Accuphase nie rezygnuje. Wielu jest takich co wieszczą koniec ery odtwarzaczy CD, a jeszcze więcej tych, którzy odtrąbili koniec formatu SACD, tymczasem japoński siewca high-endu zbiera kolejne żniwo w postaci dzielonego odtwarzacza SACD za arystokratyczne pieniądze, całkiem nie pomny tych fanfar i przepowiedni. Lecz jak może być inaczej, skoro Accuphase to marka jak najściślej z high-endem złączona, założona w 1972 roku przez Jiro Kasugę skutkiem jego i jego współpracowników niezgody na politykę koncernu Kenwood, promującą produkcję masową kosztem wyrobów luksusowych.
Od samego zarania, od samej idei założycielskiej, Accuphase to synonim przedsięwzięć mistrzowskich i elitarna kuźnia high-endu, woląca produkować wspaniałe miecze dla audiofilskich rycerzy od scyzoryków dla pospólstwa. Jej zawołanie rodowe brzmi „Enrich Life through Technology” – wzbogacaj życie poprzez technikę. A grecka techne, to tyle co sztuka. Sztuka myślenia, umiejętności, życia. W tym wypadku sztuka czynienia muzyki natychmiast dostępną i jednocześnie jak żywą, bo muzyka, powiada Accuphase, to nasze oczyszczenie i nasza inspiracja.
Wracając do spraw przyziemnych. High-end ma się bardzo dobrze i będzie się miał, czemu poświęciłem osobne teksty. Co do samego formatu SACD, to faktycznie nie zawojował on rynku, ale już na etapie koncepcyjnym miało to być przedsięwzięcie elitarne, skierowane do koneserów dźwięku, z dalszym dopiero ewentualnym wyjściem na masowego klienta. To wyjście się nie powiodło, a w międzyczasie znaczną część bazaru audiofilskich smakoszy odebrał SACD powracający zza grobu analog na winylowych krążkach, jednak z uwagi na łatwość obsługi względem płyt analogowych i większą estymę w odniesieniu do „niematerialnych” i obciążonych komputerowym rodowodem plików muzycznych, mają płyty CD i SACD wciąż znaczny udział w rynku muzycznych nagrań, a wieści o ich śmierci wydają się przedwczesne i przesadzone. Tak w każdym razie uważa firma Accuphase, która miast podążać za modą na pliki i gramofony, najspokojniej skierowała do sprzedaży trzy kolejne odtwarzacze CD/SACD, pokrywając nimi cały użytkowany przez siebie zakres konsumencki, od średnio zamożnego klienta poczynając, a na milionerach kończąc. Przedmiotem tej recenzji jest bowiem wyrób skierowany do milionerów, w każdym razie takich liczonych w walutach bardziej rozdrobnionych od brytyjskich funtów czy amerykańskich dolarów. Trudno bowiem nie będąc złotówkowym czy rublowym milionerem nabyć odtwarzacz kosztujący 175 000, – zł. Można oczywiście na kredyt, ale tylko kiedy ma się pewne i intratne źródło bieżących dochodów. Kwestie ekonomiczne nie są jednak moim tu zmartwieniem, bo nie o ekonomii chcę pisać.
Ciekawe ile osób w naszym kraju to kupi?
Zazdroszcze Ci obcowania z takim sprzętem,z drugiej strony współczuję gdy trzeba wrócić do tego co się ma…
Dwie już mają. A piękny dźwięk mieszka w wielu miejscach.