W pierwszym tygodniu maja opublikowana została recenzja Austrian Audio The Composer, tak więc miesiąc upłynął, a właściwie półtora. To nie może tak być, żeby aż takie przerwy, bierzmy się za kolejne słuchawki. Akurat nadarzyły się podobnie kosztujące i też od znanego producenta, będzie co porównywać, chociaż nie bezpośrednio. Bezpośrednio za to do droższych pochodzących z tej samej wytwórni, sygnowanej od pewnego czasu nazwiskiem twórcy, Dana Clarka. Nazywającej się wcześniej MrSpeakers, od jego internetowego przydomka; wytwórni której start był związany nie z produkcją oryginalnych słuchawek, a z modowaniem planarnych Fosteksa.
Pan inicjator MrSpeakers wcześniej zajmował się głośnikami, w następstwie czego zyskał przydomek, ale nie tylko nimi. Jeszcze w latach 90-tych konstruował wzmacniacze i inną elektronikę, niemniej to za głośnikowe kolumny otrzymał wyróżnienie branżowe „Platinum Audio”. Prócz tego działał na ogólnoświatowym forum słuchawkowym Head-Fi, gdzie zyskał rozgłos jako autor rozchwytywanych modyfikacji klasycznych Fostex TR-50, oferowanych jako mody pod nazwami Alpha Dog i Alpha Prime. Tak z tymi modyfikacjami dobrze mu poszło, że postanowił zająć się wyłącznie słuchawkami, zarzucił całą resztę. Pozostawiwszy modyfikację Fostexów w ofercie skupił się na rozbudowie firmy i projektowaniu konstrukcji własnej, ma się rozumieć droższej.
Dość powszechnie uważa się, że te pierwsze miały konstrukcję planarną, lecz w rzeczywistości czerpały głównie z technologii AMT (Air Motion Transformer), czyli dosyć podobnej, jednak nie przy użyciu gładkich, a radełkowych membran[1], marszczonych zakładkowo niczym miechy akordeonów, tyle że drobniejszymi, gęstszymi marszczeniami, co zwiększało powierzchnię i stanowiło nawiązanie do pierwszych takich od szwajcarskiego Jecklin Float (1971) i teraźniejszych tajwańskich oBravo. Oferowano te inauguracyjne MrSpeakers w dwóch wersjach – z albo bez układu poprawiającego przepływ powietrza za membraną, określanego mianem „Flow”.
Te początkujące twórczość Ether Flow recenzowałem w 2017 i uznałem za bardzo udane. Kosztowały niemało, bo 8990 PLN, a teraz leżą koło mnie o siedem lat późniejsze Dan Clark Audio E3, za 10 990 PLN.
Można powiedzieć, że cena (zwłaszcza uwzględniając inflację) zmieniła się jeszcze najmniej, na pewno nazwa i konstrukcja bardziej. Nazwa się całkiem zmieniła, a muszle z okrągłych stały sercowate i równocześnie adapter akustyczny Flow zastąpiony został przez o wiele bardziej zaawansowany układ filtracji AMTS (Acoustic Metamaterial Tuning System). Poprawie uległ też pałąk i w jeszcze większym stopniu przetwornik, na obszarze którego ostało się jedynie marszczenie diafragmy.
Przypatrzmy się temu uważniej w rozdziale o inżynierii.
[1] Patenty Oskara Heila z 1970 i Bruce’a Thigpena z 1997.
Inżynieria, estetyka, komfort
Słuchawki są podobne, ale po części też niepodobne do wciąż aktualnego flagowego duetu planarno-AMT z lat 2021-22 – do Dan Clark Audio STEALTH i EXPANSE. Podobniejsze przy tym do STEALTH, jako również zamknięte, a w odniesieniu do pozycji w ofercie najpodobniejsze do niedawno recenzowanych Final Audio D7000, tzn. z grupy takich, które będąc tańszymi depczą po piętach liderom.
Dość osobliwa to sytuacja, gdy tańszy wyrób pretenduje do bycia lepszym od droższych w ramach oferty tego samego producenta, lecz po stronie nabywczej nie jest to żaden problem, niech się management sprzedażowy nad tym paradoksem głowi.
– Dlaczego potencjalnie lepsze i czemu podobne, a niepodobne?
Podobieństwo odnosi się do obrysu muszli i identycznego pałąka. Pałąka, którego filarem są dwa łukowate pręty z nitinolu, czyli stopu niklu z tytanem – mimo cienkości arcymocne i popisowo giętkie. Pod nimi podwieszona automatycznie dopasowująca się mikro-ażurowa opaska z syntetycznej skóry, ozdobnie przeszywanej grubą, błękitną nicią; pospołu z tymi prętami przymocowana do pomysłowego systemu gimbali stanowiących wiązanie muszli, pozwalającego te muszle rozkładać i składać. W złożeniu – jedynie u tych słuchawek tak zwięzłym – stają się Dany Clarki kompaktowe jak piąstki, natomiast po rozłożeniu to pełnowymiarowe słuchawki z takich naprawdę dużych. Dużych i nadprzeciętnie wygodnych, bo cała ta konstrukcja zapewnia nie samą spoczynkową kompaktowość, ale też użytkową wygodę, która należy do najlepszych. Zapewnia ją nie tylko elastyczność pałąka i ergonomiczność opaski, ale również umiarkowana waga i podługowaty kształt muszli oraz obszerność i miękkość padów z syntetycznego weluru i skóry proteinowej.
W odniesieniu do dwóch ostatnich rzeczy natykamy się na pierwsze różnice. Pady w modelu E3 są minimalnie głębsze niż u STEALTH, a przy identycznym obrysie pokrywy muszli całkiem inne. U STEALTH z włókien węglowych i aluminium, gdzie włókno to wypełnia aluminiowy szkielet i jest znaczone wyraźną wklęsłością centralną; u E3 zaś aluminium to jedynie obwiednia z padami po drugiej stronie, całe pokrywy natomiast są ślisko gładkie z rzucikiem jaśniejszych od popielatego tła sześcianików, służących za ozdobny akcent i przede wszystkim wzmocnienie tafli ze szkła Gorilla Glass 3.
Tafla jest jednolicie gładka i popisowo lśniąca, a jako szkło Gorilla odporna na uszkodzenia, wszakże jej gładkość ma wyjątek. Trochę poniżej środka znajdują się dwa, jeden nad drugim, okrągłe otworki – to port basowy Dual-Mode, mający poprawiać odtwarzanie niskich częstotliwości poprzez ich nie wpływanie na resztę pasma i doskonalszą realizację własną bez utraty czynnika mocy.
Port ten wiedzie do zmian technicznych niewidocznych od zewnątrz: do nowej generacji przetwornika V-Planar i poprawionej filtracji AMTS.
Przetwornik wyewoluował z generacji czwartej do piątej – wraz z tą pokoleniową zmianą oferując „najpłynniejsze, najbogatsze i najbardziej szczegółowe wrażenia, jakie mogliśmy do tej pory uzyskać.” Jego nowe membrany wyposażono w ulepszony system napinania, zapewniający bardziej równomierną pracę, wraz z którą mniejsze zniekształcenia i poprawiona spójność.
Nowy materiał membran (o którym niczego się nie dowiadujemy ponad to, że jest nowy) ma wraz z lepiej dobranym radełkowaniem dawać wyjątkowo gładką charakterystykę przy niskich zniekształceniach w całym obszarze pasma, „gwarantując poziom szczegółowości spotykany dotąd niemal wyłącznie w najwyższej klasy elektrostatach, a wszystko w powiązaniu z wyjątkowo przyjemnym, zbalansowanym dźwiękiem”.
Nie inaczej w przypadku ulokowanego między przetwornikiem a uchem korektora akustycznego AMTS, integrującego działanie falowodów, kontrolerów dyfuzji, polaryzatorów ćwierćfalowych i rezonatorów Helmholtza na rzecz redukcji fal stojących, wraz z czym poprawa odwzorowywania tym razem wysokich częstotliwości. Dan Clark informuje potencjalnych nabywców, że nie będzie ich nudził technicznymi zawiłościami, podzieli się jedynie informacją, że przy zachowaniu dotychczasowych atutów usprawniona w modelu E3 filtracja AMTS poprawia również reprodukcję basów. Te dotychczasowe atuty to zaś dbałość o gładki przepływ oraz właściwy dobór tonacji, o trafności doboru której każdy może się rychło przekonać.
Sumaryczne działanie nowego przetwornika z nową membraną i poprawionym AMTS ma też skutkować osiąganiem maksymalnej szczegółowości bez potrzeby kładzenia nadmiernego nacisku, co bywa równie nieprawdziwe co męczące. I tak – powiadają twórcy – jesteśmy z tego dumni.
„Po raz pierwsza użyty w modelu E3 przetworniki piątej generacji wraz z poprawionymi AMTS zapewnia niesamowitą równowagę pomiędzy delikatnością niuansów a wybuchową dynamiką, co sprawi, że sięgniesz po wszystkie ulubione nagrania i zostaną odkryte na nowo. I nie chodzi wyłącznie o tonację i barwę; scena dźwiękowa E3 jest oszałamiająco ekspansywna i otaczająca, może więc konkurować z najbardziej spektakularnymi u słuchawek otwartych pod względem głębokości, szerokości i doskonałości obrazowania.”
Wszystkie te skarby otrzymujemy w firmowym pudle w satynową czerń przyobleczonej tektury, zapinanego magnetycznym zatrzaskiem. Wewnątrz niewiarygodnie małe etui na zamek błyskawiczny; też czarne i identycznie jak opakowanie zewnętrzne opatrzone symbolem słuchawek.
Wyposażeniem tradycyjnie kabel VIVO Cables długości 1,8 m – średniej grubości, bardzo lekki i bardzo giętki, od strony brzmieniowej spisujący się dobrze, pomimo iż na tle najlepszych odrobinę podnoszący tonację i nie do końca wypełniający brzmienie. Końcówkę możemy wybrać dowolną, możemy też za dopłatą zamówić wersję 2,4 metra.
Słuchawki ważą 455 gr, impedancja to 27 Ω, a czułość 90 dB. Poziom zniekształceń THD lokuje się poniżej 0,1%, a pasmo przenoszenia nie zostało wyszczególnione, ponieważ zdaniem producenta nie jest istotne; tym bardziej w świetle tego, że nie ma ustalonych reguł pomiaru, każdy mierzy jak chce.
Komfort okazuje się bez zarzutu, można przesiadywać długie godziny. Wygląd to kwestia gustu – mając na głowie i tak nie widać, a po ściągnięciu warto się zająć czymś innym niż spoglądaniem na słuchawki. Ale sprzedawcy powiadają, że klient kupuje oczami, więc powiem, że pałąk i kształt muszli są jak najbardziej w porządku, natomiast szaro gładkie pokrycie muszli jest cokolwiek nudnawe, lecz jakież to ma znaczenie? Brakuje w komplecie stojaka, a ten by się czasem przydał, mimo że można odkładać na płask i można stawiać na boku. Ale jedynie najdroższe, elektrostatyczne Corina w zestawie go posiadają, u tańszych poskąpiono.
Jak już zdążyłem zauważyć, najciekawsza jest cena; szykuje się konfrontacja takich za prawie dwadzieścia z tymi za trochę ponad dziesięć – mającymi nowszy przetwornik i poprawiony AMTS, a o połowę tańszymi przy identycznym prawie wyglądzie i tych samych założeniach technicznych. Dość osobliwa sytuacja…
Brzmienie
Na wstępie postanowiłem porównać brzmienia poprzez firmowy VIVO i używany przy STEALTH Tonalium. Nie tyle aby wybrać lepszy, a zyskać orientację. Ostatecznie wszystkie peany pod adresem swego wyrobu producent kieruje do użytkowników z pozycji własnego kabla, zachodziło zatem pytanie, na ile rzeczywiście jest markowy też w odniesieniu do najnowszych, podobno poprawionych przetworników E3. I okazało się, że tak samo jak parę razy wcześniej ten kabel jest w porządku, jak najbardziej pasuje, a jeśli z czegokolwiek okrada, czegoś przekazać nie umie, to są to rzeczy nieduże, dla oceny mało znaczące. Tym niemniej jednak jakieś, nie całkiem marginalne. Poprzez Tonalium zjawiało się brzmienie cięższe, ciemniejsze, głębsze i na przeciwnym biegunie bardziej migotliwe, pod wpływem aktywniejszych, wyżej docierających sopranów. I nie, to nie pochwała kabla, to pochwała słuchawek. Kabel to bowiem transmiter; no, może nie tak w zupełności, też w jakiejś mierze wyznacznik stylu; tak czy inaczej okazało się, że Dan Clark Audio E3 potrafią grać głębiej, masywniej i ciemniej przy jednocześnie żywszej górze niż z dostarczanym kablem, aczkolwiek te różnice nie były zasadnicze, nawet nie były pokaźne. Lecz znowuż – niepokaźne, niemniej dla mnie znaczące; tzn. wolałem z Tonalium, ale nie na tyle wolałem, żeby uznać, że z VIVO coś aż nie tak, by mi się nie podobało. Podobało, po czasie nawet bardzo, natomiast nie od razu.
Jak każde słuchawki przeszły E3 proces wygrzewania, którego nie inicjowałem, ale nie był skończony. Dalece nie był i dalece mi się początkowo nie podobało, ale po paru dniach to przeszło.
Wszystko to piszę raczej dla świętego spokoju, tak żeby nie mieć do siebie pretensji, że coś ważnego pominąłem, a mógłbym rzecz ująć zwięźlej i napisać, że słuchawki potrzebują wygrzania, a ich oryginalny kabel jest dobry, niemniej lepsze możliwe. Trzask prask i po sprawie, ale w szczegółach skryty Diabeł. Bo teraz pora przejść do brzmienia, którego opis nawet kiedy pomijać odmienności między kablami trafi dokładnie w to samo miejsce. Nie idealnie w to samo, jednakże w znacznej mierze, ponieważ wymienione różnice pomiędzy VIVO a Tonalium były też różnicami między E3 a STEALTH. Trochę głębsze, trochę ciemniejsze i bardziej roziskrzone, ale już nie bardziej masywne brzmienie, to też różnice pomiędzy flagowymi sprzed trzech lat a teraz wprowadzonymi do oferty wiceflagowymi zamkniętymi planarami Clarka. (Piszę skrótowo „planarami, by nie używać określenia planarno-AMT, a „ciemniejsze i bardziej skrzące” odnosi się do flagowych STEALTH.)
Różnice te należy scharakteryzować dokładniej, mimo iż wiele do dodania nie ma, ale najpierw pozwolę sobie na konkluzję: Dan Clark Audio E3 to znakomite słuchawki zamknięte, znakomite pod każdym względem. Bardzo wygodne i z zadbanym wyglądem, mające dobrej jakości odpinany kabel i przede wszystkim znakomity dźwięk. Do tego ten dźwięk taki, że nadaje się do każdej muzyki i sam jest przede wszystkim muzyczny – taki muzyczny po prostu, a nie drogą udziwnień. Co zdaje się stawać modą – producenci wszelkiej aparatury audio (bardzo możliwe że pod wpływem powrotu gramofonów) zaczęli kłaść główny nacisk na analogową stronę brzmienia, cyfrowy sznyt wychodzi z mody. Udziwnienia stały się modne odnośnie włosów i skóry – co rusz wędrując po świecie natykam się na przedstawicieli homo z włosami w nienaturalnych barwach i pstrzeniach tatuażem. Będę okrutny i powiem, że zwłaszcza te tatuaże są oznaką przynależności do klas niższych – niższych mentalnie i materialnie. Ale nie o tym teraz mowa, a o brzmieniowych modach, a moda na typ brzmienia odchodzi od udziwnień, przekierowuje się na naturalność. Nowe Dan Clark Audio E3 są tego kolejnym przykładem, tak samo jak elektrostatyczne Audeze i Warwick Acoustics, tak samo jak Final Audio D7000 czy ES Lab ES-R10. Melodyjność i naturalizm głosów stawiane są na pierwszym miejscu, dopiero w drugim rzucie ozdobniki echowe, maksymalizacja transparentności, eskalacja dźwięczności, zabiegi wokół scenografii, sopranów, basu.
Ale wszystko ma swoją cenę i wagę – z niczym nie należy przesadzać ani o niczym zapominać. Naturalizm to pierwszorzędna sprawa, w muzyce wszakże pod warunkiem, że nie przechodzi w przaśność. Nie po to wymyślono różne instrumenty i nie po to kompozytorzy się głowią nad złożonością partytur, żeby na koniec wszedł z tego jakiś brzmieniowy chleb powszedni. Nawet zespoły rockowe ceni się głównie za to, że prosty rytm potrafią przeistaczać w złożone formy, to samo tyczy popu. Nie za to cenisz wokalistę, że głos jego przeciętny, tylko dokładnie na odwrót. To samo odnosi się do słuchawek: strona naturalności to jedno, ponadprzeciętność drugie. I teraz wreszcie mogę napisać, że pod względem naturalności nowe E3 dorównują STEALTH, miejscami idąc w tym kierunku nawet dalej, natomiast nie dorównują niezwykłością.
STEALTH potrafią połączyć naturalizm głosu z poczuciem niezwykłości poziomu odtwórczego, rodzącym się z długich wybrzmień, zjawiskowej transparentności i roziskrzonej góry. Nowe, tańsze E3 także to wprawdzie mają, ale nie idą tak daleko. Czynnik naturalności okazał się mieć u nich przewagę nad bogactwem aranżu i złożonością przeżyć, do czego dołączył większy dystans do pierwszego planu i trochę mniej narzucająca się wielkość sceny, w następstwie czego słuchacz okazywał się bardziej widzem niż uczestnikiem, nie tak też intensywne przeżywał. Ale to wszystko to różnice obiektywnie rzecz biorąc małe, które w subiektywnych ujęciach mogą pozostać małymi, mogą całkiem zaniknąć, ale też mogą urosnąć. W miarę jak E3 się wygrzewały, różnica przejścia między nimi a STEALTH w moim przypadku się zmniejszała, aż po zupełnym wygrzaniu musiałem przyznać, że nad niektórymi muzycznymi partiami, zwłaszcza sopranowymi, E3 potrafią panować lepiej; ich naturalistyczne hamowanie pozwalało unikać poślizgów wyrzucających za próg zniekształceń; i nieważne czy te poślizgi wynikały u STEALTH z niedociągnięć w nagraniach, czy ich własnego gubienia szlaku – ważne, że dla kogoś lubiącego dobrą kontrolę sposób realizacji E3 dawał wzrost satysfakcji. Dla mnie jednakże nie – wolałem mniej kontrolowaną jazdę z większą fantazją, szczególnie że towarzyszyła temu intensywniejsza podnieta. Mniej kontrolowanego obiektywizmu – spokojnego brania zakrętów i łagodnego hamowania – a więcej zrywów, pisku opon, pędzenia na złamanie karku.
Wszystko powyższe to przesada, aż takich różnic nie było. Ale cośkolwiek z takich smaków; STEALTH pozwalały się mocniej rozpędzić i bardziej zapamiętać. Bogactwo ich brzmienia okazało się większe, a choć sporadycznie kosztem kontroli, to jednak sfera emocjonalna brała przy ich słuchaniu górę.
Oto strona medalu z opisem wyższości droższych, która to wyższość w zależności od interpretacji może się okazać zerowa, ale może też duża. Strona z opisem samych E3 opowiada zaś o nich jako o naturalnie brzmiących, analogowo ułożonych, bardzo dbających o brak zniekształceń i wszystko robiących dobrze, najczęściej nawet świetnie. Tonacja przy kablu VIVO troszeczkę podwyższona na obszarze powyżej basu, z kolei przy Tonalium o włos obniżona, tak więc samych słuchawek prawdopodobnie trafna. Rozdzielczość i szczegółowość niemalże jak u STEALTH, a one takie je mają, że przewyższają Susvary. (Przynajmniej tak na pierwszy strzał – bez uważnego wsłuchiwania i jakichś super torów.)
Dbałość o melodykę i unikanie zniekształceń to główny atut E3, ale żywość, potęgę i dynamikę też przodujące mają.
Tak na koniec okazały się dobre, że gdybym miał wybierać między nimi wyposażonymi w Tonalium a STEALTH w VIVO… – zastanawiając się nad tym imaginacyjnie znalazłem się w kropce, a po serii porównań doszedłem do wniosku, że jednak E3 z Tonalium. Ten duet grał ciemniej, żywiej i bardziej przekonująco zarówno pod względem bezpośredniości, jak i konstrukcji brzmienia.
Skomplikowałem? Namieszałem? Niepotrzebnie dołożyłem kwestię kablową? To zależy skąd patrzyć. Jeśli od strony recenzowania technicznego – bez zahaczania o kwestie artystyczne i zawiłości sprzętowe, za to z wykresem, a najlepiej wieloma, z których nic konkretnego poza uzupełnianiem niedoborów interpretacyjnych i wyposażeniowych recenzenta co prawda nie wynika, lecz jakież to uczone… – to tak, niepotrzebnie.[2] Natomiast jeśli od strony wgryzania się w muzyczne możliwości na tle konkurujących rozwiązań i w odniesieniu do środowisk sprzętowych – to wygląda, że słusznie.
[2] Przy okazji proponuję poszukać porównań kilku spośród najwybitniejszych historycznie skrzypiec (Amati, Stradivari, del Gesù), by się przekonać na ile różne mają brzmienia i jak mało do ich interpretacji w sensie rangi artystycznego wyrazu wniosły analizy takim czy innym mikrofonem i tym czy innym oprogramowaniem. Niczego istotnego te badania nie odsłoniły w mierze przenikania w tajemnicę brzmieniową i niczego nie dały współczesnym lutnikom, a już na pewno dużo mniej niż stosunkowo niedawne odkrycie, że spód skrzypiec powinien być wykonany z lustrzanych połówek nie tego samego drzewa. (Tak zwany „płomień” na dolnej płycie powinien powstać z różnych pni, wtedy ciekawsze brzmienie.)
Brzmienie: Przy odtwarzaczu
By przeprowadzić najważniejszy etap badań środowiskowych zabrałem słuchawki komputerowi i jego tranzystorowemu zapleczu, oddając odtwarzaczowi i lampom. Starym zwyczajem to tu zagrało lepiej, tym razem dość wyraźnie. (A nie zawsze tak bywa.) Wszelkie parametry opisu jakie można przywołać doznały zauważalnej poprawy, co nie oznacza, że poprzednio, z plikami, nie było świetnie, tylko że teraz jeszcze lepiej. Dlatego bez mrugnięcia okiem mogę napisać, że Dan Clark Audio E3 należą do słuchawek high-endowych, ale to nie oznacza, że przewyższają STEALTH i EXPANSE. Uważnie porównałem (tym razem tylko przy Tonalium, by sięgać po maksima) i wyskoczyły różnice lepiej widoczne niż wcześniej, łatwiejsze do zdiagnozowania. Z nich pierwsza, że E3 na tle STEALTH to i tu niższe brzmienie, ale w widoczny sposób też mniej przejrzyste i mniej zasobne w majestatyczną oprawę echową. Nie było już różnicy dystansu do pierwszego planu, u obu jednakowo był bliski, natomiast scena STEALTH sięgała głębiej i wypiętrzała się wyżej, realizując na większym obszarze. O wiele silniej też, za sprawą większej transparencji i pięknie komponowanego echa, przywoływała teatry działania, nie tylko obrazujące wyższe sklepienia i dalsze dale, ale także dające mocniejsze poczucie uczestnictwa. Co oczywiście przekładało się i na lepszą holografię, ale że ta zjawiskiem nie tak częstym jak oprawy brzmieniowe, to one i przejrzystość decydowały w głównej mierze o większej efektowności STEALTH. Ale z jednym wyjątkiem. Otóż to niższe brzmienie u E3 przekładało się na zwyklejsze, a poprzez to realniejsze brzmienie normalnej mowy – pod tym istotnym względem nowe przetworniki okazały się działać poprawniej. Ale już nie pod względem unikania zniekształceń; wbrew wcześniejszym diagnozom flagowe STEALTH okazały się lepiej radzić sobie w najtrudniejszych partiach brzmieniowych.
Dwa bieguny z tych różnic okazały się najbardziej znaczące. Na rzecz STEALTH przemawiała lepsza przejrzystość medium i wzmiankowana aura brzmieniowa. Odwołując się do pamięci przywołałem obecność flagowych dziś dla Staksa SR-X9000, bowiem to do elektrostatów odwołał się sam Dan Clark. Grzebiąc w pamięci doszedłem do wniosku, że E3 to jednak nie ten poziom obcowania, a już szczególnie stawiania słuchacza przed frontem żywych wykonawców, podczas kiedy bardziej świetliste, przezierne i lepiej oddające niuanse STEALTH niemal dorównywały. Jeśli ustępowały, to o włos, o mgnienie, tymczasem u E3 różnica była niepomijalna. Ale znowuż to nie oznacza, że owe E3 nie były świetne, a jedynie nie takie jak najlepsi z najlepszych.
To konfrontacji nie koniec, pobite w poprzedniej rundzie E3 potrafiły się odgryźć, nawet odgryźć dość mocno. Ich mniej głębokie, nie tak popisowo echowe i nie tak pięknie świetliste, a za to niższe brzmienie miało przełożenie nie tylko na zwykłą mowę: – I tak, zgadliście – przekładało się też na bas.
Bas u nowych E3 ma większy wymiar potęgowy i lepsze wypełnienie. Lepiej oddaje moc bębnów i lepiej, wyraźnie lepiej, potrafi stawiać basowe kurtyny i zalewać sceny grzmotami. Więc kiedy o to głównie chodzi, nowe E3 będą lepsze, ale pod każdym innym względem gorsze. Ta gorszość wyraźnie wyszła na jaw jednak dopiero przy dziesięciu lampach wzmacniacza i gatunkowym CD, a z bardzo dobrym tranzystorowym i plikami była jedynie śladowa. Śladowa do takiego stopnia, że jak mówiłem, przy komputerze wolałem E3 z Tonalium od STEALTH wyposażonych w VIVO.
Z odtwarzaczem przenośnym
Na finał porównanie z odtwarzaczem przenośnym, dla odmiany przy kablu VIVO i tylko z gniazda Pentacon. Przymiarka nie okazała się rewolucją gdy chodzi o własności brzmienia, wszystkie wypunktowane różnice zostały podtrzymane. Ale o ile niższa tonalność E3 przy komputerze dawała przyjemnościowo stan mieszany – czasami brała górę, by w innych razach ustępować – a w torze najwyższym jakościowo techniczne przewagi STEALTH ujawniały się raz za razem, to z wysokiej jakości odtwarzaczem przenośnym (Astell & Kern KANN ULTRA) raz po raz niższe tony E3 okazywały się lepsze. Do tej akurat lokalizacji tańsze E3 bym wybrał, co wynikało z jednej rzeczy, ale jakże istotnej. – Niższy dźwięk zwiększał autentyzm, prawdziwościowo był trafniejszy. Tylko w nielicznych utworach, jak przykładowo „Giorgia” Raya Charlesa, dochodziła do głosu większa przejrzystość, nośność i wrażliwość STEALTH, każdorazowo zakłócane przez zbyt wysoką tonację, ale akurat dla głosu i akompaniamentu Raya nie miało to pierwszorzędnego znaczenia. Inaczej mówiąc, to u E3 brzmienie lepiej trafiało w sedno, odbierało się je jako prawdziwsze, wraz z czym atuty STEALTH traciły na znaczeniu. Do czego dochodziły lepsze w E3 parametry basowe, razem z lepiej trafioną tonacją wyraźnie przeważając. (Zapewne w jakiejś mierze stan ten wynikał z kabla VIVO, jako wyższego tonalnie, ale to przecież ten kabel otrzymujemy ze słuchawkami.)
Podsumowanie
Ależ się pokomplikowało! I co to ja napisałem sumując podobną historię u Final? – Że tylko dwóch rzeczy można być pewnym: (i) w każdym wypadku tańsze D7000 zagrają niższym dźwiękiem; (ii) to niższe brzmienie od wyższych u D8000 i D8000 PRO w jednych razach sprawdzi się lepiej, a w innych gorzej, w zależności od konstelacji toru.
Tamte porównania nie były jednak analogiczne w tym znaczeniu, że różnica cenowa między D7000 a D8000 to nie dwukrotność, a jedna czwarta. Rezultaty jednak podobne, zwłaszcza przy odtwarzaczu przenośnym, mimo iż trzeba przyznać, że sumaryczne możliwości D7000 na tle flagowych D8000 okazały się większe niż E3 na tle STEALTH. Tam tor najwyższej jakości nie okazał się obnażeniem, gdy tu niestety tak. Ale stety-niestety nie będzie miało znaczenia dla grania z plików przy komputerze i z odtwarzaczy przenośnych, gdzie nowe E3 nie tylko wychodziły obronną ręką, potrafiły wysuwać się przed.
To bardzo dobrze, że niższe ofertowo potrafią odnajdywać się w najpopularniejszych lokacjach i grozić dwakroć droższym, a jeszcze do tego ten bas, dla wielu jakże ważny – o niego wyjątkowo zadbano, dostał nawet bass-refleks.
W efekcie najnowsza propozycja Dana Clarka okazała się mocnym graczem i dołączyła do zdającego się klarować kontr-trendu, do hamowania z cenami. Nowe wydanie Susvar podąża wprawdzie utartą ścieżką wzrostową, ale jest wraz z podobnie drogimi RAAL IMMANIS trochę na niej samotne, w każdym razie do czasu rynkowego debiutu Final X8000, zapowiadanych jako zdecydowanie droższe od wszystkich 8000 poprzedzanych literą D, który to debiut się odwleka, coraz bardziej niepokojąco.
W punktach
Zalety
- High-endowe a tańsze.
- W lokalizacji przy komputerze potrafią zagrozić flagowym.
- Z odtwarzaczem przenośnym liderujące.
- Ze swoim niższym dźwiękiem lepiej współpracują z firmowym kablem VIVO.
- Bardziej imponujący, potęgowy bas.
- Przywołują żywe koncerty w autentycznych sceneriach.
- Niuansowość i transparentność nie na szczytowych poziomach, tym niemniej satysfakcjonujące.
- Dobre wykorzystanie pogłosu i unikanie zniekształceń.
- Świetna realizacja mowy potocznej znamionuje realizm.
- Dobrze odnajdą się w każdym repertuarze.
- Nowy przetwornik, piątej już generacji.
- Stanowiący najnowsze wcielenie połączenia technologii planarnej z AMT.
- Wspierany przez poprawiony układ filtracji akustycznej AMTS i nową membranę.
- Membranę rozpiętą w nowy, ulepszony sposób.
- Dwuotworowy bass-refleks. (Ewenement!)
- Kształt muszli i pałąka przejęty od flagowych.
- Tym samym świetna wygoda i możliwość kompaktowego składania.
- Po złożeniu mieszczą się w etui wielkości pięści.
- Odpinany kabel VIVO już jest wysokiej jakości, a nic (oprócz finansów) nie stoi na przeszkodzie zastąpienia go jeszcze lepszym.
- Okrywy muszli z Gorilla Glass nawiązują do smartfonowej mody.
- Całość nie rzucająca się w oczy, a jednocześnie innowacyjna i estetyczna.
- Znany producent o dużym dorobku.
- Made in USA.
- Sprawdzona polska dystrybucja.
Wady i zastrzeżenia
- Pomimo nowszej generacji przetwornika w torach najwyższej jakości będą ustępowały flagowym planarnym, tym bardziej elektrostatycznym Corina.
- Estetyczny i innowacyjny, ale mało przyciągający spojrzenia wygląd. (Rzecz gustu i kwestia potrzeb.)
- Tylko jeden kabel w komplecie.
- Silna konkurencja ze strony tańszych planarów chińskich.
Dane techniczne
- Słuchawki wokółuszne, zamknięte o konstrukcji planarnej.
- Radełkowa membrana typu AMT.
- Przetwornik V-Planar piątej generacji.
- Opatentowany układ filtracji akustycznej AMTS między membraną a uchem. (Udoskonalony.)
- Pałąk na bazie super elastycznych prętów z nitinolu.
- Materiał konstrukcyjny muszli: aluminium.
- Pokrywy: Gorilla Glass 3.
- Na każdej pokrywie podwójny bass-refleks „Dual-Mode”.
- Pady z syntetycznego zamszu i skóry proteinowej.
- Możliwość kompaktowego składania.
- Opakowanie: czarne pudełko z grubej tektury z zapięciem magnetycznym.
- W komplecie sztywne etui i pojedynczy, odpinany kabel VIVO (1,8 lub za dopłatą 2,4 m) o dowolnie wybranym wtyku.
- Pasmo przenoszenia: ?
- Waga: 455 g
- Impedancja: 27 Ω
- Czułość: 90 dB
- Zniekształcenia: < 0,1%
Cena: 10 990 PLN
System:
- Źródła: PC (pliki dyskowe, YouTube, TIDAL), Astell & Kern KANN ULTRA, CD Cairn Soft Fog V2.
- Przetwornik: Phasemation HD-7A K2.
- Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Divaldi AMP 04, Phasemation EPA-007.
- Słuchawki: Dan Clark Audio E3 & STEALTH (kable VIVO Cables i Tonalium), HiFiMAN Susvara (kabel Tonalium – Metrum Lab).
- Kabel USB: Fidata HFU2
- Kabel koaksjalny: Hijiri HDG-R Million.
- Interkonekty: Sulek 6×9 RCA, Sulek Red RCA, Next Level Tech Flame RCA, Tellurium Q Black Diamond XLR.
- Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, GFmod, Sulek 9×9 Power.
- Listwa: Sulek Edia.
- Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H.
- Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Solid Tech „Disc of Silence.