Recenzja: Stax SR-Ω (SR-Omega)

Podsumowanie

STAX_SR-Omega_16   Jednakże każdy medal ma drugą stronę. Mimo iż współczesne słuchawki nie odbiegają daleko od tych referencyjnych sprzed lat dwudziestu, nie możemy niestety o nich powiedzieć tego samego co o telewizorach albo samochodach. Najlepsze auto z 1993 roku to przy dzisiejszym średniaku z tej samej kategorii (sportowe, limuzyny itd.), gruchot pozbawiony wielu systemów wspomagania jazdy, palący na dokładkę skandaliczne ilości benzyny. O obrazie na najlepszym telewizorze z 1993 roku w ogóle nie ma co pisać. Ląduje poza klasyfikacją. A słuchawki? Cóż, lepszych od SR-Omegi na jej obszarze sposobu grania dotąd nie stworzono. Trochę to wstyd, co by nie mówić. To samo dotyczy pozostałych przedstawicieli elity. Każdy z nich reprezentuje inny styl i na obszarze tego stylu nie znalazł pogromcy. Dosyć to przykre. Chciałoby się móc kupić za przystępną albo niechby i wysoką cenę słuchawki lepsze od najlepszych sprzed dwudziestu lat. W końcu inżynieria akustyczna i materiałowa nie stoją chyba w miejscu. A jednak w przypadku słuchawek nie znalazło to odzwierciedlenia. Dziwne. Trudno przeto uciec w tym miejscu od kilku słów cierpkiej krytyki. Ogromny szum reklamowy wokół rzekomo wspaniałych przetworników Sennheiserów HD 800 – największych na świecie i z genialną dziurą pośrodku – a także nie mniej podobno technicznie zaawansowanych przetworników klasy Tesla od Beyerdynamica, w świetle ich konfrontacji z celulozowymi arkuszami Sony R10 albo elektrostatycznymi plastrami SR-Omegi i Orfeusza wydaje się żałośnie przesadzony i bardziej komediowy niż poważny. Powiedzmy brutalnie – klasycy sprzed lat dwudziestu z obecnymi flagowcami wyraźnie wygrywają. Jedynie Stax trzyma dawny poziom, choć i tu można wskazywać na fakt, że SR-Omega gra bardziej naturalnie od obecnej Omegi, ale to rzecz drugorzędna. Ważny jest tak naprawdę poziom całościowy i tu nie ma wątpliwości, że wielkiej piątce dotąd nikt nie zagroził. Na przestrzeni ostatniego dwudziestolecia powstał tylko jeden przetwornik zdolny konkurować na tym samym pułapie – przetwornik Sony Q10 Qualia. Nie słyszałem tych słuchawek, ale w powszechnej opinii słuchających uchodzą za najbardziej szczegółowe ze wszystkich jakie zaistniały. Ich piętą achillesową jest natomiast budowanie sceny, co oznacza, że nie zadbano o dostatecznie dobrą oprawę tego wspaniałego przetwornika. Natomiast wszystkie te beyerdynamicowe Tesle, sennheiserowskie dziurkacze, czy tytanowe patenty od Ultrasona to już stopień niżej, a jeśli wziąć pod uwagę dokonany w międzyczasie technologiczny postęp jasne jest, że przy ich konstruowaniu skupiono się nie na samej jakości, tylko na stosunku jakości do ceny. Zadbano nie o to by stworzyć muzyczną reprodukcję na nie znanym dotąd poziomie, tylko o odpowiednio wysokiej jakości dźwięk; dostatecznie dobry by się go nie czepiać, a wykreowany po najniższych możliwych kosztach. Wysoka, choć nie najwyższa klasa brzmienia za jak najmniejsze  pieniądze – taki cel temu przyświecał. I nie byłoby czego krytykować, gdyby nie fakt, że Sennheiser HD 800 kosztuje 1400 dolarów, a Beyerdynamic T1 niewiele mniej. Podejrzewam, że koszty ich wytworzenia lokują się dużo poniżej tysiąca złotych. Na to wskazuje technologiczny postęp. A zatem nie jakość tylko chciwość, takie to są słuchawki. Na ich tle nasza tytułowa SR-Omega to wytwór minionej epoki; pamiątka zamierzchłych czasów, kiedy słowo majstersztyk nie było jeszcze pustym frazesem. Zarazem faktem jest, że po jej stworzeniu firma Stax zbankrutowała. O tym też nie należy zapominać. Cena mistrzostwa bywa wysoka. Czasami rujnująco.

 

W punktach

Zalety:

– Fantastyczne połączenie łagodności z realizmem.

– Zachwycająca scena.

– Całkowity brak dystansu do muzyki.

– Idąca za tym przynależność do najściślejszej elity.

– Magia wokali.

– Znakomita separacja dźwięków i źródeł.

– Charakterystyczne dla szkoły Staksa wspaniałe obrazowanie dalekich zdarzeń muzycznych.

– Bardzo dobra dynamika.

– Wszystko to razem jest jedyne w swoim rodzaju.

–  Bardzo wygodne.

– Ładnie się prezentująca stylistyka retro.

– Najwyższej jakości surowce.

– Pięknie opakowane.

– Legendarne.

– Specjalnie dla nich skonstruowano fenomenalny wzmacniacz.

– Przy odsprzedaży prędzej zyskamy niż stracimy.

Wady:

– Nie tak szczegółowe jak Sony R-10 i nie tak dynamiczne jak Orfeusz.

– Nieco za skąpy bas.

– Ich łagodność nie każdemu musi odpowiadać.

– Pady ze sztucznej skóry.

– W razie awarii przetwornika przeistaczają się w zwykłą Omegę II.

– Dedykowany im wzmacniacz jest praktycznie nieosiągalny.

– Je same też bardzo trudno zdobyć.

– Bardzo drogie.

– Ostatnie egzemplarze pochodzą z 1994 roku.

 

Dane techniczne:

Słuchawki elektrostatyczne o budowie otwartej.

Siatka ekektrodowa z czystej miedzi pokrytej złotem.

Grubość diafragmy 1.5um

Materiał diafragmy – polimer.

Prąd podkładu 580 V.

Pasmo przenoszenia: 6 Hz – 41 kHz.

Pojemność elektrostatyczna: 110 pF

Czułość: 99 dB.

Maksymalne ciśnienie dźwięku: 120 dB przy 400 Hz

Kabel: 2.5 m, 5-pin z miedzi beztlenowej.

Waga: 380 g bez kabla.

 

System odsłuchowy

Odtwarzacze: Ayon CD-5s i Cairn Fog V2

Wzmacniacz słuchawkowy: Sennheiser Orpheus

Interkonekty: Tara Labs Air1 i Kryna Inca7

 

PS

Już po napisaniu recenzji dotarła do mnie oficjalna odpowiedź Staksa. Wzmacniacz SRM-T2/SPS-T2 kosztował w Japonii 468 tysięcy jenów.

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy