Recenzja: Burson Audio HA-160DS

Wygląd i użyteczność

No dobrze, skoro ten wygląd jest aż tak wspaniały i analogiczny z doskonałością brzmieniową, wbijmy w niego nasze złe recenzorskie ślepia i go oszacujmy.

burson-audio-ha160ds1Wzmacniacz jest cały srebrny, ale nie wykonano go z aluminium, tylko z jakiegoś stopu. Prezentuje się sympatycznie i wykończono go starannie, jednakże kiedy go postawić na też w całości srebrnym, wyszczotkowanym i metalowym Cairnie, który cały jest z aluminium a nie stopu, przewaga estetyczna aluminiowej obudowy nie może budzić wątpliwości. Ja wiem: Cairn to pod tym względem ewenement, mogący bez wysiłku spuścić lanie w pojedynku na wygląd wielokrotnie droższym wyrobom, a poza tym to firma już nieistniejąca, która swą rynkową katastrofę zawdzięcza być może nazbyt wygórowanym aspiracjom estetycznym własnych zarządców, jednak fakt prezencyjnej przewagi pozostaje faktem, a przy tym wymienianie Mony Lisy Leonarda i Dawida Michała Anioła jako artystycznych inspiracji szczotkowanego stopu przyobleczonego w kształt średniej wielkości pudełka, to jednak spora przesada. Wzmacniacz Bursona prezentuje się sympatycznie i ma przyjemną dla oka zwartą konstrukcję, a jego obudowa jest grubościenna, masywna i sztywna, jednak żadne artystyczne osiągnięcie sztuki wzorniczej to nie jest. Porządna rzecz, i tyle. Centralnie umieszczone pokrętło potencjometru to standard, przy czym panel frontowy ozdobiono też wyfrezowanym logo wytwórcy, a jego narożniki ładnie zaokrąglono.

Po lewej stronie, obok pojedynczego gniazda słuchawkowego, niebieska dioda ze średnią siłą świecąca informuje nas o aktywności prądowej, a w prawym górnym rogu trzy bursztynowe diody zapalają się naprzemiennie, w zależności od wyboru wejścia dokonywanego za pomocą pojedynczego malutkiego przycinku zamontowanego poniżej. Wszystko to działa prosto i funkcjonalnie, a jeśli na upartego wskazywać jakieś niedociągnięcia, to moim zdaniem stromizna narastania siły dźwięku w potencjometrze powinna być nieco łagodniejsza, na przykład taka jak we wzmacniaczach Sony. Nic dokuczliwego to nie jest, ale skoro Burson utrzymuje, że lepiej już się nie da, to ja go informuję, że jednak to i owo trochę lepsze być by mogło. Pewnie, że blachy z czystego aluminium jak u Cairna i wielkie pokrętło jak u Sony cenę musiałyby podnieść niewiele dając w zamian, ale może dobrze by było, żeby dla bardziej wymagających klientów takie udoskonalenia dostępne były za dopłatą. Co do samego potencjometru, to krytyka ta trafia w próżnię, ponieważ wyższy model – Burson Audio HA-160D – oferuje w miejsce zwyczajnego Alpsa Blue drabinkę rezystancji, a także lepsze zasilanie, jednak obudowę ma identyczną. Całkiem ładną, acz niewątpliwie da się lepiej.

Na tylnym panelu mamy włącznik główny i klasyczny wtyk zasilania, a obok nich parę złoconych wejść RCA i gniazda USB oraz koaksjalne. Dla osób nie potrzebujących funkcji przetwornika cyfrowo analogowego Burson ma analogiczną konstrukcję o funkcję tę zubożoną i w związku z tym o sześćset złotych tańszą, a dla tych którzy pragną mieć prawdziwy kombajn, wspomniany model szczytowy, oferujący trzy w jednym: wzmacniacz słuchawkowy, przetwornik i przedwzmacniacz. Być może w dzisiejszych czasach, kiedy komputery gwałtownie szturmują audiofilski rynek, lepiej zaopatrzyć się właśnie w takie wszechstronne urządzenie, użyteczne przy ich obsłudze, ale póki co recenzujemy model pośredni, nieco uboższy, kosztujący za to 3 400 anie 5 000 złotych.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy