Recenzja: Schiit Mjølnir

Na początek Ayon

Schhit Mjølnir_7Duża dynamika, czystość i przenikliwość Ayona okazały się do Shiita bardzo dobrze pasować. Nawet stare nagrania zabrzmiały dźwięcznie i urokliwie, bez degradującej patyny i irytującej redukcji piękna, towarzyszących marnym wykonaniom. Shiit potrafił wydobyć z nich nawet czar ludzkich głosów, na sprzęcie gorszej jakości zupełnie niewidoczny. Oczywiście tym lepiej zabrzmiały nagrania lepsze. Muzyka elektroniczna pokazała misterność i ezoteryczność dźwięku, co w słuchawkach HiFiMAN HE-6 jest zjawiskiem niepowszednim, jako że wolą one sunąć nisko nad ziemią i atakować dużym dźwiękiem przykutym do realizmu. Tymczasem tutaj dominowała elegancja i polot, a soprany tryskały w górę niczym na elektrostatych. Względem innych napędów dla słuchawek ortodyniamicznych Shiit Mjølnir pompuje też w dźwięki więcej powietrza i całościowo podnosi tonację, przydając całości brzmieniowej innego charakteru – większej finezji i lekkości, a mniej basowych akcentów. Tak widać działa ten tranzystorowy OTL w wydaniu push-pull. Nie znaczy to, że nie będzie w tym basu. Basowej potęgi jeszcze nikomu się ortodynamikom odebrać nie udało, no i całe szczęście, bo to ich wielki atut. Jednak z Mjølnirem najniższego basu jest mniej, a wysokich tonów więcej, co daje wybór nabywcom w mierze doboru tonacji. Trzeba przy tym wyraźnie podkreślić, że taki wyżej postawiony przez Mjølnira ortodynamiczny dźwięk ma też skłonności do szybowania w muzycznych przestworzach. To taki bardziej ortodynamiczny szybowiec niźli kafar, że się bez ogródek wyrażę. Ma to oczywiście swoje konsekwencje, ale wcale nie takie oczywiste jak mógłby ktoś natychmiast pomyśleć. Bo weźmy ciężkiego rocka. Wydawać by się mogło, że to odjęcie na dole a dodanie na górze będzie w tym wypadku od rzeczy. Tymczasem wcale. Owszem, masa i zejście tracą, ale rockowe ballady okazują się bardziej poetyckie. Sławna „Nothing Else Matters” Metaliki zabrzmiała wprawdzie mniej zwaliście i konkretnie – nie śpiewali jej kulturyści z lanego żelaza – ale w zamian była bardziej „wszędzie i nigdzie”, miała pogłębioną nutę melancholii i jej poetyka bardziej ujmowała.

Muzyka elektroniczna, z jej wydatnością obszarową, ukazała także to, że Mjølnir ma tendencję do kierowania dźwięku na boki a nie w głąb, co pewnym utworom ujmuje niestety uroku. Jednak swobodny lot jaki wykonuje on przez muzykę w dużym stopniu to kompensował.

Schhit Mjølnir_9Kameralistyka – skrzypce, fortepian, wiolonczela, viola da gamba – potwierdziły wyższe niż normalnie nastrojenie HE-6 napędzanych Mjølnirem i umiejętność tego wzmacniacza przydawania wszystkiemu  lotu. Takiego, powiedziałbym, zawieszenia nad ziemią. Szczególnie pięknie to się przekłada na brzmienie orkiestry symfonicznej. Mjølnir – choć jego nazwa w rozumieniu dosłownym tego nie sugeruje, a nawet może w błąd wprowadzać –  niczym gotycka katedra kieruje oczy ku górze. Na pewno nie jest to młot w normalnym znaczeniu, tylko magiczny młot-piorun, młot niebiański.

Wyrażając się mniej górnolotnie można podsumować, że z Ayonem Shiit Mjølnir rozbudował scenę na boki, a tonację podniósł do góry. Jednocześnie cały dźwięk uczynił takim nie stąpającym po ziemi, tylko z lekka unoszącym się w powietrzu. Wszystko to oczywiście składa się na pewną niezwykłość i nieziemskość tej prezentacji. W tych warunkach ludzkie głosy z reguły wypadają znakomicie, ujmując swobodą, urodą i urokiem. Są przy tym nieco inne niż przywykliśmy; mniej powiązane z powłoką cielesną, przyziemnością i masą grawitacyjną.

Podsumowując tą część recenzji można powiedzieć, że obietnica niezwykłości została przez Shiita dotrzymana. Jego techniczna wyjątkowość przekłada się na niezwykłość brzmienia, podobnie jak u Staksa SR-009 przywołując atmosferę innego niż powszedni obcowania z muzyką.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

3 komentarzy w “Recenzja: Schiit Mjølnir

  1. Wiktor pisze:

    Piotrze,

    kolejna ciekawa recenzja. Ładne zdjęcia. Gratuluję.

    Wiktor

  2. A.B pisze:

    Nie wiem czy nasi już go mają na stanie, ale jest już widzę nowa wersja sygnowana cyfrą 2. Obok wyjścia zbalansowanego ma też jack’a 6.3 mm, może trafi do testów ?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Może. Jego dystrybutor chętnie współpracuje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy