Recenzja: Ultasone Edition 10

Finał

ultrasone-edition-105Pora zdać raport finalny. Oczywiście nie finalny całkowicie, bo na ostateczny dźwięk słuchawkowych produktów Ultrasona trzeba czekać wyjątkowo długo i nie znam żadnych innych równie długo brzmieniowo się rozkręcających słuchawek, a ja te E10 już za chwilę będę musiał zwrócić. Coś przecież trzeba jednak powiedzieć.

Powiedzmy w takim razie tak: najadłem się niemało strachu, bo byłoby czymś arcyniemiłym musieć sporządzić recenzję zawierającą jednoznaczne potępienie i nakaz trzymania się od jej przedmiotu z daleka. Na szczęście do tego nie doszło. Już teraz E10 przechodzą test sybilacji „Sweet Jane” bez większego problemu, chociaż ich wyjątkowo dosadny i ostry sposób ukazywania muzycznego materiału jest niewątpliwie zawsze wyczuwalny. One lubią „cyknąć” tam gdzie cykać da się, co jak wiem niektórzy bardzo cenią i traktują jako zaletę, a inni na to plują. Proszę jednak o dobre zrozumienie. Pisząc „ostry” nie mam na myśli owej klasycznej audiofilskiej ostrości, od której należy co prędzej zwiewać, by krew z uszu nie uszła cała i audiofil nie umarł z grozy i wycieńczenia, tylko ostrość jaką ustawia się w fotograficznych aparatach. Muzyczne zdjęcie w wykonaniu Ultrasone Edition10 jest bardzo ostre wyłącznie w tym sensie. Dla jednych będzie to zaletą, dla innych wadą. Dyskusja nad tym typem prezentacji toczy się od bardzo dawna, głównie na kanwie istnienia sławnych słuchawek Grado RS-1. Były one kiedyś (jeśli pominąć pochodzące z nieco innej jakościowej bajki Sony R10 i trochę niesłuchawkowe AKG K1000) samym szczytem ekstrawaganckiego wykwintu słuchawek dynamicznych i jednocześnie przedmiotem wielu kontrowersji. Jedni (między innymi piszący te słowa) je kochali, inni – nienawidzili. Wrogowie RS-1 okopywali się przeważnie na pozycjach Sennheisera HD 650, Beyerdynamica DT 880 i AKG K701, a zmasowana wymiana ognia trwała pomiędzy obozami przez lata i nigdy nie cichła. Zajadłą dyskusję ostudziły dopiero wkraczające zastępy nowych flagowców.

Nie chcę tym samym powiedzieć, że Ultrasony E10 to nowe wcielenie Grado RS-1 za jeszcze większe pieniądze. (Warto w tym miejscu przypomnieć, że RS-1 kosztowały kiedyś, w zamierzchłych początkach lat 90-tych ubiegłego stulecia, ponad pięć tysięcy złotych, czyli mniej więcej tyle, ile teraz E10.) Nowy flagowiec Ultrasona jest od dawnego flagowca Grado lepszy pod każdym względem i, co ciekawe, nie ma żadnych problemów z gładkością najwyższych rejestrów, tylko z podzakresem leżącym nieco poniżej. Ma jednak ten sam typ urody. To nie heteriańsko seksowna blondynka o pełnych kształtach i powłóczystym spojrzeniu Staksa Omegi, tylko wysportowana brunetka z wyrazistymi rysami i błyskiem w oku.

I co tam już panowie sobie wolą.

Dwa konkretne przykłady na dokładkę

Zobrazujmy jeszcze na sam koniec skalę problemu oceny dźwięku Ultrasonów E10 w konfrontacji z AKG K1000. Weźmy na tapetę dwa muzyczne przykłady: Eroikę Beethovena i naszą nieszczęsną „Sweet Jane”.

III symfonia Beethovena, sławna „Eroica” (w tym wypadku filharmonicy nowojorscy pod dyrekcją Jamesa Levine’a), to istna kaskada smyczkowego materiału wspieranego lawiną instrumentów dętych i perkusyjnych. K1000 ze zobrazowaniem tych kaskad i lawin radzą sobie trochę lepiej, bo ich scena ma większą głębię i lepszą gradację planów, a artykulacja wysokich tonów jest czytelniejsza. Ale sumaryczny obraz w sensie czystej przyjemności słuchania wydaje mi się bardzo zbliżony, bo E10 dają więcej składników basowych, przez co lekko obniżają całościową tonację, czyniąc wyjątkowo złożony w przypadku Eroiki muzyczny przekaz mniej agresywnym. Zupełnie nie mają przy tym trudności z ostrością smyczków, która początkowo się zaznaczała. Przeciwnie wręcz, ich trochę bardziej skłębione i wtopione w orkiestrę względem K1000 odwzorowanie wydaje się łatwiej przyswajalne. Jednocześnie trzeba zaznaczyć, że wyrazistość orkiestry jest u E10 znacznie lepsza niż u W5000 czy DX1000.

Z kolei „Sweet Jane”. Piekielny utwór. Nie wiem skąd to „sweet” jest na płycie aż tak syczące; czy to wina samego nagrania, czy wokalistki. Nieistotne. Ważne, że bardzo wiele słuchawek i systemów ma z tą sybilacją duży problem. Tymczasem K1000 napędzane przedwzmacniaczem ASL Twin-Head i końcówką mocy Croft Polestar1 nie mają żadnego. Sybilacja jest zerowa. Nie można tego niestety powiedzieć o E10. Wprawdzie nie wszystkie newralgiczne miejsca sprawiają im kłopot, ale w porównaniu z K1000 jest dużo gorzej. Na pociechę można powiedzieć, że wiele innych wybitnych słuchawek ma podobnie, ale jednocześnie ze smutkiem stwierdzić, że E9 radziły sobie znacznie lepiej.

Wydaje się, że winę za ten zagmatwany stan rzeczy, łączący bardzo dobrą artykulację wysokich tonów z kłopotamy sybilacyjnymi, ponosi zebranie w całość koncepcji S-Logic plus z konstrukcją otwartą, chociaż już zamknięte E8 wydały mi się trochę mało muzykalne i sympatyczne względem modelu E9. Ultrasony E10 są na pewno dużo lepsze i ciekawsze niż E8 i na pewno pod wieloma względami górują nad plejadą słuchawek tysiącdolarowych, ale coś w tym S-Logic plus trzeba będzie jednak poprawić, by było perfekcyjnie.

Dane techniczne

Słuchawki dynamiczne typu otwartego.

Technologia S-Logic plus.

Technologia ULE (Ultra low emission).

Przetworniki o średnicy 40 mmm powlekane tytanem napędzane przez magnesy neodymowe.

Pasmo przenoszenia: 5 – 45 000 Hz.

Impedancja: 32 Ohmy.

Maksymalne ciśnienie dźwięku: 99 dB.

Waga bez kabla:282 gramy.

Kabel z miedzi beztlenowej powlekanej srebrem w osłonie aramidowej o długości3 m.

Ilość egzemplarzy limitowana.

Cena: 7,900 zł.

Dystrybutor – Audiotech, Warszawa.

 

System odsłuchowy

Źródła: Accuphase DP-600 i Cairn Fog V2

Wzmacniacze słuchawkowe: Accuphase C-3800, Black Pearl, Lehmannaudio Black Cube (silnie zmodyfikowany klon) i ASL Twin-Head Mark III

Końcówka mocy dla słuchawek AKG K1000: Croft Polestar1

Słuchawki stanowiące punkt odniesienia: AKG K1000, Grado PS-1000, Beyerdynamic T1, JVC HA-DX1000, Audio-Technica ATH-W5000, Sennheiser HD 600 i HD 650

 

W punktach

Zalety

– Znakomita otwartość brzmienia.

– Wspaniała szczegółowość.

– Ogromna i uporządkowana scena.

– Bardzo rzadka umiejętność łączenia całościowej potęgi dźwięku z subtelnością i delikatnością cichych fragmentów.

– Głębia brzmienia.

– Minimalne ocieplenie i osłodzenie całościowej tonacji, bardzo przyjemne w odbiorze.

– Wspaniałe rozciągnięcie pasma.

– Znakomite soprany.

– Imponujący bas; najbardziej rozdzielczy z mi znanych.

– Perfekcyjne oddanie swoistości ludzkich głosów.

– Doskonała wygoda.

– Wyjątkowej jakości nauszne pady.

– S-Logic plus.

– Niwelacja pola magnetycznego.

– Lekkość konstrukcji.

– Znakomite surowce.

– Bardzo ładne wzornictwo.

– Solidny i odpowiedniej długości kabel.

– Przyjazne dla wzmacniaczy.

– Elegancki stojak w komplecie.

– Porządnie opakowane.

– Limitowana edycja, zapewniająca wysoką cenę przy odsprzedaży.

– Made in Germany.

 

Wady

– Bardzo wyrazisty i dosadny obraz muzyczny. (O ile ktoś nie lubi tego typu obrazowania.)

– Równie wyraziste AKG K1000 potrafią sobie o niebo lepiej radzić z sybilacją.

– Nieznana klasa gatunkowa miedzi w kablu.

– Wtyk mógłby być lepszej jakości.

– Brak dołączonych materiałów informacyjnych.

– By ukazać pełnię ich możliwości, trzeba się solidnie wykosztować na równie znakomity wzmacniacz.

– Piekielnie drogie.

 

Podziękowanie

Dzięki niezwykłej uprzejmości pani Anny, właścicielki firmy Audiotech – oficjalnego przedstawiciela marki Ultrasone na Polskę – słuchawki otrzymałem niemal natychmiast po zgłoszeniu na nie recenzorskiego zapotrzebowania, na koszt wysyłającego i bez żadnych warunków wstępnych. Gdyby inni dystrybutorzy postępowali podobnie, pisanie recenzji byłoby rajem.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

4 komentarzy w “Recenzja: Ultasone Edition 10

  1. Marek pisze:

    Powiedza, ze sie czepiam po latach: w tytule i w tagach jest blad (literowka) w nazwie – Ultasone, czyli bez „R” – a to sa namiary na recenzje.
    Ciekaw bylem tej recenzji, bo po latach sluchawki te pojawiaja sie za nizsza cene. Ciekaw bylbym, jak by sie dzisiaj uplasowaly w gronie Focal Elear, Clear, Sony MDR Z1R, czy Pioneer SE master 1?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ja ich nikomu nie polecę. Bez rekomendacji.

  2. Marek pisze:

    Dziekuje. Nie tylko Pan… a szkoda – tyle dobrych materialow, wyglad i chyba ergonomia. Sluchawki jednak przede wszystkim maja grac!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ale polecam Ultrasone 12. Chyba są tańsze i na pewno lepsze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy