V Symfonia Beethovena część 2.

Przytoczę jeszcze na koniec fragment przemyśleń Gombrowicza, które mnie zainspirowały. W swym „Dzienniku” napisał:

Beethoven_4„Klęska artystyczna Czajkowskiego jest dowodem, że w sztuce nie można nawracać, ani się zniżać – kierunek wstecz i kierunek w dół są niedozwolone. Nieznośny odór przenikający jego twórczość, jak gdyby nieistotności zmieszanej z czymś „byłym”, ex, pogrzebanym, a teraz wydymanym sztucznie, kiepskość tej melodyjności już nie w porę! A cóż mówić o Szostakowiczu? Folklor, melodia, anegdota – nie, nie wolno nawracać! Nie wolno się zniżać! Do góry, do góry leź, bez wytchnienia, nie oglądając się za siebie, choćbyś kark miał skręcić, choćby tam, na szczycie, nie było nic oprócz kamieni!
Beethoven jest więc dzisiaj metą już nie do osiągnięcia. Największa drogocenność tego śpiewu stąd się bierze, że on już nigdy nie będzie mógł być powtórzony.”
Posiadam płytę, która jakby na zamówienie powyższej tematyki przebiega w skrócie historię muzyki. Yehudi Menuhin i Glenn Gould nagrali na niej trzy utwory: Sonatę na fortepian i skrzypce No.4 Jana Sebastiana Bacha, takąż G-dur, Op. 96 Ludwika Van Beethovena i Fantazję skrzypcową z akompaniamentem fortepianu, Op. 47 Arnolda Schönberga. Często jej słucham, chociaż jest mono, ale mistrzostwo interpretacji i wybitność muzyki zbyt są pociągające. Adagio espressivo sonaty Beethovena przeciąga smyczkiem jakby po gołych nerwach. Kogo razi taka muzyka, może się udać do Bacha. Jego polifoniczne Allegro niestrudzenie układa i burzy skomplikowane figury, choć czasami przeradza się w jakiś skowyt. Komu i to zbyt ludzkim się zdaje, ma jeszcze Schönberga, z jego abstrakcyjnymi arabeskami. Nie powiem, bym tą arabeskową muzykę odrzucał, chociaż Menuhin powiedział o niej, że jej nie rozumie i zagrał jedynie na prośbę Goulda.

image_1Od bicia w bębny, wzywającego do walki lub na orgię, do kontrapunktu fugi Bacha. By zaprząc tą matematyczną sztukę do wyrażania ludzkiej uczuciowości w jej skomplikowanych powiązaniach ze światem przez Mozarta, Beethovena i Schuberta. Jeszcze zawirować Chopinem, a potem rozpłynąć się w formie abstrakcyjnej Schönberga. Tak to przewędrowało. A teraz znów dominują bębny.

Gombrowicz powiada, że powrotu nie ma, a mnie dręczy pytanie: Gdyby Mozart żył dłużej, powstałyby kolejne symfonie, koncerty, sonaty. Gdzie te arcydzieła się podziewają? W hiperprzestrzenni wszelkiej możliwej muzyki? A może poniewierają się gdzieś przy drodze do platońskiego absolutu? Pewne jest tylko, że nikt ich nigdy nie odnajdzie.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy