Recenzja: Accuphase DP-720

Accuphase_DP-720_002 HiFi Philosophy   Wszystkie najwyższe katalogowo odtwarzacze firmy Accuphase z ostatnich lat miałem okazję testować, przy czym wszystkie poza dzielonym DP-800/DC-801 otrzymały formalną recenzję. Tego DP-800 też słuchałem wielokrotnie, ale jakoś się to nie złożyło na oficjalny opis, czego może i szkoda, bo byłaby okazja do odniesień pomiędzy modelami szczytowymi, ale tak to czasami coś nie wychodzi i mówi się trudno. Co przez te odniesienia rozumiem? Owoż poprzednie dwa modele szczytowe, czyli wspomniany DP-800/DC-801 oraz o stopień niższy, jednopudełkowy DP-700, były przez wielu pomawiane, że są w istocie tym samym w dwóch wariantach, z których ten dzielony jest droższy tak naprawdę jedynie prawem kaduka, bo w rzeczywistości to jednopudełkowy gra lepiej, ponieważ jego zwarta konstrukcja zapewnia lepszy wewnętrzny transfer, a poza tym całe technologiczne zaplecze jest identyczne. Rozmawiałem z kimś, kto podobno prowadził obszerny test porównawczy, i według niego to DP-700 wypadł lepiej. Sam tego jednak nie mogę powiedzieć. Nigdy wprawdzie takiego bezpośredniego pojedynku nie prowadziłem, ale na podstawie wielokrotnych kontaktów z oboma urządzeniami ustalił mi się schemat myślowy, według którego to dzielony DP-800 gra lepiej. Ilekroć go słuchałem, zawsze odnosiłem wrażenie, że gra cieplej i bardziej spontanicznie; a więc bliżej prawdziwej muzyki. Nie była to duża różnica, ale ponieważ o tym rzekomo lepszym DP-700 usłyszałem bardzo wcześnie, zaraz po jego się pojawieniu, zawsze zwracałem na to uwagę i nigdy DP-800 nie wydał mi się gorszy, a wręcz przeciwnie. Obecnie ponownie staję przed tego rodzaju dylematem, to znaczy znów będę opisywał drugi od góry odtwarzacz Accuphase, jednoczęściowego DP-720, ale już trochę na innej zasadzie, jako że jego jakościowego przełożonego, najwyższy w katalogu model DP-900/DC-901, miałem przyjemność dokładnie poznać i dobrze pamiętam jego brzmienie, bo gościł przez wiele miesięcy.

Wygląd i budowa

Accuphase_DP-720_001 HiFi Philosophy

Accuphase DP-720

   Zacznijmy jednak tradycyjnie od wyglądu, a do relacji brzmieniowych przejdziemy potem. Jak chodzi o ten wygląd, to gdyby chcieć go przedstawiać dokładnie, byłaby to nieuchronnie powtórka z opisu DP-700, bo prawie nic się nie zmieniło. Wciąż jest to ten sam wspaniały, złocisty tort polany od góry i po bokach najwyższej jakości czekoladą, w postaci ciemnobrązowej, drewnianej otuliny złocistego panelu opatrzonego z trzech stron najwyższej jakości boazerią. Sam dystrybutor zwrócił jednak uwagę, że ilość warstw wierzchniego lakieru uległa chyba zmniejszeniu, bo jest tą piękną powłokę lakierniczą wyjątkowo łatwo uszkodzić, tak więc trzeba się z nią cackać jak z kwiatem mimozy. Nie zmienia to jednak faktu, że prezentuje się arcymistrzowsko i w efekcie już samo patrzenie na tego DP-720 przynosi satysfakcję. Co do wzrokowych różnic, to zauważyłem trzy, ale tylko jedna jest taka sporsza. Otóż u góry na całej szerokości frontonu poprowadzono ozdobny frez, dzięki któremu już z daleka wiadomo czy mamy do czynienia z DP-700, który go nie miał, czy z DP-720. Druga widoczna różnica, choć nie tak już rzucająca się w oczy, to fakt, że na lewo od wyświetlacza są teraz dwa przyciski a nie jeden, przy czym ten dodatkowy odpowiada za aktywację zewnętrznego DSP, które znalazło się w najnowszym katalogu Accuphase na bardzo poczesnym miejscu. Wszystko inne od przodu pozostało takie samo, ale siedząc tuż obok i słuchając przez słuchawki zauważyłem jeszcze jedną różnicę. Napisałem w recenzji DP-700, że lampki nad przyciskami operacyjnymi świecą trochę za mocno i powinny być stonowane do poziomu luminacji tych umiejscowionych za szybą wyświetlacza. Ktoś to najwyraźniej przeczytał, a przeczytawszy wziął do serca, bo lampki świecą teraz bardziej stonowanym światłem. W efekcie nic się już nie da zarzucić powierzchowności i wygodzie obsługowej wiceflagowego Accuphase, zwłaszcza że pilot też jest nowego pomysłu, zastosowanego już w DP-900, z wielką starannością wdrażający wszystkie uwagi do jego poprzednika jakie zamieściłem w recenzjach, co jest może trochę aż śmieszne ale i budzące szacunek. Dział techniczny i projektowy Accuphase bardzo się stara i dba o przyszłych użytkowników, nie ma wątpliwości.

Accuphase_DP-720_010 HiFi Philosophy

Wizualnie DP-720 nie wprowadza żadnych nowości w stosunku do swojego poprzednika.

To staranie widać także na panelu tylnim, a dotyczy ono troski o nadążenie za ewolucją świata cyfrowego, co przekłada się na obecność tam kompletu nowoczesnych cyfrowych przyłączy. Obok tradycyjnego dla Accuphase HS-LINK i gniazda optycznego znajdziemy tam teraz także wejścia koaksjalne i USB, a więc wszystko co w dobie obecnej jest najważniejsze. Reszta została po staremu, tak więc mamy po jednym zbalansowanym i niezbalansowanym wyjściu analogowym, przy czym warto przypomnieć, że firma Accuphase na każdym kroku dokłada najwyższych starań, a w efekcie każde z nich posiada swoje odrębne (chociaż umieszczony na jednej płytce, osobnej dla każdego kanału), zaplecze technologiczne, zapewniające optymalną obróbkę sygnału wyjściowego i jego płynny transfer. Dba nawet o nas to Accuphase jeszcze bardziej, bo jest tam też obok gniazd XLR regulator polaryzacji, dzięki któremu możemy się dopasować bez demontażu i przelutowywania styków w interkonekcie.

Dołącza do tej dbającej o każdy detal całości wspomniany nowego projektu pilot – praktyczny, niewielki i przyjemny w trzymaniu. Dobrze się go naciska, choć same przyciski powinny chyba być ciut większe. Są za to teraz właściwie umiejscowione i łatwo się do nich przyzwyczaić. Co jest nietypowe, to konieczność potwierdzania każdorazowo przycisku numerycznego wyboru ścieżki przyciskiem »Play«, chroniące przed przypadkową zmianą, ale spowalniające przełączanie. Nie można także bezpośrednio przeskoczyć od utworu ostatniego do pierwszego przyciskiem »Next«, ani nie ma na pilocie przycisków szybkiego przewijania (można przewijać tylko z poziomu »Next«, ale jedynie dosyć powoli), a także brak »Repeat A-B«. Jest za to regulacja głośności, a nawet dwie. Jedna odniesiona do samego odtwarzacza, który ma wyjścia regulowane, a druga do obsługi firmowego przedwzmacniacza, co jest bardzo wygodne.

Wygląd, budowa i ekolodzy.

Accuphase_DP-720_008 HiFi Philosophy

No bo i po co zmieniać coś, co od lat jest klasą samą w sobie?

   W mierze obsługi jeszcze jedna rzecz okazuje się istotna. Jak wiadomo walczymy teraz na wszystkich frontach z ociepleniem klimatu i jak znam poczucie humoru siły wyższej, to dostaniemy w nagrodę taką epokę lodowcową, że się ze śmiechu nie pozbieramy. Ale na razie walczymy – i to nie jak Don Kichot z wiatrakami (choć też skądinąd), ale przy pomocy wiatraków. Wychodzi więc na to, że walczymy z wiatrakami przy pomocy wiatraków, co jest pomysłem osobliwym i wartym refleksji nad mądrością naszych arcymądrych czasów. Jak na tym przykładzie widać, w niejednej epoce wiatraki stają się symbolem ludzkiej głupoty, choć taki to był niegdyś pożyteczny i miły dla oka wynalazek. Zmierzam jednak do czego innego. Chodzi o to, że w ramach tej walki z ociepleniem utyka się gdzie popadnie tak zwaną funkcję Econo i Accuphase też ją upchnęło, by nie drażnić bardzo teraz wpływowych i hołubionych na każdym kroku ekologów. Ci zaś, jak wszyscy rządzący od zarania świata, każą sobie za swoje władanie płacić i narzucają innym sposób postępowania. Owa funkcja Econo, w której trybie (i to bez żadnego ostrzeżenia) naszego DP-720 otrzymujemy, oznacza ni mniej, ni więcej, tylko jego wyłączanie się po dwóch godzinach od momentu kiedy przestaje odczytywać płytę. Daje to wielce zdaniem ekologów chwalebną oszczędność 31 Watów energii na godzinę, dzięki czemu zostaniemy uratowani przed inwazją gotującego się z upału i wściekłości na nasz brak ekologicznego podejścia oceanu, ale dla samego celu w jakim urządzenie powstało ma to jednak wpływ mniej zbawienny, ponieważ stoi w otwartej sprzeczności z wymogami audiofilskimi. Jest bowiem faktem powszechnie znanym, że urządzenia audio pracują lepiej kiedy postoją sobie pod prądem i się rozgrzeją (zupełnie jak rozgrzewający się przed grą sportowcy), a tu klops ekologiczny na nas spada, bo po dwóch godzinach nasz drogimi pieniędzmi zapłacony DP-720 rozgrzewkę sam sobie wyłączy. Jest na to wprawdzie sposób w postaci uruchomienia funkcji »Repeat«, tak żeby w kółko czytał i czytał, ale to byłaby czysta głupota, bo wówczas zużywałby się przecież mechanicznie.

Accuphase_DP-720_004 HiFi Philosophy

Co tyczy się także jakości wykonania

Oddając daninę dzielnym ekologom (którzy zapewne niedługo zakażą także sportowcom rozgrzewek, a potem w napadzie ortodoksyjnego szału wszelkiego ogólnie sportu, bo przecież taki rozgrzany sportowiec wydziela o wiele więcej ciepła niż odtwarzacz Accuphase), no więc oddając dla świętego spokoju daninę naszym zielonym chwatom japońscy inżynierowie mieli jednak także na względzie dobro swoich przyszłych użytkowników i pozwolili im to kretyńskie Econo obchodzić. Rzecz opisano w instrukcji obsługi, ale na wypadek gdyby ktoś tego nie doczytał, a najwyraźniej jest to możliwe, bo DP-720 dotarł do mnie od innego recenzenta za pośrednictwem salonu dystrybutorskiego właśnie w trybie Econo, przytoczę jak się tego pasożyta pozbywać. Operacja jest banalnie łatwa i polega na wyłączeniu urządzenia przyciskiem »Power«, a następnie ponownym jego uruchomieniu, ale już z przyciśniętym i przytrzymanym przyciskiem »Play«. Po kilku sekundach wyświetli się wówczas komunikat »Econo mode off« i po robocie. Będziemy mogli naonczas cieszyć się o wiele lepszym brzmieniem naszego DP-720, który po tygodniu stania pod prądem zacznie grać o wiele lepiej, a po dwóch jeszcze lepiej. A ekolodzy niech sobie wracają na drzewa. Kij im w paprotkę.

Sednem wszystkiego w przypadku urządzeń audio jest jednak technologia a nie ergonomia oraz ekologiczne wygłupy; a tutaj, podobnie jak na zewnątrz, nic prawie poza tym dołożonym portem USB oraz Coaxial nie ma do uwzględnienia, bo cała domena analogowa i cyfrowa to omalże powtórka z przeszłości. Niczego nie ma w tym złego, ponieważ model DP-700 oferował wyjątkowo bogatą obróbkę sygnału cyfrowego w oparciu o aż osiem przetworników DAC dla każdego kanału, a tu jedynie zmodyfikowano ten proces poprzez zastosowanie bardziej bezpośredniego transferu metodą analogiczną do tej użytej wcześniej w DP-900. Ale przy okazji przyjrzałem się też uważnie jak rzecz cała od strony zaplecza technologicznego u obu szczytowych modeli wygląda, bo może znów ktoś rzuci hasło, że ten jednopudełkowy jest lepszy i na dubla szkoda pieniędzy? A byłoby na czym oszczędzić, bo różnica cenowa wynosi teraz niemal sto tysięcy, a więc jest dużo większa niż poprzednio. To już by była, tak nawiasem, naprawdę draka, gdyby Accuphase za samo rozłożenie na dwie obudowy identycznych podzespołów i połączenie ich zewnętrznym kablem aż tyle sobie zażyczyło. Nic jednak z tych rzeczy, a jeden rzut oka na zdjęcia wnętrz i dołączone schematy technologiczne burzy definitywnie takie podejrzenia. Już sama sekcja zasilania to w obu przypadkach inne światy.

Accuphase_DP-720_012 HiFi Philosophy

Pilot również świadczy o elitarnym rodowodzie marki Accuphase

Nie żeby DP-720 był jakiś pod tym względem kiepski, bynajmniej. Jego zasilanie wygląda niemal identycznie jak u znacznie droższego EMM Labs V2, czyli składa z dwóch zapuszkowanych transformatorów rdzeniowych. Są one jednak dużo mniejsze od każdego z czterech zastosowanych w wyższym modelu toroidów, a już samo to musi się przekładać na dużo lepszą dynamikę tego ostatniego i nawet na papierze się przekłada, chociaż różnica pomiarowa wynosi zaledwie 1 dB. To jednak i tak sporo i na pewno da się usłyszeć. O decybelę różni się także na korzyść odtwarzacza dzielonego stosunek szumu do sygnału, a aż o trzy przesłuch międzykanałowy, co jest wartością bardzo wysoką i nie wiem z czego wynika. Rzut oka na wnętrza ukazuje także o wiele potężniejsze i liczniejsze kondensatory w modelu dzielonym, jak również dużo bardziej rozbudowane u niego sekcje wyjściowe sygnału analogowego. Także laminaty do montażu SMD są we flagowej jednostce wyższej jakości, a ścieżki sygnałowe grubsze, zapewne wykonane z miedzi i wzorowane na technologii lotniczej bądź militarnej. Duże znaczenie musi mieć też fakt, że w modelu DP-900 każdy kanał stereofoniczny obsługuje szesnaście a nie osiem DAC-ków, co składa się na podwojoną gęstość bitową kierowaną do ostatecznej analogowej syntezy, a więc znacznie gładszy w efekcie przebieg krzywej cyfrowej imitującej analog. Przeglądając specyfikację techniczną zauważyłem nawet różnicę w przypadku napędu. Niby jest on ten sam, ale w modelu flagowym przytwierdzono go do płyty podłogowej o grubości dwunastu a nie ośmiu milimetrów, a więc zamocowano sztywniej, co zapewne zmniejsza ilość błędów odczytu. Tak więc tym razem sugestie o identyczności modelu flagowego i jego jednoelementowego pobratymca wydają się kompletnie chybione i tylko ewentualne odsłuchowe podobieństwo mogłoby coś w tej mierze zmienić.

Odsłuch

Accuphase_DP-720_020 HiFi Philosophy

Podpinamy ekskluzywnego Japończyka do sieci

   No to bierzmy się za ten odsłuch, bo tylko on jest właściwą miarą. A w mierze odsłuchu trudno nie zacząć od przypomnienia, że odsłuchiwany rok temu DP-900 okazał się zaskakująco inny od poprzedników. Przez dekady wszyscy przyzwyczaili się, że Accuphase oznacza ciepło i nutę słodyczy. Model DP-700 nie był wprawdzie specjalnie ciepły a tylko lekko słodkawy, ale za to DP-800 był naprawdę gorący. Prawdziwy brzmieniowy piec, przy którym skostniały od słuchania jakichś Marc Levinsonów audiofil mógł się ogrzać, rozprężyć i wypocząć. Ale bynajmniej nie zdrzemnąć, bo ilość informacji buchała z tego dzielonego pieca ogromna i przykuwała uwagę. W przeciwieństwie do swego poprzednika DP-900 był natomiast naukowo obiektywny, neutralnie spokojny i laboratoryjnie precyzyjny. Ilość informacji dostarczał jeszcze większą, a osadzał ją na bazie tła doskonale czarnego i spokojnego, o jakim marzą fizycy, starając się w swoich laboratoriach stworzyć ciało doskonale czarne, pochłaniające wszelkie promieniowanie w tym także promieniowanie tła. Trochę sobie żartuję, ale naprawdę tło i wewnętrzny spokój miał ten DP-900 zjawiskowe, niepodobne do niczego czego słuchałem wcześniej, a jedyny aspekt jaki u innego odtwarzacza słyszałem lepszy, to mieszkająca w dzielonym Metronome dynamika, sprawiona kilkunastoma osobnymi zasilaczami impulsowymi rozsianymi po wszystkich obwodach i dla każdego osobnych. Poza tym był DP-900 całkowicie perfekcyjny, no chyba, że ktoś poszukuje właśnie odtwarzacza ciepłego albo słodkiego a nie obiektywnego, bo wówczas ten DP-800 byłby odpowiedniejszy. To wszystko nie oznacza, że DP-900 był bliższy laboratoryjnym chłodom niż gorącej muzyce. Znaczy tyle, że w perfekcyjny sposób odczytywał zawartość płyt, a resztę trzeba było dopracować przedwzmacniaczem, wzmacniaczem i głośnikami. A wówczas raj ziemski.

Accuphase_DP-720_016 HiFi Philosophy

Tak zwani ekolodzy pewnie już schodzą do schronów…

Przebrnąwszy przez perypetie związane z pozbyciem się trybu Econo i przetrzymaniem odpowiednio długo odtwarzacza pod prądem, mogłem na koniec zacząć go odpytywać z muzycznych fragmentów. Odpytywanie zacząłem od systemu słuchawkowego, a właściwie od nagłownych monitorów AKG K1000, pędzonych przedwzmacniaczem ASL Twin-Head i końcówką mocy Croft. Mówiąc prostszym i mniej oficjalnym językiem, użyłem własnej referencji. A że referencja ostatnimi czasy była częściowo referowana na nowo, to znaczy końcówka została zmodyfikowana a słuchawki dostały nowy kabel (Entreq Atlantis), efekty potrafią być jeszcze bardziej spektakularne niż były. Chodzi nam jednak o odtwarzacz, a choć ten dla samego Accuphase nie jest referencyjny, to niewątpliwie potrafi być lepszy niż referencyjne wyroby wielu innych firm. Pograwszy u mnie sto kilkadziesiąt godzin i postawszy sobie pod prądem cięgiem przez cztery doby, ukazał wiele z tego na co go stać, chociaż zapewne nie wszystko. Czas jednak nagli, odtwarzacz musi wracać do dystrybutora, bo sprzedawszy drugi egzemplarz mają teraz tylko jeden taki, a chętnych do posłuchania jest sporo, tak więc tym razem długiego bratania się nie będzie i trzeba pisać na poczekaniu. Ktoś powie – też wymysły! Tydzień to niby mało? Ale owszem, praktyka uczy, że tak. Tydzień, to on powinien minimum stać pod prądem, a wyłączać też trzeba, bo urządzenia wygrzewają się gorzej kiedy zmusza się je do nieustającej pracy. Powinny także mieć pauzy, a dopiero po wielu takich pauzach przejść fazę długiego cyklu pod prądem i wówczas zdawać recenzentom relacje o swoich umiejętnościach. Nie ma jednak na to czasu i do roboty.

Co się udało ustalić? Przede wszystkim, że DP-720 nie jest już jak jego poprzednik słodkawy. Ale z kolei jest ciepły, niemniej nie w takim stopniu jak DP-800, tylko tak w sam raz dla kogoś kto nie lubi przesady, a jednocześnie chciałby żeby muzyka miała jednak walor naturalnego ciepła i spontaniczności. Chciałbym być dobrze zrozumiany. Nie twierdzę ani że DP-800 jest za gorący, ani że DP-900 za chłodny, ani też, że DP-720 zbyt powściągliwy. Na skali ciepła dają się wprawdzie ustawić w szereg, ale to jeszcze wcale nie definiuje brzmienia ostatecznego, tylko narzuca pewne wymogi reszcie toru. A o samej tej reszcie na pewno najwięcej może opowiadać DP-900, bo od siebie nie dodaje niczego poza perfekcją, a tej perfekcji ma z kolei najwięcej. Nie zmienia to jednak faktu, że zarówno DP-800 jak i DP-720 mogą fantastycznie opowiedzieć w towarzystwie odpowiednio dobranych kompanów zarówno jak tor powinien brzmieć, jak i przede wszystkim samą muzykę.

Accuphase_DP-720_006 HiFi Philosophy

My się widać nie znamy, tak więc włączamy wszystkie, jakże prądożerne, audiofilskie utensylia i słuchamy.

I tak właśnie się stało, a wieczór spędzony w towarzystwie DP-720, ASL Twin-Head, Crofta i AKG K1000 należał do szczególnie udanych. Kto czytał poprzednią recenzję, wie że wyłożyłem w niej stanowcze credo o niemożności wybrania spośród wielu wybitnych słuchawek tych jednych najlepszych. Nie dotyczy to jednak AKG K1000 z kablem Entreq Atlantis. Te na pewno są lepsze od prawie wszystkich jakie są i były. Jedynie bas Azdeze LCD-3 mają lepszy, a poza tym na samym szczycie to wiadomo – Sennheiser Orpheus, Stax SR-Ω i Sony MDR-R10. Nie rozmawiamy tu wprawdzie o słuchawkach, bo to nie ich recenzja, ale na tym etapie recenzji odtwarzacza DP-720 stanowią narzędzie jego oceny. I tu AKG pokazały rzeczy spektakularne, niewątpliwie godne przedłożenia. Przede wszystkim dwie rzeczy: wilgotność i kształt dźwięku. Zdecydowanie były wilgotniejsze niż jakiekolwiek inne, i to wilgotnością naturalną, biologiczną. Dzięki niej wykonawcy stawali się bardziej obecni i prawdziwi w stopniu ogromnie satysfakcjonującym, dającym, zwłaszcza na tle porównań, wspaniałe poczucie, że jest znakomicie. No świetnie to grało pod każdym względem i człowiek aż cały się w środku prostował, doznając tak silnego napływu satysfakcji i przekonania, iż tak właśnie grać zawsze powinno, że o duży krok zbliżyliśmy się do ideału. Ale druga cecha tego dźwięku, którą szczególnie uwydatniły K1000, była jeszcze ważniejsza. Była nią jego sferyczna i napowietrzna maestria, sam sposób w jaki się pojawiał. A było to słyszalne w odniesieniu podwójnym. Raz, że same K1000 były tu o wiele lepsze od innych słuchawek, a dwa, że sam DP-720 był pod tym względem bardzo daleko z przodu w porównaniu do takich odtwarzaczy jak mój Cairn czy inne z przedziału poniżej 50 tysięcy.

Odsłuch cd.

Accuphase_DP-720_013 HiFi Philosophy

Na pierwszy ogień idą sprawdzone AKG K1000

   Bardzo uważnie to przestudiowałem i rzecz polega na tym, że w takim normalniejszym graniu ludzkie głosy i brzmienia instrumentów pojawiają się trochę jak figury powycinane z kartonu albo jakiegoś innego materiału. Ale tu nie chodzi o sam surowiec, bo dźwięk jest surowcem swoistym, odmiennym od innych, tylko o sposób istnienia w sensie samej przestrzennej formy. A takie zwyklejsze formy, mniej perfekcyjne dźwiękowo, są właśnie jak wycinanki albo pieczątki. Mają wyraźne krawędzie i dobrze określone wnętrze, ale są płaskie i nieznośnie jednoznaczne. Po prostu trywialne. I mogą mieć sobie przy tym wspaniałe barwy, dynamikę, szczegółowość, rozdzielczość, sceniczny porządek. Ale sama ich forma brzmieniowego istnienia jest niewłaściwa, bo zbyt płaska i jednoznaczna. A dźwięk prawdziwy jest jak jakieś jądro otoczone chmurą, jak pewna sfera o różnym stopniu gęstości i sposobu oddziaływania. Pośrodku bardziej jednoznaczna i gęsta, a otoczona obłokiem wibracji o różnym stopniu natężenia. Dopiero taki dźwięk jest prawdziwy, dopiero taka jego postać odpowiednia. I takiego dźwięku odtwarzacze za pięć, dziesięć czy trzydzieści tysięcy generować nie potrafią. To znaczy potrafią, ale w stopniu niedostatecznym, zapadającym się w dwuwymiarowość, w najlepszym przypadku osiągającą trwale trzeci wymiar, ale bez tego otoczenia wibracją, tej wielowarstwowości oddziaływania, owej wielopostaciowej chmury dającej poczucie bogactwa i brzmieniowej doskonałości. Są jak obrazy wzięte z ekranu a nie z życia. Natomiast DP-720 pospołu z K1000 wygenerowali życie. Nie w całej jego perfekcyjności i bogactwie, ale już w bardzo poprawnej postaci; takiej jaka powinna być całościowo bez jedynie paru dodatków, a nie takiej jaką być nie powinna z paroma dodatkami na okrasę, jak to przeważnie bywa. I to właśnie było urzekające i tego chciało się słuchać. W tę muzykę wlało się życie i czuć było że to ono we własnej osobie a nie jego udawanie. Czuć z zabójczo realną siłą i bez dodawania czegoś ze strony słuchacza, bez tego kantowskiego stwarzania świata samymi narzędziami poznawczymi podmiotu.

Accuphase_DP-720_015 HiFi Philosophy

I już w tym miejscu można powiedzieć, że nowy Accuphase potrafi tchnąć życie w muzykę.

To było życie samo, życie samoistne, niemożliwe do zanegowania, a nie tylko takie wsparte siłami nawyku i wyobraźni. Inaczej mówiąc zdefiniowane ostensywnie, a nie tylko jakoś tam lepiej czy gorzej opowiedziane. (Definicja ostensywna to definicja poprzez wskazanie. Ecce homo, na przykład.) Wilgotna chmura życia w postaci przebogatego, rozwibrowanego na wszystkich płaszczyznach dźwięku była tym właśnie czym się wtedy do późnej nocy raczyłem i aż trudno się było wyrwać z uścisku jej władania. Była to zatem powtórka tego co z DP-900, odrobinę mniej majestatyczna, ale także rodząca burzliwe audiofilskie owacje. Co do reszty, to dynamika była bardzo dobra, choć nie jakaś oszałamiająca, ale na plan pierwszy pchała się przede wszystkim spontaniczność. Tą właśnie spontanicznością usiłował DP-720 nadrabiać pewne braki względem DP-900. Nie był aż tak perfekcyjny, aż tak dokładnie cyzelowany w najmniejszym detalu i tak gramofonowy, ale pełen był życia, bogactwa i spontaniczności. Nie zabijał doskonałością podkładu i nie umiał aż tak dokładnie modelować wszystkiego, ale pod oboma tymi względami bez wysiłku generował poziom odtwarzaczy z przedziału 50 do 100 tysięcy. Nie ten naj, naj, absolutnie szczytowy, ale już bardzo dużo wyższy gdy patrzyć od strony odtwarzaczowej przeciętności. To wszystko jednak – rzecz bardzo stanowczo podkreślam – dopiero po co najmniej kilkudziesięciu godzinach stania pod prądem a wcześniej kilkuset wygrzewania, bo inaczej tego nie będzie.

Ostatnia rzecz warta w tym miejscu podkreślenia, to budowanie sceny. Ta konstruuje się z nim w torze zawsze świetnie i choć nie epatuje ogromem, to bardzo dokładnie rozstawia źródła i tworzy przyjemną holografię. Jest bardzo schludna, a ze słuchawkami K1000 i Ultrasone Edition5 była wręcz w mierze porządku popisowa.

Accuphase_DP-720_022 HiFi Philosophy

Tak jak i w nie do końca wygrzane Ultrasone Edition5.

I jeszcze jedno, bo bym zapomniał. DP-720 nie tworzy tak przepastnej różnicy między płytami CD a SACD jak jego wyższy katalogowo kompan. U DP-900 jest ona bardzo duża, a u DP-720 raczej umiarkowana. Czuć, że materiał SACD jest zasobniejszy w informacje, ale nie tworzy to nowego, lepszego świata.

Odsłuch cd.

   Kolejnego dnia podpiąłem do tego samego toru głośniki.

Accuphase_DP-720_017 HiFi Philosophy

Ale nie samymi słuchawkami audiofilizm stoi, wiec najwyższa pora pohałasować jakimiś głośnikami.

Żadne tam wielkie cudo, ale bardzo porządne monitory Xaviana, które za swoje bardzo skromne pieniądze oferują kawał dobrego brzmienia. Takie skromne monitory nie generują wprawdzie nadzwyczajnych zjawisk scenicznych, w rodzaju tych proponowanych przez flagowe, jubileuszowe monitory Dynaudio czy sławne Reference 3A, ale scenę mają bardzo przyzwoitą, a na tej scenie wzorowy porządek, bo takie wzorcowe uporządkowanie jest dla DP-720 charakterystyczne. Ale charakterystyczne jest przede wszystkim co innego. Słuchałem z tymi Xavianami systemu Naima (i właśnie dlatego ich teraz ponownie użyłem), który to Naim do tanich wcale nie należy, bo użyty wówczas odtwarzacz z zewnętrznym zasilaczem to wydatek 15 tysięcy. To oczywiście wiele razy mniej od tego tu Accuphase, ale zarazem dobra sposobność do przetestowania co się za takie wiele razy więcej dostaje, gdyż obie firmy to audiofilskie sławy i dobrze nadają się do bycia miarodajnymi. Nie zabawimy się zatem tym razem w porównywanie bardzo drogich odtwarzaczy, choć i w to tu i tam możemy się zabawić na zasadzie retrospekcji, tylko skupimy na tym co jest tym czymś, za co przychodzi płacić w przypadku odtwarzacza CD dodatkowych kilkadziesiąt tysięcy.

Składa się na to oczywiście po części wygląd, chociaż surowa estetyka Naima jest wyjątkowo starannie dopracowana i mnie bardzo się podobała. Składa się też potężny mechanizm napędu o majestatycznie wysuwającej się i wsuwającej szufladzie, choć naimowy kołowrót też mi się bardzo podobał i nawet miał dociskowy krążek, którego szczelinowy Accuphase nie posiada. Ale przecież nie o wygląd czy nawet ergonomię tu chodzi, chociaż przy takich wydatkach powinny być zawsze rewelacyjne. Chodzi głównie o doznania muzyczne. No i ma ten nowy Accuphase taką rzecz, której tańsze odtwarzacze nie posiadają i nie miał tego nawet flagowy Audio Research i flagowy EMM Labs. (Audio Research bardziej czaruje sceną, konkretnością i holografią, a EMM Labs ma to swoje wielokanałowe SACD.) Tym czymś u DP-720 jest postać dźwięku. Nie opowiem w tym miejscu nowej historii, albowiem z tą postacią powtórzyła się dokładnie historia opisana już przy odsłuchu AKG K1000. Może nie tak całkiem dokładnie, bo te monitory nagłowne oferują dźwięk znacznie bardziej wyrafinowany niż podstawkowe monitory Xaviana, ale mimo to byłem zdumiony, jak to co poprzedniego dnia uderzyło mnie ze słuchawkami, kolejnego uderzyło ponownie podczas słuchania głośników.

Accuphase_DP-720_019 HiFi Philosophy

Co? Że niby Xaviany nie dadzą rady? Jakoś sobie dały radę, ujawniając przy tym wielki potencjał jaki w nich drzemie.

Tego na pewno nie było u Naima i na pewno nie w takim rozmiarze z innymi odtwarzaczami poza flagowym DP-900 i może Metronomem, ale jego słuchałem za dawno żeby to dokładnie pamiętać. Poza tym u niego nacisk szedł przede wszystkim na dynamikę, a u DP-720 idzie na piękno postaci dźwięku. Nie ma sensu raz jeszcze powtarzać, że przypomina on wielowarstwową chmurę akustyczną o zmieniającej się konsystencji w zależności od dystansu do epicentrum. To nie jest nawet sama tak często chwalona przeze mnie sferyczność. To jest coś więcej. To są warstwy w tej sferyczności. To jest akustyczna powłoka wokół jądra o zmiennej gęstości i sposobie obrazowania. I to jest po prostu bogatsze a także subtelniejsze. Nawet te skromne Xaviany potrafiły dzięki temu z niezwykłą plastycznością oddawać wizualny efekt sali bijącej oklaski, a jest to naprawdę piekielnie trudne – jedna z rzeczy najtrudniejszych. Było czymś naprawdę niezwykłym zatapiać się w tę subtelność. W te pokłady elegancji i delikatności, przeplatane mocniejszymi akcentami. Cholernie dużo potrafi ten nowy Accuphase, chociaż pozornie może się wydać, że cóż to jest znowu takiego wielkiego w tym wielowarstwowym obrazowaniu i w tej subtelnej delikatności? No pewnie, jak ktoś lubi samo łubu-dubu, czad i drajw, to niewiele mu po tym. Spoci się i bez tego, naskacze i namęczy. Takie prostsze środki wyrazu przecież też wiodą do muzycznego celu i potrafią dawać najwyższą satysfakcję.

Ale dla zblazowanych smakoszy dźwięku, którzy nie potrafią cieszyć się co dnia samą porcją rytmu i samą dynamiką, bo za dużo w życiu słyszeli i za dużo mają za sobą, a przez to chcieliby czegoś więcej, ponieważ zwykły dźwięk, nawet taki bardzo dobry, to już dla nich nie to, no więc ci znajdą w DP-720 doskonały sposób by się nasycić i zadowolić. Co tu dużo mówić – to dźwięk dla koneserów. Nie bułka, nawet ta z szynką, która smakuje dobrze i syci głód, tylko ostrygi i szampan, których stanowczo domagała się w Kabarecie Starszych Panów hrabina Tyłbaczewska. Miast tego dostawała wprawdzie zaledwie sardynki i pieprzówkę – gomółkowskie odpowiedniki tamtych burżuazyjno-arystokratycznych specjałów (a „od pieprzówki gorycz na ustach”, jak tłumaczyła hrabina z niemałą wprawą wychylając kieliszek za kieliszkiem), no ale co ostrygi i szampan, to nie jakieś dania barowe, choćby nawet bardzo smakowite.

Accuphase_DP-720_014 HiFi Philosophy

Co tylko potwierdza wielką klasę DP-720

Gdyby ten Accuphase tylko wyglądał jak kupa pieniędzy i tylko taką kupę kosztował, można by wówczas powiedzieć, że jest snobistyczny. Trochę oczywiście istotnie jest, bo naprawdę niemiłosiernie kosztuje, ale daje w zamian także coś jeszcze poza elitarnością cenową i wyglądem. Daje muzykę lepszą, dużo bliższą prawdziwej, a przy tym pozbawioną do cna wad wszelkiego rodzaju – sprawdzającą się w każdej sytuacji. Spędziłem w jego towarzystwie kilka świetnych muzycznych wieczorów i zwłaszcza ten z K1000 zapadł mi w pamięć. Mój mózg niechętnie teraz reprodukcje dźwiękowe trwale zapamiętuje, bo mimo licznych uciech jakie sprawiają dobrej jakości urządzenia rzadko coś osiąga ten poziom, że może prawdziwie fascynować. Ale tamten koncert na pewno był fascynujący i na pewno go zapamiętam.

Podsumowanie

Accuphase_DP-720_009 HiFi Philosophy   Accuphase DP-720 początkowo niczym mnie nie ujął. Trzeba było dopiero przebrnąć przez usuwanie jego ekologicznych fanaberii i trochę go potem wygrzać. Ale jak już się jako tako w całość poskładał i w miarę rozkręcił, pokazał co potrafi i kazał popatrywać na siebie z chciejstwem. Świetna rzecz móc sobie na takiego brzmieniowego arystokratę pozwolić, na takie audiofilskie ostrygi i szampan, choć jak wiele razy wspominałem, trzeba mieć na to zasób środków płatniczych pozwalający wydawać na tego rodzaju zachcianki bez żadnej obawy o utratę ekonomicznej płynności. Inaczej to nie ma sensu i lepiej kupować na rynku wtórnym dobre urządzenia sprzed kilku lat. Ale jak kogoś stać, to bardzo przyjemnie jest mieć taki przez nikogo wcześniej nie macany, własnoręcznie wykluwany z producenckiego jaja audiofilski klejnot, co błyszczy większym blaskiem niż kamienie półszlachetne konkurencji.

 

W punktach:

Zalety

  • Bardziej naturalny od poprzednika.
  • Spektakularnie bogaty, spontaniczny dźwięk.
  • Całościowa kultura przekazu wyklucza jakiekolwiek problemy z aplikacją w systemie.
  • Ciepło, żywiołowość, energia.
  • Wspaniałe obrazowanie przestrzennego charakteru samego dźwięku.
  • W efekcie silne oddziaływanie na emocje.
  • Bez trudu udowadnia swoją przynależność do elity i wyższość nad niższą klasą cenową.
  • Nowatorska technologia konwersji cyfra-analog.
  • Osiem kości DAC w każdym kanale.
  • Najwyższej klasy autorski napęd płyt „by Accuphase”.
  • SACD (ale tylko dwukanałowe).
  • Komplet gniazd cyfrowych.
  • Możliwość dostrojenia polaryzacji na złączach XLR.
  • Imponujący wygląd.
  • Wyjątkowa dbałość o każdy detal.
  • Wygodny, poręczny pilot.
  • Renoma marki.
  • Made in Japan.
  • Polski dystrybutor.

Wady i zastrzeżenia

  • To nie jest szczyt możliwości samego Accuphase.
  • Sekcja zasilania powinna być mocniejsza i bardziej rozbudowana, a wówczas mielibyśmy do czynienia z lepszą dynamiką.
  • Ekskluzywna drewniana obudowa wymaga wielkiej ostrożności w obchodzeniu się.
  • Pełnia możliwości brzmieniowych tylko po pozostawieniu cały czas pod prądem. (Wymaga długotrwałego wygrzewania, pamiętając o wyłączeniu wcześniej funkcji Econo).

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:

Eter Audio

 

 

 

Strona producenta:

Accuphase

 

 

 

Dane techniczne:

  • Osobne lasery CD (780 nm) i SACD (650 nm).
  • SACD tylko dwukanałowe.
  • Wejścia cyfrowe: HS-LINK RJ-45, COAXIAL IEC 60958, OPTICAL JEITA CP-1212, USB 2.0 Hi-Speed (480 Mbps).
  • Wyjście cyftowe: HS-LINK Connector type: RJ-45, COAXIAL IEC 60958
  • Wyjścia analogowe: SACD: 2.8224 MHz/1bit DSD, CD: 44.1kHz/16 bit PCM
  • Częstotliwość próbkowania: 32 kHz, 44.1 kHz, 48 kHz, 88.2 kHz, 96 kHz, 176.4 kHz,
  • 192 kHz (16 to 24 bits, 2-channel PCM), (OPTICAL: 32 kHz to 96 kHz)
  • Pasmo przenoszenia: 0.5 Hz – 50 kHz (+ 0, – 3.0 dB)
  • THD: 0.0006% (20 Hz – 20 kHz)
  • Stosunek szumu do sygnału: 119 dB
  • Dynamika: 116 dB (24-bit input, low-pass filter off)
  • Separacja kanałów: 117 dB (20 Hz – 20 kHz)
  • Napięcie wyjściowe: XLR: 2.5 V 50 Ω, RCA 2.5 V 50 Ω.
  • Zakres regulacji sygnału wyjściowego: 0 dB do minus 80 dB w krokach po 1 dB (regulacja cyfrowa).
  • Zasilanie: 120 V, 220 V, 230 V AC 50/60 Hz (przełącznik na tylnym panelu).
  • Pobór mocy: 31 W, Standby: 0.3 W
  • Wymiary: 477 mm x 156 mm x 394 mm.
  • Waga: 28.0 kg (61.7 lbs) netto
  • Cena: 69 900 PLN.

 

System:

  • Źródła: Accuphase DP-720, Cairn Soft Fog V2.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Wzmacniacz zintegrowany: Audion Silver Night 300B.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Głośniki: Xavian XN 125 Junior
  • Słuchawki: AKG K1000 (kabel Entreq Atlantis), Audeze LCD-3 (kabel FAW Noir), HiFiMAN HE-6, Sennheiser HD 800, Ultrasone Edition5.
  • Interkonekty: Harmonix HS-101 Improved, Siltech Queen , Tara Labs Air1.
  • Kabel zasilający odtwarzacz: Siltech Ruby Double Crown.
  • Kondycjoner: Entreq Powerus Gemini.
  • Podstawki antywibracyjne: Solid Tech.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

26 komentarzy w “Recenzja: Accuphase DP-720

  1. Piotr Ryka pisze:

    Żeby nie było. Nic nie mam przeciw mądrej ekologii. Jestem jak najbardziej za ochroną delfinów i wielorybów, a przeciwko wszelkim polowaniom, hodowli zwierząt futerkowych i pchaniu do żywności chemii. Ale kiedy można budować bezpieczne elektrownie nuklearne, dewastacja krajobrazu ogromnymi wiatraczydłami zabijającymi ptaki i nietoperze, to głupota pomieszana z brudnymi interesami.

  2. Maciej pisze:

    Chyba będę musiał posłuchać kiedyś Accu. Nigdy nie ciągnęło mnie w ich stronę. Kojarzą mi się z tego co gdzieniegdzie czytałem i patrząc na nie, jednak z tą bardziej neutralną stroną prezentacji. Ale kto wie, może zmienię zdanie, polubimy się, po odsłuchu. I pokaże ta marka jakiś faktor WOW.

  3. Maciej pisze:

    Po tym filmie widać, że to jednak nie tak bezosobowa masowa produkcja jak myślałem https://www.youtube.com/watch?v=_-Or8SaSm7Q

    1. Piotr Ryka pisze:

      Podobno w danym momencie produkowane jest tylko jedne urządzenie, żeby nie było bałaganu i panowało pełne skupienie, ale niektórzy to negują i są podobno zdjęcia dowodzące, że jest inaczej. Na filmie manufaktura wydaje się niewielka i dosyć skromna, ale może to tylko złudzenie.

  4. Maciej pisze:

    A jak już mi się tak język rozplątał, to chciałem napisać, że to bardzo fascynujące badać jak kultura danego kraju przekładać się może na filozofię brzemienia. Uszy z za oceanu są innego, inne francuskie, inne chińskie i polskie… Precyzja która dla jednych jest najważniejsza może znaczyć mniej dla innych, którzy wolę przestrzenność…

  5. Piotr Ryka pisze:

    Niezależnie od tego jak będziemy postrzegali brzmienia narodowe – a niewątpliwie można wskazywać na tego rodzaju preferencje – sądzę, że w tym wszystkim musi być w dużym stopniu obecny czynnik przypadkowości. Nie wierzę, że najpierw w umysłach inżynierów rodzi się wizja brzmienia, a potem się ją pieczołowicie realizuje i wypracowuje tak długo, aż się do końca narodzi. To na pewno tak nie działa, tak samo jak ja siadając do recenzji nie mam je całej w szczegółach w głowie i tylko to potem spisuję. Są pewne założenia, wiadomo co chce się osiągnąć, ale na pewno dużo się dzieje po drodze, pewne rzeczy wyskakują i okazują się cenne, a wielu innych nie udaje się do końca zrealizować. Ale oczywiście Francuzi stawiają najbardziej na żywiołowość i całościową formę wyrazu, Anglicy na spójny, jednoznaczny przekaz, Amerykanie na duże, spektakularne brzmienia, a Niemcy na wynalazczość i dokładność. Włosi są bardziej ekstrawaganccy od innych, a Japończycy pietystyczni i rozkochani w bogactwie każdej nuty. Wszystko to są jednak dość w sumie marne uogólnienia i łatwo wskazać kontrprzykłady.

    1. Maciej pisze:

      Ale te uogólnienia są zbieżne więc wcale nie tak błahe

      1. Piotr Ryka pisze:

        No, nie wiem. Napisałem tak na szybko. Nie jestem pewny czy inni mają podobne zdanie o brzmieniach narodowych. A na przykład francuskie wzmacniacze Jadis grają jakby były japońskie.

  6. miroslaw frackowiak pisze:

    Audiofila z Japoni trzeba posluchac,bardzo cenie osoby ktore na codzien obcuja,mieli i maja na stanie najlepsze klocki Accuphase!!!
    http://www.highfidelity.pl/@hydepark-1016&lang=

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na ostatniej audiofilskiej fecie z okazji 50-tych urodzin Wiktora też było paru accuphasowców, a i sam poniekąd nim jestem, chociaż żadnego Accuphase nie mam i nie miałem.

  7. miroslaw frackowiak pisze:

    Tak Piotrze, ale sluchasz czesto tych sprzetow ,tak ze nie musisz posiadac,zrocilem tylko uwage w tym opisie ze audiofil z Japoni twierdzi:Accuphase DC-801 (spektakularny z SACD, zupełnie martwy z CD)jak tak to co robily recenzje tych sprzetow w naszym kraju? gdzie prawie wszystko bylo testowane na plytach CD,jak to sie ma do dzielonego ACCU Wiktora ?ktory slucha na nim plyt CD,czyli co?ma sprzet topowy a tak naprawde „martwy” i nic nie warty?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zupełnie nie zgadzam się z tą opinią. DP 800 gra z płytami CD znakomicie i nie mam pojęcia skąd taki pomysł, że gra tylko z SACD.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Ale może to następstwo faktu, że odtwarzacze Accuphase potrafią w niektórych systemach umierać na górze pasma. Doświadczyłem tego z DP-510, Eurydyką i słuchawkami Staxa, a także z DP-500. Ale raczej nie z DP-700, chociaż trochę trzeba mu było pomóc w zestawieniu lampowym wzmacniacza. U Wiktora i w Nautilusie słyszałem DP-800 wielokrotnie i żadnych problemów z górą nie było. Ale może z kolumnami Sonus Faber występowała. To tak tytułem czystego domysłu.

  8. miroslaw frackowiak pisze:

    SACD w JAPONI to podstawa sluchania!moze dlatego pod tym kontem robiony jest ten sprzet,w nowym modelu juz gra swietnie CD i SACD!tak twierdzi

  9. Arkadiusz pisze:

    Na końcu i tak dobry gramofon za pół ceny Accu wszystkich zakasuje…

  10. Arkadiusz pisze:

    Dobry gramofon za pół ceny tego Accu i będziecie wszyscy słuchać muzy, a nie bajek…

  11. miroslaw frackowiak pisze:

    Odtwarzacze CD juz mnie dawno nie interesuja,plyty CD to przezytek tak jak kiedys kasety magnetofonowe,tylko DAC i pliki teraz sie licza.Prawdziwy audiofil powinien miec wzm lampowy,gramofon i wysokoskuteczne kolumny i do tego daze!!!

    1. Maciej pisze:

      O to pomału się zbliżam 🙂

  12. Piotr Ryka pisze:

    Gramofony istotnie potrafią grać lepiej, ale nie każdego interesują, bo nie każdy chce się bawić winylowymi płytami. Już sama myjka dla nich to wydatek ładnych paru tysięcy, a powinno się ją mieć. Dobry, taki naprawdę dobry gramofonowy przedwzmacniacz, to kolejne kilkanaście tysięcy. Poza tym płyty winylowe zajmują dużo miejsca i trzeba je przekładać po dwudziestu minutach grania. Mają zalety, ale mają i wady. Wychowałem się na nich i wiem jak smakują. Wiele jest gadania o tym jacy to audiofile dziwacy, ale największe audiofilskie dziwactwo to gramofony i taniec wokół nich. Przyjemny bardzo, ale nie każdemu chce się skakać i pieścić.

  13. miroslaw frackowiak pisze:

    Wlasnie te „skakanie” mi sie podoba, ta cala otoczka kiedy musze wlaczyc wczesniej wzm lampowy i ta piekna luna wieczorem blekitnego swiatla z tych lamp,kiedy kupie sobie gramofon i myjke to dopiero bede szczesliwy, moze zostanie troche czasu na posluchanie ha ha!gramoony uzywane nie sa tak drogie jak i przedwzmacniacz,trzeba dopasowac tylko do wlasnych mozliwosci finansowych, jest duzo tego sprzetu i firm az trudno zliczyc,nawet w Polsce robia dobre gramofony.

  14. Piotr Ryka pisze:

    To na pewno może być świetna zabawa i jest w tym jakaś magia przedmiotu, jak w japońskim parzeniu herbaty, ale nie wszystkim jest to potrzebne, nie każdy ma na to czas i miejsce. Dobrze, że winyle wróciły, ale nie ma ich co pchać ludziom na siłę. Ale kusić można, czemu nie.

  15. Piotr Ryka pisze:

    Byłem dziś we Wrocławiu. Znakomity zestaw gramofonowy za śmieszne pieniądze, a do tego bardzo skuteczna myjka za dwieście parędziesiąt złotych. Podobne brzmienie z CD kosztuje kilkanaście razy tyle. Kupiłem dwie winylowe płyty. Pora wracać do winylu.

    1. Tomek pisze:

      „Ale kusić można, czemu nie” 😉

      1. Piotr Ryka pisze:

        Ano tak, sam się skusiłem. Czasami człowiek sam sobie ulega. I czasami jest to przyjemne, a czasami nie. Tym razem powinno być bardzo przyjemnie.

        1. Ludwik Igielski pisze:

          Prosimy zatem o dalsze szczegóły. Co to za sprzęt?

          1. Piotr Ryka pisze:

            Szczegóły będą w relacji wieczorem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy