Topowe kable zasilające – porównanie

Acoustic Zen Gargantua II

Gargantua_II_Studiomaster_350_Rubby_Hill_7N9500_Anaconda_019_HiFi Philosophy

Acoustic Zen Gargantua II

   No więc alfabetycznie, a zatem Gargantua, sprytnie poprzedzona nazwą firmy na A. To właśnie ten olbrzym-sybaryta sprawił, że test musiał się odbyć jednego dnia, bo ktoś zamówił aż cztery sztuki, wyczytawszy, że szczególnie pasują te kable do elektroniki T+A, którą też nabył. Trudno, jeden dzień też będzie dobry. Gorzej, gdyby żadnego nie było. Ktoś powie: Co za problem? W ten dzień trzeba było Gargantuę przerobić, a resztę sobie potem. Ale nie ma tak łatwo w recenzenckim świecie. Kolejnego dnia inne urządzenie musiało wejść na tapetę, bo też zawitało na chwilę, a do tego miało swoje nadzwyczajne wymogi, jako że wymaga specjalnego programowania. O tym będzie w teście następnym, a teraz, po gorzkich żalach, Gargantua.

W momencie gdy siadałem do odsłuchu, nie wiedziałem jeszcze, że na wszystko będę miał dzień jeden, i myślałem jak wyżej, że resztę sobie potem. A potem zamiast reszty zadzwonił telefon – i trach, zmiana planu. Ale rano jeszcze tego nie byłem świadom, tak więc odczekawszy aż się system rozgrzeje rozsiadłem się z Gargantuą. Piszę to tylko po to, by powiedzieć, że są trudności, ale jest i nagroda. Bo zasiadłem i się zasłuchałem. To naprawdę nieczęsto się zdarza, bo chociaż stale słucham czegoś ciekawego, to jednak co ciekawe, to ciekawe, a co niesamowite, to niesamowite. Jest taki moment przejścia, a w każdym razie sam go doświadczam. Moment dotarcia do niesamowitości, za której progiem pytania przestają być ważne i aż zmuszać do nich się trzeba. Bo tak gra, jak narkotyk. Człowiek znajduje się w innym świecie, samym dźwiękiem przeniesiony w inny wymiar. Nie tylko wymiar muzyki, ale wymiar całej obecności gdzie indziej. Obecności całkowitej, perfekcyjnej, spełnionej. No i to właśnie dopadło mnie tamtego poranka i parę godzin trzymało. A potem rozdzwonił się telefon i wytrzeźwiałem.

Jak gra Gargantua? Czy gra w ogóle? Czy taki kabel coś zmienia? Otóż zmienia kompletnie i potrafi przenieść od niechęci do całkowitego zapamiętania. Ale to potrafili wszyscy uczestnicy testu bez wyjątku, chociaż każdy w inny sposób. Bo powiedzmy od razu: nikt nie zawiódł, wszyscy spisali się znakomicie, a jednocześnie każdy zaprezentował co innego. Czasami te różnice były zasadnicze i natychmiast oczywiste, a czasami tego rodzaju, że chociaż słychać było odmienność, nie można było jej zdefiniować. A wówczas trzeba się długo wsłuchiwać, by oczywistość sensoryczna mogła zamienić się w językową i racjonalną. Ale o tym za chwilę, a teraz o własnościach samego Gargantui, który bardzo przewrotnie końcówkę ma żeńską, a naprawdę jest wielkim samcem.

Gargantua_II_Studiomaster_350_Rubby_Hill_7N9500_Anaconda_022_HiFi PhilosophyGargantua_II_Studiomaster_350_Rubby_Hill_7N9500_Anaconda_028_HiFi PhilosophyGargantua_II_Studiomaster_350_Rubby_Hill_7N9500_Anaconda_011_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Gargantua ma jedną rzecz absolutnie rewelacyjną, a w każdym razie miał taką w testującym systemie. Otóż sprawia, że wykonawcy zyskują temperaturę dokładnie 36,6 ºC. To się znakomicie wyczuwa. Pojawiający się ludzie są dokładnie tacy jak w życiu. Nie rozgorączkowani, ani nie wyziębieni, tylko tacy jak my sami. Kiedy się wsłuchać i im się przyjrzeć, jasne to jest i oczywiste. Ale i bez wsłuchiwania, z samego powierzchownego kontaktu z pominięciem racjonalizacji, odczuwa się tę naturalną obecność i przekłada się ona na rewelacyjny odbiór. Żaden z pozostałych kabli nie trafiał w temperaturę z taką dokładnością.

Prócz tego Gargantua świetnie nasyca muzykę barwą i substancją. Nie przesadza z tym, tylko także jest naturalna. Pierwszy plan stawia blisko, dźwięki czyni dużymi i dynamicznymi, a to wszystko co składa się na niuansowość i perfekcję techniczną wynosi na czysto high-endowe wyżyny. Z wielką satysfakcją przysłuchiwałem się oklaskom i sam miałem ochotę zaklaskać, bo rozbicie na dłonie i wizualizacja tych dłoni były na mistrzowskim poziomie. Ale największe wrażenie robił wokal. Żadna nowina, skoro zostało już powiedziane, że temperaturę ciała ustawiał ten kabel najdokładniej. A wraz z tym pojawiał się autentyzm, bo ani nie grzało kaloryferowym ciepłem, ani nie wiało od otwartego okna. W efekcie pojawiała się wyjątkowa obecność, a słuchacz czuł całym sobą, że to jest właśnie to, że tak wygląda ideał odtwórczy ludzkiej postaci. Wraz z tym odchodził na bok dylemat smutku i radości, tak często przeze mnie rozpatrywany. Nie było problemu z oddaniem jakiegoś nastroju, tylko dominował autentyzm. Bo tak utrafiona temperatura oznacza brak czegokolwiek pogłębiania. Ani smutek nie stawał się przesadnie smutny i do innych nastrojów się nie mieszał, ani radość nadmiernie egzaltowana, rażąca przesadą i psująca efekt nostalgii czy zadumy. Cały czas miało się przeświadczenie: Oto żywy człowiek i taką w tej chwili przejawia nastrojowość.

Jednocześnie kabel Gargantua bardzo jest zaangażowany, czy mówiąc dokładniej, jest taki system nim się posiłkujący. Nic tu nie ma z laboratoryjności, obiektywizacji, samych popisów technicznej dokładności. Wszystko jest ludzkie i po ludzku przekazane. Ma podmiotowy i uczuciowy charakter. A jednocześnie żadnej przesady, żadnej nadmiernej ekscytacji. Test normalnej mowy kabel zdał celująco.

Gargantua_II_Studiomaster_350_Rubby_Hill_7N9500_Anaconda_017_HiFi PhilosophyGargantua_II_Studiomaster_350_Rubby_Hill_7N9500_Anaconda_020_HiFi PhilosophyGargantua_II_Studiomaster_350_Rubby_Hill_7N9500_Anaconda_023_HiFi Philosophy

 

 

 

Ponieważ od Gargantui zaczynałem słuchanie, mogłem się przy jego udziale przysłuchiwać zmianom zachodzącym w systemie podczas kolejnych godzin pracy lamp. Tu obserwacja jest taka, że w pierwszej godzinie było trochę za ciepło, tak więc dopiero z czasem ustala się ta idealna temperatura. Poza tym początkowo było w przekazie za mało powietrza. Saksofon wspaniale wibrował i miał piękną chropawość, a praca ustnika była pokazana na medal, ale sam podmuch miał nieco za mało właśnie dmuchania. I to się jednak z czasem zmieniło, co oczywiście odebrałem z wielką satysfakcją, bo właśnie na to czekałem i na to miałem nadzieję. Pojawiło się powietrze, i to w dużej ilości, a temperatura ustaliła w punkcie optimum.

Poza tym pasmo odwzorowywał Gargantua spójnie i bardzo szeroko; z popisowymi sopranami o naturalnej ostrości i piękną artykulacją przestrzeni wewnętrznej bębnów. No i przestrzeń. O niej to trzeba powiedzieć, że pierwszy plan był bliski, ale jednocześnie doskonale zachowana umiejętność ukazania jak dźwięki odchodzą i gubią się w dali. Inni potrafili ukazać lepszą holografię, ale samą dal i szeroki horyzont potrafił Gargantua odtwarzać bardzo dobrze. Poza tym przestrzeń ta była organiczna i spójna. Bardzo ożywiona i z zachodzeniem na siebie dźwięków a nie separowaniem źródeł. Pojawiała się na niej jednolita muzyka a nie muzyczne to tu, to tam. Wraz z osobowym charakterem tego wszystkiego tworzyło to fantastyczną całość, której nie sposób było się oprzeć. Chcę Gargantuę! Natychmiast! Ale że życie jest przekorne, ten kabel wybył jako pierwszy.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

73 komentarzy w “Topowe kable zasilające – porównanie

  1. Roman pisze:

    Ciekawe jak sprzedają się u nas kable za 5 tyś zł,o tych drorzszych nawet nie wspominam.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dobrze się sprzedają. Dlatego na test trudno je było pozbierać. Dobre systemy spina się i zasila dobrymi kablami. To reguła.

  2. Maciej pisze:

    Piotrze a ja chciałem zapytać o rzecz prozaiczna acz bardzo istotną. Który z kabli ma najlepiej siedzący w gnieździe wtyk IEC? Częstą przypadłością drogich sieciówek jest to że siedzą te wtyki za luźno…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na tym poziomie tego rodzaju problemy nie występują. Wszystkie kable bardzo mocno siedziały w gniazdach urządzeń i z dużą siłą trzeba je było wpychać w listwę. Ale jako ciekawostkę mogę podać, że najmocniej siedziała Anaconda. Ją wepchnąć w gniazdo urządzenia jest naprawdę niełatwo, a siedzi potem jak przymurowana.

  3. Marcin pisze:

    A propos nowych hifimanów; cena to 2499 $, więc dosyć dużo; jak się doda do tego cło, VAT, prowizję dystrybutora, wahania dolara to wyjdzie już bardzo dużo, a jeśli weźmie się pod uwagę zakup dedykowanego wzmacniacza i powyższą uwagę to suma będzie spora. No trudno, jeśli mają grać na miarę Orfeusza to też muszą kosztować; poza tym trudno mieć pretensje do hifimana, że ceny nie ustala jedynie pod polskiego klienta.

    1. Maciej pisze:

      Na pewno będą gorsze od Orfeusza 🙂

    2. Piotr Ryka pisze:

      Myślałem, że będą droższe. Zapowiadano cenę z tych najwyższych, a więc zanosiło się nie na 2500, tylko 5000. Zatem pułap cenowy ustalony został dużo poniżej progu, powyżej którego cena przestaje być motywacją lub demotywacją zakupu. A jak grają, to się okaże. Podobno genialnie. Sam o wzmacniacz dbać na szczęście nie muszę.

      1. Marcin pisze:

        Ze wzmacniaczem w Polsce będą pewnie kosztować ok. 30 tyś zł, więc w sumie to dużo, ale jeśli mają być takie super-hiper to cena jest dobra, jeśli się zważy na cenę słuchawek, z którymi mają konkurować. Tyle, że R-10, Orfeusz czy Omega były ładne, te są brzydkie.

  4. Przemek pisze:

    Tu można sobie kupić Siltecha za 700 euro :
    http://www.aliexpress.com/item/Siltech-Ruby-Double-Crown-power-cable-1-5m-cable-Rhodium-Carbon-FURUTECH-FI-50-M/1935213169.html

    Ciekawe ile takich kabli jest sprzedawanych w Europie na giełdach za połowę ceny oryginału.

    1. Maciej pisze:

      Ciekawe ile z nich to oryginały…

      Jeszcze inną inszością jest na ile oryginał lepszy od podróby 🙂

    2. Piotr Ryka pisze:

      Taki Siltech to na pewno podróbka. Jak torebka Vuittona albo zegarek Rolexa. Nie ma problemu ich kupić w super cenach. Wystarczy skoczyć do Tajlandii.

      1. Przemek pisze:

        Oczywiście ,że podróbka.Widać ,że bardzo dobrze wykonana.
        Zastanowiło mnie to tylko ,że kupno przewodów z drugiej ręki obarczone jest ryzykiem ,że ktoś moża nas oszukać.
        Jeśli nigdy nie słuchałem takiego przewodu i nigdy go nie miałem nie jestem wstanie zorientować sie ,że ktoś sprzedał mi podróbke.
        Sam widziałem kilka podróbek Audioquest Sky a wiedziałem,że jest to podróbka tylko dla tego ,że mam oryginał.
        Ostatnio zaczeli robić tak dobre podróbki tego kabla ,że już nawet grają dość dobrze i wyglądają prawie identycznie,dopiero test na srebro który zrobił nasz znajomy złotnik pokazał jednoznacznie dużo gorszej jakości srebra i na wtykach i dużo cieńszą srebrną powłokę.
        Dla firm kablarskich nie musi to być wcale zła sytuacja gdyż dużo więcej osób decuduje się na zakup nowych przewodów w obawie przed ogromną ilościa krążacych po rynku podróbek wszelakich drogich kabli.

  5. Przemek pisze:

    A zobacz jakie maja tam zajebiście wyglądające wtyki domkabli zasilających ,banany,widełki i splitery do kabli głośnikowych Acrolinka.

    Mój brat zamawiał z tamtąd wiele rzeczy i je oglądałem.Wykonane pierwsza klasa a serwis dużo,dużo lepszy niż na naszym złodziejskim Allegro a wszystkie małe rzeczy jak te wtyki itp. wysyłają za free.

  6. Adam pisze:

    Panie Piotrze, a jak się ma sprawa ze wzmacniaczem słuchawkowym Marantza, o który kilka tygodni temu pytałem? Pojawił się u Pana, czy dalej ani widu, ani słychu?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Sprawa ma się tak, że po pięciu rozmowach telefonicznych w stylu „zaraz przyślemy” przestali odbierać telefony. Klasyka.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Dostałem wiadomość, że Maranz jutro rusza w moją stronę.

  7. Adam pisze:

    A już chciałem napisać, że bardzo mnie Pan zasmucił. Tymczasem taka miła niespodzianka:)

  8. Mel Faja pisze:

    niezdziwił bym sie gdyby wielce osłuchany i wszystko słyszący audiofil, nie rozpoznał originalu siltecha od podróbki, nie mówiąc już o wylapaniu roznic w slepym teście buhahahaha

  9. Piotr Ryka pisze:

    Najbardziej lubię to buhahaha, ono jest zawsze rozpoznawalne.

  10. Towaroznawca pisze:

    W przypadku tego marantza przydałby mu się godny konkurent do testów w postaci Pioniera U- 05 , Hegla hd-12,lub Youlonga. Kiedyś ktoś opisywał że również Teac wypuścił coś interesującego. Już w niedalekiej przyszłości tzw. „przetwornikowzmacniacze” będą stanowiły w większości przypadków główny element toru słuchawkowego.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Z pewnością wnet będą miały udział większościowy. A Hegla może się uda pozyskać. Tyle że Marantz jeszcze nie przyjechał.

  11. Marek pisze:

    Ja pozwolę sobie jeszcze skomentować kwestię wpływu kabli zasilających. Temat jest kontrowersyjny z oczywistych względów – nie każdy jest w stanie czy ma możliwość zaobserwowania tego wpływu. Dlaczego? Jestem z wykształcenia elektronikiem i opiszę to z tego punktu widzenia. Każdy przewód posiada oprócz rezystancji, także pojemość oraz indukcyjność, a więc zachowuje się jak układ połączonych ze sobą rezystora, cewki i kondensatora. W dodatku, jeśli taki przewód jest słabo ekranowany, to jest także anteną (anteną są też kable doprowadzające prąd do naszego gniazdka). Nie wnikając w szczegóły, taki układ nie tylko tłumi przechodzący przez niego prąd, a także go filrtuje, niektóre jego składowe wzmacnia oraz (jako antena) wychwytuje różnego rodzaju fale magnetyczne ze środowiska. To, co dociera do urządzenia jest prądem zmiennym o częstotliwości 50Hz częściowo zniekształconym, zawierającym także prądy o innych częstotliwościach (prąd docierającyh do naszych gniazdek też nie jest idealną sinusoidą). Co sie dalej dzieje z tym prądem zależy od konkretnego urządzenia. Teoretycznie powinien on zostać dokładnie odfiltrowany przez zasilacz, ale jakość tego filtrowania jest różna. I tu dochodzimy do sedna problemu. Sprzęt High End (ogólnie mówiąc) jest na tyle czuły, że każda niedoskonałość toru zasilającego (włącznie z kablami) jest przekazana dalej i wzmacniona dociera do uszu słuchacza. Sprzęt gorszej jakości wprowadza dodatkowo swoje zniekształcenia sygnału, które mogą być większe, niż te przychodzące z zasilacza. A więc na sprzęcie niższej jakości wpływu kabla zasilającego nie zauważymy, bo i tak zostanie on „zagłuszony” przez zniekształcenia pozostałych składników systemu. Na sprzęcie High End można to usłyszeć o ile: cały tor jest najwyższej(?) jakości oraz… słuchacz ma wyjątkowo wrażliwe ucho, aby te zmiany usłyszeć. Nasuwa się pytanie, dlaczego w sprzęcie High End, pomimo jego „high-endowości”, zakłócenia przenikające z toru zasilającego jednak słychać? Czy to znaczy, że nie są wystarczająco dobrze odfiltrowane w zasilaczu? Ale to już pytanie do konstruktorów… ale też pole do popisu dla „tuningowców” (poprawiaczy) sprzętu 😉

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dziękuję za cenne i fachowe uwagi. Sam doszedłem do wniosku, że kabel zasilający musi być swego rodzaju filtrem odcedzającym zakłócenia z sieci, bo inaczej jego działania nie da się wytłumaczyć. O jakości transformatorów nie będę się wypowiadał, nie będąc fachowcem, a szeroki to temat, choćby z uwagi na różne ich konstrukcje. Twin-Head ma transformator bardzo skomplikowany, który przewijała swego czasu polska firma specjalistyczna. Nawinięcie jest wyjątkowo staranne.

  12. jactr pisze:

    Niech mi ktoś wytłumaczy, jak to działa – z jednej strony gniazda sieciowego 1,5 m superprzewodu wykonanego w supertechnologii z super-kosmicznych materiałów za kilka, kilkanascie tys. zł., a po drugiej stronie tegoż gniazda sieciowego kilometry zwykłego, taniego drutu biegnącego do źródła zasilania. Czy to końcowe 1,5m ma moc „uzdrawiania” energii elektrycznej? Przecież kabel to nie filtr…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Filtr też w pewnym stopniu, a także swego rodzaju kondensator.

    2. Tomek pisze:

      Krótko: nie ma znaczenia. Jeśli działa jak kondensator, to pojemność jest na tyle mała, że nie ma znaczenia przy prostowaniu napięcia w zasilaczu. Zresztą jak tu prostować napięcie, skoro to jeszcze sinus. Jeśli jest filtrem, to równie dobrze można wrzucić jakiegoś ceramika piko do zasilacza 😀 Jeśli z kolei ma idealnie przewodzić, to sam sobie odpowiedział Pan na pytanie.

      Kable głośnikowe mają znaczenie, z kolei kable zasilania do wyciąganie kasy od naiwnych.

      1. PIotr Ryka pisze:

        A założymy się?

        1. Tomek pisze:

          Czekam na konkretne wyjaśnienie sposobu działania takiego kabla. Mogę się założyć.

          1. PIotr Ryka pisze:

            Konkretnie, to dzwoniłem w tej sprawie do Instytutu Fizyki Ciała stałego UJ i proponuję też tam zadzwonić i zapytać profesora, który akurat jest też melomanem, czy kable zasilające mają znaczenie dla brzmienia. A praktycznie, to proszę do mnie przyjechać i zrobimy porównanie zwykłej komputerówki z np. Acoustic Zen Gargantuą. Gwarantuję mocne przeżycia.

        2. Tomek pisze:

          Przy okazji prosze napisać, dlaczego zasilacz radzi sobie ze skokami kilkanaście wolt, a nie radzi sobie z uVoltami. Tylko konkrety.

    3. Tomek pisze:

      Ogólnie rzecz biorąc, jeśli nie słyszy się skoków napięcia sieci 230V rzędu kilka-kilkanaście woltów, to trudno by wyłapać różnice mikro woltów wynikające z użycia różnych kabli zasilających.

      1. PIotr Ryka pisze:

        Oczywiście, że takie różnice się słyszy. Wystarczy sprawdzić jak gra na przykład wzmacniacz lampowy zasilany o kilkanaście woltów wyższym napięciem. A już szczególnie przy lampach Full Music.

        1. Tomek pisze:

          Jasne, że ma znaczenie napięcie zasilania lampy. Chociaż zmiana punktu pracy może niwelować różnice. Zresztą projektuje wzmacniacze. Tyle, że skaczące napięcie sieciowe nie skacze na prostowniku, bo po to jest prostownik. Kabel sieciowy 2m może mieć wpływ na napięcie wejściowe rzędu – dajmy na to miliVolty. A w sieci mamy wahania kilku-kilkunastu wolt. Jeśli te kilka miliwoltów ma takie znaczenie, to czemu skoki napięcia sieciowego nie uniemożliwiają Wam słuchania muzyki?

          1. PIotr Ryka pisze:

            Skoki napięcia nam nie przeszkadzają, bo jak ktoś ma w sieci wyraźne skoki napięcia, to kupuje aktywny kondycjoner od PS Audio.

            http://hifiphilosophy.com/ps-audio-power-plant-premier/

          2. Tomek pisze:

            Czyli konkretów brak 🙂 Jest tam za to wysublimowany sygnał 230V. Pozdrawiam.

          3. PIotr Ryka pisze:

            A co to, mam na zawołanie pisać artykuły wyjaśniające? Proszę sobie zadać trud i samemu poszukać wyjaśnień. Najogólniej biorąc lepsze kable szybciej przewodzą prąd i pozwalają unikać interakcji między elektronami a przewodnikiem. Tak nawiasem prąd w kablu nie płynie, tylko przypomina działanie wahadła Newtona. Poza tym lepszy kabel szybciej potrafi reagować na chwilowe wzrosty zapotrzebowania na energię. Co zaś się tyczy najdrobniejszych detali, to odsyłam do QED – będzie się czego uczyć.

          4. Tomek pisze:

            Rozmawia Pan z doktorantem. To co Pan pisze, świadczy, że nie za bardzo zna się Pan na elektronice, jak i QED. To ostatnia wiadomość, bo widzę, że nie odpowiada Pan na pytania, tylko przeskakuje z tematu na temat, rzucając przy tym nazwy produktu, by lepiej pozycjonować stronę. Jedno trzeba przyznać, na marketingu się Pan zna.

          5. PIotr Ryka pisze:

            Tą rejteradę z pogróżkami na odchodnym przerabiałem już setki razy. Dezynwoltura czasami pomaga, ale szacunek dla innych i więcej pokory wobec złożoności świata też nie zaszkodzą.

          6. Adam J. pisze:

            7 grudnia 2016 o 23:41 PIotr Ryka napisał: „Najogólniej biorąc lepsze kable szybciej przewodzą prąd”.
            O ile szybciej ?
            Śpieszę panu donieść, że prąd elektryczny w metalach płynie z prędkością światła.
            Tworzy pan fizykę alternatywną, a to już nie są subiektywne odczucia melomana, tylko jawne wprowadzanie ludzi w błąd.
            A teraz powiem panu jak się mierzy zakłócenia we wzmacniaczu.
            Zwiera się wejście i mierzy poziom sygnału na wyjściu.
            W idealnym przypadku, jeśli na wejściu jest zero, to na wyjściu też powinno być zero.
            W rzeczywistości zawsze na wyjściu jest jakiś szum i wyłapane z otoczenia zakłócenia, mogą one, ale nie muszą być słyszalne.
            Tylko problem polega na tym, że jeśli chce pan słuchać przewodu zasilającego, to powinien pan to robić przy zwartym wejściu wzmacniacza.
            Teoretycznie powinien pan wtedy słyszeć ciszę, w praktyce może być inaczej.
            Absolutnie się z tym zgadzam, że jeśli komuś opłaciło się przewód przywieźć z Chin i sprzedać za dwa złote, to taki przewód nie ma prawa prawidłowo działać, ale pomiędzy przewodem za sto złotych i przewodem za sto tysięcy złotych nie powinno już być różnicy, i żadne ballady o „temperaturze muzyków” tego nie zmienią.
            A w anonimowego profesora z Uniwersytetu Jagiellońskiego wierzę tak samo jak w UFO i krasnoludki …

          7. PIotr Ryka pisze:

            Jeżeli prąd w metalowym kablu płynie z prędkością światła, to z równań Einsteina wynika, że tworzące go elektrony, mające przecież niezerową masę, osiągają masę nieskończoną. To chciałeś Adamie powiedzieć?

          8. Adam J. pisze:

            Przeczytałeś wiele książek, ale żadnej nie zrozumiałeś …
            Prąd w metalach płynie z prędkością światła i czyni to zupełnie niezależnie od tego czy w to wierzysz.
            Zapytaj o to swojego profesora z UJ i napisz co ci odpowiedział.

          9. PIotr Ryka pisze:

            Prąd w przewodniku przemieszcza się wprawdzie na zasadzie wahadła Newtona, niemniej jest ruchem elektronów (skądinąd de facto w odniesieniu do konkretnego elektronu bardzo wolnym), a to oznacza, że nie może być równy c. W praktyce przyjmuje się, że wynosi 0,65-0,8 c. Dla najlepszych przewodów wynosi powyżej 0,9 c – przynajmniej według deklaracji producentów.

          10. Adam J. pisze:

            Prąd w metalu płynie z prędkością trzystu tysięcy kilometrów na sekundę, półtorametrowy odcinek przewodu pokonuje w pięć nanosekund, gdyby taki kabel wpadł w rezonans, to by generował falę o częstotliwości dwustu megaherców.
            Krótko mówiąc są to zjawiska, których w żaden sposób nie da się usłyszeć.
            Dlatego robienie żył o przekroju kilku milimetrów kwadratowych ze srebra, złota czy „kosmicznych stopów” nie ma absolutnie żadnego sensu, no chyba że chodzi o samopoczucie posiadacza.
            Natomiast faktycznie warto mieć porządnie wykonane i dobrze zaekranowane przewody zasilające, ale da się je zrobić za sto złotych.
            I co najważniejsze, złe przewody da się usłyszeć, dobrych nie da rady.

          11. PIotr Ryka pisze:

            Trzy sprawy: 1. Tak jak mówiłem, żaden obiekt mający masę nie może osiągnąć prędkości światła. 2. Jeżeli kable zasilające nie różnią się brzmieniem, to zapraszam do siebie i posłuchamy. 3. Telefon do Instytutu Fizyki Ciała Stałego UJ jest ogólnie dostępny, proszę sobie zadzwonić.

          12. Adam J. pisze:

            Uparcie usiłujesz tłumaczyć zjawisko którego nie rozumiesz.
            Prąd elektryczny nie ma masy.
            Prąd to przepływ ładunku elektrycznego, ale ładunek nie ma masy.
            Ty się zafiksowałeś na elektronie, który ma masę i ładunek, dlatego tworzysz herezje.
            A za zaproszenie dziękuję, ale nie skorzystam.
            Doskonale wiem czego nie jestem w stanie usłyszeć, tym się różnię od audiofilów.

          13. PIotr Ryka pisze:

            To w takim razie inne trzy rzeczy:

            1. Zjawiska prądu elektrycznego dogłębnie nikt nie rozumie. Być może stoi za nim symetria E8, ale to tylko hipoteza.

            2. Prąd elektryczny ma charakter dryfu drgających elektronów o łącznej prędkości mniejszej niż 1mm/s, spowalnianego właściwościami danego kawałka metalu – obecnymi w nim zanieczyszczeniami, strukturą włókien, temperaturą podnoszącą się wraz z natężeniem przepływu, efektem naskórkowym, dyfuzją magnetyczną i całą gamą innych zjawisk, w tym zewnętrznych zakłóceń elektromagnetycznych. Dlatego zjawisko konkretnego przepływu prądu w danym kawałku metalu nie jest tożsame z idealnym, abstrakcyjnym ruchem światła (fali elektromagnetycznej) w próżni. Sama obecność Słońca i ziemskiego magnetyzmu czyni to niemożliwym.

            3. Brak woli, by zadzwonić na UJ i do mnie przyjechać na odsłuch, czyni oczywistym to, czego przez grzeczność nie będę nazywał.

  13. roman pisze:

    Wpływ kabli zasilających jest słyszalny już od najtańszych urządzeń w sytuacji kiedy gratisowy kabel zastępujemy jakimkolwiek grubszym kablem ,nawet takim za stówę .Na tanim urządzeniu natomiast nie słychać zazwyczaj różnicy między kablem za stówę a takim za tysiąc.To tak z własnego doświadczenia.

  14. roman pisze:

    Ciekawe jest to że słychać różnice (na wysokiej klasy sprzęcie)między odcinkiem 1,5m a 2m. Dłuższy odcinek daje więcej powietrza między instrumentami.

  15. Przemek pisze:

    Jak ktoś nie słyszy zawsze można mu powiedzieć że ma zbyt niskiej klasy sprzęt :-).

    Jak by tak dać z 10 metrów takiego kabla to prawie człowiek z domu by nie musiał wychodzić :-).

  16. Normalny Inaczej pisze:

    Pytanie do „słyszączych” kable sieciowe: Zdradzcie mi co palicie – też chciałbym spróbować 😉

    1. PIotr Ryka pisze:

      Nie trzeba nic palić, wystarczy samemu przeprowadzić porównanie. Gwarantuję usłyszenie różnic.

  17. Greg pisze:

    Tez w to nie wierzyłem, dopóki wielokrotnie nie usłyszałem.
    Nauka jeszcze wielu zjawisk nie opisała i to jest jedno z nich. Dla wszystkowiedzacych taka rada – trochę pokory i dystansu do nauki.

    W większości przyoadkow odkrycia naukowe polegają na tym ze najpierw obserwuje sie nowe zjawisko, a pozniej opisuje matematycznie.

  18. Przemek pisze:

    Kable oczywiście grają, kto zaprzecza ten nie robił nigdy próby… albo
    ma bardzo słaby słuch 🙂 co wcale nie jest rzadkością. Dotyczy to moim zdaniem KAŻDEGO sprzętu, że tak to ujmę od „HIFI” w górę. Mnie jednak interesuje co innego. Ze względu na fizykę kabla długość ma tu kluczowe znaczenie. Pytanie czy jest jakaś długość optymalna?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Niektórzy twierdzą, że 1,8 metra, ale ja tego nie potwierdzę, jako że najlepszy kabel sieciowy jaki dotychczas słyszałem – Siltech Triple Crown – był 1,5-metrowy.

      1. Przemek pisze:

        To już jest coś 1.5-1.8m wiadomo, że za krótki nie działa (sprawdzone) lub działa w mniejszym stopniu. Może zależy to cech przewodnika np. przekroju

  19. Kuba pisze:

    Panowie panowie. Spotyka się Pan TEORIA z Panem Praktyka. Toć wiadomo że się nie dogadają. A kto powiedział z jaką prędkością płynie prąd?? Czy ktoś tutaj zmierzył?? A wiadomo na UJ powiedzieli z jaką teoretyczną prędkością płynie prąd. Porzućmy teorie akademickie bo to jest teoretyczny narzut tzw. uczonych. Co do Pana Einsteina też można mieć ale, gdyż jak ktoś wniknie głębiej dowie się że ten Pan był pracownikiem Urzędu Patentowego działającego na rzecz pewnej grupy władzy finansowej, znanej rodziny i w obecnych czasach.
    Prawdziwym geniuszem był NIKOLA TESLA, twórca i wizjoner ponad czasowy.
    Co do przewodów chyba normalne że jest różnica słyszalna. Idąc dalej ważniejsze jest ostatnie ogniowo czyli podłączone do przewodu urządzenie. Im bardziej urządzenie jest dokładniejsze (wyższej klasy) tym różnica jest bardziej słyszalna. To że niektóre przewody kosztują dużo pieniążków, to też się nie dziwie gdyż wiedza i pomysł kosztuje.
    Ja sam jestem praktykiem, i sam wynalazłem pewne urządzenie które teoretycznie nie powinno działać, a działa.
    Ludzie czasem bywają zbyt leniwi aby sprawdzić samemu, trochę więcej otwartości umysłu bez automatycznego nastawienia NIE TO NIE MOŻLIWE.

  20. Kuba pisze:

    Dodając na koniec chodź byśmy mieli najlepsze przewody świata, pozostaje kwestia urządzeń audio nawet tych super HiEnd. Jest to moja teoria, jednocześnie oparta na doświadczeniach praktycznych. A konkretnie pisząc gromadzenie się pasożytniczych ładunków elektrycznych oraz magnetycznych wewnątrz urządzeń. W obecnych czasach ma to większe znaczenie niż 20lat temu ze względu na pęd technologiczny gdzie zakłócenia są wszech obecne.
    Każdy element (rezystor, kondensator, tranzystor, lampy elektronowe, transformator), każdy z tych elementów układanki pod wpływem czasu i ciepła oddziaływują na siebie. Lekiem na to jest pewne urządzenie, gdzie podczas prezentacji sprawdza się, lecz ja nie jestem żadnym autorytetem i ludzie nie słuchają. Jest nazwa przyporządkowana dla ludzi jak kondycjoner masy, gdyż inna prawdziwa by była nie przyjęta jak np. masa wirtualna. Masa odbiorcza zgromadzonych ładunków elektro i magneto statycznych. Zmiany jakie są wprowadzone, a szczególnie słyszalne to w lampach elektronowych gdzie raczej najbardziej oddziaływają w sensie promieniowania na resztę układu. Najbardziej zbliżoną technologię posiadają Japończyki. Urządzenie to było też sprawdzane w super systemie z oddzielną linią dla sprzętu audio, gdzie sam właściciel był zaskoczony działaniem. To że mamy super prąd, z super uziemieniem oki ale zapomina się o interferencjach wewnątrz.
    Powracając do kabli zasilających, są pewne nadprzewodniki gdzie można by wykorzystać lecz w chwili obecnej są (a raczej jest) bbbbardzo drogi.
    Panie Piotrze z pewnością nie jeden przewód Pan słyszał i nie jeden raz ktoś pisał że to voodoo, w obecnych czasach wydaje mi się że ludziom brak pokory do życia. Niby mamy postęp technologiczny, i mamy bezmiar informacji na wyciągnięcie ręki. Ale jest jeszcze więcej dezinformacji w sieci. Życzę zdrowia przede wszystkim, oraz dobrej muzyki.

  21. Patryk pisze:

    Mozna kupowac najlepsze kable na swiecie, dlaczego nie jak jest gotowka. Niestety wiele osob (wiekszosc) zapomina o akustyce pomieszczenia, ktora ma 10x wiekszy wplyw niz najlepszy kabel na swiecie lub glosniki. Akustyka to 70% calej naszej zabawy. Jestem pewny, ze to wlasnie z tego powodu wiele osob poddaje sie i przerzuca na sluchawki.

    1. Kuba pisze:

      70% ?, ja obstawiam 50% na akustykę.
      20lat temu mając system klasy budżetowej, po modyfikacji akustyki był upadek szczęki z podłogi 🙂 .
      Na dzień dzisiejszy w celu eliminacji niedoskonałości akustyki i braku możliwości modyfikacji, po latach przestawiłem się z kolumn dynamicznych na Magnepany. Które uważam za pełno pasmowe i bez sub potrafią szybą w oknach poruszyć. Nie są idealne, gdyż do muzyki metalowej się nie nadają.
      Jazz, Blues,Poważna, Wokal… coś pięknego z Magnepanów.

  22. Patryk pisze:

    „20lat temu mając system klasy budżetowej, po modyfikacji akustyki był upadek szczęki z podłogi 🙂 .”
    Wlasnie o to chodzi!

    Patryk.

  23. Paweł pisze:

    Panie Piotrze, z przyjemnością czytałem ten test. Ostatnio kupiłem sobie używane zasilające: acrolink 9500 i Gargantua II do posiadanych kabli Harmonix 350 m2r i Isolink (najwyższy model). Testowałem ze swoim sprzętem w moim systemie wszystkie i dokonałem zmian w okablowaniu (wymiana, zakup / sprzedaż). Co do oceny kabli nie będę się wypowiadać bo każdy ma swój gust i inny tor audio. Uważam, że w badaniu odsłuchowym który jest źródłem recenzji POPEŁNIŁ PAN ZASADNICZY BŁĄD. Pomiędzy ścianą a listwą użył Pan kabla Acrolink 9500 a także użył Pan listwy dystrybucyjnej która jest okablowana wewnątrz acrolinkiem 9500. W ten sposób pewne cechy acrolinka 9500 „nałożyły się” / zsumowały z cechami innych kabli w teście. Wiarygodny jest opis jedynie acrolink 9500 bo praktycznie od gniazdka w ścianie był tylko ten kabel. W pozostałych przypadkach była to suma acrolink 9500 + kolejny badany kabel. Część cech z opisu powtórzyła się z moim systemie ale jako, że acrolink 9500 nie jest kablem neutralnym tylko ma swoje „cechy osobnicze” nie miał Pan możliwości obiektywnego badania i wyprowadzenia subiektywnych opinii. Natomiast pisząc o różnicach w kablach kiedy je porównywałem to są one wręcz drastyczne (wyraźnie słyszalne) i tak samo istotne jak w kablach głośnikowych (tylko interkonekt łączący źródło przedwzmacniacz/wzmacniacz oddziaływuje na efekt końcowy bardziej).

    1. Piotr Ryka pisze:

      Każdy test jest tylko widzeniem sprawy pod pewnym kątem. Nie zgodzę się jednak z opinią, że Acrolink narzucał warunki. Gdyby tak było, wszystkie kable grałyby do niego podobnie, a wcale tak się nie działo. Poza tym argumentacja ta powtarza regularnie przytaczaną przez wrogów znaczenia kabli zasilających, którzy powiadają. „Jak ostatni metr czy półtora linii zasilania może mieć wpływ na całość liczącą dziesiątki kilometrów?” O dziwo może, a cechy osobnicze poszczególnych kabli zasilających powtarzają się niezależnie od listw czy kondycjonerów, choć nie pozostają na to całkiem niewrażliwe. Harmonix czy Gargantua są w każdym razie sobą czy to z listwy Power Base, czy to z listwy Sulka, czy to z kondycjonera Shunyaty. Tak przynajmniej dzieje się u mnie.

  24. Paweł pisze:

    Panie Piotrze,
    nie mogę się zgodzić z tą logiką. O ile zgadzam się z tym, że ostatni kawałek kabla ma decydujący wpływ na dźwięk jaki wydobywa się z sytemu to zastosowanie takiej logiki oznaczałoby, że po co używa Pan tak drogiej listy dystrybucyjnej i podłącza ją do ściany tak dobrym kablem. Wystarczyłby zwykły rozdzielacz (byle nie gorszej jakości niż kable w ścianie i gniazdko w ścianie). A tak nie jest i Pan o tym dobrze wie. Dlatego ja też używam renomowanego kondycjonera, jak Pan listwy bo to po prostu słychać. Oczywiście znacznie mniejszy wpływ przed kondycjonerem / listwą ma kabel ale to przetestowałem i ten sam kabel przed kondycjonerem i za podłączony do źródła to inna bajka niż dwa różne kable (szczególnie harmonix i acrolink bo to akurat sprawdziłem odsłuchem). Nie mam uwag do wniosków w recenzji bo moje doświadczenia są częściowo podobne. Dla przykładu w moim subiektywnym odbiorze harmonix 350 m2r i acrolink pc-9500 są swoistym zaprzeczeniem. Zupełnie inne intencje w odbiorze musiały przyświecać projektantom. To doskonale można usłyszeć przy budowaniu sceny, temperaturze przekazu czy uwypukleniu / wycofaniu pewnych częstotliwości, więc kiedy akurat te dwa są w linii jeden za drugim robi się swoisty misz-masz. Moje uwagi krytyczne nie zmieniają sytuacji, że jestem fanem Pana blogu/strony ale uważam, że pewne uwagi dla czytelników powinienem przedstawić.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Oczywiście, że dobra listwa wnosi poprawę i ma wpływ. Ale poprawa poprawą, wpływ wpływem, a to, że kable Acrolinka domykają dźwięki, czyniąc z nich swoiste banieczki, podczas gdy Harmonix je otwiera, dając muzykę bardziej szumiącą, to i z tą tutaj listwą dało się dobrze usłyszeć. Pewnie, że okablowując cały system jednej marki kablami zasilającymi wpiętymi do własnej marki listwy uzyskałoby się wynik bardziej jednoznaczny, ale i wówczas ktoś mógłby zarzucić, że składniki tego toru bardziej pasowały do jednych kabli a mniej do innych. Dlatego testy to zawsze w pewnym procencie loteria (także z innych powodów), ale co robić? – życie to zbiór ograniczeń. A potem nieraz się człowiek łapie za głowę, bo coś chwalonego okazuje się mniej godne pochwał, albo na odwrót – rzecz skrytykowana w innych torach okazuje się dobrze bronić. W tym teście, wydaje mi się, na szczęście się tak nie zdarzyło.

  25. Bogdan pisze:

    Wygląda na to, że posiadacze Questyle 600 (może i pozostałych) mają problem kabla zasilającego z głowy, bo w instrukcji producent zakazuje używania innych kabli niż będący w zestawie z urządzeniem, a ten nie wygląda na nic szczególnego. Fakt, że jest od przeciętnego elastyczniejszy.
    Ponieważ to mój pierweszy wpis, chcę korzystając z okazji podziękować właścicielowi strony i piszacym komentarze, bo ich wiedza (+ nieodzowna umiejetność czytania między wierszami) są nieocenioną pomocą na każdym etapie kompletowania włsnego zestawu.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ograniczenie odnośnie kabla zasilającego w przypadku Questyle wiąże się najpewniej z zastosowaniem obwodu SATRI, w przypadku którego precyzyjne dozowanie siły sygnału wejściowego ma wyjątkowo duże znaczenie. Dotyczy to także wzmacniacza słuchawkowego Bakoon, który prawdopodobnie też z tego względu może być zasilany wyłącznie bateryjnie. Całej armii „normalnych” wzmacniaczy to jednak nie obchodzi i dla nich większa czy inaczej nieco uformowana struga prądu nie stanowi żadnego zagrożenia. Niemniej i one są podatne na prądowe zniszczenia – nie można ich podłączać do komputerowych UPS, które przeważnie nie generują z baterii prądu w postaci sinusoidy. (Bywają jednak wyjątki, które sinusoidą zawsze się chwalą.)

  26. Bogdan pisze:

    Na tej stronie:
    http://www.soundstagehifi.com/index.php/component/content/article?id=406:s
    jest ładnie wytłumaczone skąd bierze się problem z kablem zasilającym (tłumaczenie Google).

    „Głównym problemem, przed którym stoi kabel zasilający, jest pole promieniowania EMI spowodowane interakcją z zasilaczami. Ta interferencja elektromagnetyczna jest spowodowana szybkim wytwarzaniem szczytowych prądów wytwarzanych przez prostowniki wzmacniacza ładujące jego duże kondensatory buforowe z prędkością 120 razy na sekundę. Co więcej, ponieważ kondensatory są ładowane tylko w szczycie sinusoidy prądu przemiennego, cały prąd musi zostać dostarczony w ciągu kilku milisekund. Powoduje to ogromne przepięcia prądu (do 20-100 amperów), które wytwarzają pola elektromagnetyczne przesyłane z przewodu zasilającego. Te pola EMI z kolei indukują pobliskie kable, aby wytworzyć w nich prąd rozproszony. Dla audiofili ten bezpański prąd staje się słyszalny jako impuls o częstotliwości 120 Hz, który wyrzuca normalny rytmiczny przepływ muzyki.”

    1. Piotr Ryka pisze:

      Teorii próbujących wyjaśniać różnice pomiędzy kablami zasilającymi jest sporo, a nagi fakt tylko jeden – różne kable to różne brzmienia.

  27. pako61 pisze:

    W przewodzie zasilającym nie elektrony a pole elektromagnetyczne przemieszcza się z prędkością światła a ono wywołuje ruch elektronów na skutek różnicy potencjałów .

    1. Piotr Ryka pisze:

      To prawda, ale jeszcze niedawno uczono, że przepływ prądu to ruch swobodny elektronów. Tymczasem same elektrony w kablu zasilającym prądu zmiennego przemieszczają się bardzo wolno i na dodatek w odwrotnym do płynięcia zasilania kierunku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy