Czy Mytek to Mietek? A może trochę niepoprawny, fonetyczny skrót od My technology? A może coś jeszcze innego? Może się kiedyś dowiem. Na razie wiem tyle, że firma Mytek Technologies z siedzibą w nowojorskim Brooklinie została założona w 1992 roku przez Polaka Michała Jurewicza, który zdobywał inżynierskie szlify w Warszawie, a potem pracował w The Hit Factory, znanym nowojorskim studiu nagraniowym działającym w latach 1975 –2005, a obecnie kontynuującym działalność w Miami. Właśnie na użytek współpracy z Hit Factory powstał Mytek, a w Myteku urządzenia do obróbki dźwięku. Tak więc firma jest z krwi i kości profesjonalna, a jednocześnie posiada polskie korzenie i wcale przy tym z Polską nie zerwała, ponieważ część badań, prace nad prototypami, a także w dużej mierze sama produkcja odbywają się w Polsce, miejscu które szef marketingu Myteka, Chebon Littlefield, określił jako to, w którym koszty są niskie a talenty wysokie.
Wspomniany profesjonalizm ma dwa oblicza – zewnętrzne i wewnętrzne. To pierwsze w charakterystyczny dla urządzeń profesjonalnych sposób daje wyraz pogardy dla audiofilskich estetycznych awansów, całego tego mizdrzenia się producentów do klienteli za sprawą aluminiowych obudów we wzorki i frezowane napisy. To drugie stanowi rękojmię ręki zawodowca. Ci co to urządzenie zrobili wiedzieli co robią i nie uzyskali przypadkowych efektów, tylko takie jak zamierzali. Pracują w branży i obsługują zawodowców takich jak oni; ludzi wiedzących czego chcą i nie idących na łatwe kompromisy. Z palety dostępnych rozwiązań i podzespołów wybiera się więc te oferujące odpowiednią jakość i innowacyjnie łączy w całość dającą zamierzonej jakości brzmienie, a łączy i próbuje dopóty, dopóki efekt nie jest taki jak było zakładane. Tu samo „dobrze gra i ładnie wygląda” nie wystarcza. Trzeba grać naprawdę dobrze a nie tylko dobrze. No i tak gra.
Wygląd i budowa
W sumie już powiedziałem: Wygląd jest profesjonalny a nie audiofilski. Nie zmienia to faktu, że panel przedni wykonano z raz przejechanego ozdobnym frezem aluminium, ale w żadne rozsiane po obudowie ozdóbki czy śliczne pokrętełka nikt się tutaj nie bawił. Wierzch jest ze zwykłej blachy lakierowanej na czarno, od przodu widać imbusowe śruby mocujące, a pokrętło potencjometru i włączniki są z plastiku. Cała uroda tkwi w środku, a na zewnątrz wystają jedynie jej rezultaty w postaci mnogości przyłączy i funkcji.
Uff – i właśnie – ale wystają! Przyłączy i funkcji jest tyle, że można od tego dostać kręćka. Ale niezależnie od tego trzeba je jednak opisać. Przynajmniej z grubsza. Zacznijmy zatem tradycyjnie, frontalnie, od przodu.
O wyglądzie przedniego panelu poza faktem że jest aluminiowy i srebrny lub do wyboru czarny z dodatkowymi światełkami opisującymi wysterowanie głośności decyduje niewielki wyświetlacz. Sam wyświetlacz, chociaż niewielki (podobnie jak niewielki jest cały Mytek), wyświetla cyfry i litery największe jakie mogą się na nim pomieścić, tak więc są one stosunkowo duże i widoczne z daleka. Wyświetla je przy tym z dużą siłą rażenia błękitną luminacją, czego nie lubię, ale co w jasnym pomieszczeniu się przydaje. Tu jednak zaglądając do instrukcji dostajemy dobrą wiadomość – wyświetlacz ma cztery moce świecenia i od razu zaaplikowałem sobie taką najniższą, ku wielkiej swej satysfakcji.
Niewielkie pokrętło potencjometru jest wielofunkcyjne i jak to u regulatorów cyfrowych bywa, przeskakujące. Kiedy nim tylko kręcić zmienia wartości, ale można je też naciskać, a wówczas przełącza poziomy poruszania się po menu, o ile wcześniej poprzez naciśnięcie przycisku MENU do tego menu weszliśmy. A w tym MENU…
Zacznijmy jednak po kolei, czyli tak jak przedstawia swój wyrób producent. Przedstawienie zaczyna się zwyczajnie, od opowiastki z jak niezwyczajnym wyrobem mamy do czynienia i jak bardzo przekracza on oczekiwania nawet najbardziej wymagających użytkowników – et centera, et cetera. Zaraz potem następuje jednak ciekawa informacja, że urządzenie jest w stanie zamieniać normalny sygnał PCM płynący z komputera lub napędu CD z wyjściem cyfrowym na wyskorozdzielcze 192 kHz i to jednocześnie redukując sprzętowo jitter i posługując się asynchronicznym protokołem kodowania, czyli mówiąc najkrócej, robi kilka bardzo pożytecznych rzeczy naraz. Nie są to wprawdzie żadne sensacje o niespotykanej wadze, ale że od razu zostajemy wywindowani na wysoki poziom obsługi cyfrowego dźwięku, to nie ulega wątpliwości. Tak nawiasem tego rodzaju podbicie częstotliwości próbkowania i obróbka sygnału są możliwe za pośrednictwem złącz USB 2.0, SPDIF, FireWire, AES/EBU oraz Toslink, a na najbardziej podstawowym poziomie ze złącza USB 1.1 możemy uzyskać jedynie częstotliwość 96 kHz, ale za to bez wcześniejszej instalacji sterowników, która w przypadku pozostałych złącz jest niezbędna. A ponieważ chcąc nie chcąc zostaliśmy za sprawą tych złącz przerzuceni z panelu frontowego do tylu, dodajmy od razu, że jest tam z tego tyłu także wejście analogowe RCA oraz analogowe wyjścia RCA i XLR, a także wejście i wyjście dla zewnętrznego zegara. A skoro już o zegarze mowa, to ten zainstalowany w Myteku taktuje z dokładnością do 10 ppm, czyli dziesięciokrotnie dokładniej niż te w odtwarzaczach CD, bardzo znacznie dzięki temu obniżając poziom jittera i eliminując konieczność używania zewnętrznych interfejsów, w każdym razie takich gorszych niż te najlepsze.
Na tym możliwości Myteka bynajmniej się jednak nie wyczerpują. Posiada on także wbudowane dwa rodzaje filtrów dźwiękowych – ostry i miękki, możliwość przełączania się między potencjometrem analogowym a cyfrowym, a nawet korzystanie z funkcji całkowitego omijania potencjometru, a także możliwość pracy pod kontrolą pilotów Apple bądź RC 5. Poza tym, a nawet nade wszystko, jest to nie tyko DAC lecz również wysokonapięciowy wzmacniacz słuchawkowy o niezwykle niskim stopniu zniekształceń, a także wysokiej klasy przedwzmacniacz. Słowem, mamy przed sobą kolejny kombajn do pełnej obsługi dźwiękowej komputera, jeszcze lepiej wyposażony niż wszystkie poprzednie jakie nam się przez hifiphilosophy przewinęły. By mnogość tych przeobfitych funkcji obsłużyć musimy powrócić na przedni panel, włączyć urządzenie niewielkim włącznikiem po prawej, ulokowanym zaraz obok słuchawkowego gniazda i nacisnąć przycisk MENU, od czego przed chwilą się uchyliłem by móc nabrać rozpędu.
Nie ma jednak sensu opisywać wszystkich dostępnych ustawień i wyborów, bo od tego jest instrukcja, w której znajdziemy obszerny diagram drzewa decyzji i opis wszystkich przycisków, tak więc napiszę tu tylko, że funkcje nadpróbkowania, redukcja jittera oraz transfer asynchroniczny działają bez zarzutu, pozwalając dzięki samemu kablowi USB, bez konieczności podpinania zewnętrznego interfejsu, zyskiwać bardzo wysokiej klasy brzmienie, a podobnie skutecznie działają też filtry korekcji dźwięku, przy czym sam wolałem ze zwykłymi plikami z You Tube ustawienie SHARP.
Nie wiem tak nawiasem, dlaczego te będące przecież antagonistami, bo nawzajem się wykluczające filtry noszą oznaczenia SHARP i SLOW. Zaiste dziwny to antagonizm, bo przeciwieństwem sharp powinno być soft albo mild, a dla slow fast, ale to nie moja sprawa. Być może chodzi tu o sposób działania. Ze spraw technicznych ważne jest też to, że poziom sygnału można regulować niezależnie dla wyjść analogowych i wyjścia słuchawkowego, co gwarantuje dużą wygodę.
Rzućmy teraz okiem na całość i zajrzyjmy do wnętrza. Uprzedzając fakty napiszę, że urządzenie prezentuje się o wiele skromniej niż gra i gdyby było wielgachną aluminiową skrzynią o pięknych frezach i gałkach jak z Lebena czy Accuphase, analogie pomiędzy brzmieniem a audiofilskimi kryteriami jego odnoszenia się do wyglądu byłyby dużo właściwsze. Tymczasem Mytek jest skromny objętościowo i estetycznie bardzo powściągliwy. Jedynie profesjonalne pochodzenie, mnogość przyłączy oraz obfitość opcji może sugerować, że mimo tej skromności jednak zagra. Grzeje się przy tym dość mocno, bo w środku ma solidne toroidalne trafo, a dobór kości logicznych, układ ścieżek i obsługujące to wszystko kondensatory oraz rezystory muszą być wysokiej klasy, bo inaczej nie grałoby to tak dobrze jak gra. A gra.
Brzmienie
Urządzenie przyjechało zdaje się od innego recenzenta, który ustawił wprawdzie najwyższe próbkowanie, ale go w pełni nie uaktywnił poprzez wybór funkcji »Internal Sync« i w efekcie prawdopodobnie nie usłyszał co Mytek potrafi naprawdę. Ale już w tym niepełnym ustawieniu pokazał on świetną klasę, co było poznać od razu po jednej tylko rzeczy. Tą rzeczą były słuchawki Audio-Technica ATH-W5000. Przywykłem do tego by prawie ich nie używać, bo prawie zawsze grają jak zepsute. Słychać tylko straszną ilość szczegółów i tułający się po komorze rezonansowej pogłos, co razem nie stanowi muzyki nawet przy dużej dozie audiofilskiego liberalizmu i gotowości brania wszystkiego za dobrą monetę. Tymczasem tutaj przejawiła się sytuacja diametralnie odmienna. Owszem, faktem jest, że Audio-Technica gra bardzo dobrze z paroma innymi wzmacniaczami i już niedrogi Shiit Lyr potrafi ją napędzać pierwsza klasa, ale tutaj, z Mytekiem, pokazała jak wiele jest warta i jak umie uciekać konkurencji nawet tej z wysokiego przedziału cenowego, o niższym nie wspominając. Leciwy japoński flagowiec, mający najlepsze lata i swoje pięć minut dawno za sobą, zaiskrzył muzycznym blaskiem, wprawiając konkurencję w zakłopotanie. Dokładność z jaką obrazował zawartość marnych czy najwyżej przeciętnych plików z You Tube okazała się zaskakująca i godna podziwu. Nie tylko imponująca była ilość szczegółów, lecz także cała akustyka – i co najważniejsze, wszystko to było pospołu muzyką a nie tylko pokazem slajdów o wysokiej rozdzielczości. Obraz ożył, stał się dźwiękową przygodą, popłynął, poniósł słuchacza i wrzucił go w muzyczną akcję, a nie tylko pozostawił na zewnątrz i kazał obserwować, co też się tutaj z dźwiękiem wyprawia.
W tym kontekście można by nawet wymyślić specjalne oznakowanie, specjalną naklejkę na słuchawkowe wzmacniacze z napisem Audio-Technica W5000 approved, i bardzo niewiele z nich by taką otrzymało, a gdyby jeszcze zrobić drugą z napisem Audio-Technica W5000 fully approved, to naprawdę mało zostałoby kandydatów. Ale Mytek otrzymałby taką bez problemu, a tak naprawdę już ją właśnie otrzymał. Jednocześnie wyjaśnia to dlaczego japońscy inżynierowie od Audio-Techniki nie śpieszą się ze sporządzeniem dla W5000 następcy, a limitowany ilościowo model jubileuszowy ATH-W3000ANV był raczej krokiem w bok niż naprzód. Gdyby tak jeszcze ten bas miała W5000 bardziej obfity… Podejrzewam, że podobnie jak w przypadku AKG K1000 jest to do zrobienia innym kablem, ale wracajmy do przedmiotu recenzji.
Z komputerem
Sięgnąłem po Fear of the Dark Iron Maiden i trzy pary słuchawek. Oczywiście Audio-Technicę, a także Ultrasony Signature Pro i Beyerdynamic T90. Sięgnąłem po ten Fear, bo mi się zwyczajnie nie chciało szukać czego innego – i w sumie co za różnica ten utwór czy tamten, ważne w tym wypadku by był rockowy – a po te a nie inne słuchawki, bo były najlepszymi jakie miałem w tym momencie pod ręką. (Potem dojechały jeszcze Denony.)
Pojawiły się trzy prezentacje, dość a nawet więcej niż dość odmienne. Zacznijmy od W5000. To dla niej sięgnąłem po hard rocka, bo go najbardziej te słuchawki nie lubią i dzięki temu najlepiej z nim można ocenić jak w danym układzie grają. Scenę miały W5000 największą i najgłębszą, z najdalszym pierwszym planem. Sam dźwięk ciążył w stronę sopranów i strzelał bardzo wysoko, ale rytm perkusyjny wybijał się wyraźnie. Jak zawsze u nich rysował się silny pogłos i wyjątkowa rozdzielczość. A całość, pomimo definitywnie hard rockowego charakteru, była jak najbardziej do słuchania, co w przypadku W5000 i hard rocka nie jest częstą koincydencją.
Jakby w kontrapunkcie Ultrasony stawiały pierwszy plan bardzo blisko i akcentowały dół zamiast góry, choć szczegółowość miały identyczną lub tylko minimalnie słabszą, czy może raczej należałoby powiedzieć – mniej zaakcentowaną. Trochę jednak całościowy obraz pośród tej bliżej toczącej się muzycznej akcji ulegał zlaniu i separacja nie była tak dobra, podobnie jak przegląd sceny.
Z kolei T90 były wyraźnie pośrednie. Pierwszy plan miały raczej dalszy niż bliższy, a scenę dużą, jednak nie kładły tak jak Audio-Technica nacisku na soprany, choć też ich u nich nie brakowało. Akcent kładły jednak na pulsację. Bas mniej był niż u Ultrasonów zwalisty, a za to wyraźniej na tle pozostałej muzyki pulsował, zaznaczając się nieco wyraźniej niż u Audio-Techniki, właśnie na zasadzie wspomnianego pulsu, który był dźwiękiem prowadzącym. Jednocześnie prezentacje Ultrasonów i Beyerdynamiców w sensie całościowej formy były bardziej zwyczajne, tak jakby pójść sobie na spacer, a ta Audio-Techniki bardziej tajemnicza i mistyczna niczym zorza polarna.
Brzmienie cd.
Jeszcze lepiej różnica pomiędzy poszczególnymi słuchawkami zarysowała się z plikami FLAC puszczonymi z najnowszego JRivera. Ultrasony były najbardziej gęste, najbliższe i najbardziej zwyczajne, czyli – gdyby ktoś wolał takie nazewnictwo – normalne. Beyerdynamiki z kolei bardziej cofnięte, z większym naciskiem na całość niż sam pierwszy plan, a Audio-Technica najlepiej ukazywała indywidualizm wokalistów, dźwięk miała najdelikatniejszy a scenę największą i oczywiście opatrzoną pogłosem.
W interludiom poprzedzającym kończące przygody Myteka z komputerem pliki MQS czytane przez program JPlay zmuszony jestem napisać, że dźwięk Myteka okazał się wyjątkowo rozdzielczy i kontrastowy. Miał jednocześnie przyjemnie cienistą tonację i znakomite widzenie sceny. Nie był natomiast specjalnie barwny, dociążony ani łagodzący. Czarował przede wszystkim wyrazistością, przejrzystością i scenicznym rozmachem.
Przechodząc do plików o dużej gęstości i wyższych lotów odtwarzacza programowego zacznijmy od uwagi, że na tego rodzaju materiale tym sposobem odtwarzanego pojawiła się wyraźna przewaga filtra Slow nad Sharp. Dźwięk stawał się z nim naturalniejszy i zdecydowanie bardziej muzyczny. Płynął miękko, głębokimi amplitudami, swobodnie i uwodzicielsko. Całkiem lampowym stylem, zupełnie jak nie z tranzystora. Zaznaczyło się też, że poprzednio lepiej jak na moje ucho grające T90 zostały teraz zdystansowane przez Ultrasony, wcześniej zbytnio zbijające w cokolwiek bezkształtną masę dźwiękowy materiał, a teraz elegancko go prezentujące, z właściwym rozbiciem na doskonale odrębne składniki brzmienia. Pod względem jakości dogoniły te Ultrasony nawet Audio-Technicę, bo ich ciepło i bliskość rekompensowały mniejszą scenę.
By podsumować ten etap badań i znaleźć odpowiednio wysoko położony punkt odniesienia do znakomitej prezentacji Myteka, podłączyłem mu kablami symetrycznymi wzmacniacz Phasemation i porównałem brzmienie brane prosto z Myteka z tym od stojącego na nim Phasemation. Ja wiem, że to jest nieuczciwe. Przy niemal identycznej cenie Phasemation jest w całości jedynie wzmacniaczem słuchawkowym, a Mytek trzema w jednym i to takimi trzema naprawdę porządnie zaopatrzonymi w funkcje, a tak naprawdę to nawet czterema, bo do bycia DAC-kiem, przedwzmacniaczem i słuchawkowym wzmacniaczem dorzuca jeszcze funkcję interfejsu. Różnica w brzmieniu? Pomimo uaktywnienia w Myteku filtra »Slow« Phasemation miał dźwięk bardziej łagodny, pieszczący, delikatny. Można to odnieść do porównania widowisk. Mytek był jak zawody lekkoatletyczne, a Phasemation jak balet. U japońskiego wzmacniacza gracja ruchów i poetycka maniera ważniejsze były od dynamiki i kontrastu. Bardziej skupiał się na pięknie niż na osiągnięciach. Mimo to brzmienie Myteka należy ocenić jako bardzo udane, a przy tym należy brać pod uwagę, że Phasemation skorzystał tu z jego umiejętności, otrzymując sygnał z mniejszym jitterem i w ramach protokołu asynchronicznego, czego sam nie umiałby dokonać. Nieco mniej płynny lecz mimo to wciąż pozostający w domenie analogowego brzmienia dźwięk samego Myteka zrobił na mnie wrażenie wręcz świetne, bardzo znacznie przekraczając skromne oczekiwania związane z jego niepozornym wyglądem. Wyjątkowo dobrze się go słuchało, a kiedy stał koło monitora, czułem się naprawdę komfortowo.
Z odtwarzaczem CD
No to w drogę. Ruszajmy z ciepłego kącika przy komputerze, chłodzonego dyskretnie wiatrakami Be Quiet i Noctua, na srebrny grzbiet odtwarzacza Cairn, by mierzyć się z jego konwerterem analogowo cyfrowym i pałaszować sygnał po kablu optycznym.
Zacznijmy od tego drugiego tematu, a sprawę potraktujmy poważnie, okładając naszego Myteka z obu stron szalenie groźną konkurencją w postaci wzmacniaczy Sonic Pearl i Phasemation. Akurat tych, bo Sonic od dawna się nudził, a Phasemation jako jedyny z na miejscu obecnych posiadał wejścia symetryczne, tak więc możliwa była słuchawkowa triada, czy jak kto woli triatlon, w postaci trzech wzmacniaczy podpiętych do tego samego źródła, wymagających jedynie wyrównania poziomu głośności i przepinania słuchawek.
Do dzieła zatem. Zacznijmy od porównania z Sonic Pearl. Porównanie okazało się bardzo ciekawe. Zainicjowałem je słuchawkami Beyerdynamic DT 990 Edition, których brzmienie dopiero co scharakteryzowałem w ich własnej recenzji i które co do diagnozy tutaj w całości się potwierdziło, raz jeszcze częstując sprężystym i majestatycznym brzmieniem, co to się do nikogo nie przymila, a jednocześnie okazuje bardzo angażujące. Nie da się ukryć, że brzmieniu temu lepiej posłużyła współpraca z Sonic Pearl, gdyż nawet po ustawieniu w Myteku filtra Slow i podniesieniu próbkowania do 192 kHz nie miał amerykańsko-polski wzmacniacz tak miękkiego, jedwabistego brzmienia, tak rozciągniętej frazy i tego czegoś, czego nazwanie nie przychodziło mi od razu do głowy, a co po namyśle określiłbym jako pewien romantyzm, swego rodzaju zaśpiew i impresjonistyczną srebrzystą aurę. Można to skrótowo ująć jako bardziej poetyckie podejście do muzyki, w przypadku Sonic Pearl posadowionej dalej i nie tak brutalnie wyrazistej, tylko bardziej się rozpływającej, choć jednocześnie znakomicie transparentnej w odniesieniu do tego wszystkiego co dzieje się z przodu i co stanowi muzyczne jądro utworu. Na tym tle Mytek wypadł bardziej zwyczajnie, z bliskim pierwszym planem, mocnym kontrastem, mocnymi akcentami i w porównaniu trochę zbyt dużą jaskrawością i nieco za ostrym krawędziowaniem. Dodam jeszcze, że oba wzmacniacze miały bardzo wyraźnie zaznaczoną linię basową, w przypadku Myteka mającą krótsze, bardziej zwarte wybrzmienia.
W odniesieniu do dwóch wyraźnie różnie brzmiących konkurentów Phasemation okazał się pośredni pomiędzy poetyckim Sonic Pearl a kontrastowym Mytekiem. Wybrzmienia miał nieco dłuższe niż Mytek, a dosadność większą niż Sonic. Rysowała się u niego jedwabistość faktury, pojmowanej nie tak poetycko jak u Sonica, ale i nie z tak fotograficzną, pozbawioną łagodzenia dokładnością jak u Myteka. Jednocześnie nie miej wrażenia czytelniku, że któregoś z tych urządzeń słuchało się gorzej, że chciało się od niego odchodzić, przenosić do konkurencji. To nie były takiego rodzaju różnice, tylko trzy różne maniery, trzy podejścia, a każde na swój sposób interesujące. Rzecz jasna jedno można było woleć od drugiego, ale nie na zasadzie oczywistej lepszości, tylko wyboru stylu. Osobiście wolałem Sonic Pearl, ale to wolenie to żadna sugestia tylko stwierdzenie faktu.
Brzmienie cd.
Sięgnąłem po drugie słuchawki, także od Beyerdynamica, ale katalogowo wyższe i prawie dwakroć droższe, czyli oczywiście po T90. Znów jak w recenzji DT 990 nowsza i droższa konstrukcja bezpardonowo ukazała własną wyższość, traktując muzykę z większym pietyzmem, więcej z jej cyfrowego zapisu odcyfrowując i w efekcie ukazując obraz bogatszy tudzież piękniejszy. Gradacja jakościowego przejścia w odróżnieniu od przejść pomiędzy wzmacniaczami była bardzo wyrazista, a uczucie satysfakcji płynącej z wybicia się na wyższy poziom mocne. Jednocześnie nastąpiło złagodzenie relacji między Mytekiem a Sonic Pearl. Ich brzmienia pod względem stylu trochę się upodobniły, choć wciąż były zdecydowanie odmienne. Sonic był łagodniejszy i bardziej zdystansowany, a Mytek zyskał na współpracy ze słuchawkami o większej muzykalności tę właśnie niewidoczną wcześniej u niego muzykalność. Brzmiał dużo bardziej melodyjnie niż z DT 990, skutkiem czego jego poprzednia kontrastowa nachalność przerodziła się w silnie i bezpośrednio oddziałujący realizm o dużej sile związania emocjonalnego ze słuchaczem. Starcie wypadło remisowo, już bez mojego wskazania na własnego zwycięzcę. Sonic miał większą scenę i dobrze zdefiniowaną odległość między pierwszym planem a słuchaczem, a Mytek pozostawał w bezpośrednim zwarciu i częstował wyjątkową starannością artykulacji. Każdą składową brzmienia wymawiał z nienaganną dykcją, podczas gdy Sonic Pearl bardziej uciekał w rejony poetyckiej frazy, bardziej posługując się melodeklamacją. By nie narażać nikogo na niepotrzebne domysły powiem wprost, że tego i tego znakomicie się słuchało i nie odniosłem wrażenia, że coś bym wolał. Być może na długim dystansie czasowym tak by się stało, ale nie podczas jednego odsłuchowego wieczoru.
No to Phasemation. Względem poprzedniego modelu Beyerdynamica relacje do dwóch pozostałych wzmacniaczy pozostały identyczne. Sonic pozostał z artystycznym dystansem i mniejszą natarczywością, a Mytek ze swoim bardziej chropawym i dosadnym dźwiękiem. I znów Phasemation zagrał w sposób pośredni. Bardziej gładko od Myteka i z dłuższymi od niego wybrzmieniami, ale bliżej słuchacza i mniej w głąb sceny niż Sonic Pearl. Wszystkie urządzenia prezentowały przy tym w moim odczuciu podobny poziom choć inne style, ale Phasemation był całościowo podobniejszy do Myteka niż do Sonic Pearl. Ten ostatni miał w dźwięku więcej powietrza i całościowej łagodności, w jak najbardziej korzystnym tego słowa znaczeniu, a dwaj pozostali bardziej byli – jak to czasami mawiają audiofile – na twarz. Oczywiście Phasemation nie wykorzystywał tu swoich możliwości symetrycznych, choć do odtwarzacza podpięty był kablem symetrycznym.
Na koniec sięgnąłem po Audio-Technicę. Ta to dopiero jest numer. Kiedy ją założyć, wydaje się w pierwszych chwilach dziwna, a potem jak wracać do tych nie-dziwnych, to staje się gorzej. Ma dziewczyna styl i klasę. Można ją kochać, ale można nie lubić. Niewątpliwie jest trudna.
Lecz i ona nie pokazała w sensie porównawczym niczego nowego. Sonic Pearl nadal najbardziej był śpiewny, a kontury miał najłagodniejsze, niczym jakieś dźwiękowe obłoki, Mytek był najbardziej chropawy, bezpośredni i wyrazisty, a Phasemation także realistyczny, ale trochę bardziej przeciągający frazę, pośredni pomiędzy tamtymi, choć bliższy Mytekowi.
W międzyczasie, czyli tego samego dnia rano, dojechały płyty binaural, których grzechem byłoby nie użyć w gąszczu wzmacniaczowo-słuchawkowych porównań. By jeszcze bardziej gąszcz zgęścić użyłem Denonów, ale bez kabla symetrycznego, którego tym razem nie miały. Wybrałem Fugę i toccatę D-mol Bacha w wykonaniu Gregory D’Agostino z płyty o zawiłym tytule Dr Chesky’s Sensational Fantastic and Simply Amazing Binaural Sound Show! – i natychmiast zostałem porażony przestrzenno basowym brzmieniem dla słuchawek w sensie nagraniowym specjalnie stworzonym. Sferyczny obraz organów i niesłychanie nisko schodzący ich dźwięk sprawiał niezwykłe u kogoś nawykłego do słuchawkowych kompromisów wrażenie. O płytach binaural będzie jednak opowieść kiedy indziej, a teraz napiszę tylko, iż moim zdaniem w tym binauralnym przepychu najlepiej odnalazł się Sonic Pearl, ze swoją dalej posadowioną i największą sceną, po której organowa fuga przetaczała się z przeraźliwym łoskotem i gotyckim rozmachem. Pozbawiony symetryzacji Phasemation był trochę bardziej scenicznie ściśnięty, a jego dźwięki miały wyraźniejsze kontury, ale mniej wzajemnego przenikania i poetyckiego wichrzycielstwa. Z kolei nasz tytułowy Mytek był w tym wszystkim najbardziej zwyczajny i konkretny, co nie znaczy, że nie czerpał z przestrzennego zapisu i chciał być gorszy. Jego bardzo bezpośredni, bliski i wyrazisty dźwięk do jednych nagrań pasuje po prostu bardziej, a do innych mniej. Ze spróbowanej zaraz potem także binauralnej płyty Amber Rubarth Session from the 17th Ward utwór Just Like a Woman wypadł na nim znakomicie; właśnie intymnie i zarazem bezpośrednio. Tak to już jest – co utwór, to inna atmosfera, a wszystkim dogodzić nie sposób. Wzmacniacz słuchawkowy i DAC Myteka prezentują walory w dużym stopniu analogiczne do słuchawek planarnych. Produkują dźwięk bliski, bardzo konkretny i mocno zarysowany. W moim przypadku i w optyce mojego gustu, na pewnych utworach było to lepsze, a na innych nie. Do rocka czy atmosfery klubowej brzmienie Myteka pasowało świetnie, a do muzyki elektronicznej czy symfoniki lepsze okazywało się obrazowanie à la Phasemation czy Sonic Pearl.
W roli DAC i przedwzmacniacza
O funkcji DAC siłą rzeczy było już przy obsłudze słuchawek, kiedy to Mytek był podłączony kablem optycznym, nie korzystając w odróżnieniu od konkurentów z wewnętrznego przetwornika w odtwarzaczu. By jednak dogłębnie przebadać jego umiejętności, podłączyłem mu na koniec końcówkę mocy, co bardzo dobrze się składa, bo końcówki powinny być zawsze na końcu, gdyż inaczej robi się bałagan. Do tej końcówki podpiąłem przybyłe niedawno po recenzję głośniki amerykańskiej Definitive Technology – Bipolar Supertower 8040ST i muszę przyznać, że połączenie w głównej mierze przeznaczonego do obsługi komputerów i słuchawek przedwzmacniacza z półaktywnymi kolumnami o ukierunkowaniu głównie na wysokiej klasy kino domowe wypadło nadspodziewanie dobrze. Dźwięk był realistyczny, znakomicie wypełniał pomieszczenie, bardzo dobrze się przestrzennie określał i mimo braku ekspozycji na średnicy bardzo dobrze prezentował wokalizę, z właściwym jej wydźwiękiem emocjonalnym. Z kolei w formach instrumentalnych był już naprawdę na wysokim poziomie audiofilskiej satysfakcji, czego dla niektórych wzmagającym w istotny sposób tę satysfakcję czynnikiem będzie możliwość regulacji siły basu wbudowanych do amerykańskich kolumn aktywnych subwooferów. Już wcześniej wprawdzie wiedziałem na podstawie krótkiego odsłuchu, że są to głośniki wysokiej klasy, ale szybki i energiczny sposób napędzania ich przez DAC/przedwzmacniacz Myteka był mimo wszystko do pewnego stopnia zaskakujący, oczywiście po stronie przyjemności.
Podsumowanie
Mytek Digital Stereo192-DSD-DAC, mimo iż niewielki, stanowi kawał świetnego audiofilskiego toru, a jego trzy, a nawet cztery zasadnicze funkcje: DAC-a, przedwzmacniacza, interfejsu i wzmacniacza słuchawkowego stanowią bardzo kuszącą propozycją. Wszystkie cztery spisują się zaskakująco dobrze, czyniąc urządzenie samowystarczalnym zespołem do obsługi komputera. A wszystko to w jednej niewielkiej obudowie, niespecjalnie pięknej ale i niebrzydkiej. Jedynym zastrzeżeniem odnośnie ewentualnego kupna może być uwaga, że nie produkuje się tutaj dźwięku o charakterze lampowym, toteż zwolennicy długiej muzycznej frazy, kolorystycznych podmalowań i wycieniowanych konturów powinni iść sobie w inną stronę. Mytek jest realistyczny duchem i tranzystorowy ciałem. Gra wartko, kontrastowo i bez upiększeń. Zarazem jego bardzo wysoki poziom ogólny pozwala odnaleźć w tym stylu wspomniane piękno. Tyle, że nie poetycko, a na realistyczną modłę cyzelowane. Bez słodyczy, bez ociepleń, bez muślinowego spowicia. Wszystko jest tu jak z życia: z papierosowego dymu, brzęku szklanek i gwaru prawdziwych głosów wyłania się ta muzyka. I to wcale nie czyni jej gorszą. A kiedy możemy czerpać z plików wysokiej gęstości, nawet to zastrzeżenie odnośnie braku lampowego czaru przestaje być ważne, bo wówczas pojawia się czar sprawiony bogactwem brzmienia, zdolny czarować bez uciekania się do audiofilskich chwytów, samą jedynie naturalnością.
W punktach:
Zalety
- Wysokiej miary realizm.
- Dynamiczne, kontrastowe brzmienie.
- Doskonała szczegółowość.
- Mocny bas.
- Bezproblemowe soprany.
- Bliski, bezpośredni kontakt z muzyką.
- Wysoka jakość wszystkich wchodzących w skład urządzeń funkcyjnych.
- Bogactwo przyłączy.
- Nie potrzebuje zewnętrznego interfejsu.
- Szeroka gama dostępnych ustawień.
- Słyszalny wpływ filtrów na brzmienie.
- Nadpróbkowanie 192 kHz/32 bit.
- Redukcja jittera.
- Symetryczny tor i symetryczne wyjścia.
- Bardzo dobra obsługa szerokiej gamy słuchawek.
- Regulowana moc oświetlenia.
- Łatwe do intuicyjnego opanowania menu.
- Możliwość obsługi pilotem.
- Niewielkie gabaryty.
- Sympatyczny panel przedni.
- Profesjonalny rodowód.
- Designed in USA, made in Poland.
- Polski dystrybutor.
- Przy tej miary funkcjonalności atrakcyjna cena.
Wady i zastrzeżenia
- Dość skromny wygląd.
- Nie dla miłośników dźwiękowych czarów, o ile nie korzystamy z plików wysokiej gęstości.
Sprzęt do testu dostarczyła firma:
Dane techniczne:
- 32 bit ESS Sabre DAC (8 mono DACs to 2 stereo outs).
- Native 192 kHz PCM and DSD x 128 conversion.
- Ultra-low jitter (10 pico second) internal clock generator.
- Internal hardware PCM upsampler for CD sources to 192kHz/24bit (can be disabled).
- Choice of Sharp and Slow PCM Filters; 50k/60k/70k DSD Filters.
- Choice of Transparent Analog or Digital stepped volume control with Bypass for the purest signal path.
- Independent control of Main Outs and Headphones.
- High Current, High Slew Rate ultra low distortion 500mA audiophile headphone amp.
- AES/EBU, S/PDIF, Toslink, ADAT digital inputs.
- FireWire400, USB2.0, USB1.1 computer interface.
- Analog input or DSD SDIF digital input (depending on model).
- Wordclock In/Out.
- Apple and RC 5 remote control compatible.
- 115/230V switchable linear power supply.
- Cena: około 5500 zł.
System:
- Źródła: PC, Cairn Soft Fog V2.
- Oprogramowanie: Foobar2000, JPlay, JRiver.
- Wzmacniacze słuchawkowe/DAC: Ear Stream Sonic Pearl, Mytek Digital Stereo192-DSD-DAC, Phasemation EPA :007.
- Słuchawki: Audio-Technica ATH-W5000, Beyerdynamic DT 990 & T90, Denon AH-D7100, Ultrasone Signature Pro.
- Końcówka mocy: Croft Polestar1.
- Głośniki: Definitive Technology – Bipolar Supertower 8040ST
- Okablowanie: Ear Stream USB Signature, Belkin Opitical, TaraLabs Air1 RCA, Ear Stream Signature RCA i XLR.
A czy redeaktor miał okazję posłuchać „mietka” z Denonami 7100. Ciekawy jestem jak sprawuje się te połączenie.
Miał redaktor okazję i nawet na piątej stronie recenzji to napisał, tam gdzie jest mowa o płytach binauralnych.
Mytek jest wzmacniaczem mającym generalnie jedną preferencję – tym bardziej lubi dane słuchawki, im bardziej są one muzykalne. A ponieważ Denony D7100 muzykalne są, więc Mytek bardzo je lubi. A że inne wzmacniacze też je lubią, to nie dziwota, bo raz, że są świetne ogólnie, a dwa, że właśnie muzykalne, tak więc i napędzać je łatwo i efekty tego napędzania są znakomite. Dla samych D7100 ważna też w sumie jest jedna sprawa: jak dla Myteka muzykalność, tak dla nich kultura sopranów. Łykną każdy tor pod warunkiem, że nie będzie kaleczył wysokich tonów.
„Dźwięk był realistyczny, znakomicie wypełniał pomieszczenie, bardzo dobrze się przestrzennie określał i mimo braku ekspozycji na średnicy bardzo dobrze prezentował wokalizę, z właściwym jej wydźwiękiem emocjonalnym”.
To zawoalowana krytyka średnicy kolumny czy pochwała ich neutralnego dźwięku?
Te głośniki nie eksponują średniego zakresu. Taki mają styl. Dla jednych będzie to wadą a dla innych zaletą. Jednak ta niewyeksponowana średnica mimo braku ekspozycji ma się całkiem dobrze i to jedynie chciałem napisać.
Miałem i oddałem. Granie zupełnie nie w moim stylu. Mój egzemplarz miał bardzo słabą scenę i z całą pewnością nie był muzykalny. Muzyce brakowało duszy i energii.
Co było fajne to szybki i punktowy bas choć nieco podbity oraz nie wspomniane w ogóle w recenzji tytułowe natywne wsparcie dla formatu DSD (SACD)… i oczywiście obsługa pilota.
Pozdrawiam
Zawsze trzeba oceniać tandem wzmacniacz/DAC i słuchawki. Co do posiadania duszy, to właśnie piszę recenzję Ultrasone Signature Pro i Mytek sprawuje się pod tym i innymi względami pierwszorzędnie. Ma właśnie duszę i energię. Scena jest bardzo bliska, tak ją prawdopodobnie zaplanowano. Słuchałem go także wczoraj z D7100, ale takimi z przerobionym (bardzo korzystnie) kablem i właśnie scena była znakomita. Niestety nie możemy weryfikować naszych sądów na wspólnych odsłuchach i to szalenie utrudnia wypracowanie wspólnego stanowiska.
Nie zrozum mnie źle Piotrze, uważam, że Twoje opisy brzmienia Myteka w recenzji są bardzo trafne. Rozbieżność następuje dopiero na etapie wniosków gdzie Ty znajdujesz plusy takiego brzmienia gdy ja natomiast ich znaleźć nie mogłem ale to są już też sprawy gustu i indywidualnych preferencji.
Nie było to brzmienie dla mnie. Słuchaliśmy Myteka na pierwszej wersji Grado RS-1, D7100 i na kilku parach głośników w tym Avantgardach i na wszystkich grał w bardzo zbliżony sposób. Nie twierdzę, że nie ma parowania sprzętowego, z którym scena by się powiększyła i nabrała jakiekolwiek efektu „3d” ale nam się nie udało tego doświadczyć.
A szkoda bo bardzo fajne funkcje miał ten DAC plus (mój) był czarny co zawsze zaliczam na plus!
Pozdrawiam
Nie ma potrzeby się tłumaczyć. Mytek nie jest konstrukcją o cechach gramofonu czy lampowego wzmacniacza. Twierdzenie, że nie jest muzykalny pozostaje w odniesieniu do niego słuszne w tym sensie, że tylko w muzykalnym towarzystwie będzie grał muzykalnie. Ale Signature Pro są właśnie takimi słuchawkami, nawet wybitnie takimi, i dlatego z nimi muzykalny był.
Modowanie kabla do D7100 daje bardzo interesujące efekty sceniczne i sam byłem zaskoczony jak potrafi na scenę wpływać. Ani bym pomyślał. Kable w ogóle okazują się bardzo istotne, bo u HD 800 też poczyniły radykalne zmiany. Niby kawałek drutu, a tyle znaczy.
Witam,
z Pana opisu wynika, że Mytek 192 DSD DAC oferuje conajmniej dobrą jakość dźwięku. Poważnie rozważam jego zakup i przeglądając inne recenzje natrafiłem na takie uwagi:
1. „…. scena. Holograficznie jest świetnie, ale sama scena ma charakterystyczny kształt i powiedziałbym nawet, że to znak szczególny tego DACa. Otóż ma ona kształt półkola skierowanego wypukłością do słuchacza. …. na słuchawkach daje to wrażenie, że spora część wydarzeń dzieje się za głową.” (komentarz forumowicza michelangelo do recenzji DAC-a na stronach Audiostereo).
2. W kilku recenzjach znalazłem narzekania na „nienajlepszą” górę pasma, czasami określano to jako lekkie „zapiaszczenie”.
Czy Pana odczucia były podobne?
Szczególnie interesują mnie wrażenia z odsłuchu muzyki klasycznej, gdzie góra pasma ma bardzo duży wpływ na jakość odtwarzanego dźwięku instrumentów i śpiewu sopranistek.
Muzyki słucham głównie na słuchawkach.
Pozdrawiam
Jarek
Gdyby scena była półkolista i jednocześnie wypukłością skierowana do słuchacza, to wówczas jeśli cokolwiek miałoby grać poza plecami, tym czymś musiałby być środek sceny i jej pierwszy plan. Niczego takiego nigdy i z żadnym sprzętem nie obserwowałem poza jedną płytą, która gra w ten sposób na różnym sprzęcie. Na pewno nie jest to cecha, którą można przypisać Mytekowi, aczkolwiek pierwszy plan faktycznie ma bliski i nieraz daje wrażenie bycia pośród wykonawców.
Gdy chodzi o górę pasma, to z dobrej jakości źródłami i dobrymi słuchawkami nie jest zapiaszczona. Obraz dźwiękowy jest wyrazisty i kontrastowy, tekstury nie są tak gładkie jak ze wzmacniaczami lampowymi, ale wadliwości typu zapiaszczenia nie ma. Gdy jednak ktoś poszukuje gładkiego brzmienia, Mytek nie jest dla niego lub należy go wesprzeć wzmacniaczem w rodzaju Sonic Pearl czy Phasemation, co jednak podwoi koszty systemu. Gładszy będzie dźwięk z Bursona Conductora.
Cytowana opinia jest moja i ją podtrzymuję w zakresie słuchania z dziurki Myteka na słuchawkach Grado GS1000 oraz DACa w roli źródła dla systemu głośnikowego z Harbethami HL5. Właściciel tego Myteka potwierdzał moje obserwacje i nawet podkreślił, że do ustawienia głośników i akustyki pokoju, jaki posiada, taka kształtowanie sceny mu pasuje. Ja miałem wrażenei grania części muzyki po karku w Grado, po przejściu na zewnętrzny wzmacniacz słuchawkowy raczej tego nie było. Nie można wykluczyć ewolucji konstrukcji DACa lub wpływu np. kabla zasilającego. To o czym piszę to wrażenia sprzed roku.
Nie mam już Grado GS-1000 więc tego nie zweryfikuję. Ale po karku? Aż będę musiał sprawdzić, bo Mytek jeszcze jest. Może jakieś inne słuchawki zrobią z niego karkówkę.
Witam,
czy udało sie przeprowadzić dodatkowe odsłuchy?
Dla mnie ważne są głównie własności DAC-a,
wzmacniacz słuchawkowy mam.
Nie wiem czy dobrze interpretuję opisy dźwieku,
dlatego w celu upewnienia się zapytam.
Czy w Pana odczuciu instrumenty jak np. fortepian, skrzypce, flet,
brzmią nauralnie – na tyle aby z przyjemnością słuchać koncertów?
Pozdrwiam
Jarek
Dodatkowych odsłuchów jeszcze nie przeprowadziłem i proszę o cierpliwość. Strasznie dużo muszę napisać i posłuchać w ciągu najbliższych dni, bo dużo sprzętu na gwałt wraca do dystrybutorów. Co do naturalności, to zależy jaki się wzmacniacz Mytekowi podepnie. Z Sonic Pearl czy Phasemation gra to znakomicie.
Ot zagadka:
Mam wypożyczonego Myteka i dziś po 2 dniach zabaw napotkałem pewną nurtującą kwestię. Otóż kiedy używam go jako Daca z moim Pioneerem PD9700 podłączonym po coaxialu, najlepiej brzmi wybór synchronizacji zegara w trybie INPUT SYNC. Czyli nie wewnętrzne ustawienia zegara z Myteka 44-192kHz.. Dodam że przy niektórych częstotliwościach wkrada się 'hiss’ i dźwięk ulega delikatnej lecz wyczuwalnej degradacji. Taki minimalny hiss jest nawet przy 192Khz a najgorszy przy 96kHz, wrecz rezonuje.
Jak to jest z tymi kilohertzami i synchronizacją w przypadku pracy z zewnętrznym napędem?
Panie Maćku, jutro odpowiem, bo teraz już ryję nosem.
Internal sync jest ustawieniem optymalnym. U mnie żadnego hiss przy żadnej częstotliwości nigdy nie było. Łącze koaksjalne jest zdecydowanie lepsze od optycznego.
I tego się trzymam. A jutro chętnie przeczytam relację słuchawkową.. Bo dziś to ja padam na nos 🙂
To znowu ja, i to znowu ja przynudzam standardowym pytaniem, jak zagra z rapture i audeze lcd 2 ?
Zagra jak normalny studyjny DAC 🙂 Natomiast dziurka z Myteka coś tam zabiera z basu bo ma jakieś zabezpieczenie scalaków przez opornik który tłumi coś przy niskich rejestrach Audeze.
Zastanawia mnie jeszcze Calyx 24/192
A jakie masz priorytety brzmieniowo użytkowe?
Panie Piotrze a jaki dac do wlasnie wzmacniacza lampowego ? Czailem sie na tego myteka, ale widze odradza Pan polaczenie z lampami.
Panie Piotrze Mytek 192 czy Chord Hugo (pierwsza wersja)? Co by Pan wybrał jako DAC patrząc od strony czysto dźwiękowej?
Chord.