Recenzja: Accuphase C-2150/P-4500

Odsłuch: Ze słuchawkami

Przedwzmacniacz ma natomiast dużą klapę. (Tylko proszę bez głupich skojarzeń.)

  Zacznę dość nietypowo, bo od słuchawek. Tego rodzaju potężny wzmacniacz wydaje się nie mieć z nimi nic wspólnego, jeśli nie liczyć tej małej dziurki słuchawkowego gniazdka na dole po prawej w przedwzmacniaczu (która to dziurka jest tradycyjna). Tradycyjna, bo w dawnych czasach, gdy słuchawkowy wzmacniacz jako osobne urządzenie był czymś niezwykle rzadkim, z takich właśnie, często spotykanych we wzmacniaczach zintegrowanych i przedwzmacniaczach, napędzano słuchawki. Właściwie niemal wyłącznie w integrach, ponieważ wydzielone przedwzmacniacze także były rzadkością, jako pachnące ciężkim pieniądzem, za ciężkim na polski rynek. Takowa słuchawkowa dziurka w przedwzmacniaczu Accuphase C-2150 występuje, i mało tego, stanowi zaproszenie do bardzo porządnego słuchawkowego wzmacniacza, którego brzmienie zdaje się czerpać z brzmienia całej maszyny, jako też eleganckie i zajmujące. Lekko ciepławe, trochę słodkawe, cokolwiek też złociście-kremowe, ale zarazem realistyczne oraz mocne w wyrazie, jak również należycie energetyczne. Jeśli ktoś zatem używa słuchawek jedynie sporadycznie, tylko w nieczęstych sytuacjach, spokojnie może mieć wyłącznie ten słuchawkowy wzmacniacz, żadna od tego mu krzywda.

   Ale to tylko „popierdółka”, ta dziurka słuchawkowego wzmacniacza, ponieważ nasz dzielony smok może stać się wzmacniaczem zasadniczym dla słuchawek elektrostatycznych i dla niektórych, bardzo rzadkich, innego rodzaju, jak dzisiejsze wstęgowe RAAL i dawne dynamiczne AKG K1000.

Ma duży regulator wejść z podświetlającymi aktywne diodami. 

   Zacznijmy od elektrostatycznych. Pisałem już o nim w tym kontekście na okoliczność recenzji Audeze CRBN, tutaj napiszę ponownie. Bo oczywiście, że to nie wzmacniacz słuchawkowy, to wielkie C-2150 + P-4500; nikt będący normalnym nabywcą nie kupi dwuczęściowego Accuphase do napędzania słuchawek. Ale kupując dla kolumn może nie zdawać sobie sprawy, że też słuchawkom może służyć. Transformatory dopasowujące słuchawki elektrostatyczne do kolumnowych wzmacniaczy to stara, sześćdziesięcioletnia tradycja – tak stara jak firma Stax w odniesieniu do produkcji słuchawek. (A więc od 1960 roku.)

   Takie dopasowujące transformatory zawsze mały po dwa komplety głośnikowych przyłączy – jedne jako wejściowe na użytek słuchawek, drugie jako wyjściowe do przekazania sygnału kolumnom. Miały też przełączniki aktywujące funkcję przelotki, i nie inaczej działo się w przypadku używanego przeze mnie dziś produkowanego transformatora Woo Audio WEE (4000 PLN). Nie będę relacjonował jak grały kolumny poprzez ten transformator, co byłoby już przesadnie rozwlekłe, poza tym nie mam dwóch identycznych wysokiej klasy kabli głośnikowych (chociaż mam więcej niż jeden komplet, ale od różnych firm).

   Ktoś powie:  – Na kiego te ceregiele ze słuchawkami, co to nam wnosi do sprawy? Wnieść jednak niejedno może, ponieważ Audeze CRBN i AKG K1000 to nagłowne głośniki baaardzo wysokiej klasy.

   Audeze pokazały, czym różnią się brzmieniowo, albo czym raczej mogą różnić (może nie zawsze takie różnice) sekcje wzmacniacza spięte pomiędzy sobą i ze źródłem kablami symetrycznymi względem połączeń niesymetrycznych. To była pokaźna różnica, ponieważ symetryczne kładły nacisk na trójwymiarowość i dynamikę niewielkim kosztem melodyjności i także filigranowości[5], podczas gdy niesymetryczne melodyjność i filigranowość miały zawsze wysokiej próby, jednak niewielkim kosztem trójwymiarowości.

Analogiczny wyglądowo potencjometr.

   Coś za coś w takim razie – a mnie oba brzmieniowe pokazy bardzo się podobały, z tym że ten używający kabli niesymetrycznych był znacznie podobniejszy do pochodzącego z mojego wzmacniacza dzielonego na kilkunastu lampach. Podobny i tak samo pokazujący, że Audeze CRBN to słuchawki szczytowo melodyjne, a przy tym mające pośród elektrostatycznych bas zdecydowanie najpotężniejszy w całej tych słuchawek historii. Natomiast ogólnie biorąc to jedne z kilku najlepszych słuchawek dzisiaj produkowanych, sama najściślejsza elita. I tę właśnie elitarność dzielony Accuphase ukazał w całej pełni, jako wzmacniacz też elitarny – niewiele tylko ustępujący tym najlepszym z najlepszych[6].

   Przejdźmy do AKG K1000, jako że one jak głośniki, nie potrzebują transformatora.

   Wzmacniacz oferuje redukcję mocy, nawet aż trzystopniową, zatem przy ich wymaganiach prądowych wcale nie był za mocny. Mało tego, w praktyce okazało się, iż najbardziej mi odpowiada brzmieniowo ustawienie mocy na maksymalną w końcówce i średnią w przedwzmacniaczu, ale jakie wraz z tym zachodzą odmienności brzmieniowe, o tym w części tyczącej głośników.

   Referencyjne słuchawki redakcji (tak naprawdę głośniki nagłowne), wraz ze zmianą kabla Entreq Atlantis na flagowego od niedawna Entreqa Olympusa, trochę zmieniły styl, mocniejszy obecnie kładąc akcent na środek pasma i grając grubszym dźwiękiem. Odnośnie różnic wynikających ze stosowania interkonektów symetrycznych albo nie, jedynie potwierdziły diagnozę postawioną za pośrednictwem Audeze – nic pod tym względem się nie zmieniło. Natomiast odnośnie stylu wzmacniacza: słuchając go odnosiłem wrażenie słuchania toru lampowego na bardzo mocnych lampach. Śladowo ocieplone, lekko słodkawe, klimatycznie ściemnione (ale też tylko trochę) brzmienie, byłoby całkiem lampowe, gdyby nie bardziej niż w moim wzmacniaczu transparentna[7], więcej rześkości niosąca fizjologia medium, i jednocześnie większy nacisk kładziony na duże formy brzmieniowe, a mniejszy na dopieszczanie drobniejszych.

Klapa uchyla się z godnością po naciśnięciu zwolnienia.

   Ogólnie biorąc sama przyjemność, zwłaszcza że pasmo rozciągnięte – i z jednej strony potęgowy bas, po drugiej, w razie potrzeb, bardzo ofensywne soprany. Do tego świetna dźwięczność i odsłanianie trójwymiarowych harmonicznych struktur na bardzo dużą głębokość – miło się siedzi przy tak pracujących złotych klocach, dotykanie których na rzecz obsługi to także sama przyjemność. Dodatkowa uwaga – słuchałem swego czasu (będzie z dziesięć lat temu) samego najwyższego ofertowo dzielonego Accuphase ze słuchawkami K1000; i mam taką retrospekcję, że tego teraz słuchało mi się co najmniej nie gorzej, ponieważ oferował styl bardziej wyważony, dzięki właśnie skupianiu się na dużych muzycznych formach i tych form lepszym wyważeniu oraz wzajemnym dopasowaniu, przy jednoczesnym nie rozmienianiu przekazu na drobne, na czym coś tracił całościowy wyraz.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy