Recenzja: White Bird Amplification Virtus ORT

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_1  To już drugi u mnie na przestrzeni krótkiego czasu wzmacniacz słuchawkowy od White Bird i ponownie szczytowy. Firma White Bird Amplification (w skrócie WBA) ma bowiem aż trzy takie szczytowe wyroby, co jest ewenementem. Trzecim obok „300B” i „ORT” jest model „01”, który też mam nadzieję niebawem opisać. Opisać tym chętniej, że jest to jak dotąd opisywanie przyjemne, wolne od konieczności szczerzenia recenzenckich zębów, a ja się szczerzyć nie lubię, choć czasami inaczej się nie da.

Nie ma sensu powtarzać zamieszczonych w recenzji Virtusa 300B informacji o firmie White Bird. Wystarczy przypomnieć, że tamten wzmacniacz wypadł w odsłuchowych testach bardzo dobrze, wiele też na przyszłość obiecywał w mierze kombinacji z lampami 300B, a powierzchowność miał całkiem, całkiem. Dodam może tylko, że założyciel firmy, Pan Piotr Bocianek, jest zawodowym muzykiem, a jako gitarzysta miał siłą rzeczy „od zawsze” do czynienia z technologią lampowych wzmacniaczy gitarowych, bo każdy szanujący się gitarzysta takich właśnie wzmacniaczy używa. Poza tym firma White Bird powstała w Kluczborku, mieście rozsławionym dzięki filmowi „Rejs”, a obecnie jej siedziba mieści się we Wrocławiu.

Technika i aparycja

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_2  W odróżnieniu od modelu 300B, Virtus ORT zabawy z lampami mocy nie obiecuje, ponieważ są nimi szeroko znane i cenione „diabły”, pieszczotliwie zwane przez posiadaczy „diabełkami”. Pieszczota pieszczotą, a lampa jest duża i grzeje jak samo piekło. Jedynie rogi, którym zawdzięcza swą nazwę, są niezbyt wielkie. Naprawdę kawał lampy i wyjątkowo mocno się  rozgrzewa, tak więc chłodniejsze audiofilskie wieczory będziemy mieli umilone dawką lampowego ciepła, a w upalną letnią noc trzeba będzie szeroko otworzyć okno albo podkręcić klimatyzator.

Diabelska lampa ma nietypowe cechy, ponieważ oferuje doskonałą jakość za nikczemne pieniądze, a konkretnie mniej niż sto złotych per diavolo capita. Powstała w latach 50-tych w ZSRR, a więc miejscu jak najbardziej diabelskim, i była produkowana przez zakłady „Swietłana” (Jutrzenka) w Leningradzie. Taka jutrzenka w piekle produkująca diabełki, czyli coś w stylu piekielnej poetyki Dantego, albo szatańskich przygód z „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa.

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_3Pierwotnym przeznaczeniem diabełków była stabilizacja napięcia, jednak nie społecznego tylko prądowego, bo do stabilizacji społecznych napięć służyły w ZSRR inne diabły. Z kolei obecne audiofilskie zastosowania to efekt poszukiwań konkwistadorów lampowych rubieży, czyli samotnych lampowych stalkerów. W przypadku 6S33S dokopali się oni prawdziwego skarbu i dzięki temu wszyscy możemy się teraz cieszyć pięknym brzmieniem stabilizatorów napięcia przedzierzgniętych w dźwiękowy czar.

O ile mi wiadomo nikt poza „Swietłaną” lamp 6S33S nie produkował ani nie produkuje. Nie robi tego także współczesny Sovtek, następca dawnej Swietłany, skupiający niegdysiejsze zakłady lampowe z Leningradu (Petersburga), Saratowa i Nowosybirska, pozostające teraz własnością Mike Matthewsa, będącego również właścicielem marki Electro-Harmonix. Nie jest to jednak póki co wielką przeszkodą, jako że zapasy muszą być pokaźne, skoro cena jest taka niska. Trudno jedynie dostać dobrze zestrojoną parę, ale całe to parowanie, poza konstrukcjami push-pull, to więcej zawracania głowy niż czego innego.

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_4Braku lampowej ekwilibrystyki nie można natomiast zarzucić pojedynczemu sterownikowi Virtusa ORT, ponieważ jest nim trioda ECC88, otwierająca przed przyszłymi posiadaczami  pole do rozległych eksperymentów z markami i wydawanymi na nie pieniędzmi. Virtusa ORT otrzymałem ze znaną z dobrej jakości Teslą „Gold”, a jako dysponent licznych lamp tego typu zostałem chcąc nie chcąc raz kolejny wciągnięty w lampową intrygę. Ani chybi zbliża się  następny taniec ze sterownikami. W sumie to jednak dobrze, bo zawsze przyjemnie się przyglądać jak poszczególne lampy zmieniają brzmienie, a poza tym w ciemno można obstawiać, że z Accuphase DP-900/DC-901 najlepsze będą Simens & Halske CCa.

O stronie technicznej Virtusa ORT trzeba dodać, że jak wszystkie modele szczytowe firmy White Bird jest konstrukcją typu OTL, czyli bez transformatorów wyjściowych, a mimo to osiąga imponujące jak na wzmacniacz słuchawkowy 3,5 W na kanał i to przy impedancji ponad 50 Ω. Obliguje to do prób z bardzo wymagającymi prądowo słuchawkami planarnymi, a nawet AKG K1000, czego niestety u siebie nie udało mi się wdrożyć. Poza tym ORT ma tylko jedno wyjście słuchawkowe, a nie osobne dla niskiej i wysokiej impedancji, jak to miało miejsce w modelu 300B, a także pojedyncze wejście RCA, za pośrednictwem którego podpiąłem go do szczytowego Accuphase po kablu Acrolinka, bo co mu będziemy żałowali. Jednak Virtus ORT ma też i coś ekstra, mianowicie wyosobnioną sekcję zasilania, zawierającą transformator i dławik. Temu i mocy swych lamp zawdzięcza tak dużą siłę na wyjściu słuchawkowym, bo też i każda z jego 6S33S grzeje z mocą bez mała 60 watowej żarówki, oddając na anodzie aż 45 watów ciepła. (Tradycyjny żarówka żarnikowa wypromieniowuje w postaci ciepła około 95% mocy.)

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_5Nie ma też wiele nowego do napisania o powierzchowności. Kształt obudowy, rozmieszczenie lamp i ich ilość są identyczne jak w modelu „300B”, podobnie jak panel przedni – poza jednym a nie dwoma wyjściami na słuchawki zupełnie się nie różniący. Wyróżnikiem jest jedynie sama powierzchowność lamp mocy, kształt kratek wentylacyjnych na wierzchu obudowy i fakt posiadania zewnętrznego zasilacza, którego model 300B nie miał.

Część zasilająca łączy się ze wzmacniaczem właściwym za pośrednictwem dwóch kabli, z których jeden jest klasycznym trzyżyłowym zasilaniem, a drugi wielopinowym przewodem sterującym opatrzonym mocującą zakrętką. Oba są na stałe przytwierdzone do zasilacza a wpinane tylko po stronie wzmacniaczowej. Gniazdo dla zewnętrznego przewodu zasilającego znajduje się oczywiście na sekcji zasilającej.

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_6Od strony estetycznej prezentuje się to przyzwoicie, zwłaszcza że diabelskie lampy wyglądają naprawdę efektownie.

Odsłuch

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_7  Jak już wspomniałem wzmacniacz został podpięty do referencyjnego Accuphase wysokiej klasy interkonektem Acrolinka, tak więc niczego mu u mnie nie brakowało. Czym się odwdzięczył?

Przede wszystkim przewidywaną zawczasu zabawą w dobór lampy sterującej. Jednak szybko okazało się, że pod tym względem nie jest tak wybredny jak jego braciszek opatrzony lampami 300B, bo Amperex, Philips, Mullard i Simens & Halske były mu podobnie miłe, jednak Philips SQ i Simens & Halske najbardziej, a z tych dwóch bardziej ten ostatni, zwłaszcza że trochę lepiej kontrolował bas, a to okazało się mieć duże znaczenie.

Druga rzecz jaką pokazał, to to, że potrzebuje tej tradycyjnej lampowej godzinki, no, może niecałej, żeby się porządnie rozgrzać i wcześniej nie ma mu co zawracać głowy odsłuchami, zwłaszcza w przypadku słuchawek najwyższej klasy, która to klasa niezbędnie wymaga należytego traktowania i sprzętowego szacunku.

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_10Poza tym trzeba mocno podkreślić, że Virtus ORT bardzo dobitnie różnicował brzmienia i w

ślad za tym niezwykle starannie pozycjonował słuchawki, bez żadnej taryfy ulgowej uwypuklając odmienność ich prezentacji i bezlitośnie szeregując je wedle jakości. Tu nie było żadnych podobieństw pomiędzy Sennheiserami ani zmiłowania dla słabszych. Wszystkie błędy i niedociągnięcia podane zostały na tacy i nikt nie wyszedł z tego bezlitosnego osądu całkiem obronną ręką.

Odsłuch cd.

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_14Zacznijmy od Beyerdynamic DT 880

Tu zaskoczony zostałem w stopniu niemały, przyzwyczaiłem się bowiem mieć te słuchawki za zawsze analogowo i sympatycznie grające, zawsze muzykalne i zawsze miło brzmiące. Tymczasem Virtus ORT ukazał pewną ich szorstkość i sybilację. Sykliwe spółgłoski były podkreślone, a całościowy przekaz nie do końca gładki i to nie w tym dobrym znaczeniu bogactwa tekstur, tylko gorszym, kiedy nie jest do końca przyjemnie i całkiem muzykalnie. Owszem, było dosyć ciepło i nawet wcale miło, ale ta sykliwość i niejaka nienaturalność dźwięku dawały się we znaki.

Marny ten Virtus w takim razie – powiecie. Ale poczekajmy. Co nagle, to po diable – a on dwa diabły ma na stanie i na diabelskich sprawkach zęby pozjadał, więc mu nie podskakujcie tak od razu i bez dania odpowiedniego posłuchu.

Następnie sięgnąłem po Sennheisera HD 650

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_15Tu okazało się w pewnym sensie być jeszcze gorzej. Sykliwość wprawdzie nieco się zmniejszyła, aczkolwiek też pozostała zaznaczona, ale cały dźwięk był trochę jak z rury; wydudniony, z nieprawdziwym basem, wyraźnie podciętymi sopranami i nie mniej wyraźnym dystansem do przekazu, który nie chciał nas otoczyć przyjaznym muzycznym ramieniem. Podobnie jak w przypadku DT 880 było to takie granie na zasadzie – niby wszystko dobrze, ale właściwie to nie dobrze, bo przecież nie tak naprawdę wygląda muzyka.

Sennheiserów HD 600 miałem w ogóle nie użyć, żeby zanadto nie mieszać przy porównaniach, ale jak HD 650 niezbyt dobrze wypadły, to od razu po nie popędziłem, bo w takich razach HD 600 zwykle wypadają lepiej. Nie inaczej było tym razem. Dopiero z nimi się audiofilsko pozbierałem i uspokoiłem. Zagrały naturalnie, elegancko, bogato; z rytmem i przede wszystkim muzykalnie. Jedynym mankamentem była stale pojawiająca się sykliwość, od której i one nie były wolne. Ale tak czy inaczej to już była muzyka i słuchanie z naprawdę dużą satysfakcją.

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_15Wszelako lepsze jest wrogiem dobrego. Spróbowany następnie Beyerdynamic T90 od razu usunął HD 600 w cień. Jego prezentacja była bliższa, naturalniejsza i bogatsza. Nade wszystko piękniejsza. Piękno zaś jest kategorią ostateczną, choć stopniowalną co do zawartości. Obecność piękna w brzmieniu bywa różna, bardzo różna nieraz – od śladowej po zupełną – a jednocześnie jego ostateczność ma przy jakościowaniu głos decydujący. Więcej piękna równa się lepszy dźwięk i tak naprawdę nic innego się nie liczy. Reszta to szczegóły techniczne, niuanse i sprawy pomniejsze. Krótko mówiąc – tło, robiące różnicę jedynie gdy porównujemy ze sobą dwa podobnie piękne przekazy. A tego piękna, czarowania i spektakularności T90 miały od HD 600 znacznie więcej i tym sposobem sprawa ich porównania została zakończona. Jedyna konieczna jeszcze uwaga, to stwierdzenie, że T90 od sybilacji z Virtusem ORT również nie były wolne. I już pewny byłem, że ten wzmacniacz, podobnie jak kiedyś słuchawki Ultrasone Edition10, ma sybilacyjną skazę, ale sięgnąłem po słuchawki kolejne.

Odsłuch cd.

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_11  A były nimi świeżo przybyłe Denony AH-D7100.

Te to jest dopiero numer, ale o tym będzie szerzej w ich własnej recenzji. Tu napiszę jedynie, że całą tę sybilację cisnęły precz i z nimi niczego takiego nie było. A wielce to osobliwe, przyznacie, bo słuchawki te mają pięknie rozciągnięte soprany i szczegółowość, że Matko Boska, bo przecież to już ich poprzedników D5000 i D7000 przyrównywano do Sony MDR-R10. A mimo to ta sybilacja jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wyparowała. Poza tym zagrały ciepło. Ba, gorąco. I do tego bardzo blisko. A jeszcze na dodatek zmysłowo. I upojnie. I kurczę, jak mi się to granie podobało, ale i tu jest jedno ale. Wszakże „ale”, do którego samego też jest ale. Bo w sumie nie wiadomo jak to oceniać. A chodzi o bas. Tego basu, moiściewy, to jest tyle, że wszystko inne wysiada i jak się komuś wydaje, że na przykład takie HD 650 mają dużo basu, to nawet nie wie o czym mówi. One w porównaniu basu prawie wcale nie mają i aż się musiałem przy tym basie natrudzić, bo kiedy lampy są zimne, to słuchać się tych Denonów w ogóle nie da i dopiero jak się lampiszcza w miarę rozgrzeją, pojawia się jaka taka kontrola trzymająca te dolne rejestry w ryzach. Ale i tak tego basu jest taka masa, że cały przekaz zostaje tym basso continuo podbity, a nawet czasami w nim unurzany, trochę jak w PS-1000 albo LCD-2, ale dużo bardziej. To jest zupełnie inne brzmienie, inne granie i inne wszystko. A jednocześnie syn do mnie powiada, że to pierwsze słuchawki, w których stopa perkusyjna brzmi prawie jak w rzeczywistości i w ogóle instrumenty wszystkie brzmią bardziej prawdziwie niż na innych słuchawkach, a on stale bierze udział w sesjach muzycznych, więc w sumie jak to oceniać i jak się z nim spierać?

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_12Nic, będę się nad tym głowił w samej ich recenzji i z różnymi wzmacniaczami, a tutaj tylko napiszę, że słuchało się tych D7100 z Virtusem strasznie fajnie i żebyśmy tylko zdrowi byli a gorszego dźwięku nie mieli, to już będzie wszystko jak trzeba, a nawet jeszcze dużo więcej.

Przyznać też muszę, że ten bas różnie z różnymi płytami wypadał i na przykład gitara dzięki niemu brzmiała zupełnie inaczej, ale sięgnąłem po pokazową płytę Staksa nagraną systemem sztucznej głowy specjalnie dla słuchawek i aż mną wstrząsnęło. No, rzeczywiście – przecież te organy, ta orkiestra, ta sala koncertowa, jak żywe stają przed oczyma, a potem innych słuchawek wcale słuchać się nie chce, bo brzmią słabo albo karykaturalnie. Trzeba będzie te D7100 ostro przymierzyć do K1000, bo chociaż scenę mają na pewno słabszą, to bez szans z pewnością nie są. Ale to odłożymy na inną okazję.

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_13Na koniec sięgnąłem po Audio-Technicę ATH-W5000. Ta z basem żadnych problemów nie miała, o ile nie liczyć tej prawdziwej stopy i takich tam innych basowych wzwodów, a w każdym razie u niej bas na nic nie właził, ani nikogo nie zaczepiał. Poza tym soprany miała od Denonów jeszcze bardziej rozciągnięte i podobnie jak one porażała szczegółowością oraz doskonałością prezentacji, jak również zupełnym brakiem tej nieszczęsnej sybilacji, którą bezlitosny Virtus wszystkich słabszych obarczył. Lecz jednocześnie jej przekaz był względem Denonów nieco chłodniejszy (chociaż wciąż ciepły), mniej prawdziwy i mniej powabny. Znakomity, niezwykle dynamiczny, ale nie tak smakowity i nie tak silnie przywołujący wrażenie „bycia tam”. A na płycie Staksa to już się całkiem w porównaniu wyłożyła, atakując ekspansywnymi sopranami, czyniącymi cały dźwięk nieprawdziwym.

Byłem niedawno na koncercie organowym i podobieństwo prezentacji Denonów mną wstrząsnęło. Bo audiofile mają złudzenia – tłumaczył mi domowy pan muzyk. Wydaje im się, że jak coś jest wyraźniejsze, bardziej zaakcentowane, lepiej uwydatnione, to zaraz musi być lepsze. Tymczasem żywa muzyka wcale tak nie brzmi, tylko bardziej się scala i często niskimi rejestrami jest właśnie przysłonięta. No i faktem jest, że te niby z przewalonym basem Denony produkowały prawdziwsze organy niż bardziej rozbijająca dźwiękowe pasmo na składowe Audio-Technica. Zarazem faktem jest, że miała ona większą przestrzeń i łapała szczegóły, których Denon z tym swoim basowym upowiciem nie pokazywał, a osobną przy tym kwestią pozostaje rozdzielczość nowego dzielonego Accuphase, boleśnie obnażająca niedostatki przeciętnych, a nawet bardzo dobrych odtwarzaczy. Ale o tym znów będzie w jego recenzji.

Podsumowanie

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_16Zbierając w całość te słuchawkowe wędrówki  trzeba napisać, że Virtus ORT jest wzmacniaczem produkującym dźwięk bardzo klarowny, bardzo szczegółowy i bardzo dynamiczny. Zarazem nie ma w tej prezentacji lepkości, rozbudowanego światłocienia i zmysłowego czarowania powabem głosów, choć jednocześnie muzyczna atmosfera potrafi być ciepła, a nawet gorąca.

Ten typ prezentacji – opartej o bardzo rozciągnięte po obu stronach pasmo i brak wygładzania dźwiękowych konturów – stawia poszczególnym słuchawkom bardzo wysokie wymogi co do jakości, w efekcie czego nawet te uchodzące za doskonałe do łagodzenia, jak DT 880 czy HD 650, z wieloma płytami się nie sprawdzają. Bo też i nie o łagodzenie w tym wszystkim idzie, tylko o umiejętność właściwego muzycznego się wysławiania. Tutaj nic nie musi być chowane, tylko ukazane z techniczną maestrią. Z tego względu słabsi zawodnicy nigdy nie forują się przed dobrych, a dobrzy przed najlepszych, tylko szereg jakościowy i normalnie brana techniczna jakość decydują o pozycji danych słuchawek w katalogu lepszości sporządzonym wedle obiektywnych kryteriów Virtusa ORT. I na nic całe to czarowanie HD 650. Normalnie grające HD 600 okazują się dużo lepsze. Czary mary i tanie chwyty pod publiczkę, to nie zemną – powiada Virtus. Żadnymi słuchawkami mi nie nakłamiecie ani nie pójdziecie dzięki nim na skróty. Albo dajecie dobre i wtedy ich klasę wykorzystam, a jak złe, to odeślę was z kwitkiem. W tym względzie nie będzie żadnych negocjacji ani wariantów dodatkowych.

I w sumie dobrze. Wszak nie od dzisiaj wiadomo, że paktowanie z diabłami do niczego dobrego nie prowadzi.

Stracona okazja

White_Bird_Amplification_Virtus_ORT_9  Człowiek to czasem palnie coś tak głupiego, że ma ochotę potem coś sobie zrobić. Stał ten Virtus u mnie w kolejce po recenzję od jakichś dwóch tygodni, a nie sprawdziłem, że ma aż 3,5 W na kanał. Ba, nawet przeleciałem po jego danych technicznych wzrokiem, ale mi się lampka nie zaświeciła i tylko zapamiętałem, że to OTL. W efekcie dzień przed wzięciem go na tapetę odesłałem dystrybutorowi HiFiMAN’y HE-6, bo podobno pilności straszne, co do których tak nawiasem nie do końca jestem przekonany, ale niech będzie, że ktoś tam okropnie przebierał nogami w oczekiwaniu na możliwość opisania wzmacniacza EF-6, ponieważ faktycznie jest to bardzo ciekawy klocek, no i tych słuchawek też potrzebował. A skoro sam ich nie użyłem, zafundowałem sobie stres, bo K1000 z Virtusem nijak się nie posłucha, bo podłączyć się nie da, albowiem zachciało mi się, paniczysko, zmienić w nich kabel na Entreq Konstantin, jako że to podobno świetnie jest w ich kablu pozbyć się przejściówki na 4-pin i prosto do wyjść głośnikowych je podpinać, a ponadto mysz jejmościanka uwidziała sobie, jak jeszcze na wsi mieszkałem, obeżreć ich izolację w ramach ścierania siekaczy albo pozyskiwania materiału na gniazdo i nie było innego wyjścia.

No i trudno, masz czego chciałeś bezmyślny panie Pośpiech, a głupich nie żal. Żal natomiast straconej okazji, bo przy tej mocy HE-6 na pewno ciekawie by grały, a porównanie ich basu z Denonami byłoby ekstraordynaryjną gratką o wielkiej audiofilskiej smakowitości. A tak, to figa z makiem.

  Podsumowanie cd.

Okazja zyskanaWhite Bird Amplification  Przegapiwszy okazję z HiFiMAN’ami postanowiłem się odkuć i pożyczyłem Grado PS-1000, żeby jakaś sensowna alternatywa dla tego denonowego basu się pojawiła i jakąś konkluzją to wszystko można było opatrzyć. I faktycznie, PS-1000 stawiły zażarty opór, a ich prezentacja okazała się w dużym stopniu odmienna.

Co się od razu rzuca w uszy, to więcej powietrza w dźwięku, większa otwartość sektora sopranowego i silniejszy nań akcent. Poza tym dźwięk PS-1000 miał tendencję do uciekania do góry, jakby jakieś tornado go unosiło, a D7100 trzymały się scenicznej płaszczyzny mocno do niej przywierając.

Sumarycznie ujmując dźwięk PS-1000 dzięki tym sopranom był dźwięczniejszy i bardziej na całym obszarze przejrzysty, a poprzez to bardziej audiofilski w stylu, podczas gdy D7100 dużo bardziej wszystko zgęszczały, czyniąc cały przekaz zawiesistym i skomasowanym dzięki basowo pomrukującej jednolitości pasma, zyskując tym sposobem duszniejszą atmosferę żywego koncertu.

Rzut oka na wykres odpowiedzi częstotliwościowej obu słuchawek natychmiast wyjaśnia w czym rzecz. Denony mają przebieg znacznie równiejszy i bez żadnego podbicia w rejonie wyższych rejestrów, a za to z podniesioną odpowiedzią niskich częstotliwości w całym jej zakresie, podczas gdy PS-1000 mają wyraźnie podniesione spektrum pomiędzy 5 a 10 kHz przy jednoczesnym zjeździe poniżej punktu 50 Hz. W efekcie mocniej akcentują co akcentują, tracąc nieco na ogólnej spójności. W sumie stara sprawa z podejściem do tematu – równo, czy z akcentami. I nie byłoby w tej równości Denonów niczego nadzwyczajnego, gdyby nie ten bas. Bo tak jak Sennheisery HD 800 czarują obszarem, tak Denony D7100 czarują basem i nawet PS-1000 nie mają tak potężnego i tak ładnie zestrojonego z resztą pasma. Nie chcę przez to powiedzieć, że PS-1000 są słabsze, bo nie są, a tylko to, że walka między tymi prezentacjami była równorzędna i każdy miał swoje racje. A wszystko to wzmacniacz Virtus ORT ładnie ukazał i poróżnicował, czyniąc prezentację wszystkich podpinanych mu wysokiej klasy słuchawek odpowiednio klarowną i sobie swoistą, za co niewątpliwie należy mu się uznanie i gratulacje.

 

W punktach:

Zalety

– Świetna przejrzystość.

– Bardzo dobra dynamika.

– Ogromna dawka dźwiękowej energii.

– Wysokiej klasy szczegółowość.

– Precyzja artykulacji.

– Bezpośredniość.

– Wysoka temperatura przekazu.

– Potężny bas.

– Szybujące soprany.

– Budowanie wrażenia autentyzmu i uczestnictwa.

– Prawidłowa tonacja.

– Duża scena.

– Dobra gradacja planów.

– Dobra lokalizacja źródeł.

– Dobrze się sprawdza w rockowym repertuarze.

– Wielki zapas mocy i to w trybie OTL.

– Czar rogatych lamp.

– Duży i sympatycznie wyglądający.

– Tanie w eksploatacji lampy mocy.

– Pojedyncza lampa sterująca obniża koszty.

– Dwa typy obudów do wyboru.

– Łatwy kontakt z producentem.

– Dwa lata gwarancji.

 

Wady

– Solidnie grzeje.

– Tylko do wysokiej klasy słuchawek.

– Sporo kosztuje.

– Sporo miejsca zajmuje.

– Umiarkowana dawka lampowego czarowania dźwiękiem.

– Dobra ale nie wybitna estetyka.

 

Dane techniczne:

Moc: 2 x 3,5 W

Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 75 kHz

Zniekształcenia: < 0,5%

Stosunek S/N: 95dB

Liczba wyjść słuchawkowych: 1

Wymiary:

wzmacniacz: 35 x 26 x 19 cm

zasilacz: 12 x 22 x 5 cm.

Cena: 5 790 zł granit; 4 380 zł metal.

Dystrybucja: White Bird Amplification

 

W teście użyto:

Źródło: Accuphase SACD DP-900/DC-901.

Interkonekt: Acrolink 8N-A2080III Evo

Kable zasilające: Acrolink 7N-P4030II

Słuchawki: Beyerdynamic DT 880 & T90, Sennheiser HD 600 & 650, Denon AH-D7100, Audio-Technica ATH-W5000, Grado PS-1000.

zasilacz: 12 x 22 x 5 cm.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

4 komentarzy w “Recenzja: White Bird Amplification Virtus ORT

  1. Michal W. pisze:

    W niewygładzanej rzeczywistości porównanie AH-D7100 i PS1000 wygląda tak.
    http://graphs.headphone.com/graphCompare.php?graphType=-1&graphID%5B%5D=2151&graphID%5B%5D=3921
    Domeną Denonów jest bardziej granie samym środkiem sopranu niż równość tego zakresu, stąd ten fokus zamiast dźwiękowych plam. Różnica w prezentacji przestrzennej między słuchawkami rzeczywiście jest taka jak w recenzji powyżej. Jedne i drugie dobre. 😉

    1. Piotr Ryka pisze:

      Trzeba chyba poprawić ten diagram, bo tylko jedne słuchawki uwzględnia.

  2. Michal W. pisze:

    Wycięło niektóre znaki specjalne. Może metodą kopiuj/wklej do paska adresu pójdzie?
    „http://graphs.headphone.com/graphCompare.php?graphType=-1&graphID[]=3921&graphID[]=2151”

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ale nawet na tej pozbawionej złagodzenia grafice ogólna tendencja jest utrzymana. Sposób prezentacji basów i sopranów jest w D7100 wyjątkowy. To nie ulega wątpliwości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy