Recenzja: Dayens Ecstasy IV sc

Budowa, ekonomia, niezwykłość

Ekstaza jest czarno-srebrna.

  Zanim o tej wyjątkowości, wpierw słów parę o cenie. Gdy dawno temu, we wczesnych latach osiemdziesiątych, zacząłem serio interesować się audiofilskimi wyrobami w wymiarze ogólnoświatowym, przykuł moją uwagę fakt, że w zestawieniach branżowych periodyków najdroższymi urządzeniami (nie licząc super głośników na zamówienie) były przedwzmacniacze. Nie odtwarzacze CD, nie wzmacniacze, nie gramofony – przedwzmacniacze. A przecież przedwzmacniacze są tak proste funkcyjnie… Jak słusznie na stronie Dayensa napisano, to sam jedynie wybór źródła oraz siły wzmocnienia. Ale zaraz… Dlaczego regulacja wzmocnienia pojawia się przed a nie za wzmacniaczem? Dlaczego mamy przed-wzmacniacze a nie po-wzmacniacze? Wszak na logikę winny być za, winny dławić. I rzeczywiście przedwzmacniacze dławią, ale nie moc wyjściową wzmacniacza końcowego, tylko siłę wpadającego doń sygnału. A jeszcze wcześniej same wzmacniają sygnał ze źródła, czyli tak naprawdę dławią same siebie. Co się odbywa pewnym kosztem, mianowicie kosztem jakości. Przedwzmacniacz (czyli tak naprawdę wzmacniacz wstępny z regulacją mocy sygnału) musi mieć do tego dławienia potencjometr (wspólny lub po osobnym na kanał), a potencjometr to „ślizgacz” na ścieżce oporowej z cermetu lub grafitu albo drabinka rezystorów, co w obu wypadkach oznacza psucie brzmienia (choć rezystory psują mniej). Podejście radykalne? Wyrzucić potencjometry! Pysznie – ale co dalej? Następnie zamiast nich użyć transformatora z drabinką odczepów. Nie ma rezystorów, nie ma ślizgaczy, nie ma zniekształceń! Kto tak zrobił? Właśnie Dayens. I taki bezstratny jakościowo przedwzmacniacz (no niemal, bo jakieś straty są zawsze), to nasz Ecstasy IV sc.

Teraz już, mam nadzieję, rozumiecie, dlaczego go wziąłem pod ucho. Ale miało być o pieniądzach. Te przedwzmacniacze ze ślizgaczami albo rezystorami (najróżniej kombinowanymi) to w luksusowym wydaniu odnośnie wstępnego wzmacniania i jego dławienia drożyzna. Taki Kondo Audio Note G1000, na przykład, to sto tysięcy dolarów. (Ale za to rezystory ma selekcjonowane…) Zbyt skrajny przykład? Dobrze, to niech będzie Jadis JP500. Ten kosztuje tylko czterdzieści tysięcy euro. Za to lamp w stopniu wzmocnienia ma szesnaście… O potencjometrach (dwa są, jako że to monobloki) nic nie wspominają. Ciekawe czemu…

I duża.

Nie będę się dalej pastwił, sam mam drogi przedwzmacniacz na dziesięciu drogich lampach i dwóch drabinkach rezystorów. A Dayens Ecstasy IV sc kosztuje dwadzieścia tysięcy złotych. Ma jedno wejście i jedno wyjście  symetryczne XLR (regulowane) oraz cztery wejścia i dwa wyjścia (regulowane i bezpośrednie) RCA. Ma jednym pstryczkiem włączane podbicie sygnału o 6 dB (oznaczające inny tryb transformatora), które się czasem przydaje co słabszym wzmacniaczom wyjściowym i można mu także przeciąć pętlę masy albo tego nie robić (drugi pstryczek). Ale przede wszystkim nie ma potencjometrów oraz własnego wzmocnienia poza tym ratunkowym, dodatkowo włączanym. Jest pasywny.

Nie, nie – nie ma co krzyczeć: „Laboga, jak to nie ma potencjometru!?” Jest wielgachne, srebrzyste, chromowane pokrętło, które chodzi krokowo, dając łącznie z zerowym 24 poziomy. Na bank zatem każdy pomyśli, że to potencjometr krokowy na bazie nie sześciu w cylinderek pocisków, jak w rewolwerze Colta, tylko dwudziestu czterech rezystorów. Tymczasem figę. Dwadzieścia cztery tam są, ale odczepy transformatora. Transformatora nawiniętego srebrem, od szwajcarskiego Audio Consulting. Które to Audio Consulting samo też robi taki transformatorem formatowany przedwzmacniacz – Audio Consulting SWGLA – tyle że za dwadzieścia trzy tysiące szwajcarskich franków.

Uporządkujmy sprawy. Dayens Ecstasy IV sc to zatem przedwzmacniacz pasywny (tzw. pasywka) ze srebrnym drutem nawiniętym transformatorem regulacji głośności. Pozostałe okablowanie jest także srebrne, a gniazda RCA i XLR pochodzą od WBT. Do prądu podpina się go poprzez nagniazdkowy zasilacz DC 15V, o którym to podpięciu nie informuje żaden świetlik. (Nie ma takiej potrzeby, ten słaby prąd wspomaga jedynie pracę przełączników i nic nie ma wspólnego z transmisją sygnału audio.) Na pięknie wyszczotkowanym o sutej grubości panelu z anodyzowanego na czerń aluminium są trzy chromowane pstryczki, przedzielone dwoma wielkimi, też chromowanymi pokrętłami. Lewe to wybierak źródeł z pozycjami XLR, CD, DVD, AUX i Tuner, a prawe wspomniany potencjometr krokowy w oparciu o srebrny transformator. Pstryczki, licząc od lewej, to „Grid On/Grid Off”, „Gain +6dB On/Off” i „XLR On/RCA On”; a całość prezentuje się luksusowo – chrom, grube aluminium, symetria, zaokrąglenia narożników. Korpus to gruba blacha, też oczywiście czarna. Też luksusowo polakierowana kontrastującym z gładką, satynową czernią frontonu błyszczącym, mocno gruzełkowatym „barankiem”. Z tyłu bateria markowych gniazd, markowe nawet to DIN dla zasilacza. Całość stoi na masywnych, gumowych nóżkach, waży 7 kilogramów i ma wymiary 460 x 100 x 280 mm.

Same pstryczki i wielkie pokrętła.

Przypominam wyróżnik – nie ma stopnia wzmocnienia, poza jedynie pomocniczym mocniejszym trybem transformatora – jest za to najlepsza z możliwych (bo najbardziej bezstratna) regulacja głośności, a przy okazji także separacja galwaniczna pomiędzy źródłem a wzmacniaczem wyjściowym (końcówką mocy). Dzięki której filtracja zakłóceń, a brak spłaszczenia dynamiki, kompresji czegokolwiek. Jaki sygnał ze źródła wychodzi, taki wzmacniacz dostanie. Z czego jasno wynika, że zwłaszcza dobre źródła powinny mieć pole do popisu, nic ich nie będzie zaburzać. Wybitne źródło, super wzmacniacz, pośrodku Dayens – i jedziemy.

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: Dayens Ecstasy IV sc

  1. Sławek pisze:

    Ciekawy byłby pojedynek z Music First Audio https://mfaudio.co.uk/preamplifiers/
    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Pewnie byłby, ale dystrybutora nie ma.

  2. jafi pisze:

    Doczekałem recenzji starego znajomego:)

    Swoją drogą zajmujemy się intensywnie takimi „pasywnymi regulatorami głośności” od miesięcy.
    Skutki przerosły oczekiwania i trudno sobie wyobrazić, gdzie ta droga nas doprowadzi…
    Choć już kilka razy korzystaliśmy z naszego pasywnego pre z regulacją transformatorową na wystawach w Warszawie, może tym razem powstanie wersja komercyjna.
    Tymczasem wycieczka do KAiM-u w najbliższy piątek z najnowszym wcieleniem pre

    Wbrew żarcikowi z tekstu nadal działamy i mamy się dobrze, a efekt naszej pracy pewnie będzie można usłyszeć na kolejnym AVS.

    1. Piotr Ryka pisze:

      „Nadal działamy”, czyli kto? Bo chyba nie Cairn.

  3. miroslaw frackowiak pisze:

    Czym mniej „klockow” w torze odsluchowym tym lepiej,ale u sprzedawcow czym wiecej tym lepiej,wiadomo trzeba zarobic,to jest taki przyklad ,jak nacagnac audiofila na dalsze wydatki,ale jak uslyszy przez to lepiej to na zdrowie..

    1. Piotr Ryka pisze:

      Czyli monobloki są gorsze od integr, a odtwarzacz CD z regulacją głośności wpięty wprost do końcówki mocy zagra lepiej od podłączonego poprzez dobry przedwzmacniacz? I oczywiście słuchawki najlepiej grają z dziurki w odtwarzaczu?

  4. Marek pisze:

    Bardzo ciekawy test ciekawego urzadzenia! Dzieki!
    Mam jedna uwage: za kazdym razem w tekscie pojawia sie nazwa Ectasy, tymczasem jest to ECSTASY.
    (Od ekstazy, nie od ektoplazmy)
    Tym, co szukaja w Googlu bedzie latwiej znalezc przy wlasciwej nazwie…
    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Oczywiście, że od ekstazy. Już poprawiłem. Nie bycie wzrokowcem miewa zabawne następstwa.

  5. Paffcio pisze:

    Panie Piotrze,
    Jakby Pan porównał jakość toru. Ayon35 z pre i jeden interkonekt do końcówki mocy (tak mam teraz) czy Ayon35 z pre i testowany Dayens w torze + kolejny interkonekt.
    Czy jest sens inwestowania w preamp, czy byłby lepszy? Do ayona mam podłączone jeszcze źródło plików cyfrowych.
    Czy ma Pan wiedzę czy dayens jest zbalansowany?
    Pozdrawiam
    Paweł

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dayens jest zbalansowany – ma wejście i wyjście XLR. Ale właściwie nie jest przedwzmacniaczem, bo niczego nie podgłośnia, sygnału nie wzmacnia. Jest tylko samym regulatorem siły głosu i hubem połączeniowym. Odnośnie natomiast CD-35, to istota tkwi w jakości przedwzmacniacza. Ze słabym będzie gorzej, z wybitnym będzie lepiej. Kable też muszą być do tego wybitnego odpowiednie, nie ma zmiłuj.

  6. Piotr Ryka pisze:

    Kolejna recenzja się ślimaczy, ale opisuję dCS Bartoka w wianuszku najlepszych słuchawek i jest z tym dużo roboty.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy