Recenzja: ALO Audio Studio Six

Odsłuch: Przy odtwarzaczu

ALO Audio Studio Six vs Ayon HA-3

Niemałym zaskoczeniem okazały się najlepiej pasujące słuchawki…

Dla obu stających w szranki zadbałem o maksimum. Jeden i drugi stał nie tylko na rewelacyjnym stoliku Rogoz Audio, ale dodatkowo też na podstawkach KEPLER; zasilany był podczas słuchania via Sulek 9×9 z sygnałem poprzez IC Sulek 6×9; odsłuchy prowadzone były z udziałem całej plejady samych topowych słuchawek. I może najpierw o różnicach pomiędzy wzmacniaczami, a potem dopiero o słuchawkach – które najlepiej z ALO grały.

Różnica pomiędzy wielkotriodowym Ayonem na lampach mocy 45᾽ Emission Labs (w specjalne wersji dla Ayona) a bazującym na tetrodach 6V6S Studio Six w sporym stopniu okazała się nawiązywać do wcześniejszej przy Phasemation. Także w tej konfrontacji potężny ALO (ale ważący mniej od dzielonego konkurenta) grał bliżej i bardziej bezpośrednio. I także tutaj Ayon przeciwko temu wystawiał dźwięk bardziej romantyczny, jednak przyrządzany inaczej niż robił to Phasemation. Nie z romantyzmem wielkich połaci i w nich majestatycznego się rozchodzenia, a także nie z gładkością dźwięków urozmaicanych pogłosami, tylko brzmiał ciepło (cieplej od ALO), blisko (ale nie bliżej), bardziej powłóczyście (wyraźnie), z dłuższymi wybrzmieniami i całą tą sławną triodową magią, tak przez wielu audiofili cenioną. Mniej kontrastu – a więcej światłocienia; mniej tężyzny – a więcej wysmakowania; mniej dynamiki – a więcej płynności. Do tego stopnia to wszystko inne, że nieco paradoksalnie różnica pomiędzy wzmacniaczami lampowymi okazała się większa od wcześniejszej. Zapewne też za sprawą tego, że dzielone źródło CD z własnymi lampami w obu częściach pozwalało głębiej przenikać w muzykę, niemniej odmienność samej stylistyki i tak była niewątpliwa. Ayon grał bardziej „Ach!”, podczas gdy ALO bardziej „Och!”  Pierwszy usiłował przede wszystkim obdarzać pięknem i szło mu pierwszorzędnie; drugi przede wszystkim realistycznym kontaktem bezpośrednim i dynamiką z upiększeniami tylko jako gdzieś tam z tyłu dodatkiem – i też był w tym bardzo dobry. Po stokroć przywoływany w każdej recenzji walor muzykalności u Ayona bazował na wysublimowaniu i upiększeniach, natomiast u ALO wcale nie był gorszy, ale realistycznie dosadny, niczym płyta nagrana bez kompresji. Znów przy tym oczywiście różnice w recenzji są przesadzone skutkiem samego ich wymieniania i opisu – bo Ayon też był żywy, dynamiczny i bezpośredni, a ALO też lampowo wysmakowany i w odpowiednich momentach romantyczny, niemniej nacisk odnośnie stylistyki każdy rozkładał inaczej, co można dosyć prosto ująć poprzez inne odwołanie. Ayon grał jak klasyczne duże triody, bo właśnie nimi grał; podczas gdy ALO jak pentodowo-triodowy push-pull, z tym że bardziej w ustawieniu triodowym. (Wiele wzmacniaczy push-pull ma przełączniki trioda/pentoda i w trybie pentodowym gra brutalniej a dynamiczniej.) Tetrody 6V6, określane przez samo ALO jako triody, na pewno były bliższe triodom niż pentodom, ale zarazem też dalece różne od dużych triod, mimo iż też pracowały w klasie A i bez sprzężenia zwrotnego.

Czytelnik jest oczywiście ciekaw mojej odnośnej opinii. Jako posiadacz wzmacniacza na dużych triodach w układzie OTL (a więc jeszcze innym i jeszcze bardziej klasycznym) sam opowiadam się raczej za romantyzmem, aczkolwiek tylko dla muzyki, bo już w motoryzacji czy dyskusjach przedkładam ostrą jazdę. A niezależnie od moich preferencji ALO Audio Studio Six to wzmacniacz przynależny stylistyką do rodziny obu Lebenów i potężnego Octave V16, a nie na przykład Cary CAD-300-SEI czy wzmiankowanego konkurenta od Woo Audio, dzielonego WA5-LE. Ma średnie, „dzikie” lampy mocy, które formować trzeba maksymalną kulturą od lampy prostowniczej, okablowania i źródła; a kiedy to uczynimy, dostaniemy muzykę piękną właśnie dzikością a nie salonową układnością. ALO nie jedzie całkiem bez tłumika, niemniej gang ma głośniejszy i lubi z piskiem po wirażach. Jego majestat bierze się głównie z mocy – nie wyrafinowania czy dostojeństwa. To dragster a nie limuzyna.

Beyerdynamic T1.

I jeszcze o słuchawkach. Gdzieś przeleciała mi przed oczami opinia, że to rewelacyjny wzmacniacz dla Sennheiser HD 800. I rzeczywiście – bardzo dobry. Nie aż jak pamiętny Bakoon HPA-21 po dobraniu idealnego interkonektu (trudna sprawa), ale wysoka klasa. Wszystkie walory w rozkwicie: wielka scena, trójwymiarowe dźwięki, dobrze uplasowane pogłosy, stuprocentowy realizm. Mniej tylko tego czegoś, co bardzo trudno nazwać, a co spróbuję określić jako głęboką substancję dźwięków. Bakoon miał takie coś, co dawało tym Sennheiserom jakby drugie – bogatsze, głębsze życie. ALO aż tyle im nie daje, chociaż do tego nawiązuje. Słuchało się HD 800 z rozkoszą, chociaż mój przerobiony Twin-Head potrafi dać im jeszcze więcej. Natomiast drugie słuchawki z wysoką impedancją, konkurencyjne Beyerdynamic T1, spasowały się z ALO idealnie. Momentalnie to było słychać, już od pierwszej sekundy. Nie tylko to, że źródła fantastycznie formują w trzech wymiarach, ale cała muzyka stawała się wyjątkowo czytelna i przede wszystkim właśnie muzyką. Bo przecież tyko o to w całym tym sprzętowym świecie chodzi – żeby muzyka była muzyką. I dzięki duetowi T1 – Studio Six była nią z całą pewnością. Kawałki układanki wskakiwały na swoje miejsca i gęsty, płynny, elegancki i światłocieniem uszlachetniony dźwięk niósł się na chwałę obu producentów i całej aparatury towarzyszącej.

Stąd jednak nie wynika, że ALO jest dla słuchawek wysoko impedancyjnych. Bo niemal równie świetnie jak T1 wypadła najnowsza flagowa Audio-Technica ATH-ADX5000 oraz mające też niską impedancję Fostex TH900 Mk2. Rewelacyjnie zagrały także klasyczne HiFiMAN HE-6 oraz jak one planarne Final D8000. Co nie znaczy, że ALO nie ma swoich grymasów i swoich preferencji. Bo na przykład flagowe Audeze LCD-4Z wypadły poniżej oczekiwań i gorzej niż Ayonem, a dla wyjątkowo trudnych Crosszone CZ-1 ciągle jedynym wzmacniaczem referencyjnym pozostaje Octave V16. Także mające skrajnie niską impedancję Final Sonorous X grały dobrze ale nie rewelacyjnie, mimo iż rewelacyjne przecież są, co odnosiło się także do Ultrasone Tribute 7. Dźwięk u niektórych słuchawek z niską impedancją potrafił się utwardzać, dudnić i mieć zniekształcenia basu. Mimo to ALO uniwersalny jest – znakomicie potrafi współpracować ze słuchawkami różnej impedancji i konstrukcji. Z każdymi oferując bezpośredniość, żywość, dynamikę, nasycenie, moc i brzmieniową siłę. Głosom wokalistów przydawać nie tylko indywidualizmu, ale także pięknej wibracji; dźwięki spod fortepianowych klawiszy pięknie zaokrąglać i udźwięczniać; a bębnom czy organom przydać mocy na miarę zapierania tchu. Ma swój styl – bardziej push-pull᾽owy niż typu trioda single-ended, ale to właśnie wielu lubi – inaczej wzmacniacze push-pull nie mogłyby zdobyć popularności. Rzecz jasna ALO Audio Studio Six nie jest wzmacniaczem push-pull, ale gra do takich podobnie i to trzeba brać pod uwagę rozważając ewentualny zakup.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

4 komentarzy w “Recenzja: ALO Audio Studio Six

  1. Paweł pisze:

    Dzień dobry.
    Cayin ha1a mk2 za 700 usd ma nawet dopasowanie impedancji za pomocą pokrętła…

    Z innej beczki…A czy słuchał Pan Piotr może He-6 z jakimś abstrakcyjnym wzmakiem np. na lampach 845 ?
    Chodzi mi od dłuższego czasu line magnetic na 845 + he-6.
    Czytałem ostatnio wpis właściciela triode-845,że woo audio wa5-le przegrało właśnie z jego triode 845, zarówno z he-6 jak i hd800 i to po zaciskach na kolumny.
    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie, nie słuchałem. Taki wzmacniacz słuchawkowy oferuje włosko-estońska VIVA, ale jest on bardzo drogi i u nas niedostępny. Można by też te HE-6 podłączyć do monobloków 845 Thöress Puristic Apparatus, ale to wyjdzie jeszcze drożej. Słuchałem natomiast HE-6 poprzez swoje lampy 45 i Crofta. Grają znakomicie, tyle że nieco jaśniejszym dźwiękiem niż inne high-endowe. Mnie to jednak w niczym nie przeszkadzało. Niemniej AKG K1000 są lepsze. Tyle, że trzeba przekablować.

  2. Paweł pisze:

    Pisał Pan o AKG K1000,że grają płaską ścianą dźwięku, bez trójwymiarowych brył, co zbytnio mnie nie przekonało.No i bas. Na razie gram hd800 + kinky thr 1 i muszę powiedzieć,że to niesamowity wzmacniacz.Chciałem w przyszłości zakupić dodatkowe słuchawki, bo niestety nie mogę dobrać wzmacniacza do grado gs1000.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Gdzie ja tak napisałem? To pod względem tworzenia bryły i bliskiej holografii najlepsze słuchawki w historii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy