Recenzja: Ayon CD-10 II Signature

Budowa

Nowy Ayon wygląda tak samo jak poprzednie.

   Odtwarzacze  Ayona rozpoznajemy już z kilkudziesięciu metrów, bo nie ma drugich o tak mocno zaokrąglonych narożach i tak charakterystycznych pokrywach napędu. Nie ma też sensu się nad tym rozwodzić, bo już to parę razy przerabiałem, ale jest sens przypomnienia, że tak masywne obudowy zapewniają sztywniejsze oparcie dla płytowej wirówki i lepszą izolację od zewnętrznych pól magnetycznych. Odtwarzacz waży 13 kilogramów, nie jest więc superciężki, ale też jego masa ma swoją pozytywną wymowę. Część obsługowa to ayonowy standard – siedem podświetlanych czerwienią guziczków pokrywy wierzchniej i podłużny, też czerwono świecący wyświetlacz frontonu, który można przygasić bądź całkowicie zgasić. Z rzeczy nowszych, ale nie całkiem, bo odziedziczonych po droższym CD-35, jest wspomniany konwerter zamieniający PCM w DSD, którego pierwsza wersja spisywała się dobrze, ale miała pewne słabostki (w recenzji tego CD-35 starannie wyliczone), a poprawiona wersja druga stanowi już pozbawiony wad silny atut i przede wszystkim dla niej warto tego CD-10 II Signature wybrać.

Standardem jest też znany od dawna pilot, identyczny lub niemal taki sam jak znane z wielu poprzednich urządzeń marki, których wyróżnikami było bycie aluminiowym, także dość ciężkim i całościowo czarnym, aby kolorystycznie się stapiać. Do układu przycisków na którym można się przyzwyczaić, ale nauki będzie trochę, bo jest tych przycisków sporo, tak więc nie mamy do czynienia z pilotem typu szczątkowego, tylko przeciwnie – należącym do oferujących obsługę funkcji niedostępnych z poziomu obudowy. Też między innymi regulację głośności (tę z obudowy też można), tym przydatniejszą, że u wszystkich odtwarzaczy Ayona jest zrealizowana jak należy, to znaczy wraz ze ściszaniem nie redukuje się też jakość, a jeśli już, to pomijalnie – jakbyś wysokiej klasy potencjometru w przedwzmacniaczu używał. Bo też i sekcja regulacji wzmocnienia jest tutaj wbudowanym przedwzmacniaczem, z potencjometrem na bazie rozbudowanej sekcji regulacji napięcia wyjściowego, a nie jakimś tandetnym dzindzibołkiem z gatunku „aby-żeby”.

Ale od bezpośredniego poprzednika ma mniej o jeden przycisk.

Znanym od dawna standardem są też regulacje przełącznikowe z tyłu, obejmujące na jednym pstryczku wybór wyjściowych gniazd RCA, XLR lub obu jednocześnie przy pewnej redukcji jakości (co rzeczywiście słychać), na drugim wyższe lub niższe na tych gniazdach regulowane napięcie (do maksymalnie 2,2 V dla ustawienia „Low” i 4,4 V dla „High”), a trzecim przełącznikiem włączanie lub dezaktywację samej tej regulacji. Gniazdo dla kabla zasilania, także zgodnie z tradycją, ulokowano na tylnym panelu centralnie i doprawiono zatoczką dla bezpiecznika, nie ma natomiast stosowanej kiedyś lampki ostrzegającej przed nieprawidłową fazą (złą stroną żyły gorącej), ponieważ zabroniła tego, jako czegoś niebezpiecznego (sic!) niepozbierana umysłowo Unia Europejska.

Też zgodnie z tradycją gniazda wyjściowe ulokowano pojedynczo stronami blisko krawędzi bocznych, co znamionuje architekturę wewnętrzną dual mono. Urządzenie dostosowano do wymogów współczesności i ma na tę okoliczność cyfrowe wejścia USB, koaksjalne oraz optyczne, a także pojedyncze cyfrowe wyjście (75 Ω S/PDIF RCA). Też zgodnie z tradycjonalizmem ayońskim podstawki to masywne, aluminiowe walce – jak cała reszta obudowy w dopasowanym, czarnym wykończeniu. I znów w zgodzie z tradycją pozostając, w stopniu wyjściowym znajdujemy rosyjskie triody 6H30, a w zasilaniu niskoszumny transformator R-Core.

Przejdźmy do tego, co odróżnia tradycję od nowatorstwa. Oprócz po raz kolejny w tak stosunkowo niedrogim odtwarzaczu modułu PCM-DSD jest też i samoistne novum, w postaci braku dociskowego krążka. Pokrywa nad napędem ma zastępujący go docisk zintegrowany, nie trzeba więc się martwić o zagubienie ani każdorazowe ściąganie/nakładanie. Rzecz działa bez zarzutu, płyt w napędzie nie słychać, co tym jest korzystniejsze, że z całkowitym brakiem hałasu w napędach odtwarzaczy Ayona nie zawsze było idealnie. Prócz tego mocno akcentuje producent wyjście nie tylko dual mono i nie tylko przez stopień lampowy, ale też w klasie A i układzie single-ended triode, czyli się można domyślać, że cały układ wyjściowy też uległ modyfikacji. Skrócono również jeszcze bardziej (już wcześniej o to dbano) ścieżki na wcześniejszych etapach, zastosowano jeszcze lepsze kondensatory (tym lepsze w wersji „Signature”) i poprawiono stopień zasilania, a układ antywibracyjny pod napędem też został udoskonalony.

Identyczny za to wyświetlacz.

W sumie więc sporo zmian, co powinno być słychać i czego zaraz poszukamy. Jest także jedna zmiana redukcyjna – w przeciwieństwie do wersji pierwotnej, obecna nie czyta stereofonicznych płyt SACD. (Przypomnę, bo prawie wszyscy zdążyli już zapomnieć, że standard SACD był zrazu pomyślany jako wielokanałowy, a najpopularniejsze w późniejszym obrocie płyty dwukanałowe tego typu to forma uwsteczniona.) Nawet tych uwstecznionych wersja druga Ayona CD-10 nie odczyta, co jednak nie jest stratą, ponieważ poprzednia je wprawdzie nominalnie czytała, ale nie potrafiła tego robić z całą techniczną biegłością, więc także w jej przypadku producent zalecał jako lepszy odczyt z warstwy CD skonwertowany do DSD. Od strony wizualnej zmiana ta pociągnęła zniknięcie ósmego przycisku na obudowie (pierwszego z lewej, podpisanego „SACD/CD”), a wewnątrz pewnie modyfikację elektroniki obsługowej, ale o tym ze strony twórców całkowite milczenie. Wszakże gdyby ktoś sobie życzył czegoś więcej o technologii się dowiedzieć, strona firmowa Ayona jest gotowa i oferuje długaśne wyliczenie cech oraz zalet technicznych nowego dzieła firmy, w ramach którego mowa między innymi o całkowitym braku sprzężenia zwrotnego, o niskiej impedancji wyjściowej, czysto lampowej ścieżce sygnału oraz braku buforów. Także o filtrze prądowym na wejściu w zasilaniu i dziesięciostopniowej regulacji napięcia. To wszystko za wspomniane dwadzieścia jeden sto w przypadku wersji „Signature”, a co z tego dla brzmienia?

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

8 komentarzy w “Recenzja: Ayon CD-10 II Signature

  1. Pawcio pisze:

    Widzę, że Ayon wraca do zintegrowanego docisku płyty CD z pokrywką. Ładnych parę lat temu firma zrezygnowała z tego rozwiązania bo podobno było awaryjne / problematyczne. Pełno negatywnych opinii tego rozwiązania na starych forach. Mój pierwszy Ayon to był 1 SX więc miał krążek dociskowy i nie było żadnych problemów. Ciekawe czy poprawili stare rozwiązanie, czy też komfort wziął górę nad jakością.
    W treści recenzji nie znalazłem informacji czy tor audio jest zbalansowany czy tylko ma wyjścia xlr, bo to by świadczyło o zmianie koncepcji tego urządzenia.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Kwestia zbalansowania nie jest łatwa do oceny, ponieważ urządzeń symetrycznych od A do Z pomiędzy mającymi wyjścia XLR prawie nie ma. Zdecydowana większość to częściowo symetryczne, a na ile symetryczny jest nowy odtwarzacz Ayona, tego nie podejmuję się ocenić, bo sam producent na ten temat zbytnio się nie rozwodzi. Oczywiście mógłbym poprosić Waldka Łuczkosia albo Jarka Waszczyszyna o rozebranie maszyny na detale i ocenę, ale taka gra nie byłaby chyba warta świeczki. Na pewno duża część toru sygnałowego jest w tym wypadku rozdzielona i stopnie wyjściowe są dwa.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Tak przy okazji: wszystkie odtwarzacze Accuphase mają wyjścia XLR oraz osobne kości przetworników w każdym kanale, a mimo to producent przyznaje, iż dopiero model DP-950/DC-950 jest rzeczywiście symetryczny.

        1. n pisze:

          Jakby był symetryczny to by napięcie nie wynosiło 2.5V. XLR-y są dodane dla wygody. W ich przypadku to ma sens, bo korzyści balansu w DAC są głównie przy współdzielonym zasilaniu. Do tego nie musisz kombinować jak przerobić sygnał na RCA, masz dwa rodzaje gniazd tej samej jakości.

  2. Mariusz pisze:

    A jak się spisuje jako dac?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak samo jak cały odtwarzacz. Osobiście lubię przetworniki Ayona – mają muzyczny nerw, nie grają obojętnie, nie da się przy nich nudzić, chyba że z zatkanymi uszami.

  3. jafi pisze:

    Te dłuższe wybrzmienia Cairna z Twojego opisu dają dużo do myślenia…
    W sensie jakości, czy też lepszości.
    Z mojego doświadczenia wybieram prezentację, w którym jeden dźwięk wciąż trwa, gdy inny już się zaczyna.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ayon stara się być szybki, trójwymiarowy i kontrastowy, Cairn taki bardziej brzmieniowo wysmakowany i spokojniejszy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy