Recenzja: Wells Audio HEADTRIP

wells-audio-headtrip-hifi-philosophy-009   Smoku, smoku dość chowania, nadszedł czas recenzowania.

Wielki smoku z Ameryki, dam ci sygnał na twe wtyki. Dam słuchawki na przystawki i przewody cud urody. Podam mocne zasilanie i muzyki piękne granie. A na koniec cię ocenię i pożegnam z rozrzewnieniem. Jeszcze potem cię spakuję, kurierowi pokwituję. Ty pojedziesz się sprzedawać, a ja będę zdania składać – jaki jesteś i dlaczego, i co ktoś może mieć z tego.

Dopiero co skończyłem opisywać jednego, a tu drugie smoczysko się wytacza i każe opisywać. A tak naprawdę trzecie, bo chwilę wcześniej był Ayon, też kawał smoka. Wszakże takie opisy to sama przyjemność, zwłaszcza kiedy ma się odpowiedni wachlarz słuchawek. Taki akurat miałem… no, może nie do końca. Może nawet bardziej niż nie do końca, ponieważ ten wzmacniacz – tytułowy Headtrip (czyli „urwanie łba” albo „odlot”) – ma w odróżnieniu od większości podobnych sobie super słuchawkowych wzmacniaczy przez producenta dedykowane najbardziej odpowiednie słuchawki; jak on amerykańskie – JPS Labs Abyss AB-1266 Deluxe. Nazwa długa, cena niebotyczna, a osiągalność żadna. Były wprawdzie przymiarki do pozyskania, ale spełzły na niczym. Aż do Wiednia by trzeba podróżować i jeszcze osobie prywatnej spaść na głowę, dałem więc za wygraną. Może kiedyś trafi się okazja, może na przyszłoroczny AVS krajowy dystrybutor (audio-connect) się o taki zestaw postara. Póki co Abyssy pozostały jednak w tęsknym domyśle, a rzeczywistość skrzeczała innymi. Wiem, narażam się takim pisaniem, prędziutko zatem dodam, że skrzeczała niczego sobie.

Była jeszcze jedna przymiarka, by podłączyć podobne prądowymi wymaganiami do tych Abyssów AKG K1000, ale też to nie wypaliło, ponieważ moje mają stricte głośnikowy kabel zakończony widełkami i za dużo byłoby zachodu z dorabianiem przejściówek, na co nikt nie miał czasu. Tak więc spośród słuchawek lubiących mnóstwo prądu (co ten Wells gwarantuje) zostały do wyzyskania HiFiMAN HE-6 i ewentualnie Audeze LCD-3, które też prądu popić lubią. Poza tym wysokoimpedancyjne Sennhieser HD 800S oraz Beyerdynamic T1 apatyt prądowy posiadają niezgorszy, zatem nie było aż tak źle, choć oczywiście mogłoby być lepiej.

W odróżnieniu od przed chwilą opisanego lampowego konkurenta z Japonii, smok amerykański jest czysto tranzystorowy i nieco bardziej symetryczny. Także wyraźnie mocniejszy, mogący oddać aż 50 W przy 8 Ω (gdyby ktoś chciał napędzać nim ze słuchawkowego gniazda kolumny); 25 W przy 32 Ω i 1,8 W przy 600 Ω. Kopie zatem mocniej od konia i chyba nie ma równie mocnego.

Pan Jeff Wells - dumny założyciel i szef marki Wells Audio na tegorocznym AVS.

Jeff Wells – dumny założyciel i szef marki Wells Audio (tegoroczne AVS).

Poza tym ździebko od smoka Fostexa jest tańszy – w USA to siedem a nie osiem tysięcy baksów, natomiast u nas dystrybutor dokonał wstępnej wyceny na trzydzieści dwa tysiące złociszy. Podobieństwa też oczywiście są. Oba są wielkie i stanowią sam czubek góry jakościowej, a także oba przyjechały po recenzję w wersjach nieoptymalnych. Fostex ma w stanie sprzedażowym przeciętnej jakości lampy i samemu trzeba wyposażać go w lepsze, a Headtripa można obstalowywać udoskonalonego o specjalne moduły oczyszczająco-zasilające firmy Bybee MUSIC RAIL™, czyli z manufaktury Jacka Bybee, co dźwiga jego cenę o kolejne półtora tysiąca baksów, czyniąc ją wyższą od fosteksowej. Można mu także obstalować wyższej klasy potencjometr krokowy od polskiego Khozmo Acoustic (kolejne paręset dolców) i lepsze kondensatory wysokopojemnościowe od niemieckiego Rike Audio (po jakieś $100 za sztukę). Gdyby więc ktoś postarał się o całkowite dla tego Headtripa optimum, wyszłoby coś koło  $9000, podczas gdy dla Fostexa takie optimum to dokupiona para ECC88 Simens & Halske za bite $1000 plus para 300B Takatsuki bądź Sophia Royal Princess, w obu przypadkach za $1200, co daje łącznie circa $10 200.

Fostexa w stanie niemalże optymalnym udało się posłuchać dzięki własnym oraz przyjaciół lampom, a i Headtrip okazał się przybyć w wersji bliskiej optimum, wyposażony w moduły Jacka Bybee a także potencjometr Khozmo. Do pełni szczęści zabrakło mu więc jedynie kondensatorów Rike, zastępowanych przez Elny. Tak swoją drogą – uboższa wersja wzmacniacza słuchawkowego za trzydzieści dwa tysiące, a pełnia szczęścia dopiero pezy czterdziestu. Gdzie te czasy, kiedy kupowałem najlepszego na rynku ASL Twin-Heada za sześć sześćset. Ale że potem dziesięć tysięcy w podzespołach i kolejne dziesięć w lampach plus robocizna do niego weszły, to też jest faktem. Jak widać tanio nie ma i maksymalizm zawsze kosztuje. Zmuszony byłem jednak i przy takiej, sięgającej niemal pełnego optimum, optymalizacji Headtripa od siebie ciutkę dołożyć, ponieważ ma on nietypowe dla europejskiego rynku przyłącza symetryczne, ale o tym w dziale estetyki i budowy.

Wygląd i technologia

Wells Audio Headtrip - wzmacniacz słuchawkowy o mocy wzmacniacza głośnikowego!

Wells Audio Headtrip – wzmacniacz słuchawkowy o mocy wzmacniacza głośnikowego!

   Wzmacniacz ma dla swojej firmy budowę klasyczną: podobnie jak głośnikowe Wells Audio Majestic, Akasha i Innamorata, a także tak samo słuchawkowa (lecz o połowę tańsza) Enigma, to słuszny wzrostem sześcian o dość wysokim jak na audiofilski klocek frontonie. Proporcje tego frontu odległe są od spłaszczenia, dzięki czemu urządzenie budzi respekt i jednocześnie sympatię, każąc się spodziewać w swej dużej kubaturze interesujących różności, a także dużej mocy. I rzeczywiście, Wells Audio Headtrip jest w środku nabity elektroniką i mocny jak parowóz. Po zdjęciu wierzchniej osłony ukazuje się wielki centralny toroid, a z tyłu zapuszkowany na czerwono potencjometr krokowy Khozmo Acoustic o grubo złoconych stykach. Po bokach ciągną się na całą niemal długość pionowo zorientowane płyty montażowe, pełne elektronicznych różności. Gęsto tam od podzespołów i kabli, ale brak bałaganu. Tak to wygląda w wersji ulepszonej, w której toroid jest obniżony a nad nim przechodzi biegnący na sam tył wałek regulatora głośności, bo tam a nie z przodu jest wówczas potencjometr. Za jego obsługę od zewnątrz odpowiada chromowana gałka obsługi, stanowiąca główny akcent panelu przedniego, na którym oprócz niej są tylko dwa gniazda słuchawek, a między nimi nie rzucający się w oczy włącznik główny. Dość spory, lecz jak sam panel czarny, a więc zamaskowany. Panel jest z grubego akrylu, tak więc połyskliwy i z lekka lustrzany, sympatycznie się prezentujący. Lubię panele akrylowe, ale dystrybutorzy walczą podobno z Jeffem Wellsem by był aluminiowy, tak jak w prestiżowej Innamoracie.

Potencjometr (zarówno ten zwyklejszy jak i od Khozmo) ma 48 pozycji, tak więc łatwo daje się wyskalować, a gniazda słuchawek są specyficzne, i to aż z dwóch powodów. Są to bowiem często spotykane w Ameryce ale rzadko poza nią styki realizujące symetrię poprzez dwa 3-piny a nie pojedynczy 4-pin, w tym wypadku na dokładkę podwójne, ponieważ zdolne też obsługiwać dwa duże jacki – jako że to pochodzące od Neutrika NCJ10FI-H, czyli combo na 3-pin i jednocześnie duży jack. Można zatem wkładać końcówki takie lub takie i jednakowo pasują. A w takim razie to przy okazji analogon podpięcia do też symetrycznego Phasemation, posługującego się na użytek symetrii dwoma dużymi jackami, ale przede wszystkim nawiązanie do wielu symetrycznych wzmacniaczy amerykańskich, posługujących się parą 3-pinów. A ponieważ w Ameryce takie wzmacniacze naprawdę są częste, nie może dziwić, że też amerykańskie słuchawki Abyss AB-1266 posługują się kablem o takim właśnie zakończeniu, czym wzmacniacz Wellsa, im z kolei dedykowany, musiał się od nich zarazić.

Moc Headtripa można zauważyć już podczas wstępnych oględzin - boczne wymienniki ciepła nie należą się słabym konstrukcjom...

Moc Headtripa można zauważyć już podczas wstępnych oględzin – boczne wymienniki ciepła nie należą się słabym konstrukcjom…

Na szczęście miałem dla Phasemation gotową przejściówkę z 4-pinu na dwa duże jacki (wysokiej klasy, od Tonalium Audio), a wszystkie co lepsze słuchawki z kablami 4-pinowymi, toteż mogłem Hedtripa od startu słuchać w konfiguracji symetrycznej na bazie wielu słuchawek. Nie tych jeno od Abyss i nie swoich najlepszych K1000, no ale mówi się trudno. Dumny przeto byłem, że taki jestem zaradny, a potem, po otwarciu wzmacniacza, okazało się, że symetryczny tak naprawdę nie jest i tylko wtyki po obu stronach ma symetryczne. Owszem, budowę ma dual mono, ale sygnał symetryczny przez niego nie przechodzi. Na cóż w takim razie te symetryczne gniazda, zirytowany ktoś spyta? Czy po to tylko, by tak samo jak w Twin-Head i u Fostexa, ułatwiać życie przejściówkami, umożliwiającymi bezproblemowe podłączanie słuchawek z kablem symetrycznym? Otóż, nie tak do końca.

Oprócz potencjometru, włącznika i dwóch słuchawkowych gniazd jest bowiem na frontonie Headtripa przy każdej słuchawkowej dziurce skobelek, dzięki któremu można odwracać polaryzację. Sprawa jest z tym poważna, ponieważ ma to dla dźwięku znaczenie zasadnicze. Skobelków należy używać zawsze obu naraz, czyli bądź oba w prawo, bądź w lewo, co w zależności od techniki nagrania płyty, a także w zależności od stylu gry danych słuchawek, będzie mniej czy bardziej słyszalne i pozwoli wybierać bardziej pasującą nam prezentację, o szczegółach czego będzie w części odsłuchowej.

Dodam jeszcze, że mimo posiadania przejściówki z 4-pinu na dwa duże jacki dorobiona została ta najwłaściwsza 2 x 3-pin i to z nią prowadzono odsłuchy. To była ta ciutka dołożona od recenzenta, a dokładniej wyżebrana przez niego od Tonalium Audio.

Poza wymienionymi elementami obsługowymi na frontonie jest jeszcze para mocno świecących lampek, informujących o dopływie prądu do każdego monobloku; a skoro napisałem, że mocno świecących, to chyba nie muszę wyjaśniać, co o tym sądzę. Plastelina jak zawsze pomocna w takich razach, no ale przy tej cenie? I cóż z tego, że jeszcze droższy Fostex też za mocno świecił swoim czerwonym indykatorem? Skaranie boskie z tym świeceniem. Ci producenci sami chyba własnych urządzeń nie używają, co daje do myślenia. No bo ślepi chyba nie są. Tak się zaczynam zastanawiać, czy Bracia Blues nie używali jakichś słuchawkowych wzmacniaczy i stąd te okulary.

A klasowe monstrum w sesji rozbieranej.

A-klasowe monstrum w sesji rozbieranej.

Na tylnym panelu panuje ascetyczny porządek, a mimo tej ascezy jest wszystko czego trzeba. Wtyk dla kabla zasilającego oraz po parze super porządnych przyłączy RCA i XLR od WBT (Można też obstalować złocone Furutechy.) Przyłącza są rozstawione stronami pod dyktando architektury dual mono, którą umieszczone wzdłuż boków płyty montażowe elektroniki zdążyły zaanonsować. W testowanym wzmacniaczu nie były one płytami jedynymi. Dwie nieco mniejsze leżały też stronami na spodzie, a każda na krawędzi z napisem Babee Technologies i każda połączona z zatopionym w metalu filtrem kwantowym, którego działanie przybliżono na stronie polskiego dystrybutora:

Oczyszczacze kwantowe Jacka Bybee zostały pierwotnie opracowane do zastosowań wojskowych, z których wiele jest wciąż tajnych. Te niesamowite urządzenia były używane od lat przez doświadczonych entuzjastów audio-video, aby osiągnąć poziom czystości sygnału i przejrzystości nieosiągalny przed ich wprowadzeniem. W ramach każdego systemu odtwarzania muzyczna i wizualna informacja jest przekazywana przez elektrony płynące w przewodniku. Podczas interakcji między nimi a materiałem przewodzącym kabli czy obwodów, generowany jest szum o bardzo małej amplitudzie, na poziomie kwantowym. W miarę jak energia tego szumu kwantowego gromadzi się w sygnale, składowe sygnałowe niskiego poziomu opisujące przestrzeń, scenę dźwiękową, barwę, dynamikę, wierność kolorów i rozdzielczość obrazu zostają przesłonięte – okradzione z plastyczności i życia. Kwantowe oczyszczacze Bybee działają na poziomie mechanicznym, regulując przepływ elektronów tworzących sygnał. Przepływ prądu po oczyszczeniu kwantowym jest swobodny i niemal idealny. Podczas przejścia sygnału przez oczyszczacz energia szumu kwantowego zostaje rozproszona i usunięta w postaci ciepła, usprawniając przepływ elektronów we wszystkich sąsiednich obwodach. Korzyści z tego wykraczają daleko poza oczyszczacz. Przyspieszające w nim elektrony tworzą efekt „szybszego strumienia” ułatwiając przepływ prądu w całym systemie i zwiększając prędkość sygnału do poziomu niemożliwego do osiągnięcia nawet w najlepszych przewodnikach.

Wzmacniacz jest zatem wyposażony w unikatowe rozwiązania, a gdy chodzi o wynikające z tego wszystkiego parametry techniczne, to nie tylko jego moc okazuje się wyśrubowana. Przenosi pasmo 10 Hz – 50 kHz, odstęp szumu od sygnału to 103 dB, a dopuszczalna impedancja słuchawek jest zupełnie niespotykana, obejmując zakres od 4 do 2000 Ω. Można zatem podpinać dosłownie każde, lecz z uwagi na brak reduktora mocy tych o szczególnie niskiej impedancji nie radzę, mimo iż krokowy potencjometr powinien zapobiec ewentualnym katastrofom.

Poziom skomplikowania układu musi budzić uznanie.

Poziom skomplikowania układu musi budzić uznanie.

Waży to wszystko 9 kg i kosztuje wspomniane 32 tys. PLN za wersję podstawową, a więc to po Fosteksie najdroższy słuchawkowy wzmacniacz na naszym rynku. Rozgrzewa się niespecjalnie mocno (tym mocniej, im wyższy zadamy poziom głośności), a za skuteczne chłodzenie odpowiadają duże radiatory na bokach. Całość jest czarna, świeci niebiesko i prezentuje się pierwszorzędnie. Twórca to Jeff Wells z Kalifornii, doświadczony konstruktor wzmacniaczy, którego idee fixe jest zbudowanie najlepszego wzmacniacza na świecie. W tej szczytnej misji przeszkodził mu cokolwiek ulokowany po sąsiedzku za kalifornijską miedzą Joe Skubinski z JPS Labs, firmy goniącej z kolei za najlepszymi na świecie słuchawkami. To on poprosił Jeffa o wzmacniacz dla swoich Abyss 1266 „tak dobry jak Innamorata” – i tym sposobem mamy Headtripa. Podobnie jak Innamoratę można go zapewne rozbudowywać do wersji Signature, ale nie chcę nawet zgadywać za jakie pieniądze.

Odsłuch

Tak jak wszystkie konstrukcje Jeff'a Wells'a, tak i Headtrip posiada minimalistyczny, elegancki design, przywodzący nieco na myśl Sugdena Masterclass HA-4.

Jak wszystkie konstrukcje Jeff’a Wells’a, Headtrip posiada minimalistyczny, elegancki design, przypominający cokolwiek Sugdena Masterclass HA-4.

   Zacznę tradycyjnie od uwarunkowań. By było sprawiedliwie, także Headtrip zasilony został szczególnie udaną przy konkurencie od Fostexa Acoustic Zen Gargantuą II (tak nawiasem też z Kalifornii), ale w jego wypadku poszukiwanie lepszej orientacji żyły gorącej dało wynik odmienny. Nie było zdecydowanie lepszej konfiguracji, a tylko dwie różne. Z gorącą po prawej grało spokojniej i niższym nieco dźwiękiem, a po lewej żywiej, bardziej nerwowo, bardziej sopranowo, a więc i z mocniejszą ekspozycją szczegółów. Wybrałem prawą.

Słowo należy się też interkonektom. Zgodnie z architekturą wzmacniacza zastosowałem wyłącznie symetryczne, porównując przywieziony wraz z Headtripem interkonekt z krystalicznego srebra od polskiego Albedo z własnymi Tellurium Q Black Diamond. Tu sytuacja okazała się analogiczna jak z żyłą, to znaczy też nie było lepszego wariantu a jedynie dwa różne, i to w oparciu o podobne różnice. Srebrny Albedo grał wyższym i bardziej euforycznym dźwiękiem, a Tellurium niższym, gładszym i spokojniejszym. Pierwszy pasował do słuchawek samych z siebie łagodnych, jak Audeze LCD-3, drugi do bardziej podekscytowanych, jak Beyerdynamic T1. Używałem więc obu.

Przejdźmy nareszcie do brzmienia. W odniesieniu doń mam istotną uwagę – wzmacniacz potrafi grać bardzo różnie. Silnie różnicuje interkonekty i nie skąpi różnorodności słuchawkom ani źródłom. To by jednak  nie było nic szczególnego, gdyż każde wysokiej klasy urządzenie powinno się tak zachowywać. Jednakże Headtrip ma na dokładkę te przełączniki polaryzacji, a one potrafią od siebie naprawdę dużo dołożyć. Nie przy każdej płytowej okazji różnica jest jednakowo duża, ale zawsze słyszalna i zawsze tego samego charakteru. Niższy, pełniejszy i zdecydowanie mniej narażony na sybilację dźwięk przy polaryzacji lewej, a wyższy, cieńszy i bardziej sykliwy przy prawej. Przy prawej o wiele też bardziej pogłosowy, a więc mogący generować odpogłosową holografię, dającą wrażenie większej niezwykłości. Jednakże w teście normalnej mowy – bardzo moim zdaniem reprezentatywnym – lewostronna polaryzacja sprawdzała się przeważnie lepiej, brzmiąc normalniej i bardziej namacalnie. Przynajmniej tak było na użytych płytach. Warto przy tym zaznaczyć, że różnice pomiędzy polaryzacjami zależały nie tylko od płyt ale i słuchawek, znacznie mocniej oddziałując w przypadku tych o wysokiej impedancji. Tak więc sięgając po niektóre płyty z założonymi Fostex TH-900, można było trafić na różnice słabo słyszalne, podczas gdy w przypadku innych i przy użyciu Beyerdynamic T1 potrafiły być zasadnicze. Wsłuchiwałem się naturalnie w oba rodzaje brzmienia, dążąc finalnie do stanu, w którym wzmacniacz grał gęstym, analogowym i nasyconym dźwiękiem; a więc do brzmienia niższego, masywniejszego i głębszego. Czasami jednak przede wszystkim do najciekawszego, bez zwracania uwagi na poszczególne aspekty. Rzecz ważna – w przypadku każdych słuchawek to się udało.

 

Z tyłu panuje minimalizm - para wejść RCA, para XLR i wejście zasilające.

Z tyłu panuje minimalizm – para wejść RCA, para XLR i wejście zasilające.

AudioQuest NightHawk

Tych słuchawek nie trzeba prosić o gęste granie. Same z siebie takie mają i bez proszenia częstują. Niemniej od pierwszego usłyszanego dźwięku poczułem zdumienie. Muszę w tym miejscu wrócić do recenzji Fostexa, w której napisane zostało, że te spośród wielu porównywanych podobały mi się w jego wersji sprzedażowej, bez lepszych lamp, najbardziej. Muszę, ponieważ tamten wybór nosił znamiona kaprysu, niejakiego nawet zmanierowania – wydziwiania przez najedzonego po same uszy muzyką i sprzętem recenzenta. Nie napisałem nieprawdy i rzeczywiście te słuchawki grały wówczas jak dla mnie najciekawiej, niemniej sam siebie oskarżam o lekkie zblazowanie i wynikającą z niego tendencję do szukania udziwnień. Krótko mówiąc, podobały mi się te AudioQuest najbardziej także dzięki pewnej niezwykłości, a nie poprzez samo zsumowanie zalet i czysto realistyczne kryteria. Albo jeszcze inaczej: takich naprawdę mocno w realizmie osadzonych i dojmująco pięknie grających słuchawek ze wzmacniaczem Fostexa przy jego sprzedażowym (nawet podrasowanym lepszymi sterownikami) garniturze lamp nie było. Tak grały z nim dopiero wszystkie co do jednego słuchawki przy lampach 300B Takatsuki, które są dlań niezbywalnym paliwem piękna i które (czy też inne analogicznej jakości) po prostu mieć musi. Natomiast AudioQuest NightHawk wspomagane kablem Tonalium Audio z Wells Audio Headtrip zagrały pięknie bez udziału grymasów zmanierowanego recenzenta. Zagrały po prostu pięknie. Blisko, przekonująco, autentycznie – dużymi, głębokimi i wypukłymi dźwiękami. A jeszcze bardziej uderzająco tym, że całkowicie przejrzyście i w pełnym rozwinięciu sopranów. Z uwagi na przydaną im gęstość ta ich przejrzystość do wykazania jest bowiem zwykle trudna, a podobnie soprany zostają w większości systemów skrócone, podwinięte na górze.

Tu natomiast nie było tego ani tego. Pełna przejrzystość i pełna sopranowa skala, a na dodatek te soprany pięknie rozdmuchiwane na przestrzeń, niczym jakaś mgła wodna wokół wodospadu. I jeszcze jedna cecha się okazała niezwykła, nadzwyczaj na wyobraźnię działająca – oddychanie przestrzeni. Dźwięk całościowo dobrze był natleniony (ale bez śladu w tej mierze przesady), a to mu pozwalało dodatkowo pobudzać przestrzeń. Nie tylko ożywać miriadą drobin – tego popularnie określanego muzycznego planktonu – ale także pokazywać wyraźne różnice ciśnień w samej przestrzeni nie tylko poprzez artykulację muzycznych dźwięków. Również poprzez poruszanie się wykonawców i udział w koncertach widowni, poprzez jakieś strugi powietrza, przeciągi, dodatkowe wibracje, oddechy. Krótko mówiąc, cała przestrzeń żyła tu wyjątkowo bogatym własnym życiem i to jej życiowe bogactwo działało na wyobraźnię słuchacza jak generator wspaniałych doznań, momentalnie wrzucając go w atmosferę magicznego spektaklu i przemożnej chęci w nim uczestnictwa.

Pomimo wysokiej skuteczności te słuchawki najwyraźniej chcą być akcelerowane wzmacniaczem  mogącym generować szczególnie dużo mocy i dopiero taki jest w stanie dużymi amplitudami chwilowych skoków energii odpowiednio rozruszać ich membrany. Jedyna przejawiona skaza na tym brzmieniu to nieznacznie za duża pogłosowość, a poza tym samo święto. Zresztą, ta pogłosowość skądinąd była efektowna i można ją było równie dobrze mieć za atut a nie wadę. Mnie na przykład bardzo się podobała, podobnie jak całe to granie. Podobało ogromnie.

 

Punktem centralnym frontu jest pokaźne pokrętło potencjometru. Mamy tu również symetryczne wyjścia 3-pin, włącznik oraz... dwie przesadnie świecące diody.

Punktem centralnym frontu jest pokaźne pokrętło potencjometru. Mamy tu również symetryczne wyjścia 3-pin, włącznik oraz… dwie przesadnie świecące diody.

Sennheiser HD 800S

Na drugi ogień poszły flagowce (te dynamiczne) od Sennheisera. Ich dźwięk także okazał się duży, bliski, masywny i nader efektowny. Lekko naprężony (śladowo), na czarne tło kładziony i z też pięknie żywą przestrzenią, chociaż nie aż tak „oddychającą”. Niezwykle przy tym głęboki (co u tych słuchawek niełatwo osiągnąć) i znów przy pełnym rozwinięciem sopranów, o co dla odmiany nie jest u nich specjalnie trudno. Bez najmniejszego tych sopranów cofnięcia, a jednocześnie bez najmniejszego nimi draśnięcia. Pełna zatem skala i całkowita przyjemność. Scena zwarta przed słuchaczem a nie rozlana na boki, ze znakomicie ukazanym drugim planem, żywo uczestniczącym w akcji a nie zepchniętym do roli tła. Trójwymiarowe na tej scenie dźwięki o naturalnej gęstości i całkowita ich bezpośredniość. Piękna też dźwięczność i piękna całościowa atmosfera autentyzmu doprawianego magią. Szczególną przy tym uwagę zwracała dbałość o ukazanie całości muzycznego zdarzenia i o staranne wymodelowanie każdego kształtu. Nic nie pozostawione zostało w domyśle, żaden dźwięk ani postać. Wszystko starannie obrobione, dopieszczone, doszlifowane. Idealny porządek brzmienia i kształtu, żadnego rozwichrzenia.

Ponownie pojawiło się też wrażenie, że duża moc za tym stoi i dba by niczego nie brakowało, a więc by była (jak powiadają recenzenci uczeni w mowie i piśmie) makro i mikro dynamika. By wszystko było naładowane energią i żywo reagujące. A tym to było efektowniejsze, że działo się pośród tak uporządkowanej formy; pośród ogólnego spokoju płynięcia, przy zupełnym braku zniekształceń i pod dyktando pięknej melodyjności. Minimalnie może zdystansowanej, każącej się podziwiać bardziej w całościowym niźli w pierwszoplanowo nacierającym ujęciu, ale te słuchawki tak mają i to jest ich specyfika. Nie gwałtu-rety, bij-zabij, tylko w całościowo ukazywanym spektaklu. Ale jednocześnie z pełną bezpośredniością i obecnością żywych wykonawców. A tutaj to wszystko pięknie doładowane było energią, podrasowane wyraźnością rysunku i misternością brzmienia. Pycha!

Odsłuch cd.

A jak brzmi tranzystorowy wzmacniacz za 35.000 złotych.

A jak brzmi tranzystorowy wzmacniacz za 40 000 złotych?

Beyerdynamic T1 V2

Od razu potem sięgnąłem po flagowe Beyerdynamic, najbardziej bezpośredniego konkurenta. Wspartego tu kablem Tonalium Audio  a nie korzystającego z własnego, co wyrównywało ceny. Te słuchawki okazały się grać właśnie inaczej, bardziej niż HD 800 wciągając słuchacza w wir bezpośredniej akcji, a nie stawiając na całościowy ogląd. Szczególny też nacisk kładąc na transparencję i wyraźność a nie cyzelowaną obłość kształtów. To było bardziej kryształowe brzmienie, obficiej szafujące na całej szerokości pasma sopranami – bardziej zatem dzwoniące i iskrzące. A przy tym trójwymiarowe i holograficzne, co buduje u nich specyficzny, trudny w pierwszej chwili do rozpoznania pogłos, pracujący na rzecz trójwymiarowości samego dźwięku. Także z mocniej się akcentującym niż u HD 800 całościowym pogłosem lokacyjnym, budującym charakterystykę pomieszczeń, ale zarazem znacznie słabszym niż u NightHawk. Te jednak słuchawki wypadły lepiej z grającym obok kontrolnie ASL Twin-Head, podczas gdy oba modele poprzednie grały na bardzo solidny remis, toteż dla Headtripa mniej te Beyerdynamic są wymarzone.

 

Fostex TH-900

To samo tyczy flagowych słuchawek Fostexa, ale od innej strony. Też grały z Headtrip bardzo dobrze, ale nie tak przenikliwie jak z własnej firmy smokiem lampowym. Mniej również przenikliwie niż z Twin-Head, ale to już nie tak ważne, jako że ten wzmacniacz – tak jak grał tutaj – nie stanowi oferty rynkowej. (Mój całkiem jest przerobiony.) Niemniej – i to godne jest podkreślenia – zaskakująco i spektakularnie. W sposób zgoła odmienny niż z własnej firmy wzmacniaczem. Tam już przy zwykłych lampach dawały prawdziwy popis przenikliwej żywiołowości, a detaliczność miały bajeczną. Do tego bas co się zowie, a jedyna krytyka to trochę za wysoko brane, za bardzo sopranowo podbarwiające się pasmo. Z lampami Takatsuki pełna natomiast perfekcja i symbioza, że tak tych słuchawek grających nie słyszałem i nawet nie podejrzewałem, że tak grać potrafią. Natomiast Headtrip ukazał je w innym świetle, jako przede wszystkim głębokie, gładkie i zaskakująco spokojne.

wells-audio-headtrip-hifi-philosophy-002wells-audio-headtrip-hifi-philosophy-003wells-audio-headtrip-hifi-philosophy-015wells-audio-headtrip-hifi-philosophy-017

 

 

 

 

Całkiem bez tego podekscytowania, wszystko potrafiącej wyiskać detaliczności i na wskroś przejrzystej, niematerialnej dosłownie czystości medium. Zadziwił mnie tym niemało, ale pamiętajmy, że to wzmacniacz dedykowany konkretnym słuchawkom, niekoniecznie więc pasujący do innych. I żebyśmy mieli jasność – Fostexy zagrały z nim znakomicie, a jedynie mniej spektakularnie niż w przypadku napędzania dwoma innymi spośród najlepszych wzmacniaczy. Zresztą, jeżeli ktoś preferuje melodyjny spokój, to styl z Headtripem będzie mu bardziej odpowiadał. Zwłaszcza że pierwszy plan jest tam blisko, a wykonawcy duzi i przekonująco realistyczni. Do tego bas i soprany w pełnym rozwinięciu, a przejrzystość i detaliczność na najwyższym poziomie. Nie tak oszałamiające jak z HP-V8, ale poza jakąkolwiek krytyką.

 

Audeze LCD-3

Tym razem zdziwiłem się jeszcze bardziej, bo duże zapotrzebowanie prądowe planarnych Audeze zdawało się prosić o wzmacniacz pokroju Headtripa. Tymczasem z Twin-Head okazały się grać bardziej złożonym dźwiękiem i na ciekawszej, głębszej scenie. Z Headtrip było to granie idące wyraźnie w stronę zwykłości. Dobrze wypełnione i dociążone, całkowicie wolne od jakichkolwiek zniekształceń, ale za gładkie, za obojętne względem generowania muzycznych podniet. Jednostajne jak lody śmietankowe i jak one sycące. Da się zjeść porcję, da dwie, ale na całą audiofilską ucztę tego jednego smaku będzie za mało. Zemdliłby i zanudził miast podniecać i oszołamiać. Z tymi Audeze to w ogóle jest heca, ale generalnie chyba wolą wzmacniacze lampowe i sam ich firmowy napęd także oparto na lampach. Względem NightHawk i HD 800 nie są dla Headtripa optymalnym wyborem, nie mówiąc o Abyssach. Może przy innych źródłach, kto wie, ale nie z tymi tutaj. Mogą się sprawdzić przy komputerowej ostrości, łatwo to sobie mogę wyobrazić, i wówczas mogą się stać wybawieniem. Ale w stricte analogowym torze uspokojona moc Headtripa to dla ich pobudzenia trochę za mało. Poza tym te słuchawki cierpią na poważną przypadłość – każdy egzemplarz gra inaczej i wyszukanie pośród nich rewelacyjnego jest trudnym przedsięwzięciem. A miałem z takim do czynienia podczas pisania recenzji. Grał naprawdę bajecznie, lecz cztery kolejne już tak nie grały i to jest wielka szkoda.

 

Jak się okazało, Headtrip nawiązał wyrównaną walkę z lampowym gigantem Fostexa, co samo w sobie stanowi nie byle jaką rekomendację.

Jak się okazało, Headtrip nawiązał wyrównaną walkę z lampowym gigantem Fostexa, co samo w sobie stanowi nie byle jaką rekomendację.

HiFiMAN HE-6

Na koniec zostawiłem słuchawki teoretycznie najbardziej pasujące, ale po przygodzie z Audeze ostudzony już miałem zapał. Poza tym dla tych jednych nie mam lepszego kabla przy fabrycznym słabej jakości, pomimo że sam producent powiada o nim co innego. Dość mierny jest jednak (kabel, nie producent) i pierwszy lepszy od specjalistycznej firmy poprawi sporo brzmienie. Tak więc byłem ostrożny, a poza tym poprzednimi odsłuchami już trochę późnym wieczorem zmęczony. No ale robota jest robotą i trzeba ją wykonać. Odpaliłem.

Okazuje się – odpaliłem petardę. Tak jak przy smoku Fosteksie te HE-6 były najsłabsze, tak tutaj wyraźnie najlepsze. Bo częstujące analogową płynnością i brakiem zniekształceń tak samo jak Audeze, a jednocześnie grające w żywy, perfekcyjny wręcz sposób. Ciemno! No, ja nie mogę! HE-6 ciemno grające? A jednak! Nie za ciemno tylko w sam raz, tak żeby była atmosfera. Do tego gęsto i jednocześnie przestrzennie, że się ta gęstość w ożywionej akcją przestrzeni pięknie pokazywała. Zarazem też gładko i nie gładko, bo tak jak najbardziej lubię: z gładzią ogólną ale ubarwianą wszystkim co gładkie nie jest – grasejowaniem, chrypkami, szorstkością niektórych tekstur i ich głębokim rzeźbieniem, sopranowymi podmuchami i piękną wibracją trąbek. Pasmo całkowicie rozwarte a zero krzykliwości, która tak przy Fosteksie uszy słuchacza drażniła. Całkowite ogarnięcie muzyką o wszystkich walorach na duży plus a żadnych na minusie. Kompletne więc zadowolenie i wielka chęć słuchania. Aż musiałem wrócić do NightHawk i ustalić pierwszeństwo; ale HE-6 wygrały, bo grały podobnie zajmująco, a bez sztucznego nieco pogłosu. On wprawdzie po chwili przyzwyczajenia się gubił i jak pisałem można go mieć za zaletę, ale sam moment międzysłuchawkowego przejścia HE-6 pokazały lepszy, bez najmniejszych „ale” do brzmienia. I jedno jeszcze muszę podkreślić – tylko te dwie pary słuchawek dawały z Headtrip soprany najwyższej miary. Takie jakby z łuny drobinek, cudownie tym oddziałujące. Drobniejsze przez to, żywsze, bardziej homogeniczne, bardziej ekscytujące i pozbawione śladów ukłucia. Po prostu piękne, fascynujące, zdecydowanie lepsze. A do tego ta żywa, oddychająca przestrzeń…

 

Słowo o porównaniach

I choć powstał on jak uzupełnienie dla bardzo egzotycznych słuchawek Abbysound...

I choć powstał on jak uzupełnienie do bardzo egzotycznych słuchawek Abbysound…

Obiecałem w recenzji Fostexa, że w tej będą porównania, tak więc proszę – dla chętnych porównania. Przyszło smokowi od Wells Audio potykać się z dwoma lampowcami – jednym na lampach 300B, drugim na 45ʼ. Oboma też wielkimi i podobnie drogimi, mającymi lampy a nie tranzystory. Jedni na tych tranzystorach psy wieszają, nazywając je niepasującą do odtwarzania dźwięku technologią komunikacyjną, a inni wynoszą pod niebiosa i powiadają, że nie ma to jak dobry tranzystor. Te w recenzowanym Headtripie były wspierane architekturą dual mono i filtrami kwantowymi do Jacka Babee, a także przełącznikami fazy, których obroty wyznaczały istotne zmiany brzmienia. To było ważne, ale tylko technicznie, natomiast istotą pozostawała sama jakość tranzystora na tle dwóch wzmacniaczy lampowych.

Tu pozwolę sobie przypomnieć, że mimo testowania kilku tranzystorów wybitnych, choć przyznajmy uczciwie – dalece nie tak drogich – żaden wdrapaniu się na poziom szczytowy lampowej konkurencji nie podołał. Blisko bywało i grały te tranzystory wybitnie, że przywołam Bakoona, Phasemation, Trilogy czy Grace Design, ale tak całkiem, całkiem na tym poziomie co najlepsze lampy, to nigdy. (Ewentualnie Bakoon, ale tylko z Sennheiser HD 800.) Dopiero pierwszy Headtrip to pokazał i z całą powagą mogę stwierdzić, że pola nie ustąpił. Grał inaczej – i zaraz powiem dlaczego – ale na analogicznym poziome, zwłaszcza kiedy to on miał kabel Acoustic Zen Gargantua, z którym każdy wygrywał, ale to inna sprawa. I jeszcze jedno miejmy na względzie – ten Headtrip powstał z myślą o konkretnych słuchawkach, w testowym zestawie nieobecnych, co do których nie miejmy złudzeń, że grałyby lepiej niż użyte.

Te słuchawki mogłyby zagrać z Twin-Head jedynie poprzez końcówkę mocy, a z Fostexem ich granie jest możliwe lecz problematyczne. Raczej mocy by miały za mało, ale kto wie, lampy potrafią radzić sobie i u nich moc liczyć trzeba inaczej. Poza tym można dać Fostexowi lampy 300B XLS albo 32B, a wówczas moc jego wzrośnie. To jednak wszystko gdybanie, a my trzymajmy się faktów. Co więc było innego w brzmieniu Headtripa względem lampowej konkurencji? To można szybko scharakteryzować w odniesieniu do cech podstawowych. Grał bliżej, nieco cieplej (sic!) większymi dźwiękami, bardziej naprężonymi i wypukłymi, bardziej się też narzucającymi. Tak w stałym zwarciu ze słuchaczem, kontaktowo i bez melancholijnych manier. Bez refleksyjnego rzucania okiem na całość, bez filigranowych, zbyt wydelikacanych źródeł, bez dźwięku wielowarstwowego o jawnie złożonej strukturze i bardziej się ścielącego niż uderzającego na wysokości oczu. To były w przypadku Headtripa zawsze duże, pełne, pewne siebie i ciepłe dźwięki o wielkiej mocy zjednywania i chęci bycia z nimi. Ich ciepło było bardzo przyjemne, a duży rozmiar i moc podobnie, ale najprzyjemniejsze było co innego.

Jak się okazało

…to niemal z każdą parą wykorzystywanych w teście zagrał zjawiskowo.

To nie jest łatwe do wyłapania, do zdania sobie sprawy. Ale kiedy dokładnie analizować, dostrzegamy po pewnym czasie, że Headtrip, podobnie jak SPL Phonitor, lepiej lokuje wykonawców na scenie. Stawia ich wyżej, na wprost nas, a mimo że bardzo blisko, to nie są w naszej głowie tylko jak prawdziwy interlokutor przed. Są więksi, a więc bardziej prawdziwi, i jacyś tacy lepiej całościowo uplasowani, a przez to chętniejsi jesteśmy do słuchania. Sam dźwięk nie jest tak jak u lamp złożony i rys ma bardziej jednoznaczny, ale przestrzenna organizacja źródeł okazuje się lepsza, bardziej jak z życia wzięta. A że sam dźwięk ma ten Headtrip najlepszy spośród znanych mi tranzystorów, to i wypadkową ma odpowiednią, lampowej konkurencji nie ustępującą. A wraz z tym było mi wszystko jedno, czy jego, czy własnego Twin-Heada słucham. Jeden grał bardziej złożonym, a drugi bardziej swojskim dźwiękiem. I oba fantastycznie.

Podsumowanie

wells-audio-headtrip-hifi-philosophy-018   Szkoda, naprawdę szkoda, że taki dźwięk tyle kosztuje. Lampowy wzmacniacz Ayona robi tu pewien wyłom, a hybrydowy ifi PRO iCan czy też tranzystorowy Phonitor potrafią podać muzykę, że się zapomina o świecie. Ale takie granie na całość, że aż się ryczy z radości, to za czterdzieści tysięcy. A do tego słuchawki, kondycjoner, kabelki, źródełko i jeszcze jakieś podstawki – no i wyjedzie ze sto tysięcy. A wówczas głowa się chowa, jakbyś po łbie czymś dostał, i ochota na życie spada. Cóż poradzić – bogactwo lub kompromis – to nie od dziś wiadomo. Kompromisy mamy już nezłe, całkiem satysfakcjonujące jakością, a do bogactwa dążymy nieustannie, tyle że z mozołem – i tu osiągnięcia są marne. Mało kogo stać na takie urządzenia i gdyby mi się na przykład zachciało mieć tego Headtripa tak dla brzmieniowej odmiany, to mogę najwyżej westchnąć albo za siebie rzucić okiem, kie licho głupio kusi. No ale może z czasem grono nabywców wzrośnie. Na razie jest już jeden zdeklarowany, toteż jedzie ten Headtrip do nabywcy a nie na sklepową półkę. Grał będzie z Abyssami, a więc w swoim optimum. Mnie natomiast pozostaje wystawić mu ocenę i w tym względzie wyrażę pogląd, że jeśli komuś najbardziej zależy na złożoności dźwięku, to lepszy będzie Fostex z Takatsuki czy innymi tej miary lampami, a jeśli na bezpośredniości kontaktu z mniej nieco wyrafinowanymi ale za to bardziej swojsko brzmiącymi wykonawcami, to Headtrip. Reszta pozostaje muzyką.

 

W punktach:

Zalety

  • Znakomicie bezpośrednie, ciepłe, przyjemne brzmienie.
  • Kapitalne plasowanie wykonawców w przestrzeni.
  • Co za tym idzie świetna też sama scena, z doskonałym ukazaniem dalszych planów.
  • Złożoność dźwięku na poziomie najlepszych lamp przy jego większej jednoznaczności.
  • Dźwięk naładowany energią, lekko wypukły i prężny.
  • Szybkość i dynamika.
  • Doskonale wyczuwalna zamiana energii w pulsowanie przestrzeni.
  • Piękne rozwarcie pasma.
  • Pełna detaliczność.
  • Przyjemne, nie za jasne a wszystko wydobywające światło.
  • Wzorcowa melodyjność.
  • Wzorcowa transparencja.
  • Doskonałe oddanie własnego charakteru dźwięków.
  • Umiejętność ukazania sopranów w ich najdoskonalszej formie.
  • Mocny, dobrze kontrolowany i dokładnie odwzorowywany bas.
  • Całkowicie niezapośredniczone brzmienie.
  • A zatem wzięci z życia wykonawcy.
  • Dokładne czesanie tekstur.
  • Wybitna umiejętność ukazywania stylu danych słuchawek.
  • Nigdy żadnej jaskrawości ani ostrości.
  • Rzadko spotykana skala realizmu, z odpowiednimi słuchawkami zaiste magiczna.
  • Głębia brzmienia.
  • Głębokie też barwy.
  • Zjawiskowo ożywiająca się przestrzeń.
  • Wielka moc.
  • Dual mono.
  • Pasuje do każdych słuchawek nausznych.
  • Regulator polaryzacji.
  • Symetryczne przyłącza (choć nie sam tor).
  • Filtry kwantowe od Babee Technologies (za dopłatą).
  • Krokowy potencjometr (w dwóch krokach jakościowych).
  • Za dopłatą najlepsze kondensatory od Rike.
  • Elegancki, budzący szacunek wygląd.
  • Staranne wykonanie.
  • Nie przegrzewa się.
  • Made in USA.
  • Sławny wytwórca.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Ekstremalnie drogi.
  • Mimo to za wiele udoskonaleń trzeba dopłacić.
  • Pozorowana symetria.
  • Brak stopniowania mocy.
  • Dedykowany konkretnym słuchawkom (choć pasuje do innych).
  • Nietypowe w Europie przyłącza 2 x 3-pin.
  • Za mocno świecące lampki.
  • Zbyt lakoniczny opis techniczny.
  • Szum własny słyszalny ze słuchawkami o niskiej impedancji.

 

Dane techniczne:

  • Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 50 kHz.
  • Impedancja słuchawek: 4 – 2000 Ω.
  • Moc wyjściowa: 50 W na kanał przy 8 Ω; 25 W przy 32 Ω; 1.8 W przy 600 Ω.
  • Stosunek szumu do sygnału: -103 dB przy pełnej mocy.
  • Impedancja wejściowa: 20 kΩ.
  • Zniekształcenia: <0.006%.
  • Czułość wejścia: 85 mV.
  • Wzmocnienie: 30 dB.
  • Wejścia: 1 x WBT Nextgen RCA; 1 x XLR.
  • Wyjścia: 1 x Neutrik combo.
  • Waga: 9 kg.
  • Cena: 32 000 PLN (wersja podstawowa).

 

Za dopłatą: kondensatory wejściowe Rike PIO; potencjometr Khozmo; złocone gniazda Furutech; filtry kwantowe Babee Technologies.

 

System:

  • Źródła: Accuphase DP-700 SACD, Restek Epos CD.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III (udoskonalony), Fostex HP-V8, Welss Audio HEADTRIP.
  • Słuchawki: Audeze LCD-3, AudioQuest NightHawk, Beyerdynamic T1 V2, Fostex TH-900, HiFiMAN HE-6, Sennheiser HD 800S.
  • Interkonekty: Albedo XLR, Tellurium Q Black Diamond XLR, Sulek Audio RCA.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua, Harmonix X-DC350M2R.
  • Listwa: Power Base High End.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2 BBS.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

15 komentarzy w “Recenzja: Wells Audio HEADTRIP

  1. miroslaw frackowiak pisze:

    Swietna recenzja ostatnich wzm gigantow sluchawkowych,widac ze jednak wzm lampiwe lepsze.
    Sluchawki Abyss sluchalem parokrotnie ,juz z roznymi wzm i graly znosnie,nie bylo rewelacji,ciezkie i nie wygodne ani na glowie ani na uszach tak ze nie ma za czym tesknic i nie kupilbym ich nigdy….chyba ze dostane w prezencie.
    Moze z tym wzm akurat beda graly najlepiej, ale tego zestawienia nie slyszalem w przyszlym roku w UK beda mysle na wystawie.

  2. Stefan pisze:

    Bardzo ciekawe porównanie tranzystorów do lamp, zazdroszczę posłuchania takiego topu,
    w sumie szkoda że Utopie nie doczekały bo mogłoby być ciekawie.
    A jak odbierasz Piotrze tryb tranzystorowy w iFi PRO, czy bliżej mu do Headtrip niż do lampy?

    1. PIotr Ryka pisze:

      ifi w trybie tranzystorowym gra bliżej Headtripa niż lamp. Miło byłoby mieć Utopie i w ogóle wszystkie najlepsze słuchawki, ale to nierealne. Co do Utopii, to polski dystrybutor dysponuje jedynie takimi z niesymetryczną końcówką i nie chcę go stresować przeróbkami.

      1. Stefan pisze:

        Czyli te wyjścia 6,3 w Headtripie są mono ?

        1. PIotr Ryka pisze:

          Nie, to jest inny sposób podłączania jacków, taki sam jak Phasemation.

  3. Patryk pisze:

    Czy jest szansa na test „Burson Conductor Virtuoso”?
    Pozdrawiam.

    Patryk.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Dzwoniłem niedawno kilka razy do dystrybutora i nie podnosi słuchawki. No to chyba nie ma.

  4. Piotr, a odsłuchy Passa planujesz?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Planuję każdego wybitnego wzmacniacza, ale nic konkretnego w tej sprawie jeszcze nie ma i nie wiadomo czy będzie.

  5. Miroslaw F. pisze:

    Czy ktos testowal ten wzmacniacz z Final D8000, podobno genialne zestawienie.

  6. Marcin pisze:

    Dzień dobry,

    natknąłem się swego czasu na niniejszą recenzję. Mam u siebie obecnie model headtrip II z osobnym zasilaczem linowym (kupiony wprost od producenta Jeffa Wellsa dosłownie kilka dni temu). Gdyby miał Pan czas i ochotę to mogę przy okazji użyczyć go na testy do Pana. Swego czasu jak mieszkałem jeszcze w Krakowie pożyczyłem na test wzmacniacz alo audio continental v3.

    pozdrawiam,
    Marcin

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Bardzo chętnie go przetestuję. Chyba pamiętasz mój adres?

      1. Marcin pisze:

        może i bym jako trafił, ale dla pewności później poproszę o dokładny adres. Wzmacniacz włączyłem po raz pierwszy wczoraj wieczór, więc jest w zasadzie surowy.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          To trzeba go najpierw ograć, surowego nie można testować. Napisz na mail: ryka1p@gmail.com

          1. Marcin pisze:

            ok., będziemy w kontakcie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy