Recenzja: Auralic VEGA G2 Streaming DAC

Odsłuch

Można sobie pokręcić i poprzyciskać.

   Jak już mówiłem, przetwornik stanął na podkładkach od Harmoniksa, konkretnie na TU-600 (Harmonix oferuje wiele typów podkładek), co było dosyć ważne, i zaraz powiem dlaczego. Przewodami RCA Sulek Edia i XLR Tellurium Q Black Diamond skoligaciłem go ze słuchawkowymi wzmacniaczami: tranzystorowym Niimbus Ultimate oraz lampowym Ayon HA-3; tym drugim trochę przedefiniowanym, z lampami mocy Psvane 2A3 WE Replica w miejsce oryginalnych Emission Labs 45᾽exclusive for Ayon. Przyczyna przedefiniowania jedna – poprawa brzmienia słuchawek HEDDphone. To wyjątkowe nauszniki, muzykalnością i trójwymiarowością inne prześcigające, ale dużo do tego potrzebujące prądu, że nawet mocny Niimbus nie do końca ma tyle. Może powiem, o co w tym chodzi, chociaż to nie należy do sprawy. Niimbus może podbijać moc sygnału na wejściu i na wyjściu, ale wstępne wzmocnienie nie pozostaje bez wpływu na jakość sygnału końcowego. Uważnie to przestudiowałem, niestety odczuwa się regres. Różnica nie jest duża, niemniej głębia brzmieniowego oddechu, jak również holografia, na podbijaniu wstępnym tracą. Nic to nie znaczy w przypadku każdych niemal słuchawek, bo prawie dla każdych wzmacniacz i bez tego wstępu będzie miał wielki zapas mocy. Ale akurat HEDDphone należą do wybitnie prądożernych; nie aż jak AKG K1000 czy HiFiMAN HE-6, jednak też lubią prądowe papu. Bardzo zyskują wraz ze wzrostem mocy i dlatego sprawdziłem w lampowym Ayonie efekt zastępowania jego nominalnych triod 45᾽ dwa razy mocniejszymi 2A3 (0,8-2W przeciwko 3,5W). Efekt okazał się pozytywny – w dźwięku rozwinął się trzeci wymiar, przyrosła głębia i szlachetność, a holografia też się wzmogła, może nawet najbardziej. Skoro już o tych sprawach, to jeszcze o podkładkach. Okazały się ważne, bo dzięki nim brzmienie zyskało chropowatość, a jak już wielokrotnie pisałem, wolę chropawy dźwięk niż gładki. To znaczy wolę gładki dobry od chropawego słabszego, ale kiedy poziomy wyrównane, to wolę ten chropawy. Gładki mnie prędzej nudzi, chropawy trzyma przy sobie bardziej – toteż wolałem na podkładkach niż samych resorowych nóżkach. Wolałem także lampy 2A3 i dla HEDDphone lampy w ogóle, ale nasza sprawa jest inna, jest nią przede wszystkim Vega G2.

I można też sobie poświecić.

Już dwa razy o niej pisałem, porównując do brzmienia przetworników Luny i  Audiobyte, ale przy tamtych porównaniach nie skupiałem się na niej i nie starałem zapewnić jak najlepszych dla niej warunków. Tym razem tak nie było, a samo postawienie na wspomnianych podkładkach zmieniło nastawienie, stała się Vega powabniejszą. A jeszcze bardziej skutkiem użycia małoformatowej płyty CD „ENACOM”, tak samo jak podkładki pochodzącej od Harmoniksa. Służącej do uszlachetniania całego traktowanego nią systemu – i faktycznie, wraz z dziesięciominutową pulsacją specjalnie dobranych sygnałów brzmienie stało się bardziej świetliste i klarowne.

To wszystko sprawy są istotne, ale przejdźmy do cech prymarnych samego urządzenia. Okazuje się, że zachodzi charakterologiczne podobieństwo pomiędzy słuchawkami HEDDphone a przetwornikiem Vega G2 – oba kładą nacisk na muzykalność. Ponownie wtrącę dygresję, by coś o tej muzykalności. Badanie jej w odniesieniu do kolumn, elektroniki i okablowania nigdy nie jest tak prędkie, jak w odniesieniu do słuchawek. Te się przełącza błyskawicznie, więc najłatwiej chwytać różnice odnośnie nich samych i przy okazji pozostałych składników toru. Te różnice bywają różne, czasami bardzo duże. Takie naprawdę duże zjawiały się kiedy porównywałem pamiętne Sony MDR-R10 z plejadą nowszych aspirantów, którzy byli uprzejmi polec w tym kompromitującym dla nich porównaniu. Różnica jak (pardon za trywialność) między masłem a smalcem; a chociaż można lubić smalec, to gładszy on ani szlachetniejszy nie jest. Albo, uciekając się do porównań nieco bardziej wyniosłych, jak między winem z marketowej półki, a powiedzmy Château Margaux. (Wiadomo o co chodzi, chodzi o gatunkowość.) W tej mierze znajdujemy teraz pewną pociechę, mianowicie o trzy dekady młodsze HEDDphone nawiązują muzykalnością do historycznych już zjawiskowych Sony. By jednak ta muzykalność znalazła inne smaki obok maślanej gładkości oraz pięknego aromatu, potrzeba właśnie u wzmacniacza mocy i przyda się też lepszy od oryginalnego u tych HEDDphone kabel. Oceniana obecnie Vega ma identyczny problem – też potrzebuje czegoś, by nie być tylko super gładką. Tym czymś jest pewnie cała wieża, ale tego nie mogłem sprawdzić. Okazały się tym także harmoniksowe podkładki – bardzo się jej przydały. Ale nawet i bez nich ostrzejsze w smaku (chociaż niestety brzmieniowo bardziej płaskie) słuchawki Ultrasone Tribute 7 oraz pompowane bardziej energetycznym prądem mocniejszych lamp harmonijkowe przetworniki HEDDphone, przydały czarnej Vedze więcej niż samej gładkości. Strun bardziej naprężonych i bardziej wibrujących, głosów bardziej gardłowych w bardziej echowych lokalizacjach, mocniejszej i lepiej słyszalnej pracy pudeł i smyczków, większego dostojeństwa i harmonicznego rozwinięcia fortepianu; ogólnie biorąc tego wszystkiego, co czyni muzykę bardziej złożoną, bardziej prowokującą, bardziej wysyconą esencją własną i energią, tudzież bardziej przestrzenną, ergo bardziej ciekawą.

 

 

 

 

W sumie więc nie ma tak naprawdę problemu z Vegi super gładkością; szybko i stosunkowo łatwo można do niej dołożyć inne wysokie walory, wówczas dopiero zabłyśnie. Jednak już sama z siebie, jeszcze w tej gładkiej postaci, stanowi wielką wartość; wszak ta gładka obróbka, to owa tak poszukiwana przez wszystkich analogowość. Powrót od cyfrowego kodu do pierwotnej postaci okazał się w praktyce bardzo trudny i w całej pełni niemożliwy, mimo iż początkowo sądzono, że nie istnieje taki problem. Powszechne panowało przekonanie, że jest ów kod całkowicie bezstratny – że nie ma możności usłyszenia różnic pomiędzy CD a taśmą czy winylem. Ale wychwyt tych różnic się nie udawał jedynie za pośrednictwem słabych wzmacniaczy i głośników, natomiast aparatura bardziej jakościowa, nawet niespecjalnie wybitna, od razu to pokazywała. Tak więc całe to w latach 80-tych gadanie o wyższości CD nad winylem, było zaplanowanym oszustwem, za którego głoszenie ktoś brał brudne pieniądze i na antenie kłamał. Z czasem sprawa się rypła – zaczęto poprawiać przetworniki i równolegle powracały wolne od problemu winyle, a teraz ta konwersja udaje się takiej na przykład Vedze znakomicie, bo rzeczywiście w jej przypadku trudno usłyszeć cyfrowy regres. Problemem jest jedynie, by ową gładź nasycić dodatkowymi składnikami, co jest o wiele łatwiejsze niż próby uczynienia analogowości niepełnej pełniejszą. Miedzianymi kablami i lampowymi wzmacniaczami podpierać przetworniki chrome; takie same z siebie wprawdzie chropawe, lecz nie w tym miejscu – nie dlatego, że muzykę przekazują całą z jej naturalną chropawością, tylko przeciwnie – sinusoidę mają skopaną, podstawowe zadanie im źle wychodzi. Natomiast Vedze to wychodzi; jej dźwięk trzeba tylko trochę dosolić, ażeby nie był za mdły. To łatwe, to kwestia reszty toru i ewentualnych dodatków, jak te wspomniane podkładki Harmoniksa, czy jakieś inne takie.

A najważniejsze – można posłuchać.

Kończąc napiszę o wieczorze spędzonym z przetwornikiem, podrasowanym co do mocy wzmacniaczem od Ayona i słuchawkami HEDDphone. Dużo różnej muzyki – od szaleństw skrzypcowych Vivaldiego, bachowskich „Koncertów brandenburskich” i „Wszystkich poranków świata” z czasów le Roi-Soleil, przez koncertowe Jefferson Starship „White Rabbit” i Mark Knopfler & Emmylou Harris „Our Shangri-La”, po folkowe „Waltzing Matilda” i hard rockowe cwały Iron Maiden. Wyjątkowo nasycona i na przestrzeń rozrzucana muzyka. Energetyczna, natężona, zgniatająca. Wiążąca wszechogarniającym wibrowaniem cały obszar sceniczny, uderzająca mocą ciosu i stopniem złożoności oraz siłą emocjonalnego przeżycia. Zupełnie to było różne od tej samej Vegi z czasu porównań do innych przetworników, a przecież tylko coś podłożyłem pod nóżki i lampy inne we wzmacniaczu.

Dopowiem jeszcze o bezprzewodowym streamowaniu plików ze smartfona (via oczywiście router). Było to przyzwoite granie, ale na pewno jakościowo dalekie od tamtego. Także przestrzenne i dość mocne w wyrazie, ale już ani tak analogowe, ani realistyczne. Szczególnie, że włożone w nadmierną echowość otoczenia, że aż dudnienie tuż za progiem. Konfrontowanie tego z taką jak przed chwilą opisana muzyką Vegi oprawionej dobrą aparaturą w roli samego przetwornika czytającego przez gatunkowe kable pliki z dysków i poprzez dobrze skonfigurowany komputer pliki z YouTube czy Tidala nie będzie dobrym pomysłem, odbije się jakościową czkawką. Co nie oznacza, że Vega jako streamer w bezprzewodowym transferze smartfon-router odpada – da się tego słuchać, i nawet nie bez przyjemności, ale high-endowe granie to nie jest. Co nie jest także zaskoczeniem – w końcu nie po to Auralic oferuje odrębny moduł streamujący z dyskiem własnym (kupowanym oddzielnie), żeby się on nie przydał.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

10 komentarzy w “Recenzja: Auralic VEGA G2 Streaming DAC

  1. Sławek pisze:

    A jak ta Vega brzmi z wejścia analogowego? Czy podłączał Pan gramofon?
    Czy podana jest moc wzmacniacza słuchawkowego? HE-6 pociągnie?
    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie podłączałem gramofonu ani słuchawek. (Skądinąd gramofon przetwornika nie potrzebuje, że na wszelki wypadek przypomnę, ale faktycznie mógłby wykorzystać słuchawkowy wzmacniacz.) To z mojej strony niedociągnięcie, ale szczerze mówiąc nie wierzę w takie naprawdę wybitne wbudowane wzmacniacze słuchawkowe. Rzeczywiście rasowy i zdolny uciągnąć trudne słuchawki rzadko udaje się uczynić małym, choć iFi czy Hegel potrafiły. Niemniej to nigdy nie będzie coś miary Phasemation czy Ayona, a z nimi musiałbym porównywać. Krążą opinie o bardzo dobrym wzmacniaczu słuchawkowym w dzielonym przetworniku Audiobyte i do niego słuchawki podłączałem, ale okazał się zepsuty. Jedyny świetny wzmacniacz słuchawkowy zintegrowany z przetwornikiem spotkałem jak dotychczas w Myteku Manhattanie.

    2. Marek S. pisze:

      Dodam tylko od siebie, że miałem możliwość porównania wzmacniacza słuchawkowego w Manhattanie II i Moon-ie 390. I w tym drugim wydał mi się lepszy, taki bliższy V281.

      1. Piotr Ryka pisze:

        W Moon wzmacniacza nie słyszałem, ale to dobrze, że jest taki gatunkowy.

      2. Miltoniusz pisze:

        Bardzo fajny wzmacniacz słuchawkowy, zresztą także DAC jest we wzmacniaczu zintegrowanym Moon i3.3. Testowane z HD800. Sam wzmacniacz zintegrowany też jest bardzo przyjemny.
        Zadziwiająco dobrze brzmi to choćby z optycznego wyjścia Apple TV choć to oczywiście nie jest szczyt jest możliwości.
        Ps.
        A w takim Accuphase 360 i 560 wbudowane (jako opcjonalna karta) DAC-i to żart. No i sam fakt ich instalacji degraduje brzmienie.

  2. Pawcio pisze:

    Czy platforma G2 nadal może być obsługiwana tylko przez urządzenia z iOS ? Można tylko korzystać z tabletu z jabłuszkiem ? Czy może stworzyli już po kilku latach obietnic oprogramowanie do sterowania dla android. Miałem kiedyś Auralic ale później zmieniając urządzenie wybrałem rozwiązanie konkurencji.

    1. Piotr Ryka pisze:

      U mnie smartfonem była Motorola, a więc nie tylko Apple.

    2. Stefan pisze:

      Aplikacja Auralica Lightning DS jest tylko na iOS, ale jest też wersja webowa i taka działa też na andku.

      1. Stefan pisze:

        Dodam jeszcze tylko, że wersja webowa służy do zmiany ustawień, sterowanie odtwarzaniem, trzeba już niestety stosować dowolną inną aplikację.

  3. Piotr Ryka pisze:

    Dostałem dzisiaj powiadomienie z zapowiedzią wersji 2.1. Wygląd bez zmian, poprawiono nadzienie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy