Recenzja: SPL Phonitor

Odsłuch

SLP_Phonitor_3   Właśnie, E9. Jak się okazuje, to bardzo pomyślny zbieg okoliczności. Na stronie internetowej „Head-Fi” zaistniał bowiem wątek o Phonitorze zamieszczony tam przez samego producenta, a ściślej jakąś firmę z nim powiązaną, gdzie napisano wyraźnie, iż są to słuchawki do tego wzmacniacza najbardziej zalecane, pozwalające najlepiej spośród wszystkich rozwinąć mu skrzydła i ukazać pełnię możliwości. A skoro tak, no to jazda, niechże rozwija!

Skrzydła te przyszło Phonitor’owi rozwijać w towarzystwie ASL Twin-Head, który jako mój nadworny słuchawkowy magik stał się naturalnym jego sparingpartnerem i recenzentem. Poszło to tym łatwiej, że oba wzmacniacze pracowały równolegle: T-H na wyjściu RCA odtwarzacza, a Phonitor na symetrycznym. Wystarczyło zatem ustawić u obu jednakowy poziom głośności i tylko przekładać słuchawki z dziurki do dziurki.

Powiem tak, to rozwinięcie skrzydeł nie poszło Phonitor’owi zrazu zbyt dobrze. Dźwięk od Twin-Head’a miał znacznie dalszy i mniej gładki. To że dalszy, to oczywiście nic złego. Skoro ma z założenia generować wirtualne głośniki, tak właśnie przecież być powinno. Lecz jednocześnie ta dal nie przekładała się na porywający dźwiękowy spektakl. W połączeniu z pewną szorstkością dźwięku i jego dużo mniejszą niż u T-H głębią dawało to efekt wyraźnie gorszego grania. Trochę tym zmartwiony – ale nie aż tak znów bardzo, bo zawszeć miłym jest gdy własny sprzęt okazuje się lepszy – przystąpiłem do sprawdzania jak też się sprawują te wszystkie techniczne cuda do budowania słuchawkowej „artificial reality”.

SLP_Phonitor_4Przyznać trzeba, że działają, aczkolwiek zgodnie z zapowiedzią w sposób stonowany. Tym niemniej dźwięk zarówno pod wpływem efektu „cross” jak i „center” znacznie zmienia charakter, przy czym podobnie jak w przypadku Grace Design generalnie biorąc mięknie nieco i staje się powabniejszy oraz bardziej naturalny. Taki „bez cyfrowego nalotu”, jak to niektórzy chcą nazywać, chociaż ja nie lubię tego określenia. Jest dla mnie zbyt trudne, gdyż sam nigdy żadnych cyfr na dźwięku nie zarejestrowałem. Zaznaczyć przy tym z całym naciskiem należy, że wraz z uruchomieniem procesorów przestrzennych nie pojawia się żaden efekt ujemny, na przykład w postaci utraty szczegółowości albo zatarcia konturów. Zmienia się jedynie charakter brzmienia i to niewątpliwie na lepsze. Stosunkowo najmniej słyszalne jest przy tym manewrowanie kątem wirtualnych głośników. To są już prawdziwe subtelności, aczkolwiek dające się je jeszcze wychwycić. Być może długotrwałe zżycie z Phonitor’em pozwala na bardziej wnikliwe zgłębianie tego niuansu i ktoś kiedyś opisze to lepiej, sam natomiast nie odnotowałem w tym kątowym balansowaniu niczego ponad fakt, że dźwięk rzeczywiście trochę się zmienia, a najlepsze wydają się ustawienia pośrednie. Ślepego testu jednak na pewno bym nie przeszedł. Co innego dwa ustawienia pozostałe; tutaj zmiany są istotne, zwłaszcza względem stanu surowego, czyli z wyłączeniem efektów.

„Cross”, jak już mówiłem, zmiękcza dźwięk idąc w stronę jego lampowości, a „center” zgodnie z obietnicą podnosi spójność sceny i to wyraźnie. Cóż z tego jednak, powiecie, skoro Twin-Head i tak grał lepiej. Fakt, grał, ale ta przykra dla Phonitor’a sytuacja uległa zasadniczej zmianie kilka dni później. Przybył wówczas od Nautilusa na test dzielony odtwarzacz Ayon CD-3, którego osobną recenzję spodziewam się wkrótce popełnić. A jest to odtwarzacz co do przewag którego zdania są podzielone, niemniej wszyscy są zgodni, że gra bardzo analogowym dźwiękiem.

SLP_Phonitor_5Wpinać w niego Phonitor’a, czy nie wpinać? Głupie pytanie. Oczywiście, że wpiąłem. I wówczas przeżyłem wstrząs a szczęka mi z lekka opadła. Świetne źródło grające analogowym dźwiękiem ze znakomitą dynamiką, to jest to czego Phonitorowi potrzeba do szczęścia. Częsta przypadłość tranzystorowych wzmacniaczy –  pewien niedostatek kultury brzmienia –  z miejsca poszedł precz, a w jego miejsce pojawiła się muzyka. I to muzyka znakomita, z werwą, zacięciem, pięknie wyrażona scenicznie i wspaniale łącząca walor chropowatości tekstur z muzykalnością. Para Ayon-Phonitor jest jakby dla siebie stworzona. To w ogóle jest wymarzony odtwarzacz dla nerwowych i dosadnie brzmiących wzmacniaczy, że wymienię choćby oba Lebeny. Z kolei dla takiego Twin-Heada niekoniecznie, bo ten woli bardziej analityczny sygnał, który sam sobie potrafi umuzykalnić. Nie znaczy to, że Ayon i Twin-Head źle współpracowali, ale w tym wypadku postęp względem Cairna był niejednoznaczny. W przypadku słuchawek AKG K1000 niektóre płyty z Cairnem wypadały lepiej, natomiast z E9 Ayon niewątpliwie pchnął sprawę jakości brzmienia do przodu. To jednak historia na jego własną recenzję.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

10 komentarzy w “Recenzja: SPL Phonitor

  1. Maciej pisze:

    Mniemam, że gramofon plus Phonitor plus obecne DT150 powinny wprost wlewać ambrozję do uszu.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Bardzo możliwe, ale nie miałem okazji sprawdzić.

  2. Maciej pisze:

    No Piotrze, wyjąłeś mi to z ust, zakładam że filozofia firmy nie zmienia się:

    'Często można spotkać w recenzjach wynurzenia o lampowej magii, a bardzo rzadko o tranzystorowej. Faktycznie, lampy zwykle grają bardziej uwodzicielsko, a jeszcze do tego hipnotyzują światłem. SPL Phonitor dowodzi jednak, że istnieje także magia tranzystorowa, ponieważ jego prezentacji z odpowiednim odtwarzaczem i słuchawkami inaczej niż magiczną nazwać się nie da. Nazbyt to jest realistyczne i do słuchacza docierające, aby określić to inaczej. ’

    1. PIotr Ryka pisze:

      Dzwoniłem do Musictoolz i Phonitora X nie mają. Może będzie, a jak będzie to pożyczą, ale na razie nie ma. I tyle tranzystorowej magii…

  3. Maciej pisze:

    No ale nie pal etapów, jeszcze Phonitor 2 przed Tobą 🙂

  4. Maciej pisze:

    o kurcze, rozkręcają się:

    https://spl.info

  5. Maciej pisze:

    i dac osobny,,, wow.

  6. PIotr Ryka pisze:

    Tranzystorowa magia istnieje niewątpliwie. Nie ma co do tego wątpliwości. Najdobitniej mi się przedstawiła we wzmacniaczu Avantgarde i monoblokach Accuphase. Na razie. Liczę na więcej.

  7. Maciej pisze:

    no tak, przy nich SPL to entry level. Ale T1 to czysta słodycz na Phonitorze. Świetlista słodycz i bezkres przestrzeni.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Oj, bo zażądam pożyczki 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy