O luksusie część II

O_luksusie_01

Co jest a co nie jest luksusem

   To co w końcu jest tym luksusem, a co nim nie jest? Jeżeli pierwotna, sielska wizja chrześcijańska okazuje się niemożliwa do realizacji w pełnym wymiarze i przemysł jest nam niezbędny, choćby tylko jako podstawa intensywnego rolnictwa oraz budownictwa mieszkaniowego i produkcji odzieży chroniącej przed zimnem w pozatropikalnych strefach klimatycznych, to gdzie w takim razie wyznaczymy granice luksusu? Miłujący pokój eksperyment społeczny pod tytułem ZSRR przez wiele dekad testował na milionach ludzi chrześcijańską wizję skromnego życia, zastępując chrystusowe przykazanie miłości wzajemnej miłością do partii komunistycznej, nad pielęgnowaniem której czuwał aparat bezpieczeństwa zwany najpierw Czeka, potem GPU, a jeszcze później NKWD. Fakt, że ZSRR w żadnym razie na chrześcijaństwo się nie powoływał, a nawet bardzo intensywnie i krwawo je zwalczał, a także to, że skromne życie doczesne oferował wbrew własnym założeniom i na zasadzie etapu dojścia do pełni materialnego zaspokojenia, w niczym nie zmienia tego, że chrześcijańską wizję skromnego bytowania chcąc nie chcąc wdrażał, a obie doktryny jednakowo miały za cel uszczęśliwienie ludzkości, chociaż chrześcijaństwo kładło główny nacisk na kwestię indywidualnego zbawienia w dążności do postmortualnej szczęśliwości, a komunizm wyszydzając tych, którzy szermując tą wizją dochrapali się majątku cudzym kosztem, oferował wizję szczęścia doczesnego dzięki duchowemu i materialnemu zespoleniu całej ludzkości w jeden wyższego rzędu twór ideowy, zwany komunizmem.

Dla tych, którzy życie w ZSRR i podbitych przezeń krajach pamiętają, to co teraz piszę może się wydać dziwne, ponieważ praktyka była zupełnie inna a dominujące dziś hasło „Bogaćcie się!” obowiązywało także wówczas, jakkolwiek zawoalowane gadaniem o jakiejś tam nadrzędnej wartości społecznej, w którą i tak nikt nie wierzył; na równi głosiciele co odbiorcy. W późniejszych czasach była to już tylko żałosna zasłonka propagandowa dla niezbywalnej jak się okazało cesji na rzecz twardych realiów, zdolnych rozwalić od środka dowolny produkt ideologiczny. Realiów nieprzezwyciężonej chciwości i miłości własnej. Trzeba jednak pamiętać, że nie o taką schyłkową formę socjalistycznej rzeczywistości społecznej chodziło Marksowi i nie w imię takiej rzeczywistości Lenin robił rewolucję. Naczytawszy się Hegla uwierzyli oni w jego ideę ontologicznej i historycznej wizji autorozwoju Absolutu, przebiegającego kołowo od martwej materii po absolutną jedność duchową oraz całkowite samopoznanie, gdzie to właśnie ostatecznie spełnione samopoznanie oznacza ponowną emanację materii z ducha. U Hegla jest to cykl kołowy i tak naprawdę pozaczasowy, bo w heglizmie czas jest tylko złudzeniem. Marks z pasją i zapałem wierzącego w siebie nuworysza przerobił ten idealistyczny heglizm, wyrosły z kantowskiej, sięgającej korzeniami Medytacji Descartesa, tradycji idealizmu niemieckiego, na materialistyczny marksizm, wyrywając martwą materię z heglowskiego kręgu wiecznej wzajemnej emanacji i ustawiając ją arbitralnie (a także po darwinowsku) w punkcie wyjścia, podczas gdy w tradycji idealistycznej to materia pełniła rolę drugorzędną i była uważana za wytwór pochodny względem ducha. Nazwał to stawianiem heglizmu z głowy na nogi i obiecał ludzkości doczesny raj ziemski, pod warunkiem, że co więksi właściciele środków produkcji przemysłowej oraz rolnej zostaną fizycznie unicestwieni, a pomniejsi litościwie nawróceni na komunizm, o ile wykażą dostateczną skruchę i zapał. Wszyscy pozostali (Wyklęty powstań ludu Ziemi!) wziąć mieli radosny udział w budowaniu świetlanej przyszłości, co do szczegółowej postaci której nie było co prawda jasności, ale kto by się takimi głupstwami przejmował? Jasne nie były między innymi takie drobnostki jak to czy ludzie mają pozostać w organizacji rodzinnej, czy też będą jednostkowo zatomizowani w sensie płciowym stanowiąc panaulę (zapomniane słowo oznaczające kopulację wszystkich ze wszystkimi), cedując wychowanie potomstwa całkowicie na państwo; a także to w jakim zakresie będą posiadać coś na własność odrębną. Jasne było jedynie, że: „Od każdego na miarę możliwości, każdemu według potrzeb”. Sprawa była więc w miarę jasna, o ile pominąć makiawelicznie złośliwe i dywersyjnie podłe pytania: – Kiedy? oraz: – Co to znaczy? Wszystko były to jednak w ferworze walki klasowej sprawy przyszłe, natomiast sprawa doraźna była taka, że należy natychmiast robić rewolucję i burżujów jak najstaranniej wytępić, a potem się zobaczy. Wytępienie to (ku zaskoczeniu samych komunistów), najpierw na terenie imperium rosyjskiego a później cesarstwa chińskiego bardzo dobrze się powiodło i trzeba było naprawdę a nie tylko na papierze stawić czoła problemom stworzenia ziemskiego raju.

Co z tego wyszło w sensie praktycznym, niektórzy pamiętają z autopsji, a inni z opowiadań. Najwyraźniej komuś zależy jednak by o tym zapomniano, bo kursy historii zostały już ze szkół średnich usunięte bądź zredukowane do minimum, a dzieciom w szkołach podstawowych można opowiadać dowolne brednie. Poza tym i tak od czwartego roku życia mają się według najnowszych planów zajmować głównie edukacją seksualną, by jakieś głupie myśli o sprawiedliwości i historycznych oraz współczesnych draństwach w głowach im nie zaświtały.

   

O_luksusie_06

Nadgryziony iDiament za 15 mln $. Okazja.

   Tytułem filozoficznej refleksji warto na marginesie tego wszystkiego zwrócić uwagę na jedną rzecz szczególnie istotną. Przy niewątpliwym podobieństwie założeń, mających w zamierzeniu realizację szczęścia w wymiarze ogólnym i indywidualnym, komunizm kładł nacisk na ogólność i wspólnotowość, a chrześcijaństwo na indywidualne zbawienie. Wynikało to z odmienności źródłowych doktryn. Stanowiący podstawę ideową marksizmu heglizm pogardzał jednostkami, a Hegel wprost mówił o nieważności pojedynczego ludzkiego życia. Bardzo się w tym punkcie różnił od wychowanego w duchu katolickiego indywidualizmu Descartesa, a nieco mniej od protestanckiego Kanta – ojców jego idealistycznych przekonań. Sam Hegel widział bowiem idealizm nie w aspekcie indywidualnego losu, tylko jako konieczny proces historyczny, polegający na przeobrażeniach, a tak naprawdę wielopostaciowej równoczesności (skoro czas nie istnieje), ponadindywidualnego Ducha, w którym podmioty ludzkie uczestniczą, nie mając zarazem odrębnego znaczenia. Dlatego dla komunizmu jednostka była zerem – co otwarcie poeta Majakowski wykrzykiwał. To zasadnicza odmienność względem nauki Jezusa z Nazaretu, według którego indywidualne zbawienie drogą pojedynczego sprawiedliwego życia jest najważniejsze. W chrześcijaństwie nie doznajemy bowiem łaski poprzez samą przynależność do wspólnoty, choćby nawet największej i najbardziej słusznej bądź mściwej, i nie otrzymamy go również poprzez podporządkowanie zewnętrznym ale ludzki rodowód mającym nakazom. Tu sama legitymacja partyjna nie wystarcza i nic w wymiarze indywidualnym nie uchodzi na sucho. Przynależność do większej czy mniejszej gromady w niczym ostatecznie nie pomaga i nie chroni przed ostateczną klęską. Chrześcijanin musi sam wszystko rozstrzygnąć we własnym sumieniu i żadna zbiorowość ani Duch za niego tego nie uczynią, ani przed konsekwencjami własnych wyborów go nie uchronią. Ma oczywiście do pomocy Dekalog i kapłanów, ale rozstrzygać musi we własnym sumieniu i nikt go w tym nie wyręczy, a własne życie, własne postępki i własne zbawienie są dla niego sprawami najwyższej wagi. Bezpodmiotowa zbiorowość schodzi tu na plan dalszy, jako wyłącznie zbiór dusz indywidualnych, a nie coś podniesionego zasadą emergencji do godności bytu wyższego rzędu. Dlatego chrześcijanin ma prawo, a nawet obowiązek  powiedzieć – Nie! – gdy czuje, że dzieje się rzecz niegodna, a komunista może tylko wykonywać rozkazy Partii, wierząc, że zawsze ma ona rację, ponieważ reprezentuje mądrość ponadindywidualną. Dlatego należy pamiętać, że pośród licznych przejawów życia zbiorowego na przestrzeni historii, chrześcijaństwo wniosło nieoceniony wkład w prawa jednostki, zakusy na które pod płaszczykiem jakiejś zbiorowej postawy kulturowej czy mądrości ideowej spotykamy od zawsze, odkąd istnieje życie stadne, a pod postacią poprawności politycznej czy rzekomej ekonomicznej konieczności dziejowej obecne są nadal i to ostatnimi czasy znów coraz wydatniej.

Z całej tej lekcji niezrealizowanego komunizmu oraz karykaturalnie wypaczanego chrześcijaństwa, które tak nawiasem okazało się dużo bardziej skuteczną w sensie historycznym ideologią, o lepiej przystosowanym do naturalnych ludzkich postaw akcencie indywidualnym, możemy w kontekście naszego tytułowego luksusu wyciągnąć przynajmniej jedną konstatację ogólną. Możemy mianowicie opisać luksus jako to coś, czego posiadanie, używanie bądź czym dysponowanie odbywa się kosztem innych, a więc w wyniku uzyskiwania za ten sam nakład pracy większej gratyfikacji. I nie opowiadajcie mi z łaski swojej – apologeci luksusu –  bajek o tym, że jedni zarabiają więcej od innych, bo ponoszą większą odpowiedzialność. Jest to takie samo kłamstwo jak to, że w komunizmie będzie żyło się lepiej. To ideologiczny bełkot głoszony przez nomenklaturę na własne usprawiedliwienie. Nie znaczy to oczywiście, że wszyscy powinni mieć identyczny status materialny. Znaczy jedynie, że ilekroć mamy do czynienia z identyczną pracą o różnych gratyfikacjach, mamy do czynienia z potencjalnym bądź zrealizowanym wyzyskiem i jego rewersem, czyli luksusem. Kto wraca z pracy zmęczony, a dostaje za swój wysiłek tylko tyle by móc dalej pracować, podczas gdy inni przy tym samym a nawet mniejszym wysiłku mają daleko więcej, ten jest wyzyskiwany – i żaden propagandowy kwik tego nie zmieni.

O_luksusie_08

Na szczęście mamy zawsze przy sobie drobne!

   Czymś innym jest natomiast rozwarstwienie ekonomiczne będące następstwem pracowitości, pomysłowości, zapobiegliwości, dziedziczenia, przynależności narodowej, wykształcenia, talentu, szczęśliwego trafu oraz niezbywalnej w zorganizowanej społeczności konieczności kierowania jednymi przez innych. Wyższe zarobki i dochodzenie do fortun wcale nie muszą stać w sprzeczności z  godziwymi płacami. Fakt, że tak się zazwyczaj nie dzieje i że przeważnie prowadzi to do jaskrawego wyzysku, którego nigdy nie udało się okiełznać bez dramatycznych kosztów w postaci rozlewu krwi i braku rozwoju, bądź rozwoju wypaczonego, nie przekładającego się na dobrobyt jednostek, stanowi bolesną przypadłość naszej rzeczywistości, w której popędy biologiczne krzyżują się na każdym kroku z potrzebami cywilizacyjnymi, a wzajemny między nimi antagonizm ma nieustającą tendencję do przybierania form drastycznych. Fakt, że obecnie mamy do czynienia z sytuacją, w której istnienie bardzo daleko posuniętego wyzysku nie pociąga za sobą ogólnego rozwoju, a jedynie zwiększa dywersyfikację, stanowi już katastrofę. Wszelako katastrofę dobrze opakowaną, kamuflowaną przez media i pielęgnowaną przez polityków, by nieustająco służyła tym, którzy gotowi są płacić za jej podtrzymywanie, ponieważ dla nich katastrofą nie jest. Ci zajęli pozycję dominującą i nie zamierzają z niej ustępować. A już na pewno nie dobrowolnie.

W kontekście rozwarstwienia materialnego przywoływane są często piękne bajki o pucybucie który stał się milionerem, o szczodrym władcy, czy o ludzkim dyrektorze. I byłyby one niewątpliwie piękne, gdyby nie inna przypowieść, opowiedziana przez Honoré de Balzac’a, według której za każdą fortuną kryje się zbrodnia. Pomiędzy tymi dwoma skrajnymi położeniami wahadła poczynań luksusobiorców i dysponentów władzy – tym uczciwym, pomysłowym i pracowitym, a zbrodniczym, chciwym i bezwzględnym – mieści się życiowa praktyka. Skutkiem tej praktyki nieliczni kosztem licznych za te same nakłady pracy uzyskują przychody wielokrotnie – nieraz nawet tysiące razy większe. To co dzięki temu posiadają jest w całości luksusem. Na tym właśnie polega luksus. To różnica pomiędzy tym co za ciężką pracę dostają ci dostający najmniej, a tym co dostają za nią dostający najwięcej. Rozliczne towarzyszące temu zagadnienia szczegółowe są mniej istotne.

O_luksusie_09

Może i są za drogie o jakieś 4 miliony, ale przynajmniej (tak głosi legenda) grają!

   Luksusu nie da się zdefiniować, jak próbował czynić to Kołakowski, od strony użytkowej. Nie da, bo każdy przedmiot posiada jakąś użytkową wartość. Zarówno ten będący odpadem przez kogoś wyrzuconym, jak śmieci czy odchody, jak i ten kosztowny a pozornie bezużyteczny, jak biżuteria. Ze śmieci można odzyskiwać surowce, a z odchodów produkować nawóz. Z kolei bezużyteczna pozornie biżuteria służy zdobywaniu atrakcyjniejszych partnerów seksualnych lub manifestowaniu wyższej pozycji społecznej.

Z uwagi na tą zawsze obecną wartość użytkową każdorazowo mamy do czynienia z sytuacją gdy możemy negować luksus, wskazując właśnie użytkowy charakter przedmiotu potencjalnie luksusowego. Tu nie da się przeprowadzić wyraźnego rozgraniczenia. Każda rzecz jest jakoś przydatna i na swój sposób użyteczna.

Próbując negować podaną przed chwilą definicję luksusu opartą na wskaźniku nakładu pracy ktoś mógłby jednak zapytać, czy w takim razie na przykład przeznaczanie swoich dochodów na dobroczynność też jest luksusem, albo czy luksus może różnie wyglądać w różnych krajach? Na oba te pytania odpowiedź okazuje się twierdząca. Dobroczynność jest faktycznie luksusem, a czerpana z niej duma i satysfakcja nie każdemu dostępne. Biednych nie stać na nią i bardzo trudno im pomagać komukolwiek nawet gdy tego pragną. Mogą to robić jedynie własnym kosztem i to kosztem godzącym bezpośrednio w ich byt biologiczny. Lecz jak słusznie wielokroć zauważano w religii, literaturze i publicystyce, łatwiej mimo to uzyskać pomoc od biednych niż bogatych, bo syty głodnego nie zrozumie, a wielbłądowi łatwiej przejść przez ucho igielne niż bogatemu wstąpić do Królestwa Niebieskiego.

Co zaś się tyczy różnych państw, to wiadomo, że poziom życia bywa odmienny w zależności od posiadania surowców naturalnych, uwarunkowań historycznych, położenia geograficznego, sąsiedztwa, pozycji międzynarodowej, aktywności obywatelskiej czy sposobu organizacji wewnętrznej. Co dla Szwajcara jest normą, dla Polaka często okazuje się luksusem, a dla Haitańczyka czymś o czym nawet nie może marzyć. Istotnym w tym kontekście  zagadnieniem jest wyzysk jednych krajów przez inne, realizowany obecnie nie za pośrednictwem militarnych podbojów czy pirackich ataków, tylko transgranicznych korporacji bankowych, międzynarodowych koncernów energetycznych czy marionetkowych rządów instalowanych w krajach przeznaczonych do rabunkowej eksploatacji. Ostatnimi czasy doszło do tego także wymuszanie przyjęcia wspólnej waluty, podpisywania pakietów klimatycznych i innych bardziej zawoalowanych tudzież wymyślnych środków międzynarodowej grabieży. Luksus i wyzysk zawsze idą w parze, dotycząc zarówno poszczególnych ludzi jak i całych społeczeństw, i zawsze odkąd mamy cywilizację techniczną mają się doskonale.

Różne miary luksusu

O_luksusie_05

„A co wy możecie wiedzieć o słuchawkach!
-Lil Wayne, diamentozębny przodownik „pracy”

   Tego rodzaju ogólna definicja pozostawia oczywiście niedosyt. Zwykliśmy bowiem widzieć w luksusie ten składnik naddatku zysków, który zamieniany jest na dobra bardzo już niedostępne; dla ludzi o niskich dochodach całkowicie abstrakcyjne i nieosiągalne drogą największych nawet wyrzeczeń. Jest to w sensie społeczno znaczeniowym zjawisko całkowicie wytłumaczalne, związane zarówno z charakterystycznym dla ludzkich ocen stopniowaniem wszystkiego, jak i skłonnością do upraszczania sobie oglądu świata drogą wrodzonej predyspozycji do skupiania się na rzeczach drastycznych. Ma to oczywiście podłoże ewolucyjne. Sytuacje przeciętne i mało osobliwe są z reguły niegroźne i z natury rzeczy zawczasu jako takie rozpoznawane – klasyfikowane jako elementy codzienności, w odróżnieniu od skrajnych i ekstremalnych, stanowiących potencjalne zagrożenie. W efekcie rzeczy i zjawiska przeciętne są pomijane, a krańcowe i rzadkie postrzegane ze zdwojoną siłą. Skutkiem tego zwykliśmy kłaść nacisk na luksus wyłącznie w jego formie ekstremalnej, pomijając to wszystko co luksusem w istocie jest, ale nie przejawia radykalnej postaci. W gwarze społecznej mówi się o tego rodzaju postrzeganiu jako o taniej sensacji, czyli medialnym wyzyskiwaniu naturalnej skłonności do ekscytowania się wszystkim co rzadkie. Wyrósł na tym cały praktycznie dominujący odłam branży medialnej, zajmujący się wyłącznie śledzeniem tego rodzaju zjawisk – poczynaniami gwiazd, szczególnie drastycznymi wypadkami, ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi i tak dalej. Na tym obszarze odnajdujemy oczywiście nasz luksus, którego co bardziej drastyczne przykłady bywają szeroko komentowane, budząc ekscytację i podniecenie. Dochodzi w tym miejscu do głosu pewna perfidia zjawiska. Luksus jest mianowicie postrzegany wyłącznie w kategoriach ekstremalnych, a zarazem w kontekście pożądania i jednoczesnego uspokojenia, bo cóż może być niepokojącego w bardzo drogim pierścieniu, pełnej przepychu limuzynie albo wielkim pełnomorskim jachcie o kajutach wyłożonych masą perłową? Czerpie się satysfakcję z oglądania ich zdjęć i marzy by zostać kimś kogo na to stać. Mało komu przychodzi wtedy do głowy, że istnienie tych cacek musiało odbyć się czyimś kosztem i że fakt, iż kogokolwiek stać na nie wiąże się z niesprawiedliwością. Siłą rzeczy i naturą przyzwyczajeń w przeciwieństwie do tego skupiającego uwagę luksus codzienny jest niemal niewidoczny. Całkiem się już opatrzył i nikt nie zwraca na niego uwagi, ignorując co lepsze samochody czy w miarę eleganckie zegarki. Stały się one normą. Widuje się je często, ponieważ ilość pomniejszych luksusobiorców to kilka czy nawet kilkanaście procent społeczeństwa. Lecz niezależnie od tego czy elita różnego stopnia wyzyskiwaczy oscyluje w okolicach jednego czy kilkunastu procent, wyzysk pozostaje wyzyskiem. Według najnowszych danych dziewięćdziesiąt procent całości światowego bogactwa przynależy do mniej niż pięciu procent mieszkańców globu, a siedemdziesiąt jego procent należy do mniej niż jednego procenta. Ta wiedza przynosi otrzeźwienie i otwiera oczy. Na takim żyjemy świecie i takie są realia. Ogół światowej społeczności to nędzarze, a garstka to krezusi. Pracujecie dla innych, a wasz wysiłek ląduje w cudzych kieszeniach i nigdy nie będzie wam dane czerpać z niego korzyści. Najbogatsi z bogatych pozostają anonimowi. Nigdy się ich nie ogląda, podobnie jak niewidoczne są ich rezydencje. Ich nazwiska wcale nie figurują na listach najbogatszych, ponieważ nie życzą sobie rozgłosu. A jeśli nawet są tam umieszczane, przynależne im majątki pozostają bardzo niedoszacowane.

Struktura globalna

O_luksusie_02Żyjemy w dziwnych czasach. Z jednej strony nieustannie jest mowa o globalizacji i jednej globalnej wiosce, z drugiej świat jest zdywersyfikowany jak nigdy wcześniej. Na barkach niczego nie posiadających poza tym co absolutnie niezbędne do życia pakistańskich, tajlandzkich, nigeryjskich, chińskich czy hinduskich rodzin spoczywają podstawy świata. Tam rodzą się dzieci, spośród których rekrutowana będzie przyszła armia darmowych pracowników. Tych co dostając dziesięć centów za godzinę uszyją ubrania, sporządzą biżuterię i poskładają w całość smartfony. Spać będą w halach obok maszyn, wdychać trujące opary barwników i wciągać do płuc zabójcze drobiny pyłu, by elegantki w Paryżu i Nowym Jorku mogły paradować w piskowanych dżinsach. Mieliście takie dżinsy? Jeżeli mieliście, to pamiętajcie, że kogoś kosztowały życie, bo piasek do piaskowania niszczy płuca piaskujących. A potem umrą ci współcześni niewolnicy w wieku czterdziestu paru lat, o ile wcześniej nie wyskoczą z rozpaczy przez okno. W Chinach wybucha dziennie średnio pięćset strajków. Wiele kończy się krwawymi rozruchami. Ale TVN, TVP i Polsat uporczywie poszukują dzień w dzień jakiejś zagubionej dziewczynki i całymi tygodniami rozprawiają o skutkach spożycia sromotnikowego muchomora. W ONZ i na całym świecie zwołuje się co chwilę konferencje, na których szeroko prawią o równości i wyrównywaniu szans. Serwują tam szampana i kawior, a uczestnicy za darmo mieszkają w luksusowych hotelach. Stanowią tłumek barwny, w wielokulturowe szaty odziany, a przy tym bardzo mowny i uśmiechnięty. Okulary, kartki z przemówieniami, światła, mikrofony. A potem szwedzki stół, a wieczorem raut. I tak przez dekady. Trzeba tylko pamiętać żeby dobrze opłacać wojskowych w krajach posiadających armię. (Polska prawie jej nie posiada, ale może bazować na niemieckiej i amerykańskiej.) Bo demokracja i równość swoją drogą, ale czasem trzeba komuś solidnie przyłożyć, żeby znał swoje miejsce.

 

Pokaż artykuł z podziałem na strony

27 komentarzy w “O luksusie część II

  1. Tomek pisze:

    Cóż, Prawda w oczy kole.

  2. Kuba pisze:

    Klawiatura na której Pan napisał ten tekst też została złożona przez te biedne rączki, co czyni Pana takim samym wyzyskiwaczem jak te „elegantki z Paryża”.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Oczywiście. Tak samo klawiatura jak i monitor czy wszystkie pozostałe składniki komputera oraz jego obudowa. Jadłem też żywność produkowaną przez wykorzystywanych częstokroć do cna rolników (w samej Francji w zeszłym roku 500 rolników popełniło samobójstwo na tle ekonomicznym), popijałem herbatą i kawą sporządzonymi przez nędzarzy i chodziłem w ubraniach przez takich samych nędzarzy uszytych. Żyjemy na podłym świecie i wszyscy się do jego istnienia mniej czy bardziej przykładamy. Ale jednym się to najwyraźniej podoba, a innym coś jakby mniej.

  3. Tomek pisze:

    I o tym, między innymi, tragicznym paradoksie współczesnej cywilizacji, która się kończy, ten znakomity tekst traktuje.

  4. Kuba pisze:

    Raczej brzmi jak manifest Pisu:)

    1. Piotr Ryka pisze:

      W przeciwieństwie do wielu innych nigdy nie należałem do żadnej partii politycznej (i moi rodzice też nie). Byłem natomiast przez niektóre partie polityczne szykanowany i to się jak widać nie zmieniło.

    2. Michal W. pisze:

      Porównanie do PiSu to miał być komplement czy pejoratyw? Pytam bo nie wiem, szczególnie gdy rozmówca też mi nieznany.

  5. Tomek pisze:

    I tu znów jesteśmy w audio. Każdemu brzmi inaczej. Mnie raczej tym Kantem,Heglem,Sokratesem, Lacanem, Buddą, Jezusem i wieloma Innymi Wielkimi brzmi. I to nie jako brzmieniowa powtórka, tylko własny, autorski Piękny i Prawdziwy dźwięk. Ale melodia wciąż Ta sama. To Jest To!

  6. Kuba pisze:

    To dlaczego nie pisze Pan w pierwszej osobie, tylko wytyka innym?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Czego nie piszę w pierwszej osobie?

    2. Michal W. pisze:

      Ten tekst zarówno w liczbie pojedynczej, jak i w liczbie mnogiej pierwszej osoby, wyszedłby nad wyraz pokracznie. Tego typu pytań można jeszcze dużo zadać – czemu tak, a czemu nie tak? Mój syn je intensywnie ćwiczył między trzecim i czwartym rokiem życia, ale teraz widzę, że częściej się zdaje na samodzielne wnioski. I dobrze. Lepiej mi prostować ułomną acz jego własną dedukcję niż gdybym miał widzieć brak odruchu zastanowienia.

  7. Kuba pisze:

    Tekstu „o luksusie”

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie należę ani do tego mniej niż jednego procenta posiadającego siedemdziesiąt procent światowego majątku, ani do tych pięciu dysponujących jego dziewięćdziesięcioma procentami. Nigdy nikogo nie zatrudniałem płacąc mu marną pensję, a zatrudniałem wiele osób. Nigdy też nie byłem zwolennikiem ani w najmniejszym stopniu nie przyłożyłem ręki do wprowadzenia polityki międzynarodowego wyzysku, zatrudniania bez ubezpieczenia zdrowotnego i składki emerytalnej, czy innych temu podobnych niegodziwości. Gdybym mógł wybierać pomiędzy towarami wytworzonymi godziwie a innymi (co z uwagi na uwarunkowania ekonomiczne i nastawienie rządzących jest czystą abstrakcją), na pewno bym je wybierał.

  8. Kuba pisze:

    A czy używanie zabawki do słuchania muzyki za ponad 20.000,- odróżnia Pana od tych „krezusów”? Niestety ale przestał Pan być dla mnie wiarygodny.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie posiadam żadnej zabawki do słuchania kosztującej 20 000,- albo więcej. Nie mam nawet żadnej, która w stanie sklepowym kosztowała połowę tej kwoty.

  9. fallow pisze:

    czy możemy się także spodziewać recenzji ideologi gender?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Myślę, że mimo zaczepnej formy tego pytania temat jest interesujący i na czasie.

      Tak nawiasem rad bym wiedzieć czy mam do czynienia z oryginalnym fallowem, co to był kiedyś u mnie, czy może jak w przypadku Gustawa znów z jakąś podróbką.

  10. Przemek pisze:

    Piotrze z całym szacunkiem ale stronki Twej coraz mniej chce mi sie czytać.Kiedyś czytałem ja z zafascynowaniem.
    Czytalem o czyms co dawalo mi jakies odniesienie w stosunku do tego co kocham w audio a teraz tematy te maja malo z tym wspolnego.Przeczówam ,ze natepnym tematem ktory zapragniesz przedstawic bedzie polityczne poglądy Piltra R. lub kto powiesił Leppera.

  11. Przemek pisze:

    Do zobaczenia jak wróci prawdziwy audio Ryka.

  12. sebastian pisze:

    Panowie skąd tu tyle negatywizmu? Na Boga ledwo się 2014 zaczął a tutaj aż tryska jadem. Stawiam na to, że zmarszczki i impotencja będą waszymi najmniejszymi zamartwieniami jak tak dalej będziecie ciągnąć ^^… czy myśmy się nie mieli tu aby spotykać z wspólnej pasji do muzyki i sprzętu w miłej atmosferze?

    Ja osobiście lubię sobie poczytać na różne tematy, a że o różne tematy coraz trudniej więc wywody filozoficzne są jak najbardziej w cenie i chwała Piotrowi, za to, że je tu co pewien czas nam podsuwa. Przecież to dla rozrywki umysłowej a nie indoktrynacja i instrukcja życia…

    Jak byście się Wy czuli jak by ktoś wam przyszedł i za przeproszeniem nasrał na waszą pracę? Trochę kultury i samo ogłady proponuje. Ostatecznie wasze komentarze świadczą jedynie o was samych…

    Pozdrawiam

  13. Michal W. pisze:

    Ktoś bierze nicki z audiohobby i daje upust swojemu „talentowi”. Nawet nie bacząc, że niektórzy się tu w oryginale wpisywali, tyle że inaczej podpisani. Może majkel coś tu w końcu napisze?

  14. Piotr Ryka pisze:

    Pozwoliłem sobie usunąć wpisy dowcipnisiów udających kogo innego, bo starą, wypróbowaną metodą chodzi tu o sprowadzanie wszystkiego do absurdu, a ta metoda jest pożyteczna tylko w matematycznych dowodach nie wprost.

  15. WZ 67344 pisze:

    Widzę, że tak zwany (naprawdę dzięki za stronę audio) Twórca portalu, czyli Pan Piotr zaczyna działać tu auto-destrukcyjnie, czyli być nieodpornym na zwykłą krytykę, nieprzychylny odmiennym punktom widzenia na świat (nie tylko na dźwięk słuchawek), a przede wszystkim zamkniętym w swojej twardej skorupie poglądów wąskich, ograniczonych światopoglądowo, miałkich filozoficznie i niestety – głupich, bo małostkowych i ciasnych umysłowo. Po krakowsku dusznych, nie otwartych na świat. Szkoda.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie wiedziałem, że propozycja pisania o miesiączkowaniu pingwinów jest krytyką. Mnie wygląda raczej na drwinę. A powyższy zbiór inwektyw także nie jest krytyką tylko pustym wyrazem dezaprobaty. Chętnie podejmę polemikę, ale najpierw trzeba mieć z czym polemizować.

  16. kc56384 pisze:

    Dawno nie pisałem. Co większe fale weny marnowałem na różne, nie raz nie etyczne rzeczy.

    Emocjonalność to określona dla danej jednostki miara reagowania na dane bodźce ze świata, bodźce tak unikatowe i liczę, że spisanie wszystkich ich powiązań (z ludźmi, miejscami, wydarzeniami) jest nie możliwa nawet przez komputer NASA. Ta emocjonalność jest bardzo modyfikowana przez czas egzystencji.
    Jest taka zasada „wszyscy ludzie popełniają błędy”
    Czym jest błąd? Jest odmiennością bezbłędności, czyli czymś co posiada wadę, nie jest kompletne lub w ogóle jest destrukcyjne.

    Starajmy się o subtelność naszych wpisow, bo to harmonia tego co w nas i tego co na zewnątrz. Sztuka nie łatwa, ale co by to było gdyby była łatwa- żadna by z niej radość.

  17. Maciej pisze:

    To już tak w świecie jest że łączą nas różne pasje, różne wspólne przedsięwzięcia, wyjazdy, spotkania. Rozmawiałem o tym jakiś czas temu z przyjaciółmi. Jednak w pewnym momencie okazuje się że bez wspólnego światopoglądu dochodzi się do pewnego etapu znajomości i ciężko iść dalej. Zostaje się na dość powierzchownej płaszczyźnie wymiany doświadczeń i pewnych obserwacji. Piotr pisząc te minieseje dał upust swoim poglądom w szerszym kontekście niż audio. Pisał niepoprawnie politycznie – bo teraz wszystko co jest zimne lub gorące to złe, możne pisać tylko letnie rzeczy. Myślę że nic złego się nie stało. Autor przedstawił swoje spojrzenie. Od tego momentu zostaną tutaj Ci którzy zgadzają się z tymi poglądami lub tolerują je. Myślę że nie można obawiać się prawdy. Czasy mamy takie że trzeba decydować bo inaczej inni zadecydują za nas. W Europie zbyt dużo już letniego myślenia..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy