

 

AKG K712

Styl AKG okazał się bardzo dobrze pasować do gramofonowego źródła, posiadającego z natury pełniejsze, głębsze i bardziej barwne brzmienie. Brakowało wprawdzie trochę super dokładnego odczytu szczegółów, które gramofon zwykł bardziej chować w muzyce, ale świetne wypełnienie oraz pogłębienie barw i samego dźwięku bardzo się prezentacji przysłużyło. Nie odniosłem wprawdzie wrażenia, że jest bardziej realistycznie, ale słuchanie niewątpliwie zyskało na atrakcyjności. Zwłaszcza barwy pojawiły się niczym nowa wartość, bo te pastelowe, jasno oświetlone i w sumie nieco mdłe z komputerowej prezentacji zgęstniały i stały się oleiste, głębokie. Bardzo jak na te AKG zrobiło się kolorowo, przybyło też nieco pogłosu, a brzmienie przeistoczyło się w gęste, ciemniejsze i oczywiście bardziej płynne; a więc, wyrażając rzecz zwięźle, wzmacniacz i słuchawki dokładnie pozwoliły odwzorować różnice pomiędzy zapisem cyfrowym a analogowym.

 

Sennheiser HD 600 (kabel FAW Claire)

Divaldi_AMP_01_030_HiFi Philosophy

A będzie miał nasz mały Divaldi co napędzać.

Jeszcze lepiej to wypadło w przypadku Sennheiserów, którym pełniejsze brzmienie było bardziej potrzebne, a większa wnikliwość i szczegółowość oferowana przez nie z kolei gramofonowi bardziej się przydały. W ich prezentacji więcej się działo, było niespokojniej, migotliwiej, bardziej akustycznie. Inscenizacja w ciemniejszej tonacji i bardziej połyskliwa, a dźwięki delikatniejsze, bez śladu naprężania i z nieco większą masą niż przy komputerze oraz oczywiście bardziej w całościowym płynięciu. Barwy nie okazały się o wiele głębsze, gdyż już poprzednio rzucane na ciemne tło mocno się zaznaczały, ale samo brzmienie pogłębiło się niewątpliwie. Brzmieniowa głębia i całościowa akustyka narosły, decydując o całościowej formie, której poprzedni, nostalgiczny wyraz uległ wprawdzie złagodzeniu, ale wciąż było to granie o wiele mniej optymistyczne niż z AKG; bardziej tajemnicze, bardziej operujące kruchością formy i bardziej refleksyjne. Całościowo oparte na kontraście, biorącym się zarówno z kontrapunktu światła i czerni, jak i w jeszcze większym stopniu napięcia pomiędzy melodyką a szczegółowością i delikatnością. Także na kontraście emocjonalnym, czerpiącym z falowania tej melodyki i wciąż obecnej nostalgii, ale pomimo utrzymującej umiejętności oddawania brzmień kruchych, całość miała mocny wyraz i tylko na tle wszystko pogrubiających AKG brzmiało to bardziej misternie.

 

Pandora Hope VI

Jeszcze silniejszym kontrastem okazały się operować Pandory, których dwa przetworniki pozwalały łączyć postać dźwięku o formach całkiem już skrajnych: a więc wyjątkowo migotliwe, pieniące się i same z siebie delikatne soprany oraz masywny, bardzo gęsty i mocny w wyrazie bas. Całościowo miało to postać o wiele jeszcze bogatszą niż z HD 600, bogatszą zarówno szczegółami jak i akustyką; powiedzmy to od razu – najbogatszą w całym porównaniu.

Divaldi_AMP_01_032_HiFi Philosophy

I już pierwsze próby ujawniają, z jak wielkiej klasy urządzeniem przyszło nam obcować.

Bardzo zatem szkoda, że nie zachodziło dopasowanie impedancyjne z Divaldi i w następstwie tego niedopasowania tło syczało nie tylko wyjątkowo starannym odczytem zawartości nagrania, ale także szumem własnym na linii słuchawki-wzmacniacz. Gdyby nie to, należałoby wystawić ocenę celującą, ale i tak grało popisowo. Przekaz nie był w całości przyciemniony, tylko raczej naturalnie jasny, ale rzucający po kątach tajemnicze plamy mroku, a rozmigotanie całości i aktywność akustyczna miały postać zjawiskową, czyniąc w efekcie pozostałe prezentacje nieco pozbawionymi życia.

 

Sennheiser HD 800 (kabel FAW Noir Hybrid HPC Mk2)

Flagowe Sennheisery znów ulokowały się stylistycznie pomiędzy AKG a własnym poprzednikiem, jednak wyraźnie bliżej K712. Dźwięki miały duże, masywne, pozbawione własnego waloru emocjonalnego. Neutralne, jak to się mawia, a od strony specyfiki przede wszystkim doskonale opowiedziane przestrzennie i akustycznie. Bez żadnego tęsknego echa i nostalgicznych klimatów, ale zarówno ze scenicznym aranżem jak i akustyczną aranżacją tak miejsc, jak i instrumentów czy głosów. Jak wiele razy pisałem, bywają przez tę dokładność i neutralność postrzegane jako nudne, o ile nie otrzymają emocji i esencji od reszty toru, co w przypadku gramofonowych źródeł traci na znaczeniu skutkiem ich naturalnego bogactwa i walorów muzycznych. Nie zagrały HD 800 tak podekscytowanym i migotliwym dźwiękiem jak Pandory i nie operowały takimi kontrastami, ale w spokojny, wyważony i perfekcyjny akustycznie sposób roztaczały szerokie plenery muzyczne, pozwalające rozkoszować się muzyką podaną w stylu bardziej uspokojonym i emocjonalnie wyrównanym. Bardzo plastycznie – operując dużą bryłą dźwiękową i wielką przestrzenią – kreśliły panoramę pozbawioną dramatycznych skoków oświetlenia i przesadnego wczytywania się w drobiny muzyczne; z naciskiem na linię melodyczną i jej akustyczną oprawę, a więc to co pierwszoplanowe a nie poboczne.

 

Audeze LCD-3 (kabel FAW Noir)

Divaldi_AMP_01_017_HiFi Philosophy

A przed nami jeszcze tyle słuchawkowych rarytasów.

Przyznać muszę, że podczas słuchania z gramofonem częściowo przypomniałem sobie jak grały poprzednie LCD-3 za pośrednictwem obecnych. Dźwięk miały z porównywanych najmasywniejszy, najlepiej wypełniony, a basu zdecydowanie najwięcej. Cały przekaz oparty został o to basowe tło i dużą bezpośredniość, a w charakterze niepowszednio był głęboki, bardzo czysty i w wyrazie spokojny, a przy tym bez cienia powierzchowności czy skłonności do lekkiego traktowania. Dominowała głębia i śladowe ocieplenie, czego słuchało się super przyjemnie, gdyż nasycenie było większe niż u HD 800, a emocje bardziej uspokojone niż u Pandor. Nie nazwałbym tego relaksem, bo zbyt esencjalnie to brzmiało, nie zmuszając jednak do tak wytężonego słuchania jak z szalejącymi bitowo Pandorami, tylko także bogato, ale w łagodniejszym nastroju muzycznego przepychu.

Odsłuch: Przy odtwarzaczu i w kontekście innego wzmacniacza

Divaldi_AMP_01_011_HiFi Philosophy

Co tu dużo mówić – HD 800 były zachwycone z obecności takiego towarzysza!

   Na koniec przenieśmy się w miejsce tradycyjne, czyli pod odtwarzacz CD, ale uwagę skupmy nie na tym jak grają poszczególne słuchawki, tylko na porównaniu ze wzmacniaczem Phasemation.

Znowu porównawczo odsłuchałem wszystkich po kolei słuchawek, a samo porównanie między wzmacniaczami okazało się subtelne, wymagające uwagi; grały bowiem dosyć podobnie, a jednak z od razu wyczuwalną innością, którą należało zdefiniować. Definiowanie to odnosi się w tekście poniższym wspólnie do wszystkich poza mającymi najwyższą impedancję Sennheiserów HD 600, o których napiszę na końcu.

W czym odmienność? Hmm, taka właściwie tylko jedna pod względem całościowego wyrazu, ale zarazem złożona. Złożona z tego, że Phasemation podawał mniej sopranów, a średni zakres względem konkurenta miał pogrubiony i mniej nieco subtelny. Zacznijmy jednak od stwierdzenia, że w teście oba urządzenia miały nieco inne warunki, bo Phasemation podpięty był symetrycznie przewodami Siltecha, a Divaldi niesymetrycznie Tarą Air1. Nie można go inaczej podpinać, tak więc nic na tym nie tracił, choć kable Siltecha są z dużo wyższej półki, więc jednak tracił. Znacznie więcej tracił jednak konkurent, który zdecydowanie zyskuje na symetrycznym podpięciu nie tylko do źródła ale i słuchawek, czego tu nie otrzymał. Zyskuje jednak głównie w sensie prezentacji scenicznej, podczas gdy sam dźwięk okazuje się raczej podobny, lepszy tylko nieznacznie. Tak więc summa summarum porównanie było dość uczciwe, a przy tym nie chodziło o wskazanie zwycięzcy, tylko o specyfikę brzmienia wzmacniacza Divaldi na tle konkurencji, a więc zwłaszcza urządzeń cenowo zbliżonych. I tu kosztujący 6900 PLN Phasemation dość dobrze pasował, będąc sporo droższym, ale nie jakoś drastycznie; tak więc pozycjonując tańszego Divaldi w sposób wymagający.

Divaldi_AMP_01_022_HiFi Philosophy

Nawet sztuka LCD 3 którą posiadamy, przypomniała sobie, jak należy grać.

Wracając do meritum. Owe występujące w większej dawce u Divaldi soprany nie tylko były liczniejsze, ale także szły wyżej i były smuklejsze. Nie cienkie, nie wrzecionowate, tylko właśnie smuklejsze, z lepszą, jak to się mawia, figurą. Znakomicie się ich słuchało, a przy tym dopiero w bezpośrednim porównaniu okazywało się, że te od Phasemation są w tali pogrubione, bardziej krępe i niższe. Na pewno nie tak przyjemne w odbiorze i nie tak subtelne. To wrażenie pogłębiał fakt, że soprany te były w przypadku wzmacniaczu Divaldi bardziej naturalnym przedłużeniem średnicy, gładko przechodząc od zakresów średnich do wyższych i wysokich –  całościowo bardzo spójnie i z gracją. W porównaniu dźwięk od Phasemation był bardziej kanciasty i nie tak ładnie się ruszał, co próbował nadrabiać masywnością, ale raczej bez powodzenia. Przysłuchawszy się uważnie ludzkim głosom i instrumentom stwierdziłem, że w przypadku wszystkich słuchawek poza HD 600, Divaldi operował przyjemniejszym dźwiękiem; lepiej doświetlonym, ładniej falującym, z dokładniej obrobionymi krawędziami i przebiegami po trajektoriach o finezyjniej kreślonych łukach. Ten od Phasemation był bardziej ciosany, a średnicę miał bardziej oderwaną, nie przechodzącą tak płynnie w wysokie tony, które na dodatek szybciej się u niego kończyły. Mówiąc najzwięźlej – dźwięk od Divaldi był ładniejszy, sprawiający większą przyjemność. Działo się tak z jeszcze jednego powodu. Otóż ten od Divaldi był gładszy, ale nie gładkością czyniącą go powierzchownym, bo takiej gładkości nie lubię, tylko przy zachowaniu całego bogactwa szczegółów, pełnej złożoności melodyki i przy całym bagażu akustycznym ruszał się właśnie płynniej, podczas gdy u Phasemation muzyczne trajektorie były bardziej schodkowe i z minimalną acz niepożądaną szorstkością. Po trosze wynikało to też z tego, że tonację miał nieznacznie niższą i mniej dawał światła, a wypadkowa była taka, że Divaldi grał ładniej i zgrabniej, a więc oczywiście słuchało się go przyjemniej. Można też powiedzieć, że jego muzyka była zwinniejsza, jej delikatność bardziej delikatna, a kontrast pomiędzy tym co eteryczne a tym co mocne wyraźniejszy.

Divaldi_AMP_01_026_HiFi Philosophy

To co się zaś działo w parze Pandora Hope VI, sprawiało, że ręce same składały się do oklasków!

To wszystko zaś pomimo tego, że Phasemation ma czterozakresowe dostrojenie impedancyjne i regulator twardości brzmienia, a Divaldi nie ma. I dopiero przejście na impedancję 600 Ohm wraz ze słuchawkami Sennheiser HD 600 pozwoliło japońskiemu konkurentowi zabłysnąć, bo właśnie z tymi słuchawkami jego odrobinę zgrubna szorstkość przeistoczyła się w brzmienia chropawe wprawdzie, ale już tą chropowatością znamionującą najwyższą klasę; owo jakże przyjemne pogłębienie tekstur, potrafiące łączyć mistrzowską szczegółowość z muzykalnością. A że Divaldi w przypadku tak wysokiej impedancji tego tak dobrze nie umiał, te jedne słuchawki wypadły z Phasemation lepiej. Co ciekawe, nie odnosiło się to do również wysoko ohmowych HD 800, przy których trzystu Ohmach Divaldi okazał się radzić sobie lepiej, ukazując to wszystko co przedstawiłem powyżej. Dopiero dawka sześciuset odwracała role, choć nie na zasadzie, że w ich przypadku Divaldi grał słabiej, tylko Phasemation bardziej zyskiwał.

Divaldi_AMP_01_029_HiFi PhilosophyDivaldi_AMP_01_005_HiFi PhilosophyDivaldi_AMP_01_014_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Wyjątek ten nie zmienia całościowej oceny, zgodnie z którą nowy konkurent na rynku średnio kosztujących słuchawkowych wzmacniaczy wypadł popisowo, z wszystkimi słuchawkami prezentując wysoki poziom, a najwyższy z Pandorą Hope, Audeze LCD-3 i Sennheiserami HD 800. Za każdym razem była to inna prezentacja, i za każdym pozwalająca czerpać najwyższą przyjemność. Od szalejących Pandor, przez obiektywne i akustycznie wyrafinowane HD 800, po basowo potężne i całe utopione w muzyce Audeze.

Podsumowanie

Divaldi_AMP_01_031_HiFi Philosophy   Znów polski wzmacniacz słuchawkowy i znowu udany. Mają najwyraźniej nad Wisłą dobrą rękę do tych urządzeń, a zarazem kłopot sprawiają nabywcom, bo wybór staje się coraz trudniejszy. Dla chcących wracać do brzmień gramofonowych będzie jednak ten nowy produkt Mediamu wyborem oczywistym, no chyba, że ktoś nie musi się liczyć z kosztami, albo przedwzmacniacz gramofonowy już posiadł. Albowiem wysokiej klasy gramofonowy przedwzmacniacz jako bonus w słuchawkowym wzmacniaczu za niecałe cztery tysiące, to gratka nie lada. Drugim szczególnym atutem produktu zwącego się Divaldi jest skąpość zajmowanego miejsca. To czasem bardzo się liczy, a wysokiej klasy słuchawkowy wzmacniacz z reguły jest większy, czasami zasadniczo. Przy moim lampowcu wygląda ten Divaldi jak pchełka, a brzmienie oferuje znakomite, niczego nie muszące się wstydzić; przeciwnie – uderzające jakością. Trzecim walorem jest forma wzornicza. Bardzo dopracowana, od razu rozpoznawalna, estetycznie i ergonomicznie trafiona. Taki słuchawkowo-wzmacniaczowy Pan Wołodyjowski, co skromną acz zawadiacką posturą przeciwników w błąd wprowadza, a szablą za dwóch robi. Nie wiem czy ktoś jeszcze czytuje teraz Trylogię, uparcie spychaną w cień lansowaniem pisaniny w rodzaju Tolkiena, czy J.K. Rowling, których warsztat pisarski w porównaniu z Sienkiewiczem to grafomaństwo, ale był taki polski pułkownik, którego żywot ubarwiony przez Sienkiewicza pośród tego co się na półkach z książkami stawia poczesne winien mieć miejsce, niezależnie od tego, że jest to literatura głównie rozrywkowa, a także nie bacząc na pomyje, przez pewne ćwierćinteligenckie „autorytety” wylewane.

Tak jak Sienkiewicz ze swadą pisał o przygodach swych bohaterów, tak wzmacniacz Divaldi ze swadą opowiada muzykę. Malutki jest a żwawiutki i wiele potrafiący. Tnie dźwiękiem gracko i z gracją, co tylko na sukces złożyć się może. Nie kładzie wprawdzie trupem konkurencji, ale w zawody z każdym stawać może i wygrać prawie z każdym, a spośród swego przedziału cenowego nie znajdzie pogromcy. Zwłaszcza że ma w odwodzie ten swój gramofonowy przedwzmacniacz, dla pragnących intymnego kontaktu z gramofonowym dźwiękiem stanowiący ofertę pierwszej potrzeby, szalenie łasą. Wszak obecny w teście gramofon wraz z wkładką i samym Divaldi to niewiele ponad dziesięć tysięcy, a brzmienia gramofonowe mają atuty, z którymi cyfra jeszcze nie wygrała i raczej nigdy nie wygra. A przecież taniej niż z Divaldi się gramofonu na wysokim poziomie grającego nie posłucha: – No (jak to mawiają Anglicy) way.

 

W punktach:

Zalety

  • Mały a wyśmienity.
  • Brzmienie bez żadnych słabości.
  • Piękna melodyka.
  • Szeroko rozciągnięte pasmo.
  • Brzmieniowa subtelność.
  • Popisowa szczegółowość.
  • Drajw.
  • Moc.
  • Doskonałe związanie pasma.
  • Pasuje do niemal każdych słuchawek.
  • Pasuje także do gramofonu.
  • Elegancka stylistyka.
  • Masywna konstrukcja.
  • Całkowity profesjonalizm wyrobu.
  • Podświetlenie jako ozdoba a nie męka dla oczu.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Syk w przypadku słuchawek o bardzo niskiej impedancji.
  • Duża moc wymaga ostrożnego obchodzenia się z potencjometrem.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma: 

logo_mediam_185c

 

 

 

 

Strona producenta:

Divaldi AMP 01

 

 

 

Dane techniczne:

  • Wzmacniacz słuchawkowy z przedwzmacniaczem gramofonowym.
  • Czysta klasa A.
  • Moc wyjściowa: 800 mW ciągła; 3,5 W szczytowo.
  • Minimalne obciążenie wyjścia słuchawkowego: 30 Ω.
  • Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz (- 0,5 dB).
  • Wejście RCA.
  • Wejście gramofonowe.
  • Uziom gramofonowy.
  • Zasilanie 16 V AC.
  • Pobór prądu: 1A.
  • Pobór mocy: 15 W max.
  • Obciążalność wyjścia: 0,5 Amax.
  • Wymiary: 115 x 53 x 105 mm.
  • Cena 3900 PLN.

 

System:

  • Źródła: PC + DAC Phasemation HD-7A192, gramofon Nothingam Junior, napęd CD – Cairn Soft Fog V2 i przetwornik – Meitner MA 1 dac.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: Divaldi AMP 01, Phasemation EPA-007.
  • Słuchawki: AKG K712, Audeze LCD-3 (kalel FAW Noir), Pandora Hope VI, Senheiser HD 600 (kabel FAW Claire) & HD 800 (kabel FAW Noir Hybrid HPC Mk2).
  • Interfejs: M2Tech HiFace Two.
  • Kabel optyczny: Belkin.
  • Interkonekty: TaraLabs Air1, Acoustic Zen Matrix Reference II.
  • Kondycjonery: Entreq Powerus Gemini, Isol-8 MiniSub Axis.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

10 komentarzy w “Recenzja: Divaldi AMP 01

  1. Maciej pisze:

    Polski produkt a wygląd zagraniczny, tak trzymać !

  2. Marecki pisze:

    „Maleństwo”, ale jak widać wielkie duchem!
    Na pewno będę go brał pod uwage.

    Troszkę szkoda, że zabrakło tych zbalansowanych dziurek, ale jak widać w starciu z Phasemation, i bez tego sobie poradził!

    Szkoda też, że zabrakło szczytowych Pandor i Hifimanów HE 560.
    Mam nadzieję, że pojawią się niebawem na łamach HifiPhilosphy!

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Szczytowe Pandory spośród obecnie dostępnych były. Modele X i VIII mają się pojawić dopiero po nowym roku. HE-560 słuchałem przez chwilę przyniesione przez znajomego, który sam miał je tylko na dwa dni. Natomiast egzemplarza do testów od polskiego dystrybutora jakoś nie mogę się doprosić.

  3. Michal Pastuszak pisze:

    Mnie braklo w tescie K812 (zbyt niska impedancja ?), te nauszniki znam dosc dobrze (bo je posiadam), wiec sporo by mi powiedzial ich opis w zestawieniu z Divaldim.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Słuchałem ich z nim, ale w tej chwili są pożyczone, a nie chciałem robić opisów z pamięci. W każdym razie pasują.

  4. Adam pisze:

    Także posiadam k812, czy divaldi byłby krokiem do przodu w stosunku do brystona bha1 , którego używam?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie, Bryston to ten sam poziom. Nie mam go wprawdzie do bezpośredniego porównania, ale to maszyna analogicznej klasy. Trochę inna stylistycznie; bardziej kładąca nacisk na elegancję brzmienia, podczas gdy Divaldi bardzie jest żywiołowy, ale różnice na pewno byłyby minimalne. Miary dopasowania do K812 u obu podobne, jednak nie umiem ich dokładnie oszacować, bo takie coś tylko w bezpośrednim pojedynku, a także przy konkretnym źródle i okablowaniu.

  5. slawsim pisze:

    Mam wrażenie, że pod koniec recenzji nastąpił błąd. Sennheisery HD 600 mają impedancję taką jak HD 800 czyli 300 ohm anie 600.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To nie błąd. Stare wersje HD 600 miały 600 Ohmów, a taka była użyta.

      1. slawsim pisze:

        W takim razie zwracam honor:) Kierowałem się moimi w wersji 300 ohm. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy