Trójbój na szczycie

AKG K1000

Trójbój_Na_Szczycie_3

AKG K1000

   Pokłońcie się nisko, oto słuchawkowy wielmoża we własnej osobie. Sława, która moim zdaniem niesłusznie ominęła Grado GS-1000, spychając je do stanu jakiegoś dziwnego zawieszenia między upokorzeniem a uwielbieniem, tych słuchawek nie ominęła. Głosów krytycznych pod ich adresem nie spotyka się teraz często, choć dawniej nierzadko się pojawiały. Obecnie K1000 królują na słuchawkowym Olimpie, mimo iż niegdyś zarzucano im nudę, płaskość brzmieniową, anemiczność i zbytnią neutralność, a już zwłaszcza mizerny bas. Wszystko to, jak mniemam, w następstwie niewłaściwego napędzania. Napęd bowiem to dla tych słuchawek, będących w istocie czymś w rodzaju nagłownych głośników monitorowych, jest sprawą absolutnie kluczową a zarazem piekielnie trudną. No, może nie aż piekielnie, bo w sumie nadaje się każdy normalny wzmacniacz, lecz praktyka pokazuje, że bywają z tym ogromne problemy. Sam ich doświadczyłem próbując napędzić je za pomocą Twin-Heada, co nikogo nie powinno dziwić, albowiem ma on specjalne osobne gniazdo dla tych słuchawek. Mieć ma, a napędzać nie napędza. Jest zwyczajnie za słaby. Dopiero kiedy zepnie się go z odtwarzaczem posiadającym większe od standardowego napięcie na wyjściach RCA, da się od biedy tego słuchać, jednakże wielka to bieda, a słuchanie nie stanowi dla słuchającego żadnej satysfakcji. Można się jedynie domyślać jak by to grało, gdyby było jak trzeba.
Tak więc chcąc nie chcąc zmuszony zostałem do nabycia dla AKG końcówki mocy i wówczas pokazały na co je stać. A stać je na tak wiele, że nie dziw, iż wspięły się na sam szczyt słuchawkowej hierarchii.

Trójbój_Na_Szczycie_4

AKG K1000

Po kolei jednak. Zacznijmy od energii. Jej właśnie z nieodpowiednim napędem brakuje najbardziej i wtedy rzeczywiście jest strasznie, dokładnie tak jak piszą krytycy. Ale kiedy jest jej dostatek, o moiściewy, wtedy jest arcypięknie.
Sama energia to wszakże za mało. Musi być znakomite źródło i o znakomitej kulturze brzmienia wzmacniacz. Krótko mówiąc, cały tor musi być najwyższej klasy. To jest trochę tak jak z mikroskopem elektronowym: preparat musi być odpowiedni i najlepiej aby był na podłożu ze złota, a wówczas można zobaczyć rzeczy arcyciekawe, normalnie niewidoczne a nawet nie podejrzewane o istnienie. Byle czym takiej aparatury się nie obskoczy, że powiem kolokwialnie.
W przypadku AKG K1000 z byle czym, nawet jeśli to byle co ma odpowiedni zapas mocy, będzie zbyt męcząco, bo K1000 to właśnie pod pewnymi względami taki audiofilski mikroskop elektronowy; wywlecze każdy szczegół i wskaże każdy niedostatek, a przy tym rozdmucha je do baloniastych rozmiarów. A nie daj Bóg żeby jeszcze w którymś miejscu było za ostro. Wtedy pozostaje jedynie brać nogi za pas. No, zwyczajnie, nie da się słuchać. Problemy te można jednak rozwiązać po harcersku, czyli metodą chałupniczą. Jak już się ma AKG K1000 a na resztę brakuje budżetu, wystarczy kupić stare klocki Sony z serii ES i też będzie całkiem znośnie. Sęk w tym, że tych AKG już tak zwyczajnie ze sklepu nabyć się nie da, a z drugiej ręki wprawdzie bywają, ale nie u nas, nieczęsto i nie tanio. Na internetowych aukcjach dobrze zachowane egzemplarze około 1100 dolarów kosztują, do czego dochodzą opłaty celne i transport. Jak za coś używanego a przy tym obarczonego zużyciem mechanicznym, to nie taka znowuż okazja. Z drugiej strony okazja jednak niemała, bo takiego dźwięku w innym miejscu się nie odnajdzie. Być może wkraczające pośród wiwatów na audiofilską arenę Sennheisey HD 800 odmienią ten stan rzeczy, ale to się dopiero okaże w praniu.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Trójbój na szczycie

  1. would you allow we copy some content from the article? Thanks.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy