Recenzja: Aqua Acoustic La Voce S2

Aqua La Voce HiFi Philosophy 016   Dawnośmy dużego przetwornika nie ujeżdżali, a to przecież wraz z odtwarzaniem plikowym podstawa dzisiejszego grubszego audio. Ale akurat taki w sam raz się trafił, od branego już kiedyś na widelec Aqua Acoustic. Branego właściwie na dwa widelce, jako że wówczas był to dzielony odtwarzacz La Diva/La Scala, wysokiej klasy maszyna. Wchodzący w jego skład przetwornik La Scala MkII kosztuje dwadzieścia tysięcy, a sprzedawany solo La Voce jedenaście. Ale można go też dodatkowo wyposażać w lepszy odczyt transferu USB, i wówczas zdrożeje do dwunastu. Ma także trzy opcje kości DAC, ale o tym za chwilę. Najpierw słowo przypomnienia o producencie, bo sam zdążyłem o nim trochę zapomnieć. Przypomnę zatem sobie i pozostałym, że to powołana do życia w 2010 roku włoska marka z siedzibą w Mediolanie, istniejąca wcześniej pod inną nazwą i wówczas projektująca, a także wykonująca, podzespoły dla innych producentów; dopiero od 2010 pracująca na własny rachunek. Pracująca bardzo udanie, czego świadectwem mocne przebicie na rynku i liczne nagrody. O samej nazwie Aqua można zaś domniemywać, iż stąd się wzięła, że dźwięk w wodnym środowisku rozchodzi się pięć razy szybciej, dzięki czemu komunikacja głosowa jest tam zdecydowanie lepsza, czego delfiny, wieloryby i inne wodne ssaki nie omieszkały wyzyskać. Nam pozostaje natomiast jedynie Aqua lądowa, w postaci urządzeń od włoskich inżynierów Stefano Jelo i Cristiana Anelli, założycieli i właścicieli Aqua Acoustic.

Pełnoformatowych przetworników z cenami pomiędzy 10 a 15 tysięcy na rynku nie brak, w tym od tak znanych producentów jak Cary, Musical Fidelity, Ayon, Primare czy Wadia, toteż najtańsze dziecko Aqua Acoustic nie może narzekać na brak konkurencji. Sam ostatnimi czasy używam przy komputerze Sigmy Ayona – nieco droższej, ale nie jakoś specjalnie. Większej za to wyraźnie i cięższej, jak również lepiej opancerzonej. Z lampami w dodatku na pokładzie, które miała La Scala, ale których w La Voce próżno szukać.

Lampy, nie lampy – byłoby ciekawe porównanie – ale całkiem bezpośredniego nie udało się zrobić. Nie mam bowiem dwóch identycznych komputerów, a mimo hucznie świętowanego ostatnimi czasy wprowadzenia przez Microsoft  nie wymagającego już dodatkowych sterowników transferu USB (jako poprawki do Windows 10), praktyka wciąż ich wymaga i mój komputer ma już odciski w miejscu, gdzie się te sterowniki jedne drugimi zastępuje. Można się jednak odwołać do pamięci i coś mimo braku natychmiastowych przełączeń powiedzieć. O tym jednakże w swoim czasie, a teraz o inżynierskich sprawach.

Budowa

xxx

La Voce en face pod bokiem Accuphase.

   Powierzchownością najtańszy z trzech w ofercie Aqua Acoustic przetwornik nawiązuje jednoznacznie do droższych. Całkiem prawie jest identyczny, jeśli nie liczyć tego, że w wąskiej szczelinie po prawej ma tylko jeden przełącznik plus zielone oczko włączenia, podczas gdy najdroższa Formula ma tam takich całą czeredę. (Dokładnie sześć.) Ten pojedynczy pozwala zamieniać fazy na pinach XLR, zapewniając równie dobre dopasowanie każdemu wyposażonemu w symetryczne przyłącza wzmacniaczowi. W odróżnieniu od droższego pobratymcy nie ma natomiast wyboru odnośnie próbkowania, gdyż La Voce sprzedaje nieodmiennie sygnał w formacie 24-bit/192kHz, do którego podbija automatycznie. Lecz w sumie nie tak do końca. Tak dzieje się wyłącznie w przypadku standardowo montowanych na płytce modułowej dwóch kości Burr Brown PCM1794-K (gdzie K oznacza selekcję o najlepszych parametrach). Wyłącznie takie z K zamawia polski dystrybutor, nie chcąc się narażać na kłopoty z jakością w przypadku nieselekcjonowanych. Zamawia natomiast oba alternatywne moduły, które próbkowania nie podbijają – a konkretnie wyposażone w kość Analog Devices AD1865 lub Philips TDA1541A. Pierwsze opatrzone adnotacją producenta o brzmieniu „precyzyjnym, rytmicznym i świeżym „, a drugie uwagą o „relaksującym z fantastyczną, pełną niuansów średnicą”. W odniesieniu zaś do standardowego z parą kości Burr-Brown (Anno Domini 1996) mowa o byciu „w pewnym sensie sumą powyższych, z dodatkowym super basem, znakomitą artykulacją, gładką średnicą i wielką, holograficzną sceną”.

Odnoście tego dwie moje, dla odmiany, uwagi: nie słuchałem dwóch pozostałych i wszystkie kosztują identycznie. Wszystkimi trzema dysponuje natomiast w swojej siedzibie polski dystrybutor, tak więc gdy się doń pofatygować (Bydgoszcz), można będzie każdego osobiście doświadczyć. Sam, pozostając na miejscu, dowiedziałem się tyle, że każdemu z tam pracujących inny się najbardziej podoba, tak więc nie ma czegoś takiego jak jeden najlepszy.

xxx

I z półprofilu.

Wracając do początku – przyjechał do mnie ten La Voce z modułem przetwornika standardowym i bez modułu poprawiającego transfer USB; jednakże nie w wersji najtańszej, bo wyposażony w przyłącza symetryczne, których najtańsza wersja nie ma. Przyjechał z panelem czarnym (a może być także srebrny) i jak to zwykle u Aqua Acoustic osadzony na trzech elastomerowych stożkach. Ten przedni panel to gruby, charakterystycznie skrojony płat aluminium, z obrotowymi przełącznikami ON/OFF i selektora wejść (cztery pozycje). Sam korpus to blacha z też charakterystyczną dla firmy matowo popielatą powłoką o minimalnym, przyjemnym w kontakcie meszku. Na tylnym panelu cztery odnośne wejścia – RJ45 AQlink I2S, BNC coax. (S/PDIF) 75 Ohm, USB (max. 24 bit/192 kHz) oraz TOSLINK.

Możliwości podpięcia w tej sytuacji nie brak, a wychodzić można przez RCA lub XLR – oboma w razie potrzeby naraz. We wnętrzu jest mniej modułów elektronicznej obsługi niż w wyższych modelach i dwa zwyklejsze, toroidalne trafa w miejsce ekskluzywnych rdzeniowych. Nie ma też lamp, którymi chwali się wyższy model La Scala, ale których także nie ma najwyższy Formula. Brak też pilota – obsługa jedynie z ręki – i nie ma gniazda słuchawkowego, a więc i wbudowanego słuchawkowego wzmacniacza. To dość nieoczywisty przypadek w obecnych przetwornikach, wymuszający użycie dobrego wzmacniacza zewnętrznego. Bo się nie oszukujmy, all-in-one w tym wypadku na odpowiednim poziomie to prawdziwa rzadkość, bo chociaż można wskazać liczne tańsze przetworniki, jak choćby iDSD BL czy Questyle CMA600i, ze wzmacniaczami dobrze dopasowanymi do ich jakości, to w wyższym przedziale tak naprawdę zanotowałem pojedynczy przypadek Myteka Manhattan. Być może innym jest podobnie jak La Voce włoski Pathos, ale przysłany do mnie jego egzemplarz nie miał z kolei modułu przetwornika. Nie sądzę jednak, by mógł być on analogicznej jakości co słuchawkowy wzmacniacz, bo tam sytuacja jest dla odmiany odwrotna – to urządzenie to przede wszystkim słuchawkowy wzmacniacz. Dobrym, pasującym wzmacniaczem dysponuje natomiast Chord Hugo, ale on też gra w nieco niższej lidze. W przedziale powyżej dziesięciu tysięcy Mytek popisuje się więc raczej solo, flankowany jedynie, ale mniej cokolwiek udanie, przez kombajn McIntosha. La Voce potrzebuje natomiast wsparcia z zewnątrz i takie wsparcie otrzymał – w postaci japońskiego wzmacniacza Phasemation za prawie siedem tysięcy, zatem akurat.

xxx

I bardziej od góry.

Nawiązując jeszcze do jego pełnych gabarytów, to jest szeroki 45 centymetrów i głęboki na 31, co sporo wprawdzie miejsca zabiera, ale za to pozwala coś postawić na wierzchu, niekoniecznie herbatę. Rzecz jasna nie musi być elementem przykomputerowego zestawu dla słuchawek, tylko wraz z napędem plikowym albo płytowym stanowić cyfrowo-analogowe serce salonowego audio – i w tej roli też go przetestujemy.

 

 

Odsłuch

xxx

Na zbliżeniu.

   Zacznijmy jednak od słuchawek i komputera.

Jak też gra ten najtańszy przetwornik od Aqua Acoustic i czy warto wysupłać nań dychę z kawałkiem? To pytanie jeszcze kilka tygodni temu byłoby znacznie prostsze w sensie testowym, ale podziało się w międzyczasie i sam do tego się przyczyniłem. Przyczynkiem komplikacji stał się moduł ifi iOne, który okazał się zasadniczo poprawiać transfer USB, zamieniając go przy okazji na koaksjalny.

Ujmijmy rzecz historycznie: przetwornika La Voce używałem przez kilkanaście dni i dobrze się sprawował, współpracując z kablem USB Gemini i jego modułem iUSB3.0. To było sympatyczne i jednocześnie ciekawe brzmienie – z jednej strony zniuansowane i obfite w szczegóły, z drugiej dynamiczne, wyraziste, treściwe. Z dobrym nawet w kategoriach przedsionka high-endu wypełnieniem, dobrą muzykalnością i dobrą przejrzystością. W żadnym aspekcie nie nie będące jakąś rewelacją, ale też w żadnym rozczarowaniem. Można powiedzieć – istny wzorzec wyważonego brzmienia, bez wad i fajerwerków. Lecz mimo braku fajerwerków naprawdę kawał audiofilskiej roboty; i niezależnie czy się badawczo wsłuchiwać, czy rzecz traktować jako czystą rozrywkę, nieodmiennie zadowolenie. Takie bez zrywania się z miejsca, aby wyrazić aplauz, ale i bez niechęci czy śladów irytacji.

Przywoływana z pamięci Sigma grała dźwiękiem bardziej dobitnym – mocniej akcentującym soprany i wyraźniejszą kreską kreślącym kontury – a także bardziej połyskliwym i kontrastowym; ale to wcale nie oznaczało lepiej, a tylko bardziej natarczywie i ekspresyjnie. Na tłach czarniejszych światła błyskiem, a mniej stonowaną, elegancką całością. To musiało skutkować faktem, że Sigma do odpowiedniego sprzętowego oprawienia jest na pewno trudniejsza, toteż wymagać będzie droższych kabli i droższych wzmacniaczy. Tymczasem La Voce to przetwornik ogólnie biorąc łatwy. Słabsze kable i tańsze wzmacniacze łyka bez większych grymasów, a lepsze odpowiednio honoruje adekwatną poprawą brzmienia. Kto zatem chciałby sobie sprawić dobry pod każdym względem przetwornik nie sprawiający kłopotu, dla tego La Voce jest jak znalazł. Nie daje wprawdzie z prosto branym od komputera po USB sygnałem tej miary analogowości co dużo droższy Hegel HD30, ale tamta analogowość, wbrew pozorom, także jest trudna, ponieważ domaga się ożywienia. Ze słabszym towarzystwem może zatrącać nudą i dopiero przy rasowym wchodzi w cwał. Z kolei Mytek Manhattan daje coś więcej niż La Voce i też jest uniwersalny, ale kosztuje także zdecydowanie więcej. Ma wprawdzie na pokładzie pierwszorzędny słuchawkowy wzmacniacz, co cenę normalizuje, ale pozbawia posiadaczy przyjemności wyboru takiego pod własne gusta. No chyba, że zaakceptujemy kolejny duży wydatek, a jego potraktujemy jako sam przetwornik. Natomiast La Voce niczego nie wymusza, pozostawiając otwarty wybór. No i przede wszystkim jest łatwy, łatwiutki. Co mu nie podstawisz, dobrze zagra.

Aqua La Voce HiFi Philosophy 009Aqua La Voce HiFi Philosophy 011Aqua La Voce HiFi Philosophy 013Aqua La Voce HiFi Philosophy 013

 

 

 

 

Tak sobie przeto słuchałem z różnymi wzmacniaczami podpinanymi różnymi kablami, i zawsze było miło. Ani razu się nie zawiodłem przy kilkunastu podejściach, toteż nabrałem szacunku do takiego niczego nie narzucającego i zawsze sprawdzającego się stylu. Aliści życie audiofila nie składa się z szacunku do rzeczy nie zawodzących, tylko z wytężonej pogoni za optimum. W tym wypadku pogoń ta miała z góry upatrzony i nie jakoś specjalnie ambitny punkt dojścia, dążyła mianowicie do dopadnięcia świetnie wypadającego w testach modułu iOne. Pamiętając co dał Sigmie, nie mogłem go odpuścić, zwłaszcza że niebawem i tak miał zawitać na stałe. No i skutkiem odpowiedniej presji na dystrybutora zawitał, a przy okazji od innego wydębiłem alternatywny dla Tellurium Q Blue kabel koaksjalny – konkretnie Acoustic Zen Silver Bytes (1190 PLN). No więc niech się nareszcie ta optymalizacja ziszcza…

Ziściła się bez wątpienia. Raz jeszcze przeto wygłoszę apel, by użytkownicy transferu USB w mniejszych czy większych przetwornikach wyposażonych w wejścia koaksjalne zaopatrywali się, albo przynajmniej testowali, tego iOne, bo stanowi prawdziwą przepustkę do high-endu za śmieszne doprawdy pieniądze. Mały, niedrogi spryciarz, dający takiego kopa, że można z radości się skichać jak po najlepszej tabace.

Przywiozłem tego chrzczonego plastikiem zasmarkańca, podpiąłem goniony ciekawością nieznanym kablem cyfrowym Acoustic Zen, wszedłem do niego sygnałem USB przez Gemini z uprzednim iSilencerem – i słucham. Słuchać zacząłem od razu, nie czekając na otrzaskanie, toteż nie od razu wszystko się pokazało, ale i tak pokazało. Przejdę jednak do stanu po kilku godzinach.

Aqua La Voce HiFi Philosophy 010No więc mamy tego La Voce z Phasemation, i ma on na wejściu dodany moduł iOne, czerpiący sygnał po kablu Gemini z iUSB3.0, a na finalnym odcinku pracują słuchawki Fostex TH900, które w konfrontacji z innymi przy interkonekcie Triple Crown okazały się szczególnie przejrzyste i finezyjne. Ale nie w pierwszym rzędzie o finezję i przejrzystość rzecz tym razem poszła, ale o kwantum energii. Wiele raz w tym kontekście wracałem, i nieraz pewnie jeszcze wrócę, do utworu Immigrant Song Led Zeppelin, o którym pisałem już parę razy, że podczas reprodukcji z dobrego gramofonu bucha wewnętrzną energią. To coś od razu słychać i się nie można pomylić. W porównaniu do gramofonowego dźwięk nawet z wybitnego odtwarzacza pod tym względem się okazuje mizerny, jakby mu ktoś ciśnienia bardzo wyraźnie ujął. Może sobie być muzykalny, ekspresyjny, nawet dramatyczny, natomiast nie jest chmurą energii, gotową ściany zmiatać.

Odsłuch cd.

xxx

Kompletna maszyneria do grania.

   Powiem tak: bynajmniej nie oczekiwałem, że La Voce z iOne zabawią się w gramofon. Widziałem wprawdzie, że iOne daje parę, dynamizując przekaz w stopniu spektakularnym, ale że aż tak „zrobi Imigranta”, to mi się nie wydawało. Aliści szła sobie lista wybranych utworów (najróżniejszych gatunkowo) z Tidala, a na niej na kilkunastym miejscu był ten Immigrant… Doszedł, odpalił – i mnie przytkało. Ja pierniczę, całkiem jak gramofon! A choć słowo gramofon nie kojarzy się potocznie z czymś groźnym, to wierzcie mi, ten Immigrant zagrany z analogu przez dobry gramofon robi duże wrażenie. Coś jakbyś miał w pokoju chmurę burzową albo kocioł grożący wybuchem. To oczywiście lepiej słyszalne jest z kolumn, siadając na piersi ciężarem, ale słuchawki tym razem też dały radę i po raz pierwszy nie z gramofonu tym typem prezentacji zagrały. Ale to pojedynczy przykład, chociaż najwięcej mówiący, niemniej wszystkie utwory grane po jakiejś godzinie były już bardzo dalekie od grania La Voce solo, które chwaliłem za uniwersalność. To już nie była uniwersalność, to była czysta podnieta. Taka nie poprzez zjawiskowe światło, magię eteryczności i wszelkie inne chwyty z gatunku spokojnej niezwykłości, tylko taka epatująca energią, potężna, dramatyczna.

Wiem, że to trochę koślawo wyszło, bo powinienem się skupiać na samym przetworniku, ale o nim to przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że jest narzędziem dla iOne; albo iOne do niego jest odpowiednim wstępem, kluczem otwierającym komnatę. Wszystko jedno jak to zaszeregować, ważne, że razem dają czadu. Nie darzą tej miary subtelnością, co niesamowity Calyx Femto, ale z nawiązką to nadrabiają siłą i energią przekazu. Nasycenie, kontrasty, dynamizm, głębia i przede wszystkim energia – to były główne atuty. I tego się już nie dało puszczać ot tak, mimo uszu, to przyciągało całą uwagę. Pełna jazda i pełne wyżycie – tak to należy opisać.

Pozostała jeszcze do porównawczego w bezpośredniej konfrontacji przebadania sprawa jakości samego przetwornika, oraz tego jak gra on z zestawem głośnikowym. Odkurzyłem przeto nudzący się pod obecność wielkiego Accuphase odtwarzacz CD Resteka i użyłem go jako wzorca lub samego napędu, korzystając znów z połączenia koaksjalnego po kablu Acoustic Zen, tyle że już oczywiście bez iOne. Tak nawiasem La Voce nie ma wejścia koaksjalnego RCA, ale wystarcza nałożyć na S/PDIF małą, groszową przejściówkę. Restek podawał sobie i La Voce sygnał, który oba porównywane przetworniki (zewnętrzny i jego własny) podbijały do 192kHz/24-bit, a zatem było to coś w rodzaju gęstych plików, wszakże nie oszukujmy się – nawet te gęste „master” z Tidala są słabsze od dobrych płyt CD czytanych przez dobry odtwarzacz.

xxx

I jeszcze tylko słuchawki.

Weźmy się za konkrety. A w ich ramach zmuszony jestem przyznać, że słuchając przez dwa tygodnie La Voce prosto z kabla USB, nawet tak dobrego jak Gemini, przywykłem do traktowania go jako udanego i uniwersalnego przetwornika, ale nie sięgającego wyżyn flagowego Myteka czy wzmiankowanego Femto. Tymczasem klasyczny napęd Philips Pro zainstalowany w Resteku natchnął włoską maszynę może faktycznie nie aż taką wybitnością niuansową, niemniej brzmieniem dokładnie z tych samych rejonów. Gęstym, wybitnie płynnym i smakowicie wyrafinowanym. Dopiero co pisałem, że z iOne grał dźwiękiem szczególnie dynamicznym i mocnym, zdolnym nawiązać konkurencyjną walkę poprzez inne atrybuty z takimi natchnionym wyrafinowaniem, a tu proszę – samo La Voce też tak zagrało z płyt CD. Nie przenikało co prawda aż tak głęboko w materię brzmienia, zostawiając coś z tego repertuaru dla droższych, potrafiących jeszcze lepiej rozbijać brzmienia na składowe maszyn, ale pod względem analogowości, czaru i gorącego oddechu muzyki miało już tę szczególną magię, którą najlepsze DAC-ki za swe duże pieniądze sprzedają. Imponowało zwłaszcza wypełnieniem i siłą basu. To było ciemne, wybitnie gęste, wybitnie wypełnione, wybitnie płynne i z wybitnym basem granie. Pod względem siły wyrazu podobne poziomem do tego z iOne, ale organizujące rzecz inaczej. Nie poprzez samą skomasowaną energię, obdarzającą promieniście tężyzną całe pasmo, tylko przez bardziej statyczne skoncentrowanie energii na sile basu i wypełnieniu, przy jednoczesnym epatowaniu muzykalnością i czarem ogólnym, co przy komputerze dalece było słabsze. Gdyby tak jeszcze pośród tego ciemnego, gęstego brzmienia detale doświetlały się mocniej, można by mówić już o czystej rewelacji, ale i tak grało to bardzo dobrze. Poziom analogowości niemalże był gramofonowy – doprawdy rzadko i nie na tym poziomie widywany – podobnie jak poziom wypełnienia. Zarówno ze wzmacniaczem Phasemation i słuchawkami, jak i torem głośnikowym z Twin-Head, Croftem i Dynaudio C4 Platinium, dawało to jednoznaczne audiofilskie szczęście, którego przy komputerze bez iOne wcale bym nie podejrzewał. Zejścia i nasycenie wiolonczeli, perkusyjny atak, maestria pogłosów, głosy same – były na poziomie wybitnym. Momentalnie dawało sie odczuć, że nie mamy do czynienia z przetwornikiem wysokiej ligi. Jedynie rozdzielczość mogłaby być nieco lepsza i światło bardziej zróżnicowane, ale nie po to Aqua Acoustic ma dwa droższe przetworniki, żeby nie miały one nic do roboty. Nie było to także granie jakieś piorunująco szybkie, tylko przede wszystkim masywne, gęste, walcujące. A już zwłaszcza muzyczne, muzykalnością imponujące. Mające niezgorsze „siodła”, o których wiele już razy pisałem, jako o czynniku szczególnej urody. Miało tym samym słodycz i ujmowanie, doskonale pasujące do tego super wypełnienia i mrocznej atmosfery. Muzyczny teatr i rembrandtowskie klimaty oczarowywały słuchacza. I wcale nie było duszno! Dobry przewiew, a wraz z nim pełnia satysfakcji. I żebym nie zapomniał – towarzyszyła temu odpowiednia ekstensja popisowo trójwymiarowych sopranów, a więc nie sam przetaczający grzmot basu.

Aqua La Voce HiFi Philosophy 001 (3)

I są słuchawki.

W efekcie drugi już występ włoskiej maszyny dający duże przeżycia. Na dodatek wyraźnie różny stylistycznie od tego przy komputerze z iOne. A przecież nie udawajmy – La Voce to nie gwiazda pierwszej wielkości. Ta od Aqua Audio zwie się przecież Formula, a po drodze jest jeszcze La Scala. Mimo to dwa razy byłem autentycznie zaszokowany i tylko to zwykłe granie, prosto przez USB, wypadło znacznie skromniej.

By dopełnić opisu i przede wszystkim sprawdzić, czy nie popadłem w przesadny zachwyt, posłuchałem na koniec porównawczo Resteka bez Aquy. Różnica pomiędzy jego własnym przetwornikiem a propozycją Włochów okazała się ewidentna. Na dodatek o wiele większa aniżeli się spodziewałem. Miałem bowiem tego Resteka na podstawie wcześniejszych odsłuchów za też gęsto i muzykalnie grający odtwarzacz, ujmujący siłą spokojnej melodyjności a nie jakimiś sopranowymi zrywami. Tymczasem okazało się, że od La Voce gra zdecydowanie mniej gęstym i wypełnionym dźwiękiem. Jego tonacja, wraz z większym procentowym udziałem sopranów, okazała się wyższa, a same te soprany bardziej płaskie i świdrujące. Medium się rozgęściło, stając niemalże nieobecnym, jeśli nie liczyć kąsających muszek podkładu, a przestrzeń poszerzyła – nie tylko skutkiem większej transparencji, ale także zwiększenia obszaru. Ogólnie stało się jaśniej, luźniej i nie tak melodyjnie. Zupełnie inny klimat i inna pora dnia. Chłodniej, jaśniej, bardziej rześko i na bardziej otwartej przestrzeni. Ani śladu super gęstej i mrocznej atmosfery wybitnej muzykalności, gdzie spektakularnie trójwymiarowe soprany czarowały urodą, a ciśnienie nasyconego dźwięku aż przytłaczało. Restek zagrał dobrze, ale w parze z La Voce podobał mi się zdecydowanie bardziej. Mniej było wprawdzie w tym duecie świeżości i transparencji, ale muzykalność, gęstość i nasycenie dźwięku, a także jego uroda wybitne. Także pogłosy oferowała Aqua piękniejsze, a jej gramofonowy styl pozwalał z satysfakcją słuchać nawet najgorzej nagranych rzeczy. I jedno jeszcze wymaga podkreślenia. Dość często, a nawet przeważnie, dzieje się tak, że bardzo muzykalna aparatura ma tendencję do nudy. Więc owszem, mamy płynnie, ciepławo oraz miło, ale niewiele poza tym. To jednakże nie odnosi się do La Voce. W parze z Restekiem dał włoski przetwornik pokaz siły i witalności, a nie spokojne, lelawe granie.

Podsumowując

Aqua La Voce HiFi Philosophy 006   Rzadko się zdarza, może nawet pierwszy raz się zdarzyło, by nie mieszając do tego przygody z wygrzewaniem jakieś urządzenie pokazało tak różne style. Trochę w tym kontekście żałuję, że nie miałem do porównania własnego Aquy napędu, bo ciekawym byłoby móc sprawdzić, jak wypada porównawczo z Restekiem. Ważne jest jednak co innego; to że La Voce nigdy nie zawiódł i ma przede wszystkim potencjał. Nie zawiódł nawet w siermiężnym, bardzo niewdzięcznym transferze wprost z USB, a oczywiście jeszcze bardziej w tym wspomaganym niedrogą przystawką. Także przy klasycznym odczycie płyt CD, gdzie też dalece przerósł moje oczekiwania.

Wprost z USB oferował brzmienie spokojne i wyważone, pozwalające z przyjemnością percypować nawet tak postnie przyrządzoną muzykę, a w pozostałych przypadkach budziły się już anioły i demony, oferując stricte spektakularne popisy. Wybuchową energią i prasujące ciśnienie dźwięku przy iOne, oraz w przypadku płyt CD super gęstość wspieraną na jednym krańcu mocarnym basem, na drugim równie imponującą kulturą sopranów. Dociągała do tego uroda pogłosów i zawsze zdolne przykuwać uwagę ludzie głosy; nigdy nie zatrącające nudą ani bylejakością.

Tak oto w trakcie odsłuchów narodziła się gwiazda. Nie jakaś superstar, ale i nie naciągana. La Voce ma talent i urodę. Nie kosztuje majątku, a może fascynować. Na dodatek różnymi stylami, co jest już naprawdę nieczęste. A jakby tego było nie dość, ma jeszcze na poczet tych różnych stylów do wyboru dwie inne płytki z przetwornikami, dające coś jeszcze innego. I ma też za dopłatą ośmiuset złotych w odwodzie własny poprawiacz USB, którego nie miał niestety na stanie dystrybutor, toteż nie mogłem go wypróbować. Ale jak coś, to iOne jest gotów go zastąpić, a to zastępstwo jest, jak mówiłem, spektakularne.

 

W punktach:

Zalety

  • W żadnej sytuacji nie zawiedzie.
  • Wyważony i dobry pod względem muzycznym odczyt wprost z USB.
  • Zjawiskowo energetyczny ten sam dzięki współpracy z iOne.
  • Rewelacyjnie gęsty i muzykalny w odczycie płyt CD z dobrym transportem.
  • Mimo wysokiej muzykalności bez tendencji do nudy.
  • A więc nie ma potrzeby poszukiwania jakichś ożywczych składników toru.
  • Zawsze wysoka kultura sopranów. W odczycie CD wręcz spektakularna.
  • Naturalnie i interesująco podane ludzkie głosy. (Nie skażone ostrością ani obojętnością.)
  • Mocny, rozdzielczy bas. W odczycie CD nawet potężny.
  • Bardzo dobrej jakości pogłosy.
  • Zawsze rozwarte pasmo.
  • Żadnej jaskrawizny.
  • Nigdy nie duszno, nawet w wyjątkowo gęstych i mrocznych sytuacjach.
  • W parze z iOne gramofonowe ciśnienie dźwięku.
  • W parze z Restekiem gramofonowa gęstość i analogowość.
  • Bogaty wybór cyfrowych wejść.
  • Symetryczne i niesymetryczne wyjścia (mogące pracować jednocześnie).
  • Dopasowanie do polaryzacji na XLR.
  • Opcjonalny moduł poprawy USB.
  • Opcjonalne do wyboru dwie inne płytki z przetwornikami od Philipsa i Analog Devices.
  • Modułowa konstrukcja wewnętrzna.
  • Osobne transformatory dla sekcji cyfrowej i analogowej.
  • Niwelacja jittera.
  • Dobrze tłumiące wibracje elastomerowe stożki podstawy.
  • Dobry stosunek jakości do ceny.
  • Made in Italy.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Nie ma pilota.
  • Brak choćby skromnego słuchawkowego wzmacniacza.
  • Poprawa obsługi USB za dopłatą ośmiuset złotych.

 

Dane techniczne Aqua Acoustic La Voce S2:

WEJŚCIA:

  • RJ45 AQlink (I2S szyna szeregowa) – 24 bit / 384 KHz
  • BNC koaksialne (S/PDIF) 75 ohm – 24 bit / 192 KHz
  • USB port – 24 bit / 192 KHz

WEJŚCIA MODUŁOWE (upgrade, opcja):

  • AES/EBU zbalansowane 110 ohm – 24bit/192kHz
  • RCA koaksjalne (S/PDIF) 75 ohm – 24bit/192kHz
  • AT&T (złącze optyczne ST) – 24bit/192kHz
  • Złącze optyczne TOSLINK – 24bit/96kHz

WYJŚCIA ANALOGOWE:

  • RCA
  • Zbalansowane XLR asymetryczne (opcja)

OPCJE DAC’a:

  • cod. D104K – Burr Brown PCM1794-K (2 dac) – drabinka R2R DAC 24bit/192kHz
  • cod. D101 – Philips TDA1541A – R2R 16bit/96kHz (R1, S1 wybór klasy na życzenie)
  • cod. D165 – Analog Devices AD1865 – R2R 18bit/192kHz
  • Natywnie obsługiwane częstosliwości: S/PDIF – AES/EBU: 24 bit / 192 KHz; AQlink – I2S szyna szeregowa: 24 bit / 384 Khz
  • Asynchroniczny USB (wysokiej prędkości): USB Typ B
  • Odbiornik cyfrowy: PLL (pętla sprzężenia fazowego) technologia 128 lub 256 x fs ustawiana wewnętrznie
  • AQlink (I2S szyna): Poziom CMOS
  • Filtr cyfrowy: Własnościowe rozwiązanie DFD (Direct From Decoder) cyfrowe dekodowanie bez filtra cyfrowego
  • Współczynnik nadpróbkowania: 1x
  • Typ konwersji cyfrowo-analogowej: Modularny: Wielobitowa drabinka R2R (PCM1704-K DAC opcja)
  • Wyjścia analogowe: Niezbalansowane 2 wyjścia RCA 2.1V RMS Zbalansowane (asymetryczne wyjścia) 2 XLR: 4.2V RMS
  • Konwersja prąd/napięcie (I / V): Pasywna na rezystorach (I / V)
  • Impedancja wyjściowa: 100 Ω RCA – 200 Ω XLR
  • Impedancja wejściowa: 10 k Ω (min.)
  • Odpowiedź częstotliwościowa: 20Hz to 20kHz +0.5dB/-0.5dB
  • THD + N: <0.1% 1KHz -20dB
  • Panel czołowy: Zasilanie, selektor wejść
  • Zużycie energii: 100-115V / 220-240V; 50 lub 60Hz – 58VA
  • Wykończenie frontu: Satynowe aluminium w kolorze srebrnym bądź czarnym
  • Wykończenie obudowy: Szary Nextel malowany proszkowo
  • Wymiary (SxGxW): 450 x 310 x 100 mm
  • Waga: 7 kg
  • Urządzenie objęte pięcioletnią gwarancją producenta
  • Cena: 11 150 PLN (2590,00 €)

 

System:

  • Źródła: PC, Restek Epos.
  • Przetworniki: Aqua Audio La Voce, Ayon Sigma, Restek Epos.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: Emperor, Phasemation EPA-007.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówki mocy: Accuphase A200.
  • Kolumny: Dynaudio C4 Platinium.
  • Słuchawki: Beyerdynamic T1 V2, Crosszone CZ-1, Fostex TH900 Mk2.
  • Akcesoria poprawy USB: iOne, iSilencer.
  • Kabel USB: ifi Gemini z iUSB3.0.
  • Kable koaksjalne: Acoustic Zen Silver Bytes, Tellurium Q Blue.
  • Kabel głośnikowy: Crystal Cable Absolute Dream.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Audio Illuminati Power Reference One, Siltech Double Crown.
  • Listwy zasilające: Power Base High End, Sulek.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Ustroje akustyczne: Audioform.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

14 komentarzy w “Recenzja: Aqua Acoustic La Voce S2

  1. PIotr Ryka pisze:

    Przepraszam za nieco nieadekwatne zdjęcia, ale zrobiono je przed recenzją. Zdjęcie wnętrza na stronie producenta.

  2. fon pisze:

    Oj chyba wkradł się błąd na temat zastosowanych kości przetwornika nie jest to pcm1794-k a powinno być pcm1704-k

    1. PIotr Ryka pisze:

      Faktycznie, ale wkradł się na stronie polskiego dystrybutora. A 1704 to ta sama kość co w moim Cairnie. Wybitna kostka.

  3. PIotr Ryka pisze:

    Jeszcze tytułem uzupełnienia. Z uwagi na upały nie chciało mi się, ale wczoraj wiedziony nudą podpiąłem do La Voce wzmacniacz słuchawkowy Pathosa. Znakomite duo i o wiele muzykalniejsze granie niż Pathosa z Restekiem czy Sigmą. Największy atut – trójwymiarowość dźwięku. Zjawiskowa.

  4. Andrzej38 pisze:

    Witam.
    U mnie lepiej z PC sprawdził się Dragon ale La Voce do plików także jest super! 🙂
    Pozdrawiam

    1. PIotr Ryka pisze:

      Dragon to żywsze brzmienie, bardziej w stylu Ayona Sigmy. La Voce wyraźnie ożywia się dopiero z iOne. Wcześniej jest spokojne.

  5. Robert pisze:

    Szkoda, że dystrybutor nie dostarczył modułu USB. Akurat mam La Voce ze wszystkimi modułami (XMOS, XLR, TDA1541, AD1865) i porównując wejście USB z zewnętrznym konwerterem Gustard U12 po kablu AES/EBU DH Labs D110, nie odnotowałem istotnych różnic.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Tak to niestety jest. Każdy test to tylko orientacyjna informacja. Nie da się przetestować słuchawek czy kolumn ze wszystkimi wzmacniaczami, wzmacniaczy ze źródłami itd. Moduł USB na pewno nie jest na ozdobę i swoje zadanie wykonuje. Za to mu się w końcu płaci 🙂
      Niedługo ma przyjechać przetwornik Aqua Audio Formula i on zapewne będzie miał maksymalne wyposażenie. Ponoć jest fenomenalny.

  6. W__ pisze:

    A jak ten przetwornik ma się do La Scali. Wprawdzie odsłuchiwany był w połączeniu z innym transportem, ale może jednak jakieś porównanie ?

    1. PIotr Ryka pisze:

      La Scala jest bardziej dynamiczna, szybka, przenikliwa i precyzyjna. Co poza tym, to tylko porównanie bezpośrednie mogłoby wykazać, zwłaszcza że La Scali słuchałem dawno.

  7. Panie Piotrze a jak się ma kabel coaxialny acoustic zen silver bytes do Tellurium Q Blue

    1. PIotr Ryka pisze:

      Jutro postaram się sprawdzić. Zajęty byłem recenzją.

  8. Andrzej38 pisze:

    Witam.
    Napisał Pan „La Voce wyraźnie ożywia się dopiero z iOne” czyli lepiej gra po spdif niż po USB, dobrze rozumiem? 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      Dobrze, ale w przypadku użycia iOne dotyczy to wszystkich próbowanych pod tym kątem przetworników. Oczywiście warunkiem jest dobry kabel koaksjalny. Teraz jednak ifi wprowadza iGalvanic, który ma dawać separację galwaniczną złączom USB – i to znacznie lepszą od tej z iOne. Test powinien być niebawem, ale jeszcze tej rewelacji nie słuchałem. Niestety cena dużo wyższa, około dwóch tysięcy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy