Recenzja: Audeze LCD-4z

Budowa

Nowe topowe Audeze.

   Pytanie więc się narzuca – po cóż jeszcze te drugie LCD-4z, skoro oba klasyczne style brzmienia Audeze modelami LCD-3 i 4 objęło? Albo, czepiając się od ogonka: Co niby to małe „z” ma znaczyć? Okazuje się, że niemało; a dokładniej różnicę pomiędzy impedancją 200 Ω, jaką odznaczyły się LCD-4 pierwotne (wciąż zresztą oferowane, ale w wersji 2018 to już tylko 100 Ω), a wynoszącą jedynie 15 Ω, jaką odznaczają się nowe „z”. Jako że są – oto sedno – te nowe przystosowane do najpopularniejszego teraz sprzętu przenośnego, ergo do napędzenia łatwe. I w takim razie potencjalnie też na ulicę, niespecjalnie więc rzucające się w oczy, czarne. A także starające się o lekkość – bez hebanu w oprawach muszli i tymi muszlami całymi z magnezu, a pałąkiem z karbonu. Mimo to z przeznaczeniem ulicznym sprawa wydaje się krucha, gdyż mimo prób odchudzenia waga to wciąż ponad 600 gramów i małe-zgrabne z pewnością te nowe „z” nie są. Na pewno jednak zgrabniejsze i mniej rzucające się w oczy. Pokrywy boczne nie są płaskie i powlekane bijącym po oczach chromem, tylko matowo-czarne i ładnie na krawędziach zaokrąglone; przechodzące płynnie w wyjątkowo mięsiste i grube pady z ekologicznej (chyba) skóry. Ekologiczna okazuje się też ażurowa opaska nagłowna, podwieszona pod karbonowym pałąkiem właściwym, którego regulację w pionie realizują tradycyjne u Audeze karbowane prowadnice, przytwierdzone obrotowymi sworzniami do smukłych chwytaków muszli. Skrętności we wszystkich kierunkach dodaje wyjątkowej giętkości sam pałąk, i jedyne, co można wytknąć, to wzmiankowany spory ciężar oraz trochę za duży nacisk boczny na dolnych krawędziach padów, wynikający ze sposobu łączenia muszli z pałąkiem, a ściślej kąta tego łączenia. Za to uszy bez trudu mieszczą się w głębokich na nie komorach, a całość prezentuje ekskluzywnie, choć nie oferuje aż takiego przepychu, jak Final Audio Sonorous X z ich prawdziwymi złoceniami.

Kabel jest odpinany, lecz stanowi kolejną wątpliwość odnośnie spacerowego użycia, ponieważ w komplecie znajdziemy tyko jeden – na 2,5 m długi. Dość lekki wprawdzie i znakomicie giętki, no ale jednak długi i zakończony dużym jackiem od Neutrika, który do lekkich i małych nie należy. Pewną odpowiedź na te wątpliwości znajdujemy w ofercie Audeze, gdzie figuruje jeszcze jeden model z czwórką – Audeze LCD-MX4. Ale i on ma długi kabel zakończony dużym jackiem, choć cały czarny i cieńszy. W związku z czym zastosowania uliczne nie wydają się pierwszym wyborem dla wszystkich słuchawek z serii LCD-4, a samo Audeze zdaje się cedować sprawę na modele dokanałowe, których w ofercie ma parę. Tym bardziej, że wszystkie trzy ekskluzywne „czwórki” to słuchawki otwarte, robiące wokół siebie sporo hałasu, a dwa podobne do nich modele zamknięte należą do serii niższych.  Tak więc nasze „z” i jego niższa impedancja to przede wszystkim ukłon w stronę łatwości napędzania małymi grajkami dużych słuchawek w zaciszu domowego ogniska, rzecz umożliwiająca sensownie pożenienie z nimi smartfonu, czy innego mniejszych rozmiarów tałatajstwa, aby najwyższej ligi słuchawkowej dostąpić mogło.

Uzupełniając sprawy widoczne i użytkowe, wspomnijmy jeszcze o wyjątkowo dużym kejsie podróżnym z porządnego tworzywa, w którym oprócz słuchawek, osobno zwiniętego w swojej przegródce kabla z odnośną przejściówką, a także pendrajwu z instrukcją obsługi i dokumentów sprzedażowych, niczego więcej nie znajdziemy. Kabel jest jeden, stojaka brak, nie ma też poręczniejszego niż duży kufer etui na drogę. Pozostają same bycze słuchawki, otaczane przez producenta i liczne grono fanów nimbem genialności. I teraz o nich od środka.

O czarnych i obłych muszlach.

W magnezowych muszlach, za ażurowymi szczelinami, przez które prześwituje złocista, gęsto tkana siateczka ochronna, znajdujemy to wszystko, co poprzedniemu modelowi LCD-4 pozwoliło się wybić na wyżyny słuchawkowego świata. Poczynając od wyjątkowej membrany ochranianej patentem, która nie tylko ma zmienną grubość na poszczególnych obszarach aktywności, aby się lepiej dopasowywać do zmiennej w zależności od punktu siły magnesów, ale też generalnie, jako całość, wagę mniejszą od powietrza. To nie jest w branży audio novum, już dawno temu takie membrany miały głośniki wstęgowe, niemniej rzecz robi wrażenie, budząc emocje i respekt. Przyjemnie móc pomyśleć: „Mam na głowie coś wyjątkowego i owo coś produkuje dla mnie nadzwyczajną muzykę”. Membrany mają średnicę 106 mm przy średniej cienkości 5 mikronów, są zatem o wiele większe od tych, na jakie pozwolić sobie mogą najlepsze nawet pod tym względem słuchawki dynamiczne. Od strony napędowej obsługują je mające półtorej Tesli mocy (maksymalnie więc mocne) magnesy neodymowe, wspierane innym patentem – zagęszczającą pole magnetyczne przy jednoczesnym spadku wagi samych magnesów technologią Fluxor™. I na tym wspierania nie koniec, albowiem po stronie ucha samo końcowe brzmienie wspomagają też ekskluzywne dla firmy Audeze tak zwane Fazor™, czyli przypominające drabinkę ustroje akustyczne, po których można przejechać palcem poprzez tkaninę osłony wewnętrznej. Do wyjątkowej jakości brzmienia przyczyniają się też odpowiednio dobrane rozmiarem szczeliny po stronie zewnętrznej i cała konstrukcja otwarta, a choć pewnie byś na to nie wpadł, przyczynia się do tego także konstrukcja pałąka. Tę podpatrzono u Grado, a Joseph Grado wspominał o swych legendarnych HP-1000, że taki kształt dużo znaczy dla jakości powstającego dźwięku. Nie bez znaczenia jest też duży, dzięki głębokim padom, dystans pomiędzy uchem a membraną, i mógłby też się do jakości przyczyniać wysokiej jakości kabel, ale się nie przyczynia. Z kablami lawiruje Audeze od samego powstania, co chwilę ma jakieś inne. Raz lepsze, a raz gorsze – a ta tutaj plecionka „pieprz z solą” jest znośnej acz nierewelacyjnej jakości, co zaraz się okazało w konfrontacji z Tonalium. I możecie się zżymać, ale darowałem sobie ten słabszy, testy odbyłem z własnym. Raz, że to mi zaoszczędziło irytacji, a zirytowany recenzent nie jest zbyt miarodajny; dwa, że pokazało faktyczny potencjał słuchawek, co jest w tym wszystkim najważniejsze. Uzupełniając o tych kablach. Nie można od Audeze nabyć lepszego, trzeba poszukać u producentów zewnętrznych. Tych nie brak, istna chmara, ale dlaczego sami konstruktorzy nie wskazują optymalnego, to słodka ich tajemnica, albo efekt lenistwa. Najwyraźniej uważają swój za wystarczający i oferują w razie zniszczenia lub zgubienia nowy w cenie $599. Oferuje także Audeze firmowy stojak na słuchawki za skromne $24 i podobnie niedrogo to etui na podróż za $39 – dając jasno do zrozumienia, że same cztery tysiące dolarów za słuchawki, to jeszcze dla nich mało. (U nas, po obłożeniu VAT-em, to 18 995 złotych.)

Z dodatkiem prześwitującego złota.

Techniczne te wysiłki przynoszą rezultaty w postaci pasma akustycznego 5 Hz do 50 kHz, poziomu zniekształceń harmonicznych poniżej 0,1 %, czułość 98 dB i zdolność do optymalnej obsługi sygnału już od 250 mW poczynając. Jednocześnie słuchawki mogą przyjąć nawet 5 W mocy ciągłej, a w piku aż piętnaście. Audeze oferuje do kompletu z nimi dwa firmowe wzmacniacze, w tym droższy za $4495, ale żadnego z nich nie miałem, co w sumie żadną stratą, własny mam jeszcze droższy.

 

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: Audeze LCD-4z

  1. Przemysław pisze:

    Dziękuję Panie Piotrze za wspaniałą recenzję niniejszych słuchawek, na którą wiele osób czekało. Szczególnie przez zestawienie z tak znamienitymi konkurentami. Widzę, że naturalność ich brzmienia, podnoszona w ubiegłym roku przez jedną z osób, nie była bezzasadna.

    Audeze udało się wykonać kawał świetnej roboty… chociaż powinni większą uwagę przywiązać do dedykowanych swoim produktom kablom (przy LCD-4z powinien być zdecydowanie lepszy niż tylko „dobry”).

  2. Marek S. pisze:

    A Ja czekam na drugą część recenzji, bo jednak brak informacji, jak grają na dobrym stacjonarnym sprzęcie. I jak na nim wypadają w porównaniu z innymi np. D8000.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Powinna być niedługo. Kabel pojechał, najpewniej zaraz wróci.

  3. Rafał pisze:

    Słuchawki w cenie całkiem dobrego, używanego samochodu. Nakład materiałowy na słuchawki porównywalny z nakładem na zagłówek takiego samochodu. Chore.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Obawiam się, że zmiennogrubościowa membrana o średniej grubości pięciu mikronów, to nieco większy nakład techniczny i większe koszty niż najlepszy nawet zagłówek samochodowy.

    2. Przemysław pisze:

      Zadaniem samochodu jest dotarcie z punktu A do B (pomijam przy tym aspekt komfortu podróży oraz chęci zabłyśnięcia swoim wehikułem przed sąsiadem) i to spełnia każdy pojazd.

      Natomiast słuchawki mają oddać możliwie najlepszej jakości, najbliższy rzeczywistemu brzmieniu danego nagrania i tu występują wyraźne różnice między modelami za kilka oraz kilkanaście tysięcy złotych. Jak kogoś na to stać, a takie słuchawki zapewniają jemu optymalną możliwość obcowania z ulubioną muzyką to według mnie zakup, chociaż kosztowny, jest tego wart.

    3. Paweł pisze:

      Jeśli do zagadnienia samochodu używanego dołożymy kwestie emocji oraz równorzędne osiągi w swojej klasie to słuchawki te kosztują mniej niż komplet opon do całkiem DOBREGO samochodu używanego. (np. komplet opon do Nissana GTR używanego kosztuje w hurcie więcej a wystarczają na 10 tys. km przebiegu a samochód proponuję zobaczyć w internecie ile kosztuje oraz ile kosztuje jego utrzymanie rocznie nawet jak nie jeździ).
      O cenie decyduje rynek a pojęcie czegoś dobrego jest skrajnie subiektywne. Nie ma co się złościć jak nas na coś nie stać. Jeden się złości, że go nie stać na wymarzone słuchawki a inny będzie się zżymać, że na wymarzony jacht morski nie może sobie pozwolić i każdy w swoim poziomie dochodów będzie tylko krytykować.

      1. Andrzej pisze:

        Bezsensowna dyskusja.
        Są słcuhawki za 100zl i dla większości ludzi nie potrzeba nic więcej.
        Są samochody za 30k zl wielu osobm to wysatrcza, albo nie stać ich na lepsze.

        Stać kogoś i chce mieć drogie słuchawki, t otakie kupuje, dokładnie to samo jest z samochodami.

        Rafał naprawdę łudzisz się, że auto za 5mln zl, kosztuje tyle w związku z materiałami?
        Dobra luksusowe sa luksusowe bo są drogie i nie każdego na nie stać.

        Pozatym materiały to jedno, dochodzi jeszcze wartość intelektualna, prace inżynieryjno-badawcze itd.

        Pozatym rynek weryfikuje czy dany produkt ma sens.

        A wogóle ten pierwszy post Rafała ma tak mało sensu, że nawet nie chce mi sie wymieniać na jak wielu polach jest bez sensu 😉

  4. Alucard pisze:

    Muszę przyznać że jestem zawiedziony. Nie recenzją, ta była dobra, ale te brzmienie jeśli faktycznie takie jak to opisane, to za 19 kaflonów… no po prostu nie.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dla amatorów różnego brzmienia są różne brzmieniowo słuchawki. Proste i pożyteczne.

  5. Marek S. pisze:

    Skrobnę coś, bo wreszcie są.
    Przede wszystkim naczekałem się na nie, były problemy w związku z urlopami itd.
    Ale dotarły i testuję je od tygodnia.
    Po drodze miałem 2C (fajne ze względu na fun, ale troszkę szorstkie i brak im sceny, holografii), potem 3F i czuć było przeskok, był porządek, scena w zasadzie wszystko lepsze ale ciut wolniejsze – do relaksu w sam raz.
    4Z to inny kaliber.
    Szybkość, jakość basu i wysokich jak z najlepszych dynamików.
    Jednak to średnica jest głównym daniem. Jej gęstość, naturalność, zanurzenie w niuanse, oddzielenie od pozostałych pasm, tu jest magia.
    Nie widzę słabych stron. Aż się boję co będzie jak wypuszczą LCD5. Bo kiedyś pewnie będą.
    I jak czytałem z zainteresowaniem rady „jak cię nie stać na 4-ki to bierz 3-ki lub 2-ki, bo 4-ki nie są dwa razy lepsze jakby cena wskazywała”. To ja teraz napiszę, że dla mnie są 2 albo 3 razy lepsze.
    Życie jest za krótkie, jak kogoś stać niech kupuje, mniej straci przy odsprzedażach od razu przeskakując do 4-rek. Zostaje muzyka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy