Recenzja: PS Audio Power Plant Premier

PS_Audio_Power_Plant_Premier_2Czyli przetwornica prądu na audiofilski użytek.

  Firma PS Audio jest stosunkowo młoda, jednak dwa jej wyroby zyskały duży rozgłos i uznanie. Chodzi o wzmacniacz słuchawkowy GCHA oraz właśnie tytułową „elektrownię”, bo tak szumnie produkt ten ochrzczono. Coraz większą karierę robi też Digital Link III DAC, którego trochę słuchałem i rzeczywiście wart jest kariery.

Trzeba przy tym zaznaczyć, że tytułowy Power Plant to już drugie pokolenie tego sztandarowego dla PS Audio dzieła.

Tak naprawdę elektrownią oczywiście ono nie jest, bo z prawdziwym agregatem prądotwórczym ma tyle wspólnego, że też tutaj płynie prąd, jednakże nie jest to również taki całkiem zwykły kondycjoner oparty o pasywne filtry albo trafo. Power Plant to przetwornica z prawdziwego zdarzenia, zamieniająca wejściowy prąd zmienny z gniazdka na prąd stały i na powrót przetwarzająca go ze stałego w zmienny, ale już o całkiem innej jakości – oczyszczony, precyzyjnie wyskalowany do zadanych 230V i na dodatek wysublimowany, o ile ktoś tego sobie zażyczy, tajemniczą technologią MultiWave, czyli mówiąc po polsku wielo-falowości. Nim do tych prądowych zagadnień dojdziemy słów jednak parę o wyglądzie i funkcjonalności.

Funkcje i wygląd

  Urządzenie jest duże, waży mnóstwo – a ściśle ponad dwadzieścia kilogramów – i wygląda dość elegancko. Wolałbym wprawdzie, gdybym już miał zostać posiadaczem, dostępny do wyboru czarny wystrój zewnętrzny, ale srebrny z jaki miałem do czynienia też jest niczego sobie. Jedyną rzeczą dość drażniącą jest fakt, że panel przedni wykonano z plastiku, co jak na kawałek audiofilizmu za siedem i pół tysiąca złotych trochę nie uchodzi. Nie jest też szczególnie piękne podświetlenie włącznika głównego, umieszczonego dokładnie na środku ponad wyświetlaczem, natomiast sam wyświetlacz (bardzo duży, jak widać na zdjęciach) prezentuje dobry poziom, bo cyferki są wyraźnie skrojone i zgrabne. Poza tym całe podświetlenie można przygasić albo całkowicie wyłączyć, co bardzo sobie chwaliłem.

Na tylnym panelu znajdujemy pięć normalnych gniazd opatrzonych wtykami Shuko, oznaczonych każde innym kolorem, a także wejście i wyjście dla kabla telefonicznego i antenowego oraz regulowane wyjście niskonapięciowe – 5, 9 i 15 V. Tak więc jest to prawdziwe domowe centrum zarządzania wszelkiego rodzaju prądem.

PS_Audio_Power_Plant_Premier_4Wszystkie normalne gniazda prądowe są przy tym funkcjonalnie identyczne, a napisy widniejące przy nich i odmienne ich kolory spełniają jedynie rolę orientacyjną i pomocniczą. Tak więc potężną końcówkę mocy czy wzmacniacz możemy podpiąć gdziekolwiek, przy czym urządzenie może przepuścić przez siebie niemało, bo aż 1500 W. Producent zaznacza jednak, by nie podłączać (przy pomocy listwy rozdzielającej, ma się rozumieć) do tego samego gniazda urządzeń cyfrowych i analogowych jednocześnie. Zaleca się również stosowanie między sprzętem a Power Plant najlepszych kabli zasilających na jakie tylko stać użytkownika, bo jak napisano, nie jest to już zwykły prąd ze ściany, toteż należy traktować go z należytą estymą.

Najwyraźniej w pogardzie dla tego ściennego prądu do samego Power Planta dołączony jest zwykły kabel komputerowy, by wpiąć go w ścianę. Poza tym urządzenie stale powinno pozostawać włączone i stać w przewiewnym miejscu. Do kompletu należy pilot i jest on bardzo ważny, ponieważ tylko za jego pośrednictwem można uruchomić funkcję MultiWave oraz demagnetyzację, czyli, jak to tutaj nazwano, CleanWave. (Tej ostatniej czynności nie należy jednak wykonywać podczas odsłuchu, a jedynie resetować nią system pomiędzy odsłuchami.)

PS_Audio_Power_Plant_Premier_10Na wyświetlaczu, którego treściową zawartość da się ustawiać zarówno z pilota jaki i przyciskami umieszczonymi na obudowie, możemy odczytać (ale nie jednocześnie) napięcie wejściowe, napięcie wyjściowe, stopień napięciowego podbicia albo obniżenia oraz wielkość THD.

Urządzenie nie jest wielofunkcyjne w sensie obsługiwanych napięć wejściowych, toteż musimy mieć Power Planta dopasowanego do napięcia sieciowego kraju, w którym chcemy go użyć.

Wartość użytkowa

  PS_Audio_Power_Plant_Premier_3Tak naprawdę ważne jest jednak, czy coś z tego wszystkiego będziemy mieli w sensie zawartości brzmieniowej własnego systemu. Okazje się, że jak najbardziej. Odpalenie aparatury za pośrednictwem Power Plant skutkuje nieodmiennie dwiema istotnymi sprawami – dźwięk klaruje się po stronie wyrazistości, a scena powiększa. Jednocześnie, o ile używacie urządzeń lampowych a wasze napięcie sieciowe jest więcej niż o kilka woltów niższe od dwustu trzydziestu, dźwięk staje się też jaśniejszy, co wraz ze wzrostem wyrazistości podnosi szczegółowość. Poza tym możemy się w brzmieniu doszukać większej elegancji, stopień przejawiania się której zależy już jednak od konkretnego zestawu, toteż nie można powiedzieć, że w każdym przypadku wespniemy się aż o cały szczebel jakościowy.

PS_Audio_Power_Plant_Premier_9Wszystkie te czynniki składają się na fakt, że więcej zyskają systemy, którym brakuje w jakimś stopniu wyrazistości i czytelności szczegółów, a te cierpiące na nadmierną ostrość mogą stać się niestety jeszcze bardziej męczące. Nie znaczy to wcale, że wpływ Power Plant cechuje się jakąś dwuznacznością. Po prostu ma on swój kierunek działania i jedne wady potrafi korygować, a inne tylko uwypukli. Nie jest wszak jego winą, że ktoś ma systemową brzytwę, której należy zaradzić całkiem w innym miejscu niż poprzez oczyszczanie i stabilizowanie prądu. Gdyby jednak można było przy pomocy Power Planta skalować napięcie wyjściowe według uznania użytkownika, zadając na przykład nie 230 tylko 215 woltów, wówczas niewątpliwie łatwiej byłoby o uzyskanie poprawy w każdym przypadku, gdyż nie wszystkie urządzenia uzyskują optymalne brzmienie właśnie przy 230 woltach. Wynika to choćby z faktu, że te starsze były skalowane dla obowiązujących jeszcze nie tak dawno 220-tu. Takiej możliwości jednak nie ma. Trzeba się z tym pogodzić, choć jako stały użytkownik wzmacniacza lampowego wiem, że różne lampy różnie reagują na podawany im woltaż i na przykład Emission Labs są mało wrażliwe na spadki napięcia, a najładniejsze brzmienie uzyskują w przedziale pomiędzy 215 a 220V, podczas gdy lampy Full Music bardzo lubią napięcia wysokie, do 250V włącznie. Tego wszystkiego Power Plant nie jest jednak w stanie uwzględnić, nieodmiennie produkując optymalne teoretycznie 230V, które może się sprawdzić albo nie. Pozostaje zatem jedynie podbicie lub odjęcie prądów żarzenia w samym wzmacniaczu, co oczywiście nie zawsze jest możliwe, na przykład z uwagi na warunki gwarancji, i na co nie każdy użytkownik musi mieć ochotę.

PS_Audio_Power_Plant_Premier_5Generalnie zazwyczaj jest jednak lepiej i to lepiej wyraźnie. Zaiste, niewiele jest systemów którym poprawa ostrości widzenia nie służy, a takich dla których większa scena nie jest atutem nie ma wcale. Dochodzą do tego rzecz jasna przewagi związane z zabezpieczeniem przed przepięciami, skokami napięcia i wszelkimi zakłóceniami wywołanymi podłączeniem do sieci urządzeń przemysłowych oraz sprzętu AGD. Wszystkie te uciążliwości Power Plant rozwiązuje bez zająknienia, a w każdym razie u mnie nie miał z tym najmniejszych kłopotów, przy czym zapewniam, że musiał się z nimi wszystkimi zmierzyć i to w bardzo pokaźnych ilościach.

Użyteczna jest też demagnetyzacja (dagausacja, CleanWave, czy jak tam to zwał, wszystko jedno). To zabieg znany z telewizorów i monitorów kineskopowych, gdzie poprawia konwergencję, a w przypadku aparatury audio stosowany do oczyszczania ze zbędnych ładunków elektrostatycznych samych płyt oraz napędów w czytnikach laserowych. Power Plant teoretycznie czyści ze zbędnego magnetyzmu wszystko, a najpewniej przede wszystkim samego siebie, co skutkuje – tak samo jak w innych przypadkach demagnetyzacji – poprawą ostrości, tu akurat ostrości muzycznego obrazu oraz oczyszczeniem tła z szarego nalotu i uczynieniem go znamienicie czarniejszym. Przy pierwszym naciśnięciu przycisku na pilocie sygnał demagnetyzujący uruchamia się na około dziesięć, a przy ponownym około trzydzieści sekund. Przypominam raz jeszcze – nie wolno tego robić w trakcie odsłuchu!

PS_Audio_Power_Plant_Premier_7Wisienką na elektrycznym torcie jest funkcja MultiWave, generująca przebieg sinusoidalny wyjściowego prądu zmiennego odbiegający od laboratoryjnego optimum, co paradoksalnie służyć ma wzbogaceniu muzycznego przekazu. Czy rzeczywiście mu służy, to już sprawa problematyczna. Ja niczego takiego nie zaobserwowałem, ponieważ jedyną zauważalną zmianą było zapalenie się wskaźnika „Multi” na wyświetlaczu.

Trzeba jeszcze na koniec zwrócić uwagę na lokalizację urządzenia. Oczywiście w każdej instrukcji aparatury audio i video znajdziemy passus o konieczności zapewnienia jej odpowiedniej wentylacji, czym zazwyczaj mało kto się przejmuje. Ale dla Power Plant nie jest to obojętne, bo siedzi w nim wentylator, który w razie przegrzania natychmiast boleśnie przejawi swoją obecność, tak więc nie warto z nim zadzierać. Gdy jednak urządzenie stoi na szczycie sprzętowej piramidy albo osobno, pracuje zazwyczaj bezszelestnie. Jedynie gdy napięcie sieciowe bardzo odbiega od normy, tak o dwadzieścia woltów lub więcej, można usłyszeć ciche buczenie transformatora wejściowego.

Podsumowanie

PS_Audio_Power_Plant_Premier_8  Podsumowując, jest Power Plant na wiele sposobów użytecznym i dobrze się prezentującym produktem. Za swoje znaczne pieniądze oferuje niemało, gładko połykając bardzo niewiele albo nawet wcale od niego nie tańsze urządzenia, których jedyną zawartością użyteczną jest trafo separujące. W tym sensie okazuje się bezpośrednim konkurentem znacznie droższych przetwornic marki Accuphase. Jednakże z uwagi na niemożność skalowania przy jego pomocy napięcia wyjściowego, może się okazać dla torów lampowych mniej przydatny niżby mógł.

To wydaje się głupie czynić zarzut z faktu, że jakieś urządzenie nie jest w stanie generować czegoś odbiegającego od obowiązującej normy, ale sama zaimplementowana w Power Plant funkcja MultiWave pokazuje, że z założenia głupie nie jest. Niemniej i bez tego jest z czego czerpać satysfakcję. Ostrzegam jednak przed kupowaniem w ciemno, zwłaszcza użytkowników urządzeń lampowych, bo może się zdarzyć, że dla naszego systemu i naszych gustów zmiany wprowadzone nie okażą się korzystne, a systemowa korekcja z jakichś względów – najprawdopodobniej jak zwykle finansowych – będzie niemożliwa. Oczywiście dotyczy to wyłącznie spraw natury sonicznej w czysto audiofilskim znaczeniu tego słowa, bo zabezpieczenie przed przepięciami, zakłóceniami w sieci i wahaniami napięcia zawsze będą miały charakter pozytywny. Jednocześnie pragnę podkreślić, że sam obserwowałem z reguły bardzo korzystne zmiany brzmienia toru lampowego, toteż trzeba się tu jedynie wystrzegać formułowania podsumowujących uogólnień. Zazwyczaj będzie lepiej, często dużo lepiej, ale może się też zdarzyć, że będzie gorzej, bo system straci prawidłową tonację i stanie się zbyt jaskrawy, a wówczas bez ingerencji w ustawienie punktów pracy lamp albo wymiany samych lamp na inne marki, nic się nie da z tym zrobić. Oczywiście w grę wchodzi także wymiana kolumn głośnikowych bądź słuchawek na ciemniej i gęściej grające, ale to jest już ból ekonomiczny, o którym wspominałem.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy