Recenzja: HiFiMAN EF-6

Brzmienie cd.

HiFiMAN_EF-6_8  A teraz o samym EF-6.

Jego odsłuch zacząłem od komputera, bo taka teraz panuje moda i trudno jej nie uwzględniać. Zapewne dlatego wzmacniacz nie jest symetryczny i nie posiada symetrycznych wejść. W przypadku laptopa, przenośnego odtwarzacza plików albo karty dźwiękowej na nic wszak one się zdadzą. Zwyczajne, klasyczne RCA wystarczają w zupełności i szkoda jedynie, że producent nie dostarcza ze wzmacniaczem przejściówki z małego jacka na RCA, kosztującej raptem kilkanaście złotych, a umożliwiającej połączenie z każdym komputerem czy odtwarzaczem plików. Jest wprawdzie z przodu to gniazdo line-in – i znakomicie, że jest – ale nie każdy musi chcieć się wpinać od przodu, a przejściówka byłaby miłym dodatkiem i okazją sprawdzenia, czy to przednie line-in jest równie dobre co RCA.

Z kartą Xonar Essence STX (mającą wyjścia RCA, a więc wolną od przejściówek) i plikami z You Tube na słuchawkach Beyerdynamic T90 zagrało to bardzo dobrze, bo wzmacniacz ma masę tego, czego ubywa po zastosowaniu modu, czyli kolorystyki, substancji i kultury dźwięku. Jasnym więc, że wszelkie kiepskiej jakości muzyczny materiał będzie zyskiwał. Zyskiwał będzie tym bardziej, że EF-6 buduje bardzo ładną głębię planów, czyli mówiąc inaczej, holografię. Pod tym względem z plikami komputerowymi za źródło okazał się lepszy (nieznacznie, ale jednak) od skonfrontowanych z nim dla porównania Sonic Pearl i Burson Audio Conductor, a pod pozostałymi względami wszystkie trzy wzmacniacze zaprezentowały podobny poziom, przy czym Sonic Pearl był równie głęboko brzmiący i barwny, a Conductor kładł większy nacisk na szczegóły i wydobywanie wszystkiego z tła. Ta przewaga przestrzenna nie pojawiła się już z odtwarzaczami CD, ale zawszeć lepiej mieć za sobą dobrą współpracę z kartą dźwiękową niż jej nie mieć.

HiFiMAN_EF-6_9Porównywałem też przez chwilę EF-6 z konkurującym z nim Mjølnirem w okolicznościach napędzania ich przenośnymi odtwarzaczami plików i ukazało to obraz, na którym Mjølnir przydawał dźwiękom więcej powietrza i lotności, a HiFiMAN bardziej je ukonkretniał, sadowiąc w twardych realiach siły ciążenia. To inne szkoły brzmienia, wybór śród których jest kwestią gustu odbiorcy. Sam byłem świadkiem jak ktoś porównywał przy mnie i wolał jeden wzmacniacz, a mnie bardziej podobał się drugi. Nie powiem który, bo to nieistotne.
Ze świata aspirujących dopiero i bujnie pączkujących źródeł komputerowych, przejdźmy na szacowne łono ekstremalnego high-endu i zasilmy naszego EF-6 sygnałem od Accuphase DP-900.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

4 komentarzy w “Recenzja: HiFiMAN EF-6

  1. Przemek pisze:

    Piotrze, wzmacniacz jest mocny i posiada wyjscie XLR.
    Od razu nasuwa sie pytanie czy to zagra z K1000?
    Przemek

    1. Piotr Ryka pisze:

      Powinno zagrać, tym bardziej, że dźwięki są masywne i gęste, a basu duża ilość. Niestety, nie miałem okazji popróbować, bo moje K1000 mają teraz kabel Entreq Konstantin zakończony głośnikowymi widełkami i nie ma jak ich podpiąć. Będę musiał pomyśleć o przejściówce z zaciskami śrubowymi, żeby się dało wszędzie je wpinać.

  2. Patryk Kiermas pisze:

    Mnie z całej recenzji najbardziej interesował akapit z modem do Hifimanów HE-6. 🙂 U mnie dla przykładu poprawiło się budowanie planów przez stabilniejsze zawieszenie pozornych źródeł dźwięku na scenie oraz zniknęło ograniczenie szerokości oraz głębokości sceny. Dodatkowo słuchawki straciły pewna manierę która była cały czas obecna z wytłumiaczami.

    Pozdrawiam
    Patryk

    1. Piotr Ryka pisze:

      To zawsze cieszy, kiedy udaje się coś poprawić. Sam miałem apetyt na poprawę, ale nic z tego nie wyszło. A słuchawki już sobie pojechały z powrotem do właściciela i nawet nie miałem kiedy ich dla przyjemności posłuchać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy