Recenzja: Avatar Audio Holophony №2 MkII

  Producent zwraca się do nas z następującą informacją: Holophony №2 MkII to nowa wersja znanego od ośmiu lat modelu. Od poprzedniej różni się radykalnie udoskonaloną zwrotnicą oraz poprawionymi warunkami pracy głośnika niskotonowego. Kolejne tysiące godzin pracy nad wyrównaniem pasma wychodzącego ze zwrotnicy przyniosły spektakularny efekt: powiększenie sceny wraz ze wzrostem precyzji lokalizacji i separacji źródeł. Także wzrost nasycenia barw, rozdzielczości i mikrodynamiki. A ponieważ zwrotnica odpowiada za co najmniej 2/3 jakości dźwięku kolumn, wersję MkII można uznać za nowy model Holophony. Prócz tego poświęciliśmy dużo uwagi poprawie reprodukcji niskich tonów. Poprzednio kosz woofera mocowany był do obudowy za pośrednictwem filcu, obecnie jest to ośmiomilimetrowa warstwa specjalnego gatunku korka, rewelacyjnie tłumiącego wibracje. Dzięki nowo opracowanej konstrukcji zawieszenia tył kosza został dociśnięty poprzez taką warstwę tłumiącą do ścian obudowy, a samo wnętrze skrzyni niskotonowej otrzymało nowe wzmocnienia oraz lepiej tłumiący materiał wypełnienia. Zabiegi te zdecydowanie poprawiły timing (tj. szybkość i precyzję) basu oraz urealniły jego barwę – dźwięk Holophony №2 w nowej wersji zyskał muzykalniejszy i bardziej oddziałający na emocje fundament. Prócz tego w wersji MkII użytkownik zyskał możliwość regulacji otworu bass-refleksu nie tylko poprzez jego całkowite otwieranie bądź zamykanie, ale też zmianę długości i średnicy wylotu oraz całkowitego bądź połowicznego zamknięcia, dzięki trzem łatwo zamienianym rurkom wylotowym z mogącymi je częściowo lub całkowicie zamykać nasadkami. Umożliwia to samodzielną regulację zarówno w odniesieniu do ogólnej ilości, jak również nasycenia oraz szybkości niskich tonów. Do dyspozycji pozostaje sześć kombinacji, ułatwiających adaptację kolumn do warunków akustycznych pomieszczeń oraz dopasowanie charakterystyki brzmienia do indywidualnych preferencji słuchacza. Dodatkowo istnieje możliwość wpływu na wielkość i precyzję rysunku sceny dźwiękowej.

Tyle nowości w anonsie producenta – cofnijmy się do przełomu grudzień-styczeń 2018/19 i przypomnijmy sobie, co wówczas pisałem o Holophony №2 w pierwotnej wersji, poczynając od informacji o producencie:

Avatar Audio to polska firma, oferująca szeroki asortyment audiofilskich produktów – w tym  przede wszystkim głośniki w czterech kategoriach wagowych: od podstawkowego modelu Numer 4, o wadze szesnastu kilogramów, po 3-drożny podłogowy Numer 1, o wadze pięćdziesięciu. Ale także streamery z serii Livebit – również w czterech jakościach, ponadto pełny asortyment okablowania (także na czterech jakościowych półkach), platformy antywibracyjne, antywibracyjne podstawki i dociążniki. Brak zatem jedynie wzmacniaczy i przetworników (streamery ich nie zawierają), które na użytek wystawowy i prezentacyjny wypożyczane są od zaprzyjaźnionego, też polskiego wytwórcy – firmy Audio-Akustyka.

Siedziba Avatar Audio mieści się w osadzie Osowicze, położonej w trójkącie między Narewskim, Biebrzańskim i Białowieskim Parkiem Narodowym. Nie leży wszakże w dziczy – z Osowicz do centrum Białegostoku jest raptem dwadzieścia kilometrów. Lokalizacja to jednak w dwójnasób ciekawa, oznacza bowiem, że twórca ma stały kontakt z przyrodą, co jeszcze doznaje wzmocnienia w świetle faktu, że jego „drugim ja” jest bycie fotografem pracującym dla „National Geografic”. Tak więc artystyczne zapędy także w innym kierunku, co jednak nie powinno dziwić, dawno bowiem zauważyłem, że pośród audiofili jest duża grupa ludzi związanych z fotografią. Najwyraźniej uwiecznianie obrazów łączy się w psychice z dążnością do uwieczniania dźwięków, a chęć tego uwieczniania w jak najlepszej jakości stanowi wyznacznik obu.

Historia założycielska w przypadku Avatar Audio to negacja tego wszystkiego, co w ostatnich dekadach narzuciła komercja. Duże moce tranzystorowych wzmacniaczy i sztywne, twarde membrany do mocy tej pasujące. Avatar Audio zmierza pod prąd, to nawrót do czasów minionych, w których królowały cieniutkie membrany z celulozy i małej mocy lampowe wzmacniacze OTL. Nawrót, tak samo jak w przypadku też polskiej firmy Destination, spowodowany odsłuchem czegoś z zamierzchłych czasów. U Destination były to tuby, u Avatar Audio odgrody. Jedne i drugie wywołujące olśnienie i mocne przekonanie, że to, co wciskają teraz odbiorcom masowo, to nie jest dźwięk prawdziwy.

To nas z miejsca odsyła w obręb poruszonej przeze mnie we wstępie do AVS 2017 kwestii stylu muzycznej reprodukcji. Wyróżniłem wówczas trzy takie: realizm, umilacze i dziwadełka. Realizm, to wiadomo – usiłujemy czerpać z życia. Umilacz, jasna sprawa – chcemy, by było miło. A dziwadełka też nietrudne – poszukujemy odrealnienia; obrazów osobliwych i onirycznych stanów. Wszystkie owe kierunki są teraz mocno w cenie i z szeroką reprezentacją – i może nie mam racji, ale wydaje mi się, że błędne byłoby założenie, iż technologia wzmacniaczy oraz kolumn sama narzuca któryś styl. Zarówno lampy jak tranzystory mogą dać każdy z trzech rodzai, i podobnie – da się zrealizować każdy w dowolnym typie kolumn. Niemniej papierowe membrany w zastosowaniu Avatar Audio to uparte poszukiwania najbardziej prawdziwego dźwięku. Takiego, żeby cię zatkało, że aż taki prawdziwy. W takich zatem realiach będziemy się poruszać na bazie modelu Avatar Audio Holophony №2 MkII, którego sama nazwa nawiązuje do tego, że ma to być awatar– sobowtór prawdziwego brzmienia.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

8 komentarzy w “Recenzja: Avatar Audio Holophony №2 MkII

  1. Sławek pisze:

    Panie Piotrze,
    a co do kota – ładny i duży sierściuch. Ja też mam sierściucha, biały w bure łaty i kupiłem kotoodporne kolumny.
    Czy ten Pana kiciuś nie ostrzy sobie pazurków na membranach głośników i czy nie wyrządził jakichś szkód?
    Mój ma na koncie przegryzione 2 pary kabli słuchawkowych, ale cieniutkich do Kruger&Matz córki, takich co to 25 zł kosztują (a słuchawki 300 zł) synowi zaś przegryzł kabel od zasilacza do laptopa.
    Tonalium na szczęście nie rusza (jak na razie)…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Mój kot nigdy żadnemu sprzętowi nie wyrządził najmniejszej szkody. Ostrzy się tylko na drapakach i dywanie, czasami brał pod pazury kanapę, ale wystarczyło go poprosić, żeby tego nie robił – i przestał. Kocha swoje zabawki, których ma całą armię, i lubi spać z nami w łóżku, najchętniej z głową na głowie żony. U Maine Coon to podobno najzupełniej normalne, podobnie jak chęć do zabawy wodą.

      1. Sławek pisze:

        o, mój to wszelkie drapaki szerokim łukiem omija. Do łóżka przychodzi spać jak najbardziej. Kilka razy przespacerował po gramofonie w trakcie odtwarzania płyty – po zamkniętej pokrywie. To jest kot typu „dachowiec”, owszem mardzo przymilny, ciekawski i odważny, wręcz tryska energią (ma 2 lata), maine coon jednak to wyższa liga…

        1. Piotr Ryka pisze:

          Jeżeli chodzi o sprzęt i zakłócanie, to mój kot bywa jedynie zazdrosny o klawiaturę. Gdy piszę lubi wskoczyć na blat i położyć się na niej, albo chociaż ją zdeptać. Ale obok ma swoją dwupiętrową wieżę, więc pogłaskawszy uprzejmie go proszę, żeby się na nią przeniósł, co czyni bez entuzjazmu i dość wyniośle, ale bez protestów. A kiedy już na jej szczycie leży, wyciąga swoją długą łapę i opera o moje ramię, bo bardzo lubi pozostawać w jakimś kontakcie dotykowym. I tak razem piszemy.

  2. Bafia pisze:

    Dreszcze mnie przeszly jak zobaczylem tego slicznego *kotka*.
    Ja zamykam pokoj na klucz, poniewaz *kotek* juz raz skoczyl na klamke i chcial sobie wejsc. Co by bylo, …..tego lepiej sobie nie wyobrazac.(membrany, kable, ustroje akustyczne…BOZE, az strach pomyslec) 🙂 Pozdrawiam. Patryk.

  3. Sławek pisze:

    Co do samych kolumn jednakowoż, a zwłaszcza filozofii „grajpudeł” to tylko papierowe membrany, kilku watowe wzmacniacze lampowe…
    A cały ten postęp to jedna wielka lipa – może w znacznej części, ale czy na pewno? Pan ma tubowe Zingali, a kilka kolumn dobrze grających też już słyszałem, np. z głośnikami wysoko tonowymi AMT i grały pierwsza klasa.
    Ale dobrze, że jest różnorodność.

  4. Marcin pisze:

    Co do gramofonów – pierwszy 100 razy droższy od drugiego, a ile razy – Pańskim zdaniem – lepszy?

    1. Piotr Ryka pisze:

      O tym będzie w jego recenzji. Z tym, że na ilość razy nie da się tego skrupulatnie przełożyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy