Recenzja: Chord Hugo

   Chord_Hugo_018_HiFi PhilosophyBrytyjska firma Chord Electronics została założona przez Johna Franksa w 1989 roku – liczy zatem tyle lat co polska demokracja, ale ma się zdecydowanie lepiej. John zdobywał doświadczenia w wielkim światowym przemyśle, między innymi w Raytheon i AT&T, a potem poszedł na swoje. Firmę zakwaterował w miejscu nietypowym, bo w starej przepompowni przy śluzie nad rzeką Medway, gdzieś w połowie drogi pomiędzy Londynem a kanałem La Manche. (Pardon – Angielskim.) Przepompowni datowanej na rok 1860 i unieczynnionej jeszcze przed pierwszą światową wojną. Zamieniona potem na miejsce lokalnych spotkań, stała się na koniec siedzibą firmy elektronicznej. Ciekawa ewolucja, ale John powiada, że nie lubi typowych miejsc, bo nie mają klimatu. A w XIX-wiecznych murach dawnego zakładu czuje się dobrze i tylko żałuje, że wielki, ponad 50-metrowy komin uległ dewastacji zanim miejsce zwane Pomphouse stało się jego własnością, bo byłby ciekawym akcentem, a tak przepadło. Ale za to innym akcentem firma Chord Electronic może się teraz szczycić, a są nim przetworniki cyfrowo-analogowe, czyli mówiąc potocznie DAC-ki. To oczko w głowie samego Johna i całego Chorda, wszakże za ich świetnością stoi przede wszystkim inna osoba – inżynier Robert Watts – światowy specjalista, dotknięty według Johna geniuszem, zajmujący się budową przetworników od przeszło trzech dekad. Dzięki swej wiedzy i doświadczeniu umożliwił zaproponowanie przez Chorda wyrobów wyjątkowych, odmiennych od rynkowego standardu. A standardem tym jest zakup gotowej kości Sabre czy Cirrus Logic i taka czy inna jej implementacja, co nie jest – jak John powiada – złym pomysłem, ale na szczyty tym sposobem się nie wdrapiesz. Tu trzeba z bogatszą dietą i szerszą wizją, a przede wszystkim nie kupą, mości panowie – to znaczy nie wszystko w jednej kości. Za duże w tym cyfrowo analogowym przetwarzaniu są prądy potrzebne, by dało się to porządnie w jednej zintegrowanej, nanometrowej architekturze zrealizować, bowiem za blisko te prądy musiałyby siebie płynąć. Tak więc główna zasada naprawdę wybitnego DAC-ka to rozgęszczenie. A skoro tak, to procesory programowalne od Xilinx i Atmel Electronics oraz własne pomysły ich łączenia w jeden przetwornik. A wymagania są gigantyczne, bo jak dodaje John, możemy usłyszeć kiedy trębacz porusza trąbką, choć teoretycznie – zakładając że ludzkie ucho słyszy częstotliwości do góra 20 kHz – słyszeć tego nie powinniśmy. Mimo to słyszymy; mózg tak trudne do uchwycenia brzmieniowe różnice potrafi wyłapać. Zatem tak zwany timing musi być perfekcyjny, by tego rodzaju niuanse nie zostały zaburzone, a to narzuca szczególny rygor szybkości taktowania i braku zniekształceń. Do tego oprócz super zegarów i procesorów potrzebny jest jeszcze odpowiedni prąd, mogący dzięki swej dużej sile i należytej dystrybucji wszędzie i w odpowiednich porcjach zdążyć – i to akurat bardzo dobrze się składa, jako że sam John Franks właśnie od zasilania jest specjalistą; specem, który budował urządzenia zasilające będąc jeszcze młodym inżynierem pracującym w wojskowym przemyśle lotniczym.

W efekcie kolejnym specjałem Chorda są zasilacze, także te impulsowe, pozwalające obchodzić w jednym cyklu kaskadę wzmocnienia charakterystyczną dla wzmacniaczy normalnych – co przyrównuje John do zwinności myśliwców względem powolnych sterowców.

Zasobny w super DAC-ki i super zasilacze Chord Electronics to teraz jeden z liderów branży elektronicznej, produkujący szeroki asortyment, od potężnych wzmacniaczy dzielonych, po małe urządzenia przenośne. A wszystko to na miejscu, wyłącznie w Anglii, u siebie nad rzeką Medway, gdy chodzi o elektroniczną zawartość, a u sąsiadów, gdy o jej zapakowanie. Bo niezwykłe obudowy to kolejny specjał od Chorda i zaraz o tym się przekonamy.

Z popularnych składników toru audio Chord nie robi jedynie głośników, albowiem na tym się nie zna i nie chce też sobie zrazić ich producentów, woląc z nimi kooperować niż konkurować. Jego produkty stoją w studiach BBC i Sony, a także przy słynnej Abbey Road, ale największą jego chlubą jest obecnie nasz tytułowy Chord Hugo, będący przenośnym DAC-kiem/słuchawkowym wzmacniaczem i jednocześnie podręcznikowym przykładem strzału w dziesiątkę.

Na taki strzał nie ma recept. Czasami twórca jest przekonany, że jego dzieło będzie przełomem, ale mimo innowacyjności rzecz przechodzi bez echa. Kiedy indziej coś, co do czego sami twórcy mają zasadnicze wątpliwości i są nawet zrezygnowani efektami swojej pracy, mimo to chwyta i staje się przebojem. Czasami nawet dosłownie. Piosenkę Sugar Sugar jej autorzy (Jeff Barry i Andy Kim) zaproponowali najpierw zespołowi The Monkees,  który ją odrzucił, a dzisiaj jest to klasyk muzyki rozrywkowej. Szczytowym przykładem tego rodzaju poznawczego zaćmienia przeistoczonego w tryumf było odrzucenie po pamiętnym sylwestrowym przesłuchaniu z 1961 roku Beatlesów przez wytwórnię płytową Decca Records, co jest niewątpliwym rekordem świata, chyba niemożliwym do pobicia, zważywszy, że zespół sprzedał potem coś koło dwóch miliardów płyt.

Nie wiem jakie miał zapatrywania Chord Electronics na sukces swojego Hugo przed jego debiutem, a patrząc na samo urządzenie można mieć co do tego sukcesu pewne zastrzeżenia. Ale sukces przyszedł, i to sukces ogromny. Urządzenie, pomimo obecności na rynku od niewiele ponad roku, jest bez wątpienia kultowe, a wątek mu poświęcony na forum Head-Fi liczy w chwili gdy to piszę prawie siedemset stron. Co więcej, zyskał ten Hugo tytuł niekwestionowanego króla DAC-ków/słuchawkowych wzmacniaczy w przedziale sprzętu przenośnego, czyli najbardziej chodliwego i lubianego przez młodszy segment audiofilów. A przecież teren to wulkaniczny, na którym co chwilę dochodzi do erupcji nowego produktu o wielkich ambicjach. Mimo to od przeszło roku Hugo dzierży tam prymat, a kolejni entuzjaści w błyskawicznym tempie zasilają szeregi jego fanów. To lider, a na lidera wszyscy kierują spojrzenia. Spójrzmy zatem i my.

Budowa i technologia

I kto by pomyślał, że w tym niewinnie wyglądającym opakowaniu czai się jedno z największych audiofilskich odkryć ostatnich lat.

I kto by pomyślał, że w tym niewinnie wyglądającym opakowaniu czai się jedno z największych audiofilskich odkryć ostatnich lat.

   Chorda Hugo na pewno nie pomylicie z innym urządzeniem, co najwyżej z jakąś zabawką. Bo wygląd ma zabawkowy, zdecydowanie rozweselający. Debiutował w wersji białej, a teraz dołączyła też czarna; i taką właśnie do testu otrzymałem. Ma formę niewielkiego pudełka, ale jak na urządzenia przenośne stosunkowo dużego, z grubsza wielkości pełnowymiarowego męskiego portfela. Obudowę ma to pudełko z metalu – nawet z lotniczej klasy aluminium – ale polakierowaną w taki sposób, że pomylenie go z plastikiem jest całkiem możliwe. A plastik przywołuje się sam, bo w tej obudowie pokazują się kolorowe oczka, a nawet duże oka, w dodatku podświetlane. Przypomina to zatem bez żadnego naciągania zabawkę w stylu migotek dla malucha, bądź kolorowe iluminacje z dyskoteki; takie też dla nowego narybku, ale już podrośniętego, tańcującego. A jeszcze nie koniec na tym, bo te światełka zmieniają kolor – i to jest prawdziwy gwóźdź programu. Migają jak przy wejściu na arenę cyrkowców i informują tymi zmieniającymi się kolorami o najróżniejszych rzeczach – o zmianie próbkowania pliku, o stanie naładowania baterii, o podpięciu czegoś w aktywne wejście, o użyciu procesora przestrzennego, a także o zaaplikowanym stopniu wzmocnienia. Najbardziej zaś tęczą kolorów częstują podczas kręcenia gałką potencjometru, która ma też postać świecącą, plastikową, kulkowatą, jak nos klauna żartobliwą. Małe jest to pokrętło i schowane w obudowie, a kręci się dość opornie i niezbyt wygodnie, bo jest właśnie za małe. Za to podczas kręcenia intensywnie zmienia barwy, samym aktualnym kolorem informując o swojej pozycji. Powyżej albo poniżej niego (zależnie od orientacji) znajduje się duże, przeźroczyste okno, a za nim trzy lampki na środku i jeszcze dwie po bokach. Te po bokach świecą biało i są chyba po nic, a te środkowe są z misją. Całkiem środkowa informuje o gęstości granego właśnie pliku i świecić może na dziewięć łącznie sposobów, to znaczy w dziewięciu barwach dla dziewięciu częstotliwości. Jedna po jej boku zeznaje o sile wzmocnienia, świecąc na niebiesko gdy jest ono maksymalne, a druga informuje o użyciu przestrzennych filtrów krosujących, a ściślej jednego o trzech zakresach, z których maksymalny jest również deklarowany błękitem. Filtr uprzestrzenniający może być także wyłączony, a wówczas lampka gaśnie, a potem przy czerwonej działa najsłabiej (czerwieniąc się zapewne ze wstydu), mocniej już wraz z diodą zieloną, i dopiero na koniec pełnię swojego działania oznajmia barwą niebieską. Tak więc kolor niebieski okazuje się Chordowi kojarzyć jednoznacznie z maksymalizmem, czyli zapewne z niebem. Dość jednak żartów. Chord wie co robi. Kolor niebieski oznacza u niego maksimum, ponieważ oznakowania kolorystyczne kroczą tu zawsze zgodnie z widmem barwnym promieniowania elektromagnetycznego. Czerwony jest więc u podstawy, a błękit i fiolet na szczycie. Na niebiesko świeci w tej sytuacji indykator próbkowania kiedy wynosi ono 192 kHz, a że urządzenie oferuje także obsługę próbek 352,8 oraz 384 kHz, dostajemy od nich narastającej intensywności odcienie fioletu. Hugo ma w repertuarze również obsługę plików DSD, dla których pojawia się już kolor spoza skali, mianowicie perłowy.

Panie i Panowie Audiofile - Chord Electronics Hugo.

Panie i Panowie Audiofile – Chord Electronics Hugo.

Kiedy dodać, że podłączenie czegoś w aktywne wejście także jest oznajmiane zmieniającym barwy w zależności od przyłącza osobnym dużym oczkiem w jednym z rogów (nominalnie chyba prawym górnym), to w sumie, niezależnie od stojącej za tym pewnej logiki, dostajemy barwną kakofonię w cokolwiek pajacowatym stylu, ale na pewno uwalniającym od zadęcia. Mnie się te kolorystyczne brewerie na kanwie widma elektromagnetycznego niespecjalnie podobały, ale żonie na przykład owszem, tak więc rzecz gustu. A uwalnianie od zadęcia jak najbardziej się przyda, bo urządzenie kosztuje 8500 złotych.

Ktoś na widok tej zabaweczki usłyszawszy cenę mógłby dostać zawału albo ataku śmiechu, a sam byłem uprzedzony, tak więc naturalna reakcja mnie ominęła.

Nacieszywszy wzrok kolorkami i rozdarłszy szaty nad ceną, możemy się zabrać za sprawy techniczne. A one do ceny tej z miejsca nawiązują, bo jest ona niewątpliwie swędząca, z czego producent zdaje sobie sprawę. W Anglii to 1400 funtów, a więc nawet tam nie w kij dmuchał. Drapie nas zatem i czochra nasz producent-dobrodziej zapewnieniami, że taka cena, to doprawdy nic wcale, bo urządzenie jest, proszę ciebie, high-end czystej wody i jak się je kupi, to pełnia szczęścia, absolutne zadowolenie i całkiem jakby mieć DAC stacjonarny za rzeczywiście bankową forsę, taki na maksa. Wtórują temu zawieszone na jego stronie recenzje, według których te 8500 to i tak dobra okazja, bo innego tej klasy przetwornika, wraz w dodatku z najwyższej klasy słuchawkowym wzmacniaczem, na pewno za te ani pobliskie pieniądze nie nabędziemy. No i w ogóle – Ach! Och! Cud-mód-ultramaryna – a że faktycznie na niebiesko to świeci – więc kto wie, może racja?

Na razie mamy kolorowe światełka, cenę jak afrykański bawół i ergonomię średniawą, bo urządzenie jak na przenośne jest spore, a potencjometr kręci się tak, że mógłby na pewno lepiej. Chord tłumaczy jego lokalizację chęcią umieszczenia nie na którejś z krawędzi, bo takie coś jest niewygodne, nie nadając się do kieszeni, a oporne kręcenie uwalnianiem od możliwości przypadkowego zgłośnienia, narażającego użytkownika na uszkodzenie słuchu. Znów stoi więc za tym pewna logika, ale oporności kręcenia w łatwość ona nie przemieni.

Wejść za to w pana Hugo możemy wygodnie, bo na wiele sposobów. Zwykłym wejściem USB, akceptującym jedynie próbkowanie 44,1 kHz, wejściem USB maksymalistycznym, które akceptuje wszystko co dotąd wymyślono, a także koaksjalnym i optycznym. Wyjść w dodatku jednocześnie na aż trzy pary słuchawek, bo jacki są aż trzy – jeden duży i dwa małe – i wszystkie jednocześnie można obciążyć. Zapewnienia o super DAC-ku poparte zostały parą wyjść RCA, a do tego, gdy zajrzeć do wnętrza, faktycznie nie ma tam jednej kości znanego producenta-specjalisty, tylko  procesory programowalne Xilinx Spartan-6 i Atmel.

Ktoś, kto nie jest w temacie może pomyśleć, że to jakiś żart - maleńka i świecąca wszystkimi odcieniami teńczy zabawka za 8500 złotych!?

Ktoś, kto nie jest w temacie może pomyśleć, że to jakiś żart – maleńka i świecąca wszystkimi odcieniami teńczy zabawka za 8500 złotych!?

Jak na to wnętrze rzuciłem okiem, od razu przypomniał mi się Audiobyte Black Dragon, który też tak skonstruowany DAC oferuje, tyle że zdecydowanie bardziej rozbudowany, stacjonarny. Kto od kogo ściągał, nie będę dochodził, ale fakt faktem – rozwiązania są u obu analogiczne. Dobry to w sumie prognostyk, bo Audiobyte grał z klasą.

Jako dodatek do Hugo dostajemy firmową ładowarkę, opatrzoną zastrzeżeniem, że innej stosować nie wolno, a także poradą, by nie używać urządzenia po całkowitym rozładowaniu wcześniej niż pół godziny po rozpoczęciu ładowania. Ładowanie to trwać ma około dwóch godzin, a więc wolniej niż u OPPO HA-2, ale aż cztery razy prędzej niż u wzmacniacza słuchawkowego Bakoon. A kiedy już zatankujemy prądu do pełna, będziemy mogli korzystać z popisów pana Hugo przez następnych dwanaście godzin. Producent zaleca jednak, by w miarę możności ładowarki nie odpinać, tylko trzymać urządzenie na okrągło pod prądem. Poza ładowarką dostajemy gumy, kabel optyczny oraz pendrive ze sterownikami, które można też ściągnąć z Netu. A przede wszystkim kable USB, o których piszę na końcu, bo chciałem o nich dwa słowa. Otóż są to kable „USB-micro – USB” oraz „USB micro – USB micro”, a więc nieco rozczarowujące, zarówno dlatego, że nie możemy w takim razie skorzystać z szerokiej i wciąż poszerzającej się gamy markowych kabli dla tego przyłącza, w dużej przewadze ograniczonych do bycia połączeniem „USB A – USB B”, jak i tego, że nie da się w tej sytuacji użyć iPurifiera, który naprawdę dużo potrafi i życia bez niego już sobie nie wyobrażam. Zakładam, że ma ten Hugo jakieś wynalazki czyniące sygnał USB lepszym nie tylko na samej przez wszystkich stosowanej zasadzie przyłącza asynchronicznego, ale samego lepszego kabla to nie zastąpi, a w wyższość tego co oferuje Hugo od iPurifiera powątpiewam. No ale może. Klasyczne okienko dla USB byłoby w każdym razie lepsze, jednak w urządzeniach do współpracy ze smartfonami się ich nie widuje, tak więc trudno mieć pretensje. Z drugiej strony Hugo ma być wyjątkowy i wystarczająco jest duży, by gniazdo USB typu B się na nim zmieściło, więc może jednak. Dodajmy, że umie też Hugo przyjąć sygnał przez złącze Bluetooth, tak więc naprawdę sporo umie.

Odnośnie słuchawkowego wzmacniacza, stanowiącego drugą połowę tortu, to mocy oferuje niewiele mniej niż standardowy stacjonarny, a dzieje się to przy dynamice rzędu 120 dB i zniekształceniach harmonicznych na poziomie poniżej 0,0005%. Szum własny wynosi przy tym zaledwie – 140 dB, z czego Chord bardzo jest dumny, a impedancja wyjściowa 0,075 Ohma. Opowiadając o tym wzmacniaczu producent skupia się przede wszystkim na jego umiejętności obsłużenia naraz trzech par słuchawek, na tym wyjątkowo niskim szumie własnym i na precyzyjnym potencjometrze cyfrowym oraz filtrach krosujących kanały, mających klasę studyjną.

Ale jak informuje nas już opakowanie, kolorowy zawrót głowy to nic innego jak indykator próbkowania...

Ale jak informuje nas już opakowanie, kolorowy zawrót głowy to nic innego jak indykator próbkowania…

Nie mówi natomiast niczego o zasilaniu, co nieco jest dziwne, zważywszy jaki z niego od zasilania specjalista, ani o samym mechanizmie wzmocnienia, o czym chyba należałoby wspomnieć. Zadowolić się w tej sytuacji musimy faktem, że procesor Xilinx Spartan jest narzędziem wyjątkowo potężnym, toteż pobierający od niego sygnał słuchawkowy wzmacniacz oparty na montażu powierzchniowym pracował będzie w komfortowych warunkach i wystarczy że niczego nie zepsuje, a już powinno być nieźle. Przekonajmy się.

Odsłuch

...wybranego filtra lub wejścia....

…wybranego filtra lub wejścia….

   Jak wiele razy przy różnych okazjach zacznę od uwagi technicznej. Nie grany wcześniej w wymiarze grubo ponad stu godzin Chord Hugo na pewno nikogo obytego z dźwiękiem wysokiej klasy nie oczaruje, a już szczególnie ceniących głębię sceny, pogłosowość i holografię. Zagra przejrzyście i szczegółowo, ale  płasko – bez magii przestrzeni – tak więc trzeba być cierpliwym.

Wymruczawszy tę audiofilską mantrę, odczyniającą zły urok nie wygrzania, możemy umocnieni w wierze każącej czcić wszelkie drogie i okrzyczane za świetne przedmioty audio, przystąpić do odsłuchów. Zastrzegę się przy tym od razu, że recenzja nie ma ambicji sprawdzenia wszystkich przyłączy, każdej umiejętności i wszelkich możliwych próbkowań wchodzących w rachubę. Skupimy się na muzyce podawanej przez komputer i smartfon poprzez to lepsze złącze USB, ponieważ jest ono jednocześnie popularne i zapewnia najlepszą jakość. Poza tym sprawdzimy jak prezentuje się Hugo w towarzystwie licznych słuchawek na tle wysokiej klasy stacjonarnego DAC-ka i wysokiej klasy słuchawkowego wzmacniacza. Do dzieła.

Z komputerem

Komputer albo laptop to jedno z dwóch zastosowań dla Hugo najważniejszych. Wraz ze wspomaganiem smartfona najbardziej podstawowe. Bo wiadomo – poza dom rusza się ze smartfonem, a w domu siedzi przy komputerze.

AKG K712

Wysoka cena Hugo i jego proweniencja przenośna skłaniać powinny do używania go głównie z drogimi słuchawkami przenośnym. Lecz jeżeli Audeze EL-8 to słuchawki przenośne, to co nimi nie jest lub być nie może? Chyba jedynie konstrukcje typu K1000 bądź HE-6. Śmignijmy zatem po wszystkich co lepszych słuchawkach, by wyrobić sobie dobrze udokumentowaną opinię. A zatem AKG K712 na początek jak najbardziej, bo super są popularne.

...a także wskaźnik poziomu głośności. Ciekawe, ciekawe...

…a także wskaźnik poziomu głośności. Ciekawe, ciekawe…

Napiszę od razu, że z uwagi na sposób dźwiękowego bycia pasowały te AKG do Hugo bardzo dobrze. Przede wszystkim poprzez wypełnienie i duży obrys dźwięków, czyniący je takimi fest – masywnie tkwiącymi w konkrecie. Duże i solidne, bardzo ładnie uzupełniały się ze znakomitą szczegółowością i przenikliwością wzmacniacza. To nie było najlepsze granie tych słuchawek jakie ostatnio słyszałem, bo choćby z Trilogy 931 i przetwornikiem Phasemation grały lepiej, ale zdajmy sobie sprawę, że tamto kombo wraz z interkonektem Sulka oraz iPurifierem wycenić trzeba na grubo ponad dwadzieścia tysięcy. A naprzeciw tego samotny Hugo, grający po zwykłym, dołączonym do niego kablu USB za groszową cenę. Mimo to spektakl był jakościowo zbliżony, nie odbiegający poziomem. Żywy, dynamiczny i popisowo szczegółowy, z bardzo dobrym oświetleniem – ani jasnym, ani ciemnym – a wszystko rytmicznie grało: dźwięcznie, soczyście, tak od razu do brania, bez zastanowienia i wahań. Dźwięk najpopularniejszych AKG był wyczuwalnie naprężony, jednak bez żadnej przesady, tylko przyjemnie, z dodatkiem animuszu. Względem wspomnianego przed chwilą drogiego zastawu stacjonarnego trochę jedynie płytszy, mający nie tak ekspresyjną dynamikę i mniej migotliwego hipnotyzowania. Bez takiego już całościowego pójścia w głęboką warstwę high-endu, gdzie się szoruje brzuchem po fakturach niczym nurek po dnie morza, a z góry pada piękne, migotliwe światło. Tak bardziej normalnie, ale na już bardzo dobrym, bogatym pod względem brzmienia i ekspresji poziomie. Z sycącą obfitością szczegółów, mocnym wraz z nimi szumem tła, a na tym tle bardzo dobrą, ciągnącą do słuchania muzyką. Bez wprawdzie mistrzowskiego zaśpiewu, takiego naprawdę mocno chwytającego za serce, ale ze znakomitą samą indywidualizacją głosów i ich bardzo dokładnym, analitycznym przeglądem. Trochę więc niedociągnięć od strony artyzmu, ale technicznie już super. Oczywiście mierząc high-endową skalą.

Sennheiser HD 600

Zdawało mi się. Zdawało, że AKG szczególnie dobrze pasują. Nieprawda. Szczególnie dobrze to pasowały Sennheisery. Na zdjęciach promują tego Hugo z flagowymi HD 800 – i nie jest to przypadek. Najwyraźniej wysoka impedancja ma się z nim bardzo dobrze i daje efekty. Bo fakt, że na tle AKG podobnie kosztujące Senheisery nie miały naprężenia, tylko sam elegancki naturalizm, to żadna niespodzianka, ale że dadzą ten właśnie pomstowany przed chwilą jako nie dość dobitny artyzm, to wcale się nie musiało pokazać. A pokazało. To było granie właśnie artystyczne i high-endowe już w każdym wymiarze. Nie takie co prawda całkowicie w tej high-endowości i artyzmie ugruntowane, zbierające nagrody i medale, ale siedzące już w high-endowym fotelu. Może tylko brzeżkiem, może bez oparcia, ale na nim. Bo właśnie stało się nie tylko technicznie znakomicie, ale też artystycznie. Wyraźnie pogłębione i bardziej zwinne brzmienie; zarazem pięknie klarowne i silnie chwytające za serce mistrzowsko wyrażoną frazą. Taką co strunę w duszy trąca głęboką, a nie tyko głęboki dźwięk daje.

Kolorki kolorkami, a nasz mały gwiazdor wyposarżony jest w potężną broń, jaką jest programowalny procesor/DAC Spartan.

Kolorki kolorkami, a nasz mały gwiazdor wyposarżony jest w potężną broń, jaką jest programowalny procesor/DAC Spartan.

Tę duszę, o której sądził Plotyn, że jest odpryskiem duszy samego świata i dziedziczy jej naturę. A niezależnie od tego czy zgodzimy się z wielkim neoplatonikiem, jest coś takiego w muzyce, co się tylko gdy artystycznie jest przyrządzona odzywa i o czym się czuje, że sięga głębiej; że do warstw jakichś dociera, do których codzienne bycie nie może zstąpić. I to właśnie tutaj się pojawiło. Tak jakby siła ożywiająca, duch jakiś, w muzykę tych HD 600 wstąpił; jakby to wcześniej, to z AKG, było tylko pół-żywe, a teraz dopiero ożyło. Zebrały się w sobie wszystkie atrybuty świetnego grania, skumulowały i wybuchły muzyką. A ta ogarniała słuchacza i musiałeś z nią płynąć. A ponad tobą niebo, a wkoło ciebie powietrze, a w niej i w tobie życie. Niesienie, płynięcie, uniesienie. Odmienne stany istnienia. Spełnienie i jednocześnie wciąż nowe pragnienia.

Audeze EL-8

Niestety, nominalnie przenośne Audeze nie zdołały wznieść się na poziom Sennheiserów, chociaż napisałem o nich w ich własnej recenzji, że grają z tym Hugo znakomicie. I faktycznie – grają. Ale tak na poziomie AKG K712 i ich odmian K701 i K702. Albowiem napisałem to o tych Audeze zanim popróbowałem z Hugo HD 600, a okazuje się, że one nie potrafią tej głębokiej struny trącać, jako że bardziej są powierzchowne i czuć w nich przy mocy sygnału jaką umie dać Hugo, że coś się względem oryginału zniekształca, że ten dźwięk nie jest tylko sobą. Jakaś dołączała się szarość, jakaś twardość, jakieś zaburzające bezpośredniość przetworzenie. Odbicie pewne, stłumienie brzmienia i dynamiki, brak swobodnego oddechu – a w efekcie duszność męcząca i sztuczność psująca efekt. To wszystko w niewielkich tylko dawkach, ale po Sennheiserach bardzo wyraźne i oznaczające degradację.

Takie są te Audeze przenośne, jak ja należę do kadry olimpijskiej. Przenosić je można – i owszem – ale słuchawki przenośne z tego nie wynikają.

OPPO PM-2

Strasznie są te OPPO dosłowne. Zabijają realizmem. Karol powiedział wczoraj, że tą swoją dosłownością go męczą, że za mało jest tam powietrza pomiędzy dźwiękami i za mało popisowości. To drugie wynika z tego, że często nie ma w ich przekazie pogłosu i że sztucznie brzmienia nie pogłębiają, a tutaj, z Hugo, także tej echowości i pogłębiania nie było. Sam tylko muzyczny walec, bez nadnaturalnych ozdobników – ech, dorzucanej głębi, dopompowanego powietrza, migotek, iskierek, cykadełek. W dodatku także bez osadzania wszystkiego w głębokiej perspektywie z dalekim pierwszym planem. – Ten dźwięk był solidny jak ściana i prawdziwy jak cios między oczy.

A pobiera i wysyła on sygnał z doprawdy imponującej ilość wejść jak na tak małe ustrojstwo.

A pobiera i wysyła on sygnał z doprawdy imponującej ilość złączy jak na tak małe ustrojstwo.

Duży, bezpośredni, masywny, bardzo mocny. A przede wszystkim właśnie prawdziwy. Nie trącający tej głębokiej struny artyzmu jakimiś technicznymi wybiegami i upiększaniem, tylko po prosu biorący za rękę. To jest muzyczny uścisk, a nie świecidełka, ochy i achy. Styl trzeźwy, konkretny, bezpośrednio do słuchacza przylegający, wyzbyty ze zbędnych upiększeń. Napisałem wszak w ich recenzji, że żadne słuchawki nie produkują ludzkiej mowy w tak naturalny, nieprzetworzony sposób. Bez upiększającej akustyki, bez echowego czary-mary i łazienkowego pogłosu. I Hugo to bardzo dobrze pokazał. Osobiście wolałem ten styl od prezentowanego przez HD 600, bo kiedy przywdziewać je po OPPO, stają się właśnie nieprawdziwe; przetworzone głęboką inscenizacją, sztucznie podrasowane, choć jako brane z osobna, tak znakomicie działające na emocje.

Ściana muzycznego dźwięku od OPPO napędzanych przez Chorda nie miała żadnych słabszych miejsc ani braków. Nieprzenośne teoretycznie PM-2 starły przenośne nominalnie Audeze pod każdym względem i nawet mi się nie chce tego rozdrabniać na detale, bo co się będziemy pastwili. Da się te OPPO akcelerować jeszcze lepiej, tak żeby zyskały większą dźwięczność i więcej magii, zarówno w sensie realistycznym jak artystycznym, ale jak na urządzenie przenośne, ważące ledwie 400 gramów i mieszczące w tych gramach zarówno przetwornik jak i słuchawkowy wzmacniacz, to nie mam żadnych uwag. Pysznie to grało pod każdym względem i słuchać można było bez końca. Fakt – jest ta muzyka od OPPO nie tylko solidna jak ściana, ale także jak ściana bez szczelin, że w nic się nie wciśniesz i przed niczym nie schowasz. Nie ma dziurek w tym realizmie i dłubiąc w nim scyzorykiem w poszukiwaniu jakiejś błyskotki, albo miejsca do leżenia i nic nie robienia, tylko złamiesz scyzoryk. Ale mnie się to podobało i żadne migotki ani relaks nie są mi do szczęścia potrzebne. A tu jeszcze bas grzmocił aż miło, że żadne z wcześniej słuchanych nie miały się co przymierzać do tego grzmotu, a prawdziwość głosów i instrumentów była bezdyskusyjna. Bez łazienkowej czy wszelkiej innej podbitej akustyki, ale za to wierniej względem nieprzetworzonego oryginału. Bardzo lubię wzmożoną akustykę, ale lubię też, gdy jej nie ma.

Na szczególną pochwałę zasługuje zaś Hugo faktem, że zupełnie nie czuć było u planarnych przecież i pełnowymiarowych OPPO ograniczeń dynamiki. Nie była ona aż popisowa, ale w prostym, bezrefleksyjnym odbiorze, bez przywoływania retrospektywnie najlepszych systemów, zupełnie nie czuło się ograniczeń. Spójny, naturalny, kompletny dźwięk o wybitnych walorach realistycznych. Wyjątkowo przekonujący.

Wejście zasilacza jest mylące, gdyż Hugo pobiera prąd tylko do ładowania swojego wewnętrznego ogniwa. Chord Electronics mówi zakłóceniom sieciowym wyraźne "Won!".

Wejście zasilacza jest mylące, gdyż Hugo pobiera prąd tylko do ładowania swojego wewnętrznego ogniwa. Chord Electronics mówi zakłóceniom sieciowym wyraźne „Won!”.

Sennheiser HD 800 (kabel FAW Noir Hybrid)

A kiedy ktoś ceni sobie mieszankę poetyckiej głębi i realizmu, we flagowcach od Sennheisera, tych towarzyszących Hugo na reklamowych zdjęciach, znajdzie ten styl i takie przeżywanie. Dotknięcie pogłębienia, lekko podkreślona akustyka, minimalne naprężone, duże i wypukłe dźwięki – jak najdalsze od zapadania się w sobie – minimalny lecz odczuwalny zaśpiew, ślad lekki atmosfery zmierzchu i tęsknoty. Nie tak realistycznie to zagra jak z OPPO, nie tak dynamicznie, swobodnie i z takim basem, ale w pogłębieniu akustycznym, z wyraźnie dalszym pierwszym planem i tak trochę w dystansie, a zarazem bez dystansu. W dystansie, bo wszystko z lekkim oddaleniem i w akustycznym przetworzeniu, a bez dystansu, bo bardzo tonacyjnie prawdziwie i całościowo w realistycznej manierze.

Bardziej dociążony i naprężony niż z HD 600, bardziej też pastelowy a nie błyszczący, oferował dźwięk HD 800 coś, co nazwałbym muzyczną sytością na granicy realizmu z relaksem. Żadnego przy tym wycofania sopranów ani stłumionej średnicy, tylko wszystko w równowadze i ekspozycji. Dominacja spokoju z kroplą nostalgii i paroma łykami akustyki. Na ich tle HD 600 z dobrymi plikami prezentowały się bardziej nerwowo i z chudszym dźwiękiem, a OPPO grały w sposób bardziej nieprzetworzony i dosadny; nacierający tą swoją dźwiękową ścianą. Nie chcę pisząc to stworzyć wrażenia, że flagowe Sennheisery prezentowały się w sposób jakościowo umiarkowany. Znakomite to było granie, udanie łączące elementy werwy i popisu z możliwością spoglądania na tą muzykę w lekkim zdystansowaniu do zdarzeń, tak bez konieczności wchodzenia w bezpośredni kontakt, który zarazem był jak najbardziej możliwy. Dominowała nawet żywość i realizm, ale bez przesady i bez narzucającej się bliskości.

Odsłuch cd.

I jeszcze do tego w pełni obsługuje dobrodziejstwo standardu aptX. Radość dla tych, co nie trawią kabli.

I jeszcze do tego w pełni obsługuje dobrodziejstwo standardu aptX. Radość dla tych, co nie trawią kabli.

Fostex TH-900

A kiedy już się szuka dla tego Hugo słuchawek szczególnie pasujących, to nie pobłądzi ktoś wybierający flagowe Fostexy. Te dawały prawdziwy popis magii i realizmu.

Błyszczące, mieniące się i ekstatyczne ich dźwięki, mające bogactwo akustyczne i wydatny nerw realizmu, z miejsca ujmowały muzycznym teatrem osadzonym w szczególnie bogatym wszechświecie. Atakowały równocześnie wszystkimi przedziałami pasma. Potężny, jak zawsze u tych słuchawek bas, ozdobiony był szarżą sopranów i naturalnie brzmiącymi ludzkimi głosami. A wszystko to mimo popisowości nadwymiarowego basu i nadrealistycznie pogłębionego brzmienia pozbawione było zniekształceń, całościowo ujęte w perspektywę i obdarzone zjawiskową holografią, której żadne z poprzednich słuchawek nie miały. Nasycone też wszędzie obecnym powietrzem i pulsujące energią. – Jednoczesna swoboda oddechu i siła ataku, a pośród tego burza uczuć. Piękno, tęsknota, agresja, radość. Co tylko chcecie. Lekko przyciemniony, silnie wycieniowany i opromieniony błyskami światła był to obraz. Taki od pierwszej sekundy odsuwający pytania o jakość, że tylko mignie muzycznym życiem i od razu wiesz, że masz do czynienia ze wspaniałym dźwiękiem. Wyjątkowo różnorodnym, tętniącym, holograficznym i bogatym; mającym jednocześnie masywność konkretu i masę powietrza pomiędzy brzmieniami, dzięki czemu swobodnie one wędrują, a docierając przedstawiają się jako szczególnie piękne. Nigdy nie za jaskrawe, zawsze głębokie – głębokie nawet bardzo – i zawsze też artystycznie podane i mocno oddziałujące. Też, jak u flagowych Sennheiserów, minimalnie naprężone i uwypuklone, ale tylko w brzmieniowym śladzie a nie na linii głównej. Bez narzucania tego w pierwszym odbiorze – jedynie dopiero w refleksji. A we wszystkim tym tajemniczość, magia, obietnica, spełnienie – i wciąż nadzieja na nowe. Bębny do taktu ci grają, soprany dzwoneczkami dzwonią, a śpiewacy przed tobą stają i tylko dla ciebie śpiewają. I kroczysz wraz z tą muzyką w niezbadany świat piękna, gdzie rozum nie jest potrzebny, a szczęście podchodzi samo.

AKG K812

Równie dobrze, a nawet jeszcze lepiej, zagrał Hugo z flagowymi AKG. Te dały w pewnym sensie mieszankę tego co OPPO z tym co Fostexy. Nie do tego stopnia co japoński flagowiec pogłębione, ale masywnie konkretne i cieniście głębokie, mieszały popis i magnetyzm z realizmem. Bez charakterystycznego dla Fostexów podbicia na basie i bez przesadnego wzmożenia na akustyce, a zarazem nie aż tak dosłownie i z tak bezpośrednim atakiem jak OPPO. Nie operując też tak dużymi jak one dźwiękami i nie mając na ich podobieństwo frontu w postaci dźwiękowej ściany, pozbawionej luk pozwalających niepostrzeżenie prześlizgiwać się wzrokowi ku dalszym planom. Za to na podobieństwo Fostexów odnoszące wszystko do linii horyzontu, z większym pomiędzy dźwiękami prześwitem i nieco ciemniej niż OPPO, a wciąż bardzo realistyczne. A w tym realizmie nieco bardziej grasejująco, czyli z bardziej podkreśloną zgłoską „r”, a poprzez to bardziej chropawo (w bardzo przyjemny sposób), a więc i bardziej podkreślając tekstury. Z wszystkim całościowo ujętym w perspektywę, z dalszym niż u OPPO pierwszym planem, ale w bezpośrednim kontakcie ze słuchającym i w stricte realistycznej manierze.

O radości, iskro bogó - czas grać! Hugo - You go!

O radości, iskro bogów – czas grać! Hugo – You go!

Ogólnie zaś tak, jak te AKG lubią i potrafią, czyli czysto, z dobrym wypełnieniem i z zaznaczającą się obecnością ożywionego medium – a w efekcie kontrastowo i mocno, ale bez ciasnoty i zaduchu, tylko z powietrzem, ze swobodą i z bardzo wydatnymi fakturami. Z jednocześnie pogłębioną analizą, a przy tym znakomicie uchwyconym sensem muzyki. Bez gładkiego zwodzenia i bez śladu powierzchowności, tylko z głęboko przeoranymi teksturami i jednoczesnym nad nimi pięknem śpiewu. Tak w sumie, że bardzo tego się chce i z wielkim zaangażowaniem słucha.

Napisałem już kiedyś, że z ligi pięciu tysięcy są te AKG najlepsze technicznie, a chociaż potem OPPO co najmniej im dorównały, to wciąż mają K812 fantastyczny repertuar chwytów technicznych, pozwalający im pokazywać muzykę w szczególnie atrakcyjny i biegły odtwórczo sposób. Nie są aż tak realistyczne i tak dosłowne jak OPPO, ani nie mają sceny oraz melodyjności Ultrasone Edition5, ale Chord Hugo raz jeszcze udowodnił, że są to słuchawki naprawdę dużego formatu. Słuchanie ich z nim było czystą radością.

 

Ze smartfonem

Druga podstawowa funkcja tego Hugo to wspieranie telefonu komórkowego podczas wojaży. Uruchomiłem go wobec tego z Sony Xperia Z2 i – no, no, grać to on jako wzmacniacz dla smartfona potrafi. Nie dziwię się przeto spływającym nań zewsząd pochwałom, bo kawał z niego promenadowego grajka. Od czasu słuchania lampowego ALO Audio z iPhonem nie słyszałem tej klasy przenośnego zestawu. Ale lampowy ALO Audio wypadł już niestety z produkcyjnego obiegu, a jego firma nie ma nawet polskiego dystrybutora, tak więc de facto nie stanowi konkurencji. Poza tym był jedynie gołym wzmacniaczem, a samo ALO oferuje teraz sprzęt mniej zdaje się zaawansowanej jakości, wyraźnie przekierowując produkcję na niższy sektor rynku, chociaż nie chcę bez słuchania przesądzać, co obecnie oferowane przez nich DAC-ki i wzmacniacze przenośne potrafią. U nas wszakże ich nie ma, a z uwagi na zaczynający w USA wyraźnie dominować trend sprzedaży bezpośredniej, najprawdopodobniej ALO Audio nigdy nie wejdzie na nasz rynek. Być może jedynie planowana umowa o swobodnej wymianie handlowej między USA a Unią Europejską ułatwi tam zakup, ale szczegóły tego porozumienia nie są na razie ustalone i trudno coś konkretnego powiedzieć. Poza tym jest bardzo mało prawdopodobne, by przetworniki ALO Audio mogły dorównać temu od Hugo, czego popularność angielskiego DAC-ka za oceanem jest najlepszym świadectwem. Póki co to Chord Hugo wyznacza standardy, liderując segmentowi urządzeń przenośnych, a na podstawie tego co usłyszałem, jest to jak najbardziej zasadne. Zagrał bowiem ten Hugo ze smartfonem jako źródłem minimalnie jedynie gorzej niż z PC-tem, a może nawet nie gorzej wcale. Przy tym trzeba zaznaczyć, że do współpracy ze stacjonarnym komputerem potrzeba mu starannego podejścia, to znaczy nie jest obojętne, do którego gniazda w obudowie zostanie podłączony i jaką mamy płytę główną oraz zasilacz. U mnie z dodatkowego gniazda USB na przednim panelu grał zauważalnie słabiej niż z tylnych bezpośrednich, co tym bardziej dopinguje do zapewnienia mu odpowiedniego prądu na złączu USB za pośrednictwem jakichś przejściówek z iPurifiera, albo do stosowania iUSB Power. Najwyraźniej zbiera nasz Hugo prądowe śmieci i sam się z nich nie umie oczyszczać, a słabszy sygnał mu szkodzi. Ze smartfonem nie ma natomiast tego problemu, bo tam praca odbywa się bateryjnie i ma to swoje przewagi w postaci spokojniejszego tła.

Chord_Hugo_011_HiFi PhilosophyChord_Hugo_015_HiFi PhilosophyChord_Hugo_017_HiFi PhilosophyChord_Hugo_019_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Jednak pisanie, że Chord Hugo grał ze smartfonem spokojnie w sensie muzycznym, byłoby całkowitym nieporozumieniem i zwodzeniem czytelników. Bo grał właśnie wyjątkowo żywo, bogato i dynamicznie, a przy tym niezwykle czysto i gładko. I do tego ta moc. Zupełnie nie potrzebował słuchawek przenośnych, zdecydowanie lepiej prezentując swoje możliwości ze stacjonarnymi AKG K812, Fostex TH-900, OPPO PM-2 i Sennheiserami HD 800. Z tymi ostatnimi ukazał szczególnie piękną scenę i byłbym cały czas pod jej wrażeniem, gdyby ta pochodząca od Fostexów nie była jeszcze lepsza. Bo nie tylko wielka i bardzo czytelna, ale jeszcze oferująca szczególnie dobrze widoczną holografię, piękne echa i ogólne akustyczne podbicie w bardzo przyjemnym stylu. Wzbogacające cały przekaz, może nie do końca w sensie szczerego, zeznającego samą prawdę realizmu, ale w sensie radości słuchania na pewno. Smartfon+Hugo+Fostex TH-900 – i jesteś cały szczęśliwy. Bo słuchawki są zamknięte, a to w ulicznym hałasie się przyda; i jeszcze bas oferują taki, że na pewno ci się spodoba i będziesz miał z niego dodatkową radochę. A cały przekaz high-endowy, tak bez dwóch zdań i naciągania. Ale jak ktoś woli całkowicie bezpośredni realizm, wolny od jakichkolwiek zniekształceń, to OPPO będą lepsze, a basu też mają kawał. Natomiast gdy chcemy by było pięknie ale spokojniej, to flagowe Sennheisery; a gdy z nutą drapieżności, to bardziej chropawe i bardziej tajemnicze AKG.

W konfrontacji ze stacjonarnym wzmacniaczem

Na koniec słów parę o konfrontacji Chorda Hugo z wysokiej klasy wzmacniaczem stacjonarnym. Zabawa była prosta, bo wystarczyło spiąć go z Sugdenem HA4 i na nim postawić, a potem już tylko przekładać słuchawki od gniazdka do gniazdka.

Krótko i na temat - Chord Hugo wyznacza nowe horyzonty dla miniaturowego high-endu i rządzi w tej klasie niepodzielnie. Teraz rónież w Polsce!

Krótko i na temat – Chord Hugo wyznacza nowe horyzonty dla miniaturowego high-endu i rządzi w tej klasie niepodzielnie. Teraz rónież w Polsce!

Muszę przyznać, że oczekiwałem sporej różnicy na korzyść Sugdena, ale ta się nie pojawiła. Owszem, grał trochę lepiej, lecz nieznacznie. Trochę mocniej wypełniał, nadawał powierzchni dźwięku nieco swobodniejszej gładzi przepływu, a jednocześnie głębiej rzeźbił tekstury (co jest wyjątkowo satysfakcjonującym połączeniem), ale wszystko to właśnie nieznacznie a nie makroskopowo. Bez żadnego uderzającego efektu początkowego, tylko łagodnie, że dopiero się trzeba było wsłuchiwać. Miał też Sugden nieco niższą tonację, a także całościowo silniejszy efekt artystycznej kreacji, do której pozwoliłem sobie nawiązać opisując słuchawki HD 600. Ale to wszystko – że raz jeszcze powtórzę – w niewielkim tylko stopniu, bez żadnego szokowego przeskoku.

Kiedy tego Sugdena słuchać z przetwornikiem Phasemation, różnica staje się większa, ale wciąż nie jest duża. Tak więc żeby było naprawdę wyraźnie lepiej, potrzebne są drogie maszyny wyposażone w femtosekundowe zegary, a to są zdecydowanie inne koszty i oczywiście żadnej możliwości przenośnej. Najwyżej z pokoju do pokoju. Dla Phasemation taki zewnętrzny zegar wyceniono szczególnie wysoko, bo na aż trzydzieści tysięcy, a mające go na pokładzie Mytek Manhattan czy Calyx Femto kosztują koło dwudziestu. Tańszy jest Ayon Sigma, ale to dopiero jest krowa, że w dwóch rękach unosi się z trudem. A Chord Hugo jest malutki, leciutki, od razu z bardzo dobrym słuchawkowym wzmacniaczem – i tylko szkoda, że poprawianie mu sygnału USB nastręcza technicznych trudności. Na biurku ma jeszcze groźnego konkurenta w postaci stacjonarnego Audiobyte Black Dragon, który jako przetwornik jest trochę lepszy, ale nie lepszy jako słuchawkowy wzmacniacz; tylko raczej gorszy, chociaż bez bezpośredniego porównania nie chcę przesądzać. Granie Hugo wydało mi się prawdziwsze, ale to może być złudzenie lub sprawa chwilowego nastroju. Bez wątpienia wszystko lepsze w jednym klocku ma Mytek Manhattan, lecz jest wielki i dwa razy droższy. W swojej zaś lidze małych urządzeń przenośnych król Hugo panuje niepodzielnie, czego internetowe peany w tasiemcowych wątkach najlepszym pozostają świadectwem.

Podsumowanie

Chord_Hugo_010_HiFi Philosophy   Już słuchając iPhone ze wzmacniaczem ALO Audio Continental V3, a wcześniej odtwarzacza plikowego AK100, zyskałem świadomość, że przenośne urządzenia wkraczają na brzmieniowe wyżyny. Nie może to zaskakiwać, bo skoro wielcy świata elektroniki użytkowej postanowili przeć zdecydowanie w stronę urządzeń przenośnych, to efekt musiał być taki. W dzisiejszej dobie miniaturowych rzeźbień w krzemie uzyskanie cyfrowego przetwarzania muzyki, zdolnego w wysokim stopniu mamić nasze zmysły, jest jak najbardziej możliwe. Tym niemniej firmie Chord należą się gromkie brawa za upakowanie w niewielkim pudełeczku tak udanego przetwornika i świetnego słuchawkowego wzmacniacza. Przetwornika oryginalnego, nie opartego na gotowej cudzej kości, i wzmacniacza wyraźnie zaprzeczającego powtarzanej często tezie, że małego kawałka krzemu nie da się zmusić do bycia dobrym wzmacniaczem. Najwyraźniej da się i żadne teoretyczne przeciw temu wywody faktu tego nie odczarują. Z faktami nie da się dyskutować, choć może grzeszę pisząc to optymizmem, jako że teoretyków jawnie kontrfaktycznych było, jest i zapewne zawsze będzie bez liku. Fałszowanie rzeczywistości od niepamiętnych czasów miało się znakomicie i nasze nie są pod tym względem ani trochę lepsze. Wbrew tezom o konieczności wielkich wzmacniaczy – jeżeli mają być dobre, mały Chord Hugo gra na tle konkurencji wybitnie, choć waży bardzo niewiele. Jest to tym bardziej zaskakujące, że musi dźwigać wydajne baterie, zdolne podtrzymywać jego pracę przez wiele godzin. Zaskakujące jeszcze w dwójnasób tym, że baterie te i mały wzmacniaczyk wystarczają do napędzania pełnogabarytowych, potrzebujących dużego prądu słuchawek. Bo właśnie słuchawki takie do tego Hugo pasują najlepiej, swym potencjałem uwalniając jego własny i ukazując jak jest duży. A choć cenę za takie granie także dyktują dużą, to cóż począć – jakość kosztuje. Dopóki nikt jakości tej nie zagrozi, dopóty słono będzie kosztowała. Sprzedaje się ten Hugo bezproblemowo, zwłaszcza po opanowaniu rynku amerykańskiego, gdzie jego cena nikogo nie straszy. A kolorystykę ma rozweselającą, tak na pocieszenie po stracie gotówki. Najbardziej jednak pociesza brzmieniem i zdolnością napędzania nawet wymagających słuchawek, co z dumą oznajmia, reklamując się zdjęciami w towarzystwie Sennheiserów HD 800. A że z flagowymi Fostexami, OPPO i AKG gra równie znakomicie, to spokojnie go mogę rekomendować zwolennikom wędrownego muzykowania na najwyższym poziomie.

 

PS

Zapomniałem napisać o tym filtrze krzyżującym kanały, ale żadna to strata. Albo w egzemplarzu testowym był on uszkodzony (chociaż nie sądzę), albo jego działanie jest na pograniczu słyszalności. Po włączeniu można usłyszeć minimalny przyrost gładkości dźwięku, najsilniejszy w ustawieniu średnim, i może minimalne odsuwanie się dźwięku na boki, ale to tak na upartego a nie samo od siebie. Praktycznie żadna różnica, a sam wolałem słuchać z filtrem wyłączonym.

 

W punktach:

Zalety

  • Świetne całościowo brzmienie.
  • Czyste.
  • Szczegółowe.
  • Dynamiczne.
  • Poprawne tonacyjnie.
  • Bez żadnych sopranowych słabości.
  • Z naturalnymi wokalami – silnie przywołującymi obecność.
  • Z potężnym, w razie użycia odpowiednich słuchawek, basem.
  • Głębokie czesanie tekstur.
  • A jednocześnie gładki, dobrze obrobiony dźwięk.
  • Zaznaczające się wyraźnie artystyczne pretensje.
  • Brak jakichkolwiek zniekształceń.
  • Wyjątkowo niski szum własny.
  • Bezproblemowo napędza każde słuchawki niezależnie od impedancji.
  • Rewelacyjna współpraca ze smartfonem.
  • Krótki czas ładowania baterii.
  • Długi czas pracy.
  • Może pracować jako urządzenie stacjonarne.
  • Oryginalna, zaawansowana technicznie konstrukcja przetwornika.
  • Bardzo udany słuchawkowy wzmacniacz.
  • Dostrajanie mocy do rodzaju słuchawek.
  • Lekka konstrukcja z lotniczego aluminium.
  • Dobrze zabezpieczone pokrętło potencjometru.
  • Niepowtarzalne wzornictwo.
  • Widmo elektromagnetyczne jako źródło informacji.
  • Dużo przyłączy.
  • Pełna kompatybilność plikowa.
  • Filtr krosujący.
  • Wysoka renoma producenta.
  • Przedmiot kultu.
  • Made in England.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Cukierkowe kolorki nie każdemu się spodobają.
  • Szkoda, że nie ma wejścia USB B.
  • Działanie filtra na granicy percepcji.
  • Cena jak za wycieczkę na antypody.
  • Niezbyt wygodny potencjometr.

 

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

voice

 

 

 

Strona producenta:

chord-logo

 

 

Dane techniczne:

  • Przenośny przetwornik cyfrowo analogowy ze słuchawkowym wzmacniaczem.
  • Zgodność programowa: Android, Apple, Windows. (Dołączony pendrive ze sterownikami.)
  • Obudowa: aluminium klasy lotniczej.
  • Czas pracy w trybie bateryjnym: 12 godzin.
  • Czas ładowania: 2 godziny.
  • Moc wyjściowa: 600 Ohm – 35 mW, 300 Ohm – 70 mW, 56 Ohm – 320 mW, 32 Ohm – 600 mW, 8 ohms – 720 mW.
  • THD: 0,0005%
  • Dynamika: 120 dB.
  • Stosunek szumu do sygnału: 140 dB.
  • Impedancja wyjściowa: 0,075 Ohm.
  • Potencjometr: cyfrowy, podświetlany..
  • Waga: 400 g.
  • Wymiary: 132 x 100 x 20 mm.
  • Wejścia: Toslink 24-bit/192kHz,  koaksjalne 24-bit/384kHz, USB 16-bit/48 kHz , USB 32-bit/384kHz z DSD 128, Bluetooth 16-bit/44/48 kHz.
  • Wyjścia: 2 x 3,5 mm; 1 x 6,3 mm, 1 x RCA.
  • Możliwość podłączenia naraz trzech par słuchawek.
  • Regulowana dwustopniowo siła wzmacniacza.
  • Trzyzakresowy filtr krosujący klasy profesjonalnej.
  • Cena: 8490 PLN.

 

System:

  • Źródła: PC, Sony Xperia Z2.
  • Przetworniki: Chord Hugo, Phasemation HD-7A192.
  • Kabre USB: ifi Gemini z iPurifier, Chord.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: Chord Hugo, Sugden Masterclass HA4.
  • Słuchawki: AKG K712 & K812, Audeze EL-8, Fostex TH-900, Sennheiser HD 600 & HD 800 (kabel FAW Noir Hybrid).
  • Interkonekt: Sulek Audio.
  • Listwa: IsoTek EVO3 Sirius.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

27 komentarzy w “Recenzja: Chord Hugo

  1. AAAFNRAA pisze:

    Zapowiada się ciekawa recenzja, ale akurat Trump gra z Binghamem, więc lektura musi poczekać 🙂

    1. FosteX pisze:

      ThX za artykuł.

  2. Maciej pisze:

    Taka kwota za rzecz wielkości paczki papierosów. To na prawdę ciekawy produkt choćby ze względu na ten fakt.
    Pełnowymiarowe DACe Chorda cenię i wiem że mają uzasadnioną dobrą opinię.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Muszę zaprotestować Chord Hugo jest większy od paczki papierosów. Prędzej jak pudełko krótkich cygar. A cygara – wiadomo – luksus.

      1. Maciej pisze:

        Słuchałem dziś Chord 2Qute. Zwracam honor. Zagrało to wspaniale. Przywołując wręcz skojarzenia z gramofonem przy plikach DSD.

  3. Mirek pisze:

    Panie Piotrze w jakim stopni ten przetworniki zbliza sie jakosciowo do najlepszego wzmacniacza sluchawkowego jakim jest cary 300b?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jak będziesz chłopie trollował, to cię skasuję i na co ci to. Nie umiesz się odzywać inaczej niż złośliwie?

      1. Mirek pisze:

        Przykro mi słyszeć tak słowa zwłaszcza od Pana, Panie Piotrze, nadal uważam ze cary 300b jest najlepszym wzm. sluchawkowym

        1. Piotr Ryka pisze:

          To napisz mi w takim razie Mirku, z jakimi lampami 300B i 6SN7 go używasz, żebym mógł prawidłowo się odnieść do twojego pytania.

          1. Mirek pisze:

            nie bede juz udzielał moich ekskluzywnych komentarzy, chwilowo jestem obrażony…

          2. Piotr Ryka pisze:

            Posłuchaj Cary, to ci przejdzie.

  4. Marecki pisze:

    Nie powiem, uśmiałem się deko : D
    Cary to Cary, i nie ma … we wsi! 🙂

    Widzę, że zacny ten Hugo, ale niestety też zacnie drogi. (i nie drogi, zależy jak spojrzeć)
    Fajnie że pojawiają się teraz na hifiphilosophy przenośne przetworniki.

    Kiedy zawita ifi ze swoim idsd micro?
    Na pewno byłaby to top trójka!

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      ifi zawita pewnie niedługo. Nie tak zaraz, ale w ciągu miesiąca powinien.

  5. Marecki pisze:

    Świetnie.
    Może uda się zaprzęgnąć itube-a do pomocy.
    Ponoć razem bardzo synergicznie to brzmi.
    Warto sprawdzić.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zobaczymy. Powinno się udać. Na razie przewiduję recenzję ifi retro. Zestaw jest już u mnie. To maksimum tego, co te ifi mogą zaoferować.

  6. Matek911 pisze:

    Witam. Gratuluję kolejnej udanej recenzji. Czytało się wyśmienicie . Chciałem również zapytać czy posiadane przez Pana (jak również przeze mnie od niedawna) Pandory są w stanie zagrać z Hugo na poziomie tych flagowców z testu? Mogę oczekiwać synergii w tym połączeniu? Chciałbym nabyć produkt Chord-a w najbliższym czasie . Pozdrawiam.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, Hugo i Pandory pasują.

  7. Matek911 pisze:

    Witam. Mam problem z Chordem Hugo ,a mianowicie kiedy podłączam go przez kabel usb (z pudełka) do smartfona to gra sam wzmacniacz z Hugo ,a gdy podłącze przez Jack – Jack (mini) to gra sam dac (tak myślę) jakiego kabla użyć żeby grał dac+amp (Hugo) + smartfon ???

    1. AAAFNRAA pisze:

      Hugo ma wejścia:

      1 x Optical TOSLink 24-bit/192kHz-capable
      1 x RCA coaxial input 24-bit/384kHz-capable
      1 x Driverless USB input 16-bit/44/48kHz-capable
      (designed for tablets/phones with no high resolution software)
      1 x HD USB input 32-bit/384KHz and DSD128-capable
      (phone/computer/tablet playback; driverless on Apple / Android)
      (Requires driver installation on Microsoft Windows machines)
      1 x A2DP/APTX Bluetooth 16-bit/44/48kHz-capable. Up to 5m range.

      To jak podłączasz wejście jack-jack? Do czego i w jaki sposób podłączasz Hugo? Tylko jako wzmacniacz słuchawkowy, czy włączasz go w tor audio jako DAC?

  8. Matek911 pisze:

    Jack-Jack to był czysty eksperyment.Ze zwykłym kablem USB brzmiało to trochę lepiej jak ze smartfona i wtedy pomyślałem ze to nie może tak słabo grać…wtedy podlaczylem kabel Jack-Jack i zostałem zasypany detalami. Struny gitary aż iskrzyły. Przejrzystość i dynamika. Moje źródło to smartfon z androidem. Wczoraj dowiedziałem się że potrzebuje kabla USB z OTG.

    1. Premiumsound pisze:

      Wczoraj otrzymaliśmy Hugo. Wygrzewa się, nie było jeszcze okazji na poważne testy. Jednak kompletnie nie rozumiem, tego co napisałeś. Podłączając Hugo po USB, według Ciebie Hugo wykorzystuje tylko wzmacniacz? Przecież DAC musi zamienić sygnał na analogowy… A po Jack-Jack dokładnie odwrotnie, wykorzystywany jest przetwornik w smartfonie, bo dostarczasz sygnał analogowy do Hugo. Wyjaśnij proszę.

  9. Matek911 pisze:

    Tak zgadzam się z tym co napisałeś. Jednak nie mam pojęcia co było przyczyną tego ,że tak pomyślałem może to że grał prosto z pudełka. Ostatnio na liczniku ma ok 50h i gra znacznie lepiej jak podczas pierwszych odsluchów. Tym razem czuje soczystość i radość ze słuchania muzyki. Obecnie poszukuje słuchawek idealnych do tego DAC-a i nie podjąłem jeszcze decyzji a za bardzo nie mam gdzie takiego sprzętu posłuchać. K812 czy Edition 5 Unlimited ? A może coś innego ? Liczę na pomoc w tej sprawie. Pozdrawiam

  10. Matek911 pisze:

    Pomożecie ludzie ?! ,) jak ktoś może opisać brzmienie Edition 5 z Chordem Hugo byłbym wdzięczny za te informacje.

  11. oma77 pisze:

    A jak autor porównałby dźwięk HUGO z Black Dragon / Burson Virtuoso? Czy to będą duże różnice czy raczej podobny poziom?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Bursona nie znam. Black Dragon i Hugo zbliżone poziomem.

      1. oma77 pisze:

        Czyli to bardziej rozpatrywalibyśmy kwestię potrzeby mobilności dla urządzenia. To duża wskazówka co do brzmienia. Dziękuję. Szukam rozwiązania do lampy Cayin A88T i monitorów Xavian XN 250. Chcę kupić DAC’a bo u mnie laptop + Tidal to źródło:)

  12. Mike Nee pisze:

    witam, jestem bardzo ciekawy, czy moglby Pan (lub ktos z czytelnikow) porownac brzmienie smoka z ktoryms z dwoch ponizszych produktow:

    1. DENAFRIPS ARES R2R DAC
    2. AUDIO GD NOS-19

    posiadam wzmacniacz M-Stage HPA-3B, ktory do tej pory wspolpracuje z Arcam irDAC i Oppo PM-2 (kablem zbalansowanym Noir Hybrid HPC) i chcialbym zmienic DAC na cos innego, bardziej rozdzielczego, z szersza scena, dajacego do Oppo mocniejszy, lepiej kontrolowany bas oraz lepiej trzymajacego wysokie tony w ryzach
    Hugo jest jednym z produktow, ktore rozwazam, obok Black Dragon i Oppo Sonica

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy