Recenzja: Accuphase SACD DP-900/DC-901

  Dźwięk cd.

Accuphase_DP-900DC-901_SACD_6   Napisałem kiedyś w recenzji DP-700, że nie potrafi ukazać więcej szczegółów niż mój Cairn, a tylko same dźwięki czyni piękniejszymi. Tymczasem DP-900 potrafi. Na znanym mi na wylot, jak mi się zdawało, utworze Leonarda Cohena „”Love itself” wyraźnie słychać w tle szum. W dodatku głośny i nieprzyjemny. Prawdopodobnie chodził wentylator, a może któryś mikrofon wyłapał szum taśmy. Nieistotne. Nie znam realiów nagraniowych jakie tam panowały. Ważne, że tego szumu nigdy wcześniej nie słyszałem, a u DP-900 jest tak wyraźny, że wylazł na mnie jak niedźwiedź z boru, kiedym się go wcale nie spodziewał. W tym sensie model DP-900 stanowi nową jakość i prosi się o porównanie z innymi liderami, zwłaszcza niezwykle ponoć wyrazistymi i szczegółowymi odtwarzaczami dCS.

Nasuwa się jednocześnie pytanie, czy taka ultra szczegółowość ma przełożenie na muzykę? Wszak odtwarzaczom dCS wielokrotnie stawiano zarzut czynienia dźwięku nazbyt technicznym, pozbawionym w dużej części ducha muzyki.

Pod tym względem Accuphase DP-900 jest niewątpliwie osiągnięciem szczególnym, ponieważ kiedy go słuchać, wydaje się wyjątkowo muzykalny i spokojny. Wynika to z charakteru jaki nadaje samym dźwiękom. Nie ma w nich nawet śladu ostrości, rozjaśnienia czy niedostatku tworzywa. Jeżeli nawet tego rodzaju negatywne zjawiska wystąpią, będą zawsze wynikiem wad urządzeń do odtwarzacza podpiętych i nie znam audiofilskiego wyrobu w podobnym stopniu wolnego od wad własnych i jednocześnie pozwalającego obiektywnie oceniać współwykonawców. Słowo „obiektywny” jest do Accuphase DP-900 po prostu przypisane. Zarazem jest to obiektywizm na niespotykanie wysokim poziomie. Kiedy zaczyna się słuchać – i nie tylko zaczyna – kiedy się po prostu słucha, wydaje się dominować muzykalność i spokój.Accuphase_DP-900DC-901_SACD_7 Ludzkie głosy są wyjątkowo naturalne i gdy puścić jakiś fragment zawierający normalną wypowiedź, jakiś komentarz albo konferansjerkę a nie muzykę, wówczas (nareszcie) spotykamy normalne ludzkie głosy, pozbawione sztucznej ekscytacji albo pogłosowości. Naturalna plastyczność zwykłego głosu, ten czerpany z życia prozaiczny realizm, okazuje się u DP-900 dużo lepszy niż u jakiegokolwiek odtwarzacza z jakim miałem do czynienia. A jednocześnie na bardzo wielu płytach, a właściwie na wszystkich, odkrywamy, czy też może raczej – mimowolnie częstowani jesteśmy – dźwiękami poprzednio nieobecnymi. Zrolowanymi, albo zagłuszonymi przez inne, nieumiejętnym odczytem zatracone.  Dziwna jest to mieszanka, narzucająca słuchaczowi początkowo wrażenie obcości, jak to się dzieje za każdym razem kiedy znajdziemy się po raz pierwszy w jakichś nowych okolicznościach. Dziwna, bo pierwsze wrażenie jest takie, że naturalność tego dźwięku niczego nowego poza elegancją i poczuciem prawdziwości przed nami nie odkryją. A tu naraz pośród tego piękna i pełnej kontroli nad brzmieniem, pod całkowitą nieobecność jakichkolwiek sopranowych przedobrzeń czy rozjaśnionego tła, naraz podchodzą do nas nieznane wcześniej szczegóły i brzmienia, i człowiek czuje się zdumiony i trochę w tym wszystkim zagubiony.

Potem następuje oczywiście zjawisko odwrotne i nieprzyjemnie będziemy się czuli wracając do własnego odtwarzacza, z jego licznymi ułomnościami, czego nie doświadczą jedynie ci, którzy przy Accuphase pozostaną albo są właścicielami innego odtwarzacza o podobnych własnościach. (Osobiście nie miałem przyjemności.)

Accuphase_DP-900DC-901_SACD_8Oddzielną w tym wszystkim kwestią jest zapis SACD. Wiele przetoczyło się debat nad tym, czy wnosi on cokolwiek nowego, czy da się w ogóle odróżnić warstwę SACD od tradycyjnej, a jeśli nawet, to czy są to jakieś istotne różnice i czy pozytywne. Sam swego czasu odnotowałem, że różnice te polegają na bogatszym teksturowaniu i większej dynamice gęstszego formatu, i że niektóre odtwarzacze ukazują to wyraźnie, a inne niekoniecznie. W przypadku DP-900 słowo „wyraźnie” to mało powiedziane. U niego płyty SACD to są naprawdę inne płyty. Płyty trójwarstwowe. Albowiem sama warstwa SACD rozpada się jakby na dwie prezentacje. Jedną jest sama muzyka, podana z wielką maestrią i przepychem, a drugą warsztat samego nagrania. Przy swej nie notowanej dotąd szczegółowości wydobywa bowiem DP-900 wszystko co nagraniu towarzyszyło; każdy szmer, szelest, oddech – i przede wszystkim tak zwany szum starej płyty. To wszystko jest uwidocznione nie dość że bardzo wyraźnie, to jeszcze wyjątkowo plastycznie. A zatem realnie, a więc prawdziwie. Tutaj szurnięcie krzesła czy szelest kartek nie mają formy domyślnej. Nie mówimy sobie – Aha, to słychać oddech zasapanego solisty, albo – To przecież ptaki tam w tle śpiewają. Tutaj wszystko podane jest z oczywistą realnością i bez żadnego „aha”, a człowiek aż się wzdraga, takie jest prawdziwe.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: Accuphase SACD DP-900/DC-901

  1. roman pisze:

    Ciekawe ile osób w naszym kraju to kupi?
    Zazdroszcze Ci obcowania z takim sprzętem,z drugiej strony współczuję gdy trzeba wrócić do tego co się ma…

  2. Piotr Ryka pisze:

    Dwie już mają. A piękny dźwięk mieszka w wielu miejscach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy