Recenzja: Ayon CD-35 II

Odsłuch

Który złączono teraz z pokrywą. Poza tym napęd jest nieco inny, nie czyta warstwy SACD.

   Bez konwersji PCM-DSD za zbyteczny uznałem odsłuch przy komputerze, nie można bowiem było odnieść się do jakościowych różnic między natywnie czytanymi plikami MQA (akurat był na miejscu oferujący to przetwornik), a konwertowanymi przez Ayona do DSD. Tym samym uproszczenie, został sam materiał płytowy. I w jego ramach uproszczenie kolejne – same płyty CD. Te wg supozycji twórcy odtwarzacza osiągać mają poziom SACD, co nie jest wykluczone; pytaniem jednak pozostaje, w ramach odczytu przez który mianowicie odtwarzacz. Bo raczej nie przez konwertującego wielokanałowe SACD do dwóch kanałów Meitnera i raczej nie przez najnowszego dzielonego Accuphase, który dwukanałowe płyty SACD wynosi na wyższy poziom. Odnośnie tego też bez porównań, tylko wspominki i gdybanie. Przejdźmy nareszcie do rzeczy.

Odtwarzacz podał sygnał poprzez moje wzmacniacze na referencyjne słuchawki AKG K1000 i trójdrożne kolumny Audioform. Zaliczyć też mu możemy odsłuch z kolumnami Litusa; i jest on nawet istotny, ponieważ uplasował się na przeciwnym biegunie do stylu AKG.

Muszę przyznać, że swoich referencyjnych słuchawek nie słuchałem od bardzo dawna, paru ładnych miesięcy. Jest to polityka świadoma, ponieważ albo słuchać je i żadnych innych, albo na odwrót. A ponieważ tych innych muszę, odpowiedź udziela się sama. Zalało mnie szokowo przejrzyste i przenikliwe brzmienie, obejmujące pasmo od potężnego basu po oszałamiająco strzeliste soprany. Takich sopranów żadne słuchawki nie mają, podobnie jak tej miary otwartości i naturalizmu. Nie było to brzmienie stuprocentowo realne, bo takie poza prawdziwym żadne nie jest, ale tak bliskie realizmu, że nie potrzeba więcej aby doznać uniesień. Przewiercające przestrzeń sopranowe świdry, aż prawie do granicy bólu, miały trójwymiarową ekstensję każącą je podziwiać, zaznawać z nimi audiofilskich dreszczy. Owszem, tak realistyczne brzmienie daje się słuchać w przypadku ostrych nagrań i wysokich poziomów głośności półtorej godziny, góra dwie, potem trzeba odsapnąć. Ale doznania są z rodzaju niezapomnianych. Powtórzyłem w zasadzie repertuar użyty z kolumnami Litusa, w każdym przypadku przysłuchując się różnicom prezentacji. Z nimi to zawsze brzmieniowa pieszczota, a z tymi AKG każdorazowo forsowny atak. Jedno i drugie piękne, jedno i drugie bezapelacyjnie przywołujące żywą muzykę, pomimo że tak różne. Ale nas interesuje teraz co innego – to mianowicie, że jedno i drugie generowane przez to samo źródło. Za jednym i drugim stylem stał ten sam Ayon CD-35 II; w przypadku stania na własnych nogach już znakomicie różnorodny brzmieniowo, tę różnorodność intensyfikujący po postawieniu na genialnych Synergistic Research MiG SX. To nie była różnica zasadnicza, może nawet nie duża, ale po postawieniu na nich doszła do brzmienia kolejna warstwa i obraz się bardziej rozruszał. Podobnie nie było dużej różnicy przed i po wygrzaniu. Może dlatego, że odtwarzacz otrzymałem wygrzany już troszeczkę, choć podobno bardzo niewiele. W każdym razie od startu prezentował wszystkie walory; to nie jest urządzenie z gatunku „na początku coś okropnego, na odległym końcu przepięknie”. Świetnie gra wyciągnięte z pudełka, a potem jeszcze świetniej.

 

 

 

 

Ale mamy dwa przeciwstawne style, pomiędzy nimi Audioforma, który ich cechy łączył oraz wybrzmiewał najpotężniej. Pytanie brzmi: czy można w tym wszystkim odnaleźć inne cechy charakterystyczne Ayona CD-35 II poza uniwersalnością? Bo w odniesieniu do niej, to bez żadnej dyskusji; z wszystkimi odbiorcami sygnału współpracował rewelacyjnie. Inną cechą swoistą okazuje się własna melodyjność. Jest wybitna – analogowość tej cyfrowej muzyki też jest bezdyskusyjna. Nie sięga aż poziomu wysokiej klasy gramofonów – nie jest aż taka gładka i tak we wnętrzu brzmień spoista – ale podobnie jak w przypadku przetwornika X-Sabre trzeba się na tym skupić i przez moment uważnie przysłuchać, żeby ten ślad cyfrowej anatomii w komórkach dźwięku wyłapać. Na marginesie odnotuję, że brzmienie posługującego się też pojedynczą kością, ale Sabre ES9038PRO, a nie Asahi Kasei Microdevices AKM 4497EQ chińskiego przetwornika było podobnie analogowe, natomiast chłodniejsze, minimalnie ciemniejsze i bez śladu słodyczy. Ayon CD-35 II pracujący bez przetwarzania do DSD jest bowiem wyraźnie ciepły i nie pozbawiony brzmieniowej słodyczy. Nie przesadza z jednym i drugim, ale te cechy pozwalają się poznać, dołączając do uniwersalności i świetności ogólnej. Detaliczność, rozdzielczość, skala ożywiania przestrzeni, atak, piękno i długość wybrzmień, świetna przestrzenność i holografia – to wszystko w tej maszynie jest na poziomie high-endu bez żadnej umowności, co nie oznacza, że maszyny o wiele droższe nie mają swoich przewag. Skupiłem się na punkcie wyjścia konstruktora, na wyrzuceniu SACD. Bez wątpliwości głos Marka Knopflera z trójwarstwowej płyty „Brothers in Arms” był przez kosztujący ponad sto tysięcy odtwarzacz Meitnera ze środowiska akompaniamentu lepiej wyosobniany i obdarzony większą realnością na bazie dobitniejszych cech swoistych. Podobnie dwuczęściowy flagowy Accuphase z warstw SACD produkował muzyczną materię o większej złożoności. To nie jest dobre porównanie, ale lepszego nie chce mi się szukać – swoje brzmieniowe zamki budował z mniejszych klocków LEGO, przejawiał lepszy strukturalizm. To ślad, to nic znaczącego dla dłuższego słuchania, niemniej struktura dźwięku SACD oferuje większe bogactwo, tego się nie da nadrobić. Być może transfer do DSD, oferowany przez wersję Signature, jeszcze to bardziej zaciera, ale nie dane było sprawdzić.

Maszyna jest potężna, teraz cięższa o pięć kilogramów.

To wszystko jednak niuanse i rzecz wymagająca analizy, a muzyka nie polega na analizowaniu, tylko na przeżywania. W warstwie przeżycia i odczucia, zarówno w odniesieniu do pierwszego zetknięcia, jak i długiego obcowania, Ayon CD-35 II jawi się jako rewelacyjny odtwarzacz. Do tego stopnia misterny, do tego muzykalny, do tego dynamiczny i do tego trójwymiarowy, że nie ma czasu na analizy, pragniemy tę muzykę chłonąć. Oraz największy atut – te cechy wyważone. Barwa, światło, architektura dźwięku i jego żywiołowość – to wszystko się nakłada i zbiera w taką całość, że jedno nie przeważa nad drugim, nie ogniskuje na sobie uwagi. A często tak się dzieje. Są odtwarzacze przede wszystkim dynamiczne (np. niektóre Metronome), są przede wszystkim muzykalne (np. dawny Lector), są przede wszystkim szczegółowe (np. dawna Wadia, Marc Levinson). Są także przede wszystkim do bani, jak Accuphase DP-57 i wiele, wiele innych. W odróżnieniu od wszystkich onych Ayon CD-35 II daje brzmieniową całość jako wyrafinowaną muzykę. Wyrafinowaną pod każdym względem, pod każdym równie dobrą. Od reszty toru zależeć będzie, czy sporządzimy szalejący dosadnością realizm, ujmujący bogactwem spokoju relaks, czy coś spomiędzy tego. Jedynie muzyki zimnych pustek trącanych elementarnymi cząstkami brzmienia nie da się chyba zrobić, chociaż kolumny Focal Utopia z jakimś tranzystorowym wzmacniaczem i okablowaniem Nordosta nie stałyby chyba na pozycji straconej.

Ten rodzaj prezentacji nie leży jednak w głównym nurcie predyspozycji nowego Ayona. On daje brzmienia pełne, bez śladu odchudzenia, aromatyczne, ciepłe, mieniące się, biologiczne, tchnące na równi energią co słodyczą. Świetliste, ale nie jaskrawe, detaliczne, lecz nie analityczne. To obiecywał nam konstruktor, to się jemu udało, podobnie jak wyciszyć napęd do stanu zerowego. Słychać jedynie szmer wchodzącej w obroty płyty, potem sama muzyka. Nawet siadając tuż przy odtwarzaczu, nie usłyszymy jego pracy w sensie mechanicznych odprysków. Korekcja błędów jest niezgorsza, chociaż daleka od potencjału oferowanego przez komputer; obsługa dzięki integracji docisku z pokrywą stała się szybsza i wygodniejsza. Odtwarzacz jest do brania – duży, solidny, perfekcyjny. Cyfrowy, lecz lampowy; lampowy, lecz energetyczny.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: Ayon CD-35 II

  1. Włodek pisze:

    Piotrze, czy znasz przyczynę, dla której nie zamontowano możliwości odtwarzania płyt SACD ? Nawet w wersji HF ? Trochę to dziwne, szczególnie, że bezpośredni konkurent (Accuphase) to ciągle oferuje. Pozdrawiam 🙂 Włodek

    1. Piotr Ryka pisze:

      Projektant – Gerard Hirt – tłumaczy to chęcią maksymalnej optymalizacji odczytu CD. Czy zastosowany napęd jest zdolny do odczytu SACD, tego nie wiem, bo nikt nie raczył tego wyjaśnić. Ale skoro pełna optymalizacja CD, to prawdopodobnie nie czyta. Czy to krok we właściwą stronę? Zależy od użytkownika. Jeżeli bazuje na pytach CD, to nie istnieje problem. Ale kiedy, jak na przykład ja, ma ich trochę, to sytuacja jest niekomfortowa. Zwłaszcza że pierwowzór warstwę SACD nie tylko czytał, ale robił to znakomicie. I nieco bardziej analogowy styl nowego odnośnie CD moim zdaniem tego w pełni nie rekompensuje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy