Trójbój na szczycie

  Grado GS-1000 cd.
 

Trójbój_Na_Szczycie_14

Grado Labs GS-1000

 Jakiekolwiek narzekanie wydaje się w tym stanie rzeczy niepodobieństwem. Jakże można narzekać na idącą w sukurs naszym pragnieniom magię? Lecz rzeczywisty obrót spraw nie przybrał tak prostej i logicznej postaci, skutkiem czego wszystko to zarazem napawa mnie pewnego rodzaju smutkiem. Doprawdy, nie pojmuję dlaczego tak wiele osób utyskuje na nowego flagowca Grado. Dlaczego GS-1000 nie cieszą się należnym mirem i sławą? Przecież są jedyne i niezastąpione. No, może i coś niecoś wiem na ten temat, bo słuchałem ich kiedyś przez chwilę z Lebenem CS300, i chociaż źródłem był wtedy także odtwarzacz Accuphase, nawet lepszy od DP-500, zabrzmiały wprost koszmarnie. Pojęcia nie mam czy to do tego wzmacniacza tak bardzo nie pasują, czy też znowu był to efekt ich opóźnionego zapłonu, ale naprawdę koszmarnie grało. W bezpośrednim porównaniu z bardzo dobrymi, ale przecież nie jakimiś wyjątkowymi AKG K701, których do najściślejszej elity nie zaliczam, po prostu skandalicznie. Tak więc Grado GS-1000 bywają kapryśne i trzeba na to uważać. Zarazem z tanim przecież wzmacniaczem Moonlight v8, wielokrotnie tańszym od Lebena, i na taniutkich dostarczonych z nim kablach DIY zabrzmiały naprawdę bardzo satysfakcjonująco, w pełnym przestrzennym wymiarze, potężnie i wykwintnie jednocześnie, choć pewnych detali, niuansów i smaków w porównaniu do Twin-Heada oczywiście brakowało.
Ta właściwa Grado GS-1000 niebywała przestrzenność powtarzała się na każdym dźwiękowym materiale, a im większy był obszar samej muzyki, tym bardziej Grado uciekały konkurencji. Wyjątkowe wrażenie wywołują tutaj spektakle operowe. Precyzja z jaką GS-1000 lokują wykonawców na scenie, jak kontrolują ich poruszanie się i różnicują głosy, jest godna najwyższego podziwu. Zaznaczyć jednak należy, że AKG K1000 pod tym względem okazują się nie gorsze.

Trójbój_Na_Szczycie_16

Grado Labs GS-1000

No ale nie samą przestrzenią przecież audiofil żyje, choć mnie wydaje się ona najważniejszym, a w każdym razie jednym z kilku najważniejszych aspektów. Jednak dla muzyki klubowej albo fortepianowej przestrzeń nie ma już takiego znaczenia. Jak zatem z resztą? Nie ma problemów. A właściwie jest jeden. Otóż każdego kolejnego dnia Grado grały nie tylko bardziej przejrzyście ale i bardziej dosadnie. Przez pierwsze cztery dni ostatniego spotkania była to pluszowa niemal łagodność, tyle że coraz bardziej świetlista, ale następnie plusz zaczął błyskawicznie zanikać a w jego miejsce pojawiły się bardzo wyraźne muzyczne kontury, tak jakby Twin-Head uczył się dopiero właściwie napędzać Grado i dźwiękowe figury zaczynały im coraz lepiej wychodzić, stając się coraz bardziej mistrzowskie i karkołomne. Nie wiem do czego by to doprowadziło, bo po tygodniu musiałem je zwrócić, ale mnie ta droga ku brzmieniowej naturalności, pozbawionej łagodzenia i zmiękczeń, która w niczym przy tym nie umniejszała przestrzennej magii, bardzo odpowiadała. Lubię naturalne granie po warunkiem, że jest na odpowiednim poziomie. Inaczej jest nudno, a to wróg najgorszy. W każdym razie na etapie, na którym przyszło mi się z nimi rozstawać, GS-1000 grały naprawdę pięknie każdą muzykę za wyjątkiem bardzo starych nagrań. W tym względzie musiały uznać dość zdecydowaną wyższość Ultrasonów Edition9, znacznie lepiej radzących sobie z takim muzycznym surowcem. Jednakże wszystko co nie miało charakteru nagrań archiwalnych, na których magia przestrzenności słabiej niż zazwyczaj dochodziła do głosu, prezentowały Grado z zachwycającym mistrzostwem. Ich bajeczna przestrzeń była uzupełniana znakomitą szczegółowością, bogactwem palety barw, doskonałą przejrzystością planów bliskich i euforycznym, impresjonistycznym tłem spowitych mgłami pogłosów bezkresnych planów dalekich. Nie znaczy to bynajmniej, że widoków odległych Grado nie rysują wyraźnie. To swoista mieszanka ostrego rysunku i cienistego podkładu, specyficzna i wspaniała.
Wszystko to było mi już znane wcześniej poza barwnością. Wprawdzie przy poprzednich wizytach nie odnotowałem ich barwy jako zbyt skromnej, niemniej w bezpośrednim starciu z Ultrasonami Grado wyraźnie odstawały. Było to jednak w czasach gdy Twin-Head pracował na lampach 2A3, bardziej wstrzemięźliwych dla kolorów niż obecnie stosowane 45. W towarzystwie tych ostatnich, ku memu zaskoczeniu, barwność GS-1000 okazała się w niczym nie ustępować dwójce pozostałych uczestników testu. Miłym zaskoczeniem był także fakt znakomitej barwności wszystkich słuchawek napędzanych wzmacniaczem Moonlight. Nie mógł on wprawdzie współpracować z AKG K1000, ale zarówno dwóch pozostałych aktorów pierwszego planu jak i stanowiące dla nich tło Sennheisery nasycił pięknymi barwami i ozdobił znakomitą dynamiką.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Trójbój na szczycie

  1. would you allow we copy some content from the article? Thanks.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy