Recenzja: Cayin N8

Budowa

Pudełko.

   Odtwarzacz przychodzi do nabywcy w sporym pudełku kształtu kostki, urozmaicająco przeciętym nie prostym cięciem, tylko skośnie. Kolorystyka czarno-srebrna, a dumny napis głosi: „Never be the Same Again”. (Ten sam zjawia się jako powitalny przy uruchamianiu urządzenia.) W pudełku, na samym wierzchu, odtwarzacz, który powtarza czerń i srebro, z taką jednak różnicą, że srebrność jego nie przypomina aluminiowej, raczej tytan. (W rzeczywistości to stal nierdzewna pokryta PVD.) Identycznie czarny jest za to wygaszony ekran z gorilla glass, który ożywa po naciśnięciu jednej z gałek.

W odróżnieniu od konkurencji, odtwarzacz flagowy Cayina ma bowiem z prawej dwie gałki, obydwie duże i złocone. Górna to potencjometr i jednocześnie naciskowy włącznik; dolna, dość nietypowo, odpowiada za skoki wprzód, wstecz i pauzę. Na górnej krawędzi N8 znajdujemy trzy gniazda: wyjścia słuchawkowe 4,4 mm (symetryczne) i 3,5 mm (niesymetryczne) oraz wyjście liniowe 3,5 mm. Po lewej goła krawędź, ale zaokrąglona, tak by trzymanie przyjemniejsze, na dolnej złącze USB Type C, gniazdo karty pamięci i wyjście I2S Output via mini HDMI (przez które najlepsza jakość). Także igłowy przycisk resetu – remedium w razie zawieszenia; jeszcze na wierzchu, pod ekranem, trójkątny przycisk HOME/Return i przy nim lampka indykatora, informująca kolorem o typie odtwarzanego pliku. Ekran nie ma dużej powierzchni, ani wysokiej rozdzielczości, ale to nie telewizor – więc okazuje się wystarczająco czytelny oraz dogłębnie kolorowy, choć czułość na dotknięcie mógłby przejawiać nieco wyższą. Dopełnieniem wyglądu spodnia strona z gorilla glass i przede wszystkim poniżej ekranu opadający skos prowadzący do krawędzi dolnej, pod którym lampa KORG Nutube 6P1 (żywotna mała trioda z bogactwem alikwotów obsługująca stopień wyjściowy).

I w pudełku.

Zdjęcie tacki, na której spoczywa odtwarzacz w łożu wyścielonym czarnym welurem, odsłania taką samą z akcesoriami. Tu znajdziemy przejściówkę z 4,4 mm na 2,5 mm, dwie różnokalibrowe z USB na Coaxial, oraz najbardziej rzucającą się w oczy z jack 4,4 mm na 2 x XLR męskie, czyli wyjście na duży wzmacniacz. Summa summarum cztery przejściówki plus dołączony kabel USB (przeciętny), ale zabrakło dwóch bardzo ważnych, pozwalających słuchawkom z kablem zakończonym czteropinem wejść w gniazdo 4,4 mm i zakończonym dużym jackiem wejść w gniazdo 3,5 mm. Co niby winno należeć do słuchawkowego setu, ale gdyby się takie tu znalazły, na pewno hasło „Never be the Same Again” realizowałoby się dobitniej.

Kompletu wyposażenia dopełnia skórzane etui na odtwarzacz, które musi być dość pękate; Cayin N8 jest bowiem obrysowo mniejszy od największych Astelli, ale dość gruby i dość ciężki – dokładnie 388 gramów ważący przy gabarytach 128 x 70 x 21 mm. Solidnie poczujemy w dłoni te jego dosyć liczne gramy, ale to i tak pikuś względem temperatury. Po kilku godzinach pracy, zwłaszcza gdy w ciepłym otoczeniu, odtwarzacz mocno grzeje, niemalże parzy w rękę. Lepiej go zatem odłożyć; najlepiej na antywibracyjną podkładkę (np. poskładany kawałek materiału albo ściągacz nadgarstka), jako że wszystkie takie grają ciut lepiej nie wibrując na twardym blacie.

A potem trzeba włączyć.

Odnośnie technicznych danych i technicznego zaplecza. Poza wspomnianą lampą w środku, osobne dla każdego kanału kości przetwornikowe Asahi Kasei Microdevices AK4497EQ, pozwalające czytać natywnie DSD512 i obsługiwać PCM 32-bit/768 kHz. Szum separują od sygnału o 131 dB, a zniekształcenia harmoniczna mają u nich słyszalny poziom poniżej minus 116 dB. Jedne z najlepszych zatem takich i na dodatek dwie. Radość studzi co prawda fakt, że w N8 ich osiągi ograniczono do DSD256 i PCM 32Bit/384kHz, ale przywraca ją informacja, że mamy natywny odczyt MQA. Też to, że wbudowana pamięć liczy aż 128 GB, a karta może zaoferować dodatkowe 512. USB umożliwia pracę w standardzie 3.0, a na słuchawkowym wyjściu niesymetrycznym mamy wybór między trybami lampowym i tranzystorowym. (Tryb tranzystorowy jest zdecydowanie chłodniejszy odnośnie temperatury urządzenia.) Na zbalansowanym wyjściu moc wbudowanego wzmacniacza osiąga 750 mW; jego konstrukcję oparto na czterech OPX1622, dwóch tranzystorach MUSES02 (alternatywnie ze wspomnianą lampą) i kontrolerze głośności PGA23111UA. Wszystko to obsługuje bank prądowy o pojemności 7000 mAh, wyposażony w szybkie ładowanie standardu QC2.0, deklaratywnie pozwalający podtrzymywać pracę przez dziewięć i pół godziny. (Nie mierzyłem z zegarkiem w ręku, ale faktycznie długo podtrzymuje.) Do użytkowego kompletu bezprzewodowy Bluetooth BT v4.2, equalizer, wybór cyfrowych filtrów, regulacja balansu oraz możliwość dopasowania do impedancji słuchawek.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

7 komentarzy w “Recenzja: Cayin N8

  1. Sławomir S. pisze:

    A tymczasem AQN tylko w roli modela na fotkach?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, bo one są teraz Karola, a fotografowanie u niego. Nie uwzględniam ich w kolejnych recenzjach z premedytacją, bo nie są to słuchawki produkowane. Co w niczym nie zmienia mojego wielkiego szacunku i lubienia pod ich adresem.

  2. Miltoniusz pisze:

    Ciekawy test. Czy to jest klasa wyższa niż A&K SP1000 czy SP2000?
    Ps. Praktyka pokazuje, że takich przenośnych grajków z dobrym brzmieniem słucha się nawet częściej niż torów stacjonarnych.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To nie jest wyższa klasa tylko inny sty. Cieplejszy, bardziej swojski i bardziej melodyjny. Takie klubowe granie – dynamiczne i jednocześnie miłe.

  3. Fon pisze:

    Może by tak test smartfona LGv60 ponoć bardzo bardzo dobry jako dap.

    1. Piotr Ryka pisze:

      LG nie udostępnia sprzętu do testów audio.

      1. Fon pisze:

        W zasadzie więcej LG już nie będzie to ostatni smartfon z takim muzycznym zacięciem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy