Recenzja: Astell & Kern SE180 z przetwornikami SEM2 i SEM3

SEM3 z czterema ESS ES9038Q2M

Ale jak się przyłożyć …

Ultrasone Tribute 7

Trzeci przetwornik rozwiał resztki obaw o ewentualną trudność rozróżnień. Zaproponował styl jeszcze inny; też nie diametralnie odmienny, ale rozpoznawalnie i bezsprzecznie. Szum tła Ultrasonom o krok kolejny zredukował, poprawił muzykalność, dołożył jeszcze głębi.

Muzykalność, analogowość, płynność – różnie to można nazywać; także śpiewnością lub rozfalowaniem. Zwał jak zwał, a z SEM1 drapieżnie i przenikliwie brzmiące Ultrasone, przy SEM3 brzmienie złagodziły, wygładziły, pogłębiły i mocniej nasyciły esencją. Tła czarniejsze także zyskały – niemalże pozbawione szumu. A jako rzecz istotną dla stylu – pogłosy, poprzednio wywołujące przy SEM2 lekką, a przy SEM1 większą obcość, elegancko wpisały w całościowy muzyczny kontekst, jako czysty ozdobnik, a nie wyznacznik stylistyczny czy nastrojowy.

Grało cieplej, melodyjniej i bardziej naturalistycznie niż z SEM1, a względem SEM2 też bardziej melodyjnie, o włos cieplej, zupełnie bez zauważalnego tam uwypuklania dźwięków, za to z wyczuwalnym ich pogłębieniem i ściemnieniem. Bardziej aniżeli z tamtymi miękko, głęboko i aksamitnie; którego to aksamitnego dotyku przy dwóch poprzednich nie czułem. Może i był, ale nie na tyle jawny, by zwracać na siebie uwagę.

Ogólnie biorąc przetwarzanie SEM3 było dla Ultrasone najlepsze, toteż jedynie ceniący przenikliwość i skrajnie wyrazisty kontur, a przy okazji brzmieniowy styl wyobcowujący – bardziej księżycowy niż podsłoneczny – mogliby wybrać SEM1. Tak mi się w każdym razie wydało z punktu widzenia własnych uszu, ale gusty bywają dowolne, niczego nie przesądzam.

 

 

 

 

Przy tych rozlicznych różnicach nie było jakościowej – nie siliłbym się na wyrokowanie, który SEM jakościowo najwyższy. Niemniej to SEM3 zdał się najbardziej dźwięczny, naturalny, melodyjny i miły dotykowo. Podkręcający przekaz pogłębieniem, czerniami i obecnością pogłosu, ale używanego wyłącznie zdobniczo, nie wyobcowującego. Jedyne, co mniej korzystne, to przy pierwszym i drugim można było grać głośniej bez basowych zniekształceń, ale wyłącznie w odniesieniu do najniższego basu i głośności spoza normalnych, jak dla mnie nieakceptowalnej.

Final D8000 PRO

Wraz z przysłuchaniem się tym Final zdałem sobie sprawę, że z SEM3 odezwało się charakterystyczne dla Ultrasone z rodziny E7/E9/T7 skrajne już pogłębienie dźwięku. Jedynie czasem, chociaż nierzadko, towarzyszące ich prezentacji, potrafiące być niezrównane i aż oszałamiające. Tutaj aż takie nie było, ale już tego przedsmak. Final zagrały zaś normalną głębią, natomiast też ciemno i melodyjnie. Podobnie jak Ultrasone cieplej niż z poprzednimi przetwornikami i poprzez to bardziej swojsko. Nie towarzyszyło jednak temu obecne przy SEM2 przekonanie o idealnym dopasowaniu, o utrafieniu w brzmieniowe sedno.

Odtwarzacz z każdym przetwornikiem gra równie głośno.

Większa z SEM3 miękkość i aksamitność dotyku zjawiały się nieznacznym, ale nieuchronnie zauważalnym kosztem wyraźności rysunku – i w całościowym odbiorze mniej mi się to podobało. Nie formowało w tak doskonały obraz, nie trafiało aż tak do przekonania. W niemałym stopniu też za sprawą sopranów nie tak układnych w paśmie – leciutkim, nieco jarzącym pojaśnieniem denaturalizujących średnicę i zaburzających światłocień. Osłabiających też brzmieniową głębię, imponującą z Ultrasonami.

– Nie, dla Final D8000 PRO najlepsze przetwarzanie pochodziło od SEM2, jako drugie od SEM1, a to od SEM3 na szarym końcu. Przynajmniej moim zdaniem.

 

HiFiMAN HE-R10P

Co innego można było usłyszeć od planarnego naśladownictwa sławnych Sony; te słuchawki z przetwornikiem SEM3 dały popis. Nic u nich kosztem wyraźności – ta bez zarzutu i połączona organicznie z przestrzenią. Przestrzenią przede wszystkim objętościową, która zapożyczone od Sony muszle cechuje; co jest natychmiast słyszalne i czym się nie można nie zachwycać, nie zdumieć. W planarnym naśladownictwie nie jest ona jedynym ważkim atutem; te słuchawki są doskonałe pod wieloma względami. W ramach czego ich objętościowe formowanie nie kłóci się z wielkością obszarową i dobą widzialnością horyzontu. Prócz tego pasmo wersji „P” jest szersze po obu stronach, a całościowe wyrafinowanie wyższe. Wszystko to cztery Sabre ESS ES9038Q2M z magazynka SEM3 ukazały dobitnie. Zaproponowały też lepsze od wcześniejszych wypełnienie, większe brzmieniowe dostojeństwo oraz lepiej dobrane wypośrodkowanie między naturalizmem a przyjemnością. Najbardziej narzucającym się atutem okazała się jednak organiczność. Nacisk szedł przede wszystkim na naturalizm, w czym pomagało biologiczne ciepło, lepsze niż u poprzednich wypełnienie (bardzo udanie pozbawione przesadnego podkreślania konturów), długie i romantyczne podtrzymania, najlepsza śpiewność i koherentność. Też oczywiście wymienione na początku najlepsze z przebadanych aplikowanie wybitnej przestrzenności.

I bez problemu napędza nawet słuchawki planarne.

Najdoskonalszy więc obraz brzmieniowy na bazie sopranów swobodnie propagujących i zawsze trójwymiarowych, basu przyjemnie masywnego i z wyraźnym rysunkiem, a między nimi organicznych  i analogowych głosów o pełnej naturalności. Żadnego przy tam naprężania, przesładzania, nadmiernych ech i obcości. Muzyka tylko sobą, naprawdę znakomita. Rzadko spotykane połączenie samych cech pożądanych w brzmieniową całość tak udaną, że myśl o porównaniu tego do dobrego gramofonu wcale nie wydawała się śmieszną. I tylko jeszcze spostrzeżenie, że brzmienie od SEM1 lepiej umiało podkreślać delikatność i bardziej drążyło przekaz przy wtórze mocniej akcentowanych szczegółów, ale całościowy wyraz z SEM3 był wierniejszym naśladownictwem muzycznej rzeczywistości.

I na zamknięcie uwaga, że wszystkie te odsłuchy wykonane zostały przy użyciu firmware jeszcze niedostępnego, bo tylko z nim mógł pracować moduł SEM3. Ten firmware poprawia brzmienie w sensie analogowym i dodaje trochę użyteczności, zjawia się więcej zakładek.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

4 komentarzy w “Recenzja: Astell & Kern SE180 z przetwornikami SEM2 i SEM3

  1. Fon pisze:

    A jest wielu fachowców ,którzy twierdzą,że dac tylko dekoduje,niby reszta układów wpływa na brzmienie i jak się okazuje niekonieczne.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To ci sami fachowcy, wg których wszystkie odtwarzacze CD i wszystkie wzmacniacze tranzystorowe też grają tak samo. Ale faktem jest tylko, że wszystkie są zbudowane z identycznych molekuł.

  2. Fon pisze:

    Piotrze czy miałeś okazję posłuchać z NH tego data.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie, nie miałem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy