Burson Conductor vs Ear Stream Sonic Pearl

Brzmienie

Część I – z Sony

AKG K701Q
Burson_Conductor_Ear_Stream_Sonic_Pearl_34Przy tych AKG ktoś grzebał i teraz są jeszcze gorsze. Kiedy nie miały literki „Q” w nazwie i były lśniąco białe a nie matowo czarne, miały przynajmniej ciekawą średnicę i wielką scenę, a teraz są tak przeciętne pod każdym względem, że aż mi się płakać chciało. Nie, nie są złe, ale niczym nie są w stanie do siebie zjednywać, mnie w każdym razie na pewno, tylko tak sobie grają, poprawnie w sumie, ale zarazem nie wiadomo po co i dla kogo, bo niczego w nich ciekawego nie ma i przelatuje ta muzyka mimo uszu całkiem sobie a muzom, tyle że muzom przeciętności a nie sztuki. Ale jak ktoś lubi neutralność posuniętą do granic jałowej nudy, to proszę bardzo, ma. W porównawczym zestawieniu z Sennheiserem HD 600 dostały te AKG na moim podwórku i w moim sędziowaniu takie baty, że tyłek taś, taś wołał. Zwłaszcza średnica prezentowała opłakany poziom. Ale my tym razem nie o słuchawkach.
Co się tyczy różnic na obu wzmacniaczach, to Sonic Pearl grał z AKG odrobinę cieplej i z bardziej wytłoczoną teksturą, ogólnie pasując do tych obojętnych na wszystko niczym szklanka wody nauszników trochę bardziej.

Sennheiser HD 600
Burson_Conductor_Ear_Stream_Sonic_Pearl_3No, te to zagrały jak przystało na porządnego dostawcę artystycznych doznań.
Pierwsza sprawa, Sonic Pearl miał z nimi bliższy pierwszy plan. Druga, odrobinę gładsze brzmienie. Trzecia, trochę mniej pogłosowe. Pomimo tych różnic obie prezentacje były bardzo podobne i tylko kiedy skupiać się na różnicach, nieco odmienne. Wysłuchawszy wielu płyt żadnych innych różnic nie wyłapałem. Jeżeli poszukiwać przewag, to kiedy w grę wchodziło budowanie sceny, Burson czynił ją nieco głębszą, a kiedy trafiały na tapetę wokale, Sonic Pearl bardziej je humanizował.

Sennheiser HD 650
Burson_Conductor_Ear_Stream_Sonic_Pearl_4Tu atmosfera była podobna do poprzedniej, jednak z dodatkowym leciutkim przysnuciem na przekazie. Takie brzmienie jakby trochę w klubowej sali z papierosowym dymem, ale cieplejsze i bardzo miłe. Relacje między wzmacniaczami były identyczne jak poprzednio. Sonic gładszy i bardziej melodyjny, a Burson bardziej nakierunkowany na budowanie głębi sceny i z lekkim pogłosem. Obaj ze świetnym basem i bardzo dobrymi sopranami.

HiFiMAN HE-300
Burson_Conductor_Ear_Stream_Sonic_Pearl_5I tu nic nowego się nie podziało. Burson nadal był bardziej pogłosowy i w większym stopniu rozwijający scenę w głąb, a Sonic z bliższym pierwszym planem i bardziej zmysłowy. W efekcie muzyka elektroniczna na Bursonie była bardziej tajemnicza, a wokaliza na Sonic Pearl bardziej powabna. Zarazem różnice ogólne wciąż pozostawały niewielkie, ale dla wprawnego ucha uchwytne. Same słuchawki grały zaś na podobnym poziomie co Sennheisery, choć wydaje mi się, że te HiFiMAN’y wolą lampowe towarzystwo i z nim wypadają korzystniej.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

4 komentarzy w “Burson Conductor vs Ear Stream Sonic Pearl

  1. Michal pisze:

    Innymi słowy, niech żyje polska myśl techniczna ;))

  2. Piotr Ryka pisze:

    Ma się bardzo dobrze, nie gorzej od australijskiej.

  3. Michal pisze:

    Mnie nie trzeba przekonywać.

  4. Jarek pisze:

    Ear Stream to jest wysoka liga. Mam staruśkiego Moonlighta tej firmy – gra jak złoto z Sennheiser HD595.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy