Recenzja: Accuphase DP-720

Odsłuch cd.

Accuphase_DP-720_013 HiFi Philosophy

Na pierwszy ogień idą sprawdzone AKG K1000

   Bardzo uważnie to przestudiowałem i rzecz polega na tym, że w takim normalniejszym graniu ludzkie głosy i brzmienia instrumentów pojawiają się trochę jak figury powycinane z kartonu albo jakiegoś innego materiału. Ale tu nie chodzi o sam surowiec, bo dźwięk jest surowcem swoistym, odmiennym od innych, tylko o sposób istnienia w sensie samej przestrzennej formy. A takie zwyklejsze formy, mniej perfekcyjne dźwiękowo, są właśnie jak wycinanki albo pieczątki. Mają wyraźne krawędzie i dobrze określone wnętrze, ale są płaskie i nieznośnie jednoznaczne. Po prostu trywialne. I mogą mieć sobie przy tym wspaniałe barwy, dynamikę, szczegółowość, rozdzielczość, sceniczny porządek. Ale sama ich forma brzmieniowego istnienia jest niewłaściwa, bo zbyt płaska i jednoznaczna. A dźwięk prawdziwy jest jak jakieś jądro otoczone chmurą, jak pewna sfera o różnym stopniu gęstości i sposobu oddziaływania. Pośrodku bardziej jednoznaczna i gęsta, a otoczona obłokiem wibracji o różnym stopniu natężenia. Dopiero taki dźwięk jest prawdziwy, dopiero taka jego postać odpowiednia. I takiego dźwięku odtwarzacze za pięć, dziesięć czy trzydzieści tysięcy generować nie potrafią. To znaczy potrafią, ale w stopniu niedostatecznym, zapadającym się w dwuwymiarowość, w najlepszym przypadku osiągającą trwale trzeci wymiar, ale bez tego otoczenia wibracją, tej wielowarstwowości oddziaływania, owej wielopostaciowej chmury dającej poczucie bogactwa i brzmieniowej doskonałości. Są jak obrazy wzięte z ekranu a nie z życia. Natomiast DP-720 pospołu z K1000 wygenerowali życie. Nie w całej jego perfekcyjności i bogactwie, ale już w bardzo poprawnej postaci; takiej jaka powinna być całościowo bez jedynie paru dodatków, a nie takiej jaką być nie powinna z paroma dodatkami na okrasę, jak to przeważnie bywa. I to właśnie było urzekające i tego chciało się słuchać. W tę muzykę wlało się życie i czuć było że to ono we własnej osobie a nie jego udawanie. Czuć z zabójczo realną siłą i bez dodawania czegoś ze strony słuchacza, bez tego kantowskiego stwarzania świata samymi narzędziami poznawczymi podmiotu.

Accuphase_DP-720_015 HiFi Philosophy

I już w tym miejscu można powiedzieć, że nowy Accuphase potrafi tchnąć życie w muzykę.

To było życie samo, życie samoistne, niemożliwe do zanegowania, a nie tylko takie wsparte siłami nawyku i wyobraźni. Inaczej mówiąc zdefiniowane ostensywnie, a nie tylko jakoś tam lepiej czy gorzej opowiedziane. (Definicja ostensywna to definicja poprzez wskazanie. Ecce homo, na przykład.) Wilgotna chmura życia w postaci przebogatego, rozwibrowanego na wszystkich płaszczyznach dźwięku była tym właśnie czym się wtedy do późnej nocy raczyłem i aż trudno się było wyrwać z uścisku jej władania. Była to zatem powtórka tego co z DP-900, odrobinę mniej majestatyczna, ale także rodząca burzliwe audiofilskie owacje. Co do reszty, to dynamika była bardzo dobra, choć nie jakaś oszałamiająca, ale na plan pierwszy pchała się przede wszystkim spontaniczność. Tą właśnie spontanicznością usiłował DP-720 nadrabiać pewne braki względem DP-900. Nie był aż tak perfekcyjny, aż tak dokładnie cyzelowany w najmniejszym detalu i tak gramofonowy, ale pełen był życia, bogactwa i spontaniczności. Nie zabijał doskonałością podkładu i nie umiał aż tak dokładnie modelować wszystkiego, ale pod oboma tymi względami bez wysiłku generował poziom odtwarzaczy z przedziału 50 do 100 tysięcy. Nie ten naj, naj, absolutnie szczytowy, ale już bardzo dużo wyższy gdy patrzyć od strony odtwarzaczowej przeciętności. To wszystko jednak – rzecz bardzo stanowczo podkreślam – dopiero po co najmniej kilkudziesięciu godzinach stania pod prądem a wcześniej kilkuset wygrzewania, bo inaczej tego nie będzie.

Ostatnia rzecz warta w tym miejscu podkreślenia, to budowanie sceny. Ta konstruuje się z nim w torze zawsze świetnie i choć nie epatuje ogromem, to bardzo dokładnie rozstawia źródła i tworzy przyjemną holografię. Jest bardzo schludna, a ze słuchawkami K1000 i Ultrasone Edition5 była wręcz w mierze porządku popisowa.

Accuphase_DP-720_022 HiFi Philosophy

Tak jak i w nie do końca wygrzane Ultrasone Edition5.

I jeszcze jedno, bo bym zapomniał. DP-720 nie tworzy tak przepastnej różnicy między płytami CD a SACD jak jego wyższy katalogowo kompan. U DP-900 jest ona bardzo duża, a u DP-720 raczej umiarkowana. Czuć, że materiał SACD jest zasobniejszy w informacje, ale nie tworzy to nowego, lepszego świata.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

26 komentarzy w “Recenzja: Accuphase DP-720

  1. Piotr Ryka pisze:

    Żeby nie było. Nic nie mam przeciw mądrej ekologii. Jestem jak najbardziej za ochroną delfinów i wielorybów, a przeciwko wszelkim polowaniom, hodowli zwierząt futerkowych i pchaniu do żywności chemii. Ale kiedy można budować bezpieczne elektrownie nuklearne, dewastacja krajobrazu ogromnymi wiatraczydłami zabijającymi ptaki i nietoperze, to głupota pomieszana z brudnymi interesami.

  2. Maciej pisze:

    Chyba będę musiał posłuchać kiedyś Accu. Nigdy nie ciągnęło mnie w ich stronę. Kojarzą mi się z tego co gdzieniegdzie czytałem i patrząc na nie, jednak z tą bardziej neutralną stroną prezentacji. Ale kto wie, może zmienię zdanie, polubimy się, po odsłuchu. I pokaże ta marka jakiś faktor WOW.

  3. Maciej pisze:

    Po tym filmie widać, że to jednak nie tak bezosobowa masowa produkcja jak myślałem https://www.youtube.com/watch?v=_-Or8SaSm7Q

    1. Piotr Ryka pisze:

      Podobno w danym momencie produkowane jest tylko jedne urządzenie, żeby nie było bałaganu i panowało pełne skupienie, ale niektórzy to negują i są podobno zdjęcia dowodzące, że jest inaczej. Na filmie manufaktura wydaje się niewielka i dosyć skromna, ale może to tylko złudzenie.

  4. Maciej pisze:

    A jak już mi się tak język rozplątał, to chciałem napisać, że to bardzo fascynujące badać jak kultura danego kraju przekładać się może na filozofię brzemienia. Uszy z za oceanu są innego, inne francuskie, inne chińskie i polskie… Precyzja która dla jednych jest najważniejsza może znaczyć mniej dla innych, którzy wolę przestrzenność…

  5. Piotr Ryka pisze:

    Niezależnie od tego jak będziemy postrzegali brzmienia narodowe – a niewątpliwie można wskazywać na tego rodzaju preferencje – sądzę, że w tym wszystkim musi być w dużym stopniu obecny czynnik przypadkowości. Nie wierzę, że najpierw w umysłach inżynierów rodzi się wizja brzmienia, a potem się ją pieczołowicie realizuje i wypracowuje tak długo, aż się do końca narodzi. To na pewno tak nie działa, tak samo jak ja siadając do recenzji nie mam je całej w szczegółach w głowie i tylko to potem spisuję. Są pewne założenia, wiadomo co chce się osiągnąć, ale na pewno dużo się dzieje po drodze, pewne rzeczy wyskakują i okazują się cenne, a wielu innych nie udaje się do końca zrealizować. Ale oczywiście Francuzi stawiają najbardziej na żywiołowość i całościową formę wyrazu, Anglicy na spójny, jednoznaczny przekaz, Amerykanie na duże, spektakularne brzmienia, a Niemcy na wynalazczość i dokładność. Włosi są bardziej ekstrawaganccy od innych, a Japończycy pietystyczni i rozkochani w bogactwie każdej nuty. Wszystko to są jednak dość w sumie marne uogólnienia i łatwo wskazać kontrprzykłady.

    1. Maciej pisze:

      Ale te uogólnienia są zbieżne więc wcale nie tak błahe

      1. Piotr Ryka pisze:

        No, nie wiem. Napisałem tak na szybko. Nie jestem pewny czy inni mają podobne zdanie o brzmieniach narodowych. A na przykład francuskie wzmacniacze Jadis grają jakby były japońskie.

  6. miroslaw frackowiak pisze:

    Audiofila z Japoni trzeba posluchac,bardzo cenie osoby ktore na codzien obcuja,mieli i maja na stanie najlepsze klocki Accuphase!!!
    http://www.highfidelity.pl/@hydepark-1016&lang=

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na ostatniej audiofilskiej fecie z okazji 50-tych urodzin Wiktora też było paru accuphasowców, a i sam poniekąd nim jestem, chociaż żadnego Accuphase nie mam i nie miałem.

  7. miroslaw frackowiak pisze:

    Tak Piotrze, ale sluchasz czesto tych sprzetow ,tak ze nie musisz posiadac,zrocilem tylko uwage w tym opisie ze audiofil z Japoni twierdzi:Accuphase DC-801 (spektakularny z SACD, zupełnie martwy z CD)jak tak to co robily recenzje tych sprzetow w naszym kraju? gdzie prawie wszystko bylo testowane na plytach CD,jak to sie ma do dzielonego ACCU Wiktora ?ktory slucha na nim plyt CD,czyli co?ma sprzet topowy a tak naprawde „martwy” i nic nie warty?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zupełnie nie zgadzam się z tą opinią. DP 800 gra z płytami CD znakomicie i nie mam pojęcia skąd taki pomysł, że gra tylko z SACD.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Ale może to następstwo faktu, że odtwarzacze Accuphase potrafią w niektórych systemach umierać na górze pasma. Doświadczyłem tego z DP-510, Eurydyką i słuchawkami Staxa, a także z DP-500. Ale raczej nie z DP-700, chociaż trochę trzeba mu było pomóc w zestawieniu lampowym wzmacniacza. U Wiktora i w Nautilusie słyszałem DP-800 wielokrotnie i żadnych problemów z górą nie było. Ale może z kolumnami Sonus Faber występowała. To tak tytułem czystego domysłu.

  8. miroslaw frackowiak pisze:

    SACD w JAPONI to podstawa sluchania!moze dlatego pod tym kontem robiony jest ten sprzet,w nowym modelu juz gra swietnie CD i SACD!tak twierdzi

  9. Arkadiusz pisze:

    Na końcu i tak dobry gramofon za pół ceny Accu wszystkich zakasuje…

  10. Arkadiusz pisze:

    Dobry gramofon za pół ceny tego Accu i będziecie wszyscy słuchać muzy, a nie bajek…

  11. miroslaw frackowiak pisze:

    Odtwarzacze CD juz mnie dawno nie interesuja,plyty CD to przezytek tak jak kiedys kasety magnetofonowe,tylko DAC i pliki teraz sie licza.Prawdziwy audiofil powinien miec wzm lampowy,gramofon i wysokoskuteczne kolumny i do tego daze!!!

    1. Maciej pisze:

      O to pomału się zbliżam 🙂

  12. Piotr Ryka pisze:

    Gramofony istotnie potrafią grać lepiej, ale nie każdego interesują, bo nie każdy chce się bawić winylowymi płytami. Już sama myjka dla nich to wydatek ładnych paru tysięcy, a powinno się ją mieć. Dobry, taki naprawdę dobry gramofonowy przedwzmacniacz, to kolejne kilkanaście tysięcy. Poza tym płyty winylowe zajmują dużo miejsca i trzeba je przekładać po dwudziestu minutach grania. Mają zalety, ale mają i wady. Wychowałem się na nich i wiem jak smakują. Wiele jest gadania o tym jacy to audiofile dziwacy, ale największe audiofilskie dziwactwo to gramofony i taniec wokół nich. Przyjemny bardzo, ale nie każdemu chce się skakać i pieścić.

  13. miroslaw frackowiak pisze:

    Wlasnie te „skakanie” mi sie podoba, ta cala otoczka kiedy musze wlaczyc wczesniej wzm lampowy i ta piekna luna wieczorem blekitnego swiatla z tych lamp,kiedy kupie sobie gramofon i myjke to dopiero bede szczesliwy, moze zostanie troche czasu na posluchanie ha ha!gramoony uzywane nie sa tak drogie jak i przedwzmacniacz,trzeba dopasowac tylko do wlasnych mozliwosci finansowych, jest duzo tego sprzetu i firm az trudno zliczyc,nawet w Polsce robia dobre gramofony.

  14. Piotr Ryka pisze:

    To na pewno może być świetna zabawa i jest w tym jakaś magia przedmiotu, jak w japońskim parzeniu herbaty, ale nie wszystkim jest to potrzebne, nie każdy ma na to czas i miejsce. Dobrze, że winyle wróciły, ale nie ma ich co pchać ludziom na siłę. Ale kusić można, czemu nie.

  15. Piotr Ryka pisze:

    Byłem dziś we Wrocławiu. Znakomity zestaw gramofonowy za śmieszne pieniądze, a do tego bardzo skuteczna myjka za dwieście parędziesiąt złotych. Podobne brzmienie z CD kosztuje kilkanaście razy tyle. Kupiłem dwie winylowe płyty. Pora wracać do winylu.

    1. Tomek pisze:

      „Ale kusić można, czemu nie” 😉

      1. Piotr Ryka pisze:

        Ano tak, sam się skusiłem. Czasami człowiek sam sobie ulega. I czasami jest to przyjemne, a czasami nie. Tym razem powinno być bardzo przyjemnie.

        1. Ludwik Igielski pisze:

          Prosimy zatem o dalsze szczegóły. Co to za sprzęt?

          1. Piotr Ryka pisze:

            Szczegóły będą w relacji wieczorem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy