Recenzja: Ayon Sigma / CD-T

Ayon_Sigma_016_HiFi Philosophy   Odtwarzacze CD nie chcą umierać. Zgodnie z darwinowską regułą walki o przetrwanie wolą się przystosowywać do nowej sytuacji. Ta sytuacja to oczywiście napór plikowego grania, a przystosowanie polega na przyjęciu tego do wiadomości i wyposażaniu się w gniazda pozwalające własnym przetwornikom odtwarzaczy podpinać inne cyfrowe źródła niż sam napęd płyty. Zabieg ten widzieliśmy u Accuphase DP-720, a teraz napotykamy w najnowszym dzielonym odtwarzaczu Ayona. Różnica polega na tym, że Accuphase było urządzeniem zintegrowanym, tak więc dla odczytu płyt nie wymagało żadnego podpinania, a najnowsze dziecko Ayona jest wzorem wysokiej klasy przedstawicieli swego gatunku podzielone na sekcje i w związku z tym podpinanie także w tym wypadku go jak najbardziej dotyczy. Mało tego, własną sekcję napędu pozwala podpinać na wiele sposobów, od razu stawiając przed recenzentami i użytkownikami pytanie, który z nich okaże się najlepszy. Rzecz jest konieczna do przebadania, ale to jeszcze przed nami, a teraz chciałbym powiedzieć kilka słów o samej firmie, jako że niniejsza recenzja jest jej debiutem na łamach HiFi PHILOSOPHY.

Nie jest wszelako tak, że żadnej recenzji jakiegoś wyrobu Ayona jeszcze nie napisałem. Ładnych parę lat temu gościłem u siebie odtwarzacz CD-3 i jakim mi się wówczas wydał spisałem, ale recenzja ta nie została dotąd przypomniana, co obiecuję nadrobić w niedługim czasie, lecz nie tak na inaugurację. Nie zawierała bowiem żadnych informacji o producencie, tak więc na pierwsze z nim spotkanie nie bardzo się nadaje, zwłaszcza że jej przedmiot zniknął dość dawno z oferty, w związku z czym przypominanie go ma znaczenie li tylko archiwalne oraz dla poszukiwaczy na rynku wtórnym. Samo to przypomnienie nie byłoby w tym stanie rzeczy specjalnie potrzebne, gdyby nie fakt, że tamten odtwarzacz bardzo mi się podobał i wiele razy przy różnych okazjach do niego nawiązywałem, poczytując go za najlepszy spośród oferty Ayona. Niezależnie bowiem od braku relacji pisemnych wielokrotnie z odtwarzaczami tego producenta wchodziłem w styczność, mając możność używania na różnych dystansach czasowych modeli CD-1s, CD5, CD5s i oczywiście samego CD-3. Właśnie spośród tego cztero-odtwarzaczowego grona podobał mi się najbardziej, chociaż uczciwie należy przyznać, że do CD-5 ani CD-5s nigdy go bezpośrednio nie przymierzałem. Wątpię jednak bym po takiej przymiarce miał zmienić zdanie, aliści nie ma sensu ciągnąć tego tematu, jako że jest poznawczo jałowy. Audiofilizm przypomina ruchome piaski, gdzie każdy krok bez wcześniejszego wybadania może oznaczać katastrofę, tak więc w obliczu braku porównań bezpośrednich sprawę musimy odpuścić. Napomknę jedynie, że ów CD-3 wydał mi się najbardziej analogowy i przyjazny, a resztę grzecznie przemilczę.

Ayon Audio to firma istniejąca formalnie od 1995 roku, lecz pierwsze prace nad jej pierwszym wyrobem – wzmacniaczem zintegrowanym Ayon 300B – rozpoczęły się w roku 1993. W grę wchodzą tu jakieś perypetie związane z faktem, że był początkowo Ayon powiązany z firmą Vaic, do której marki handlowej prawa wciąż zachowuje, czego namacalnym dowodem równoległości wchodzenia na rynek wraz z tym Ayonem 300B pary monobloków właśnie pod marką Vaic, konkretnie Vaic Reference 52B. Jak to tam wówczas pomiędzy Ayonem a Vaicem było, póki co nie wiem, wiem natomiast, że od strony Ayona osobą wiodącą był Gerhard Hirt – austriacki inżynier mechanik i elektronik, związany wcześniej z branżą motoryzacyjną i takimi firmami jak BMW i Ferrari, rozkręcający później własny biznes jako dystrybutor marek już jak najbardziej związanych z tematyką audio, takich jak Cello, Convergent, dCS, Audion, Wilson Audio, Avalon, Nagra, Synergistic Research, Shunyata i Accuphase. Dopiero nieco później pojawiła się chęć stworzenia marki własnej, a to podobno pod wpływem postulatów rodzimej austriackiej klienteli, nagabującej o rozwój techniki lampowej. To właśnie zapewne spiknęło Gerharda z inspiratorem i głównym koordynatorem nawrotu do lampowości po latach wygnania w dekadach lat 70-tych i 80-tych – czeskim entuzjastą techniki lampowej, Alesą Vaicʼem – rozwijającym poczynając od 1990 roku w Pradze produkcję lamp 300B, początkowo pod nazwą Vaic-Valve, a potem AVVT (Alesa Vaic Vacuum Technology). Ta firma przetrwała do 2001 roku i wciąż jest przez wielu opłakiwana, a schedę po niej przejęła pod patronatem kapitału niemieckiego Emission Labs. Oryginalne lampy AVVT bardzo są teraz poszukiwane, choć kiedy były na rynku wielu narzekało na ich mikrofonowanie, które obecnym poszukiwaczom okazuje się już nie przeszkadzać; ale tak to bywa, że gusta i mody się zmieniają, a pożądania na pstrych koniach jeżdżą.

Opierający się początkowo na wzmacniaczach, a potem także głośnikach, firma Ayon Audio pierwszy swój przedwzmacniacz wypuściła stosunkowo późno, bo dopiero w 2005 roku, a pierwszy odtwarzacz – Ayon CD-1 – rok później. Wszystko co produkowała wiązało się nieodmiennie z technologią lampową, a odtwarzacze przede wszystkim z lampami stopnia wyjściowego 6H30. Związek ten Gerhard Hirt tłumaczy wyjątkową klarownością i trójwymiarowością ich brzmienia, a także doskonałym utrafieniem w naturalną tonację. Podobnie ciepło wyraża się o kościach DAC od Burr-Brown z sygnaturą 1704; firmy przejętej w 2000 roku przez Texas Instruments. W modelu Sigma tych klasycznych przetworników już jednak nie odnajdziemy, zastąpiły je bowiem tańsze i produkowane obecnie, uchodzące przy tym za najlepsze spośród wytwarzanych, Sabre ES9018, napotkane już w recenzji przetwornika/wzmacniacza słuchawkowego OPPO HA-1. Tu wszakże spotkamy liczniejszą ich grupę, ponieważ pracują w trybie mono po cztery w każdym kanale.

Na koniec części wstępnej pozostaje refleksja, że wystartował Ayon w osobie swego właściciela bardzo podobnie do znacznie starszego Naima, bo podobnie jak jego twórca – Julian Vereke – zaczynał Gerhard Hirt od techniki samochodowej. Podobny też odniósł sukces, jako że marka Ayon jest teraz doskonale rozpoznawana po obu stronach Atlantyku, oferując podobnie jak Naim szeroki asortyment. Zasadnicza różnica względem wywiedzionego tak samo jak Ayon z technologii czterech kółek Naima jest taka, że on stawiał i wciąż stawia na tranzystory, a Ayon nieugięcie i nieodmiennie na lampy. Tylko klocki od jednych i drugich są jednakowo czarne.

Budowa

Ayon_Sigma_010_HiFi Philosophy

Poważny sprzęt rodem z Austrii: Ayon Sigma

   Odtwarzacze CD mogą być jednopudełkowe bądź dzielone, a podzielić je można na wiele sposobów. Można wcale, można na dwie części, można na trzy lub cztery, a można nawet na pięć, jak to kiedyś pokazał Esoteric. Przeważnie podział ogranicza się jednak do dwóch, ale i tu są różnice. Można bowiem podzielić na część napędu i zasilania, albo napędu i przetwornika. Sam Ayon oba te podziały wypróbował, bo CD-3 dzielił się na napęd i zasilanie, a CD-T/Sigma ma osobny przetwornik. Ten drugi podział najpewniej będzie teraz przeważał, bo umożliwia oferowanie przetworników osobno, a te są bardzo modne jako uzupełnienie komputerów i laptopów, na czym się oczywiście niezgorzej zarabia. W dodatku przetwornik Sigma ma do towarzystwa w ofercie samego Ayona nie tylko napęd CD-T, ale także sieciowy transport plików NW-T, mogący stanowić alternatywę bądź uzupełnienie transportu płytowego. Propozycja jest zatem ciekawa i wszechstronna.

 

Ayon Sigma

Gdyby badać sprawę nawet tylko od strony samego przetwornika, Ayon Sigma okazałby się wielce łakomym kąskiem i nie będę ukrywał, że sam łakomie nań popatruję. Jedyne co w tej kwestii można mu zarzucić, to wielkość. Żadną miarą nie jest to typowy przetwornik z tych co się rozpłaszczają na biurku, by wczołgiwać się z jednej strony pod monitor i udawać, że prawie ich nie ma. Ayon Sigma też jest wprawdzie dosyć płaski, ale wydaje się taki jedynie dlatego, że jest bardzo szeroki. Szerokości ma aż 48 centymetrów, co z miejsca stawia go w rzędzie takich wielgachnych najwyższej klasy. Bo trzeba tu wyraźnie zaznaczyć, że póki co te najlepsze do małych nie należą, odpowiadając gabarytami tradycyjnym konstrukcjom audio, takim jak całe odtwarzacze czy amplitunery. Takie są przetworniki od Accuphase, takie od dCS i Esoterica, i taki jest też ten od Ayona. Niemałe są także bardzo cenione konstrukcje Berkeley Audio i niemały znakomity Calyx Femto, a duży będzie również najnowszy Mytek, z czego jasno wynika, że najwyższej klasy przetwornika w małe pudełko póki co się nie upchnie, choć pewnie nastąpi to z czasem.

Ayon_Sigma_012_HiFi Philosophy

Poważny stylistyka, potężne gabaryty i tęgi pancerz – Gerhard Hirt w swoim żywiole.

W przypadku Ayona Sigma wielkość ta – naprawdę pokaźna i dużo ważąca – wynika także z udziału w tym wszystkim wyjściowej sekcji lampowej, złożonej jak na Ayona przystało z pary lamp 6H30, a także własnego jej zasilania w postaci pojedynczego transformatora R-Core, prostowanego na wyjściu poprzez pojedynczą lampę 6Z3. Zarzeka się przy tym Ayon, że jest to zasilanie wyjątkowo wolne od generowania zakłóceń, a podobnie całą sekcję lampową zaopatrzono w specjalny system ich odfiltrowywania, uwalniający słuchacza od jakichkolwiek lampowych pomruków i poświstów. Nie bez znaczenia dla wielkości jest też obecność tutaj sekcji przedwzmacniacza, obejmującej regulację siły głosu w przedziale do minus czterdziestu decybeli. Można ją obchodzić, ustawiając wzmocnienie na »Max«, oznakowane jako Normal przy przełącznikiu na ściance tylnej, ale wówczas nie należy pod żadnym pozorem zmieniać tego ustawienia podczas odtwarzania.

Dla użytkownika gotowego zaakceptować tak duże rozmiary i znaczną wagę ma oczywiście znaczenie, co otrzymuje się w zamian. I tu wiadomości są dobre. Na tylnym panelu znajdziemy to wszystko co na komplet cyfrowych przyłączy w dzisiejszych czasach się składa, a więc wejścia optyczne, SPDIF, AES/EBU, USB i koaksjalne oraz na dodatek dwa jeszcze ethernetowe (I2S), z których jedno przewidziano dla własnego firmowego napędu plików, opatrując je napisem DoT, oznaczającym akceptację formatu DSD. Sigma może bowiem obsługiwać pliki DSD w pojedynczej gęstości 2,8 MHz albo podwójnej 5,6 MHz, a pozostałe ich rodzaje do gęstości 32 bit/384 kHz włącznie. Na ściance tylniej jest także podobnie akceptujące format DSD potrójne gniazdo BNC, uzupełniane pojedynczym zwyczajnym, tak więc łącznie jest tam tego naprawdę sporo i tłok tam panuje niemały, ale to raczej nie powód do narzekań. Grzechem byłoby, gdyby przetwornik nie miał jednocześnie po parze wyjść analogowych RCA i XLR, ale tym on nie grzeszy. Wyjścia są jak najbardziej, a na każdym stosunek szumu do sygnału opiewa na nie mniej niż 120 dB, dynamika przekracza 128, a zniekształcenia harmoniczne lokują się poniżej 0,002% przy impedancji wyjściowej jednakowo na obu o współczynniku 300 Ω.

Ayon_Sigma_014_HiFi Philosophy

Do tego prosty i funkcjonalny przedni panel, emanujący groźną czerwienią.

Całość waży 12 kg i ma powierzchowność grubego plastra czarnego aluminium o charakterystycznie mocno zaokrąglonych narożnikach. Stoi to wszystko na czterech gumowych łapach, a od wierzchu ma bliżej tyłu dwie chromowane kratki wentylacyjne, pozwalające chłodzić lampowe stopnie wyjścia. Obok lamp 6H30 sercem całości jest wspomnianych osiem pracujących w trybie monofonicznym DAC-ków od Sabre, obiecujących z  uwagi na swą klasę i liczebność bardzo ciekawe doznania, których zaraz będziemy poszukiwali. Zwraca także uwagę czuwający nad precyzją tego wszystkiego zegar o dokładności liczonej w femtosekundach.

Budowa cd.

Ayon CD-T

Ayon_Sigma_018_HiFi Philosophy

Bryła Sigmy może i jest prosta, ale za to jej jakość wykonania wzbudza zasłużony szacunek.

   Nim wszakże o jakichkolwiek doznaniach pojawi się mowa, trzeba jeszcze tę Sigmę zasilić sygnałem, a w naszym wypadku będzie to sygnał płynący z sekcji napędu CD-T. Od razu dodam, że przeorałem pracowicie badawczy ugór kwestii wyboru podpinania i jednoznacznie padło na gniazdo ethernetowe (I2S), realizujące w naszym wypadku połączenie za pośrednictwem nieprzyzwoicie drogiego przewodu Acoustic Revive, kosztującego aż sześć tysięcy. Jednak po zwykłym kablu ethernetowym za parędziesiąt złotych także kapitalnie to grało, tak więc koszt połączenia może pozostawać niewielki. Gniazdo to oferowało najlepszą dynamikę i najsilniejsze poczucie bogactwa dźwięku, a sprawdzanie jego wyższości okazało się banalnie proste, jako że pomiędzy gniazdami można dokonywać przełączeń w locie i z pilota, z czego pozwoliłem sobie skorzystać, bezproblemowo latając i sprawdzając.

Sekcja napędu rozmiarami i kształtem pasuje, jak by tego należało oczekiwać, do przetwornika, tak więc można ją stawiać na nim, a to tym bardziej, że rozkład nóżek uwzględnia kratki wentylacyjne lamp. Skorzystałem jednak z trzech podstawek kulkowych dostarczonych przez dystrybutora; krajowej produkcji i tanich, a dźwięk niewątpliwie poprawiających. (Słowo honoru.)

Na tylnej ściance sekcji napędu także gości galeria przyłączy, bo inaczej nie byłoby czego przełączać ani badać, a wyjścia te obejmują gniazdo ethernetowe, USB, koaksjalne AES/EBU, SPDIF oraz BNC. Na środku pomiędzy nimi (analogicznie jak w sekcji przetwornika) pyszni się gniazdo zasilające, ale tradycyjnym dla Ayona wzorem włączniki główne w obu urządzeniach są z przodu od spodu po lewej. Obok gniazd mamy za to tradycyjne dla Ayona czerwone lampki oznakowania fazy, których świecenia nie chcemy, bo oznacza ono, że żyła gorąca została niewłaściwie ustawiona. (Powinna patrząc na wtyk kabla zasilającego znajdować się po prawej, gdy żyła uziemiająca znajduje się u góry.)

Ayon_Sigma_022_HiFi Philosophy

Cieszy też fakt zachowania lampowej tradycji w nawale bezdusznych niekiedy tranzystorów.

Jak przystało na sekcję napędu szczególnie ważny jest właśnie napęd i tu może się Ayon, jak zawsze zresztą, poszczycić ładowaniem od góry prosto na łoże uważanego za najlepszy w historii napędu Philips CD-Pro 2. Nie ma krążka dociskowego, a ściślej jest on na stałe przytwierdzony do przychodzącej na ten napęd też tradycyjnej dla Ayona pokrywy z grubego akrylu, zwieńczonej niczym pokrywka rondla chromowanym uchwytem. Ładowanie okazuje się błyskawiczne, dużo szybsze niż poprzez szufladę, natomiast wczytywanie płyt zajmuje ładnych parę sekund. Za to czyta ten napęd bez problemu nawet takie solidnie poharatane, aczkolwiek nie czyta tych SACD, bo profesjonalny napęd Philipsa nigdy tego nie robił. Także w sekcji napędu odnajdziemy transformator R-Core, a ściślej dwa takie, starannie odseparowane od reszty elektroniki, na którą w obu sekcjach składają się wysokiej klasy podzespoły, w tym kondensatory Mundorfa, Sanyo, Wilmy i Nichicona.

 

Jako całość

Obie sekcje mają wąskie, podłużne wyświetlacze z dużych czerwonych pikseli, których świecenie można łagodzić bądź całkiem wygaszać, a wówczas pozostają widoczne jedynie maleńkie ikonki częstotliwości próbkowania i wyboru filtracji. Napęd może bowiem podnosić częstotliwość do 24/192, a przetwornik posiada filtry »Fast« i »Slow«, o oznaczeniu numerycznym 1 i 2, o których w recenzji słuchawek Grado niedawno pisałem. Obsługują to wszystko dwa solidne metalowe piloty, a sekcja napędu ma tradycyjną dla Ayona serię sześciu podświetlanych na czerwono wierzchnich przycisków, których podświetlenia wygasić nie można. Zaopatrzenie w opcje dostępne z pilotów jest bardzo szerokie, a same one zaokrąglone od spodu, a więc w trzymaniu przyjemne. Na górnej pokrywie napędu, tak samo jak w przetworniku, są dwie chromowane kratki, ale tylko pod lewą pali się lampa, a drugą przydano do symetryzującego towarzystwa. Całość wygląda imponująco, zajmuje sporo miejsca i waży dwadzieścia sześć kilogramów. W pudłach obok samych urządzeń, pilotów, instrukcji i zwykłych kabli zasilających nie znajdziemy niczego poza płytą ze sterownikami, czyli coś czym obie części można będzie połączyć musimy nabyć oddzielnie. Sekcja napędu kosztuje 19 900 PLN, a przetwornik Sigma 16 000 PLN, zostałem jednak upoważniony do sugerowania otwartości na spore upusty cenowe.

Ayon_Sigma_008_HiFi Philosophy

Szybki rzut okiem na przebogato wyposażoną sekcję złączy.

Dodam jeszcze, bo o tym zapomniałem, że z tyłu na przetworniku znajduje się nie jeden a trzy przełączniki skobelkowe, pozwalające przerzucać się pomiędzy wyższym a niższym napięciem na gniazdach RCA (2,5 albo 5,0 V) i XLR (5,0 albo 10 V), dokonywać wyboru pomiędzy wyjściem RCA lub XLR, a także w opcji trzeciej równolegle posługiwać się oboma, jednak z zastrzeżeniem, że mamy wówczas do czynienia z niższą jakością sygnału, a ostatnim wyborem jest przełączenie pomiędzy włączoną i wyłączoną regulacją głośności, czyli wzmiankowane obchodzenie bądź nie części przedwzmacniacza.

Odsłuch

Ayon_Sigma_011_HiFi Philosophy

A tu ukryto trzy skobelkowe przełączniki, które potrafią naprawdę nieźle namieszać w brzmieniu całego systemu.

   Jak już mówiłem wybór sposobu przesyłania sygnału został szybko wyselekcjonowany metodą brutalnej eliminacji słabszych, a zwycięski I2S zrealizowany najwyższej jakości kablem Acoustic Revive. Tu wszakże przydarzyła się osobliwa przygoda. Niemało byłem zdumiony, kiedy się okazało, że jeszcze lepiej gra gdy przeskoczyć od I2S do pozycji DoT (wybory są ustawione w szereg i nie można ich pomijać), mimo iż to gniazdo zarezerwowane zostało dla napędów plikowych i teoretycznie oraz na zdrowy rozum w ustawieniu DoT w ogóle grać z CD-T nie powinno. A jednak nastąpiło kilkusekundowe logowanie i Sigma zaakceptowała tak podawany sygnał, a co jeszcze ważniejsze, to ustawienie okazało się zdecydowanie najlepsze. Na wszelki wypadek przepiąłem kabel z I2S do portu DoT i wówczas logowanie nie nastąpiło, natomiast po wpięciu do gniazda I2S logować się w trybie DoT można było bez przeszkód i za każdym razem dźwięk okazywał się wtedy najlepszy. Dziwna sprawa.

Nie pożałowałem temu wszystkiemu kabli zasilających, sycąc prądem oba składniki kosztującymi podobnie do nich Siltechami Ruby Hill, a niewiele można także zarzucić zastosowanym interkonektom – w przypadku złącz XLR wziętym też od Siltecha łączówkom Royal Princess, a w przypadku RCA przewodom Tara Labs Air1 i Acrolink 8N-2080III Evo.

 

Ze słuchawkami

Zacząłem od symetrycznego wzmacniacza słuchawkowego Phasemation i słuchawek Grado GS1000e oraz AKG K812. Weźmy na pierwszy ogień Grado. Pomimo że od czasu recenzji grają u mnie po ładnych kilka godzin dziennie, niewiele się u nich zmieniło. Trochę jednak wypiękniały i odrobinę dłużej ciągną już frazy, jednak wiąż urywają je odczuwalnie szybciej od flagowych AKG. Nas jednak interesuje tutaj składowa dźwięku uzyskiwana od odtwarzacza i w tej mierze należy wymienić współistnienie cech rzadko spotykanych jednocześnie, a poza najwyższej klasy aparaturą nigdy wspólnie nie występujących. Te cechy to dynamika, szybkość, wzmożona energia i połyskliwe iskrzenie z jednej, a nasycenie, wypełnienie, aksamitność, drążenie faktur, głębia kolorytu i całościowa kultura z drugiej. Tego rodzaju mieszanka to audiofilski ładunek wybuchowy, zdolny wyrwać przysypiającego audiofila z jego sprzętowej drzemki i wystrzelić go z odsłuchowego fotela. Naprawdę efektownie i z wyjątkową urodą to grało, a przy tym w stylu zdecydowanie zmierzającym ku energicznej realności a nie czarowaniu powyginaną melodyką. Bardzo naprawdę szybko, rytmicznie, kontrastowo, z wyjątkową dynamiką, a przy tym głębią. Tego rodzaju mocny kontrast i atakujące roziskrzenie przy minimalnym choćby odejściu od kultury na którymkolwiek obszarze, a już szczególnie wysokich tonów, oznaczałyby katastrofę, lecz tu katastrofy nie było, a w zamian popis. W dużej mierze nie była to w odniesieniu do odtwarzaczy Ayona jakaś nowość, bo one z reguły bardzo kontrastowo i dynamicznie grają, ale podobnie do niektórych słuchawek Ultrasona miewają kłopoty z połączeniem tego z ogładą w postaci przestrzennej, nasyconej wibrowaniem powietrza sfery sopranowej w miejsce pospolitych pików, syków i kłucia. Wcześniej jedynie model CD-3 całkowicie pod tym względem mnie zadowalał, choć muszę zaznaczyć, że nigdy modelu CD-5s nie miałem okazji używać przez wiele tygodni, tak by mieć pewność, że w miarę pełny wymiar brzmieniowy uzyskał. Natomiast duet CD-T/Sigma już po dziesięciu dniach pokazał bardzo wysoką klasę, mimo iż Sigma była na wstępie kompletnie surowa, a i CD-T też zdradzał wyraźne objawy nie wygrzania, z dnia na dzień w widoczny sposób się poprawiając.

Ayon_Sigma_005_HiFi Philosophy

No i niby wszystko na miejscu, ale naszej Sigmie przydałoby się jakieś godne źródło.

W wykonaniu słuchawek Grado dawało to po tej dziesięciodniowej rozgrzewce  prawdziwy popis rozmachu i skoków dynamicznych, co w połączeniu z głębią brzmienia i mocno zaznaczonymi skrajami pasma przy całościowej jednocześnie wysokiej kulturze, sycić mogło naprawdę wysokie oczekiwania, stopniem realizmu i odejścia od kreacji przeciętnych rzeczywiście podrywając na nogi. W dodatku strefa stanów średnich, czyli popularna średnica, także od czasu recenzji dodała sobie wdzięku, potrafiąc brzmieć jednocześnie bardzo realistycznie ale nie krzykliwie i natarczywie. Przybyło jej delikatności i pewnego uwodzicielstwa, nie aż na miarę AKG K812 wprawdzie, ale już także w popisującym się stylu. Z kolei bas spoważniał, zachowując wprawdzie główny motyw przestrzenny i nasycenie powietrzem, ale stał się taki, powiedziałbym, bardziej podniosły, bardziej uderzający i imponujący. Wszystko to razem, na równi wokal solo czy solowa gitara jak i cała orkiestra symfoniczna, ukazywało się w wymiarze holograficznie trójwymiarowym, niesamowicie rozpiętym dynamicznie i bardzo naprawdę głęboko brzmiącym, z całym przepychem brzmień chropowatych i niezgorzej już giętkich, choć z tą giętkością nie było jeszcze do końca dobrze. Melodyka wprawdzie już wyraźnie się zaznaczała, ale urywane wciąż brzmienia nie pozwalały na pełne jej rozwinięcie, co w konfrontacji z AKG od razu było słyszalne. Jednak nade wszystko grało to bardzo realistycznie, bo wielkiego kalibru dynamika, o ile jakimiś wadami jej nie przeszkodzić, zawsze powoduje realizm, no i ten tutaj brylował.

Flagowe AKG zagrały nieco inaczej, właśnie z tą brakującą Grado giętkością i dłuższymi brzmieniami. Nie aż tak dynamicznie, choć naprawdę śladowo pod tym względem słabiej, a w zamian melodyjniej, z minimalnie mocniej rysującym się basem i nie tak skrzącymi się sopranami; nie do tego stopnia spuszczonymi ze smyczy. Przysłuchując się uważnie brzmieniu gitary zauważyłem, że niektóre dźwięki, zwłaszcza te niższe, nieco lepiej rysują AKG, ale dynamika, szybkość, werwa i ekstensja sopranowa pozwalały Grado nadrabiać te braki i nawet mimo dość czytelnej przewagi AKG w odwzorowywaniu ludzkich głosów wiele utworów zrobiło na mnie większe wrażenie w interpretacji Grado. Zwrotu „większe wrażenie” użyłem tutaj nieprzypadkowo, bo słowo „podobały” mniej by według mnie pasowało. Podobanie bardziej odnosi się bowiem, przynajmniej w moim odczuciu, do melodyki, a większe wrażenie do dynamiki.

Gdy chodzi o sam wzmacniacz, czyli Phasemation, to mimo braku możliwości wykorzystania jego symetrycznych wyjść słuchawkowych grał bardzo bogatym, nasyconym dźwiękiem, nieznacznie tylko mniej dynamicznym i uboższym harmonicznie od słuchanego poprzedniego wieczora cztery razy droższego Cary CAD-300-SEI. Zwłaszcza w ustawieniu z mocniejszym wzmocnieniem i z dziesięcioma Voltami na wyjściach XLR Sigmy grało to popisowo i bardzo dynamicznie, a chropowatość i bogactwo linii melodycznych pozwalały zapominać że to tranzystor.

Ayon_Sigma_017_HiFi Philosophy

Najlepiej blisko spokrewnione, takie jak: Ayon CD-T.

Sięgnąłem następnie po własny przedwzmacniacz, podpinając doń użyte przed chwilą słuchawki i dodatkowo korzystając z usług poganianych Croftem AKG K1000. Zagrało melodyjniej i znacznie bogatszym dźwiękiem. Szczególnie K1000 zostawiły konkurencję z tyłu, zalewając słuchacza spiętrzonymi falami bitów i wnosząc do całościowego odsłuchowego obrazu nowe składniki. Zwłaszcza lepiej ukazywały różnicę pomiędzy ustawieniem napędu na natywne 16/44,1 a z podbiciem do 24/192. Bardzo wyraźnie było słyszalne wygładzanie i upiększanie tego drugiego, a przy pierwszym brutalna prawda o nagraniu. Różnice nie były jak poprzednio jedynie zauważalne, tylko całkiem zasadnicze. Do tego stopnia, że przyjemnie w obu ustawieniach słuchane z Grado i K812 płyty gorszej jakości niekiedy z K1000 pozwalały się słuchać z sympatią jedynie w ustawieniu podbitym, bo bez niego cały tandetny warsztat nagrania był nazbyt boleśnie widoczny. Sumaryczna przyjemność była jednak z K1000 wyraźnie największa, choć także Grado i K812 grały popisowo i pozwalały czerpać multum przyjemnych doznań. Powiedziałbym nawet, że tak najogólniej biorąc przewaga K1000 była zauważalnie mniejsza niż to czasami drzewiej przy różnych okazjach bywało, a to głównie za sprawą dynamiki odtwarzacza, nie pozwalającej wyrywać się o wiele mocniejszemu Croftowi daleko do przodu. Tak, niewątpliwie dynamikę ma ten dzielony Ayon rewelacyjną, wzmaganą jeszcze jego bardzo realistycznym i naturalnie bogatym stylem, co pozwala nawet zwykłym słuchawkowym wzmacniaczom, nie grzeszącym z reguły dużą dynamiką, wyraźnie się podciągać i grać bardziej popisowo. A kiedy taki okraszony dynamiką i bogactwem bitowym przekaz trafia do odpowiednich słuchawek, drzemać i pospolicie się relaksować już żadną miarą nie można, tak samo jak kiedy do pokoju wkracza prawdziwa orkiestra.

 Odsłuch cd.

Z głośnikami

Ayon_Sigma_006_HiFi Philosophy

I tak poziom powagi wzrósł o co najmniej 100%

   Ciekaw jak to granie K1000 skonfrontuje się z brzmieniem głośnikowym, sięgnąłem po głośniki najbardziej z chwilowo obecnych pasujące, czyli Spendory D7. Ich wysoka, 90-decybelowa, skuteczność zdolna była w pełni zadowolić 25-watowego Crofta, a spodziewana od Ayona dynamika pozwalała oczekiwać nietuzinkowych doznań. Nie zawiodłem się. O kształcie sceny nie ma co w tym wypadku dywagować, bo ta zależy przede wszystkim od samych głośników i sposobu ich ustawienia, toteż odłożę to do zbliżającej się ich własnej recenzji, ale całokształt brzmienia z monitorów nagłownych AKG został zachowany. Różnice oczywiście dawały się zauważyć i były nawet co do pewnych aspektów poważne, ale wynikały bardziej z odmienności pomiędzy prezentacją słuchawkową a głośnikową niż samego stylu, który odtwarzacz Ayona niewątpliwie w obu wypadkach narzucał. Wciąż było to bardzo realistyczne, wyraziste i kontrastowe granie. Otwarte, napierające i zalewające szczegółami. Jednakże nie w sposób niemiły, taki z jakim mamy do czynienia kiedy tylko szczegółów jest masa a reszta chowa się w przeciętności, tylko spektakularny jak żywa muzyka, gdzie w kameralnej atmosferze klubowej saksofon opowiada złożoną muzyczną historię, oprawioną masą zdobników wibracyjnych, ze wspaniale uwidaczniającym się podmuchem i ogromną mocą oraz wybitną specyfiką całego dźwięku, charakterystyczną dla tego właśnie instrumentu. A propos podmuchu. Ponownie sprawdziłem jak mają się względem siebie sposoby spinania napędu z przetwornikiem i ponownie okazało się, że kabel ethernetowy w ustawieniu DoT gra najlepiej, względem najlepszego z pozostałych ustawienia nominalnego I2S oferując przekaz dużo swobodniejszy, promieniujący i bardziej nasycony powietrzem. Nie zgadnę z czego to wynika, a pytanie do producenta zostało już skierowane i pozostaje czekać na odpowiedź. W każdym razie różnica była doskonale słyszalna i nie pozostawiająca wątpliwości. W tym ustawieniu głośniki Spendora nie zagrały wprawdzie dźwiękiem tak intensywnie ekspandującym i z tak doskonałą przestrzennie sferą sopranową jak cztery razy droższe Raidho, ale ogólnie na świetnym poziomie i dalece lepiej od samych siebie w ustawieniu I2S czy którymkolwiek z pozostałych. Brzmienie się otwarło, rozświetliło i jęło właśnie dmuchać a nie kotłować wokół samych kolumn. Dużo mam ostatnio doświadczeń w ramach tego dmuchania, bo jeszcze na ostatnim Audio Show, przyznam ze skruchą, nie zwracałem na nie uwagi, prawdopodobnie zgodnie z podstawową tezą epistemologii, że rzeczy nienazwane uchodzą uwagi i dopiero gdy się je nazwie wszyscy dostrzegać je zaczynają. A to czy dmucha, czy nie, okazuje się bardzo ważne.

Ayon_Sigma_013_HiFi Philosophy

Szyki powrót na zaplecze – tutaj poziom powagi potęgują sumy, jakie należy wyłożyć za metr bieżący każdego z przewodów…

Co do różnic względem K1000, to przede wszystkim zdecydowanie mniej słyszalny był szum podkładu, soprany łagodniejsze, a techniczny poziom jakościowy nagrań nie tak uwypuklony. Znowu nawet tych słabszych przyjemnie słuchało się w ustawieniu 16/44,1, a ogólnie, jak zwykle z głośnikami, w każdym razie tymi dobrymi, wszystko stawało się łagodniejsze i bardziej w przestrzeni rozpływało. Bas zachował słyszany ze słuchawkami przestrzenny charakter, bez żadnych tektonicznych doznań rodem z kinowych sal, a szybkość, siła ataku i głębia zarówno barw jak i samego dźwięku były na piątkę. Jednak przede wszystkim narzucała się dominująca też u słuchawek wyrazistość i dynamika.

Sumując sprawę można napisać, że niezależnie od formy końcowej – słuchawkowej czy głośnikowej – odtwarzacz Ayona nieodmiennie cechowały te same walory znane z innych odtwarzaczowych wcieleń tego producenta, ale niewątpliwie ułożone w całość najbardziej z dotychczasowych udaną, prezentującą wspaniałą dynamikę, głębię i wyrazistość przy braku mogących z tego wynikać kłopotów. Żadnej cienkości, spłaszczającego uciekania w dwuwymiarowość, pozostawionych samotnie na placu boju szczegółów. Żadnego także przedobrzania i przeciążania basu ani wokali jak u myszy w Kopciuszku. Wszystko bardzo realne, w inscenizacyjnym przepychu, z maksymalnie podkręconą dynamiką i naturalnie ostrym rysunkiem. Może trochę zabrakło cieniowania konturów, mocniejszego zróżnicowania przejść dynamicznych, niuansowania rzeczy pomniejszych i dłużej podtrzymywanych wybrzmień, ale umówmy się – to nie dzielony Accuphase za sto osiemdziesiąt tysięcy. Także jednoczęściowy Accuphase DP-720 przydał słuchawkom AKG bardziej wilgotnego brzmienia, co było dobrze słyszalne, no ale właśnie za takie specjały płaci się jeszcze więcej. Poza tym i tak jeżeli tylko ogół cech jakościowych jest na wysokim poziomie, a zwłaszcza głębia brzmienia należyta i soprany właściwe, każdorazowo decydującym czynnikiem satysfakcji staje się dynamika, a jedyny odtwarzacz który od tego Ayona dynamikę miał lepszą, to dwa razy droższy dzielony Metronome.

Ayon_Sigma_015_HiFi Philosophy

System w końcu skompletowany. I niech muzyka płynie wartkim nurtem!

Tak przy okazji jeszcze napomknę, iż wydaje się uzasadnione różnicowanie odtwarzaczy na podstawie samego posiadania transformatorów R-Core, bo zarówno posiadający je Audio Research CD9, jak i teraz dzielony Ayon, wypadły ponadprzeciętnie. CD9 był wprawdzie lepszy, bo w ramach melodyki i niuansowości potrafi więcej, ale znów za dwa razy takie pieniądze, więc nie ma co porównywać na zasadzie równych pozycji startowych. Poza tym dynamikę Ayon miał lepszą.

Odsłuch cd.

Sigma jako komputerowy DAC

Ayon_Sigma_021_HiFi Philosophy

A przyzywane dźwięki mknęły niczym oszalałe, diabelnie szczegółowo i z niespotykaną nawet u najlepszych dynamiką.

   Pozostało jeszcze sprawdzić jak przetwornik Sigma spisuje się solo przy komputerze. Podłączyłem go w sposób najbardziej popularny, kablem USB, a ponieważ nie ma wbudowanego wzmacniacza słuchawkowego, doposażyłem w takowy od Phasemation, podpinając go kablami XLR od Acoustic Zen. Nieco dziwaczny przybrało to wygląd, bo z kablami zasilającymi nieco zaszalałem, używając bardzo kosztownych, ale w końcu można czasem te dziwne z pewnością dla osób postronnych produkty audiofilskiego rozpasania w nieco osobliwym dla nich otoczeniu komputerowym zastosować. Może i nie wyglądało to za szczególnie, ale grało…

Sigma ma zegar taktowany w femtosekundach i po raz kolejny okazało się, że takie zegarki, w odróżnieniu od zwariowanych na rękę mają wybitne znaczenie praktyczne. Za ich sprawą dźwiękowy obraz ulega wyostrzeniu i uszczegółowieniu, tak jakby dokładnie kanał radiowy na starym radioodbiorniku gałką ustawić, albo mikroskop czy aparat fotograficzny poprawnie zogniskować. To się naprawdę czuje, bo w takich mniej dokładnych, czyli przy mających mniej precyzyjne zegary przetwornikach, obraz pozostaje lekko rozmyty, nie dając takiego wrażenia realności. A tutaj, podobnie jak na Calyx Femto czy Accuphase DC-901, wyraźność była perfekcyjna i jedynym problemem pozostawało nadanie jej odpowiedniego brzmieniowego szyku, tak aby nie tylko ten obraz był realistycznie ostry, ale i godzien słuchania także z innych względów. Każdy z trzech wymienionych przetworników taktujących w femtosekundach miał pod tym względem inny nieco wachlarz przymiotów. Accuphase był najbardziej perfekcyjny a jednocześnie wszystko doskonale miał pod kontrolą. Niczego nie puszczał na żywioł, niczego nie zostawiał w niedomówieniu i absolutnie nic nie można mu było zarzucić. Czysta perfekcja. Aż wręcz do przesady, jak jakaś do ostatniego piksela dopracowana fotografia spod obróbki Photoshopa, choć taka mająca całościowy wydźwięk  artystyczny a nie reklamowego kiczu. W żadnym razie jakiegoś przesładzania czy umizgów. Wręcz przeciwnie. Obiektywizm, neutralna tonacja, subtelna, niewymuszona elegancja, ogromna precyzja wszystkiego. Calyx był trochę inny, bo mimo też fenomenalnej dokładności bardziej tajemniczy. Coś w nim takiego było, że łączył doskonałą ostrość rysunku z ogólnym poczuciem tajemniczości; przywołania jakiegoś obszaru, na którym nie wszystko jest widoczne i oczywiste. Na pewno po części była to często wzmiankowana przeze mnie „żywa przestrzeń” – jakiś oddech i pulsowanie całego bytu – ale na pewno nie tylko, bo Accuphase też to kreował, dając jednocześnie poczucie większej swojskości; jak różnica pomiędzy przebywaniem nocą we własnym pokoju a zagubieniem w lesie. Nie był to wprawdzie aż taki kontrast emocjonalny, ale na pewno coś w tym rodzaju. Sam w każdym razie słuchając Accuphase doznawałem silnych przeżyć głównie za sprawą pojawiającego się piękna i mistrzowskiego realizmu, podczas gdy Calyx był bardziej mimo swej perfekcji niepokojący i tajemniczy. Może jednak tylko sam tak to odbierałem, a kto inny miałby zupełnie inne odczucia. Natomiast Ayon Sigma to przede wszystkim super wyraźny rysunek i dynamika. Także przywołana zostaje przez niego natychmiast żywa przestrzeń, i powiedziałbym nawet, że z plikami wysokiej gęstości rysuje się ona łatwiej i mocniej niż z przeciętną płytą, ale dominuje dynamika i potężnie uderzające soprany. Do pewnego stopnia jest to styl analogiczny jak w nowych słuchawkach Grado GS1000e, co właśnie sobie uświadomiłem. Tam także strona sopranowa okazuje się tym dla uszu czym śnieg w słońcu dla oczu, natomiast bas nie jest dodawany, tylko w każdym nagraniu z aptekarską precyzją odważana faktyczna jego ilość. Kiedy na samych ścieżkach zapisu nie jest go wiele, wówczas Sigma nie sprawi, że zrobi się go więcej, ale jak jest w nagraniu obfity bądź podbity, to też go nie ujmie, tylko całe duże kwantum dokładnie przekaże. Dlatego słuchając nagrań basowo skromnych można odnieść wrażenie, że basu nieco brakuje, a potem jesteśmy zaskoczeni jak potrafi go być dużo.

Ayon_Sigma_023_HiFi PhilosophyAyon_Sigma_003_HiFi PhilosophyAyon_Sigma_004_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Tego rodzaju traktowanie skrajów pasma wymusza użycie słuchawek albo obniżających tonację, by wszystko zostało umilone basową kołderką, albo potrafiących jak sama Sigma perfekcyjnie oddawać naturalność całego brzmienia, czyli takich najwyższej klasy. Od razu przyszło mi na myśl trio: Sennheiser HD 800, Beyerdynamic T1, AKG K812, ale oczywiście Audeze LCD-3, HiFiMAN HE-6, OPPO PM-1 czy Fostex TH-900 nie powinny być gorsze. Nie miałem niestety możliwości wyjść ze sprawdzeniami poza flagowe AKG, a te okazały się grać podobnie jak w układzie z napędem; bardzo realistycznym ale w sensie sopranowym całkowicie akceptowalnym, popisowym wręcz dźwiękiem. Brzmienie było nasycone i trójwymiarowe, a przy tym naprawdę nieprzeciętnie bogate. Trochę żałowałem, że nie mogę sprawdzić tych sopranów z HD 800, ale sprawdziłem je z K712 i wyjątkowo jak na te słuchawki były realistyczne oraz obfite. Żadnego wycofania, przycinania – nic. Niestety całość brzmieniowa względem K812 zdecydowanie jednak uboższa. Ale jak to nie można na audiofilskim poletku niczego być pewnym. Sięgnąłem tak z obowiązku po przywołane przed chwilą i oskarżone o zbytnie sopranowe szarżowanie Grado GS1000e i żadnych z nimi sopranowych problemów nie było. Całkiem na odwrót – zagrały popisowo, przestrzennie i z realizmem bardzo łatwym do wzięcia. Przywołane na koniec do porównań Pandora Hope VI soprany okazały się forsować zdecydowanie bardziej i miały jaśniejszą tonację. Też grały pierwszorzędnie, ale w sposób  wyraźnie bardziej ofensywny.

Przy okazji trzeba napisać, że jest to zawsze dylemat, czy traktować soprany z pewną rezerwą i powściągliwością, czy całą ich moc kłaść w przekaz, bo w pierwszym wypadku zdecydowanie łatwiej dobrać aparaturę towarzyszącą (wzmacniacz, kolumny, słuchawki), tylko że zwykle z czasem to powściągnięcie i nadmierna kontrola zaczynają drażnić, co może się skończyć całościową irytacją, zwłaszcza w następstwie jakiejś konfrontacji. Z kolei brak powściągania wymusza bardzo wysoką jakość towarzystwa i tutaj przetwornik Ayona, a już zwłaszcza z własnym napędem płytowym, stawia wysokie wymogi, co trzeba brać pod uwagę. Nie oznacza to jednak, że koniecznie trzeba się pchać na wyżyny cenowe, bo nie tak znów drogie głośniki Spendora znakomicie wypadły, a podobnie większość słuchawek. Warto natomiast samemu na wstępie przemyśleć sprawę i zadać sobie pytanie, jaki typ prezentacji wolimy i który na długą metę będzie nam odpowiadał: super dynamiczny, szczegółowy i realistycznie wyraźny, czy raczej poetycko uspokojony, idący w stronę melancholii albo optymizmu. Takie ogólne ukierunkowanie, wyboru opcji którego warto dokonać już przed pierwszym zakupowym odsłuchem, stanowi niewielką wprawdzie ale jakąś rękojmię, że nie będziemy musieli zaraz wszystkiego wymieniać.

Ayon_Sigma_007_HiFi Philosophy

Krótka sesja przy komputerze tylko potwierdziła wstępne ustalenia – Ayon Sigma świetny jest i basta!

Sam o sobie mogę powiedzieć, że w młodszym wieku bardziej odporny byłem na ostrość wysokich tonów, a teraz raczej jej nie toleruję, choć z kolei uwielbiam całkowicie otwarte soprany, ale takie na najwyższym, uchodzącym w przestrzeń poziomie. Pod względem powyższego wyboru zarówno sam Ayon Sigma jak i duet CD-T/Sigma należą do opcji pierwszej, tej dynamicznej i wyrazistej, którą należy obłaskawiać jakością i odpowiednim doborem.

Podsumowanie

Ayon_Sigma_020_HiFi Philosophy   Sam Ayon Sigma to jeden spośród kilku najlepszych przetworników jakich u siebie słuchałem. Ma to coś, co sprawia, że od pierwszej sekundy uderza jakością i wszystkie te, nawet bardzo chwalone, urządzenia lokujące się poniżej dziesięciu tysięcy z miejsca otrzymują śmiertelny sztych jakościowy. „Nie mają szans”, jak to się w audiofilskiej gwarze powiada, czyli przepaść, pozamiatane, zdołowanie i mord w białych rękawiczkach połączony z masakrą. Teksas, Sajgon i Dzikie Pola.

Jasne, przesadzam, ale audiofile lubią ubarwiać. Niezależnie od tej barwności Ayon Sigma jest rzeczywiście lepszy. Trzeba mieć kieszenie solidnie wypchane gotówką, kiedy się idzie po tej klasy przetwornik, a tutaj to wypchanie nie jest znów takie duże. Biorąc pod uwagę aż osiem kości DAC i femtosekundowy zegar oraz galerię przyłączy, lampowe wyjście i przedwzmacniacz, a także pancerną obudowę całą z aluminium, cena nie wydaje się wygórowana, a podobno za niewiele ponad dziesięć tysięcy będzie go można wyrwać. W połączeniu z własnym napędem płyt o dopasowanym wzorniczo kształcie stajemy oko w oko z odtwarzaczem high-endowej klasy, biorącym sygnał od najlepszego w historii napędu Philipsa, będącego już za życia legendą (nie jest produkowany i trzeba mieć dojście do zapasów). Bezproblemowo łykną mojego Cairna w mierze dynamiki i szczegółowości, choć niewątpliwie staje się dzięki temu nie tylko lepszy jakościowo ale i bardziej dla toru wybredny. Trzeba go dopieścić wzmacniaczem, oprawić w odpowiednie głośniki i należytymi kablami przewiązać, by wszystko to razem zagrało aż dech audiofilowi zaprze. Maszyneria jest realistyczna jak wszyscy diabli, taka z rogami i kopytami. Odpowiednio do tego czarna i łypiąca czerwonym okiem. Dwoma nawet. Płyty brane przez nią na rożen żywym ogniem płoną i jak prawdziwy ogień dają potężne kontrasty nawet na minimalnym dystansie, pozwalając umiejącym się z tym obchodzić czerpać z tego wielkie korzyści. To jest realizm uderzający i ostrość obrazu najwyższej próby. Dynamika popisuje się w stopniu niemal nie widywanym, a śladowe braki z wykształceniem kultury absolutnie najwyższego poziomu nie mogą dziwić w zestawieniu z ceną, wielokrotnie niższą niż w przypadku aparatury tego rodzaju poziom oferującej. A zatem zbierając to wszystko w całość otrzymujemy coś co się nazywa okazja i to jeszcze możliwa do kupowania na raty, bo przecież na początek wystarczy komputer i sam przetwornik. Bardzo dobrze, że jest taki odtwarzacz, zwłaszcza dla tych, którzy kochają dynamikę, bo już mi tej dynamiki podczas pisania kolejnych recenzji odtwarzaczy zaczęło brakować.

 

W punktach:

Zalety

  • Super dynamika.
  • Super szczegółowość.
  • Szybki jak piorun.
  • Uderza realizmem.
  • Piękna czystość i przejrzystość dźwięku.
  • Naturalna tonacja.
  • Całkowicie otwarte pasmo.
  • Żadnego rozjaśnienia.
  • Szybsza jak zwykle u top loaderów obsługa.
  • Najlepszy w historii napęd Philips CD-Pro 2.
  • Taktowanie w femtosekundach.
  • Kapitalnie gra po USB.
  • Pełna obsługa wymogów plikowych i źródeł cyfrowych w sekcji przetwornika.
  • Regulacja napięcia wyjściowego na gniazdach RCA i XLR.
  • Wbudowany przedwzmacniacz.
  • Wyjście lampowe.
  • Osiem DAC-ków Sabre ES9018 w trybie mono.
  • Transformatory R-Core.
  • Obfitość regulacji z pilota.
  • Kontrola zgodności fazy.
  • Opcjonalny napęd plikowy.
  • Pancerna budowa.
  • Efektowny wygląd.
  • Made in Austria.
  • Polski dystrybutor.
  • Znośna cena.

 

Wady i zastrzeżenia

  • W momencie pisania recenzji brak w pełni dopracowanego sterownika dla sekcji DAC.
  • Brak jakiegokolwiek przewodu pozwalającego połączyć obie części.
  • Osobne piloty nieco komplikują obsługę.
  • Nie dla lubiących spokojny, zanurzony w refleksji styl grania.
  • Raczej tylko do towarzystwa z inną wybitną aparaturą.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:

Eter Audio

 

 

 

Strona producenta:

hg_oben_rechts

 

 

 

Dane techniczne:

Ayon CD-T

  • Konwersja 192kHz / 24 bit
  • Wyjście lampowe 6H30
  • Dynamika: > 120dB
  • Jitter: 1 pico-second RMS
  • Wyjścia cyfrowe: 75 Ω SPDIF (RCA), 110 Ω AES/EBU  (XLR), BNC, I2S, TosLink
  • Stosunek szumu do sygnału: > 119 dB
  • Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz  +/- 0.3dB
  • THD: < 0.001%
  • Wymiary: 48 x 39 x 12 cm
  • Waga: 14 kg
  • Cena: 19 900 PLN.

 

Ayon Sigma

  • Konwersja: 32 bit, PCM up to 192k, 64 x DSD, 128 x DSD.
  • 8 mono DAC Sabre ES9018, po cztery na kanał.
  • Lampowe wyjście analogowe: 2 x 6H30.
  • Dynamika: > 128 dB
  • Poziom wyjścia: 1 kHz / Rms 0-10V
  • Impedancja wyjściowa RCA: ~ 300 Ohms
  • Impedancja wyjściowa XLR: ~ 300 Ohms
  • Wejścia cyfrowe: 1 x SPDIF, 1 x AES/EBU, 1 x Toslink, 1 x BNC, 1 x USB, 1 x I2S, 1 x DoP, 3 x BNC for DSD
  • Wyjścia analogowe: RCA & XLR
  • Stosunek szumu do sygnału: > 120 dB
  • Pasmo przenoszenia: 20Hz – 20kHz  +/- 0.2dB
  • THD: < 0.002%
  • Wymiary: 48 x 36 x 11 cm
  • Waga: 12 kg

 

System:

  • Źródła: PC, Ayon CD-T/Ayon Sigma, Cairn Soft Fog V2.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar 1.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Phasemation EPA-007.
  • Głośniki: Spendor D7.
  • Słuchawki: AKG K712, AKG K812, AKG K1000, Grado GS1000e, Pandora Hope VI,
  • Kable cyfrowe: AES/EBU: Acrolink 7N-DA6300 Mexcel, Ethernet: Acoustic Revive LAN-1.OPA, USB: Tellurium Q Blue, SPDIF: Belkin Digital.
  • Interkonekty XLR: Silteh Royal Princess, Acoustic Zen Silver Reference.
  • Interkonekty RCA: Acoustic Zen Absolute Copper, Acoustic Zen Matrix, Acrolink 8N-2080III Evo, Harmonix HS-101 Improved, TaraLabs Air1.
  • Kable zasilające: Fadel Reference II, Harmonix X-DC2, KBL Red Eye, Siltech Ruby Hill.
  • Kondycjoner: Entreq Powerus Gemini.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

23 komentarzy w “Recenzja: Ayon Sigma / CD-T

  1. Marecki pisze:

    Mały błędzik zauważyłem.
    Taki, że AK 240 to Cirrus logic CS4398, a nie Sabre ES9018.
    Pozdrowionka 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Faktycznie, to AK 120 ma Sabre.

      1. Piotr Ryka pisze:

        A, i znowu się pomyliłem, bo w AK 100 i AK 120 są Wolfsony. Przepraszam za błąd i dziękuję za zwrócenie uwagi. Już poprawiłem.

  2. Marecki pisze:

    A tam, i najlepszym sie zdarza!:)
    (szczególnie pisząc recenzję za recenzją)

    Teraz zwróciłem uwagę na to, że jeszcze nie było na łamach Hifiphilosophy żadnego dapa z Sabre.
    A są takie dwa na które warto zwrócić uwagę – Ibasso DX90 i Hifiman HM 901.

    Ten pierwszy jest oparty na bardziej mobilnych kościach ES9018.
    Natomiast ten drugi już na pełnowymiarowych.

    Ze słuchawek zainteresowały mnie te nowe Hifimany HE560.
    „Brzmienie maksymalnie zbliżone do HE 6 przy zachowaniu dużo wyższej skuteczności”

    Ile w tym prawdy.. Trza to sprawdzić!

    1. Piotr Ryka pisze:

      HE 560 już słuchałem i są świetne brzmieniowo oraz bardzo udane konstrukcyjnie. Zarówno one jak i HM 901 mają niebawem przyjechać po recenzję. Ibasso też gdzieś w tle majaczy, ale jeszcze się na niego nie umawiałem. Na razie jadę z Cary 300B SEI.

  3. Marecki pisze:

    Pewnie wszyscy tu jesteśmy ciekawi jak spisze się pupil Pana Mirka 🙂

  4. Tadeusz pisze:

    Zaległa dziwna, wieloznaczna cisza ,Piotr pewnie myśli co tu napisać ,żeby nie urazić 🙂

  5. Miroslaw pisze:

    Tak naprawde to nie potrzeba recenzji pana Piotra aby potwierdzic fakt ze cary 300b jest najlepszy na swiecie…

  6. Tadeusz pisze:

    co to urlop???

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dlaczego urlop? Nowy test jest już napisany i dziś w nocy się ukaże. To są trudne, wielodniowe odsłuchy, wymagające wielu starań.

  7. Tomek pisze:

    Tak czytam Panie Piotrze recenzje dac-ów i się zastanawiam jak ma się ten sigma do Phasemation bo cena zblizona, poszukuje źródła do Octave i Dynaudio swego czasu miał Pan je u siebie czy któryś by spasował?

  8. PodaK pisze:

    Witam. Jaka jest żywotność takich lamp w tym Dac-u?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ayon deklaruje bodajże 3 tysiące godzin. Ale powinny wytrzymać dużo więcej. Lampy naprawdę niechętnie padają. Przynajmniej te pracujące u mnie jakoś nie chcą. Jeszcze nigdy żadna w niczym mi nie wysiadła, jedynie kilka stłukłem.

  9. Paweł pisze:

    Ayon Sigma czy iFi IDSD Pro, który DAC lepszy patrząc pod kątem muzykalności?

  10. Adam pisze:

    Witam Panie Piotrze
    Miał Pan może okazję słuchać Matrixa X Sabre Pro? Bo zastanawiałoby mnie porównanie do tego Ayona Sigma.
    Tyle że słucham w sumie tylko z plików, więc z ewentualnego dobrodziejstwa odtwarzacza płyt i gniazda I2S bym nie skorzystał.
    W tym przypadku Matrix posiada cały zestaw stricte pod pliki.
    A Ayon widzę, że tworzony z myślą o parowaniu z odtwarzaczem płyt.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Matriksa nie słyszałem, więc mogę tylko powiedzieć, że Sigma jest bardzo dobra. Ma przede wszystkim coś, co nazwałbym głębią narracyjną – głęboko wnika w strukturę dźwięku. Jaki jest Matrix – nie wiem.

      1. Adam pisze:

        Dziękuję za odpowiedź.
        Z tego co wiem, to matrix jest generalnie liniowo grającym przetwornikiem, bez faworyzowania jakiegoś pasma. Plp

        A to przy okazji jeszcze chciałbym zadać jedno pytanie jeśli można, o dwa DAC-i które Pan testował.
        Czy Sigma lub La scala odnalazłyby się w przy słuchawkach pokroju Empyrean, LCD3, Grado PS2000e? I wzmacniaczach lampowych(Euforia, Songolo HPA300, czy może lampa 300B) Nie będzie to przesycenie szczególnie przy Empyrean czy LCD3.

        1. Piotr Ryka pisze:

          La Scala to DAC spokojniejszy. Dynamiczny i melodyjny, ale jak to mawiają Rosjanie – Sigma jest bardziej duszoszczypatielna. Zwłaszcza jak jej wymienić lampy na lepsze, co nie jest specjalnie kosztowne. Ale jak się lubi gładką melodyjność, to La Scala.

          1. Adam pisze:

            Dziś byłem i słuchałem Meze Empyrean. W końcu mi się udało. Słuchane było na A&K Kann Cube. I chyba znalazłem króliczka, nawet nie chyba, a na 99%. Zmiotły ADX 5000 i LCD 3. Ciężko opisać co słyszałem, bo słyszałem muzykę taką jaką chciałbym słyszeć, naturalną, rzeczywistą. Przestrzeń, spójność całego dźwięku, powietrze. Genialny bas, może nie schodzący tak nisko jak LCD 3, ale potęga dźwięku i tak podobała mi się bardziej u Meze. Uniwersalność gatunkowa.
            Rock zagrany świetnie, metal też, jazz, klasyka, muzyka filmowa. Nie było się do czego przyczepić. Do tego wygodne, ładnie wyglądające. A do tego jeszcze w miarę rozsądnej cenie, bez skakania w dziesiątki tysięcy. Jestem pod wrażeniem co Meze uczyniło z Empyrean.

            Takich słuchawek właśnie szukałem. A to wszystko na DAP-ie. Więc strach myśleć co będzie na stacjonarnym torze, jeśli na A&K, dźwięk był powalający.

            Oczywiście gusta gustami, bo widziałem też opinie ludzi, którzy pisali, że Meze grają jak słuchawki za 2k, no ale każdy ma swoje gusta, Meze mają swój styl grania, który nie musi się podobać każdemu. Mnie te słuchawki powaliły, bo właśnie takiego dźwięku szukałem. ADX 5000 najgorzej wypadły z całej trójki. Ciekawe, ale jednak nie do końca to czego chce.

            Przyznam, że kusząca byłaby Sigma, bo La Scala to jedynie szukanie używki, bo cena sklepowa trochę zwalająca z nóg, więc to już nie moje progi.
            Jak taka Sigma zgra się z Meze? Bo pamiętam, że Meze były testowane właśnie na Sigmie.
            Prosiłbym tutaj o małą pomoc w wyborze DAC-a, bo akurat jest problem, że nie mam gdzie posłuchać nic sensownego. Zostaje coś wybrać i ewentualnie korzystać z 14 dni zwrotu.
            Z wzmacniaczami to już nie problem, bo wiele ciekawych będę mógł posłuchać, ale jeśli chodzi o DAC, to wszystko jest poza moim zasięgiem. Dlatego jeśli to nie jest problem, to prosiłbym o radę w tej kwestii.

            Co by Pan, Panie Piotrze zestawił do Empyrean w kwestii wzmacniacza? Euforia? Ayon HA 3?

            Pozdrawiam Adam

          2. Piotr Ryka pisze:

            Meze to słuchawki dość łatwe, chętnie ze wszystkim współpracujące. Sigma dodaje im zadziorności i drapieżności, co moim zdaniem pasuje. Wzmacniacz? Jeżeli to możliwe, kupiłbym Woo Audio WA-5 LE, a z czasem do niego lepsze lampy. Ale Ayon i Euforia to też bardzo dobre wybory.

          3. Adam pisze:

            Tak łatwe i właśnie nawet z moim Fiio Q5 z wymienionym wzmacniaczem na AM3D zagrało to naprawdę bardzo dobrze. Aż sam byłem zdziwiony. Ale to akurat dobrze, bo czasami gdzieś się pojedzie na działkę i nikt nie będzie targał ze sobą stacjonarnych klocków, tylko weźmie słuchawki i DAP-a, czy przenośny DAC/AMP i nadal się będzie cieszył.

            Dziękuję rozważę na poważnie tę Sigmę.

            Woo Audio WA5 LE jest w MP3Store, więc może uda się jakoś ściągnąć go do posłuchania. Choć cenowo będzie to wyzywanie, ale kto wie, parę miesięcy temu WA 5 LE siedział na komisie w MP3Store jako egzemplarz testowy za około 12k zł, więc wszystko jest możliwe jak widać.
            Akurat w kwestii wzmacniaczy będzie o wiele prościej, więc tu będę mógł już wybrać go w pełni świadomie. Więc jedynie DAC zostanie zakupiony najpewniej w ciemno.

            No cóż dziękuję, teraz zostaje postarać się jakoś posłuchać Meze z różnymi wzmacniaczami i wybrać ten najlepszy.

  11. Józek pisze:

    Panie Piotrze,

    Czy po tylu latach od recenzji Ayon Sigma można w dalszym ciągu uznać ten przetwornik za jeden z lepszych w cenie do 10 tysięcy złotych? Oferty na rynku kuszą kuszą nowszym sprzętem, przyjmującym DSD512 jak Chord Qutest/Hugo TT. Zastanawiam się czy „staruszek” Sigma ciągle czaruje swoim brzmieniem i jest odporny na wiek?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Moim zdaniem czaruje. A jak mu jeszcze wymienić lampy na lepsze, to już naprawdę. Bardzo udany przetwornik.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy