Recenzja: Cayin C9

   To nie taki wzmacniacz przenośny, że przelotka na słuchawkowym kablu, ani też kieszonkowy. To wielkości kobiecej dłoni kanciaste, metalowe pudełko, albo – bardziej nowocześnie szacując – o powierzchni jak któryś z dużych smartfonów. Jednakże parę razy grubszy i parę razy cięższy, toteż spinać gumami bez sensu, do kieszeni takie combo nie wejdzie. (Chyba, że masz szczególnie dużą i jak makler wspomaganą szelkami.)

Przenośność w tym wypadku oznacza przede wszystkim wbudowaną baterię – ten wzmacniacz da się naładować i potem zabrać ze sobą. Takich mieliśmy parę, od niewielkiego Apogee Groove, przez jeszcze od biedy kieszonkowego Fosteksa HP-V1, po też za duży na kieszenie ALO Audio Continental Dual Mono i całkiem duży, niemal dwuręczny Woo Audio WA8 Eclipse. W kolejce już czeka kolejny – podobnej jak ten Cayin wielkości iFi iDSD Diablo –  a zaczynaliśmy osiem lat temu od też lampowego ALO Audio Continental V3[1], który był rewelacyjny i mały. Nie wiem dlaczego z rynku rach-ciach wyparował (u nas w ogóle nie był sprzedawany); podobno były z nim kłopoty, lecz czemu ich nie rozwiązano?

No nic, nie cofniemy czasu[2], zajmijmy się czym mamy. Cayin to jeden z najbardziej rozpoznawalnych chińskich producentów, zainicjowana w 1993 roku marka handlowa elektroniki powstającej w zakładach AVIC Zhuhai[3] Spark Electronic Equipment, gdzie AVIC to Aviation Industry Corporation of China – potężna korporacja zakładów lotniczych powstałych jeszcze w 1951 roku na potrzeby chińskiego przemysłu zbrojeniowego. Mamy więc do czynienia z technologią wysokiego poziomu i brakiem finansowych ograniczeń. W tych ramach Cayin oferuje audio małe, duże i średnie – zarówno odtwarzacze przenośne, jak potężny, dwuczęściowy wzmacniacz słuchawkowy na lampach 300B i jeszcze większą głośnikową integrę na 845. Wzmacniacz przenośny C9 to jego najnowsze dzieło, z przełomu tego i zeszłego roku.

[1] Recenzowany Cayin jest lampowy.

[2] Którego ściśle biorąc nie ma, ale i tak do przeszłości nie dotrzesz, bo nie ma do niej drogi.

[3]  Zhuhai to jedna z dziewięciu metropolii tworzących Megapolis Delty Rzeki Perłowej (ang. Greater Bay Area) – największego obszaru przemysłowego współczesnego świata, z wartością wytworzoną 1500 mld USD.

Budowa

Czarne pudełko.

   Wielkość już oszacowałem, dokładnie to 160 x 80 x 28 mm przy wadze 550 g. Waży ten nasz przenośny w takim razie dość sporo i trochę miejsca zajmuje – tymi parametrami z konkurencją na poręczność nie wygra, nie ona jego atutem. Tym bardziej że, jak wspominałem, obudowa ma postać kanciastą, czyli trzymanie trochę gniecie, a iFi Diablo ma krągłości i jest o wiele lżejszy. W dodatku ma przetwornik i też tańszy jest o połowę, mimo tej samej wielkości, o co nie jest specjalnie trudno, jako że za Cayina C9 żądają 8990 PLN. To wyraźnie więcej niż nawet za ALO Audio Continental Dual Mono (6500 PLN), zatem i ceną i powierzchownością narzuca sobie chiński producent u wzmacniacza C9 konieczność konkurowania szczególnie dobrym wyposażeniem, nadzwyczajnymi parametrami i szczytową jakością dźwięku – w innym razie pozycja stracona.

Dokończmy o powierzchowności. Aluminiowy prostopadłościan jest czarny, płaskawy i elegancko wykończony. Anodyzowaną czerń obudowy narusza biały napis Cayin oraz dwie wydłużone łezki okienek nad lampami. Także złocenie potencjometru – obwiedni jego odsłoniętego na całą szerokość pokrętła od strony wierzchniej, dla możliwości obsługi bez wystawania do przodu. Od frontu i od tyłu także naruszające spójność czerni nieco jaśniejsze ozdobne wstawki; panel tylny w oprawie takiej wstawki to gniazdo ładujące USB Type-C i cztery odnośne diody poziomu naładowania. Luzując śrubki na bocznych ściankach (śrubokręcik w komplecie), możemy wyjąć wymienny powerbank, złożony z czterech szybkoładowalnych baterii litowych Sony VTC6 18650 (po 3000 mAh każda). Moc w trybie symetrycznym dla słuchawek szesnastoomowych może przy takim wsparciu wynieść aż 4,1 W, a w maksymalnie oszczędnościowym trybie AB bez balansu podtrzymanie trwa aż 15 godzin.

Czarna zawartość.

Zdecydowanie najwięcej dzieje się z przodu, gdzie na obszarze drugiej wstawki oprócz potencjometru i włącznika rozświecającego się białą diodą (łagodnie), mamy do czynienia z czterema przełącznikami i czterema gniazdami. Dwa z lewej to wejściowe jacki na 3,5 mm (niesymetryczny) i 4,4 mm (symetryczny); dwa z prawej (identycznego typu) to wyjścia dla słuchawek. Nad każdym gniazdem po suwakowym przełączniku – idąc od lewej z podpisami „Line/Pre”, „Gain High/Low”, „Timbre Solid State/Tube” i „Classe A/AB”. (Odnoszą się oczywiście każdy do wszystkich gniazd, a nie jedynie tych pod sobą.)

We wnętrzu pełne zbalansowanie, architektura dual mono. Do tego jeszcze zdublowana; mamy wybór trybu lampowy/tranzystorowy też w odniesieniu do gniazda symetrycznego 4,4 mm, a nie, jak w odtwarzaczu N8, realizację symetryczności jedynie w oparciu o tranzystory.

Tranzystorowa opcja symetryczna to cztery tranzystory unipolarne N-JFET Toshiba 2SK209, każdy wspierany kondensatorem WIMA. Alternatywa lampowa to dwie triody KORG Nutube 6P1.

Kontrolę siły głosu powierzono czterokanałowemu potencjometrowi Alpsa, a cały podwojony układ elektroniczny – lampowy i tranzystorowy – jest chroniony przed wibracjami wewnętrznym resorowaniem. Do czego dołączają od strony użytkowej stojące za regulatorami na panelu przednim dwa poziomy wzmocnienia, w oparciu o autorski obwód napięciowy oraz wybór pomiędzy trybami pracy A (jakościowy i prądożerny) i AB (skromniejszy i oszczędnościowy).

I kolorowe dodatki.

Urządzenie otrzymujemy w pudełku z grubej tektury wykończonej czarną satyną. Sam wzmacniacz leży na pokrytej welurem tacce, a by nabywcy urozmaicić życie czymś więcej niż muzyką i opróżnieniem portfela, ta spodnia z oprzyrządowaniem nie znajduje się tak zwyczajnie pod spodem, tylko trzeba odchylić bok pudełka i wysunąć ją jak szufladę. Tam instrukcja obsługi, wspomniany śrubokręcik, dwie złączki do podpinania źródeł dźwięku i kabel USB oraz kapsułka z zapasowymi śrubkami na wypadek zgubienia.

Z technicznych danych, poza czasami pracy dla poszczególnych trybów i osiągami mocy przy różnych ustawieniach, podają tylko pasmo przenoszenia, które ma zakres 15 Hz – 60 kHz. Nie ma oszacowania poziomu zniekształceń (THD) dla poszczególnych trybów ani pomiaru S/N. O cenie już mówiłem, ją albowiem podają – przypomnę, że to 8990 PLN.

 

 

Brzmienie

Przodzik coś jednak ma ze złota.

   Istotą sprawy jest odpowiedź na pytanie: co zyskujemy podpinając recenzowany wzmacniacz do naszego źródełka dźwięku? Takie użyte zostaną dwa – firmowy odtwarzacz N8, któremu wzmacniacz jest dedykowany (zdjęcia na stronie producenta rozwiewają tu wszelkie wątpliwości) oraz standardowo przeze mnie używany Astell & Kern AK380. Oba wyraźnie droższe od C9, więc nie ma mowy o niedopasowaniu poprzez użycie tandety.  Zacznijmy od produktu firmowego.

Z Cayin N8 

W przypadku głośno nagranych plików można mieć wątpliwości, czy jakikolwiek zewnętrzny wzmacniacz temu odtwarzaczowi jest potrzebny. Mało tego, nawet w przypadku cichych też rodzą się wątpliwości, bo bardzo trudne prądowo i jakościowo niełatwe do zaspokojenia HEDDphone napędzał pięknie solo, w razie potrzeby głośno. Niemniej „Eroica” Beethovena, zgodnie z regułą cichszych nagrań u muzyki poważnej, balansowała na granicy pomiędzy głośnym a bardzo głośnym graniem przy potencjometrze ustawionym prawie na 100, gdzie u Cayina sto to maksimum, a nie, jak u Astella, jedynie dwie trzecie. Dla mnie to było dostatecznie głośno, ale umówmy się, że dla niektórych nie dość. Dla nich ta dodatkowa moc, dla wszystkich natomiastzmiana brzmienia, jako że ono też się zmienia.

Ta zmiana okazała się uniwersalna, analogiczna u wszystkich słuchawek. Zacznijmy jednak od ustawień. Tryb tranzystorowy jest minimalnie płytszy brzmieniowo od lampowego i mniej trójwymiarowy. To samo dzieje się też podczas przechodzenia z trybu A do AB – dlatego skupimy się na zmianach niesionych przez tryb A w ustawieniu lampowym. (W końcu nie po to wydaliśmy prawie dziewięć tysięcy, jako dodatek do piętnastu wyłożonych na przenośny odtwarzacz, żeby sobie czegoś żałować.)

Za złotem stoi symetria.

Posłuchawszy przez chwilę Cayina N8 w trybie symetrycznym, czyli u niego tranzystorowym, podłączyłem mu symetrycznie C9 w ustawieniu lampowym i trybie A. Co zaszło, jakie zmiany? Dosyć dużo tego będzie. Przede wszystkim wyraźności nabierają brzmieniowe krawędzie i wzmaga się szum tła. A jak ten szum się wzmaga, znaczy, że szczegółowość większa. Nie, żeby tych szczegółów z samym N8 brakowało – mnie nie brakowało ich wcale – ale jak ktoś zabiega o mocniejszy akcent na nie i ich dobitną wyraźność, to z C9 się uwyraźnią.

Kolejna sprawa zasadnicza – z samym N8 muzyka jest spokojniejsza i bardziej analogowa, nie tylko dzięki oblejszym krawędziom, także na bazie braku echa. Łatwa przez to w słuchaniu i miła – miła naturalnością braną z życia, taką bez podkręcanej akustyki. Co wraz z użyciem C9 znika, zjawiają się pogłosy. Wchodzimy w przestrzeń akustycznie aktywną, czuć odbicia, mamy echowość. Też tła się stają ciemniejsze, wibracje i chropawości mocniejsze, wokale przestają być tak ciepłe i całe granie „unpugged” – śpiew niesie się pod krzyżowym sklepieniem i idzie przez mikrofon, a instrumenty też do prądu. (Jasne, że nie orkiestra symfoniczna, ale u niej też wyraźniejsze kontury i mocniejsze pogłosy.)

Wszystko staje się nie takie już przyjacielsko-sympatyczne i przede wszystkim analogowe – muzyczny świat nabiera dostojeństwa, przenosząc się do miejsc nie będących akustycznie zbliżonymi do zwyczajnego otoczenia. – Wyraźnieje, podwaja się echami i obniża temperaturę, a obnażanie harmoniczne staje się teraz ważniejsze od melodyki prostej.

Ładowanie przez USB Type-C.

To może się podobać, ale podobać bardziej od brzmienia N8 solo nie musi, gdyż takie brzmienie jest mniej swojskie i nie przyswaja się go ot tak, tylko wymaga skupienia. Już nie popłynie mimo uszu, gdybyś na taki styl  miał ochotę, zajęty własnymi myślami – automatycznie ściąga uwagę słuchającego swoją niecodziennością. Jasne bowiem, że kiedy wchodzisz do katedry czy koncertowej sali, nie czujesz się tam u siebie, bo w takich miejscach nie mieszkasz. Uszy stają na baczność, wzrok się badawczo wytęża, układ współczulny ordynuje adrenalinę – to już nie relaks, to czuwanie. Ogólnie biorąc muzyka płynąca z N8 posiada cechy pobudzające i łagodzące zarazem, czasami głównie łagodzące. Ta po podpięciu C9 będzie zaś tylko pobudzająca. Smutniejsza w razie smutku, poważniejsza w razie powagi, podkręcająca pogłosami i szelestami nawet nastrój jazzowej ballady.

Brzmienie cd.: Z Astell & Ker AK380

Dedykowany odtwarzacz przenośny tego samego producenta.

   Ponieważ życie nie jest tak proste, jak dyszel czy patyk po lodach, w przypadku AK380 podziało się inaczej. Nie miałem niestety przejściówki z jego symetrycznego wyjścia 2,5 mm na 4,4 mm wejście do wzmacniacza, musiałem zadowolić się połączeniem niesymetrycznym. Szkoda, może przy innej okazji.

Odnośnie mocy sprawa prosta i oczywista do przewidzenia – bezdyskusyjnie korzystny przyrost w przypadku słuchawek trudniejszych do napędzenia choć trochę od skaranie łatwych, tutaj w postaci Final D8000 Pro, HEDDphone i Sennheiser HD 800. Dynamika, szybkość, wypełnienie i zwyczajna głośność zyskały właściwą dla high-endu postać, lecz odnośnie przeobrażeń brzmieniowych towarzyszących tym zmianom podziało się inaczej niż w poprzednim przypadku. O ile przy wspieraniu Cayina mieliśmy do czynienia z opisanym powyżej odejściem od dźwięku świetnego jakościowo, ale o charakterze w części relaksacyjnym i całościowo jawnie swojskim, na rzecz wytężonego akustycznie i tym samym zmuszającego do uwagi prowokowanym niepokojem, o tyle u Astella rzecz poszła w drugą stronę.

Który do tanich nie należy.

Sam ten odtwarzacz oferuje brzmienie bliższe temu od tandemu Cayinów, czyli wzmożone akustycznie. Nie w jakiś szczególnie mocny sposób, niemniej cienką kreską uwyraźniają się kontury, podkreślająco cieniowane echami, a co przy tym istotne, najbardziej budujące charakter – dźwięk zjawia się naprężony. Struny zostają mocno naciągnięte – to brzmienie nie jest miękkie, jest sprężyste. Odnośnie tego – nawet bardzo. Tym bardziej grubo mnie zaskoczyło, że po podłączeniu wzmacniacza C9 (jak mówiłem, łączem niesymetrycznym) pojawiło się brzmienie miękkie – o cały poziom mniej naprężone i na dobitkę cieplejsze. Przez co bardziej analogowe i stwarzające na płaszczyźnie ogólnej nie samą brzmieniową podnietę, też dozę ukojenia. Nie tak dobitnie eksponujące soprany, bardziej skupione na wypełnieniu i środku pasma, odnośnie sposobu konturowania kreślenie grubszą kreską i bez cieniujących pogłosów. Wszystko to razem tworzyło odwrót od sytuacji podniety wywoływanej obcością otoczenia – tak samo jak w przypadku solo grającego odtwarzacza N8 pojawił się dźwięk świetny jakościowo, ale o charakterze swojskim.

Przenośny, ale nie kieszonkowy.

Zadziwiająca zatem układanka stylistyczna, zaskakujące zwroty akcji, rzecz nie do przewidzenia. Tym bardziej szkoda, że nie mogłem przebadać pracy AK380 z C9 po łączu symetrycznym – i nic się o tym nie da powiedzieć, w obliczu spraw tak nieprzewidywalnych.  Powiedzieć mogę jedynie, że w odniesieniu do połączeń przebadanych – zarówno tych z N8, jak tych z AK380 – nie było żadnych różnic stylistycznych powodowanych przez słuchawki. Jak swojsko grało, to z wszystkimi, jak w stylu wyobcowującej podniety – też. Przynajmniej tyle uproszczenia poza tym całkiem zasadniczym i w sumie najważniejszym – technicznym, że mianowicie przy wsparciu od wzmacniacza C9 żadne słuchawki nie będą już przenośnym źródłom straszne, żadnym nie uda się przewyższyć bateryjnego systemu wymaganiami odnośnie mocy. (Pomijając rzecz jasna RAAL, K1000 i Susvary – słuchawki do kolumnowych wzmacniaczy.) 

Podsumowanie

   Cayin C9 nie jest tani i nie jest też poręczny w sensie kieszonkowości. Wygląd i cena mówią wyraźnie: jestem do postawienia na czymś i dużo oferuję. Faktycznie, dostajemy wiele ustawień i dużą porcję mocy. Tryby A i AB, symetryczny i niesymetryczny, lampowy i tranzystorowy. Także dwa stopnie wzmocnienia i opcję wyjścia na inny wzmacniacz, w dodatku symetryczną. Przenośny w sensie bateryjności C9 może więc, i z założenia stanowi, przelotkę pomiędzy innym niż samego Cayina odtwarzaczem przenośnym, a ich stacjonarnym wzmacniaczem słuchawkowym na lampach 300B. (W przypadku firmowego odtwarzacza N8 to pośrednictwo jest zbyteczne, sam gotowy jest do łączenia.)

Poza wielością trybów i możliwością różnych połączeń dostajemy przede wszystkim długi czas podtrzymania i możliwość jego zwielokrotniania wymiennym powerbankiem. Czego natomiast zabrakło, to firmowej przejściówki z jacka 2,5 mm na jack 4,4 mm. Cayin najwyraźniej udaje, że świat sprzed 4,4 mm się skończył, nie warto zaprzątać sobie nim głowy. Tym bardziej, że od 2018 jest przenośny odtwarzacz N8, przy którym inne bledną. To wszystko nie do końca prawda, ten brak to małostkowość. Byłoby miło i pożytecznie, gdyby tej małostkowości nie było, ale skoro już jest, to nikt nie broni wykonania takiej przejściówki, poszerzenia nią użytkowego zakresu.

Do tego bagażu zagadnień dołącza fundamentalna kwestia jakości i postaci uzyskiwanego z C9 brzmienia. Odnośnie jakości, nie ma zastrzeżeń – na pewno jest bardzo dobra. Gorzej nieco z charakterystyką postaci, gdyż ta okazała się zmienna. Zaprowadziła analogowo przyjaznego i swojsko brzmiącego Cayina N8 na obszar akustycznej podniety, a jednocześnie pomieszkującego tam Astell & Kern AK380 z tego obszaru wyprowadziła. Muszę zatem powiedzieć: „– Pas”, nie wiem jaki jest ten charakter. Mógłbym napisać, że w trybie symetrycznym echowy, budujący podnietę i bardziej akustyczny; w niesymetrycznym analogowo-swojski, łatwiejszy, bardziej przyjazny – ale po jednym przykładzie z obu domen, to na taką konkluzję za mało. Coś jest na rzeczy – to na pewno – ale czy tak się dzieje zawsze, nie wiem. Na szczęście zawsze trzyma C9 jakość: czy taki styl, czy taki – wysoka jakość jest.

Jest jakość i jest użyteczność, szkoda, że tak wysoka cena. Ale to już dyktat rynkowy – komu ta cena nie odpowiada, ma do wyboru inny symetryczny wzmacniacz – także lampowy, też przenośny – tańszego ALO Audio Dual Mono.

 

W punktach

Zalety

  • Wysoka jakoś brzmienia niezależnie od trybu i wzmocnienia.
  • Nasyci tą jakością oraz brzmieniowym dynamitem każde słuchawki poza takimi, które wymagają stacjonarnych wzmacniaczy kolumnowych.
  • Możliwa różna stylistyka – od niemal wyobcowującej, po całkowicie swojską.
  • Względem odtwarzaczy przenośnych podbicie szumu tła, skutkiem większej czujności na sygnał.
  • Efektem większa detaliczność.
  • Niezależnie od obecnego w danym układzie stylu kultura i muzykalność.
  • Tryby A i AB.
  • Symetryczny i niesymetryczny.
  • Lampowy i tranzystorowy.
  • Dwa poziomy wzmocnienia.
  • Dwa wejścia i dwa wyjścia.
  • Wysokiej jakości potencjometr.
  • Wewnętrzne resorowanie.
  • Funkcja przedwzmacniacza.
  • Możliwość symetrycznego łączenia z dużym wzmacniaczem stacjonarnym.
  • Bardzo długi czas podtrzymania. (Sprawdziłem, rzeczywiście długi.)
  • Szybkie ładowanie via USB Type-C.
  • Wymienny powerbank.
  • Efektowny wygląd w oparciu o gatunkowe surowce.
  • Żadnych jaskrawych światełek.
  • Spory zasób łączówek.
  • Eleganckie opakowanie.
  • Znany producent.
  • Polska dystrybucja.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Drogi.
  • Dość duży i dość ciężki. (Trudno aby było inaczej przy tak rozbudowanej funkcjonalności.)
  • Solidnie grzeje.
  • Nie ma przejściówki symetrycznej z 2,5 mm na 4,4 mm.
  • Kanciasta obudowa i wysoka temperatura nie zachęcają do trzymania w ręce czy kieszeni.
  • Jakiś futerał na pasku tym bardziej by się przydał.
  • Trudno powiedzieć, czy jest odporny na upadek z wysokości jednego metra.

 

Dane techniczne Cayin C9:

  • Wejścia: niezbalansowane: 3,5 mm, zbalansowane: 4,4 mm
  • Wyjścia słuchawkowe: niezbalansowane: 3,5 mm, zbalansowane: 4,4mm
  • Moc wyjściowa niezbalansowane: 1200mW/16 Ohm, 80mW/300 Ohm
  • Moc wyjściowa zbalansowane: 4100mW/16 Ohm, 320mW/300 Ohm
  • Pasmo przenoszenia: 15 Hz – 60 kHz
  • Maksymalny czas działania na baterii w trybie tranzystorowym w klasie AB: wyjście niezbalansowane 15 h, zbalansowane 10h
  • Maksymalny czas działania na baterii w trybie tranzystorowym w klasie A: wyjście niezbalansowane 12 h, zbalansowane 7h
  • Maksymalny czas działania na baterii w trybie lampowym w klasie AB: wyjście niezbalansowane 9,5 h, zbalansowane 9h
  • Maksymalny czas działania na baterii w trybie lampowym w klasie A: wyjście niezbalansowane 8 h, zbalansowane 5,5h
  • Wymiary: 160 x 80 x 28 mm
  • Waga: 550g
  • Cena: 8990 PLN
Pokaż artykuł z podziałem na strony

2 komentarzy w “Recenzja: Cayin C9

  1. Szapierion pisze:

    Wzmacniacz za 9K? Od firmy, która od lat klepie to samo kiepskie oprogramowanie w swoich odtwarzaczach i nie reaguje na krytykę od użytkowników? Raczej nie.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Chiny mają wystarczająco wielki i wystarczająco zwyżkujący rynek wewnętrzny, by się nie musieć oglądać na cudze dąsy. Tak to niestety zaczyna wyglądać. Sam wzmacniacz jest w porządku, choć większy gabarytowo ale tylko nieznacznie droższy przenośny od Woo Audio brzmieniowo jest lepszy. Inne przykłady z chińskiego obszaru przemysłowego są równocześnie dowodem umiejętności robienia rzeczy konkurencyjnych cenowo. Bardzo nawet. Nie ma co jednak na Cayinie wieszać psów – ich odtwarzacz przenośny jest naprawdę dobry, a wcale nie droższy od podobnych konkurencyjnych. Na dniach będzie recenzja.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy