Recenzja: Cayin C9

Budowa

Czarne pudełko.

   Wielkość już oszacowałem, dokładnie to 160 x 80 x 28 mm przy wadze 550 g. Waży ten nasz przenośny w takim razie dość sporo i trochę miejsca zajmuje – tymi parametrami z konkurencją na poręczność nie wygra, nie ona jego atutem. Tym bardziej że, jak wspominałem, obudowa ma postać kanciastą, czyli trzymanie trochę gniecie, a iFi Diablo ma krągłości i jest o wiele lżejszy. W dodatku ma przetwornik i też tańszy jest o połowę, mimo tej samej wielkości, o co nie jest specjalnie trudno, jako że za Cayina C9 żądają 8990 PLN. To wyraźnie więcej niż nawet za ALO Audio Continental Dual Mono (6500 PLN), zatem i ceną i powierzchownością narzuca sobie chiński producent u wzmacniacza C9 konieczność konkurowania szczególnie dobrym wyposażeniem, nadzwyczajnymi parametrami i szczytową jakością dźwięku – w innym razie pozycja stracona.

Dokończmy o powierzchowności. Aluminiowy prostopadłościan jest czarny, płaskawy i elegancko wykończony. Anodyzowaną czerń obudowy narusza biały napis Cayin oraz dwie wydłużone łezki okienek nad lampami. Także złocenie potencjometru – obwiedni jego odsłoniętego na całą szerokość pokrętła od strony wierzchniej, dla możliwości obsługi bez wystawania do przodu. Od frontu i od tyłu także naruszające spójność czerni nieco jaśniejsze ozdobne wstawki; panel tylny w oprawie takiej wstawki to gniazdo ładujące USB Type-C i cztery odnośne diody poziomu naładowania. Luzując śrubki na bocznych ściankach (śrubokręcik w komplecie), możemy wyjąć wymienny powerbank, złożony z czterech szybkoładowalnych baterii litowych Sony VTC6 18650 (po 3000 mAh każda). Moc w trybie symetrycznym dla słuchawek szesnastoomowych może przy takim wsparciu wynieść aż 4,1 W, a w maksymalnie oszczędnościowym trybie AB bez balansu podtrzymanie trwa aż 15 godzin.

Czarna zawartość.

Zdecydowanie najwięcej dzieje się z przodu, gdzie na obszarze drugiej wstawki oprócz potencjometru i włącznika rozświecającego się białą diodą (łagodnie), mamy do czynienia z czterema przełącznikami i czterema gniazdami. Dwa z lewej to wejściowe jacki na 3,5 mm (niesymetryczny) i 4,4 mm (symetryczny); dwa z prawej (identycznego typu) to wyjścia dla słuchawek. Nad każdym gniazdem po suwakowym przełączniku – idąc od lewej z podpisami „Line/Pre”, „Gain High/Low”, „Timbre Solid State/Tube” i „Classe A/AB”. (Odnoszą się oczywiście każdy do wszystkich gniazd, a nie jedynie tych pod sobą.)

We wnętrzu pełne zbalansowanie, architektura dual mono. Do tego jeszcze zdublowana; mamy wybór trybu lampowy/tranzystorowy też w odniesieniu do gniazda symetrycznego 4,4 mm, a nie, jak w odtwarzaczu N8, realizację symetryczności jedynie w oparciu o tranzystory.

Tranzystorowa opcja symetryczna to cztery tranzystory unipolarne N-JFET Toshiba 2SK209, każdy wspierany kondensatorem WIMA. Alternatywa lampowa to dwie triody KORG Nutube 6P1.

Kontrolę siły głosu powierzono czterokanałowemu potencjometrowi Alpsa, a cały podwojony układ elektroniczny – lampowy i tranzystorowy – jest chroniony przed wibracjami wewnętrznym resorowaniem. Do czego dołączają od strony użytkowej stojące za regulatorami na panelu przednim dwa poziomy wzmocnienia, w oparciu o autorski obwód napięciowy oraz wybór pomiędzy trybami pracy A (jakościowy i prądożerny) i AB (skromniejszy i oszczędnościowy).

I kolorowe dodatki.

Urządzenie otrzymujemy w pudełku z grubej tektury wykończonej czarną satyną. Sam wzmacniacz leży na pokrytej welurem tacce, a by nabywcy urozmaicić życie czymś więcej niż muzyką i opróżnieniem portfela, ta spodnia z oprzyrządowaniem nie znajduje się tak zwyczajnie pod spodem, tylko trzeba odchylić bok pudełka i wysunąć ją jak szufladę. Tam instrukcja obsługi, wspomniany śrubokręcik, dwie złączki do podpinania źródeł dźwięku i kabel USB oraz kapsułka z zapasowymi śrubkami na wypadek zgubienia.

Z technicznych danych, poza czasami pracy dla poszczególnych trybów i osiągami mocy przy różnych ustawieniach, podają tylko pasmo przenoszenia, które ma zakres 15 Hz – 60 kHz. Nie ma oszacowania poziomu zniekształceń (THD) dla poszczególnych trybów ani pomiaru S/N. O cenie już mówiłem, ją albowiem podają – przypomnę, że to 8990 PLN.

 

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: Cayin C9

  1. Szapierion pisze:

    Wzmacniacz za 9K? Od firmy, która od lat klepie to samo kiepskie oprogramowanie w swoich odtwarzaczach i nie reaguje na krytykę od użytkowników? Raczej nie.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Chiny mają wystarczająco wielki i wystarczająco zwyżkujący rynek wewnętrzny, by się nie musieć oglądać na cudze dąsy. Tak to niestety zaczyna wyglądać. Sam wzmacniacz jest w porządku, choć większy gabarytowo ale tylko nieznacznie droższy przenośny od Woo Audio brzmieniowo jest lepszy. Inne przykłady z chińskiego obszaru przemysłowego są równocześnie dowodem umiejętności robienia rzeczy konkurencyjnych cenowo. Bardzo nawet. Nie ma co jednak na Cayinie wieszać psów – ich odtwarzacz przenośny jest naprawdę dobry, a wcale nie droższy od podobnych konkurencyjnych. Na dniach będzie recenzja.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy