Recenzja: Burson Timekeeper

 Odsłuch cd.

Burson_Timekeeper_018_HiFi Philosophy

I choć czasem potrafi się odrobinę zająknąć w okolicach średnich rejestrów…

   O systemie opartym na Timekeeperze i Conductorze trzeba jeszcze dopowiedzieć rzeczy parę. Przede wszystkim to, że bardzo ładnie pokazywał dalsze plany. To nie był jak u Zet przede wszystkim zjawiskowy plan pierwszy z jakimiś mniej istotnymi dodatkami na zapleczu, tylko całościowa kompozycja, do której bardzo istotny wkład wnosiły rzeczy drugoplanowe, budując wrażenie pogłębienia i nakładania się planów, co oczywiście musiało dawać spektakularne efekty. Ilekroć sięgałem po muzykę nie budowaną głównie w oparciu o plan pierwszy, tylekroć satysfakcja okazywała się większa, czy może raczej należałoby powiedzieć, dodatkowa. Obraz orkiestry symfonicznej, fortepianowego koncertu czy elektronicznych majaków był każdorazowo wzbogacany o efekt pogłębienia, bardzo naprawdę spektakularny. Ale gdy padło już słowo fortepian, muszę niestety nawiązać do sprawy mniej pozytywnej. Te fortepiany występujące tutaj nie miały całkowicie wyklarowanej dźwięczności i femtosekundowej precyzji, zdolnej rysować klawisze i młoteczki. Ich obraz był nieco uproszczony i przytłumiony względem tego co potrafią systemy z najwyższej półki, ale za coś przecież w ich przypadku się płaci i okazuje się, że między innymi właśnie za to.

Na kanwie fortepianu i ogólnie na kanwie wysokich dźwięków trzeba zauważyć, że opisywany system stosował pewien trik, nie wiem czy zamierzony, ale niewątpliwie dosyć udany. Niezależnie od zauważalnych niedostatków dźwięczności potrafił produkować tony bardzo wysokie, a przy tym całkiem przestrzenne i emanujące, tak więc nie nastręczające problemów, a wręcz przeciwnie, wnoszące niemały udział do całościowego sukcesu. Lecz jednocześnie przejście pomiędzy tymi wysokimi a średnicą nie było płynne, a sama średnica lekko obniżona.

Burson_Timekeeper_017_HiFi Philosophy

…to jednak całościowo była to bardzo satysfakcjonująca wypowiedź na temat muzykalności.

Taka średnica jest wprawdzie przyjemna i na pewno lepsza od podwyższonej, ale perfekcja niewątpliwie jeszcze jest lepsza. Samotna, ładnie eksponująca się góra ponad lekko obniżoną, bogatą i nasyconą średnicą, postawioną na mocnym ale nie narzucającym się zbytnio i niczego nie przysłaniającym basie, jest z pewnością dobrą receptą na skłaniające do słuchania granie za umiarkowane pieniądze, ale należy do obowiązków recenzenta wytykać wszelkie słabości, a więc niniejszym to czynię.

Szczególnie dobrze pośród tego wypadły jak wspominałem wokale, należycie realistyczne i dostatecznie zróżnicowane, przy czym słowo dostatecznie nie oznacza tu wyciągania słabeuszy na siłę ze stanu niedostateczności, tylko całkiem udaną obronę od strony prymusów, atakujących tą swoją femtosekundową precyzją i innymi przysmakami. Pomimo zmasowanego ataku Zet i Raidho potrafiły Bursony wespół ze Spendorami grać bardzo zachęcająco, nie pozwalając się stłamsić. Do tego stopnia, że wzbudziły niekłamany początkowy entuzjazm, zredukowany wprawdzie nieco stopniowym diagnozowaniem niedociągnięć, ale w odbiorze holistycznym, kiedy nie przyglądamy się analitycznie dźwiękom tylko pozwalamy ponieść muzyce, jak najbardziej wciągający i bezpośrednio oddziałujący. Wokale były jak najbardziej realne, umiejące zarówno być subtelnymi jak i dramatycznymi, pozbawione też nachalności i bardzo dalekie od ujednolicania w jakiejś ogólnie obowiązującej manierze. W wydaniu rockowym dobrze wyodrębniały się z całościowego tumultu, który to tumult taktował skądinąd bardzo rytmicznie, bardzo był szybki i prężny, a także poparty solidnym basem. Sola gitarowe i ogólnie muzyka gitarowa znacznie lepiej wypadły od fortepianu i w sumie do wszystkiego poza fortepianem nie miałem większych zastrzeżeń, bo nawet dzwonki dobrze wypadły, a podobnie muzyka dawna, organowa, jazz czy akustyczna. Saksofon był całkiem udany, chociaż nie rysował się tak wyraźnie jak u najlepszych i nie miał takiego podmuchu.

Burson_Timekeeper_006_HiFi Philosophy

Jedno pytanie pozostanie bez odpowiedzi – jakby to zabrzmiało w trybie mono, po złączach XLR?

W sumie jak za te pieniądze system grał na pewno lepiej niż gorzej, imponując zwłaszcza brakiem niedociągnięć względem wzmacniaczy i przedwzmacniaczy lampowych. Szczególną na to zwracałem uwagę, bo sam używam takiego, i nie działo się pod tym względem nic niepokojącego.  Całościowa muzyczna magia w tym stricte tranzystorowym torze bez jednej choćby lampy była jak najbardziej odczuwalna, a poszczególne dźwięki budowały się naprawdę znakomicie, nie dając powodów do narzekań. Ani śladu tandety i upraszczania, a że nie grało to jak tacy za sto tysięcy, to trudno mieć pretensje, bo wszyscy wszak jesteśmy dorośli i wiemy na jakim żyjemy świecie.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: Burson Timekeeper

  1. Marecki pisze:

    I co tam dalej w trawie piszczy?
    Może warto by było jakąś zapowiedź sporządzić, bo ostatnio staneło na kwietniu.
    Chyba że zmieniła się formuła?
    Choć wiadomo, że z tymi zapowiedziami to różnie bywa, bo obiecanki cacanki, a recenzentowi i czytającym radość! : D
    Ale w każdym bądź razie coś napomknąć można : )

  2. hifiphilosophy pisze:

    Nie chce mi się za bardzo robić tych zapowiedzi, bo z jednej strony nie wszystko się potem realizuje i są pretensje, a z drugiej jest ostatnio sporo „niespodzianek”, to znaczy sprzętów, których dystrybutorzy nie chcą widzieć w zapowiedziach, bo nie są pewni czy na pewno je otrzymają, albo chcą żeby to był grom z jasnego nieba.

    W tej chwili piszę recenzję DAC-ka Phasemation, a potem będzie chyba recenzja wzmacniacza słuchawkowego Divaldi.

  3. Marecki pisze:

    No tak, to całkiem zrozumiałe.
    Będe w takim razie dopytywał co jakiś czas : )

  4. Piotr Ryka pisze:

    W sumie to racja żeby takie zapowiedzi, chociaż orientacyjne, się ukazywały, ale ostatnio namnożyło się tych niespodzianek i nieco się sprawy skomplikowały. Cały czas wskakują niespodziewane tematy, a inne, już obiecane, nie dochodzą do skutku. Polityka się z tego recenzowania zrobiła.

  5. Piotr Ryka pisze:

    Nie ma jeszcze działu nowości, chociaż ma być. Tak więc na razie tutaj ostra nowość od Sony

    http://www.sony.pl/electronics/sluchawki-palak-na-glowe/mdr-z7

  6. Marecki pisze:

    Dobry pomysł z tymi nowościami.
    Te Sonacze są już w Polsce?
    Osiemdziesięcio milimetrowe przetworniki są chyba największe wśród „dynamitów”, albo w ogóle największe?
    Planary od Oppo miały 70 mm. z tego co pamiętam.
    Ciekawe co potrafią!
    Zobaczymy na ile się zbliżą do swojego legendarnego produktu, ale najważniejsze jest to, że idą w dobrym, trochę zapomnianym przez siebie, słuchawkowym kierunku!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Kontaktowałem się z dystrybutorem i słuchawek jeszcze u nas nie ma. Rzeczywiście przetwornik mają największy ze wszystkich.

      Drugą ciekawostką jest to, że Sony zrobiło wysokiej klasy przenośny słuchawkowy wzmacniacz.
      http://www.sony.com.sg/product/pha-3

  7. Marecki pisze:

    No to w takim razie trza obadać komplet! : ) Wzmacniaczyk ciekawy

    1. Piotr Ryka pisze:

      Taki mam zamiar, tylko najpierw muszą przyjechać, a jeszcze nie wiadomo kiedy to będzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy