Trójbój na szczycie

Grado GS-1000

Trójbój_Na_Szczycie_12

Grado Labs GS-1000

  Grado GS-1000 miałem u siebie trzykrotnie, zawsze przez kilka dni. Dwakroć były to egzemplarze zaopatrzone w kabel fabryczny, a raz z dużo droższym kablem Moon Audio „Black Dragon”, który można wybrać u producenta jako opcję. Te ostatnie były zwykłe.
Za pierwszym razem sam usilnie je wygrzewałem, choć miały na liczniku już około 100 godzin grania, a te z Balck Dragonem i obecnie goszczone były całkowicie wygrzane. Wydawać by się przeto mogło, że skoro takimi były, nie powinny w audiofilskim rozbiorze nastręczać żadnych trudności i od startu ujawnić swe cechy. Tymczasem nic podobnego. Wygrzane czy nie, za każdym razem początkowo do siebie zrażały i w porównaniu z własnymi wydawały się zdecydowanie gorsze. Nie potrafię tego racjonalnie wyjaśnić, mogę jedynie ze zdziwieniem skonstatować. Być może każdorazowo musiały się docierać z moim wzmacniaczem, a może to ja musiałem się oswajać z ich brzmieniem? Może jedno i drugie. W każdym razie w pierwszym kontakcie zawsze odstręczały brakiem rozdzielczości, zwłaszcza w rejonie basu, który był dudniący i jakby rozciągnięty nad całym pasmem. Taki basowy pomruk w tle, dość a nawet bardzo nieprzyjemny. Stosunkowo najmniej było to widoczne u tych z Black Dragonem – niemalże wcale – a najstraszniejsze u tych nie wygrzanych.
Trzykrotnie sekwencja zdarzeń się powtórzyła: każdego kolejnego dnia grały coraz lepiej, by na koniec, najdalej czwartej doby, czarować, zachwycać i zniewalać. Taka magia z opóźnionym zapłonem, chciałoby się powiedzieć.
Dlaczego są magiczne i co to za sposób grania?
Każde wybitne słuchawki z jakimi miałem do czynienia posiadają cechę wyróżniającą, która wysuwa się przed ich inne walory. Na tym przecież polega wybitność, że ma się coś czego inni w takim gatunku i rozmiarze nie mają. Tym czymś w przypadku Grado GS-1000 jest bez wątpienia przestrzeń. Powiedzieć że jest duża, to ją obrazić. Ona jest ogromna. Wręcz gigantyczna. Kiedy weźmie się płytę z muzyką symfoniczną albo odpowiedni krążek z obszarowo wydatną muzyką elektroniczną, zostajemy wydani na pastwę magii obszarów jak ze snu o lataniu w przestworzach. GS-1000 zabierają nas w podróż jak ta z pięknego filmu Sydneya Pollacka „Pożegnanie z Afryką”, gdzie Robert Redford z pokładu dwupłatowca pokazuje Maryl Streep odchodzące w przeszłość pierwotne piękno tej krainy.

Trójbój_Na_Szczycie_15

Grado Labs GS-1000

W przypadku mojego ostatniego kontaktu z GS-1000 miałem możność przekonać się, że ta obszarowa magia staje się jeszcze wspanialsza gdy źródłem jest odtwarzacz Accuphase DP-500, maszyna także obdarowująca słuchacza piękną przestrzenią. Ciekawa rzecz, w dyskusjach na internetowych forach przeważa opinia, że słuchawkami o najlepszej przestrzeni są AKG K1000. Mnie się zupełnie tak nie wydaje. Przestrzeń K1000 jest wprawdzie znakomita – wielka i bardzo naturalna – ale tylko te z Grado GS-1000 i Staksa Omegi są magiczne, a każda inaczej. U Grado początkowo rażące basowe tło, ów mroczny pomruk, przeistacza się z czasem w jakieś wspaniałe, wszystko upiększające echo, dzięki któremu wkraczamy na baśniowy rozmiar bezkresnego horyzontu, a u Omegi jest przejrzyściej i bardziej separują się plany, ale echa jest mniej a i obszar jest mniejszy. Jednocześnie rzeczy dalekie są lepiej widoczne – jakby były trochę nadnaturalnie powiększone.
Może niektórym takie coś się nie spodoba, a cierpiący na agorafobię powinni od Grado GS-1000 trzymać się jak najdalej, ja jednak wprost przepadam za takimi klimatami i muzyki w której są one pożądane słucham bardzo dużo. Kiedy już doszedłem z GS-1000 do brzmieniowego ładu, a po dwóch poprzednich doświadczeniach pewien byłem, że dojdę, puściłem Eroicę Beethovena pod Jamesem Levinem z nowojorczykami. To było przeżycie estetyczne najwyższej rangi. Leciutko względem AKG K1000 złagodzone i przymglone brzmienie, jednocześnie potężne i misterne, pełne powabu i doprawione łatwością w odbiorze, a nade wszystko z przestrzenną magią uciekającego w bezkres tła i syrenim śpiewem dalekiego echa, przechodzącego czasami w grzmoty muzycznych błyskawic.
A dodać trzeba, że jeszcze potężniej grają GS-1000 z kablem Black Dragon.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Trójbój na szczycie

  1. would you allow we copy some content from the article? Thanks.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy