Recenzja: Circle Labs A200

Odsłuch

Wyrafinowana stylistyka.

   Wystartujmy od didaskaliów. Posłuchałem przez chwilę Circle Labs A200 stojącego na własnych nogach i porównałem to ze staniem na podkładkach Avatar Audio Receptor 1. Na podkładkach ciupinkę lepiej – większa finezja, ładniejsze podtrzymanie, o włos, ale zauważalnie więcej różnorodności. Zostawiłem więc na podkładkach. Następnie porównałem wejście symetryczne z niesymetrycznym – i po symetrycznym tak samo odrobinę, ale lepiej. Obrazowanie bardziej harmonijne, troszeczkę lepsze wydobywanie z tła i wyraźniejsze rzeczy drobne. Co wszystko razem dość istotne, ale mniej ważne od innego. Wzmacniacz dotarł jako wygrzany i w sumie bardzo mi się spodobał, ale z jednym wyjątkiem. Przy wysokich poziomach głośności za bardzo dawała znać o sobie ekspansywność niskich rejestrów i, co gorsza, powodowały one nieznaczne lecz zauważalne pasożytnicze wzbudzenia, tak jakby kubatura głośników była za mała dla jego mocy. Prócz tego nie do końca układały się te niskie w harmonicznie poprawną całość, jakby jechały wyboistą drogą. Ogólnie grało świetnie, ale muzyczny obraz z jednym nieidealnym fragmentem.

Zastanowiło mnie to i przyszło mi do głowy, że może te 200 W normalizowanych automatycznie przez tranzystory stopnia wyjścia to faktycznie za dużo dla moich Audioformów. Ale kolumny czterodrożne, membrany wooferów spore, litraż także niemały, a moc samych kolumn trzysta watów przy dopuszczalnej u wzmacniacza pięćset. Poza tym nigdy wcześniej … Lecz może to coś innego? Może za szybko do słuchania się wziąłem? Przedtem słuchałem własnego wzmocnienia dzielonego – i nie ma zmiłuj, lampy zyskują właściwe sobie brzmieniowe piękno dopiero po trzech godzinach bycia pod prądem, a dokładniej po trzech i kwadransie. (Może u innych prędzej, ale u mnie w gniazdkach 240V, co oznacza brutalizację brzmienia.) Odczekałem więc dodatkową godzinę, i lampy Simensa w przedwzmacniaczu Circle Labs też weszły w wyższe obroty, tak samo po trzech godzinach i kwadransie. Te wyższe oznaczały szumniejsze tło i więcej dziania za pierwszym planem oraz ładniejsze postrzępienie dźwiękowych krawędzi (co bardzo sobie cenię) oraz lepszą trójwymiarowość. Ogólnie cenny przeskok na wyższy poziom jakościowy i przy okazji spadek tego, co wcześniej mnie drażniło. Niemniej ślad harmonicznej nieukładności basu nie został usunięty.

Można było szukać poprawy w najlepszym do dyspozycji kablu zasilającym, ale ten już pracował w odtwarzaczu. Postanowiłem zatem wpierw uciec się do płyty formującej Harmoniksa.

– Mówiłem wam już o tej płycie? – No dobrze, żartowałem.

Ponownie się przydała, skasowała te zniekształcenia. Skasowała do czysta, ślad najmniejszy nie został. Czy były one z mojej winy, jako potencjalne niedopasowanie do tych akurat kolumn, lub za wysokie może napięcie w gniazdku, albo za mało czasu na zgranie się systemu, czy brak dostatecznej antywibracji pod kolumnami, które nie stały na kolcach ani antywibracyjnych platformach, tylko na firmowych półkulach z dodatkiem podkładek Acoustic Revive? A może jeszcze coś innego, co mi nie przyszło prędko do głowy? Na przykład za mało miejsca z boku? Albo gdyby wzmacniacz miał regulator impedancji, takie coś by nie zaistniało? – Nie wiem i nie dojdziemy do tego, tym bardziej, że nie ma takiej potrzeby. Płyta za trzysta złotych okazała się stuprocentowym rozwiązaniem, wraz z jej użyciem bas doskonale się uformował.

 

 

 

 

 

Możemy zatem przejść do opisu postaci brzmienia, a było ono niemal identyczne jak to z mojego wzmacniacza. O śladzik tylko twardsze i śladzik bardziej naprężone, które to naprężenie i twardość płyta Harmoniksa też prawie całkiem skasowała. Efektem stan, w którym musiałbym się porządnie wysilać, by w ślepym teście zgadnąć, które pracuje wzmocnienie. Co niepoślednio dziwne, jako że mój dzielony wzmacniacz to bardzo rozbudowany przedwzmacniacz i hybrydowa lecz purystyczna końcówka mocy, czyli odwrotny układ niż w Circle Labs i sumarycznie dwanaście lamp w miejsce dwóch. Mimo to takie podobieństwo! Dalece inna sytuacja niż przy wzmacniaczu EAR V12, który miał inną stylistykę, podobna natomiast do tej z HEED Lagrange, tyle że wyższy całościowo poziom i większy nacisk na piękno oraz wyrafinowaną różnorodność formy, a mniejszy na podkręcanie klimatu.

Z niewielką dozą uproszczenia można powiedzieć, że Circle Labs A200 wstrzelił się stylistycznie pomiędzy EAR V12 a HEED Lagrange.

– EAR to przede wszystkim konstruktywizm. Obnażenie architektury dźwięków i doskonała widoczność ich zanalizowanych złożeń. Mistrzowska analiza i mistrzowska synteza, natomiast brak umilania nastroju – ciepła, dosładzania, przyjaznego światła, łaszenia. To piękno jako czysty wariant, realizm wyzwolony z romantycznych zakusów i prób uczynienia go oswojonym. Piękny dzikością dzikiego zwierza, a nie miły merdaniem ogonem. A wszystko na szczytowym poziomie, zapierającym dech.

Także odnośnie pokrywy wierzchniej.

– Flagowy HEED także technicznie zaawansowany, choć nie aż tak szczytowo; podkręcający swój realizm gorącą atmosferą, poprawiającym nastrój miłym dla patrzącego oświetleniem i temperamentną żywością dźwięku. Dźwięku nie tak analitycznie odsłoniętego i konstruktywistycznie po analizie poskładanego w perfekcyjnie działający organizm, ale żywością i zaangażowaniem świetnie działający na sensorium słuchacza. Mniejszy podziw, ale dużo radości i też niemały szacunek, bo tak udanych integr jak na lekarstwo, a już zwłaszcza w takich pieniądzach.

– Circle Labs A200 to analogiczny poziom jakościowy jak u EAR i taki sam szacunek dla technicznych osiągnięć; ten wzmacniacz po dopieszczeniu otoczeniem i zadbaniu o odpowiedni rozruch lamp[1] zaprezentował styl mniej konstruktywistyczny niż EAR i mniej podkręcony nastrojowo niż HEED; tak samo jak Twin-Head z Croftem dbający przede wszystkim o piękno. Majestatyczne piękno frazy, ukazującej w całym rozwinięciu złożoną z mnóstwa czynników architekturę, i jednocześnie nastrojowość na całym spektrum między radością a smutkiem. Nie zatem głównie radość, a czasem obojętność lub smutek, tylko wyzerowana skala nastrojowa, choć oczywiście słuchacz cały czas w radosnym uniesieniu, że tak dobrego toru słucha.

Nie będę grzebał do samego spodu, jakie różnice pomiędzy moim wzmacniaczem dzielonym a Circle Labs A200, bo mój to sprawa unikalna – nie ma czegoś takiego na rynku. (Raz – nieprodukowany, dwa – całkiem przerobiony.) Ale pomijając drobne różnice analogia bardzo wysoka. Wyrafinowanie, dynamika, temperatura brzmieniowej materii i temperatura światła, faktura dotykowa, podejście do emocji i wrażenia ogólne. Podobnie całkowita otwartość i transparencja z elementami ciśnienia, taka sama potęga, a nawet identyczny sposób konstruowania sceny. Aż mnie to rozśmieszyło, kiedy za analizę scenerii się wziąłem i okazała tak podobna. Wielkość obszaru, wysokość linii horyzontu, ulokowanie pierwszego planu i jego relacje z dalszymi – to wszystko niemal identyczne. Identyczna także szerokość, trochę jedynie mniejsza głębokość i identyczna stereofonia, jako niemalże takie samo operowanie jej kanałami.

Pełny zasób przyłączy.

Długa, trwająca dwa wieczory wędrówka przez testowe nagrania potwierdziła wspaniałą trójwymiarowość i dźwięczność, doskonałe panowanie nad pogłosami, ostrością, sybilantami i wszelkimi krzykami, piękną szumność, majestatyczną głębię i bogatą paletę nasyconych kolorów na powierzchniach masywnych dźwięków, przechodzących w podświetloną transparentność na kruchych i delikatnych. Pełne spektrum emocjonalne i pełne jakościowe, wszelkie należne ozdobniki, łącznie z bogatym dzianiem się wibracji w dźwiękowym cieniu, szumnością, żywością medium i różnorodnymi chropawościami na gładkim, analogowym płynięciu. Zupełny z tego wszystkiego brak problemów w odniesieniu do wszelkich gatunków muzycznych oraz jakości nagraniowych. Odtwarzacz Metronome od siebie dodał, że odejście od SACD to regres aranżacji scenicznych i spadek szlachetności dźwięku, szczególnie dotyczący jakości brzmieniowego dotyku. (Faktury, miąższość, przyjemność ocierania.) Nieroztropnie zatem postąpią ci, którzy kupując teraz nowy odtwarzacz nie wezmą tego pod uwagę.[2]

Pospołu z EAR V12 dał Circle Labs surową lekcję szacunku dla wzmacniaczy zintegrowanych; lekcję jakiej nie udzieliły podobnie kosztujący Accuphase i trzy razy niemal droższy Gryphon. Tak samo i Circle Labs dźwięk pokazał kompletny, nie brak w nim było ani jednego elementu high-endowej układanki. Nie do tego stopnia dźwięk ten brutalnie był szczery jak u EAR, czy u szczytowej elektroniki dzielonej od Marka Levinsona, nie był też tak czarujący holografią i aromatem brzmieniowym w aurze baśniowej niezwykłości, jak to się dzieje u radykalnie droższego dzielonego TAD. Nie tak też był lampowy, jak popisowe kombinacje wzmacniające Jadis czy Destination Audio, ale kompletny i znakomity w wytrawnie realistycznej konwencji, popartej pełną gamą ozdobników i smaków.

High-end na cały dom.

A w takim razie prosta droga do sukcesu. Cena z góry wiadoma – nie trzeba szukać lepszych lamp, takowe nie istnieją. Kablem zasilającym można z lekka przeprofilować charakter – sam w tego ramach Acoustic Zen Gargantuą wspierałem drapieżność, a Sulkiem 9×9 analogowość, elegancję i głębię. O reszcie toru nie ma co mówić, to sprawy wszystkim znane. Podstawki Synergistic Research MiG SX albo pneumatyczna platforma od Acoustic Revive pewnie coś jeszcze dorzuciłyby do jakości, interkonekty trzeba wybrać pełno brzmiące i symetryczne, a źródło, kable głośnikowe i kolumny jak najlepsze. A czy wolicie styl EAR V12, czy Circle Labs A200, to już sami musicie wiedzieć. Nie są zresztą zupełnie różne, ale i nie tożsame. To różne ścieżki realizmu.

[1] Producent pozwala go trzymać pod prądem cały czas; lampy są bardzo długowieczne, a przy wymianie niedrogie i od startu z pełną jakością.                 

[2] Złożenie SACD do grobu było w moim odczuciu idiotycznym pociągnięciem z gatunku cwaniactwem dyktowanych umizgów do audialnych głąbów.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

19 komentarzy w “Recenzja: Circle Labs A200

  1. Sławek pisze:

    No i szacunek, Polak potrafi! A jak już o krakowskich producentach mowa to czy miał Pan słuchać i jeśli tak to jak wypadło porównanie do DiValdi WZMACNIACZ ZINTEGROWANY INT-02? Cena prawie taka sama, brak lamp ,ale jest wydaje się nielicha część cyfrowa – DAC z AES na przykład.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Od Divaldi słuchałem dawno temu wzmacniacz dzielony i spisywał się znakomicie. Zintegrowanego też słuchałem, ale dorywczo i poza domem. Gdyby chcieli, test oczywiście może powstać.

  2. Pawcio pisze:

    Ciekawe czy tor wzmacniacza jest zbalansowany. Brak takiej informacji na stronie producenta. Jeśli konstrukcja niezbalansowana to rozumiem, że większe zniekształcenia przez konwersję sygnału z portów XLR bardziej podobały się recenzentowi, chyba że przy wyższym napięciu na zbalansowanym interkonekcie mniejsza wrażliwość na zakłócenia. Pilot też chyba od Khozmo / Hattor. Zatem może to sugerować że cała sekcja preampu jest bliźniaczo podobna do hattora tylko strojona inną lampką ECC (może cała sekcja preampu od p. Arka Kallas pochodzi z Hattor / Khozmo). Konstrukcja do budżetowych nie należy, producent oddał dystrubucję do Nautilus i to może znacząco wpływa na finalną cenę na lokalnym rynku bo w cenie ok 30 kzł to juź duża konkurencja na rynku jest.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Uzyskałem następującą odpowiedź na powyższe uwagi:

      Wzmacniacz A200 jest konstrukcją niezbalansowaną.

      Gniazda xlr zostały dodane w celu zwiększenia uniwersalności. A200 nie ma dodatkowego układu symetryzującego. Wykorzystywany jest sygnał z fazy dodatniej. Obydwa sygnały są obciążone tą samą impedancją. Często zgłaszane są nam opinie iż A200 gra lepiej poprzez gniazda xlr. Jest to spowodowane:

      1.Lepszą pracą układu wyjściowego źródła z gniazd xlr.

      2.Inną transmisją sygnału w kablu xlr-xlr

      3.Inną budową gniazd rca i xlr.

      Sekcja przedwzmacniacza jest autorskim rozwiązaniem firmy Circle Labs.

      Jedynie drabinka rezystorowa wraz ze sterowaniem i pilotem jest wykonywana na nasze zamówienie przez firmę Khozmo. Jest to najlepsze rozwiązanie sterowanej drabinki dostępne na rynku. I dla tego korzystają z nich dziesiątki producentów audio z całego świata.

  3. Sławek pisze:

    Entuzjastyczna recenzja tego wzmacniacza także tu:
    https://www.hfc.com.pl/test/4871,circle-labs-a200.html

    1. Piotr Ryka pisze:

      To ile oni tych egzemplarzy testowych mają?

      1. Sławek pisze:

        Pytanie ile już sprzedali? Po takich recenzjach zainteresowanie produktem i sprzedaż powinny ruszyć z kopyta.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Już dużo sprzedali, naprawdę dużo.

  4. Pawcio pisze:

    Tylko się cieszyć , że Polacy nie gęsi i „swoje wzmacniacze mają”… oby udało im się zaistnieć na kilku zagranicznych dobrych rynkach. Wtedy zarobią na dalszy rozwój…

  5. Marcin pisze:

    Ja wzmacniacza wprawdzie narazie nie szukam, ale ciekawe czy istnieje opcja wypożyczenia wersji demo wzmacniacza? Kto wie co się stanie, jeśli w system wzmacniacz ów wpasuje się lepiej niż obecnie grający 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jest. Z pewnością.

      1. Marcin pisze:

        Czy z pytaniem o demo uderzać do Nautilusa czy bezpośrednio do Circle Labs?

        1. Piotr Ryka pisze:

          To chyba obojętne, są w stałym kontakcie.

  6. Mariusz pisze:

    Panie Piotrze czy taki Gryphon Diablo 300 będzie dużo lepszym wzmacniaczem od Circle Labs A 200?Testował Pan oba.Jakie są największe różnice?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Będzie gorszym. Przynajmniej wg mnie.

  7. gutekbull pisze:

    Miałem okazje go słuchać.
    Jeden z najładniejszych wzmacniaczy jakie widziałem. Co do dźwięku ,przemilczę ,bo nie przypadł mi do gustu i kupiłem inny.
    Moim skromnym zdaniem cena lekko przewalona ,na tym pułapie ma dużą konkurencję.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Można wiedzieć, jaki kupiłeś?

  8. Mariusz pisze:

    Przeczytałem Pana recenzje Diablo 300.Napisał Pan,że to wybitny wzmacniacz.Circle kosztuje mniej niż połowę a jest lepszy.Bardzo odważna teza.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Co w tym odważnego? Bardziej mi się podobał, i tyle. Jak taki za sto złotych bardziej mi się spodoba, to też to powiem. Tylko takiego raczej nie będzie… A kolega powyżej jakoś nie kwapi się napisać, który od Circle spodobał mu się bardziej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy