Recenzja: Beyerdynamic AMIRON HOME

Beyerdynamic Amiron Home HiFi Philosophy 002   Nazwa w tym wypadku wiele tłumaczy. Amiron, od łacińskiego admirandus, oznacza „godny podziwu”, „niezwykły”, a angielskie home odsyła w miejsce dla tego doznawania niezwykłości i podziwiania odpowiednie. Dochodzi do tego Beyerdynamic, czołowy producent; a jak on, to i zapewne technologia Tesla przetworników. Faktycznie, przetworniki Tesla znajdziemy w słuchawkach, które zgodnie z nazwą są do domu a nie na ulicę, zgodnie z ceną i marką okazują się następcą popularnego modelu Beyerdynamic T90, a zgodnie z imieniem podziwu mają być godne. Pytanie, czy także zgodnie z brzmieniem, ale nad tym jeszcze przyjdzie pora podumać.

Co się w tym wszystkim najbardziej wydaje znaczące, to fakt, że zaczyna się rysować wyraźny podział formalny na słuchawki domowe, uliczne i uniwersalne, jako oczywiste następstwo używania ich wszędzie. Dowodem niech będzie, iż w takim na przykład Krakowie nie wyjdziesz na spacer bez napotkania kogoś w słuchawkach. Kiedyś nie dało się przejść kilkuset metrów bez zobaczenia kogoś z papierosem, a teraz nie da się bez zobaczenia ze słuchawkami, co sugerowałoby pewne pokrewieństwo nikotyny z muzyką, lecz jako od zawsze niepalący nic więcej w tej sprawie do powiedzenia nie mam. Co ciekawe, moda na uliczne słuchanie w równym stopniu zdaje się dotyczyć obojga płci, tak samo jak nikotyna.

Inna sprawa znacząca, taka zdecydowanie węższa, to pojawienie się drugiej generacji słuchawek klasy Tesla. Najpierw flagowego modelu T1 V2, a teraz oczko niższego Amiron Home i profesjonylnych DT-1990. We wszystkich trzech przypadkach jest jednak mowa nie o jakichś istotnych modyfikacjach samego przetwornika, choć wspomina się o jego modernizacji, tylko o lepszej komorze akustycznej, mającej wygaszać do zera (?!) rezonanse i bardzo skutecznie redukować wewnętrzne odbicia. Tym samym mniej w dźwięku pojawiać się ma zniekształceń, a przez to on sam stać piękniejszy. I jeszcze jedno dostajemy istotne na poczet modyfikacji – odpinany kabel. Tak, żeby można było podmieniać dostarczony ze słuchawkami niesymetryczny kupowanym oddzielnie symetrycznym, oczywiście tym od samego Beyerdynamica, bo inaczej on nie chce – i w ogóle, po co innym? Tym też obiecuję się zająć, a tymczasem przejdźmy do rozdziału o sprawach technicznych, by mowa o nich znalazła się w jednym miejscu.

Technologia, wygoda, wygląd

W wysypie nowości nie mogło zabraknąć nowinki od najstarszej firmy słuchawkowej na świecie, oto: Beyerdynamic Amiron Home.

W wysypie nowości nie mogło zabraknąć nowinki od najstarszej firmy słuchawkowej: Beyerdynamic AMIRON HOME.

   Słuchawki od swych poprzedników i obecnych flagowych mają inny pokrój. Wytwórca zrezygnował z zaokrąglonych, srebrzystych pokryw rodem z dawniejszego (wciąż produkowanego) modelu flagowego DT-990, przeniesionych później między innymi na T1 i T90, decydując się na przywrócenie wzorca znanego z jeszcze starszych i też wciąż produkowanych, profesjonalnych DT-990 PRO. Kosz za przetwornikiem ma w tej sytuacji płaskie denko, a jego obwiednię wyprowadzono nie poprzez zaokrąglenie tylko pod kątem, co sprawia wrażenie, jakby muszla była większa, chociaż to tylko złudzenie. Obwód jest identyczny i także przebiega w idealne koło, zwieńczone czarnym, materiałowym padem, jednakże nie welurowym tylko z alcantary, będącej tworzywem na bazie mikrofibry. Podobnym wizualnie, lecz bardziej gęstym i lepiej tłumiącym odbicia. Obejmę muszli pozostawiono identyczną jak u T90 (spłaszczony chwytak aluminiowy), podczas gdy sam pałąk jest miękko otulony i obszyty po obu stronach gęsto tkanym materiałem. Względem stanowiącego wizualny pierwowzór modelu DT-990 PRO najbardziej rzuca się w oczy zmiana pokrywy zewnętrznej, a w sensie technicznym najważniejsze jest użycie przetwornika Tesla oraz wewnętrzne wykończenie, zoptymalizowane pod kątem gaszenia rezonansów, nadawania brzmieniowej otwartości oraz lepszej ekspozycji średniego zakresu. Rzecz ważna, za otwartością stoi tu faktyczna otwartość, bowiem słuchawki nie są, jak większość Beyerdynamiców, półotwarte, a całkowicie otwarte.

Poza nawracającym do przeszłości kształtem komory akustycznej istotną odmiennością względem T1 i T90 jest umieszczenie lekko zmodyfikowanego przetwornika Tesla 1.5 dawnym stylem, czyli płasko nad uchem, a nie z przesunięciem ku części twarzowej i pochyleniem pod kątem, tak by słuchacz odnosił wrażenie, że dźwięk napływa od przodu a nie z boku. Powrót ten skutkuje złagodzeniem dźwięku, co łatwo sprawdzić zakładając T1 tyłem do przodu. I w ogóle ma być łagodnie, przestrzennie oraz jak najprzyjemniej, co nasuwa podejrzenie, iż wiceflagowe Beyerdynamic wzorowano w jakiejś mierze na flagowym modelu Sennheisera.

Konstrukcyjnie słuchawki zachowały podstawowe rozwiązania przez lata kultywowane u niemieckiego producenta.

Konstrukcyjnie słuchawki zachowały podstawowe rozwiązania, przez lata kultywowane u niemieckiego producenta.

Słuchawki dostajemy w sztywnym pokrowcu materiałowym na zamek i z trzymetrowym kablem zakończonym małym jackiem, plus nakręcana przejściówka na duży. Kabel jest odpinany za pośrednictwem jacków identycznych jak w T1 i też doprowadzony do obu muszli, natomiast fizycznie nieco inny. Z tym samym sposobem podpięcia, ale nieznacznie cieńszy, bo w samej kewlarowej osłonie bez materiałowego oplotu. Okazuje się lekki i elastyczny, brak natomiast w komplecie krótszego dla sprzętu przenośnego. To oczywiste następstwo przydomka „Home”, sugerującego, że słuchawki nie są na ulicę, co dodatkowo podkreśla niemała impedancja, wynosząca 250 Ω. Bardzo rzadko teraz spotykana, ale dla Beyerdynamica charakterystyczna, jako że firma wiele modeli proponowała w trzech wariantach impedancji, między innymi w tej, traktowanej jako pośrednia.

Ze spraw czysto technicznych mamy pasmo, obejmuje pokaźne 5 Hz – 40 kHz (tak by spełnić kryteria nowego standardu Hi-Res), o impedancji już wspominałem, a zniekształcenia są z kolei bardzo niewielkie, poniżej 0,05%. Waży to wszystko średnio, bo 340 g, a także średnio kosztuje, konkretnie 2400 PLN. Oznacza to przyrost 100 euro względem poprzednika T90, a także – o dziwo – jest to więcej niż u najgroźniejszego konkurenta, Sennheiser HD 700. O dziwo, ponieważ dotąd Beyerdynamic z reguły kontrował rodzimą konkurencję niższą ceną, a teraz sytuacja się odwróciła.

Rzucając okiem na powierzchowność odnosimy wrażenie konserwatyzmu. Słuchawki nie oferują niczego awangardowego ani innowacyjnego; stylistyka jest stricte zachowawcza. Sprawiają wrażenie łagodnych zarówno wzorniczo jak i kolorystycznie, z prostotą formą na bazie koła i w modnych teraz popielach, satynowych czerniach i matowych srebrzeniach. Nie wyglądają na drogie i nie rzucają się w oczy, tak jakby zaprojektowali je ludzie od Ikei czy innej wykładni skandynawskiego designu. Lecz cóż – popiel jest teraz najmodniejszy, a skromność także jest w modzie, i przynajmniej na razie ekstrawagancja, a z nią papuzie kolory, poszył generalnie w odstawkę. Odnośnie natomiast wygody, to jest niezła, ale mnie przynajmniej poprzednie T90 lepiej leżały na głowie.

Odsłuch

Nowa jest natomiast nowa, półotwarta maskownica, dumnie przypieczentowana markowym emblematem.

Nowa jest natomiast maskownica nausznic, dumnie przypieczętowana markowym emblematem.

   Sennheiserami HD 700 nie dysponuję, ani poprzednikiem T90, mam natomiast innego groźnego konkurenta, niejednokrotnie na tych łamach chwalone AudioQuest NightHawk. Dokładnie tyle samo kosztujące i też świeżej, zeszłorocznej zaledwie daty, tak więc do porównania oczywiste, nawet niezbędne. Podobnie jak flagowe T1, aby można było ocenić, za co się płaci niemalże dwakroć więcej i czy to się kalkuluje. I jeszcze jedna rzecz do zbadania – kabel oryginalny kontra Tonalium Audio, skoro ten posiadany od T1 będzie pasował.

Kabel vs kabel

Zacznijmy może od kabli, aby móc się przekonać, co ewentualnie da się uzyskać inwestując w droższe okablowanie. Przyjmuję zarazem do wiadomości uwagi o promowaniu Tonalium, ale ich kabel jest moim zdaniem tak dobry, że zaprzepaszczenie go w sensie oferty rynkowej byłoby czymś niedorzecznym i wielką naprawdę stratą.

Kabel oryginalny Beyerdynamica, mimo iż na oko skromniutki, nie jest jakiś ułomny tylko zupełnie znośny. Spokojnie można od niego zacząć, ponieważ jest właśnie spokojny. Nie wyrywa się z dynamiką ani szczegółowością, tylko przepuszcza przez siebie muzykę w łagodnej, spokojnej formie. Nie szczypie i nie gryzie, podświetlenie ma jasne, pastelowe, a melodyjność poprawną. Nie będę się nad nim rozwodził, bo recenzujemy nie jego a całe słuchawki, natomiast trzeba wskazać, co zyskujemy po przejściu na Tonalium. Zyskujemy już na dzień dobry granie głośniejsze przy tym samym ustawieniu głośności, zdecydowanie bardziej też szczegółowe, co słychać będzie od razu już w samym szumie tła. A także – i nawet przede wszystkim – głębsze, bardziej masywne, bardziej nasycone muzyczną treścią i nieco bardziej wilgotne brzmienie. Z użyciem światłocienia i ogólnym przyrostem bogactwa formy, a zatem bardziej plastyczne i bardziej nasze zmysły sycące. Owo ogólne wzbogacenie najbardziej rzuca się w uszy, a wraz z nim przychodzi świadomość, że pasmo uległo rozszerzeniu, tak więc soprany idą wyżej i jest ich całościowo więcej, podobnie jak niżej schodzącego basu. Jednakże – co chciałbym mocno podkreślić – już z kablem oryginalnym nie brakuje sopranów, ani tym bardziej basu. Nie są specjalnie eksponowane, ale wyraźnie słyszalne i dobrze siedzące w paśmie. Nie ma przy tym zachwiania proporcji bas-sopran ani żadnych wad co do brzmienia, tak więc słucha się bardzo przyjemnie i ogólnie relaksująco.

Przy komputerze

Wszelka ergonomia słuchawek jest dobrze znana z poprzednich produktów beyerdynamica.

Ergonomia jest dobrze znana z poprzednich produktów Beyerdynamica.

Puściłem w ruch PC z Ayon Sigma i Phasemation, czyli wielokrotnie już używany zestaw. Jak zwykle spięty symetrycznym Tellurium Q Black DIamond i z odpowiednio wyskalowaną impedancją – odpowiednio w wypadku Amiron i T1 wysoką. Tak nawiasem słuchawki o wysokiej impedancji prawie nie reagują na zmiany ustawienia, natomiast te o niskiej są bardzo na nie wrażliwe.

Beyerdynamic Amiron Home vs AudioQuest NightHawk

Jedne i drugie nauszniki charakteryzują się prezentacją kładącą nacisk na melodyjność. Płynne przejścia, brak sopranowej agresji, a jednocześnie brzmienie wyraźne i szczegółowe, ale bez żadnych chwytów mogących to akcentować. Taki chwyt właściwie jest jeden – przez podkręcanie sopranów. Tego ani w Amiron, ani w NightHawk nie ma, podobnie jak nie ma uciekania do chwytu z przejrzystym na wskroś, de facto nieobecnym w przekazie medium. Medium u obu pozostaje czynnikiem stwórczym, ale u NightHawk bardziej. Daje nieznaczne przyciemnienie albo zszarzenie obrazu, podczas gdy u Amiron pracuje raczej jak mleczne światło, powodujące że otoczenie muzyki, pomimo iż jaśniejsze, także jest odczuwane. W jednym i drugim przypadku nie pociąga to zmiany odbioru na „przymglony” czy jakkolwiek inaczej nie dosyć transparentny, a jedynie daje poczucie, że muzykę zanurzono w niezerowym ośrodku. To jednocześnie daje wrażenie przyrostu masywności i cielesności aktorów, mające własny walor. W przypadku NightHawk jest to silniejsze, a u Amiron też obecne, ale mniej odczuwane. Brzmienia okazały się jednak całościowo zbliżone, a jedyna mocniej niż słabo odczuwana różnica, to nieznacznie mocniejszy akcent kładziony przez Amiron na sopran, a przez NightHawk na bas. NightHawk miały też więcej pogłosu i śladowo gładsze te swoje mniej akcentowane soprany, ale ogólnie biorąc podobieństwa górowały nad różnicami. NightHawk bardziej poza tym dopieszczały obłości, grały cokolwiek ciemniej i patrzyły w kierunku basu, który miał u nich niższe zejście i większą, jak mówiłem, masywność, podczas gdy Amiron nieznacznie podkręcały atmosferę sopranami, budując dzięki nim bardziej tajemnicze obrazy w muzyce elektronicznej. Przy jaśniejszym nieco oświetleniu i odrobinę mniejszej gładkości podobnie były relaksujące, całościowo spokojne, pozbawione szaleństwa i agresji.

Okablowanie Amiron Home w porównaniu do droższego zamiennika zasługuje jedynie na wspomnienie, że jest.

Okablowanie Amiron Home wygląda skromnie, ale jest przyzwoite.

Cóż więcej? U Amiron drugi plan bardziej był z tyłu, podczas gdy NightHawk bardziej scalały go z pierwszym. Sceny jednak u obu były zbliżonej wielkości, a wraz z tym te same odległości od wykonawców. Na plus NightHawk przemawiała większa różnorodność brzmieniowa, a na plus Beyerdynamic to nieznaczne, ale ożywcze i wyraźnie słyszalne, podkręcenie sopranów, mogące zabijać nudę mdło grających systemów. W związku z tym pozwolę sobie ostrożnie wyrazić przypuszczenie, że NightHawk lepiej będą pasować do lepszych jakościowo torów, podczas gdy Amiron prędzej umilą słabsze technicznie granie. No chyba, że ktoś kategorycznie stawia na bas, bo ten w amerykańskich nausznikach zdecydowanie był potężniejszy.

 

Beyerdynamic Amiron Home vs Beyerdynamic T1 V2

Pora na przymiarkę względem modelu flagowego, mogącą dać odpowiedź, czy warto aż tyle dopłacać? Nie będę trzymał czytelników w niepewności ani przez jedną linijkę i od razu oświadczę, że słuchawki flagowe są lepsze. To zresztą twarda reguła, od której odstępstw audiofile, niezrażeni mnogimi porażkami, wytrwale poszukują, usilnie z jakiegoś powodu wierząc (najpewniej motywowani ekonomią), że producenci na tyle są głupi, iż nie potrafią odróżnić słuchawek lepszych od gorszych, a nawet zdarza im się brać któreś gorsze za lepsze. Osobiście nie zetknąłem się z taką sytuacją poza jednym jedynym wyjątkiem, kiedy to w pewnych okolicznościach dawne flagowe Stax SR-007 podobały mi się bardziej od nowych, zaklasyfikowanych jako wyższe jakościowo, SR-009. Nie było przy tym wątpliwości, iż te nowe są bardziej przejrzyste i szczegółowe, miały jednak pewne niedostatki muzykalności i mniejszą wyraźnie scenę o słabszej holografii, co czasami dość mocno obracało się przeciw nim. Reguła jednak jest taka, że model flagowy góruje nad wiceflagowym i tym razem też nie było od tego wyjątku.

A co do zaoferowania brzmieniowo ma następca bardzo popularnych T90?

A co do zaoferowania brzmieniowo ma następca bardzo popularnych T90?

Skąd przewaga T1? Z jakości obrazowania. Flagowe Beyerdynamic nie stawiają na łagodność a na wyraźność, przestrzenność i precyzję. Ich medium nie jest mleczne ani choć trochę szare, tylko krystalicznie przejrzyste. Zarazem operują wyraźnie żywszą przestrzenią, której odbiór potęgowany jest w trzy wymiary przechodzącym pogłosem. Jest zatem czyściej, a poprzez to (przynajmniej w pierwszym odruchu) prawdziwiej; a jeszcze bardziej prawdziwie poprzez to, że dźwiękowy rysunek i lokalizacja źródeł okazują się staranniejsze. Amiron upraszczają grafik sceny i w porównaniu nieco zacierają kontury, a więc mniej starannie rozstawiają wykonawców i mniej dokładnie ich przedstawiają. Przejście na model T1, to coś jakby założyć okulary dokładniejsze o przynajmniej pół dioptrii, lub lepiej o ćwierć chociaż obrotu dopasować ostrość w lornetce. Nieznacznie, a jednak znacznie. Trochę, a jednak dużo. Nie miały przy tym Amiron możności przeciwstawienia się tej przewadze lepszym wypełnieniem i większą mocą basu, które pozostawały u nich na zbliżonym poziomie. Grając podobnie do T1, to znaczy bardziej patrząc w górę, nie dysponowały taką szczegółowością, ostrością rysunku, ożywionym w tym stopniu medium i takim porządkiem sceny. Ani także owym chwytem z zamianą pogłosu na trzy przestrzenne wymiary i powiększanie przestrzeni. Z tego, co wcześniej napisałem o transparencji medium, powinno przecież wynikać, że to mniej transparentne u Amiron winno skutkować uprzyjemniającą słuchanie addycją masy. Niestety, przy komputerze nic z tych rzeczy. Prawdą jest, że Beyerdynamic T1 nie mogą się poszczycić masywnością miary NightHawk, czy nawet własnej wersji zamkniętej sygnowanej przez McIntosha, niemniej ta ich wyrazistość obrazowania w połączeniu z dobrej jakości, wzmacnianym przez pół tylko otwartą konstrukcję basem, skutkuje wrażeniem masy w dźwiękach nie gorszym niż u Amiron przy całościowo dużo lepszej, bardziej efektownej jakości. Grają tak, jakbyś wywietrzył salę z papierosowego dymu i włożył okulary, których do patrzenia w dal potrzebujesz. Staje się czyściej, transparentniej i wyjątkowo przestrzennie, a jednocześnie wystarczająco masywnie. Pogłos, od którego ta przestrzenność się bierze, jest wprawdzie wyjątkowo mocny, ale tak specyficzny, że w pierwszym rzucie nie kojarzysz go wcale z pogłosem, tylko z trójwymiarowością i holografią. Dopiero z czasem, podczas dokładnego badania, uświadamiasz sobie pomału, że to chwyt, tak naprawdę świetna sztuczka z wykorzystaniem echa, zawsze przecież wykorzystywanego do obrazowania przestrzeni, choć zwykle nie w takim stopniu i nie aż tak udanie.

Mnóstwo muzykalnych uniesień, co w wielu przypadkach jest wielką zaletą, lecz wyraźnie dystansuje je od chociażby topowej konstrukcji swojego producenta..

Amiron to wybitna melodyjnoś, T1 to dokładniejsze obrazowanie.

Zbierając to wszystko w całość można podsumowując zauważyć, że w dziale technicznym firmy Beyerdynamic zapanowała najwyraźniej moda na rugowanie pogłosu i łagodzenie przekazu. Mieliśmy tego dowód przy przechodzeniu z modelu T1 V1 na T1 V2, a teraz mamy jeszcze wyraźniejszy przy przejściu z T90 na Amiron. Ktoś tam najwyraźniej woli łagodne, nieprzetworzone formy obrazowania, być może szef laboratorium kobieta?

 

 

 

Odsłuch cd.: Z ASL Twin-Head

Beyerdynamic Amiron Home to specyficzna słuchawka, która stawia na przyjemność i emocje.

Beyerdynamic Amiron Home to inny, nowy styl.

   Dość jednak zabawy w Sherlocka Holmesa i studiowania poszlak z rzucaniem podejrzeń. Faktem jest, że Amiron Home są brzmieniowo łagodnie i dosyć przestrzennie grające, a robią to w tradycyjny sposób, bliski stylowi też otwartych DT 880. Lecz coś innego niż łagodność i owo podobieństwo wysunęło się na plan pierwszy podczas słuchania z referencyjnym wzmacniaczem. To coś można opisać słowem „normalność”. Bo niby łagodność (możliwa także do częściowego utożsamiania z neutralnością) jest normalności pokrewna, niemniej oznacza cofnięcie w pewnych warunkach też naturalnej agresji i aż przesadne panowanie nad sobą. Tego tu zaś nie było, natomiast pojawiało się silne wrażenie normalności. Nie wycofania, nie nadmiernej kontroli, tylko dobrze utrafiona, bardzo przyjemna normalność.

Wzięta wprost z życia, bez jakichkolwiek udziwnień – kombinowania z sopranami, albo wzmacniania pogłosu i używania go do tworzenia szczególnych wrażeń przestrzennych. Także bez epatowania basem, przesadnego akcentowania szczegółów, lub przeciwnie, całego nacisku kładzionego na samą muzykalność. Dźwięk w Amiron Home brzmiał normalnie, zwyczajnie, po prostu. Lecz nie był jednocześnie uproszczony, mizerny, zredukowany technicznym ograniczeniem. On po prostu normalny jest z założenia i przy zachowaniu wysokich standardów.

Nie wiem, czy dotyczy to też wersji pierwszej, ale na pewno posiadacze wprowadzonej w zeszłym roku poprawionej wersji Beyerdynamic T1 – jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało – są w pewnym sensie jednocześnie posiadaczami modelu Amiron. Wystarczy te nowe T1 założyć tył do przodu i grać będzie analogicznie. Z nieznacznymi wprawdzie zniekształceniami i trzeba na kablu przemienić kanały, ale to jest niemalże ten sam dźwięk, zdumiewające podobieństwo. A w takim razie bierze się przede wszystkim z innego ustawienia membrany, a nie jakiegoś specjalnego wygłuszania komór i modyfikacji przetwornika. Wobec tego zachodzi pytanie: czy Beyerdynamic po to ustawił pod kątem przetworniki we flagowych T1, by potem je wyprostować w wiceflagowych Amiron? A jeśli tak, to po co? I o co, do diabła, w tym chodzi?

Odpowiedź nie może być jednozdaniowa. Przede wszystkim z Twin-Head nie uległo unieważnieniu to, co napisałem poprzednio o T1, to znaczy odznaczały się większym wyrafinowaniem. Grały czyściej, przejrzyściej, bardziej szczegółowo, misternie, z większym także, i to zdecydowanie, naciskiem na ambience. Co do samej jakości różnica nie była zasadnicza, ale odnośnie stylu była. To zupełnie inne są brzmienia, tak samo jak gdy odwracać T1. I wszystko by się zgadzało, na czele z tą szczegółowością i wyrafinowaniem, gdyby nie to, że dźwięk T1 jest wyczuwalnie „zrobiony”, a na dodatek cieńszy. Amiron przy Twin-Head okazały się jednak wybrzmiewać masywniej, bardziej także normalnie, bez używania chwytów. Bas miały przy lampach i lepszym źródle od T1 mocniejszy – i tego nie dało się ukryć, bo to już pokazywał fortepian. Do tego atmosferę bardziej przejawiały codzienną, pomijającą przestrzenne doznania z sal koncertowych. Echo faktycznie, dokładnie tak jak obiecano, zostało u nich zgaszone – i grało to w efekcie jak w zwykłym pokoju o niezaznaczonej akustyce. Grało zwyczajnie, po prostu – samą melodyką pozbawioną dodatków. Na tyle równocześnie dobrze (naprawdę bardzo dobrze), że słuchałem tej normalności z zaangażowaniem od pierwszej chwili usłyszenia.

Aby pokazać techniczny kunszt, Beyerdynamic Amiron Home potrzebują lepszego kabla. Bez tego ani rusz.

Aby pokazać techniczny kunszt, Beyerdynamic Amiron Home potrzebują lepszego kabla. Bez tego w pełni się nie da.

Aż pojawiał się okrzyk: – O, ależ przyjemnie! A pojawiał nie tylko kiedy słuchałem Amiron oddzielnie, ale także po przejściu z T1 czy NightHawk. Byle nie słuchać tamtych za długo i nie wytworzyć do nich adaptacji, bo wówczas odczucia pojawiają się inne.

Oto świadectwo tego, że ulegamy w ciągu paru zaledwie minut procesowi przystosowania, podczas którego codzienność, z jej kryteriami naturalności, zostaje zastąpiona zgodą na inny sposób widzenia. Zgodą na teatralizację o różnych sposobach aranżu, zależnych od danych słuchawek, sposobu ich ujmowania. Lekcję tego przeszedłem przy Twin-Head z NightHawk, T1 i Amiron. Była to lekcja dość długa, trwająca kilka godzin, podczas których przyswajałem kolejne płyty i przypatrywałem się sobie. Tak, sobie w pierwszym rzędzie, a nie samym słuchawkom, bo one, bez słuchacza, nic kompletnie nie znaczą. Według różnych koncepcji – od filozofów starożytnych po dzisiejszą fizykę – świat bez obserwatora nie jest zdefiniowany, nie ma określonej postaci. Ale nie potrzebujemy sięgać aż w ontologię, wystarcza auto obserwacja. Z niej płynął taki wniosek, że Amiron Home najlepiej słucha się od startu przez pierwsze pół godziny. Nie wiem jakie testy wykonuje się w firmach, szczególnie tych największych, przed wypuszczeniem słuchawek na rynek, ale podejrzewam, że robią także testy zaangażowania na dłuższych odcinkach czasu. Te testy na własnym przykładzie dowiodły mi niezbicie, że przetwarzanie dźwięku pod kątem dbałości o pogłos ma swoje uzasadnienie. Im dłużej bowiem porównywałem Amiron z Ti i NightHawk, tym bardziej ich bezpogłosowa normalność traciła na atrakcyjności. To może nie jest całkiem w porządku tak je maltretować porównaniami, ale w sensie poznawczym ma to niewątpliwe znaczenie. Dlatego zwracam uwagę, że niekoniecznie słuchawki grające w pierwszym odbiorze najbardziej oczywistym, postrzeganym jako najnormalniejszy dźwiękiem, to będą te najlepsze, najudańsze do długich sesji. Może tak być, lecz nie musi. Zależy co się woli. Niczym nie przymuszana jaźń moja wolała na dłuższą metę bardziej wyrafinowane brzmieniowe smaki NightHawk i T1, co faktu nie zmienia ni trochę, że w pierwszych i nawet trzecich chwilach Amiron bardzo jej odpowiadał. To są słuchawki bardzo udane technicznie i bardzo udane brzmieniowo. Mające styl jasno zdefiniowany, ukierunkowany na bezpogłosową normalność. Znakomicie to było słyszalne na tle pogłosu porównywanych, w każdym przypadku innego, lecz w obu o wiele mocniejszego. To momentalnie zmieniało atmosferę, stawiając fortepiany, wiolonczele i wokalistów w salach a nie zwykłych pokojach. Można nawet powiedzieć, że muzyka kreowana przez Beyerdynamic Amiron odbywa się „nigdzie”, w znanej z codziennych sytuacji akustycznej pustce. Do tego stopnia jest znormalizowana oczyszczeniem z warunków otoczenia, że całkiem o nich zapominamy i odbieramy to jako normalność. Ma to swój walor uproszczenia i właśnie normalności w sensie codziennej prostoty; bynajmniej nie w sensie pejoratywnym, tylko jak najbardziej przyjemnym – swojskim i chętnie branym. A że na długich dystansach można zapragnąć czegoś innego, to jest osobna sprawa.

Ogólnie dostaliśmy kolejny dobrze wyważony i godny polecenia produkt od beyerynamica. Brawo!

Ogólnie biorąc dostaliśmy kolejny dobrze wyważony i godny polecenia produkt Beyerynamica. Brawo!

Wyszło może nieco jowialnie z tą całą normalnością, ale w sumie przecież pochlebnie. Beyerdynamic Amiron Home to słuchawki kumpelskie, a zarazem bardzo dobre techniczne. Naprawdę super się słucha i naprawdę przejścia z T1 i NightHawk były udane a nie pogrążające. Coś jakby (w sensie symbolicznym) przechodzić z chłodu w ciepło, albo z nieznanego do znanego miejsca. Człowiek się w środku rozprostowuje, czuje u siebie, zaczyna odczuwać satysfakcję. Z czasem wprawdzie udana początkowo zwyczajność traci po części zdolność przyciągania i bardziej niezwykłe brzmienia uwydatniają na jej tle swą niepowszednią urodę, ale, jak już mówiłem – można woleć to, a można woleć tamto. W niczyją skórę nie wejdę, mogę wyłącznie sądzić po siebie. Poza tym przesadzam może z tą zwyczajnością i swojskością. Słuchawki takie całkiem zwyczajne nie są, tylko na wysokim poziomie spokojne, przestrzenne i łagodne, wszelako z dwoma burzącymi całkowity spokój akcentami. Nieznacznie podkręcają soprany, tak żeby ożywić przekaz, a na przeciwnym krańcu brzmienia mają dość dobrze dociążony bas (lepiej przy Twin-Head aniżeli T1) i wraz z tym odpowiednią siłę wymowy. To mniej było słychać przy komputerze, ale przy lampowym wzmacniaczu referencyjnym wyraźnie się dało usłyszeć. Zwłaszcza zaimponował mi fortepian – dobrze dociążony, dźwięczny, melodyjny i wyważony bas-sopran. A przecież fortepian rządzi, wraz z ludzkimi głosami pokazując najwięcej. Głosy te kreowały Amiron prościej niż T1, a brzmieniową wielosmakowość miały słabszą od NightHawk, ale udanie sprzedawały swoje normalizujące rugowanie pogłosu, wraz z tym oferując dźwięk wchodzący wyjątkowo łatwo – przyjemny i jednocześnie technicznie dobry. I jeszcze ze skarbnicy różnic: T1 zdecydowanie są szybsze, a NightHawk grają masywniej. Aha – bym zapomniał: słuchałem Amiron z Twin-Head jedynie za pośrednictwem kabla Tonalium i nie grały z nim jasno.

Podsumowanie

Beyerdynamic Amiron Home HiFi Philosophy 008   Czy można o nowych Beyerdynamic powiedzieć, że to ulepszone DT 880? W jakiejś mierze na pewno, ale nie porównując bezpośrednio w szczegóły nie będę wchodził. Styl jest z pewnością zbliżony i bez wątpienia w obu przypadkach pozytywnie na słuchacza oddziałujący. Być może u DT 880 w większym stopniu bazujący na odczuciach przestrzennych, a u Amiron na samej melodyce, ale za dawno DT 880 słuchałem, by móc to z przekonaniem powiedzieć. Zaskakująco wypadła przy tym zabawa z odwracaniem muszli w T1, cokolwiek negująca powagę wynurzeń o dopracowanym modelowaniu akustyki i poprawie przetworników nowego produktu. Ale jak by tymi przetwornikami nie kręcić i jakiego kabla nie użyć, słuchawki grają dobrze i są słuchaczowi przyjazne. Nie trzeba w nie wolno wchodzić, nie trzeba przy tym wchodzeniu się dogadywać; od razu w ich styl wpadamy i jest nam z tym stylem dobrze. Jak z krzepkim młodym winem, jak z chlebem prosto z pieca; że żadne wymyślne nutki dymu, przypisywane niektórym szlachetnym winom (NightHawk), ani miętowe posmaki, dające specyficzne doznania przestrzenne (T1), tylko zwyczajnie, od serca gramy, a jednocześnie na świetnym poziomie. Z otwartością, urodą i bez żadnej widocznej skazy. Słuchawki są do lubienia. Ciutkę może za drogie (z czego najbardziej Sennheiser zapewne się cieszy), ale z czasem może stanieją. A niezależnie od tego, jak na dzisiejsze zwyczaje cenowe i tak stosunkowo tanie.

 

W punktach:

Zalety

  • Łagodny, a jednocześnie interesujący, sposób prezentacji.
  • Duża przestrzeń, pomimo małej akustyki.
  • W efekcie odczucie normalności, ucieczka od udziwnień.
  • Ten styl od razu nam się podoba.
  • Wchodzi się weń jak do własnego pokoju.
  • Słucha się łatwo, bez śladu poczucia obcości.
  • Z satysfakcją potęgowaną przez wysoki poziom ogólny.
  • Żadnych ostrości ani jaskrawości.
  • Przyjemne, pastelowe, jasne lub średniej jasności światło.
  • Minimalnie podkręcone, ożywiające przekaz soprany.
  • Naturalna, bez doprawiania pogłosami średnica.
  • Dociążony bas.
  • W efekcie równowaga na skali bas-sopran.
  • Ogólna melodyjność.
  • Całkiem dobra dynamika.
  • Wolniejsze od T1, ale nie dające poczucia zwolnienia.
  • Łagodnie zarysowane, nie narzucające się kontury dźwięków.
  • Nieźle ożywiająca się przestrzeń, skąpana mlecznym światłem.
  • Spokojnie wytrzymują porównania z nawet droższą konkurencją.
  • Dość wygodne.
  • Odporne na uszkodzenia.
  • Modne szarości.
  • Odpinany kabel.
  • Na dodatek długi i elastyczny, a przede wszystkim przyzwoitej jakości.
  • Etui do transportu.
  • Wielka renoma najstarszego na świecie producenta słuchawek.
  • Made in Germany.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Zgodnie z nazwą nie są to słuchawki spacerowe, ale mocny odtwarzacz przenośny spokojnie da sobie radę.
  • Skromny wygląd.
  • Konserwatywne wzornictwo.
  • Alcantara od Sennheisera prezentuje się lepiej.
  • Nieco za wysoka cena.

 

Dane techniczne Beyerdynamic Amiron Home:

  • Słuchawki dynamiczne o konstrukcji otwartej.
  • Impedancja: 250 Ω.
  • Skuteczność: 102dB.
  • THD: <0.05%.
  • Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 40 kHz.
  • Kabel OFC długości 3,0 m.
  • Typ wtyku: 3,5 mm z przejściówką na 6,3 mm.
  • Waga bez kabla: 340g.
  • Cena: 2400 PLN.

 

System:

  • Źródła: PC, CD Restek EPOS+
  • Przetwornik: Ayon Sigma.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Phasemation EPA-007.
  • Słuchawki: AudioQuest NightHawk (kabel Tonalium Audio), Beyerdynamic T1 V2 (kabel Tonalium Audio), Beyerdynamic Amiron Home (kabel własny I Tonalium Audio).
  • Interkonekty: Tellurium Q Black Diamond XLR, Sulek Audio RCA.
  • Kabel USB: ifi Gemini + iUSB3.0.
  • Kable zasilające: Acoustic Revive Triple C, Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R.

 

Pokaż artykuł z podziałem na strony

28 komentarzy w “Recenzja: Beyerdynamic AMIRON HOME

  1. Patryk pisze:

    Jak widac mamy wiecej i wiecej sluchawek w dobrej cenie oferujacych dobre lub nawet bardzo dobre brzmienie. Jak tylko pomysle o Final VI lub AQ Nighthawk:te sluchawki to nie tylko wspaniala cena!Te sluchawki naleza wedlug mnie do jednych z najlepszych nie patrzac na cene.

    Poslucham sobie przy okazji tych AMIRON.

    A czy bedzie szansa na test: Nighthawk NightOwl?

    Patryk.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Nie wiem, o NightOwl jeszcze nie pytałem. Na razie Fostex TH-610 i oba modele Mr Speakers.

    2. Piotrek Kosowski pisze:

      Cześć Patryk!
      Już wcześniej próbowałem zapytać o te Twoje Pandory, czy nie masz problemów z wygodą. Mnie one strasznie przeszkadzają. Praktycznie po pół godziny zamiast słuchać muzyki to się denerwuje i odczuwam dyskomfort, ból wręcz. Zamówiłem i czekam na pady z M50x (widziałem że kilkoro zaprawionych w boju je ma tak ubrane), może będzie coś lepiej. Ty pewnie nie narzekasz na wygodę?
      Pozdrawiam

      1. Patryk pisze:

        Moge ci tutaj pomoc w tym przypadku .Potrzebujesz Shure 1540 pady.
        PROBLEM rozwiazany!Mialem ten sam problem kiedys i sprzedalem je wtedy ze wzgledu na wygode.Przetwornik ocieral mi o ucho i tarl.
        Sluchawki magiczne i nigdy juz nie sprzedam.
        Saure 1540 sa bardzo wygodne,ale dlugo szukalem zanim znalazlem na forum angielskim.Pan Piotr moze ci podac moj adres mailowy.Daj znac jak juz otrzymasz Shure 1540 i zalozysz.
        Pozdrawiam.

        1. Piotrek Kosowski pisze:

          Dziękuję za szybką odpowiedź, zmontuję sobie te pady i dam znać. Mnie to całe ucho robi się czerwone i boli, nawet ten mały przetwornik nie sprawia dużej różnicy w dyskomforcie. Dzięki jeszcze raz, z porady skorzystam.
          Pozdrawiam

  2. fon pisze:

    Jak wygląda sprawa basu w Amironach czy jest szybki ,dobrze kontrolowany podobny do basu z T1 czy taki jak w T90 trochę rozlazły

  3. PIotr Ryka pisze:

    Z Twin-Head bas Amironów był mocniejszy niż T1, ale całe brzmienie wolniejsze i mniej precyzyjne. Niemniej bez odczucia zwolnienia, tylko normalnie, na dobrym poziomie.

  4. fon pisze:

    Trochę zmęczyły mnie NH i szukam w ich miejsce czegoś na modę lcd2 z równym graniem ,mocnym kontrolowanym dołem a najlepiej zamkniętych co byś Piotrze mógł polecić może fostexy610? Ale czy tojest coś na podobieństwo lcd2…

    1. PIotr Ryka pisze:

      TH-610 to rewelacyjne słuchawki, ale o nieco bardziej agresywnej stylistyce. Jeżeli cena będzie odpowiadała, to proponowałbym Ultrasone Signature Pro, a z tańszych Denon D600. Jedne i drugie bardzo mi się podobały.

      1. fon pisze:

        Kiedy można spodziewać się opisu fostex 610,szczególnie porównania względem NH

        1. PIotr Ryka pisze:

          Miał być już, ale się odłoży w czasie o jakieś 8-10 dni, bo jest wrzutka dwóch innych recenzji. Mogę tylko napisać, że Karolowi się te 610 tak spodobały, że je sobie kupił.

          1. fon pisze:

            Biorę jeszcze pod uwagę focal elear no ale to otwarte słuchawki, mają przetworniki dynamiczne to pewnie nie byłoby ich bardzo słychać na zewnątrz jak planarów ale czy one grają równno bez podbicia średniego basu bo to mnie cholernie irytuje,właśnie audeze tego nie mają i oto mi chodzi , NH mnie tym obrzydziły …

          2. PIotr Ryka pisze:

            Eleary są dość równe. Bardzo naturalne słuchawki, ale wymagające dobrego wzmacniacza.

    2. Andrzej pisze:

      Moze warto tez rozwazyc nowe Denony D7200.

      1. fon pisze:

        Wyglądają bardzo ciekawie ale mało opini na ich temat

        1. AAAFNRAA pisze:

          No to ja polecam Fostex TH 610 i nie tylko dlatego, że tańsze od Denonów o cały 1 tys., ale to musisz posłuchać. Nie ma co kierować się opiniami z internetu. Denony miały być od połowy stycznia w sprzedaży. Focal Elear super słuchawki, ale wbrew pozorom przy ich wysokiej skuteczności i przyjaznej impedancji faktycznie pokazują klasę z dobrym wzmacniaczem. Jest taki sklep znany ze sprzedaży słuchawek, w którym dostaniesz powyższe modele, więc można porównać 🙂

  5. Piotrek Kosowski pisze:

    Jak czytam porównania Amiron i T1 to tak jakbym przesiadał się z T1 na DT770 PRO 250. Grać grają ale brak w nich przestrzeni, gradacji planów i całej magii która się dzieje w sferze scenicznej.

  6. fon pisze:

    Swoją drogą ciekawe czy zmiana padów w NH na cało skurzane może poprawić budyniowate brzmienie,co w nich odpowiada za ten gąszcz ,przetwornik?

    1. Patryk pisze:

      Budyniowate brzmienie?Zartujesz?To slowo brzmi jak w sluchawkach za 150PLN. Nie wiem gdzie to slychac,ale moze masz na mysli muzykalnosc,cieplo i esensje muzyczna, ktora wyplywa z Nighthawk?

  7. Patryk pisze:

    Nighthawk trzeba docenic,a jezeli ciebie one obrzydzaja to…..brak slow, no i oczywiscie wszystko rzecz wlasnych preferencji i gustu.

    1. fon pisze:

      Wiesz mam je od dawna i na początku byłem nimi zauroczony dopóki…no właśnie można się domyślić ,nie można stać w miejscu i tyle ,jak to w życiu coś poprostu się nudzi …a i gust się zmienia

  8. Patryk pisze:

    Rozumiem. Zaloze sie, ze sprzedasz sluchawki NH i kupisz je kiedys ponownie. Czas pokaze. Najlepiej miec 2-3 pary sluchawek i problem z glowy. W moim przypadku to NH oraz Final VI. Kazde z nich graja calkowicie inaczej, pieknie na swoj sposob. Ktoregos dnia chcialbym bardzo SR009, Utopie lub Final VIII/X.Marzenia oczywiscie.?patrzac na cene.

    1. fon pisze:

      Eee skąd ta pewność ,że je sprzedam :),zauroczyły mnie audeze lcd2 i 3,to jest mój dżwięk ale ze względu na ich otwartość i głośne granie na zewnątrz odpadają podczas wieczornych odsłuchów dlatego chcę znależć coś innego najlepiej zamkniętego grającego podobnie…

      1. Patryk pisze:

        Kup w tym wypadku Audeze XC.
        https://www.ricardo.ch/kaufen/audio-tv-und-video/kopfhoerer/sonstige/audeze-lcd-xc/v/an876924574/
        Sprzedaje wlasnie.(z powodu ,ze sa mi za ciezkie)
        Nic innego nie gra tak jak graja Audeze.

  9. Piotrek pisze:

    Panie Piotrze, a który z kabli Forza AW – Claire Hybrid czy może Noir Hybrid – w połączeniu z Amironami, będzie Pańskim zdaniem najbardziej zbliżony do Tonalium?

    Z góry dziękuję za odpowiedź

    1. PIotr Ryka pisze:

      Do Tonalium bliżej ma Noir.

  10. Markoś pisze:

    Hej. Jak sobie te słuchawki radzą z niższym jakościowo sprzetem np. Aune X1S, albo nawet smartphonem? Da się słuchać, czy może nawet lepiej nie próbować?
    Jestem posiadaczem K550, których granie mi się podoba, jednak chciałbym przeskoczyć na sprzęt nieco wyższej klasy. Od nowego sprzętu ocekiwałbym większej sceny i detalicznosci. Myślisz, że Amiron lub bratnie DT 1990 Pro to krok w odpowiednia stronę?

  11. Soundman pisze:

    Mam te Amirony,miałem też dwa razy T1 rev2…
    Pan Piotr dobrze opisał brzmienie Amironów ale wedle T1 nie bardzo się zgadzam z porównaniem. Amirony są w pełni otwarte oraz jaśniejsze w przekazie od T1 rev2, mają lepszy ,cieplejszy,bardziej organiczny wokal ,bliżej słuchacza…a to całkowicie zmienia odbiór tych słuchawek względem T1…Dzięki temu jak dla mnie są bardziej muzyczne od T1rev2, lepiej słychać górę ,nie mamy wrażenia jej przyciemnienia jak w T1 rev2…T1rev2 są lepsze technicznie, ale lepsze muzycznie są Amirony, co przy dwukrotnie niższej cenie od T1 stawia je zaskakująco w dobrym świetle…Mniej kłopotliwe w dobrym napędzeniu i bardziej muzyczne…chyba Beyerdynamic trochę strzelił sobie w stopę…he,he.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy