Recenzja: Aurender X100S

Odsłuch

Aurender_X100S_012_HiFi Philosophy

Nad tą plikową gęstwiną będziemy musieli zapanować przy pomocy bardzo funkcjonalnej aplikacji od samego producenta.

   Zacznijmy właśnie od wzmacniacza Phasemation, jako cenowo dobrze dopasowanego i łatwiejszego w obejściu; nie wymagającego takiego audiofilskiego rytuału jak lampy. Wyznam ze skruchą, że nie oparłem się audiofilskim pokusom, używając do jego podłączenia obrzydliwie drogiego okablowania, w postaci przewodów symetrycznych Siltecha, zastępowanych w przypadku niesymetrycznego DAC-ka od samego Phasemation znacznie tańszym, ale także nie tanim Acrolinkiem. Nie oparłem się także dostarczonemu przez dystrybutora kablowi USB od Synergistic Research, który – niestety i wbrew opiniom głoszonym przez antyaudiofilskich fanatyków – okazał się grać nieprzyzwoicie wprost lepiej od zwyczajnego, a nawet takiego mniej zwyczajnego, kosztującego tysiąc złotych. Skaranie boskie z tymi kablami, tak nawiasem, i sam nie wiem czy lepiej było kiedyś, kiedy nikt sobie nimi głowy nie zaprzątał, czy teraz, kiedy można usłyszeć ile dobrego wnosić potrafią przy jednoczesnym szaleństwie z cenami. Pozostaje faktem, że kosztujący czternaście tysięcy (!) kabel Synergistic Research Active SE, a więc droższy od samego Aurendera, potrafił jego muzyczne reprodukcje dźwigać na zdecydowanie wyższy poziom, tak więc bez niego testy odsłuchowe byłyby czynnością zdecydowanie mniej przyjemną. A tak…

Użyłem trzech par wysokiej klasy słuchawek, dających trzy wyraźnie odmienne i nawzajem się uzupełniające style, w każdym nagraniu wyraźnie przejawiające swoją obecność i dokładnie powtarzające swe cechy, tak więc tylko na początku w dwóch słowach o tym wspomnę. Pandora Hope VI grała mocnymi skrajami, ze zdecydowanie najobfitszą górą i mocnym basem, a najsłabiej akcentującą się średnicą. Audeze LCD-3 były do pewnego stopnia jej przeciwieństwem, bo dla odmiany najwięcej miały nie góry a basu oraz wypełnienia, ale przede wszystkim atakowały najbardziej właśnie zaakcentowaną i najbardziej upiększoną średnicą. Na koniec Sennheisery HD 800 najbardziej były wyważone i obiektywne, najlepiej także oddające akustykę. Rzucę odnośnie nich jedną uwagę. Otóż odkryłem, że grają najlepiej, a już na pewno najbardziej angażująco, kiedy zsunąć je ku przodowi w ten sposób, by tylna, zauszna część padów podeszła pod uszy, odginając je lekko od głowy. W tej konfiguracji, z przetwornikami daleko przed uchem i nadstawionymi uszami, grają inaczej, i mnie się to inaczej zdecydowanie bardziej podobało. Podobało się też bardziej z założonymi maskownicami przetworników, dającymi w tym innym położeniu gęstsze brzmienie. (?) Tak to się porobiło tym razem.

Aurender_X100S_013_HiFi Philosophy

W wypadku X100S jakość kabla USB naprawdę robi różnicę, tak więc w teście udział wziął topowy przewód marki Synergistic Research.

Odnośnie z kolei samego Aurendera inna uwaga techniczna, że mianowicie powinno się go uruchamiać z uprzednio odpalonym przetwornikiem, tak by mógł go rozpoznać, co oznajmia na panelu stosownym napisem. W przeciwnym razie może przetwornika nie zauważyć i procedurę odpalenia będziemy musieli zaczynać od nowa, albo wyjąć i wetknąć kabel USB, uzyskując ten sam efekt, ale nie za każdym razem. Załadowawszy system, co nie trwa dłużej niż minutę, wyświetla Aurender tytuł wybranego utworu, przewijając nieustannie powyżej nazwę wykonawcy, co pozwala na przedstawianie dużą czcionką nawet bardzo długich nazw. Wyświetlacz ma czarne tło i na nim białe litery, a świeci w sposób stonowany, choć trochę tą czarno-białością smutny. Włącznik podświetla się dla odmiany bladoniebiesko i jest to jedyny obok czerni i bieli ekranu oraz srebrzenia obudowy widoczny kolor.

Weźmy na początek przetwornik Meitner MA 01 dac, dostarczony przez dystrybutora. Miał on zasadniczą przewagę techniczną nad konkurentem od Phasemation, potrafiąc obsługiwać pliki DSD, czego tamten nie umiał. Nie dawało to jakiejś specjalnej przewagi jakościowej, ponieważ wgrane na dyski płyty SACD nie okazały się w sposób istotnie lepszy od materiału 24-bitowego w częstotliwościach wyższych od nominalnej dla płyt CD, ale niewątpliwie poszerzało repertuar, jako że jedynie z Meitnerem był Aurender odtwarzaczem SACD. A trzeba już w tym miejscu nadmienić rzecz bardzo istotną, że pomiędzy zwykłymi plikami pozyskanymi z materiału 44,1 kHz/16-bit, a takimi o wyższej gęstości bitowej i częstotliwości, różnica w odbiorze okazała się bardzo wyraźna. I nie chodzi tu o barwność czy dynamikę – chodzi o fakturowanie i żywość przestrzeni. Zwykłe płyty CD miały wprawdzie należytą głębię samego brzmienia i znakomitą, popisową wręcz dynamikę, będącą chyba największym atutem Aurendera X100S, jednak tło i materia samych nagrań żyły o wiele bogatszym życiem w przypadku plików o wyższej gęstości. Tak więc różnica głębi bitowej nie przenosiła się specjalnie na głębię brzmienia ani na dynamikę, a tylko na bogactwo tekstur i pulsowanie przestrzeni, w których to mierze widoczna była jak na dłoni. Efekt ten nie jest trudny do wyobrażenia. Płyty o wyższym formatowaniu dawały jakość znaną z odtwarzaczy zbliżonych cenowo do samego Aurendera, może nie tych najbardziej udanych, jak świętej pamięci Audio Aero Capitol, ale takich zwyklejszych, mniej natchnionych, natomiast normalne CD grały na poziomie odtwarzaczy za parę tysięcy. To wszystko jednak wyłącznie w mierze samego odczytu tekstur i ich ożywiania, bo największa z zalet – dynamika – pochodziła z zupełnie innego poziomu. Naprawdę szkoda, że dynamika ta pełny wyraz znajdowała dopiero z kablem Synergistica, choć nawet w przypadku zwykłego była ponadprzeciętna.

Aurender_X100S_014_HiFi Philosophy

Tak zasilony Meitner MA 1 powinien pokazać, na co go stać. Do dzieła!

Jednak dopiero z tym bardzo drogim zyskiwała walor odpowiadający poziomem odtwarzaczom stanowiącym najwęższą elitę dynamiczności, a wówczas z głębokim zdumieniem przyjmowałem do wiadomości, że Aurender ten aspekt brzmienia potrafi aż tak znakomicie obrazować. Bez owej dynamiczności jego granie byłoby dobre, ale w sumie niczym się nie wyróżniające ponad przeciętność odtwarzaczy za parę tysięcy z płytami zwykłymi i paręnaście z lepszymi. Natomiast wzbogacone dynamiką odkładało na bok dywagacje – Jak też to gra? – gdyż dynamika ta słała je w odstawkę. Muzyka skakała po skali dynamicznej takimi susami, że przestawały być ważne, a to tym bardziej, że muzyka owa była jednocześnie bardzo szybka. Skok i poryw miała popisowe, zdolne wynagradzać brak głębokiego analizowania tekstur. Każdy wysokiej klasy odtwarzacz CD czy SACD potrafi w nagrania przenikać głębiej niż Aurender umie to nawet z plikami DSD, przynajmniej tymi, z którymi miałem do czynienia. Zapewne jakieś super-hiper nagrania umiałby uczynić bardzo drobiazgowo przetworzonymi i ożywionymi do ostatniego muzycznego piksela, ale to ewentualna melodia przyszłości, gdy takie super-hiper pliki opanują rynek, a na razie służą serwery typu Aurendera do gromadzenia baz danych w oparciu o zgrywanie powszechnie dostępnych płyt oraz plików, a tego rodzaju materiał wysokiej klasy odtwarzacz przeczytć umie bardziej misternie, z większym wyrafinowaniem. Ale właśnie nie z taką dynamiką, a często także nie z taką szybkością, bo te dwa aspekty ma Aurender zdecydowanie po swojej stronie. Przejścia dynamiczne w klasycznej suicie Dzieci Sancheza (44,1 kHz/16-bit), czy popisach rockowych grupy Rammstein, a także na wszystkich pozostałych płytach, niezależnie od ich formatu bitowego i muzycznego gatunku, były piorunujące i potrafiące rekompensować nieumiejętność czytania tak dokładnego jak potrafią to czynić Audio Research CD 9 czy Accuphase DP-700.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

26 komentarzy w “Recenzja: Aurender X100S

  1. sebna pisze:

    Witam Piotrze,

    Fajnie się czytało. Bardzo ciekawe wnioski. Dokładnie tak samo widzę różnice między różnymi rozdzielczościami plików.

    Nieraz spotkałem się z zawiedzionymi oczekiwaniami wobec gęstych formatów bo często słuchacz w pierwszy kontakcie, niejednokrotnie napompowany zapowiedziami, oczekuje „czegoś więcej” a jak czegoś więcej to najlepiej oczywiście więcej brzmienia (ciała? barwy? faktury? choć o tą ostatnią akurat najprościej) i samej muzycznej rozdzielczości ale przede wszystkich tych pierwszoplanowych wydarzeń. Tymczasem najczęściej brzmienie jest jakie jest i niech takie pozostanie jak go nagrano, bo nie o upiększanie chyba tutaj chodzi, tylko o jak najbliższe zbliżenie się do rzeczywistości, choć nie w sensie studyjnym, przynajmniej nie dla mnie a przede wszystkim emocjonalnym i jak najsilniejszego uczucia bycia tam, które emocje mocno pogłębia.

    Dla mnie właśnie tym wyróżniają się gęste formaty, że potrafią przekazać o wiele więcej informacji drugoplanowych tych pozornie mniej istotnych lub mniej pożądanych a tymczasem tak bardzo wzbogacających tworzony spektakl o wspomnianą wcześniej aurę realność i w efekcie spotęgowane uczucia bycia tam. Ostatecznie to właśnie dodatkowe informacje jak dłuższe wybrzmienia, akustyczne falowanie i ożywianie przestrzeni między głównymi jej wydarzeniami oraz niejednokrotnie powiększenie sceny przez jej rozpływanie czy raczej odpływanie i niknięcie w nieokreślonej dali zamiast uczucia bycia ucinaną po dotarciu do sztucznej granicy jak to czasami potrafi się manifestować w przypadku plików o standardowej rozdzielczości.

    Jest to dla mnie jedna z dużych zalet Meitnera MA-1, że on zdaje się móc wyciskać dla nas z nagrań, niezależni od ich rozdzielczości, znacznie więcej informacji drugoplanowych niż żaden z innych znanych mi przetworników włącznie z innymi propozycjami z tej samej lub zbliżonej półki cenowej jak np. Lampizator Big 7. Być może dzieje się tak ze względu na konwertowanie wszystkiego w locie do DSD, czy tego chcemy czy nie, jako jedyna jego forma przetwarzania cyfrowego sygnału w analogowy a DSD zdaje się mieć naturalniejszy sposób przekazywania tych informacji i w efekcie zdolność przedstawiania ich jako prawdziwe tło zamiast elementów tła walczących niemalże o pełnoprawną uwagę słuchacza jak by były elementami pierwszoplanowymi.

    Choć Lampizator BIG 7 ma oczywiście zalety, których nie ma MA-1 bo te zależności działają w dwie strony na tym poziomie. Nie ma dominujących zwycięzców. Co więcej bardzo rzadko są jacykolwiek zwycięscy. Przeważnie są tylko bardzo dobrzy koledzy przy piwie o nieco innych charakterach. Ciężko nie lubić każdego z nich szczególnie gdy gra muzyka.

    Pozdrawiam

  2. sebna pisze:

    Z tego wszystkiego zapomniałem dodać jeszcze, że ciekawi mnie to co piszesz o różnicach znanego Ci grania z plików kontra wysokiej klasy odtwarzacze CD i zmniejszonej plastyczności tych pierwszych. Na forach też się z takimi opiniami można dość często spotkać i przeważnie u osłuchanych i doświadczonych audiofilii. Ciekawi mnie to bo sam bardzo mocno siedzę w plikach i konstruowaniu własnych transportów w oparciu o zarówno gotowe i uznawane za najlepsze dostępne na rynku komponenty jak i te DIY i o ile faktycznie jest tendencja do zmiany końcowej prezentacji, która może być odbierana jako zmiana na gorsze plastyczności to nie słyszałem jeszcze CD transportu, który mógł by się choć w niedużym stopniu równać z poważnym projektem PC (mam na myśli projekt o obsesyjnym podejściu, gdzie pieniądze nie grają większej roli… między innymi dlatego, że nadal są to stosunkowo bardzo małe kwoty w porównaniu do topowych CD playerów).

    Oczywiście punkt widzenia zależy od punktu siedzenia a zmierzam do tego, że nie mam za dużej styczności z aktualnymi high-endowymi CD-playerami a jedynie z high-endem z przed 5-10 lat ale ten jest rozkładany bezlitośnie na łopatki. Być może po prostu nie są to najlepsi reprezentanci a jest ich zaledwie kilku na krzyż bo spora część społeczności przesiadła się na ekstremalne pliki 🙂 i swoje czytniki CD sprzedała dawno temu.

    Szkoda, że nie mieszkam w Polsce bo z chęcią bym do Ciebie przywiózł taki transport do porównania. Gdyby był tylko poręczniejszy z chęcią bym kiedyś nawet przyleciał ale niestety z blisko 50kg bez opakowania nawet mnie do samolotu nie pomyślą wpuścić a byłbym bardzo ciekawy czy mi się tylko wydaje czy faktycznie tak grające pliki to jest już coś o czym można powiedzieć, że jest prawdziwym high-endem na miarę dzisiejszych najwyższych audio standardów.

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Bardzo chciałbym posłuchać takiego transportu. Na pewno czegoś nowego bym się dowiedział.

      Też pozdrawiam

  3. Maciej pisze:

    Ja za czymś nie mogę nadążyć. Bo dlaczego DAC ma mieć dobry zegar? Aurender ma swój własny przecież.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Aurender ma „czyste” wyjście USB z lepszym taktowaniem – i to tyle w temacie. Nic konkretnego o tym jego zegarze nie wiadomo. Zegary atomowe z prawdziwego zdarzenia mają jedynie dwa najwyższe modele – ten dwu i ten sześciokrotnie droższy. W sensie organoleptycznym zegary przetworników na pewno działały na niego pozytywnie, zwłaszcza ten Maitnera.

  4. Marek pisze:

    Panie Piotrze, a słyszał Pan o nowych modelach odtwarzaczy Sony promowanych w jako „Dźwięk o wysokiej rozdzielczości”: NWZ-A15 (cena ok. 800zł) i NWZ-ZX1 (ok. 2000zł)? Oba odtwarzają pliki bezstratne do 192kHz/24bity. Ten pierwszy jest już dostępny w Polsce (można posłuchać w Saturnie ze słuchawkami Sony MDR-1A – ale tam jest za głośno, aby dało się coś sensownego powiedzieć o jakości dźwięku). Ten drugi wydaje się ciekawszy, ale chyba nie jest jeszcze dostępny. Ale ciekaw jestem jak grają. Może udało by się je Panu przetestować? A może wzmacniacz słuchawkowy z przetwornikiem Sony PHA-3AC?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jestem w kontakcie z dystrybucją Sony więc powinno się udać. Na razie jednak trzeba odpracować to co już przyjechało, a jest tego dużo.

      Pozdrowienia

  5. Marek pisze:

    A to się cieszę. W oczekiwaniu poczytam inne, ciekawie napisane przez Pana recenzje – co jednak ma pewną poważną wadę: chciałoby się zaraz biec do sklepu i kupować opisywany sprzęt (przez jedną taką recenzję mocno zastanawiam się nad słuchawkami Focal Spirit Classic – właśnie do odtwarzacza przenośnego).

  6. Ostoja pisze:

    Dobry wieczór! Ocena, a szczególnie sprzęt grający oraz kable mają ogromne znaczenie przy uzyskaniu wspaniałego brzmienia z serwera Aurender. Użycie kabla USB za 14 tysięcy oraz innych elementów znacznie droższych niż samo źródło jest moim zdaniem naruszeniem zasady równowagi. W Pana teście serwer ogrywa bardzo małą rolę w kształtowaniu brzmienia, natomiast „grają” (kształtują brzmienie) pozostałe elementy zestawu. Moim zdaniem test jest mało wiarygodny. Oczekuję, że rozważy Pan moje uwagi i w przyszłości nie będzie sytuacji (oceny) walorów brzmieniowych przetwornika Maitner i kabla USB Synergistic. Pozdrawiam.

    1. Piotr Ryka pisze:

      A można poznać sprzęt towarzyszący Pana zdaniem odpowiedni?

      Kwestia tego co pasuje, a co nie pasuje, zawsze pozostaje otwarta. Dobre towarzystwo daje przynajmniej odpowiedź, jakie są granice możliwości. Resztę zawsze można sobie dośpiewać. W przypadku odwrotnym, gdy testujemy ze słabym sprzętem, takie dośpiewanie nie jest możliwe.

  7. Nina pisze:

    Panie Piotrze. Może młoda siksa jeszcze jestem, niemniej jako wykształcony i praktykujący muzyk filharmoniczny proszę Pana o douczenie się podstaw pojęć muzycznych. Mało prawdopodobne jest by sprzęt zmieniał tonację przy wymianie elementów toru. Musiałby przyspieszać, zwalniać lub transponować tonację. Prawdopodobnie miał Pan na myśli zmianę tembru, koloratury – ale nie zmianę tonacji… Na litość boską… Czasami nóż się w kieszeni otwiera nie tylko mnie kiedy czytamy audiofilską nowomowę dowodzącą ignorancji. Zamiast wymyślać cuda raz jeszcze proszę się douczyć podstawowych pojęć z zakresu muzyki.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Młoda Nino, nie nazywaj siebie siksą, zwłaszcza że określasz siebie jako filharmonika. Prosiłbym też nie popadać w stanowczy radykalizm i nie otwierać noża w sytuacji przez siebie określanej jako zaledwie „mało prawdopodobna”. Zostawmy to otwieranie na sytuacje jawnie oburzające, całkowicie niedopuszczalne. Bo inaczej wszyscy musielibyśmy cały czas biegać z nożami, a to by utrudniało trzymanie smyczków i granie na fortepianie oraz wszelkie inne czynności nie polegające na dźganiu i krojeniu. Chyba żeby ten nóż trzymać w zębach, co raczej uwłaczałoby powadze filharmonii, chociaż dość ciekawie skądinąd wyglądało.

      Co do meritum, to nie sądzę by wymagało dokształcania. Tak się składa, że różne urządzenia – głośniki, słuchawki, elektroniczne elementy toru – w sposób oczywisty i ewidentny grają wyższym lub niższym dźwiękiem. Bardziej basowo lub bardziej sopranowo. Jak to będziemy nazywali – tonacją, tembrem, wysokością, prawidłowością doboru, prawdziwością, wiernością, czy jakkolwiek inaczej – nie jest szczególnie ważne. Przyjęło się w audiofilskiej gwarze nazywać granie niższym dźwiękiem obniżoną tonacją, a wysokim podwyższoną. Proponujesz Nino inną terminologię, bardzo proszę, zaproponuj. Wyłóż nam jak powinniśmy się wyrażać, by filharmonicy nie biegali przez nas z otwartymi nożami.

  8. Paweł pisze:

    Sory ale rozwalają mnie testy sprzętów cyfrowych ich jakość audio ! To są zera i jedynki co ma do tego jakość kabla usb czy kabel skrętka itp? To kompletna bzdura. Jak bym przepisywał te zera i jedynki na papier to o jakości dźwięku decydowała by jakość papieru i jakim długopisem pisze? Totalny absurd. Tak samo absurdem są testy kabli sieciowych. Co tam że do gniazda w ścianie leci jakieś kabel stary aluminiowy co budowali za prl ale od gniazda już leci jakiś 2m za tysiaka to już spoko…… Można by podłączyć kabel od żelazka i będzie ten sam efekt. W ślepych osłuchach wszyscy wielcy audiofile polegną z kretesem. Nie dajcie się ludzie zwariować to wszystko ściema aby wydoić naiwnych z kasy.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Przykro mi to po raz kolejny powtarzać, ale cierpliwie będę – sygnał w kablu cyfrowym ma postać analogową. Analogową – rozumiesz? Cyfrowe zera i jedynki to jedynie interpretacje analogowych amplitud. Dlatego jakość kabla wpływa na dźwięk. A zanim się zacznie ubliżać audiofilom, radzę przeprowadzić samemu choć jeden test porównawczy dobrego kabla zasilającego.

  9. Paweł pisze:

    „sygnał w kablu cyfrowym ma postać analogową” chyba nie wiesz co to sygnał cyfrowy , on ma przekazać zera i jedynki i nic więcej. Co to teraz nie wymyślą aby poprzeć swoją teorie. Mogę podejrzeć w urządzeniu jak zapisana jest muzyka w formie cyfrowej i przepisać zera i jedynki ręcznie a potem wpisać te zera i jedynki do innego urządzenia , zgadza się przepisuje w formie analogowej bo pisze to ręką. Problem w tym że jak bym się pomylił o jedno zero to był by error więc na pomyłki w systemie cyfrowej nie ma miejsca więc to co wychodzi równa się w 100% to co wchodzi i tam nie ma możliwości na jakiekolwiek zmianę w przeciwieństwie do sygnału analogowego. Po min. to wymyślono sygnał cyfrowy. Ludzie studiują informatykę latami a potem sie dowiadują od audiofilów jakiś nowych teorii z kosmosu.

    1. PIotr Ryka pisze:

      To oczywiste, że nie masz pojęcia o zapisie cyfrowym muzyki. Poczytaj sobie ile na sekundę trzeba skorygować błędów odczytu w zapisie cyfrowym CD albo SACD, a potem pogadamy.

      Ciekawe ile jeszcze razy trzeba to będzie z niedouczonymi przerabiać. Temat wałkowany od lat i w kółko to samo.

  10. Paweł pisze:

    Trzeba skorygować ale w efekcie otrzymujemy odczyt w 100% zgodny z nadaniem po to cała zabawa. Nie ma możliwościowi otrzymania czegoś innego dlatego nie mam możliwości na zmianę jakości dźwięku. Twoja teoria została wymyślona tylko po to aby sprzedać klientowi kable usb itp. Chyba nie ma co dalej drążyć tematu bo widzę że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i do niczego to nie doprowadzi. Także pozdrawiam.

    Tak na marginesie kiedyś bawiłem się w salonie w ślepe odsłuchy, wszyscy polegli nawet koleś co sprzedawał od kilkunastu lat. Jak się wie co jest podłączone i ile kosztuje to moc autosugestii nie zna granic 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      Oczywiście, że nie otrzymujemy 100% zgodności. Otrzymujemy przybliżenie dzięki algorytmom korygującym. I tak jest zawsze, bo sama płyta zawiera błędy zapisu, a odczyt też nigdy nie nie może być idealny. Dlatego muzyka cyfrowa to w sumie lipa. Regres względem gramofonów.

  11. Paweł pisze:

    Własnie w tym tkwi problem że otrzymujemy 100% zgodności. Jak ściągasz z neta jakiś program czy rar to tez nie masz 100% zgodności ? Jak choćby jedno cyferka z miliona by się nie zgadzała był by error.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Wiesz co, poczytaj najpierw o tym zapisie cyfrowym, bo gadasz bez sensu.

  12. Paweł pisze:

    Podobnie jest w sygnale cyfrowym video. Jak masz jakieś zaniki otrzymujesz niekompletny sygnał to masz piski trzaski jakieś cięcia a nie tak że obraz robi ci się gorszy i masz inne kolory itp. Tak samo w muzyce jak by były błędy w przesyle to będą trzaski przeskoki tak jakbyś miał porysowaną płytę cd. Jak coś nie dotrze to tego nie będzie , nie ma możliwości aby sobie coś dorobić aby było.

    1. PIotr Ryka pisze:

      „Najtańszy sprzęt dokona tzw. Zero-order or pervious-value interpolation czyli w miejsce błędnie odczytanych próbek lub próbek nie dających się odczytać wstawia wartość poprzedniej próbki. Taki mechanizm bazuje na charakterystyce ludzkiego narządu słuchu, który nie jest w stanie wychwycić zmian na poziomie pojedynczych próbek ( rząd czasów mniejszy niż 1/75 sek.). W przypadku wielu błędów w sekundzie „poprawionych” w ten sposób sygnał traci na jakości
      Sprzęt z wyższej półki oblicza wypadkową wartość próbki (próbek) na podstawie próbek sąsiednich First-order or linear-order interpolation. Czyli na wejście przetwornika C-A podawana jest próbka zinterpolowana (wyliczona), która jednak z wysokim prawdopodobieństwem jest bardzo podobna do próbki uszkodzonej nie dającej się odczytać
      Niektóre odtwarzacza w miejsce błędnych próbek podają na wyjście zera, czyli ciszę, w tym przypadku wytłumiając stopniowo głośność próbek sąsiednich (tzw. muting), co dzieje się tak szybko, że ludzki organ słuchu nie jest w stanie wychwycić zmian trwających np. 1-4 msek. Sposób prosty i skuteczny ( coś trzeba przecież podać w miejsce nieodczytanych próbek)”

      Spróbuj to przeczytać ze zrozumieniem.

  13. Paweł pisze:

    Jak dla mnie to są brednie. Nie wspominając już o błędach na kablu o długości 1m ? Szybciej w totka wygrasz niż na takim kablu będziesz miał błędy. Nie ma sensu dalej gadać. Pozdro.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Może i są to brednie, ale tylko dzięki temu cyfrowy zapis i odczyt muzyki jest możliwy 🙂

      Zgadzam się z tym, że dalsza dyskusja wobec odmowy przyjęcia do wiadomości faktycznego stanu rzeczy nie ma sensu. Dodam tylko, że dzięki lepszym kablom cyfrowym mamy do czynienia z mniejszą ilością błędów do skorygowania.

  14. Paweł pisze:

    Ja słyszałem że dzięki lepszym kablom cyfrowym nawet świnie latają 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      Może przynajmniej startują…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy