Recenzja: Ear Stream Sonic Pearl

Wygląd i walory użytkowe

Firma Ear Stream ewoluuje jak dotąd tylko w jednym kierunku – Semper in altum – czyli zawsze w górę. Najpierw był maleńki Moonlight za 800 złotych, potem pierwsza wersja Black Pearl, równie malutka, lecz kosztująca już złotych1300, a następnie także Czarna Perła, ale już w dużo większej obudowie i ulepszona, za z górą dwa tysiące. Obecnie otrzymujemy Sonic Pearl; wyrób konstrukcyjnie odmienny, szczycący się zaawansowaną myślą technologiczną i podzespołami o profesjonalnym, telekomunikacyjnym rodowodzie, a przy tym opakowany w jeszcze dużo większą obudowę, o eleganckim wzornictwie i wykonaniu. Waży ten Sonic także wiele razy więcej, bo aż8 kilogramów. Skok jest jednak nie tylko inżynieryjny, podzespołowy, estetyczny i objętościowy. Jest także cenowy. Nowy wyrób kosztuje 5900 złotych, na które obok samych wymogów konstrukcyjnych składają się – jak wyjaśnia producent – koszty prowadzenia firmy, szacowane na kilkadziesiąt procent. Cóż począć, tak to już jest. Państwo każdemu do kieszeni pcha łapę; no ale nawet kiedy odejmiemy jakieś trzydzieści, czterdzieści procent niepomijalnych danin i tak pozostanie pokaźna kwota, dalece wyższa od tych za poprzednie konstrukcje, pochodzące jeszcze z czasów formalnie amatorskich.

Czy ma to pokrycie w faktach, czy się rekompensuje?

Jesteśmy przy sprawach konstrukcyjnych, zatem najpierw o nich.

Od tej strony przyrost cenowy wydaje się jak najbardziej uzasadniony, a rzecz wygląda następująco: Wzmacniacz otrzymujemy w jednej z dwóch dostępnych kolorystyk – białej albo czarnej. Ja wolę czarną i dlatego dostałem białą. Inni bowiem także woleli, zapłacili i dostali, a mnie ostał się ten biały. Gdyby nie stał koło mnie, mógłbym narzekać, lecz że go widzę, narzekać nie śmiem, bo prezentuje się urodziwie. Przede wszystkim biel jest leciuteńko kremowa, nie wygląda zatem jak fartuch pielęgniarki tylko jak śmietanka do kawy, czyli smakowicie. Poza tym na panelu przednim rozsiadło się wielgachne pokrętło potencjometru, które jest estetycznie ekskluzywne, ma bowiem kształt półkulistego puklerza. Przyciąga dzięki temu wzrok, miło się kręci i stanowi akcent dominujący. Zdobi je ciemne oczko pozycjonujące wychył, a okala łańcuszek sitodrukowych prostokącików, wyznaczających skalę. Podobnie jak we wzmacniaczu Strussa tego typu oprawa regulatora siły głosu okazuje się zabiegiem udanym. Poza centralnym pokrętłem mamy delikatnie świecącą bursztynowym światełkiem diodę aktywności oraz pojedyncze gniazdo słuchawkowe. Całość skomponowana jest symetrycznie i ładnie. Za panelem przednim rozciąga się pokaźny grzbiet, bo wzmacniacz ma rozmiary naprawdę okazałe, a na przeciwległym panelu tylnym odnajdujemy złocone wejścia i wyjścia RCA, gniazdo zasilania oraz włącznik główny. Fakt obecności gniazd wyjściowych zaświadcza o funkcji przedwzmacniacza, w którą najnowszy wyrób Ear Stream faktycznie jest zaopatrzony.

Sonic Pearl

Wraz ze wzmacniaczem otrzymujemy Słowo od konstruktora, obszernie wyjaśniające jego zamysł. Dowiadujemy się zeń, że wzmacniacz jest oparty na wysokiej klasy podzespołach o telekomunikacyjnym rodowodzie, co zapewnia mu najwyższe parametry transmisji i obróbki sygnału. Czytamy też, że konstrukcja łączy minimalizm komplikacyjny z maksymalizmem reżimu technologicznego oraz samych założeń jakościowych i zrealizowana została niemal całkowicie w technologii point-to-point – a wszystko to ma dać wspaniały efekt dźwiękowy. Czy faktycznie go daje, to już sami będziemy rozstrzygać, bo nasrożony recenzent w nic na słowo wierzyć nie może. (Nie nasrożony również.)

Spośród spraw technologicznych uwagę zwraca duża moc wyjściowa (1,5 W przy 30 Ω) i szerokie pasmo przenoszenia (13 – 60 000 Hz). I rzeczywiście, słuchawki wysterowują się z wielką łatwością, toteż nawet te najbardziej wymagające konstrukcje ortodynamiczne da się od biedy napędzić, choć do wymaganych przez nie pięciu watów sporo jednak zabraknie. Pozostałe, w tym te mniej wymagające ortodynamiki, napędzi się bez żadnego wysiłku, wręcz od niechcenia.

Wzmacniacz osadzono na szerokich nóżkach z twardego tworzywa, których wysokość można regulować śrubowo, przy czym ich sztywność zapewnia zdaniem producenta poprawę brzmienia.

A skoro już mocno stoi na czterech łapach, posłuchajmy co potrafi.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

15 komentarzy w “Recenzja: Ear Stream Sonic Pearl

  1. Fantastic issues altogether, you just won a logo new reader. What would you suggest about your publish that you just made some days in the past? Any sure?

  2. Piotr Ryka pisze:

    All previous reviews should be here after some time.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jak widzę do autopromocji na HiFiPhilosophy przystąpiła kolejna strona. Sęk w tym, że o jakości dźwięku decyduje czasem coś bardzo niepozornego, nad odkryciem czego można spędzić lata. DNA pawiana różni się od DNA człowieka bardzo nieznacznie, a jednak rezultaty są dosyć różne, chociaż złośliwość nieraz podobna.

  3. zenek73 pisze:

    A ja się nie zgodzę. Jak to powiedział mi kumpel przy okazji afery z tym wzmacniaczem. To jak zegarki. Kupisz taki za 20 zł albo za 10 tyś. Ale wiesz za co zapłaciłeś i nikt nie wmawia ci że ten za 10 tyś lepiej odmierza czas.
    Urządzenie audio musi też dobrze wyglądać. A to co w środku mówi nam o dbałości technicznej twórcy. Jeśli on nie przykłada uwagi do czegoś tak podstawowego jak technika lutowania…
    Jestem po technikum elektronicznym i na pewno moje luty wyglądały by o niebo lepiej mimo że lutownice trzymam raz na parę lat.
    Niestety nie ma żadnego usprawiedliwienia dla autora urządzenia. Żadnego. Autor recenzji jeśli tylko słyszał jak gra i mu się podobało to ok. Ale jeśli nie zapaliła mu się wielka czerwona lampka na widok czegoś co jest w środku…
    Ja osobiście przestałem wierzyć w większość recenzji sprzętu audio po tej Wpadce. Oglądam elektronikę w środku, wykonanie obudowy, sam będę słuchał brzmienia i koniec. Żadnego audioplanktonu. Ma być solidne i ładnie grać moim uszom. Niestety ale autor tego urządzenia bardzo źle przysłużył się Audio w Polsce. A już tym DIY w szczególności.
    Pogratulować.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wpadce czyli czym? Kupiłeś? Słuchałeś? Źle grało?

      1. Piotr Ryka pisze:

        Zaglądanie do środka może być bardzo pouczające, ale gdyby na jego podstawie szacować potrzebę kupna psa, nikt by psa nie kupił.

        Przytoczę opowieść pewnego znakomitego konstruktora, któremu nie sposób zarzucić braku kompetencji. Wykonał kiedyś prototypowy wzmacniacz, który po sprawdzeniu okazał się grać rewelacyjnie. Szybko znalazł się nabywca z zagranicy, nawet zza oceanu, i wzmacniacz odleciał przed sporządzeniem kolejnego egzemplarza. Niedługo powstał kolejny i wówczas okazało się, że jak to mówią – nie gra. Trzy lata zajęło mi przypomnienie sobie tego głupstwa, które w tym pierwszym zrobiłem inaczej – wspominał twórca kręcąc głową. A potem mówi się, że zaprojektować dobry wzmacniacz to żadna sztuka.

        Czasami o różnicy pomiędzy dobrym a złym wzmacniaczem decyduje coś bardzo małego, czego w ogóle nie widać na pierwszy rzut oka, ani nie można podejrzewać o bycie elementem znaczącym. Duży garnek zawsze rozpoznamy jako duży garnek, ale dobrego wzmacniacza na podstawie samego wyglądu wnętrza odróżnić od przeciętnego nie sposób.

        1. luki pisze:

          Zgodzę się z tym – ale tutaj nie mowa o odróżnianiu dobrego od przeciętnego – tylko o badziewiu którego koszt produkcji to 10 zł. Gratuluję wszystkim którzy to kupili i zapłacili za to takie pieniądze. Chociaż z drugiej strony zastanawiam się po co ostrzegać ludzi przed takimi oszustwami – skoro ciągle można na Was dobrze zarobić – bo i tak będziecie obstawać przy swoim. To może lepiej wypuszczę następną serię takiego super czaderskiego wzmacniacza jak to zrobił poprzednik – zrobię za 10 zł z byle czego i będę sprzedawał po 5000 zł. Zawsze znajdzie się naiwniak twierdzący że gra to świetnie. Proponuję najpierw zacząć od przeczyszczenia uszu – a później przeczytania książki na temat elektroniki. To tylko wygląda tak strasznie.

  4. Miron pisze:

    Napiszę jak inżynier-elektronik i nauczyciel. Co to jest „Maksymalne napięcie liniowe”? Domyślam się, że chodzi o amplitudę sygnału na wyjściu liniowym. Ale wówczas należy podać, jakie są zniekształcenia nieliniowe przy takiej amplitudzie, bo z pewnością są i to najprawdopodobniej słyszalne. Przede wszystkim jednak, kto pomierzył te „parametry”? Czy przypadkiem nie sam konstruktor? I czy rzeczywiście je pomierzył? Sądząc po układzie elektronicznym tego niesamowitego wzmacniacza, po żenująco niskiej jakości wykonania (płytki uniwersalne! luty!), nie dysponuje raczej żadnym sprzętem pomiarowym i podane wartości pochodzą po prostu z kapelusza. Trzeba pamiętać przy tym o naczelnej zasadzie: sprzęt pomiarowy powinien być co najmniej o klasę wyższy niż badany (w skład sprzętu pomiarowego wchodzą oczywiście źródła sygnału). Czy rzeczywiście taki został użyty? Gdyby tak było, to bezwzględnie konieczne byłyby charakterystyki częstotliwościowe (amplitudowa, fazowa, opóźnienia fazowego i grupowego) dla obu kanałów oddzielnie wraz z wyszczególnionymi różnicami. To wszystko dopiero świadczy o klasie sprzętu.

    Jeżeli przy zwiększonym obciążeniu następuje zauważalne obcięcie pasma od dołu, to znaczy, że układ jest źle zaprojektowany i nie ma nad czym dalej dywagować.

    W środku zwykłe druty, niechlujnie polutowane. Czy konstruktor i recenzent nie wiedzą o tym, że aluminiowa obudowa nie ekranuje przed składową magnetyczną pola elektromagnetycznego? Cała elektronika jest całkowicie odsłonięta dla tej składowej, a i składowa elektryczna wskutek nienadzwyczajnej przewodności aluminium również przedostaje się w pewnym stopniu do środka. Po co stosować drogie kable połączeniowe, jeżeli potem prowadzimy kilkanaście-kilkadziesiąt centymetrów zwykłego przewodu, niedbale ułożonego w skrętkę?

    Transformator nie jest odseparowany żadnym ekranem magnetycznym od reszty układu. Wprawdzie może to być transformator tzw. ekranowany do zastosowań audio, ale w sprzęcie za TAKIE pieniądze nie należy oszczędzać na niczym. Prawda?

    Na dostępnych w innym miejscu zdjęciach widać jakieś układy scalone ze starannie wyskrobanymi oznaczeniami. Co tu jest do ukrycia? Że taki wzmacniacz uniwersalny audio można kupić za kilkanaście złotych? A ten zasilacz, to już zupełna pomyłka…

    Z czysto technicznego punktu widzenia ten sprzęt nie jest wart 200-300 zł. Jeżeli ktoś chce wydać więcej, powinien się nad sobą poważnie zastanowić.

  5. luki pisze:

    Ten Pan już chyba niczego nie sprzedaje 🙂 Wiadomo. Każdy chce zarobić – a tym bardziej na naiwności innych ludzi – gdzie wszyscy wierzą w moc pieniądza. Tak to już jest – jak nie znam się na antenie DVB-T – to kupuję droższą, bo prawdopodobnie będzie miała lepsze parametry – a w rzeczywistości może być gorsza od tej o 50% tańszej. Tutaj jest podobnie. Ludzie kupowali drogi sprzęt licząc na to że będzie w nim stosunek ceny do jakości – a w środku bubel. Oszustwo i tyle. Przypominają mi się przekręty made in china. Kieszeń na USB z dyskiem twardym – a w środku pendrive. Stacja lutownicza – transformatorowa – a w środku zamiast transformatora, kawał grubej blachy aby było ciężkie, a na grot sterowane triakiem 230V. Albo te ostatnio modne kamerki HD w breloku. HD robione z 640X480 – jakie to jest HD ?. Ale jak przeczyta to gość który nie ma zielonego pojęcia – to i tak uwierzy. Obudźcie się audiofile ! Nie wystarczy wierzyć ślepo w to co piszą sprzedawcy. Ta minimalna wiedza z zakresu elektroniki jest wymagana aby nie dać się okraść. To tak jakbyście kupili tonę kamieni pomalowanych na czarno i zapłacili za nie jak za węgiel – a po fakcie jeszcze obstawali przy swoim – widząc już co kupiliście. Prawda boli po serduchu – ale oszustwo boli po kieszeni jeszcze bardziej.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To dość bezczelny tekst złożony z samego czarnego PR-u. Wzmacniacz prezentował i wciąż prezentuje światową klasę, wytrzymując konkurencję z najlepszymi. Sam nie był najlepszy, ale należał do najlepszych. Radzę uważać z takimi tekstami, bo dojdę po adresie ip kto za tym stoi.

  6. roman pisze:

    Piotrze a słyszałeś przewody RCA Ear Stream ?Bo szukam jak najlepszego przewodu do 1500zŁ.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jeżeli potrzebujesz kabla uniwersalnego i dobrego pod każdym względem, to proponuję najtańszego Harmonixa. Oczywiście zawsze lepiej przed zakupem posłuchać.

  7. roman pisze:

    dziękuję,posłucham,napiszę tylko że bardzo podobał mi się jakiś Acrolink za 1300 zł,miał kapitalną scene dźwiekową ,ale brakowało mi trochę nasycenia na średnicy,dlatego myslałem że moze coś z polskich produktów da mi to czego potrzebuję w sensownej dla mnie cenie

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie czuję się znawcą całego okablowania. Wymieniłem jedynie kabel, który na mnie zrobił całościowo bardzo dobre wrażenie za takie pieniądze. Na pewno są inne ciekawe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy