Recenzja: Astell & Kern SP2000T

   Jak się oflagowywać, to się oflagowywać – trzy z czterech poprzednich recenzji opisywały albo flagowe dla japońskich marek Final i Stax słuchawki, albo flagowy dla koreańskiego Aurendera odtwarzacz plikowy. Obecna będzie zaś tyczyła też koreańskiego i też flagowego odtwarzacza plików, ale od Astell & Kern i mobilnego.  

    Przez cały niemal czas obracamy się zatem w dalekowschodnim kręgu producentów oraz audiofilizmu nowej generacji – słuchawkowego, plikowego i przenośnego. Co prawda słuchawek Staksa do odtwarzacza przenośnego bezpośrednio podpiąć się nie da, nie należą zatem do takich, z którymi można powędrować (co tyczy także ważącego naście kilo Aurendera); ale tak czy inaczej wszystko to są  przejawy najnowszych trendów, preferujących słuchawki zamiast głośników i pliki zamiast płyt.

   Tytułowy  Astell & Kern SP2000T był już na tych łamach zapowiadany jako przewidywanym na jesień zeszłego roku flagowy model przejściowy, poprzedzający nadejście flagowego na dłuższy czas SP3000. Jego samego z kolei poprzedziły recenzje prototypu  Astell & Kern A&ultima SP2000 oraz skierowanego na rynek stopień niższego modelu A&futura SE180, z towarzyszeniem osobnego opisu trzech dla niego wymiennych modułów przetwornikowych, z których może zamiennie korzystać.

    Zapowiedź się spełniła – czasowo i rzeczowo – SP2000T rzeczywiście się zjawił i faktycznie jest teraz odtwarzaczem flagowym.

   Dlaczego spóźnia się i nie wiadomo kiedy będzie (ale raczej dość prędko) SP3000, na to odpowiedź daje wstęp do recenzji A&futura SE180, w którym wyliczyłem szereg zagadkowych kataklizmów spadłych na branżę układów scalonych. Zdarzeń zatrącających sabotażem lub zmową; jakkolwiek to tam było (a rzecz na milę brzydko pachnie) mamy do czynienia od przeszło już dwóch lat z poważnym deficytem układów procesorowych. Któremu to deficytowi telewizyjni eksperci (czyli średnio biorąc idioci[1]), jak na własne uszy niedawno słyszałem wieszczą wieloletnie, może nawet w dekady idące trwanie, jako że „na poprawę nie ma szans”. (Tak jakby w dzisiejszych czasach fabryki układów scalonych nie dało się już wybudować i jakby nie były właśnie budowane.)  Niemniej „budowane” nie znaczy „produkujące” – deficyt trwa w najlepsze. W tej sytuacji SP3000 być może będzie zaraz, a może nie tak prędko (co zależy od tego, jak szybko będą dostępne procesory programowalne od Asahi Kasei), natomiast SP2000T leży teraz koło mnie i prosi się o opis. A że mam miękkie serce, biorę się zaraz do rzeczy – co mi tam w końcu szkodzi. 

    Nadmienię jeszcze o samym Astell & Kern, iż jest zaistniałą w 2013 marką należącą do założonej w 1999 przez siedmiu byłych dyrektorów Samsunga seulskiej firmy Dreamus (pierwotnie ReignCom), do której należą także marki iRiver, FLO, Yurion i Funcake Entertainment Services. Samo Dreamus jest z kolei zależne od SK Telecom Co., Ltd. – największego południowokoreańskiego dostawcy telefonii komórkowej, zarazem jednego z filarów czebolu[2] SK Group – międzynarodowego koncernu zatrudniającego 70 tys. pracowników.

    A jako drugi „wstępniak” podywagujmy wokół ceny, opiewającej obecnie (nie wiadomo jak długo) na 11 tys. PLN. To nie jest mało ani dużo: bo sporo tak w ogóle, ale jak na model flagowy przenośnego odtwarzacza wiodącej marki (fakt, że flagowego zbiegiem okoliczności), to znacznie mniej niż bywało. Leżący też koło mnie Astell & Kern AK380 był modelem flagowym w 2015-tym i naonczas kosztował 17 tysięcy, a przecież jest znacznie mniejszy i ma skromniejsze możliwości (że nie wspomnę o sile nabywczej tych siedemnastu teraz i wtedy). W tej sytuacji odnotować należy postęp i – w odróżnieniu od masła, a jeszcze bardziej kart graficznych – brak podwojenia ceny. Flagowy odtwarzacz Astella nie tylko jej nie podwoił, jeszcze blisko połowę ściął. Masło przy tym zostało sobą (nie będzie już bardziej śliskie ani kaloryczniejsze), karty zaś podwoiły prędkości i niczym całoroczne choinki głupawo teraz świecą.

    – Co ze zmianami u odtwarzaczy?

[1] Głoszący bzdury w rodzaju: „Do połowy kwietnia Rosja całkowicie wyczerpie swój ofensywny potencjał.”, albo: „Jesienią (zeszłego roku) będziemy mieli do czynienia z milionem zachorować na Covid dziennie, system opieki zdrowotnej zupełnie się załamie.”

[2] Czebol – określenie odniesione do południowokoreańskiego koncernu założonego w latach 70-tych przez władze wojskowe. (Min. LG, Samsung, Hyundai i Daewoo.)

Technologia i funkcjonalność

Elegancka drewniana skrzynka.

     Zacznijmy od wyglądu. W całości aluminiowa obudowa jest o ćwierć dłuższa niż u AK380 i tak samo szeroka (141 x 78 mm), a oprawiony w nią odtwarzacz waży również wyraźnie więcej, bo 309 g. Sama koncepcja wzornicza pozostała natomiast kanciastą.

    To już u Astella tradycja – mieć ostre kanty i przełamane skosami powierzchnie – w przypadku SP2000T do tego stopnia ołowiano-ciemne (formalny kolor „Onyx Black”), że w słabszym świetle czarne. Pośród onyksowej materii przełamań wyróżniającym się elementem nieco bardziej niż u poprzednich modeli wyodrębnione z otoczenia karbowane pokrętło regulacji głośności (łatwiej można nim operować) i z tyłu ozdobna wstawka z lśniącego kompozytu. (Kompozyt na rewersie też tradycją.)

    Front okupuje pięciocalowy kolorowy ekran LED – dotykowy, o rozdzielczości Full HD 1920 x 1080 i gęstości 441 pikseli na cal, oferujący poza standardowymi funkcjami informacyjnymi i obsługowymi alternatywny suwakowy potencjometr. (Także tradycja.) Na prawym boku sam ten żłobkowanym kółkiem będący potencjometr, na lewym trzy podłużne funktory obsługi, u góry trzy przyłącza słuchawek (2,5 mm, 3,5 mm, 4,4 mm), na spodzie gniazdo USB C i szczelina karty pamięci, która może mieć maksymalnie 1 TB pojemności. 

    – W takim razie dokładne powtórzenie parametrów funkcyjnych modelu A&futura SE180, ale w oparciu o bardziej rozwiniętą technologię. Pamięć wbudowana to wprawdzie też 256 GB, ale obsługiwanych przez ośmiordzeniowy procesor i przede wszystkim aż cztery kości D/A ESS ES9068AS pod kontrolą wzorcowego zegara o jitterze 25 ps.

    Producent zwraca uwagę na obecność dwóch dodatkowych układów o kluczowym dla brzmienia znaczeniu:

   – potrójnego wzmacniacza (Triple Amp)

   – i udoskonalonego obwodu TERATON ALPHA

Wewnątrz elegancki odtwarzacz.

    Pierwszy to innowacja zastępująca standardowo bezalternatywne Op-ampy (wzmacniacze napięciowe realizowane pojedynczym obwodem scalonym); innowacja pozwalająca wybierać pomiędzy tym standardem (tryb OP AMP) a wzmocnieniem lampowym w oparciu o miniaturową triodę KORG Nutube (tryb TUBE AMP) albo tych opcji wzmocnienia łączeniem (tryb HYBRID AMP). W efekcie dostajemy wybór między brzmieniem tranzystorowym, lampowym a hybrydowym – według życzenia i gustu słuchacza.

    TERATON zaś to znana już z A&futura SE180 nowatorska metoda „skutecznego eliminowania szumów zasilania, wydajnego zarządzania energią i wzmacniania sygnału przy minimalnych zniekształceniach, potrafiąca zapewnić dźwięk możliwie bliski oryginalnemu”.

   O taki brak zniekształceń powodowanych zakłóceniami dba min. ekranowanie obwodów srebrem, co w nowym flagowcu dotyczy również, po raz pierwszy, całej wewnętrznej powierzchni ekranu.

    Analogiczna dbałość tyczy zastosowanej lampy, która nie dość że cała znajduje się w osłonie chroniącej przed zakłóceniami radiowymi, to jeszcze została fizycznie odizolowana od twardego styku z odnośną płytką drukowaną, tak aby maksymalnie była chroniona przed jej elektromagnetycznymi zakłóceniami i wibracją.

    Na rzecz jakości obsługowej pracuje zaś, też po raz pierwszy obecna, funkcja ReplayGain, pozwalająca w ramach wybranej listy odtwarzania automatycznie wyrównywać do identycznego poziomu głośności wszystkie pliki gęstości do 24-bit/192 kHz włącznie.  

Z dotykowym ekranem HD.

    Na rzecz transferu bezprzewodowego pracują z kolei dwuzakresowe WiFi i Bluetooth – ze znów po raz pierwszy obecną funkcją BT Sink, dzięki której źródłem dla SP2000T mogą być bezprzewodowo odtwarzane pliki z pamięci smartfona.

    Informacyjnym uzupełnieniem ekranu różnokolorowo świecąca ledowa kreska na tylnej ściance, mogąca zamiennie informować o aktualnym trybie pracy wzmacniacza albo gęstości odtwarzanego pliku.

    Zostaje odnotować własne wrażenia użytkowe. Bogactwo funkcji, rozmiar ekranu, izolacyjność obudowy i lampowość wzmacniacza wykluczają małość i lekkość. Odeszły w zapomnienie czasy pierwszego AK100 wielkości zapalniczki; Astell&Kern SP2000T zajmuje całą dłoń i dobrze czuć go w ręce. Na szczęście dolna krawędź wychodzi poza obszar trzymania – czuje się samą boczną ściankę bez kąta przejścia w krawędź dolną. Regulatory na niej lądują dokładnie pod kciukiem, przeciwległe pokrętło potencjometru też ma prawidłową wysokość. Pozytywne wrażenia uzupełnia obecność przyłącza 4,4 mm – wg zapewnień twórcy standardu (Sony) dającego poprzez zwiększoną powierzchnię styku lepszą jakość sygnału. Pełna obsługa plikowa (do DSD512) i duża moc wzmacniacza (6,0 V) gwarancją pełnej swobody przy wyborze materii muzycznej i doborze słuchawek, a kolorowy ekran Full HD (16,7 milionów kolorów) gwarancją miłych doznań wizualnych. Odtwarzacz może grać przez dziewięć godzin na połowie głośności i ładuje baterie w niecałe cztery, zatem i od tej strony przyzwoicie.

Mnóstwem wewnętrznych regulacji.

    Najwięcej obiecują aż cztery kości przetworników i trzy tryby wzmocnienia, jako że niejeden drogi odtwarzacz CD i stacjonarny przetwornik posługuje się jedną kostką lub dwiema. Pozostaje sprawdzenie, ile te obietnice są warte.

Brzmienie

Nowatorskimi rozwiązaniami.

    Zacząłem od słuchawek najbardziej pasujących, czyli najlżejszych i najmniejszych; też od sprawdzenia użyteczności trzech trybów pracy wzmacniacza.
    Takie sprawdzenie to betka: palcem od góry ściągamy na górną ćwiartkę ekranu techniczny panel obsługowy i w trakcie odtwarzania naciskając plamkę przycisku AMP dostajemy zamiennie podpisane poniżej tryby: OP, TUBE lub HYBRID. Doskonałość brzmieniowa słuchawek Grado GH2 (odnośnie których uwaga, że stało się użytkowników krzywdą rzucenie ich na rynek w limitowanej ilości, która dawno się wyczerpała) pozwalała natychmiast chwytać różnice pomiędzy tymi trybami, względem których żadnych zaskoczeń – całkowita rutyna. Z tym, iż muszę dla porządku zaznaczyć, że tryb OP wyróżniał się największą dynamiką, ostrością krawędziowania, wielkością sceny i echowością, a TUBE oferował dźwięk bardziej miękki, melodyjny i „ludzki”, ale nie bardziej głęboki ani ciemny. Wydawać więc by się mogło, że HYBRID będzie optymalny jako tych cech wypadkowa, ale dłuższe słuchanie w oparciu o wiele plików doprowadziło mnie do wniosku, że optymalny będzie TUBE. Zrazu po przejściu z OP wydający się wprawdzie mniej spektakularnym, ale na bazie pewnej sztuczności dodawanego tam echa, które dawało rześkie powiewy na większych scenicznych połaciach, ale towarzysząca temu ostrość rysowania nie sprawdzała się w utworach trudniejszych sopranowo – zarówno we współczesnym gitarowym rocku, jak w jazzie i muzyce orkiestrowej. OP okazał się dobrym wyborem do muzyki elektronicznej, jako podkreślający jej charakter, ale do pozostałej mniej się nadającym od lampowego, i hybrydowy też.

    To oczywiście moje zdanie, czyli kogoś posługującego się na co dzień torem obfitującym w lampy, ale to w końcu moja recenzja, więc czyje zdanie ma wyrażać? – Muszę zatem uczciwie przyznać, że na dłuższych dystansach czasowych wybierałem opcję lampową, jako do każdej muzyki pasującą. Wybierałem też filtr cyfrowy „Slow” zamiast ustawianego przez producenta „Fast”, z tym że są tego „Slow” dwa rodzaje, ale śladowo się różniące. „Fast” także nie jest daleki od nich, ale znowu podbijający ostrości, a takie podbijanie może być brzmieniowo skuteczne (chociaż i to wątpliwe) jedynie w torach o jakości ekstremalnej. Oczywiście kiedy ktoś ma niedobór słyszenia sopranów, będzie wybierał filtrowanie „Fast” i tryb wzmocnienia OP; niejednokrotnie byłem świadkiem jak ostrość dla mnie nieakceptowalna wywoływała na twarzach uśmiech.

Wyjściem lampowym.

    Dorzucę jeszcze, że swoim zwyczajem lampa odpowiedzialna z tryb TUBE nabiera jakich takich barw oraz treści dopiero po kilku minutach, toteż szybkie przełączanie między trybami nie jest dla niej uczciwe. Po kilkunastu spektakularność sceny także w trybie lampowym zyskuje duży format; nie czuje się już deficytu wielkości względem trybu OP, choć niewątpliwie pozostaje różnica ilościowa odnośnie echa.

    OP jest z najbardziej wyrazisty, pogłosowy, konturowy, dynamiczny i ma też najczystsze medium; lampowy jest lampowym w oparciu o melodyjność oraz fizjologiczność brzmienia; a hybrydowy wypadkowym, w sumie całkiem udanym.

    Wszystkie trzy są udane – brzmienie Astell & Kern SP2000T przez Grado HP2 ogromnie mi się podobało. Ma przy tym pewną cechę może ze wszystkich najcenniejszą: kiedy się słucha, to aż nie chce się wierzyć, że takie malutkie coś i takie małe słuchawki potrafią dawać taką jakość, że w pierwszym rzucie – tak na pierwsze ucho – zupełnie nie czuć regresu względem dużego, drogiego toru. Dopiero kiedy uważnie się wsłuchać, analizując poszczególne cechy, pojawia się obecność różnic, ale w słuchaniu bez analiz są one przykrywane pierwszoplanową przyjemnością. Ba, nawet kiedy analizować, badając najważniejsze składowe, najpierw przychodzi satysfakcja, dopiero gdzieś na końcu pewne uwagi krytyczne. Jednak taka krytyka byłaby na swych nogach, gdyby tyczyła toru dziesięć razy droższego, a nie całego przed słuchawkami za jedenaście tysięcy. Prawda – takiej jakości dźwięk typu stacjonarnego daje niejeden kombajn (SMSL, iFi, Matrix, inne marki), no ale nie bez kabli i w żadnym razie na wynos.

    Grado GH2 to słuchawki jakością i wielkością dobrze dopasowane, ale dla mobilnego odtwarzacza używanego właśnie jako mobilny (a wcale tak nie musi, jakość ma stacjonarną) obarczone dwoma mankamentami: kabel mają elastyczny lecz gruby i relatywnie ciężki, prócz tego są otwarte. Ultrasone T7 oryginalny kabel mają przystosowany do wędrówek – leciutki i mięciutki – ale jakości bardzo marnej, zastępujący go u mnie Tonalium jest dość lekki lecz sztywny. Za to same te Ultrasone są bardzo łatwe do ruszenia sygnałem, niezbyt duże i przede wszystkim zamknięte. Łatwość ta, popierana sporą mocą symetrycznego wyjścia 4,4 mm (Grado grały przez 3,5 mm niesymetryczne) pozwoliła zaistnieć wszystkim niezwykłym cechom tych słuchawek: ekstremalnej gęstości i nasyceniu dźwięku, jego niezwykłej energii i ogromnemu zakresowi pasma, w ramach którego niecodzienny bas.

 

 

 

 

    Nie odnotowałem ani jednego mankamentu stwarzanego przez napęd mobilny, cała paleta zalet została wydobyta. Względem drogiego toru stacjonarnego jedyna różnica łatwo uchwytna przy uważniejszym wsłuchaniu to nieco niższa jakość tekstur i słabsza fizjologiczność brzmienia, ale mowa tu o różnicach z naprawdę wysokich rejonów spektrum. Samo zaś pierwsze uderzenie jakości to nią zadowolenie – ta gęstość, ta energia, ten zalew finezyjnych detali – to wszystko radowało i kazało z szacunkiem spoglądać na metalowe pudełko z ekranem i karbowanym kręciołkiem. Długa lista utworów – od takich tylko muskających dźwiękiem, po szały rockowe i symfonie, przeszła bez zająknienia – bezwyjątkowa satysfakcja.

    Rozochocony takim obrotem rzeczy postanowiłem sięgnąć po słuchawki trudniejsze i do zastosowań mobilnych się nie nadające z takich czy innych względów.

    Niespecjalnie trudne do napędzania T+A Solitaire P mają nawet kabel dość lekki i dość miękki, ale same są duże, ciężkie i otwarte. Lecz gdyby ktoś chciał ich używać w domu? – Byłby w pełni uradowany. Bardziej otwarty i wymagający dużo krótszego przywyknięcia dźwięk także niósł dużą energię, choć one pełną moc zyskują dopiero od wielowatowych wzmacniaczy. Niemniej energetyczność była obecna, a finezyjność – to już całkiem. Pieszczota jakościowa, tak można skrótowo to określić. Każdy aspekt brzmieniowy ukazany został z maestrią przy mniejszej niż u Ultrasone echowości, a większej otwartości. Towarzyszyło temu poczucie: „– Tak, właśnie, o to chodzi!” Radość spełnienia poprzez dokładność odwzorowań, trafność tonalną, czystość medium. Polot, finezja i energia z towarzyszeniem otwartości i ekstremalnego rozwinięcia pasma. Samo słuchanie i podziwianie. Pewnie, że da się jeszcze lepiej, ale żeby takie małe pudełko aż tyle jakości kryło?

    Jeśli by jednak komuś tego słuchającemu się zdawało, że non plus ultra i takiej perfekcji nie da się osiągać inaczej, to spróbowane zaraz potem HiFiMAN Susvara pokazały, że nie ma racji. One, co prawda, do napędzenia ekstremalnie trudne, pokazały nieznaczny limit mocy – na maksymalnym poziomie głośności (parametr skali 150) grały głośno i bez zniekształceń, ale przy cichszych realizacjach muzyki poważnej chciałoby się mieć trochę głośniej; natomiast nie brakowało dźwiękowi konsystencji pasującej do danej formy muzycznej, a przede wszystkim doszła do głosu imponująca u tych słuchawek otwartość i pieszczota. Z tym, że nie pieszczota w sensie delikatności, a przyjemnego dotyku oraz zjawiskowego pomieszania mocy drzemiącej w dźwięku, wielkiej sceny i finezyjnej gładkości. Niewiele jest słuchawek dających taką łatwość słuchania i tyle jakości zarazem, niewiele też tak potrafiących łączyć walory przestrzenne z muzycznymi.

Skórzanym etui w komplecie.

    Wszystko to Astell & Kern SP2000T potrafił z nich wydobyć i gdyby nie niewielki deficyt mocy, byłoby całkowite spełnienie. Ale i tak zanurzyłem się w dźwięku z poczuciem doskonałości w uszach, już po raz czwarty zresztą, za każdym razem inny. Grado teksturowały najbardziej szorstko, a Susvary najgładziej; to i to oraz wszystko pomiędzy od T+A i Ultrasone sprawiło mi dużo radości. Ma bowiem Astell tę zaletę, że nas kupuje od ręki, jego nieznaczne niedociągnięcia brzmieniowe nie należą do uciążliwych. Jeżeli je wyliczać, to wspomniana fizjologiczność pewnie że nie aż na miarę wzmacniacza na dużych triodach, też nie do końca wysycona gęstość brzmieniowej materii, nie takie też, jak z najlepszymi torami, przywoływanie wizji żywych ludzi i pracujących instrumentów. Ale to wszystko furda i na plan dalszy ucieka w obliczu efektowności, z jaką pod każdym względem i w każdym repertuarze ten odtwarzacz nam daje. Droższy lampowy Cayin jest wprawdzie bardziej lampowy, a zapowiadany na jesień flagowiec SP3000 będzie zapewne jeszcze lepszy, ale nie warto tym się przejmować – to będą dużo większe pieniądze, a jakość pewnie niewiele wyższa.

Brzmienie cd.

Ledowym znacznikiem trybu wzmacniacza oraz typu odtwarzanego pliku.

    Najlepsze zostawiłem na koniec, pożeglowałem w drugą stronę. Wcześniej sprawdziłem jeszcze Dan Clark Audio Stealth, dla których nie mam na razie symetrycznego Tonalium, ale z niesymetrycznej dziurki 3,5 mm grały pod względem mocy tak samo jak Susvary (są wyraźnie trudniejsze do napędzenia od flagowych T+A), dając mimo swej zamkniętości ogromny rozmiar sceny, pełne poczucie otwartości i skrajną finezyjność. Ale nie o nich chciałem pisać, bowiem były tylko kolejnym przykładem popisu bardzo drogich słuchawek, których kilka wcześniej już było. Zadowolony z przebiegu testów, jako że rzadko się przytrafia taki ciąg zadowalających spotkań i taki brak problemów, postanowiłem sięgnąć po słuchawki tanie, zarazem dobrze pasujące do sprzętu przenośnego. Pomijając konstrukcję otwartą są bowiem Sennheiser HD 560S stworzone dla takiego – ważą 240 gramów, obudowę mają z tworzywa, a kabel jak niteczkę podpinany do lewej muszli. Kosztują przy tym radośnie mikre 850 złotych, od takich Susvar będzie to prawie czterdzieści razy mniej….

    Firma Sennheiser wielokrotnie dowiodła, że trzeba darzyć ją szacunkiem, min dając dowody na to, że potrafi tworzyć świetne słuchawki nie tylko za wielkie budżety. Ale nawet jak dla niej te 850 złotych to zaledwie połowa ceny markowych HD600 i HD660S, tymczasem…. Tymczasem trafił swój na swego, choć oczywiście nie do końca. Astell & Kern SP2000T to odtwarzacz nietani, chwilowo nawet flagowy, ale kiedy go rozpatrywać w kontekście drogich stacjonarnych torów, to jest wielokroć – przynajmniej dziesięć razy tańszy. Jak już zdążyłem stwierdzić, nie daje równej satysfakcji, ale umiejętnie maskując niedociągnięcia daje bardzo zbliżoną. To samo się odnosi do Sennheiser HD 560S i to samo do ich współpracy. Ażeby było jeszcze podobniej, to samo się odnosi do ich maskowanych niedociągnięć.

    Względem używanej przed chwilą słuchawkowej arystokracji skromne słuchawki Sennheisera okazały się skrywać umiejętności bardzo niewiele mniejsze, a mniejszość ich wynikała przede wszystkim z niemożności dawania aż takiej fizjologiczności; tak dobrze, wieloaspektowo, odtworzonej materii muzycznej. Tkanka tworząca ich brzmienie nie była tak zróżnicowana ani z taką intensywnością żywa, niemniej tworzone przez nią brzmienia (bytujące w spektakularnie rozległej i o wysokim pułapie przestrzeni) potrafiły porywać.

Łatwiejszym dostępem do potencjometru.

    W sumie trudno powiedzieć, jak to dokładnie się robi, żeby niedociągnięcia się chowały, a zalety eksponowały. Ale zarówno flagowy odtwarzacz Astella, jaki i odległe od flagowości słuchawki Sennheisera, na pewno osiągały to min. umiejętnie operując pogłosem na rzecz przywoływania dużych scen. Prócz tego dźwięczność, trafność tonalna, lekko ściemniona atmosfera i przede wszystkim niezwykła czujność – gotowość do odtwarzania nawet śladowych dźwięków. Tak więc sama materia nie do końca, ale całościowe bogactwo brzmienia na najwyższym poziomie – i na wielkich obszarem, spektakularnych scenach. Zarazem świetne łapanie kontaktu z najbliższym otoczeniem i silne poczucie obecności muzyki także na dalszym planie. W połączeniu z czystością medium, szybkością, dynamiką oraz niemałym „punchem” pod obecność melodyjności niepośledniego poziomu, dawało to wrażenie słuchania drogich słuchawek z drogiego stacjonarnego toru. I to wrażenie tej miary, że bez wchodzenia w porównania lub skrajnie uważnego słuchania można się było zastanawiać – czy żart to, czy tak serio? Zdumienie – to jest słowo, które mój stan odzwierciedla. Zdumiony byłem możliwościami takich tanich słuchawek i przenośnego odtwarzacza, a przecież dawne doświadczenia powinny mnie ochronić. Już Grado SR60 umiały grać niesamowicie, już odtwarzacze przenośne za parę a nie paręnaście tysięcy potrafią zadowalać. Ale kiedy się obcuje z drożyzną, stale na niej słuchanie opiera, mimowolnie nabiera się przekonania, że tylko ona, i nic więcej. Kiedy się uprzeć na kryteria maksymalne, to faktycznie tak jest, ale drzemiąca w nas natura dziecka potrafi się na szczęście cieszyć także słabszymi kryteriami.  

Względem dawnego flagowca AK380

    Ponownie zostałem zaskoczony – pozytywnie i niepozytywnie. Oczekiwałem bowiem różnicy mało znaczącej, pomny tego jak bardzo kiedyś AK380 chwaliłem. Pozytyw odniósł się do SP2000T, negatyw do dawniejszego dźwięku. Trudno było nie odnieść wrażenia, że AK380 to względem SP2000T jego uboższy krewny. Uboższy przy tym na dwa sposoby, bo i mocy oferujący mniej, i jakości brzmieniowej.

Mocą zdolną napędzać nawet skrajnie trudne słuchawki.

    Czyniąc to porównanie wyłącznie na słuchawkach zdolnych poprawnie pracować przy mocy AK380 (Grado, Sennheiser, Ultrasone), czułem zarówno dużo większą dawkę energii, jak i wyraźnie wyższą finezji tłoczonej przez nowszy model. Tylko z SP2000T Ultrasone miały swą gęstość i nadzwyczajną ciśnieniowość, tylko z nim wszystkie słuchawki dawały popisową dźwięczność i wszelkiego innego rodzaju maestrię obrazowania dźwięków. To była duża różnica, odnosząca się min. do tej fizjologiczności i poprzez nią bezpośredniości, pod względem których wytykałam wcześniej braki u SP2000T. Tak, braki względem toru stacjonarnego za sto i więcej tysięcy, ale względem AK380, czy nawet A&futura SE180 (z pamięci) widoczny był wyraźny postęp. Nie tylko pod adresem wżywania się w muzykę, czyli bycia przez nią porwanym, ale także, a nawet bardziej, pod względem towarzyszącego temu podziwiania dla doskonałości brzmieniowej.

     Co oczywiście jednemu dużo, dla drugiego może być mało – dla każdego jednak powyżej słabo słyszących (bez względu na ocenę rozmiaru) różnica między dawnym a nowym flagowcem musi być odczuwalna. Dźwiękowy teatr sprowadzany przez SP2000T to dużo lepsze przedstawienie od wcześniejszych przedstawień oferowanych przez odtwarzacze od Astell & Kern. Jedynie A&ultima SP2000 to był poziom zbliżony, ale w moim odczuciu 4 x ESS ES9068AS oraz stopień lampowy robią lepszą robotę od 2 x AK4499EQ bez lampy, zwłaszcza że mogą liczyć na wsparcie od TERATON ALPHA i srebrnej izolacji ekranu. Do tego jeszcze spadła cena w czasach gdy wszystko drożeje.

Podsumowanie

    Cóż może być lepszego od lepszości za mniej? „Lepiej i taniej!” – oto hasło jakim przy okazji każdego produktu chciałby móc się posłużyć promotor.

    Promowanie nie jest moim zadaniem, a przynajmniej nie głównym. Mam przede wszystkim ocenić, ewentualnie chwalić potem. Prócz tego, jako ktoś czasem od innych lepiej zorientowany, mam podsuwać nowe produkty, ale nie po to przede wszystkim, żeby się lepiej sprzedały. Mam zaanonsować i obiektywnie ocenić, choć obiektywność zawsze ideałem. Lecz niezależnie od niej zawsze z grubsza wiadomo – co dobre, a co złe. Można spierać się o zakresy, ale nie zasadniczą wartość, a przynajmniej nie kiedy dokonujący ocen pozostają bezstronni i znają się na rzeczy. Z takiej pozycji mogę stwierdzić (co zawsze satysfakcją), że nowy i podobno tylko przejściowy, ale jednak flagowy odtwarzacz Astella, to produkt któremu wolno posłużyć się tym hasłem.   

    Tańszy nie znaczy w tym przypadku tani, natomiast lepszość dużo niesie. Jedenaście tysięcy to na pewno niemało – tego gatunku flagowce startowały po 2010 roku od cen poniżej trzech tysięcy. A teraz jest sukcesem, kiedy ta cena tylko nieznacznie przekracza poziom dziesięciu, na co składają się inflacja, przyrost popularności oraz mnożenie możliwości. Z pewnością dostajemy lepsze brzmienie, wzrost napędowej mocy, przyrost pojemności magazynowej i wielkości ekranu, dotykową obsługę, bezprzewodowość oraz rosnącą jakość plików. Wraz z modą na takie odtwarzacze w ramach mody na używanie słuchawek, jak również wraz ze wzrostem płac, producent może sobie pozwolić na dyktowanie takich cen, klienci na takie odtwarzacze. Od SP2000T nabywca dostanie brzmienie, które dokładnie opisałem, a którego największą zaletą jest odbiór dający satysfakcję bardzo nieznacznie różną od tej, jaką może dać wyrobionemu muzycznie słuchaczowi tor słuchawkowy za sto i więcej tysięcy. Bo gdy przykładać aptekarską wagę do cech decydujących, wówczas różnice będą widoczne, ale w całościowym odbiorze te różnice się gubią. 

    Na finał wykonałem test bez porównań, pozwalając wcześniej odtwarzaczowi rozgrzewać się przez godzinę. Ponieważ wybrałem tryb lampowy (trudno, no tak już mam), rozgrzał się bardzo znacznie, ale grał potem angażująco (o co w moim przypadku trudno) niezależnie od repertuaru oraz użytych słuchawek. Zadowalał pod każdym względem; w odniesieniu do to mających także pod względem potęgowym oraz wysokociśnieniowym. Nie mam do niego żadnych uwag (najwyżej to, że grzeje), otrzymuje rekomendację.

 

W punktach

Zalety

  • Angażujące brzmienie.
  • Odtwarzacz z muzycznym nerwem.
  • A nie samą biegłością techniczną.
  • Nie tylko więc szczegółowość, dynamika, wyraźność i moc duża.
  • Ta muzyka ożywa.
  • I dzięki temu potrafi owładać słuchaczem tak jak przy torze stacjonarnym.
  • Który kosztuje wielokroć więcej.
  • I nie daje się nosić.
  • Dobre napędzanie nawet skrajnie trudnych słuchawek, aż po HiFiMAN Susvara włącznie.
  • Pod kątem brzmieniowego pasowania doskonała współpraca ze wszystkim.
  • Wszystkie znane wcześniej zalety odtwarzaczy Astell & Kern, w tym ich pietyzm brzmieniowy.
  • Do czego dołącza tryb lampowy i hybrydowy.
  • Poprawiony THERATON ALPHA.
  • Przetwornik DAC na aż czterech kościach.
  • Dwuzakresowe WiFi i Bluetooth.
  • Współpraca z serwisami strimingowymi.
  • Wszystko pod kontrolą zegara wzorcowego i ośmiordzeniowego procesora.
  • Duża pamięć wewnętrzna.
  • Jeszcze większą można podłączyć.
  • Indykator barwowy w postaci świetlnej kreski na rewersie.
  • Duży, czytelny i reaktywny dotykowo ekran.
  • Wygodnie leży w ręce.
  • Poprawiona ergonomia potencjometru.
  • Trzy przyłącza słuchawek, w tym dwa symetryczne. (Większa moc.)
  • Pojemne i szybko ładujące się baterie.
  • Firmowe etui w komplecie.
  • Spadek ceny względem flagowców poprzednich.
  • Efektowne wzornictwo i eleganckie opakowanie.
  • Ugruntowana pozycja producenta.
  • Made in South Korea.
  • Polska dystrybucja.
  • Ryka approved.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Najlepszy pod względem muzycznym tryb lampowy wymaga chwili rozgrzania.
  • A potem powoduje wydzielanie dużej ilości ciepła.
  • Leciutkie flagowe odtwarzacze to przeszłość.
  • Niedrogie również.

 

Dane techniczne Astell & Kern SP2000T

Podstawowe rozwiązania poprawiające brzmienie:

  • System Triple Amp.
  • Wzmacniacz lampowy kompatybilny z gniazdami wyjściowymi 2,5 mm, 3,5 mm i 4,4 mm.
  • ESS ES9068AS QUAD-DAC.
  • TERATON ALPHA.
  • ReplayGain do utrzymania stałych poziomów odtwarzania między ścieżkami.
  • Obsługa dwuzakresowego Wi-Fi.
  • Wewnętrzna konstrukcja mechaniczna minimalizująca zakłócenia.

 

Dane szczegółowe:

  • Model: SP2000T
  • Kolor obudowy: Onyx Black
  • Materiał obudowy: Aluminium
  • Wyświetlacz: 5-calowy wyświetlacz dotykowy FHD 1920 x 1080
  • Obsługiwane formaty audio: WAV, FLAC, WMA, MP3, OGG, APE, AAC, ALAC, AIFF, DFF, DSF
  • Częstotliwość próbkowania: PCM: 8 kHz ~ 384 kHz (8/16/24/32 bity na próbkę) / Natywny DSD: DSD64 (1 bit 2,8 MHz), Stereo / DSD128 (1 bit 5,6 MHz), Stereo / DSD256 (1 bit 11,2 MHz), Stereo / DSD512 (1 bit 22,4 MHz), Stereo
  • Poziom wyjściowy: Niezbalansowany 3.0 Vrms / Zbalansowany 6.0 Vrms (warunek bez obciążenia)
  • CPU: Octa-Core
  • DAC: ESS ES9068AS x 4
  • Lampa: KORG Nutube 6P1
  • Dekodowanie: Obsługa odtwarzania do 32bit/384Hz Bit-to-Bit
  • Wejścia: USB typu C (do ładowania i PC i MAC)
  • Wyjścia: niezbalansowane (3,5 mm) / Wyjście optyczne (3,5 mm) / Wyjście zbalansowane (2,5 mm, obsługiwane tylko 4-biegunowe / 4,4 m, obsługiwane tylko 5-biegunowe))
  • Wi-Fi: 802.11 a/b/g/n/ac (2,4/5GHz)
  • Wymiary: 3,07” (78,1 mm) [szer] x 5,55” (141,1 mm) [wys] x 0,68” (17,5 mm) [głęb]
  • Waga: około 309 g
  • Udoskonalenia funkcji: Obsługiwane aktualizacje oprogramowania układowego (OTA)

 

Parametry audio:

  • Pasmo przenoszenia:
  • ± 0,024 dB (Warunki: 20 Hz ~ 20 kHz) Niezbalansowane / ± 0,038 dB (Warunki: 20 Hz ~ 20 kHz) Zbalansowane
  • ±0,027dB (Warunki: 20Hz~70kHz) Niezbalansowane / ±0,052dB (Warunki: 20Hz~70kHz) Zbalansowane
  • Stosunek sygnału do szumu: 121dB @ 1kHz, Niezbalansowane / 123dB @ 1kHz, Zbalansowane
  • Przesłuchy: -137dB @ 1kHz, Niezbalansowane / -142dB @ 1kHz, Zbalansowane
  • THD+N: 0.0003% @ 1kHz, Niezbalansowane / 0,0003% @ 1kHz, Zbalansowane
  • IMD SMPTE: 0.0003% 800 Hz 10 kHz (4: 1) Niezbalansowane i Zbalansowane
  • Impedancja wyjściowa: Niezbalansowane 3,5 mm (1,5 omów) / Zbalansowane 2,5 mm (1 omów)
  • Jitter zegara: 25 ps (typowo)
  • Referencyjny jitter zegara: 70 ps
  • Pojemność baterii: 4200 mAh 3,8 V, litowo-polimerowa
  • Czas odtwarzania: Około 9 godzin (standardowo: FLAC, 16bit/44,1kHz, niezbalansowane, głośność 50, LCD wyłączony, LED włączony, tryb OP AMP)
  • Czas ładowania: Około 3,5 godziny (Standard – 9V/1,67A Szybkie ładowanie)
  • Około 5 godzin (Standard – 5V/2A Ogólne ładowanie)
  • Wbudowana pamięć: 256 GB [NAND]
  • Pamięć zewnętrzna: microSD (maks. 1 TB) x 1
  • Obsługiwane systemy operacyjne: Windows 7,8,10 (32/64bit), MAC OS X 10.7 i nowsze

 

Cena: 11 000 PLN

Pokaż artykuł z podziałem na strony

14 komentarzy w “Recenzja: Astell & Kern SP2000T

  1. Fon pisze:

    Za rogiem czai się nie dla wszystkich ale większości kryzys i dobrze, że są firmy ,które to być może zauważają, tylko przyklaskiwać należy za takie nowości .

  2. Patryk pisze:

    A pobije KANN CUBE`a ? Nie slyszalem lepszego DAP`a do dzisiaj.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Pobije.

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Oczywiście w ramach mojego gustu i nie pod względem mocy.

        1. Patryk pisze:

          Ciekawe. Wlasnie chyba ta moc daje mu tak duzo. Przy okazji poslucham jak bedzie mozliwosc.
          Bardzo dziwne jest to: Nie bylem nigdy fanem SABRE-9038PRO , a KANN CUBE wielka niespodzianka: Fantastycznie gra! Chyba wszystko razem ma wplyw na ogolne brzmienie.

          1. Piotr+Ryka pisze:

            W przypadku SP2000T decydujące są cztery kości przetworników i tryb lampowy. Mnie to połączenie wyjątkowo się podobało na tle porównywanego bezpośrednio AK380, także na tle słuchanych kiedykolwiek innych przenośnych. Relacja jakość/cena w odniesieniu do wszystkich flagowych bardzo korzystna.

  3. Marcin pisze:

    KANN to niższa liga. Nie jakaś urojona. Czytelna od pierwszego odsłuchu. Zgadzam się, że tryb hybrydowy brzmi najlepiej.

  4. qwertz pisze:

    Panie Piotrze, napisał Pan, że takiej jakości dźwięk typu stacjonarnego daje niejeden kombajn ale w żadnym razie na wynos. Czyli będzie dużo lepiej niż któreś z przenośnych urządzeń np. iFi Diablo albo ifi idsd Micro Signature + źródło z telefonu? Ale zakładam, że nie aż tak dobrze jak ze stacjonarnym np. z iFi Pro iDSD Signature?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie mogłem zrobić bezpośredniego porównania do iFi Diablo, poza tym nie wiem, jak ono współpracuje z różnymi smartfonami, bo są pewnie jakieś różnice. Ale generalnie wniosek wydaje mi się prawidłowy – lepiej niż Diablo ze smartfonem, słabiej niż iDSD Signature wspierane przez iCan, ale też chyba i solo.

  5. Patryk pisze:

    Panie Piotrze,
    czy porównania SP2000T z SP2000SS były przeprowadzane zestawiając je ze sobą bezpośrednio czy to po prostu wrażenia spisane z „pamięci”?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Z pamięci. Bezpośrednio jeden i drugi do AK380.

  6. Piotr+Ryka pisze:

    Ważna uwaga: SP2000T kończy rynkowy żywot, brak podzespołów do jego produkcji. (Co za świat.)

  7. Dariusz pisze:

    Witam! Przyglądam się wielu odtwarzaczom na rynku bo chciałbym być może niemożliwego… Wybrać jeden odtwarzacz, który napędzi HiFimany 1000se a docelowo Susvara i być może Noble Audio Viking Ragnar… Rozważam SP2000T i FiiO M17. Aktualnie używam Shanlinga EM5. Jeśli chodzi o słuchawki nauszne (wokółuszne) to temat jest dla mnie zamknięty natomiast dokanałowe (IEM) to jestem otwarty na propozycje i sugestie.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      W obecnych dokanałowych nie mam niestety rozeznania, ale podobno przełomowe jakościowo są Final ZE8000.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy