Fortepian Chopina


Alfred Cortot (1877-1962)

CortotNa koniec papierowo rolkowej epopei twórczość Alfreda Cortot, o którym wieść niesie, że miał najlepszą lewą rękę w całych dziejach pianistyki. Nie znam się na tyle by to ocenić, ale niewątpliwie obie ręce miał fenomenalne – zdolne obdarowywać bajeczną muzyką.

Cortot, podobnie jak Paderewskiego, pokrywa dziś kurz zapomnienia, ale z innego powodu. Paderewski nie pozostawił nagrań, natomiast Cortot wiele, ale będąc Szwajcarem, w dodatku mieszkającym kilka lat w przedwojennych Niemczech i zżytym z tamtejszą kulturą, bez oporów koncertował w podbitej przez Hitlera Europie, także w samej Rzeszy, co po wojnie miano mu bardzo za złe. Po dziś dzień mu to pamiętają i go sekują, lecz sama jego twórczość pianistyczna broni się z łatwością i nigdy nie zostanie zapomniana.

Oczywiście byłoby nietaktem nie wspomnieć, że był cudownym dzieckiem, studiującym na wyższej uczelni muzycznej w wieku dziewięciu lat.

Dźwięczność, melodyjność, fenomenalna biegłość techniczna oraz zniewalająca swoboda, a przy tym nieodłączny niemal pogodny nastrój, to styl Cortot. Jego Chopin jest słoneczny, roztańczony, promienny. Bije od niego wyjątkowy blask. Blask samej kompozycji i blask wykonawcy. Zapisane w latach 1920-27 rolki są bezcennym skarbem. Ileż w nich światła i przetykanych złotą nicią dźwięków! To Andante Spianato jest najpiękniejsze jakie słyszałem. Cortot potrafi jednak nadać swym interpretacjom powagi i mrocznego cienia. Taka jest jego Etiuda in C minor. Nasycona dramatyzmem, niczym bolesne przeżycie duszę rozpierająca.

W odróżnieniu od Hofmanna, Cortot podawał muzykę złożoną z odrębnych dźwięków, ale poskładanych i przyrządzonych w najdoskonalszy z możliwych sposobów. Jego toucher (lżejsze niż Busoniego), jest ponad wszelkie pochwały.

Artur Rubinstein (1887-1982)

RubinsteinUrodzony w Łodzi Artur Rubinstein był oczywiście cudownym dzieckiem. Jak wspominał, w wieku lat czterech matka zaprowadziła go do hrabiego Tyszkiewicza, który posłuchawszy jego gry obiecał łożyć na edukację małego geniusza i słowa dotrzymał. Tej obietnicy i jej spełnienia Rubinstein nigdy nie zapomniał. Za możliwość edukacji i otwarcie drzwi do kariery odwdzięczył się Polakom dozgonną miłością do Polski i wspaniałymi interpretacjami muzyki chopinowskiej, które śmiało możemy nazwać mistrzowskimi i kanonicznymi. Trzeba tak powiedzieć, ponieważ interpretacje te wyznaczają kanon interpretowania dzieł wielkiego Fryderyka (tego od nut a nie armat). Lecz niezależnie od swego pomnikowego charakteru i perfekcji przebijającej z każdej frazy, są to wykonania przede wszystkim piękne i wzruszające; bez wątpienia bardziej służące samej muzyce aniżeli sławie czy artystycznym humorom wykonującego ją pianisty. Artur Rubinsteinj był w każdym calu perfekcyjny, pod każdym względem doskonały. Z małego geniusza wyrósł wielki pianista i takim go zapamiętamy. Doskonałym.

Władymir Horowitz (1903-89)

HorowitzPodobnie jak Rubinstein, Horowitz (ros. Gorowicz) był Żydem, ale nie polskim tylko ukraińskim. Urodził się w Kijowie – jego pierwszą nauczycielką była matka, także pianistka. Studia w konserwatorium rozpoczął mając lat dziewięć, ponieważ był, rzecz jasna, cudownym dzieckiem. Jego kariera naznaczona została tragicznym piętnem; kiedy w 1927 odmówił powrotu z tournée do ZSRR, ojca i brata zesłano do łagru i tam zamordowano.

W kręgach artystycznych, zwłaszcza żydowskich, cieszy się Horowitz wyjątkową estymą i jest kreowany na największego pianistę w dziejach. Nie jest to do końca prawdą, ale prawdy z pewnością bliskie. Jego mistrzostwo techniczne pozostaje godne najwyższego podziwu, styl interpretacyjny nie ustępuje technice. W odróżnieniu od Rubinsteina nie był to styl wyważony i perfekcyjny, tyko romantyczny i pełen dynamicznych kontrastów. Znać w nim duszę targaną rozterkami, poddaną cierpieniom i zmaganiom wewnętrznym. Ta ekspresyjna maniera nie jest jednak w przypadku Horowitza manieryczna czy histeryczna, z wielką mocą przekonując do siebie i wspaniałym artystycznym przesłaniem trafiając w duch chopinowski. Palec losu, tak dotkliwie go tykający, pokazał jednocześnie Horowitzowi niepowtarzalny kierunek stylu. Mnie w każdym razie jego romantyczny i ekspresyjny Chopin, w partiach popisowych palcowany z oszałamiającą szybkością i precyzją, ogromnie się podoba, zwłaszcza w odniesieniu do nagrań z końca lat 40-tych i początku 50-tych. W latach 1953-65 przeszedł Horowitz pierwsze głębokie załamanie nerwowe i choć powracał później w wielkim stylu, starsze nagrania są według mnie najlepsze – pełne artystycznego porywu, pasji i nieskazitelnej techniki. Wiadomo, że w roku 1926 Horowitz dokonał także nagrań na rolkach papierowych, ale ich los nie jest mi znany.

Dinu Lipatti (1917-50)

LipattiPowiadają o Lipattim, że był darem niebios, który, jako wybraniec bogów, musiał umrzeć młodo. Był też uczniem Alfreda Cortot, Strawińskiego i Schnabla. Także kolegą Klary Haskil, która z goryczą mawiała o nim, iż musi być sprawką Szatana – oddanie tyle talentu Dinu, jej zostawienie go tak mało.

Lipatti urodził się w Bukareszcie, w rodzinie muzyków. Ojciec był skrzypkiem, matka pianistką. Ojcem chrzestnym został kompozytor George Enescu. Jak przystało na genialne dziecko, Lipatti kształcił się od najmłodszych lat; w wieku trzynastu dawał publiczne koncerty. Ci, którzy go znali, podkreślali, że nie tylko był geniuszem fortepianu, ale także pięknym człowiekiem. Pięknym zarówno fizycznie jak i duchowo. Jego aksamitne spojrzenie zniewalało Nadię Boulanger, a Yehudi Menuhin nazwał go „żywym wcieleniem królestwa ducha”.

Dinu Lipatti nie pozostawił niestety wielu nagrań, a te, które się zachowały, okazują się złej jakości. Bardzo utrudnia to głębsze wejrzenie w jego kunszt pianistyczny, który być musiał niezwykły, skoro gdy już był chory i zachodziła obawa, że nie będzie w stanie dokończyć występu, na wszelki wypadek za kulisami czekał z zastępstwem sam Nikita Magaloff.

W wieku trzydziestu lat Lipatti nieuleczalnie zachorował. Mimo to dawał koncerty. Podczas ostatniego, na dwa miesiące przed śmiercią, nie mogąc już podołać trudnościom technicznym chopinowskiego walca, żegnając się z publicznością i opuszczającym go życiem zagrał kantatę Bacha Jezus moją radością.

Styl Lipattiego przypomina trochę styl Rubinsteina, choć sam Rubinstein powiadał, że gra Chopina jak Mozarta – prawdziwy Chopin to Lipatti. Niewątpliwie Chopin Lipattiego, choć też wyważony i spokojny, okazuje się bardziej śpiewny. Płynie niczym muzyka sama: nieskazitelny, roztańczony i doskonały. Wielu dopatrywało się w tym reinkarnacji samego Chopina, ale tego oczywiście wiedzieć nie możemy. Tak czy inaczej te właśnie wykonania Walców uchodzą za wzorcowe.

Nie umiem powiedzieć, czy nie jest to czasem jedynie wpływem słabej jakości nagrań, ale mnie Lipatti wydaje się często nieobecny, ezoteryczny i nierealny. Gra jakby faktycznie przychodził z innego wymiaru i rzeczywiście był darem niebios, tylko na chwilę w bycie ziemskim na jego ozdobę bytującym.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

11 komentarzy w “Fortepian Chopina

  1. Jan Laron pisze:

    Bardzo ciekawie Pan przedstawil plusy i minusy wielkich wykonawcow Chopina. Jesli zastanawialem sie czy kupic wykonania Samsona Francoisa to po przeczytaniu zamawiam. Ciesze sie ze nie jestem wyjatkiem bo mnie ostatnie nagrania Zimermana tez nie poruszaja. Szczegolnie ostatnie nagranie koncertow. Martha powinna tez sie znalesc w Pana artykule jako wyjatkowa chopinistka. Polecam Nocturny w wykonaniu Marii Pires (DG), Mazurki Andrzeja Czajkowkiego i nagrania Chopina Cypriana Katsarisa. Z starszej generacji Friedmana. Takze Shura Cherkaski gral Chopina niesamowicie.

    Dziekuje za niezwykle profesjonalne recenzje sprzetu, szczegolnie sluchawek.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Martę posiadam w płytotece, ale akurat nie z Chopinem. Co do Shury, to zgoda, ale żadnej jego płyty nie mam. Nie trafiło się.

      Pozdrowienia

  2. Paweł pisze:

    Początkowo dalece kontrowersyjna i niewybredna uwaga o chopinowskiej „muzyce uginającej się od ornamentów i ozdobników oraz docierającej do samych granic kiczu i przesady” nieco mnie zmroziła, ale przetrwałem i poza tym szczegółem tekst bardzo interesujący. Chopin był wielkim innowatorem w swoich czasach. Niezrównany geniusz, chociaż ograniczający się repertuarowo do prawie wyłącznie pojedynczego instrumentu.

    Pana wielce udany felieton edukacyjny aż się prosi o kontynuację w postaci części drugiej, na temat metrykalnie młodszych artystów:

    1. Wspomniana (przez Jana Larona) Portugalka – Maria Joao Pires i jej przecudowne Nokturny.

    2. Martha Argerich i jej wysoko cenione Preludia op. 28.

    3. Inna Argentynka i laureatka konkursu chopinowskiego – Ingrid Fliter i jej cudowny komplet Walców Chopina.

    4. Kevin Kenner – amerykański laureat konkursu chopinowskiego i jego propozycja przedstawienia Ballad.

    5. Rafał Blechacz – za konkurs chopinowski i całokształt.

    6. Kate Liu – jako wielka nadzieja.

    Etc., etc. …

  3. Michal Pastuszak pisze:

    Tu sie prosi o dodanie jeszcze jednego wielkiego pianisty do tej szanownej listy. Mowa o Jozefie Lhevinne (1874-1944), mogl byc bardzo slawnym pianista, ale wykazywal wieksze zamilowanie do uczenia innych i temu poswiecil swoja kariere. Laczyl nieziemska technike z muzykalnoscia, czy tez raczej rytmem, na ktory bardzo zwracal uwage. Uczeszczal do klasy muzycznej z Rachmaninowem i Skriabinem, ukonczyl naturalnie z wynikiem pierwszym. Szkoda ze tak malo nagran sie zachowalo, ale mam kilka plyt z Szopenem w jego wykonaniu, ta muzyka sama zlatuje kiedy on gra, mozg sie zupelnie poddaje tej latwosci grania.

    Bussoni rzekl kiedys do grupy swoich studentow: „Moglbym Was wszystkich wrzucic do jednego kotla i zmieszac, ale i tak nie wyszedl by z tego jeden Jozef Lhevinne”

    https://www.youtube.com/watch?v=5D6VrcW4Sgw

  4. Piotr Ryka pisze:

    Najbardziej niesamowitą technicznie Campanellę zagrał moim zdaniem Hofmann, który nie tylko miał najszybsze palce, ale też grał niezwykle melodyjnie. Muzykalnie, jak mógłby napisać dzisiejszy audiofil.
    https://www.youtube.com/watch?v=b606e_RpN40

    Pięknie też zagrał ją po swojemu Paderewski
    https://www.youtube.com/watch?v=Xwb42QKgbaQ

    1. Jan Laron pisze:

      Dla mnie najlepsze wykonanie Campanelli jest wykonanie Ferruccio busoni (nimbus ni 8810) Na cd jest takze fantastyczna chaconna i niefantastyczne preludia Chopina. Jesli oryginalna chaconna to proponuje wykonanie Idy Handel bardzo powolne ale to genialna skrzypaczka

      1. Piotr Ryka pisze:

        Ta właśnie płyta stała się powodem umieszczenia Busoniego w artykule. Faktycznie jest rewelacyjna. O specyficznych „Preludiach” napisałem.

  5. Paweł pisze:

    Pan Michał napisał o Jozefie Lhevinne: „mam kilka płyt z Szopenem w jego wykonaniu, ta muzyka sama zlatuje kiedy on gra, mozg sie zupelnie poddaje tej latwosci grania”.

    Na dodanie do listy bezsprzecznie zasługuje, to prawda, ale jak tych nagrań słuchać ? Nie spełniają żadnych podstawowych wymogów technicznych. Czasem już nawet trudno w pełni zachwycić się walcami Dinu Lipattiego (dlatego zostaje Ingrid Fliter) lub nagraniami Artura Rubinsteina z powodu technikaliów.

    To podobnie jak z płytami Rachmaninov plays Rachmaninov.

    Lubię osobiście dobre artystycznie nagrania, w dobrym opracowaniu technicznym ! Bynajmniej nie z powodu osławionej audiofilii. Uważam się co najwyżej za melomana, nie posiadającego audiofilskiego osprzętu.

    Może i taki Earl Wild z Royal Philharmonic Orchestra pod Horensteinem najlepiej wykonał koncerty Sergiusza Rachmaninowa, ale prawdziwa przyjemność ze słuchania pojawia się dopiero przy Krystianie Zimermanie. Właśnie z powodu technik zapisu materiału muzycznego.

    Do odsłuchiwania wykonań Jozefa Lhevinne’a słuchawki Philips Fidelio X2 się nie przydadzą . Wystarczą integra i głośniczki laptopa. Niestety.

    Ale samo uznanie umiejętności i dorobku, jak powiedziałem, słuszne.

  6. Tomasz Dąbrowski pisze:

    Muszę dodać, że nawet słabe technicznie nagrania Hofmana i Lhevinne’a nie przeszkadzają mi w uznaniu ich obu za najwybitniejszych pianistów jacy na świat przyszli. Byli w swojej epoce bez żadnej konkurencji a nowatorskie ujęcie muzyki Chopina przez obu niezależnie od siebie jest trudne do pojęcia. Ich drogi życiowe się przecinały w Tyflisie, Berlinie i zbiegły za oceanem, w USA. Gdy w Tyflisie Hofman dawał recital, przed nim gościł u Lhevinnów. Józef zagrał nieznany mu utwór, o dziwo Hofmanowi nieznany /to jego wyciąg z Lista/, więc poprosił o powtórne zagranie. Później po podwieczorku pojechali na recital. Po programie zaczęły się bisy. Rosina dostrzegła, iż Hofman się do niej uśmiechnął, „a później zagrał to, co mój Józef, tak samo”/opisała ten zdumiewający fakt w pamiętnikach/.
    Talenty obu Józefów dla nas nie do pojęcia – tak niezwykle.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Posłuchałem kilku nagrań Lhevinne’a – bez wątpienia śpiewność, bez wątpienia perfekcja. Szkoda, że wszystkie chopinowskie pochodzą z lat 30-tych, gdy miał już ponad pięćdziesiąt lat, chociaż tego akurat zupełnie nie słychać. Są też nagrania rolkowe z lat 20-tych, na YouTube znalazłem jedno, brzmi zachwycająco:
      https://www.youtube.com/watch?v=5D6VrcW4Sgw&ab_channel=Beckmesser2

  7. Marcin pisze:

    Yundi Li? Pasja, emocje, szybkość, szkoła Lisztowska… Laureat Chopinowski. Jeśli Busson jest szybki przy La Campanella to Li jest promieniem światła. Nie katuje przy tym fortepianu i potrafi wyrwać słowiańskie emocje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy